poniedziałek, 30 czerwca 2014

HST - SEN KOSZMARNY

My Music 2014

1. Intro
2. Zemsta Jest Słodka
3. Przegląd   feat. JOKA
4. Dzień Pierwszy
5. Biegnę Przed Siebie
6. Mój Kumpel Diabeł
7. Żyje Się Raz
8. Jak Minęło Krótkie Życie (Skit)
9. Jestem Sam
10. Obiecam Dziś
11. Brak Nauki Z Lekcji
12. Hardcore4Life   feat. CHORY SZPITAL
13. Brat Co Za Bit
14. Przyjaźń    feat. ABRADAB
15. Gnój
16. Notatka Samobójcy
17. Outro

    Już nikt nie zachwyca się Hastem. Raz, że swoja pierwszą i ostatnią płytę wydał bodaj 12 lat temu i, jak to się mówi, 'gimby nie znajo', bo tyle czasu to na świecie żyją. Druga sprawa, że koło HST zrobił się jakiś czas temu duży syf - wszyscy wiedzą, że sypał na psach i wiele osób odrzuciło tę płytę właśnie z tego powodu. Czy słusznie?
    Znakomitą większość płyty wyprodukował Fleczer. Tylko pojedyncze numery zrobili The Returners [7], DJ Tort [5], Chmurok [6] i Młody MD [3]. I fajnie, bo klimat albumu jest spójny, klasyczny w charakterze i fajnie bujający. Owszem, nie każdy bit jest naprawdę dobry, kilka mnie mało przekonuje (Dzień pierwszy i prawie identyczny Biegnę przed siebie od Torta), ale ogólnie nie powiem, żeby muza była słaba. Spoza tego klasycznego schematu, do połowy albumu, wypisują się syntetyczny i nowoczesny 'Jak Minęło Krótkie Życie' oraz 'Jestem sam', nieco rockowo-popowy numer. Ale, jak to się pięknie mówi, jest to wyjątek potwierdzający regułę. Dalej jest już bardzo różnie. Zupełnie co innego to trak nagrany z rapkorowym Chorym Szpitalem - skądinąd jeden z ciekawszych na płycie. I tak naprawdę ten klasyczny klimat, który chociaż napędzał wajb na początku, rozlazł się w połowie pośród kolejnych nuskulowych patentów.    
    Hastu po ponad dekadzie mnie lekko znudził. Wszedł w 'Zemsta jest słodka' dość mocno, z ogniem i sporym dystansem, mówiąc, że 'po prostu ze mnie jest przechuj, przekaż swoim koleżkom', ale ogień się wypalił dość szybko. Oczywiście, jego teksty są bardzo porządne, nieco przesiąknięte goryczą, bo, jak sam mówił, miał więcej upadków niż wzlotów ostatnimi czasy. Jednak brakuje czegoś, czym te wersy zwrócą czyjąś uwagę. Hastu sylabizuje swoje wersy, nie ma płynności, jest czkawka, szczególnie upiorna w 'Obiecam dziś', co przy linijkach takich jak 'Życie nie penis bo zawsze jest twarde' albo 'siedzę na ławce i puszczam latawce' wydaje się faktycznie snem koszmarnym. No i rzeczywiście HST ma wzloty i upadki... I więcej upadków. Rap Hasta jest ciężki i urywany jak oddech uciekającego przed psami (łap ten follow-up, biczez!!), a w kontraście z lekkim i nieco śpiewnym Joką i Dabem - przygnębia. Życie spiłowało HST pazury i wyjebało siekacze. 
    Jestem rozczarowany. Ta płyta jest zwyczajnie nudna i ożywa w zbyt niewielu momentach, aby móc się cieszyć tym materiałem. Muzycznie jest fajnie do mniej więcej połowy, lirycznie jest cały czas tak samo - przeciętnie... I co z tego, że album jest bardzo fajnie wydany, skoro materiał jest średniakiem? Kompletnie mnie to nie przekonuje. Dobre traki? 'Gnój', 'Zemsta jest słodka', 'Hardcore4life'. Mało. 

OCENA: 3\6


niedziela, 29 czerwca 2014

THS KLIKA - DLA DZIELNIC MUZYKA

Slang 2014

1. Intro
2. Dla dzielnic muzyka
3. Kocham tą Warszawę    feat. BABA THS
4. Na ławce siadam
5. Idę spacerem
6. Nocne eskapady
7. Odkąd pamiętam     feat. PONO
8. Wychowani na sporcie   feat. JAŹWA
9. Krótki żywot     feat. JURAS
10. Co z tą polską będzie    feat. HUDY HZD
11. Dopalacze
12. Wiara i pieniądze   feat. CEBULS
13. Patologia nie wybiera    feat. DROPS DRS
14. Outro

    To już trzeci album uliczników z Pragi Południe. Romeo, Suja i DJ Def uderzają znowu w ten sam punkt - w dzielnice miast. Album nie wywołał na forach szału, chyba tylko w gimnazjach odbił się szerokim echem - fakt, że nie słyszałem od THS dawno niczego dobrego. Niby ich pierwszy album to klasyk ulic, przynajmniej za takiego jest uważany, ale mnie i tak nie przypadł do gustu - chyba byłem na to za stary...
    Kiedz popatrzymy na listę bitmejkerów, okaże się szybko, że to przekrój warszawskich producentów - od weteranów, aż po tych głodnych, młodych. Wejście Piotrasa z tytułowym kawałkiem jest zaiste powalające - materiał zaczyna się porządnym jebnięciem w czaszkę. Potem jednak temperatura gwałtownie opada - Szczur, Zbylu dają kolejne podkłady - bujające, kalsyczne, choć bez elektryki. Raders w 'Idę spacerem' wykorzystał fantastyczne sample z piosenki Gwen McCrae's "I've Got Nothing to Lose but the Blues" i to powoduje ponowne podwyższenie temperatury, jednak amplituda jest iście sinusoidalna (kurwa, takie trudne słowa...). Chłodno jest przy DJ 600V i Zbychu ZHNN, nieco cieplej przy Masterbitu, Piotrasie, Orło ZWB i Radersie. Ogólnie jednak powiedzieć muszę, że najlepsze, co mnie tu spotkało, to właśnie podkłady. To klasyczny klimat, muzyka dla dzielnic i w sumie, choć niektóre podkłady są dobre, niektóre lepsze, to ogólnie bity są na plus - daję czwórkę. Aha, dobrze, że jest tu DJ Def - najlepsze ogniwo składu.   
    Dobrze, że przynajmniej muzyki tu się da słuchać, bo kiedy dochodzi do rapperów, jest już gorzej. Suja i Romeo stoją w swoim grajdołku od pierwszego albumu i nie robią nawet kroku wprzód. I o ile jeszcze Roman brzmi jako tako, to Suja leży i kwiczy. Ale nie ma tu w sumie potrzeby rozkminiać, kto jest lepszy, kto gorszy, bo cały album wypełniony jest frazesami i banałami jak toi toi po imprezie plenerowej. Jeszcze, żeby te bzdety typu 'póki mam w kieszeni hajs, jest wery najs' zarymowane były jakoś oryginalnie, czy wyjątkowo, pewnie wraz z tymi podkładami stanowiłyby znośny konglomerat (znowu trudne słowo...), jednak liryka jest w chuj prosta (o, te słowa wszyscy znają!!), do tego stopnia, że czasem wręcz rapperzy żenują poziomem. Owszem, sporo jest płyt, zawierających dużo większy współczynnik chujowości, ale trzecia kolejna płyta mogłaby już do czegoś zobowiązywać większego, niz poprzestawiane akcenty, potknięcia na bicie i arcybanalne wersy. Nawet goście nic tu nie wnoszą, ze wszystkich chyba najciekawiej wypadł Pono, ale to i tak dość średnia półka.
    Zastanawiam się, dla kogo jest ten album? Gimnazjaliści się może zajarają, patologia nie wybiera. Jednak ci kolesie mają po trzydzieści parę lat! Zatem co chcą osiągnąć tym bełkotem? 'Ty wiesz o co cho, wszędzie czai się zło', kurwa, mój dziesięcioletni syn złoży ciekawsze wersy! Przecież ten zespół nagrywa już tyle lat! Fejspalm. Dobra, nie jest to album tragiczny - jednak zupełnie wtórny, a THS pokazują, jak bardzo stoją w miejscu, zamiast iść naprzód.

OCENA: 3\6


sobota, 28 czerwca 2014

BOSSKI ROMAN - THERAPYA SZOKOWA DOZWOLONA OD LAT 18

Proper 2014

1. TheRapYa Szokowa Dozwolona od lat 18
2. Treningowy Styl feat. KAEN
3. Uliczny Styl Krakowski 
4. aTrapy 
5. Nie Zapomnij    feat. MIEJSKI SORT
6. Wyprawa nocna VI feat. MŁODY BOSSKI
7. Pozegnanie z Ulica feat. DIXON37 
8. Druga Połowa feat. PEJA, PIH, TADEK
9. Daję Ci Moc feat. ŁUKASZ BATÓG
10. Czym Jest Sukces feat. SOKÓŁ & MARYSIA STAROSTA
11. Pewny Siebie   feat. KASIA GODZISZ
12. Mgła     feat. SONIA
13. Bosski & Webster vs. Pudelsi
14. Power UP 
15. Dwie Litery R 
16. Kaliber44 
17. Wymówka Precz
18. Chory Kraj
                     
