sobota, 31 maja 2014

CHICKEN & A4 - ZAMKNIĘCIE EP

nielegal 2014

1. IntRozkurw
2. Tajemnica Stefana
3. Ciągle expię
4. Zamykam swe...
5. Konsekwencje (Morawa RMX)

    Chicken dał o sobie znać już jakiś czas temu, kiedy wydał nielegala 'Co To Za Gość'. Wówczas ja też nie wiedziałem, ale materiał okazał się całkiem obiecujący, dlatego bez wahania sięgnąłem po jego kolejną produkcję, tym razem będącą kolaboracją z producentem A4.
    A4 ma mało czasu na potwierdzenie swojego kunsztu - bez mała kwadrans, w którym mieszczą się trzy kawałki i intro. Bo na końcu znajdziemy już remiks niejakiego Morawy. Te podkłady od A4 nie porywają specjalnie i nie prezentują najwyższych lotów. To taki nieco miszmasz w ramkach klasycznego rapu. Dźwięczą operowe wokale, kląskają klawisze, styl czasem podchodzi pod g-funk, czasem pod regge, czasem pod chuj wi co... Patenty mogłyby  byc całkiem porządne, jednak najbardziej przeszkadzają mi tutaj perkusje - uderzają wysokimi tonami i są bardzo żłożone: zamiast napierdalać, to pukają, ciumkają, poklepują, dzyndzelą i postukują. Brak w tej muzyce jebnięcia niestety. Słychać tę zbyteczną delikatność kiedy wbiega remiks Morawy: z niskim, ciągnącym się basem, też lekką, ale konkretniejszą perkusją i w ogóle z jakimś pazurem. Następną epkę Chicken dawaj z Morawą.    
    Chicken rozwinął swoje skillsy w ciągu ostatnich dwóch lat. Ma fajny głos, a jego flow płynie po bitach bardzo przyjemnie. Poprawił nie tylko styl rymowania, ale i teksty, które choć nadal nie są poezją, przynajmniej są szczere i prawdziwe i Chicken nie udaje nikogo, kim nie jest. To 'gra zwana życiem' i nie mamy tu nic odkrywczego, choć Chicken po prostu opowiada, jak to 'expi na realu'. No dobra, nie wszystko jeszcze płynie tak dobrze, jakby mogło, ale poziom rapowania jest naprawdę porządny.
    I wprawdzie Chicken idzie ciągle w przód, brzmi sporo lepiej, niż na poprzednim albumie - tu jednak zawodzi nieco muzyka - zbyt delikatna, zbyt miękka - w tym gorszym znaczeniu. Płyty oczywiście da się spokojnie posłuchać - bo to całkiem porządny podziemny rap, jednak niepozbawiony niejakich wad. Ale sprawdźcie, może się spodoba.

OCENA: 4-\6


piątek, 30 maja 2014

MAXI - PRODUKCJE MAKSYMALNE

nielegal 2014

1. Intro - MAXI
2. Produkcje maksymalne - KYSY 
3. Mam w rękach świat - HARY
4. Diament - GBK
5. Dobra karta - NIXON 
6. Jest taki dzień (Remix) - ŁOKER
7. Skit
8. Zejdź na ziemię - MAQ 
9. Vice Versa - BOLEK
10. Martwy honor - NIXON, VEXX
11. Pretensje - KYSY, PLACO
12. Kartki z kalendarza - GBK
13. Outro - MAXI 

    Maxi to producent ze Świdnika, który wydał niedawno płytke producencką, mającą zaprezentować zarówno samego bitmejkera, jak i część sceny lokalnej: rapperów i DJów. Płyta jest dość krótka, bo trwa ledwo ponad pół godziny, ale to przeciez wystarczy, aby ocenić, czy materiał się nadaje, czy raczej jest do kosza.
    Maxi nie jest zjawiskowym producentem. Te podkłady są całkiem pospolite, z dziwnie zgraną perkusją, która wybija się wysokimi dźwiękami - przypuszczam, że to kwestia masteringu, ale i tak drażni. Trochę fajnych sampli, które jednak poukładane dość prymitywnie, nie wzbudzają entuzjazmu. Niby taki klasyczny, złotoerowy rap, ale zupełnie bez serca. O wiele lepiej radzą sobie DJ Jeżuu i BDZ, drapiąc wosk w bardzo porządny sposób. I niby niektóre kawałki brzmią całkiem przyjemnie ('Dobra karta', 'Jest taki dzień'), to muzycznie płyta mnie nie porwała. Czegoś tu brak... Jakiejś iskry bożej chyba, bo takich podkładów jest na pęczki.
    Lubię wsłuchiwać się w takie lokalne składanki producenckie, bo często można znaleźć na nich rappera o zupełnie nieznanej ksywce, składającego jednak rymy w sposób, jaki mógłby zawstydzić niejednego weterana. Ale czy takie perełki się tu znajdą? Cóż. Kysy ujdzie w tłoku, choć jego wysoki głos, lekko nosowy, osobiście mnie raczej drażni, tym bardziej, że nie zawsze wyrabia się z flow. Ale chociaż teksty ma dość porządne. Znacznie lepszy jest Hary - ale to już przecież uznana marka na podziemnej scenie. Styl GBK mnie na początku potwornie odrzucił - koleś ma zachrypnięte gardło i brzmi, jak ze studni, ale... Z każdą kolejną zwrotką się rozkręcał i choć teksty mało mnie przekonały, to jego flow nabierał prędkości i GBK wyczyniał z nim coraz to nowe brewerie. Nixon, Maq, Vexx i Bolek to zupełna przeciętność, Łoker ma mocno ekspresyjne flow, ale niewiele poza tym. Placo za to wypadł naprawdę tragicznie... I co? No nie bardzo jest tu na kim ucho zawiesić. Hary dał tu najlepsze wejście, pokazując mniej znanym kolegom, gdzie ich miejsce. Można by jeszcze ewentualnie wyróżnić GBK, bo ten radzi sobie naprawdę fajnie, jednak reszta nie powinna wypływać poza lokalną szufladkę, bo ma jeszcze nad czym pracować...
    Przeciętna muza z przeciętnymi emce - to morderstwo dla materiału. Ten album jest bardzo płytki i płaski, bez wzlotów, za to z upadkami. Wszystko plasuje się lekko pod kreską. Jest jakaś tam nadzieja na progres, ale na razie nie ma z czym przychodzić do ludzi.

OCENA: 3-\6 


czwartek, 29 maja 2014

TROOM & KA-MEAL - PRIMUS LUPORUM

3/4 Underground Studio 2024

1. Lotos
2. Passolini   feat. ŚWINIA, ENSON
3. Xylo
4. Burza
5. Myślokształt
6. Amen  feat. BONSON
7. Primus Luporum
8. Larry, Staph!
9. Sphinx
10. Chimeryczny
11.  Flu-O-Rescent   feat. HARY
12. insomnia.   feat. MAM NA IMIĘ ALEKSANDER
13. Querela
14. Blaq Rosse