    Po czterech częściach Kraka, po Braterskiej Sile i Drużynach Mistrzów, przyszła pora na kolejną solówkę lidera Firmy, człowieka renesansu, jak można by go nazwać: wszak zajmuje się muzyką, rapem, promocją, działaniem fundacji i Bóg sam jeden wie, czym jeszcze. Roman z każdą płytą nieco zaskakuje, jego wizerunek tępego drecha z Firmy zaczyna się zmieniać w coś w rodzaju ulicznego biznesmena i działacza.
    Najwięcej bitów oddał tu p.a.f.f., ale poza nim obecni są tu również Webster, Fabster, Fuso, Piero, DJ Zen, Sokos i Zich. I o ile paff nadaje nieco nowoczesności bitom - nie przez to, że robi jakieś njuskule, tyle, że brzmienie jest bardziej syntetyczne: brzęczący bas, melodie z syntezatora. W podobnym klimacie siedzą Zich i Piero - nowoczesny, acz w klasyczną stronę. Jednak sporo dalej w owej nowoczesności idzie Fabster w swoim 'aTrapy' (jak sam tytuł wskazuje), cykając trapowo, tak samo jak DJ Zel i Sokos. Fajne wejście ma Webster z całkiem przyjemnym, klasycznie nowojorskim podkładem, który zdaje się zapowiadać zupełnie inną jazdę, niż mamy na albumie. Wreszcie mamy typowo uliczny podkład od Fuso - monumentalny i podniosły. Osobiście nie mogę słuchać podkładu do 'Pewny siebie' paffa, bo to taki elektroniczny pop, który nadawałby się dla jakiejś gwiazdeczki, głodnej sukcesu. Ble. Świetnym pomysłem jest z kolei kawałek z Wabsterem i z Pudelsami, z czego wyszedł jazzowy numer na żywo - świetnie pociągnięty przez muzyków, złączony przez producenta. Szczęśliwie, hip hopowego blasku dodaje co jakiś czas DJ Krime. 
    Nie można powiedzieć, że Roman stoi w miejscu. Ciągle brakuje mu nieco do tej wyższej półki, ciągle gdzieś zdaje się potykać, nadal zdarza mu się dać jakiś banalny, wręcz przedszkolny wers. Ale wcale nie słucha się go źle, tym bardziej, że dobiera sobie bity, na których daje sobie radę. Gorzej natomiast, gdy jako gości bierze Roman na płytę kogoś, kto jest gorszy od niego. Większość rapperów z Miejskiego Sortu (znaczy się pozostała dwójka, poza Dudkiem) totalnie nie potrafi popłynąć - producent robił, co mógł, żeby pociąć te zwrotki i poukładać na werblach, ale i tak jest dramat. Blado wypada też Tadek. Miło zaskakuje Młody Bosski, świetnym flow i rozkręceniem kawałka, w którym występuje. Po środku zostaje cała reszta, która nie kłuje w uszy, ale i nie zadziwia. Ciekawe są wejścia wokalistów - Łukasza Batoga z Back OFF, Soni Lachowolskiej i Kasi Godzisz. Numer z Sokołem i Marysią spokojnie mógłby znaleźć się na płycie duetu... Prawda? Jak już wspomniałem, Roman dorósł - widać to wyraźnie po jego tekstach. Kawałki o prawilniactwie na ulicach są w zupełnym odwodzie, choć jeszcze pewne echa pobrzmiewają. Zaskoczył nieco posse trak o... ukochanych żonach Romana, Tadka, Pei i Piha - ci twardziele sceny pokazują, że ich serca są miękkie jak wosk... 'Gangstas need love too', chciałoby się rzec. Poza tym bardzo jaskrawym świadectwem miłości, mamy nieco życiowych prawd, coś o Bogu, podróbkach, dążeniu do sukcesu i spełniania marzeń. Czyli wszystko to, co Roman usiłuje wpajać wszystkim wokół - pozytywna energia i myślenie.
    Nawet nie najgorsza płyta wyszła Romanowi. Czasami nie podoba mi się muzyka, czasem goście, czasem sam Roman coś popsuje - ale generalnie jest to album bardzo porządny. Propsy za Pudelsów, którzy dali niesamowity, spontaniczny wajb do wspólnego numeru. I propsy dla Romana za stały postęp.          

OCENA: 4-\6


piątek, 27 czerwca 2014

AENEM - 3.1.4

Darkonia 2014

1. 3.1.4. (Intro) 
2. Baw się!
3. Oblicza   feat. JACKOBSS 
4. Zrób to dobrze 
5. Uspokój się part 1 
6. Uspokój się part 2 
7. Technologie   feat. DJ QX
8. Decydujący moment    feat. NOWATOR
9. Szaleństwo 
10. Ostatni dzwon 
11. Kiedy nie ma nas (Outro)

    Aenem to 3 projekt 1 raz w 4 osoby. Jest to nowy nabytek podziemnej wytwórni Darkonia Records, ale bynajmniej nie pierwsza ich płyta. Tych trzech rapperów i ich producent właśnie wydali swój kolejny album i z tego co się orientuję, szukali 100 osób które kupią płytę, aby ją wydać na fizyku. Ciekawe, czy im się udało? 
    Jo-el, człowiek odpowiedzialny za muzykę, jest producentem dość specyficznym. Ciężko określić nawet jego stylistykę, bo łączy on nowoczesny rap, coś pomiędzy trapem, cykającym południem Stanów, klasyką, a klimatem dość typowym dla freeshare'owych bitów. Sporo tu elektroniki, dużo przyspieszonych perkusji, większość to bangery klubowe, które powinny być istnymi bombami na koncercie. No, poza może dwoma trakami: Uspokój się 1 i Oblicza. Przyznam, że jakoś nie mogę ustosunkować konkretnie do tej muzyki. Bo niby wszystko jest ok, bity poskładane są z pietyzmem i dbałością, wielopoziomowo i z użyciem różnych patentów, ale... niekoniecznie mi to wchodzi. Czegoś tu brakuje, a może czegoś jest za dużo? Każdy musi posłuchać samemu i wyrobić sobie opinię w temacie, bo to produkt szczególny.  
    Trzy mikrofony: Fromage, Szczur i Emteg to również temat wielowątkowy i dwuznaczny. Każdy z nich umie rymować, to raczej nie ulega wątpliwości. Mają swoje style, da się ich spokojnie rozróżnić - może nie są wirtuozami, ale nie gubią się, nie psują flow. Jest ok, naprawdę, choć zwyczajnie. Co do tego, co rapperzy mówią, to życiowe tematy - żadne 'życie jest ciężkie', czy 'na mojej dzielni rządzę z moimi ziomkami'. Po prostu mówią o normalnych rzeczach, które ich zajmują: zabawa, dążenie do celu, muzyka... I w sumie też ciężko się tu do czegoś przyczepić, ale coś mi tu nie gra do końca. Zbyt często wpada jakiś rym, który albo jest lekko infantylny albo najbanalniejszy z możliwych. I zaraz ktoś zacznie płakać, że przecież przekaz, czepiam się, niech idę słuchać Tedzika Tedziunia albo BRO i jestem gimbaza. Nie zmieni to faktu, że parę razy się skrzywiłem nad absolutną oczywistością i banalnością rymu. Emce powinien zaskakiwać, to nie rzemieślnik układający bruk na ulicy - równo i prosto. To ma jebnąć. Nic mnie tu nie jebło.
    No i właśnie mam kłopot z tym materiałem. Ogólnie rzecz biorąc, to całkiem porządny album, który na pewno spodoba się wielu ludziom. Ja jednak pomarudzę, że tu czegoś brakuje, jakiejś iskry, jakiegoś pierdolnięcia, haka, który by mnie ściągną do głośnika. Na plus jest dbałość o jakość produkcji, skrecze DJ QX'a, na minus... brak tego czegoś. Dobra, marudzę.

OCENA: 3+\6


czwartek, 26 czerwca 2014

SOULPETE - SOUL RAW

ET 2014

1. Dead Or Alive   feat. HEZEKIAH
2. Don’t Think   feat. PACEWON
3. Rhymes On Random   feat. ODDISEE
4. What You Love   feat. OZAY MOORE
5. Balance   feat. SUPASTITION
6. Still S’N’W    feat. SMIF'N'WESSUN
7. Hood Shit   feat. M.A.R.S.
8. Raw Talk   feat. AWAR
9. Undisputed Champs   feat. GUILTY SIMPSON
10. Step Ford   feat. OZAY MOORE
11. Duel Machete  feat. JOURNALIST 103
12. True Royalty   feat. BLU
13. Power Is The Name   feat. HASSAAN MACKEY
14. We Don’t Know   feat. DOMINIQUE LARUE
15. Dreams Hold On    feat. DANNY! 

    Czekałem. Z niecierpliwością, drżeniem łydek i serca. I jest! Soulpete zrobił to! Miąłem kłopot, czy umieścić to na rapdookołaświata - bo wszak rapperzy zagraniczni, czy na polskim hip hopie, bo nasz osobisty produsa. Wygrało to, kto album sygnuje - a jest to DusznyPieter.
    Jakie podkłady robi SoulPete, to wie chyba każdy. To pełne duszy (a jakże!) bity, wypełnione klasycznym brzmieniem, konkretnymi samplami i ciężkimi perkusjami. I choć SoulPete swoimi podkładami może zgnieść Ci bańkę, to okazuje się nagle, że umie stworzyć także nieco rzewny podkład do 'Dreams hold on', ale jest to tylko moment 'słabości'. Przez znaczną część trwania albumu te bity napieprzają jak rzymskie kohorty podczas wojen punickich. I nie jest istotne, czy są nieco wolniejsze jak przy 'Hood shit', bo nawet w takiej okazji Pete postarał się zeskrobać szczoteczką do zębów brud z chodnika i wjebał kilo na perkusję. Na drugim biegunie mamy podkłady takie jak np. 'Raw talk', które są jak pieprzony pluton czołgów. Do tego jest tu DJ Ace za talerzami i ciężko mu odmówić gracji przy kręceniu woskiem, bo tnie jebany jak pilarka Stihl - przy samej dupie. Ten syf miażdży. Będący podziemnym rapperem przylazłbym na klęczkach do Lublina nawet z zasranego Ohio po jakiś podkład. Dziwko.
    Normalnie producent zaprasza na swoją płytę producencką gwiazdy - to normalne. Jak bitmejker ma hajsy, to nawet do chujowych podkładów zatrudni fejmowych rapperów. Oni zawsze mogą powiedzieć, że to bardzo utalentowany koleś, dlatego u niego wystąpili. Są hajsy, jest feat, proste. Ale zaraz, zaraz... Gdzie Tedzik? Gdzie BRO? Gdzie Karramba? W dupie. Pete nie miał zamiaru bawić się z kolegami z piaskownicy pod blokiem. Jebać tych wacków, kto ich zna? Te bity koszą, weźmy kogoś, kto ma i skills i szacunek - niekoniecznie fejm. I Pete zrobił to. Ściągną na album najgorętsze koty amerykańskiego drugiego obiegu, bo nie powiem, że podziemia. Większość amerykańskich producentów dałoby się pociąć marchewką za takie featy, a tu mamy najbardziej utalentowanych przedstawicieli sceny USA. I to są weterani, jak Smif'n' Wessun (w wybornej formie, swoją drogą), Pacewon, Oddisee, czy Supastition, jak i ci mało znani, początkujący Ozay Moore, Awar, czy Hassaan Mackey. I doprawdy nie robi większej różnicy, jak duży bagaż ma rapper. Wszyscy wypadają świetnie i ciężko wyłowić tu jakieś przodujące postaci.
    To kamień milowy w polskim rapie. I to w drugim obiegu. Absolutna bomba, nie tylko producencka, nie tylko liryczna, ale również jest to bomba dla świadomości rapowej świata. Oto polski producent nagrywa całą płytę dla tuzów amerykańskiej sceny. Nie dla Brytyjczyków, czy samego Marco Polo (nic nie ujmując Ostremu!!!). Tu mamy pełen przekrój zdolnych ludzi, chętnych współpracować z Petem. Propsy. Nigdy się niekończące.