    Internet zalała fala zachwytu nad tym albumem, więc poczułem się zawstydzony, że tyle miesięcy już minęło, a ja nadal nie słyszałem tego epokowego materiału. Nie powiem, zaintrygowało mnie to, bo młodziutki emce i coraz bardziej znany producent mogli zrobić coś wartościowego.
    Ka-meal istnieje już od jakiegoś czasu na scenie, produkując podkłady dla wielu wykonawców, wychodzących również na legalu. Na potrzeby tej płyty wykonał szereg tajemniczych podkładów o połamanych perkusjach i bogatym instrumentarium. Ciężko nawet określić ten typ muzyki, bo nie spotyka się zbyt często w hip hopie takiego klimatu. To coś pomiędzy instrumentalnymi dokonaniami DJ Krush'a, a ambientowymi bitami z obrzeży hip hopu. To nie musi być muzyka, która wejdzie wszystkim bez problemu - atmosfera płyty jest nieco senna, melancholijna, ale mająca swoisty pazur. To indie pełną gębą, czerpiące z ambientu, minimalu i Bóg wie, czego jeszcze. Kamil stworzył małe muzyczne arcydzieło, kreując nową jakość. 
    Troom nie jest twoim byle jakim lokalnym rapperzyną. Chłopak ma wyobraźnię i skillsy, pozwalające mu rymować na udziwnionych podkładach bez wpadek i realizować swoje, czasem nieco karkołomne pomysły. 'Daje 100% co numer' i to wyraźnie słychać. Troom idealnie pasuje do klimatu, nakreślonego przez Kamila, spajając się z tymi bitami wręcz idealnie. I nie zwracasz wtedy uwagi na to, że Troom ma 17 lat - jego język jest bogaty, a środkami stylistycznymi jest w stanie obdzielić 10 kolejnych płyt twojego ulubionego rappera ulicznego. Nieco dziwić mogą anglojęzyczne wstawki, niekoniecznie pasujące do całości i nieco zaciemniające wizję (jak w 'Larry Stap!). Teksty Trooma to czysta poezja, która stara się nie ocierać o grafomanię (choć czasem ciężko się zdecydować, czy to co mówi jest fajne, czy raczej odjebane). Interesujące są również wejścia gości: przemyślane i pasujące, może dlatego, że Enson, Bonson i MNIA lubią tego typu klimaty. Nawet Hary, niekoniecznie oscylujący wokół takiej atmosfery, daje sobie doskonale radę.     
    To niejako nowa rzecz na scenie. I nie chodzi li tylko o to, że płyta wyszła niedawno. Takich rzeczy nie znajdziesz wokół w ogóle. To wybitnie oryginalny produkt, na który wykonawcy mieli pomysł i konsekwentnie go zrealizowali, nie dbając o to, co powiedzą inni. Warty sprawdzenia, nawet gdyby miał Ci się nie podobać. Ale kreatywności nie da się odmówić.

OCENA: 5-\6


środa, 28 maja 2014

BAŁAGANY NA BANI - PIANIŚCI

Moshna 2014

1. Intro
2. Pianiści  
3. Zmiany
4. Daj spokój    feat. KUBA KNAP
5. Nawet nie chce wiedzieć
6. Daj flakon
7. Jak mogłeś
8. Nie mam z tym problemu
9. Nigger
10. 50 shades of Earl Grey
11. Znaki
12. Z prvdxm
13. Całą noc    feat. TROOM
14. Co by było
      
       Pięciu emce: Helio, Kony, Poplavitz, Tommy i Wredny Księgowy, który jest również producentem, razem z Miko od kilku lat działają na warszawskiej scenie rap. To ich bodajże trzeci album (nie wiem, czy czegoś nie ominąłem). Teraz nadchodzą z kolejnym wyluzowanym materiałem, aby narobić bałaganu. 
    Jak już wspomniałem, liczna ta grupa ma dwóch producentów: Wrednego Księgowego i Miko. Potrafią oni zrobić bity w bardzo różnej stylistyce: od klasyków, przez g-funk, aż do nowoczesnych, syntetycznych brzmień. A najlepiej wszystko na raz. Sporo tu sampli, które nakręcają energię i sprawiają, że noga sama podskakuje. Dobrą robotę robią DJ Pstryk i DJ Ace, choć takiej djskiej roboty jest tu zdecydowanie za mało. To klimat głównie imprezowy, zlokalizowany gdzieś pomiędzy Kalifornią, a Warszawą. Bity kiwają głową, są wprawdzie bez szału, ale za to porządne. 
    Rapperzy w składzie są całkiem całkiem. Oznacza to, że nie mam pojęcia, który jest który, ale nie ma to żadnego znaczenia, bo cała piątka rymuje na tyle podobnie, że nawet nie miałem ochoty zagłębiać się, who's who. Ale nie szkodzi, bo w tym momencie prezentują oni bardzo podobne skillsy i żaden nie wystaje jakoś specjalnie w górę, czy w dół. Sama nazwa składu sugeruje nam, o czym będzie płyta: imprezy, chlanie i ogólny bałagan na bani. Nie zanotowałem żadnych wersów, które są urzekające i zapadające w pamięć, ale również nie ma tu nic, co by deykredytowało rapperów zespołu. Są dość przeciętni, zgoda, ale siedzą dobrze w klimacie i odnajdują się w narzuconej konwencji. No i te przyspieszenia nie zawsze dają radę... Zresztą - jest tylko dwóch gości: Kuba Knap i Troom, którzy dają wyraźnie znać, jak się gra ten rap. Kurwa.
    Taka to jest sobie płyta imprezowa, robiąca bałagan na bani... Nie wywarła na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia, co więcej, przeszła mi przez uszy zupełnie bez żadnego wrażenia. Płasko, płytko, bez żadnych akcentów do zachwytu. I niby ten materiał nie jest zły, ale znudziłem się dość szybko. Może być, ale wracać z chęcią nie będę. Trochę nuda.