OCENA: 6\6   


środa, 25 czerwca 2014

DOBROSZ MUSIC, KOKZ & GOST - PRAWDA

Palmy Iz da Army 2014

1. Komunikat 
2. Inwigilacja 
3. Wojny   feat. BORO
4. Polityka    feat. CHEMICZNY ADI, DOGOR
5. Korupcja 
6. Religie    feat. NAGASH
7. Prawda 
8. Otwórz Oczy 
9. Motywacja    feat. MATEO

    Zaglądam czasem na blogspota Palm - ostatnio natchnęło mnie w niedzielę po długim weekendzie - i co? Coś jest. Druga płyta Dobrosza, bitboksera i producenta, nagrana z młodą gwardią Palm, sądząc po poprzednich dokonaniach Dobrosza, może nie być zła. Ale w sumie jakiś czas się wahałem, czy rzeczywiście umieszczać tu recenzję tej płyty, bo pod żadną inną, tylko pod palmową płytą, zawsze wybucha straszna dyskusja. Ale w sumie, co mi szkodzi?
    Dobrosz już wcześniej pokazał, że potrafi sprawić całkiem fajne podkłady. Pod warunkiem, że ktoś lubi ciężkie bity, nieco w stylu Company Flow. Często mamy tu połamane perkusje, elektroniczne dźwięki i przejścia oraz, co najfajniejsze, bitboksy Dobrosza, czasem zastępujące pudełkowe perkusje. Za to 'Prawda' jest już zupełnie syntetycznym, wręcz grajmowym podkładem. Swoje skrecze dokłada tu DJ Nuclear Brain Wash. Ok, bywa to fajne, bywa to ciężko strawne - jest różnie. Jeśli lubisz podziemne jazdy, to na pewno album Ci wejdzie. Wolisz syntetyczne trapy, zginiesz. Ja osobiście mam mieszane uczucia... 
    No dobra, o ile podkłady dają radę, to rapperzy, czyli Kokz i Gost muszą się jeszcze wiele nauczyć. Czasem amją przebłyski i okazuje się, że potrafią pojechać część zwrotki w dobrym stylu, po czym wywijają orła w najmniej spodziewanym miejscu. I o ile większość tekstów przejdzie, to tak samo jak z flow - czasem są bardzo mierne. Sprawdź 'Korupcję' - to pokaz anty rymowania, na tym trudnym podkładzie chłopcy wypierdalają się na co drugim werblu. Słychać to wyraźnie, kiedy wchodzi Chemiczny Adi, który rozpierdala całość nie tylko tekstem, ale i gniewnym stylem. Dogor zaś przywodzi na myśl nagrywki końca lat '90 w Polsce - chodzący old skul, naprawdę... Ogólnie, walka z systemem, polityka, wojny, wierzenia - wszystko wymieszane jest w jednym pudełku i ma jedno przesłanie: jebać system. Podziemie rządzi.
    Ciężka ta płyta. I ciężko o niej powiedzieć, czy jest dobra, czy zła. Na pewno jest wyjątkowa. Gdyby może Dobrosz wybrał sobie lepszych rapperów - to archaiczne rymowanie było może i niezłe 10 lat temu, ale nie dziś... Zupełnie mi to nie wchodzi i teraz, proszę bardzo, pod spodem może się rozpętać piekło...

OCENA: 3-\6


wtorek, 24 czerwca 2014

ANGELO - MAŁY KSIĄŻĘ

Fresh Label 2014

1. B-612 
2. #325 
3. #326
4. #327 
5. #328 
6. #329 
7. #330 
8. Ziemia

    Od razu zaintrygował mnie sam pomysł - koncept epki, oparty o wędrówkę Małego Księcia. Nie słyszałem wcześniej o Angelo, ale przecież nie muszę znać każdego podziemnego gracza - a właśnie mam okazję. Z niejaką niecierpliwością rozpocząłem odsłuch...
    Każdy kawałek został z rozmysłem przydzielony innemu producentowi. Chodziło o to, aby każda planeta (czytaj każdy numer) miał inny styl i inny klimat. I tak po kolei Adamo dał dość klasyczny banger, energetyczny i hałaśliwy, oparty w sporej mierze na samplu wokalnym - jak przystało na wulkaniczną planetę B-612. Planeta 325 od Young Digital'a jest taka jak ksywka bitmejkera: cyfrowa i dla młodych. Cyka, wyje wysokimi dźwiękami syntezatora. Na planecie 326 siedzi Babek, który do domu Pana Próżnego wjechał z ciężkim, undergroundowym podkładem - hardości numerowi nadają jeszcze skrecze DJ Tony'ego. Foux dał 'pijany', mocno elektroniczny podkład na planetę 327, na której rezydował Pijak. Aczkolwiek trąci mi to nieco dyskoteką... remizową. Ale to może taki plan był... V_Twizzy, który okupuje planetę 328, podał monumentalny podkład dla planety biznesmena - dokładnego i dumnego. Planeta 329 to Just Crist, którego podkład toczy się jak ten przysłowiowy kamień Syzyfa. Ostatnia planeta przed lądowaniem to Boroproduct, którego podkład piszczy przez cały czas i jest lekko wkurwiający... Na planetę Ziemia Angelo powraca z Foux'em, którego elektroniczne jazdy bywają doprawdy wkurwiające...       
     Teksty mają opierać się o charakterystykę planet, na których ląduje Mały Książę. Ok, znam książkę, widziałem film, można powiedzieć, że wiem, o co tu biega. Natomiast ciężko mi odnaleźć w większości kawałków przesłanie, wynikające z treści książki St. Exupery'ego - temat zgadza mi się dopiero od planety 327. Wygląda na to, że koncept miał być jedynie pretekstem do nagrania albumów. Niemniej jednak Angelo ma 'siłę w rymach jak Popek w klatce', kosi równo z trawnikiem, a panczami jest w stanie powybijać słabym emce zęby. Ale to przecież nie jest płyta o bragga, tylko o życiu i jego zakrętach. To cała masa przemyśleń, wypowiadana bardzo szybko, do której trzeba trochę czasu i cierpliwości, aby zgłębić całkowicie to, co rapper chce nam przekazać.
    I z jednej strony, to płyta bardzo dobra, z niezłym pomysłem i dobrym emce na majku. Z drugiej podkłady Fouxa są poniżej mojego poziomu przyswajania elektroniki w rapie, a część kawałków ma się nijak do książki, na której oparto koncept. ale ogólnie, rzecz warta uwagi bez dwóch zdań.

OCENA 4+\6


poniedziałek, 23 czerwca 2014

ODGRZEWANE KOTLETY

ProKru 2014

1. Kotlet Kru
2. Zawód raper
3. Wyrwane z kontekstu
4. Czasu coraz mniej
5. Śmiej się ze mną
6. Czarny kot, biały kot
7. Mikrokosmos
8. Wąpierzy psalm
9. Magia pradawnych plemion
10. Jak uważasz
11. Legendy
12. Wyjście smoka

    Jedną z moich ulubionych formacji podziemnych jest ProKru na czele z Ryvinem oraz całą plejadą wyjątkowych emce. Pierwsza część tego pomysłu wyszła ponad dekadę temu, realizacja kolejnej zajęła tyle czasu, dlatego mamy tu taki tytuł, a nie inny. Fajna okładka, kulinarny wątek - zajarałem się jak kotlet na patelni, że tak to ujmę.
    Oprócz tego, że sami członkowie produkują tu podkłady: Ryvin i Hmjeló, znaleźli się tu również Voke, Thomson i Wesoły. To typowa klasyczna jazda, z mnóstwem sampli i bujającymi perkusjami. Przy czym sample pozbierane są z bardzo różnorodnych źródeł, od muzyki rozrywkowej, aż po muzykę etniczną. Producenci siedzą w złotoerowym brzmieniu i czują się w nim doskonale. Zwłaszcza, jeśli wspomagają ich DJ Cichy, DJ Sema4 i DJ Haloon na wosku, a nawet flecistka z krwi i kości. Brzmi to bardzo dobrze, głową kiwa i jak dla mnie, trafia idealnie. Tym bardziej, że nie jest to album zbyt długi i człowiek nie ma czasu się zmęczyć.   
    W ProKru, jak już wspomniałem, jest sporo dobrych i oryginalnych rapperów. W sumie, ciężko tu znaleźć słabego zawodnika. Owszem, mnie na przykład może nieco drażnić maniera rymowania Emki, ale nawet jeśli nie podoba mi się jego flow, to teksty nadrabiają. Zresztą, prawie wszyscy chłopcy ujmują dowcipem, dystansem do siebie i świata oraz czasem karkołomnymi porównaniami. No weź ich sprawdź. Bua: 'wróżyłem sobie również przyszłość pilota, kiedy z rozłożonym parasolem próbowałem skakać z drzewa (idiota)'. Albo Cones 'ksiądz widział we mnie potencjał, kurwa, grunt, że nie dotykał'. Aczkolwiek, jeśli jeszcze na jednej płycie usłyszę (tak jak tu od Snajpera) wers 'czas leci jak wózki na faureli', to się wścieknę i nawykurwiam oficjalnie, bo ileż można cytować Pęka? No nic. Najlepsi w tym tłumie to zdecydowanie Cones, Bua, Hmjeló, Grem i Ryvin, bo reszta jest średnia - choć, jak już wspomniałem, ciężko znaleźć kogoś słabego - co najwyżej są zupełnie przeciętni. Tematyka jest bardzo różnorodna: od tajemniczych, słowiańskich podań, przez bragga, aż do krakowskich kotów, poszukiwania drogi życiowej i wyśmiewania kłopotów. 
     No i dostałem to, czego chciałem. To bardzo specyficzna grupa rapperów i producentów i ich stylistykę trzeba po prostu lubić - zakładam, że nie każdy da się złapać na ich gierki słowne, flow i klimat, często ocierający się o Wiedźmina i satyrę. Ale, jeśli komuś to wejdzie, to zostanie. Mi zostało.

OCENA: 5-\6


środa, 18 czerwca 2014

HUCZU HUCZ - GDZIE WASZE CIAŁA PORZUCONE

Prosto 2014

1. Nikt    feat. 2STY
2. Zabierz mi
3. Awersja
4. Najdalej   feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK
5. Pauza
6. Niemożliwe   feat. JOANNA RYBKA
7. VHS
8. Jak nie teraz to kiedy?
9. Gdzie wasze ciała porzucone    feat. MARCIN KIRAGA
10. Syf    feat. GEDZ
11. Cisza
12. Sens    feat. MASIA
13. Mijamy się mijając
14. Nim zajdzie słońce za osiedle   feat. FLOJD, W.E.N.A.
15. Niby
16. Przemoknięte serca miast (Bonus Track)    

    Jakiś czas temu Husz wjechał w scenę jak walec i zostawił po sobie bruzdy na tyle głębokie, że każdy występ rappera na albumach były oczekiwane i oklaskiwane, tak samo, jak jego legalny debiut w Prosto, który to label urasta do jednego z najważniejszych w kraju, zajmujących się hip hopem. Nie dlatego, że ma u siebie gwiazdy, ale dlatego, że nie zamyka się li tylko w jednej działce, tylko ma w stajni ogiery z każdej galaktyki.
    Jest kasa, są popularni producenci, tak? No to lista jest spora: Slajd, Henson, 2sty, NNFOF, Sakier, Babek, BobAir, Wiro, Natz, Pawbeats, Ervill, EnZu RX, Odme, ka-meal... Łatwo zauważyć, że będzie to w większości rap nowoczesny, ale przecież nie musi to oznaczać, że syntetyczny - płyta nie jest nudna, bo jest różnorodna, przy zachowaniu spójnego klimatu. Będę pewnie monotematyczny, jeśli powiem, że te bity, które mniej mi leżą, to te syntetyki od Hensona, Sakiera, Slajda. Jednak na moje szczęście tych jest dużo mniej, chociaż jak dla mojej starej głowy taki podkład Sakiera do tytułowego kawałka jest nieznośny. Oparty na pianinie, w 3\4 długości pozbawiony perkusji, z melodramatyczną solówką na gitarze. Kurwa, Budka Suflera feat. Bartek Wrona, bez kitu. Podobny w wydźwięku jest 'Mijamy się mijając' RXa, z wokalami pieśniarza Jarosława Chojnackiego - które w sumie robią ten numer. Zaraz jednak za moment RX daje klasyczny, bujający podkład - diametralnie inny. Tych innych, bardziej klasycznie hip hopowych jest tu na szczęście więcej i na uszach zawisły mi 'Najdalej', 'Awersja', 'Jak nie teraz to kiedy', czy 'Cisza'. Fajnie, że sa tu również drapacze wosku w osobach takich jak DJ Klasyk, DJ Noriz, DJ Ace, DJ  Krug, DJ Ike oraz RX. 
    Hucz nie zawodzi, jeśli chodzi o warsztat rymotwórczy - to bardzo dobry rapper i równie świetny tekściarz. Owszem, kilka razy się skrzywiłem, tak jak na początku 'VHS', gdzie padł tekst bijący się o laur najniesmaczniejszego wersu roku: 'Chodźmy się kochać bez zabezpieczeń i potem wyskrobiesz to dziecko łyżeczką'. Ale to wyjątek, reszta tekstów jest bardzo dojrzała, przemyślana - zwłaszcza łapiący za gardło 'Cisza'. Hucz postawił na niewielu gości - przede wszystkim na wokalistów: wiecznie pojawiająca się na rapowych produkcjach Jonanna Kuśmierczyk, pieśniarz Chojnacki, czy Joanna Rybka. Ale nie brak tu również gości rymujących, z których każdy się sprawdził i dostosował do atmosfery. Mamy tu więc teksty dla dorosłych, ale tych myślących, zarymowane w sposób naprawdę świetny.
    Album nie jest idealny. Przede wszystkim muzycznie, bo kilku traków nie mogę ścierpieć, ani się do nich przekonać. Ale z drugiej strony jest tu sporo numerów bardzo fajnych, które usiadły mi na bańce i kręcą się w heavy rotation w samochodzie. Każdemu coś tu przypadnie do gustu, ale album w całości... może być ciężki. Ale na pewno wart uwagi.

OCENA: 4\6   


wtorek, 17 czerwca 2014

EGOTRUE - DEFINICJA EGO

Fandango 2014

1.B.A.S.E. Jumper
2.Następny Dzień    feat. LUKA
3.Powinienem
4.Strefa Widmo    feat. MIUOSH
5.Rainroom
6.Moje Miejsce   feat. ASIA FOSTIAK
7.Obok Tego
8.Mamy Prawo Się Bać
9.Pozwolisz
10.Spalam To   feat. MAM NA IMIĘ ALEKSANDER
11.Zwolnij
12.Virus
13.Trzeci Element
14.Wahadło   feat. ASIA FOSTIAK
15.Moja Familia

    Na pierwszą wiadomość o Egotrue trafiłem na którymś forum, gdzie towarzystwo jarało się płytą jak czarownice na stosie. I wprawdzie Emes i Zen wydali coś kiedyś, ale ni cholery to do mnie nie dotarło. Jednak kiedy zespół trafił na legal w stajni Miuosha, siłą rzeczy usłyszał o nich świat, a przy okazji moja skromna osoba.
    Już pierwsze dźwięki muzyki oznajmiły mi, że mogę mieć ciężką przeprawę, bo jest tu kurewsko nowocześnie, ambientowo i elektronicznie. Nie zawsze takie brzmienia mi wchodzą, muszą być naprawdę ciekawe i nietuzinkowe, bo byle kląskania cipą po kuchennym blacie nie zniesę. Jednak... dałem się wkręcić i okazało się szybko, że ten syntetyk nie jest tak wulgarny jak wspomniane chwilę wyżej porównanie. Część bitów, głównie te na wejściu, wyszło od wrocławskich elektroników z Heisenberg's Montage i są to nie banalne, syntetyczne numery, często wspomagane instrumentami - przebija czasem d'n'b, minimal, elektro, a nawet techno-pop spod znaku wczesnego Depeche Mode i Kraftwerk. Drugą postacią w sferze muzyki jest Szatt z nocnych Nagrań, a także sam Emes. Po jednym kawałku wyprodukowali również Młody GRO i Seek. I wszystko jest przestrzenne, uzupełnione o skrzypce, trąbki, czy saksofony. Mnie osobiście nieco zmęczyła na nawała syntetycznych dźwięków, ale kreatywności i nietuzinkowości nie da się producentom odmówić.
    Równie niecodzienni są Zen i Emes, którzy czują tę nieco dziwną muzykę i doskonale do niej pasują. Oni tu 'definiują inność', są wyraźnie odmienni od całej reszty sceny, doskonale czują się na tych popękanych perkusjach, mają adekwatny styl i teksty. A mówią one o problemach ze sobą, ze swoim ego - do czego właśnie nawiązuje tytuł albumu. To nieco zadziwiająca podróż wgłąb swojego ja, szukanie spokoju pośród nerwowych zwojów, pędząc na oślep niczym neurony. Mistyka. Ciekawie brzmią również refreny śpiewane przez Emesa - miałem cały czas nieodparte wrażenie, że chłopak lubi Davida Gahana, bo sporo z tych śpiewów kojarzyło mi się bezsprzecznie z nagraniami Depeche Mode. Ale może to tylko mój wymysł... Dwóch gości rapujących tu wystarczy aż za bardzo - mogłoby ich  w zasadzie nie być, choć Aleksander wpasował się naprawdę fajnie w całość - stylistycznie i mentalnie. Miuosh słuchu tu nie krzywdzi, acz nie wypada na tych bitach okazale. Rządzą Emes i Zen.   
    I wszystko byłoby fajnie, bo to naprawdę brzmi wyjątkowo i dobrze - ale szczerze mówiąc, po dziesięciu kawałkach zaczęło mnie to wszystko męczyć. Zbyt brzęcząco i elektronicznie tu jest, choć naturalnie doceniam wkład pracy, przemyślenie materiału i pieczołowitość, z jaką podeszli do sprawy twórcy. To wyjątkowy album hip hopowy, na pewno spodoba się wszystkim lubiącym new school. Mnie nie wszystko tu leży, ale, jak napisałem, ambicję i wkład doceniam. Bardzo wartościowy materiał.

OCENA: 4\6


poniedziałek, 16 czerwca 2014

WIRUS - 60 KILO WERSÓW

V6 2014

1. 60 kilo wersów
2. Wszystko pod kontrolą
3. Miejskie zoo
4. To dla moich ludzi   feat. M.K.M.
5. Opium   feat. KAJMAN
6. 40 lat niewoli
7. Wredny skurwiel   feat. KAEN
8. Duch
9. Betonowe pieczęcie   feat. T. WOŹNIAK, PUDELSI, JOYFUL VOICE
10. Smog
11. Za lepszą granicą
12. Mordercy
13. Jeden oddech
14. Popiół    feat. FU
15. Paru typów
16. Adrenalina    feat. ABRADAB