OCENA: 3\6


wtorek, 27 maja 2014

ALPHA \ JAX - ALPHA \ JAX

nielegal 2014

1. Intro
2. Inicjały
3. Angie
4. Armstrong
5. Marne Szanse
6. Żadnych Braw

    To kolejny międzymiastowy duet, osadzony w klasycznym tandemie typu emsi i jego produsa. Płyta rodziła się w sporych bólach w ciągu kilku lat, powstało wiele numerów, z czego wyszła... epka. Czyli, że totalna rozjebka powinna być, creme de la creme, tak?  
    Jaxowski na dość specyficzny sposób składania swoich bitów. Sam Alpha dobrze określił styl, że nie powraca do starych klimatów, jak Returners, bo pora iść do przodu. Nie oznacza to na szczęście ultranowoczesnych dupstepów, tylko dość nowocześnie zaaranżowane typowo hip hopowe kawałki. To młody producent, ale ma już wyrobiony światopogląd i jego bity są poskładane pieczołowicie i z rozwagą. Niski, ciągnący się bas, owinięty na silnych perkusjach, do tego ciekawie skomponowane sample - czasem wybitnie charakterystyczne - to wszystko daje nam dobre podkłady z kopnięciem. Jax nie boi się ciężkich gitar, skwierczących brudem melodii, nie boi się mieszać tempa i stylów. Wypada to bardzo fajnie i wręcz intrygująco.  
    Nie powiem, żebym wcześniej słyszał o tym zadreadowanym dzieciaku. Ale nie szkodzi, właśnie usłyszałem. Jak sam mówi, 'mam chore flow, bo wpierdalam cię jak coldrex' i w sumie ciężko mu odmówić racji. Jego flow 'pędzi jak TGV', w większości wypełniając wersy panczami i bragga, jednak Alpha umie również mówić o życiu i miłości (nienawiści?) w sposób, który przykuje Cię do głośnika i nie pozwoli odejść przez całe 17 minut trwania epki. Naturalnie, nie ma tu żadnych gości, bo są zbędni jak ospa kurwie i rozwodniliby tylko jasny obraz sytuacji. A tak, młody głos hula po trakach, zawstydzając znanych weteranów gry, ale nie tylko.
    I owszem, nie trzeba bić żadnych braw. Trzeba tego raczej słuchać i kołysać głową, choć z tego, co się orientuję, nakład płyt się wyczerpał. Może chłopcy dorobią albo chociaż udostępnią, bo warto. Propsy Jax, propsy Alpha.