    Wirusa mozna było już usłyszeć w kilku produkcjach: od jego własnego nielegala, przez udział na Drużynie Mistrzów. Zagrał trochę koncertów, po czym trafił pod skrzydła weterana polskiej sceny, DJ 600V. Z opisów płyty wynika, że tego się nie da słuchać na trzeźwo, ale że nie miałem pod ręką zalecanej Metaxy, której zresztą nie lubię, włączyłem krążek na sucho, trochę obawiając się, co z tego wyjdzie...
    Całością zajął się Volt i to w jego wytwórni wyszła ta płyta. Mimo iż jest to bezdyskusyjnie legenda, to jednak ostatnimi czasy rzadko kto zgłasza się do niego po bity - nie oszukujmy się, jego ostatnie produkcje były zwyczajnie wybitnie chujowe - że ośmielę się wspomnieć o jego projekcie z Ron G - tego się po prostu nie dało słuchać. Ale... wcale nie jest tak źle - rozum powrócił i Szejseta robi wprawdzie nadal syntetyczne podkłady, ale już pozbył się tej plastikowej, tandetnej maniery, w której tkwił ostatnie kilka lat. Przyznam, że wreszcie brzmi to porządnie i daje się spokojnie słuchać. Nieco ponad połowę albumu zrobili jednak inni producenci. TMK Beatz ma tu dwa całkiem udane kawałki, dobrze wpisujące się w klimat albumu. Lanek wjeżdża z elektronicznym, ale ciężkim podkładem, który nieco łagodzi ładny damski śpiew w refrenie. Aglofellaz mają tu klasyczny podkład, a DNA jak zwykle w w formie z przyjemnym bitem do 'Popiołu'. Adam Drzewiecki z Pudelsów (i przecież nie tylko) skomponował lekko jazzująco-popowy trak z fajnymi dęciakami, grającymi w tle - w numerze udział ma chór gospel oraz Tadeusz Woźniak z Niebiesko-Czarnych... Wyjątkowy pomysł, choć nie każdemu pewnie przypadnie do gustu. Fajny jest jeszcze 'Mordercy' od 101 Decybeli. Poza tymi ciekawszymi trakami, są tu jeszcze produkcje od DJ Creona, Kudela, Donde. Co w sumie dziwniejsze, DJ 600V, jako didżej, mógł spokojnie zająć się również skreczingiem, ale oddał te przestrzeń dla DJ Def'a, DJ Czarliego, DJ Qmak'a, DJ Element'a i Feel-X'a. Może to i lepiej?
    Wirus trochę mnie zaskoczył, bo okazał się być jednak bardzo sprawnym rapperem. Przyznam, że w poprzednich kawałkach, w których go słyszałem, w ogóle nie zwrócił na siebie mojej uwagi, a tu od samego początku emce pokazuje, że ma w sobie to coś. Jest dowcipny, wręcz sarkastyczny, umie być uszczypliwy i złośliwy, do tego potrafi przyspieszać, kombinować z flow i bardzo fajnie się go słucha. I nawet obojętne jest, o czym mówi. Może dawać bragga, czy rysować nam swój wizerunek jako chamskiego skurwiela, jest ok. Może opowiadać przejmujące historie z czasów komunizmu albo miejskie legendy... Może również gadać o śmierci razem z grupą gospel. Cokolwiek. Ok, w stronę końca, temperatura nieco spada, ale i tak jest dobrze. Gości rapowych jest niewielu: zaledwie trzech. Kaen daje radę jako wredny skurwiel, Fu nie zrobił tragedii i ma tu jedno z najlepszych wejść w życiu, kiedy rymuje zrozumiale. No i Abradab, który ujdzie - tak po prostu.
    Podszedłem do materiału nieco sceptycznie, ale Wirus rozwiał moje wątpliwości. Jasne, płyta jest nierówna i ma swoje lepsze i gorsze momenty, jednakże dobrze się tego słucha i Wirus  daje sobie spokojnie radę. Można posłuchać - nie jest to dzieło, ale całkiem ciekawa płyta.

OCENA: 4\6 


niedziela, 15 czerwca 2014

B.A.K.U. - POZNAJ MNIE

Urban 2014

1. Na Wszystkie Strony
2. Peron 2
3. WWAdoeNTe    feat. MANIFEST
4. Ale Powiedz Jedno Słowo
5. Tylko My Wiemy
6. Jaram Się
7. Drugi Dom    feat. VNM
8. S.P.O.R.T.   feat. B.R.O
9. Moja Mantra
10. Pójdę
11. Pomimo
12. Zejdź Na Ziemię    feat. GRIZZULLAH
13. Snajper     feat. WUDE
 
     Wprawdzie ta płyta oryginalnie wyszła bodaj w 2012, ale wówczas jej nie słuchałem. Ba, nie wiedziałem nawet o istnieniu tego kolesia. W kwietniu Urban Records, słynący z wydawania często dziwnych pozycji, przypomniał ten album, wydając go na legalu. Z tego, co się zdążyłem zorientować, Baku nie został przyjęty oklaskami, więc również nie podszedłem do tematu z entuzjazmem.
    Na albumie możemy posłuchać całej plejady producentów, bo w sumie, co temat, to kto inny. Jest tu Ślimak, podziemny producent, który wyłania się coraz częściej z szarej masy undergroundowych bitmejkerów - i dobrze, bo jego klasyczne bity bardzo fajnie bujają. Mamy tu również DNA, który im starszy, tym lepszy i podkład do 'Peron 2' to taki klimat unowocześnionego White House sprzed 15 lat. Jest również Kudel z energetyczną bombą międzymiastową w WWA-NT, Donde zaś dał nieco melancholijny i trochę jakby popowy trak. W podobnym tonie zagrał Euri w 'Tylko my wiemy' i Rockets w 'Pójdę'. Freezbeatz to nowoczesny, syntetyczny bit do 'Jaram się' - nieco dubstepowo-trapowy, podobnie jak MMX. Za to Donatan przyniósł do stołu fajny trak z ciężkim basem i niezłym motywem prowadzącym - oszczędnym, ale wpadającym w ucho. Robeatson w 'Moja mantra' oparł kawałek na szeleszczącym, azjatyckim samplu, dając ciekawy numer. Dwa ostatnie kawałki należą do SemPu, dość oszczędne, choć niezłe, zwłaszcza syntetyczny i agresywny 'Snajper'.  
    Baku jest jednym z tych młodych rapperów w rurkach, oczojebnych koszulkach i z ułożoną grzywką w stylu BRO. Niby ma fajny flow, ale głos jest słabiutki i jakoś nie brzmi przekonująco w większości kawałków. Bo kiedy ten chłopięcy głos mówi o chlaniu w klubie i ciężkich imprezach, to mam wrażenie, że słucham rozwydrzonego bachorka, któremu rodzice, zajęci robieniem biznesu, zostawili samopas. A już w ogóle tragicznie się robi, kiedy Baku zaczyna śpiewać - tego nie powinien próbować. W ogólnym rozrachunku Baku jest zwyczajnie blady, choć w takim 'S.P.O.R.T' okazuje się, że choć BRO jest sporo lepszy, to Baku również daje tu radę. Najgorsze dla emce jest to, że w numerach gościnnych wyraźnie słychać, jak daleko mu do innych. VNM zjada go z ćlamkaniem, nawet Manifest wydaje się sporo lepszy. Baku ma sporą drogę przed sobą i na razie nie wzruszają mnie historie o bójkach w chałupie, o litrach wypitego alkoholu, czy słodkiej miłości z niunią. Nie szarpią ukrytych strun mej duszy również żadne bragga, czy nieudolne hasztagi.
    Nie jestem pewien, czy Baku miał jakiś plan na ten album - szczerze wątpię. Rozrzut stylistyczny bitów bywa spory i niezdecydowany. Baku jest bardzo przeciętny, zwłaszcza kiedy pisze teksty i... śpiewa, bo tyle dobrego, że jego flow jest w porządku. Podsumowując, album jest do posłuchania, owszem, czemu nie. 'Snajper' i 'S.P.O.R.T.' nawet częściej niż raz. Ale ogólnie płyta kariery nie zrobi i naprawdę nie wiem, czym się tu jarać...

OCENA: 3-\6


sobota, 14 czerwca 2014

OSTRY - CZTERY WIOSNY

Klincz 2014

1. Zaufaj mi na gębę
2. Rebelii Specjalista
3. Nie mam nic    feat. KASIA MOŚ 
4. Chcemy tego więcej   feat. EPIS
5. Chopie   feat. WU 
6. Prawilniaki   feat. COPA 
7. Jesteś tu na chwilę 
8. Łatwiej    feat. PIH, JURAS, KAROL CHACHURSKI 
9. Trudy przynoszą zaszczyty   feat. KALI 
10. Cztery wiosny    feat. KASIA MOŚ
11. Żyć godnie   feat. FINU 
12. Pierwszy raz   feat. PALUCH, KAROL CHACHURSKI 

    Dałem się trochę oszukać, ale przyznajcie sami: Ostry kojarzy się tylko z jedną personą, tak? Przynajmniej na pierwszy rzut oka. W sumie nawet się zdziwiłem, że Ostry wydał po cichu nowy album, ale przełknąłem. Po czym, już w domu nastąpił fejspalm. Wreszcie przemówiła do mnie nazwa Bezimenni i doznałem olsnienia, że tam w składzie jest ktoś taki, jak Ostry. I tenże właśnie koleś, nie kto inny, wydał swoje pierwsze solo, po około 10 albumach wspólnie z Bezimiennymi. 
    'Cztery Wiosny' to album muzycznie nieco skomplikowany, bo Ostry zatrudnił sobie producentów nieco z innych bajek. Bo z jednej strony podkłady są takie typowo uliczne, jakie robi np. Dos i Jot-Wu. Wowo dał z kolei wręcz popowy 'Nie mam nic' z żywymi skrzypcami i ładnym wokalem, aby pozostałymi trakami dołączyć do tej ulicznej brygady. Żwirek wyprodukował całkiem ciekawe i niebanalne podkłady. Jednak to przede wszystkim Chmurok zwraca uwagę swoimi kawałkami - nieco ludowym 'Chopie' i ciężkim, acz lirycznym 'Łatwiej'. Ostatni z producentów, Choina, obecny w dwóch podkładach, na jednym jedzie nieco ostrzej, z gitarami elektrycznymi i energią, drugi zaś bit jest smętny i popowy. Ogólnie muzyka jest bardzo zróżnicowana, przechodzi od ocierających się niebezpiecznie o pop podkładów, aż po hardkorowe, uliczne, ciężkie traki. I nie wszytskie są fajne...    
    Wprawdzie Ostry twierdzi, że 'niewiarygodne flow nie jest mi potrzebne', to jednak przydałoby się coś więcej, niż ciekawy głos i niezła, rzemieślnicza technika. No bo, ok, tematy są konkretne, i niby osadzone w stylistyce ulicznej, to przecież Ostry nie jest jednym z tych typowych chodnikowych rymokletów. Fakt, że jego teksty nie są wielkim wyczynem sprawia, że albumu słucha się nieco jednym uchem. Na szczęście pewne urozmaicenie wprowadzają tu wokaliści: Kasia i Karol - a szczególnie Karol. I dobrze, że oni są, bo rapperzy nie popisują się zupełnie. Copa jest do odstrzału totalnie, reszty praktycznie się nie zauważa, bo albo są zwyczajnie słabi albo nic nie wnoszą. Fajnie wypada typowy ślunski kawałek 'Chopie', gdzie chłopcy imprezują po śląsku - kto nie chapie, ten ciul.
    Kolejny produkt, który jest płytą na raz - nie niszczy słuchu, ale do zachwytów jest bardzo daleko. Słychać, że Ostry jest obyty z mikrofonem, ale jest emce rzemieślnikiem, który stawia raczej na przekaz, niż styl i wcale się z tym nie kryje. Przy przeciętnych w większości podkładach, mamy średnią papkę, o której zaraz wszyscy zapomną.

OCENA: 3\6 


piątek, 13 czerwca 2014

RY23 - OBUDŹ SIĘ

Chili Box 2014

1. Obudź Się  feat. DJ SOINA
2. Mamy To Coś
3. Kingsajz   feat. DJ CRK
4. Jestem Z Polski   feat. DJ DECKS
5. Tony Montana    feat. RUDI
6. Być Człowiekiem   feat. KACZOR, KĘKĘ
7. Nie Staraj Się Być Jednym Z Nas
8. Polskie Marzenia   feat. KOWALL, RAFI
9. Możesz Wszystko   feat. BUCZER
10. Hiv-Hop
11. Chcę W Dół
12. Przyjdzie Po Każdego Z Nas   feat. GALON

    Mam pewną słabość do Ramony. Pomimo różnych jego wad, akurat wpada mi w ucho, nie kaleczy słuchu tekstami, ma fajne flow i dobiera sobie niezłe bity. Jego trzeci oficjalny album ma być kontynuacją 'Magicznego Pióra', które było dość dobre, choć, nie oszukujmy się, lekko wtórne. Jednak chętnie sięgnąłem po tę płytę.
    Połowa muzy powstała w laboratorium Pawko Beats i w sumie to on wyznacza kierunek grania. Reszta producentów, czyli Greg, PTK, Snake, Rudy, CRK i Radonis oddali Ry tylko pojedyncze podkłady. Pawko nie jest wirtuozem - ma klasyczne pomysły bez większego błysku i, owszem, są one do słuchania, ale brak im iskry. To tylko bity i ciężko się nimi specjalnie zachwycać. Pozostali producenci to dość zróżnicowane klimaty. Greg ('Mamy to coś') to jazda zupełnie klasyczna, z fajnym, energicznym samplem i konkretnym tempem. PTK w 'Tony Montana' dał bardzo konkretny podkład, oparty na wielopoziomowej perkusji i melodyjką przywodzącą mi na myśl rycerskie wieczorki integracyjne (tak, zdaję sobie sprawę, że to porównanie pewnie znowu trafi na kolejny rapwatch w cmg...). Snake ('Nie staraj się...') to z kolei wolniejszy trak, nieco przypominający mi produkcje Dr. Dre z czasów '2001' - podobnie jak podkład Rudego do 'Hiv-Hop'. Sam producent wykonawczy, DJ CRK, to elektroniczny, nowoczesny, ale zupełnie płaski bit do 'Mogę wszystko'. Radonis wreszcie wyprodukował oparty na samplu wokalnym, nieco mroczny trak do 'Chcę w dół'.   
    Niestety, Ry rozmywa się z płyty na płytę coraz bardziej. Lubię jego głos, charakterystyczne 'rrrrry!', fajne refreny, ale... To już nie jest to, co za dawnych czasów. Nawet już nie to samo, co na 'Magicznym Piórze', gdzie było jeszcze sporo dobrych kawałków. Tutaj wszystko zlewa mi się w jedną papkę o ogólnym wydźwięku pozytywnym i radosnym. Ale Ramona ani nie zachwyca, ani nawet nie wywołuje żadnych emocji - jest zwyczajnie nudny. Nic tu się lirycznie nie dzieje i poza tym, że brzmi nieźle, wywołuje totalne ziewanie. Ziew. Co gorsza, goście, zamiast podbijać atmosferę, raczej ją ochładzają. Na duży plus wypadają tu Kękę i świetny Buczer - obaj dali tu doskonały popis werbalno-liryczny. No, Galon daje radę. Reszta natomiast... Rudi, i Kaczor prezentują tu rymotwórczą okręgówkę, a Rafi i Kowall to również nic ciekawego. Słabo.
    To najgorszy krążek Ramony, płaski i bezbarwny, z ledwie paroma ciekawszymi momentami, które nie trwają jednak za długo. Nuda, wtórność, która wejdzie głównie zagorzałym fanom Ry. Licho. To znaczy, da się tego słuchać i brzmi to o wiele lepiej od sporej części tego, co słyszałem chociaż w tym roku, ale i tak nie wnosi wiele.

OCENA: 3\6  


czwartek, 12 czerwca 2014

POKÓJ Z WIDOKIEM NA WOJNĘ - GRAWITACJA

Prosto 2014

1. Media
2. Religia feat. SOKÓŁ & MARYSIA STAROSTA
3. Wielki mały człowiek
4. Baczność
5. Zły dotyk
6. Bumerang
7. Grawitacja   feat. DJ DESZCZU STRUGI, DJ DEF, DJ KEBS, DJ B
8. Lokalna miłość
9. Gnieciesz   feat. ZIP SKŁAD
10. Oddech
11. Nie nawracam
12. Planeta wroga   feat. WŁODI, VIENIO
13. Separacja
14. Old boy     feat. ERO, KOSI
15. Recovery  

    PZWNW nie należy do moich ulubionych zespołów. Jednak kiedy wziąłem ich trzecią płytę do ręki, poczułem pewien zew - wydanie albumu to istny majstersztyk od Forina. Każdy kawałek ma osobną kartę w pudełku, z wyciętym otworem na lewitującego gościa i odpowiednimi napisami. Wydanie robi kolosalne wrażenie.
    Następny plus to bity od Pereła, którego znamy już od dawna, głównie dzięki podkładom dla jego ziomka, Sughara, ale przecież nie tylko: ostatnie albumy Vienia też noszą jego stygmaty. Pereł urasta nam na jednego z ciekawszych bitmejkerów, bo potrafi łączyć sample z instrumentami w bardzo prosty, a zarazem łapiący za serce sposób. Złotoerowe perkusje, klimat nowojorskiego rapu z lat najlepszych w gatunku... Do tego dje dają naprawdę dobre popisy trików, drapania i męczenia wosku. Świetnym muzycznie numerem jest tytułowa 'Grawitacja' z setami djów i tu można naprawdę odlecieć, podobnie jak przy 'Old boyu', jednak te bity w ogóle są świetne i słucha się ich doskonale. Można powiedzieć, że robią ten album. 
    No i do tej pory tak dobrze żarło. Tylko, że zdechło. Koras, który jest głównym głosem na tym albumie, jest rapperem, który wprawdzie ma coś do przekazania, ale czyni to dość nieudolnie. Juras na szczęście jest tylko w czterech numerach - ale to i tak zbyt wiele. Niestety, na mikrofonie mamy pokaz grafomanii lotów najwyższych i po pewnym momencie człowiek po prostu przestaje wnikać w treść - pomimo naprawdę ważnych treści i poważnych tematów. Rapperzy przedstawiają swój światopogląd, piętnując dewiacje, patologie i promując życie na właściwych torach. Tylko, że te wersy ni chuja nie chcą być choćby dobre. Najprostsze, najbardziej przewidywalne rymy, które byłyby fajne, jednak 15 lat temu, nie dziś, w dobie rapperów wypełniających ścieżki nie tylko sprytnym flow, ale i treścią, dostarczającą rozkminki na co najmniej tydzień. Ułomność wychodzi wyraźnie na jaw w momentach, gdy pojawia się Sokół, Włodi i Vienio - sami będącymi wielce niedoskonałymi rapperami, jednak odległymi od Korasa i Jurasa o lata świetlne. Do PZWNW dostosowuje się przede wszystkim Fu, bredzący takie komunały, że zaczynam żałować, że chłopak rymuje ostatnio zrozumiale.
    1:2 przegrali Pokojowi. Wprawdzie wydaniem płyty i muzyką strzelili dwa całkiem ładne gole, ale strona liryczna to niestety samobój. Znajdą się na pewno fani materiału, bo obiektywnie, nie jest to taka straszna padaka, ale to nie jest też album, do którego będę powracał, aby posłuchać z przyjemnością. Lepszy od 'Drogi Wojownika', ale jakże niedoskonały. Jednak z uwagi na pomysł wydania i dzięki Perełowi, dam...

OCENA: 3\6 


piątek, 6 czerwca 2014

BEJF - W ŚWIECIE PLASTIKOWYCH GŁÓW

nielegal 2014

1. Talk show [Intro] 
2. Widzę Cię 
3. Ty mi powiedz 
4. A ja i tak 
5. Szczelne wnętrze 
6. Wpisane w życiorys 
7. Tym razem nie
8. Chodźmy gdzieś 
9. Pomiędzy 
10. Czas antenowy 
11. Ile razy
12. Zbliżam się 
13. Gdybym odszedł [Outro] 

    Kim jest Bejf? Nie mam pojęcia, ale jakiś życzliwy głos podrzucił mi go w komentarzach. Jego zeszłoroczny mikstejp 'Still On Track' jakoś mnie ominął, nieliczne kawałki gościnne i koncerty z gwiazdami również jakoś do mnie dotarły. A szumu w mediach nie ma - i nawet może i lepiej, pomyślałem.
    Producent Bejfa, jsvdrum, robi muzykę dość specyficzną i taką, jaką rzadko możemy zaobserwować na naszej scenie. To elektroniczna muzyka, wygenerowana z komputera, która trąca nieco minimalem, ambientem i Bóg wie, czym jeszcze. Połamane, nierówne perkusje żyją jakby swoim życiem, sporo tu hajhetów i brzmiałoby to jak cykacze z Atlanty, ale w sumie więcej tu pierwiastka Kraftwerk czy Art Of Noise, niż Lil Scrappy, Pastor Troy albo Gucci Mane. To znacznie bardziej skomplikowane brzmienie, choć pozornie proste i nie wypełniające przestrzeni. JSV daje przedziwny klimat, z jednej strony zadumy, z drugiej lekkiej paranoi i w zasadzie nie da sie przejść koło tych podkładów obojętnie. Są zbyt niepokojące. Darowałbym sobie tylko skreczowe wejście DeJot BQ, bo brzmi, jakby dziecko waliło łapami po adapterze...
    Bejf na szczęście dorównuje producentowi i doskonale pasuje do atmosfery, jaką wprowadził producent. Rapper ma w rękawie same atuty: po pierwsze, ma świetnie wyrobione flow i trafia idealnie już nie tylko w klimat, ale leży na bicie idealnie, wypełniając go treścią. Bo po drugie, treść jest tu kluczem chyba najważniejszym. Wersy Blejfa włażą głęboko w rowki mózgowe i osiadają jak mgła. Warto posłuchać co najmniej kilka razy, o czym mówi rapper, ale pożywki znajdziemy tu na znacznie dłużej, bo materiał nie traci na wartości, a raczej jej nabiera z każdym kolejnym odsłuchem. I nie będę cytował poszczególnych linijek, bo nie ma to sensu - raz że wszystko jest warte uwagi, dwa, że wyrwane z kontekstu może stracić znaczenie. Bejf samodzielnie ogarnął cały temat i nie potrzebni są mu goście - jego wizja świata jest na tyle ciekawa, że nie ma potrzeby angażować w nią innych.
    Świetna płyta, bardzo świeża i zupełnie inna, niż cała reszta. Bejf pojawił się dla mnie znikąd (choć wiem, że był na scenie dość długo) i od razu mnie zastrzelił. Nie jestem pewien, czy każdy będzie zachwycony albumem, bo ma on wyraźnie niszowy target, ale to tym lepiej. Świetny materiał.

OCENA: 5\6  


czwartek, 5 czerwca 2014

TOM SCOLDER - EP01

nielegal 2014

1. Przeszłość
2. Zgroza
3. Smutek
4. Czas ciągle płynie
5. Noc
6. Świt
7. Nadzieja
8. Myśl
9. Odpowiedzi
10. Moc
11. Wolność
12. Przyszłość

    Tom Scolder właśnie postanowił, że jest gotowy, aby pokazać ludziom to, co robi od kilku ładnych lat. Nie jest znany, bo większość jego produkcji nie ujrzała światła dziennego, ale to ma się zmienić. Płyty z instrumentalnym hip hopem rzadko wchodzą na dłużej w głowy - trzeba być naprawdę wybitnym bitmejkerem - artystą wręcz. Takich geniuszy możesz wymienić pewnie ok. 10, a i tu czasem znajdziesz wokalistów. 
    Akurat nie tutaj. Scolder pokusił się o wypuszczenie najciekawszych bitów, jakie zrobił i... fajnie, że się na to zdecydował. Producent wchodzi w taki klimat, który lubię na płytach instrumentalnych - to znaczy niezbyt długie numery, nie tylko oparte wulgarnie o zwykłą pętlę, wyciągniętą z winyla po dziadku, ale tu się coś dzieje. Perkusje nie są metronomem dla rappera, więc mogą być bardzo różne, mogą być agresywne albo popukiwać lekko w tle - zależnie od nastroju. A sample... polska muzyka rozrywkowa sprzed lat wydaje mi się tu dominować, ale nie sądzę, żeby Tom zamykał się li tylko w tych klimatach, bo wajby są przeróżne. Te dwadzieścia pięć minut to swoisty spacer po mieście: idziesz po ulicy, wchodzisz do parku, gdzie śpiewają ptaki i świeci słońce, siadasz w cieniu, obserwując życie i przechodzących ludzi, zastaje cię wieczór, rozmyślasz... Fajnie się tego słucha.
    Dobrze, że album wpadł mi w ręce, bo zarazem wpadł i w uszy. Dość krótki i nie przeładowany, a z drugiej strony ciekawie poskładany i bardzo przyjemny. Można tego słuchać, jak już wspomniałem, łażąc po mieście, ale i również siedząc na pomoście nad jeziorem, czy gapiąc się na zachód słońca w górach. Mam nadzieję na 02, 03 i dalej...

OCENA: 4\6

tu SOBIE POSŁuchaj biTÓW sCoLderA


środa, 4 czerwca 2014

WAKE UP ADINA - ZŁOTA PIĄTKA

nielegal 2014

1. Intro 
2. Iglo 
3. Wake Up!
4. Jam 
5. Kocia Ferajna  feat. PIELUCHOWSKY, ESKAUBEI, HOMEX, EMAS
6. Panny       feat B.FATTI
7. Alkoportret 
8. W Trasie   feat. ZEUS, AGA CZYŻ
9. Funk Jest Z Saturna
10. Wrażliwość
11. Miejska dżungla  feat. KOSMOS 
12. Luźny dzień   feat. ESKAUBEI
13. Trzy Kochanki  
14. Rozmowy przy wódce
15. Outro 

    Aż ciężko uwierzyć, że Globalny Odlot i Sklero Repo są na scenie już od ponad 15 lat. Zwłaszcza Repo, który wydał już bodaj 5 nielegali, atakując co jakiś czas scenę z okolic Bieszczadów. Razem chłopcy współpracują od około pięciu lat, jednak, o ile czegoś nie przegapiłem, to ich debiut, ubrany w nieco kosmiczne piórka, intryguje okładką i nazwą.
    Naczelnym producentem grupy jest Globalny Odlot i muszę przyznać, że jego ksywa jest trafiona, jak rzadko która. Koleś robi totalny kosmos na trakach i choć jego bity przesiąknięte są czystym hip hopem, to ze świeczką szukać czegoś podobnego. Ciężkie perkusje kręcą tempo, a na tychże perkusjach gra kosmiczny funk: metaliczne brzmienia oscylują między fajnymi, bujającymi wajbami, a elektronicznymi jazdami, niczym z ery elektro, old school, czy jakiś zupełnie offowych jazd. Jest to hip hop XXII wieku - nie ten wymuskany i bohemiczny, tylko ten prawdziwy, z mocnym bitem i świetną muzą. Globalny Odlot ukazuje się niczym przybysz z kosmosu i wkręca ludziom nowy gatunek funku. Kosmofunk. Kurwa, odpadłem. W trzech kawałkach podkłady zrobił Korzeń, który na co dzień współpracuje z Repo i przyznam, że doskonale wczuł się on w wajb Odlota i zrobił świetne podkłady, które mógłbym umieścić gdzieś między Digital Underground, Bay Area, i Kool Keithem. Genius work. I jako wisienka na torcie grają na wosku DJ EDK, DJ Pstryk, DJ Dred.    
    Obaj członkowie duetu rymują i robią tu niezły rozpierdziel: 'słabi emce to nasza karma, przerabiamy takich na miauuu', jak to w Kociej Ferajnie. Oni się po prostu doskonale czują w tym klimacie, wypełniając sobą te przestrzenie, wyprodukowane przez Odlota i Korzenia. Obojętne, o czym mówią, potrafią zaskoczyć jakimiś nietuzinkowymi rymami: 'ona była katem przez wielkie K od początku, ja byłem cutem, ale przez C na początku [...] zaśpiewam o tym jak John Legend, będziemy leżeć obok siebie jak 69'. Panienki, jazda samochodem przed siebie, chlanie, miasto, czy muzyka - wszystko znajduje tu swoje miejsce i nawet najpospolitsze tematy stają się zupełnie inne, kiedy rymują tu Odlot i Repo. Nie brakuje tu odwołań do początków hip hopu, wręcz nawet 'Funk jest z Saturna' cofa nas 35 lat w czasie. Coś niesamowitego. I nawet nie ważne okazują się występy Zeusa, Homexa, czy innych znanych i lubianych rapperów - owszem, są niezłe, ale gdzież im tam do gospodarzy...
    Dawno nie słyszałem tak świeżego albumu, zarówno muzycznie, jak i lirycznie. Wake Up Adina budzi w słuchaczu istne pokłady endorfin i osobiście słucham tego jak głupi. Najlepsza produkcja pośród nielegali, od czasu płyty Ducha. Bardzo równa, pełna pomysłów i ciekawych patentów - drugiej takiej nie ma. Radko daję full opcję, ale tu mniej niż 6 nie może być... Nieprawdopodobne.

OCENA: 6\6


DJ 600V & JACK THE RIPPER - SINCE '94

V6 2014

1. Feelin' Good
2. Since '94
3. Real McCoys   feat. SADAT X
4. Dropanotherone
5. Rising 2 The Top   feat. LEWIS PARKER
6. Ownboss
7. Represent  feat. GRAND DADDY I.U.
8. That's Why I Pray
9. So Much Pain  feat. ANIA KANDEGER, PARADOX
10. M.I.C.
11. So Hot
12. Ownboss (RMX)

    Kim jest DJ Volt, to chyba nie muszę mówić. Poniekąd legenda polskiej sceny, jakkolwiek nie zjebałby się ostatnio. To jego kolejna płyta producencka z zagranicznym rapperem. Pierwsze podejście, z Ron'em G było tragiczne - tego gówna nie dało się słuchać. Ale tu zaproszony został członek ekipy Brainsick Mob, o której usłyszałem dawno temu na mikstejpach Premiera. No to może warto? Wahałbym się, gdzie umieścić te recenzję, ale skoro SoulPete i Ostry tu wylądowali z racji firmowania płyty nazwiskiem, to Szejseta też musi.
    Był okres, kiedy Volt robił jakieś popieprzone syntetyczne bity, od których źle się człowiekowi robiło wszędzie. Ale nie. Volt powrócił do klimatu sprzed 15 lat, klimatu, który znamy z pierwszych składanek producenckich. Czyli takie kilka kroków wstecz do klasycznego hip hopu. Znowu mamy pudełkowy zestaw perkusyjny, z którego Volt był sławny, trochę sampli, brzęczący bas oraz, jako powiew świeżości, trochę syntetycznych dźwięków. I ok, muza płynie bez podskoków wprawdzie, ale przynajmniej da się tego słuchać - w większości wypadków. Natomiast szczerze mówiąc, to płaska muzyka, prawie ciągle taka sama, lecąca na jedno kopyto.     
    Młodszy brat Lil Dap'a z Group Home całkiem nieźle radzi sobie na mikrofonie, zresztą, pod skrzydłami DJ Premiera miał się kiedy nauczyć, obracając się pomiędzy wszystkimi gwiazdami, nagrywającymi w D&D Studios. Owszem, zdarza mu się tracić oddech i rytm (weź 'Ownboss' ostatnią zwrotkę - wywalił się tu dość nieprzyjemnie, podobnie w 'That's why I pray'), ale generalnie jest ok. Jack głównie reprezentuje siebie, NY, BM i V6, co jakiś czas przerywa przechwałki i poopowiada trochę historii z sąsiedztwa, wyjaśni, czemu wierzy w Boga. Nie rzuca na kolana, niknie, kiedy wchodzi Sadat X, czy brytyjski weteran Lewis Parker. Wygrzebany z czeluści studia Grand Daddy IU najwyraźniej po latach spędzonych tylko na produkcji wyszedł z wprawy i nie rymuje juz tak dobrze, jak 20 lat temu (kurde, naprawdę 20 lat!).   
    No dobra, 600V zrobił sobie płytę, Jack dograł sobie wersy i mamy album. I co? Nic. Bo ten album dokładnie tyle wnosi do gry. Pitu pitu. Mógłby to być jakiś kamień milowy, tak jak Ostry z Marco Polo, czy SoulPete, ale nie będzie, z dwóch powodów: 600V jest bardzo przeciętnym producentem oraz Jack The Ripper jest przeciętnym rapperem. Da się tego posłuchać, czemu nie. Ale jest tyle lepszych płyt, że szkoda czasu.

OCENA: 3+\6


wtorek, 3 czerwca 2014

BRYKU - NIE MÓW NIC

nielegal 2014

1. Wjazd
2. 32 schody na szczyt
3. Muszę Iść feat. LEON LOEW
4. Czuje
5. To Tylko Bragga feat. ARTE, DŻEFI       
6. Nie Mów Nic

    Bryku. Młody rapper z Mazur, nagrywający od jakiegoś czasu, jednak dopiero teraz zdecydował się wydać swój pierwszy materiał. I to nie labum, a mikstejp. Wiadomo, że takie wydawnictwa mają promować wykonawcę i ukazywać jego skillsy - dlatego Bryku musiał się wspiąć wysoko.
    Skoro to mikstejp, stanowiący tło dla szesnastek Bryka, każdy z bitów jest kradziony. Do tego niestety głównie z polskich rzeczy, znajdujemy tu bowiem bit od Zbyla, 2Stego, coś z płyt ZeroJEden, czy DwaZera, a także Clams Cassino. To takie podkłady dość oczywiste, nie mające Cię wzruszyć, tylko stanowić podbicie dla rappera i w żadnym wypadku go nie przytłumić. No i nie przytłumia. Dość klasyczna jazda, ale przecież te bity w większości znamy. Jedynie ostatni podkład to ten nowoczesny, syntetyczny kawałek na popieprzonej perkusji. Tyle, że to wszystko wspomagane jest skreczami DJ Kaesa.
    Sam Bryku, choć ma młodziutki głos, okazuje się być całkiem porządnym emce. Ma ten flow, ma tę technikę, ma te bragga. Ok, nie powala jeszcze panczami - tu zjada go zdecydowanie jeden z gości: Arte, ale ma już nieźle wypracowane chwyty. Z debiutu staje się pełnoprawnym podziemnym graczem i jeszcze trochę wzmożonej pracy i może tu się coś niezłego zadziać. Nie pasują do niego natomiast nowoczesne podkłady, w slow tempo, tak jak tytułowe 'Nie mów nic', bo na tych dziwacznych perkusjach Bryku wyraźnie się wysypuje i nie daje sobie rady, wypada z rytmu i przestawia akcenty. Ale na klasycznych podkładach wypada całkiem, całkiem.      
    No i mamy kolejnego głodnego młodego, który ma aspiracje i ewentualne możliwości. Zależy teraz tylko, jaką pójdzie drogą, bo jeśli nie spieprzy, to będzie z tego kiedyś niezła płyta. Na razie przeciętnie z widokami na lepsze.

OCENA: 3\6


poniedziałek, 2 czerwca 2014

SUGHAR - BRUDNA PŁYTA

Bombing 2014

1. Intro 
2. Jestem Sam   
3. Nie Mów Mi 
4. Swoje Trzeba Odrobić   
5. Nie Mogę Spać    feat. DZIECIAK  
6. Nienormalni 
7. Ćwicz, Licz, Myśl, Szanuj   feat. MENTOZZ
8. Zmysły    
9. Co Robi z Nami 
10. Powrót Króla    feat. HADES (prod. O.S.T.R.)
11. Reprezentuj   (prod. O.S.T.R.)
12. Outro (prod. Pereł / beatbox : Sughar)

    Bardzo mi się podobał poprzedni materiał Sughara, 'Teoria z Pysku'. Ten rawski pół Nigeryjczyk pokazał już dawno, że ma skillsy i pomysł. Nagranie kolejnego krążka zajęło mu dwa lata i biorąc się za ten materiał, miałem nadzieję, że będzie on co najmniej tak fajny, jak debiut.
    Poprzedni album produkował w całości Pereł, jednak tym razem Sughar rozszerzył spektrum, zapraszając innych bitmejkerów, którzy jednak zostają w klimacie - o tyle o ile. No bo są tu bity od Kocura, Świętego Mikołaja, RX i Ostrego, ze wspomaganiem DJ Enes'a, DJ Bulb, DJ Kebs'a oraz samego Sughara na bitboxie. To klasyczne bity, takie bardziej złotoerowe, które wchodzą jak bułeczka z masełkiem z reklamy. Warto zwrócić uwagę na bit Mikołaja do 'Swoje trzeba odrobić', który buja głową niczym jakiś killer z Queensbridge. Zresztą, Perełowi również należą się wielkie propsy, bo chłop klei te podkłady ze sporym wyczuciem i brzmią one nowojorsko i... bardzo dobrze. W sumie na pewno dźwignął by on cały album na równym, świetnym poziomie. a przecież ani Kocur ze swoimi całkiem porządnymi bitami. Tylko RX dał taki podkład do 'Ćwicz, licz...', który wszedł mi chyba najmniej - ale nie znaczy to, że słaby. Może tylko zbyt przeciętny. Ostry zaś wypadł tu pół na pół - słaby 'Powrót króla' przebił sporo lepszy 'Reprezentuj'. No i przecież ci dje - dobra robota.  
    Sughar jest bardzo specyficznym rapperem. Jest wyrobiony na majku, ma pewne flow i brzmi bardzo dobrze. Owszem, lekko sepleni i ma szczególną manierę akcentowania, ale czyni go to tylko emce charakterystycznym. Jednak zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim musi się to podobać i wchodzić bez problemu - ale tak się mają wokaliści obdarzeni cechami wyróżniającymi ich spośród stek innych. Do tego jego teksty należą do tych porządnych, takich, że nie krzywisz się, kiedy je słyszysz. Co więcej, są to wersy, które ciężko rozłożyć na części pierwsze - dobrze brzmią w całości. To wersy o wszystkim na raz. Trudno powiedzieć, że kawałki mają konkretny temat - to taki ego trippin, od słowa do słowa, od zdania do zdania. Ale nie znalazłem tu żadnego głupawego rymu - wszystkie warte wpuszczenia w uszy. Różnie bywa za to z gośćmi - Dzieciak i Mentozz wprowadzają pewne urozmaicenie, ale nie podbijają poprzeczki - w sumie mogłoby ich tu nie być. Hades zaś... dodaje splendoru i roztacza aurę fejmu - i musi to wystarczyć. Może to i zaskakujące, ale Sughar gra tu pierwsze skrzypce - i może tak powinno być, wszak to jego płyta.
    O tak. Nowy album Sughara spełnił moje oczekiwania - jest lepszy od poprzedniego materiału. Nie uczynił tego ani Ostry, ani Hades - oni dali tylko nazwiska. To wszystko dzięki charyzmie rappera i bitom Pereła i Mikołaja. No i Kocura. Świetna płyta, biorę bez pudła i bez wahania.

OCENA: 5+\6


niedziela, 1 czerwca 2014

E.D. - LETARG

nielegal 2014

1. Intro
2. Letarg
3. Utracony dom
4. Przetrwać
5. Rozbitek
6. Wyższe piętro
7. Tyle dróg...
8. Na polu walki
9. Na zawsze nasze
10. Dla ludzi
   
    Easy Delirium to nowy zespół, składający się z dwóch młodzieńców: Kilaza i ASM. Chłopcy mają po 17 lat i starają się zrobić coś fajnego i pomimo ewidentnych niedociągnięć, postanowiłem o nich tu jednak napisać. W końcu piszę też o podziemnych rzeczach, tak?
    ASM w tym duecie produkuje. I w sumie nawet nieźle sobie radzi, robi podkłady całkiem klasyczne, takie nieco złotoerowe, jednak przyznam, że musiałem dać mu szansę - bo chłopcy nagrywają, zdaje mi się, w warunkach niczym za króla Ćwieczka i brzmi to wszystko jak nagrane w łazience na jeden mikrofon sceniczny, kiedy starzy wyskoczyli wieczorem się zabawić. Jednak gdy na moment przymkniemy ucho na jakość, spoza szumów i dudnienia wyłonią się bardzo fajne podkłady, z dobrze wystukaną perkusją i ciężkim basem, a także dobranymi samplami. Słuchało by się tego doskonale, żeby nie jakość.
    Gorzej z rapperami - co nie znaczy, że zupełnie źle. ASM i Kilaz maja pomysł, starają się pisać porządne teksty i jeśli kawałki nagrają w dobrych warunkiem, nie będą się bać mikrofonu, doszlifują flow, będzie naprawdę dobrze. Na razie chłopcy się nieco wstydzą, trochę gubią i na szczęście, nie prezentują utopijnej martyrologii, nie tną się patyczkiem od Big Milka, tylko są to wyraźnie teksty na miarę początkujących 17-latków. I to teksty dość obiecujące.
    Zazwyczaj aż tak podziemnych produkcji nie oceniam i nawet się nie wysilam, żeby ich porządnie wysłuchać. I tu moim pierwszym odruchem było 'wyłącz to!'. Ale nie wyłączyłem. I dobrze, bo jeśli chłopcom zapał nie minie, to coś z tego może być. Na razie 'młodzi dają wyraz buntu', potrzebują studia, kogoś, kto ich poprowadzi, ale ja tu usłyszałem spory potencjał - oni mają jeszcze czas. I oby następny projekt zaskoczył już wszystkich, czego życzę. Ocena jest, jaka jest, ale nie o to tu chodzi. Czekam na kolejną, porządnie nagraną rzecz.

OCENA: 2+\6