OCENA: 5\6


poniedziałek, 26 maja 2014

KODEX - V ELEMENTS

Hustla Music 2014

1. Welcome To The WhiteHouse
2. Oczy Mona Lisy   feat. BUSZU, SITEK, DON GURALESKO
3. Pozostając Sobą   feat. KĘKĘ
4. Wierny   feat. PALUCH
5. Czarno Na Białym   feat. WSRH, PIH
6. Łowca   feat. TAU
7. #DavidMoyes  feat. QUEBONAFIDE, BONSON
8. 5-Ty   feat. POKAHONTAZ, GRUBSON, P.A.F.F. 
9. Carpe Diem   feat. W.E.N.A., VNM, SIWERS
10. Sinusoida   feat. GEDZ, HUCZUHUCZ
11. Już Tego Nie Robię  feat. SOBOTA, KAJMAN, RENA
12. Most Wanted   feat. BEZCZEL, Z.B.U.K.U, HUKOS & CIRA, JOPEL
13. Firewall  feat. PEJA, ŚLIWA, KROOLIK UNDERWOOD
14. Konsekwentnie   feat. LOU, AEREKA, FOLKU
15. Niepisany Kodeks   feat. MESAJAH, TALLIB, SZTOSS
16. Nie Ma Szans   feat. GRUBY MIELZKY, MIUOSH, VIENIO
17. Zrozum   feat. KAEN
18. Projektuję Sny  feat. TEN TYP MES, KUBA KNAP
19. Kod Bushido   feat. TRZECI WYMIAR
20. To   feat. SOKÓŁ & MARYSIA STAROSTA
        
    Każda kolejna płyta Kodexu elektryzuje społeczność hip hopową w Polsce. Tandem producencki wydaje się mieć patent na rozwalenie tej sceny za każdym razem, kiedy wydają swoją płytę producencką. Można się czasem czepiać tego i owego, ale zazwyczaj Kodexy wyznaczały trendy.
    Słuchając płyty, mamy pełny przekrój przez to, co robią na konsolecie Laskah i Magiera. a ci kolesie są na tyle doświadczeni, że spokojnie czują się jak ryba w wodzie w zasadzie w każdej stylistyce. Dlatego znajdziemy tu wszystko, co może być w nowoczesnym rapie. Z akcentem na hip hop nuskulowy i syntetyczny, jednak bez trapów i dupstepów. To przez cały czas prawdziwy rap, jednak grany z perspektywy producentów patrzących wprzód, a nie oglądających się do tyłu na bum bap. Czy to dobrze? Na pewno nie źle, choć nie znalazłem tu żadnego podkładu, który by mnie zachwycił, nawet jeśli rozstrzał klimatyczny zacznie się na Złotej Erze, a skończy gdzieś na ultranowoczesnym syntetyku. Za to świetną robotę czynią tu dje: DJ Eprom, DJ Flip, DJ Perc i DJ Chmielix. Ogólnie wchodzi mi to dość średnio i choć słucham tego po raz kolejny, nie jestem się w stanie przekonać do choćby jednego podkładu tak zupełnie.  
    Taki zbiór emce, jaki mamy na albumie, powinien zapewnić nam szokujące doznania i ekstatyczne wzloty. Gówno prawda. Jest tu tyle zwrotek, tylu raperów, że doprawdy trzeba trafić akurat czyjąś wybitną formę, żeby zwrócić na kogoś szczególną uwagę. White House postarali się zebrać na swoich bitach śmietankę naszej sceny, aby dać nam to co najlepsze. To ich prywatny wybór, choć nie mogę się oprzeć wrażeniu, że kluczem tu była popularność raczej, niż rzeczywiste skillsy. Spośród nawału wykonawców ciężko mi było wybrać sobie te najlepsze, najbardziej wartościowe wersy - to i tak jest zwyczajny pokaz skillsów bitewnych, bo 90% zwrotek to bragga i pancze. Niewielu jednak rapperów mnie do siebie przekonało tak zupełnie. Byli to Tau w kawałku nieco wampirycznym, Quebo z Bonsonem, Rena (ku zdziwieniu), Bezczel, Cira, Mes wraz z genialnym Kubą Knapem, Trzeci Wymiar. No, nawet fajny jest ten regałowy trak z Mesajah, Tallibem i Sztossem. Reszta to zdecydowanie niewykorzystany potencjał liryczny i stylistyczny. No, na lekki plusik zarobili Vienio, Kaen, Kękę, VNM, Hukos, Śliwa (który zaczyna odnajdywać swój osobisty styl) i... tyle. Nawet nie wiem, czy to połowa składu gości. MAło? Mało. Słabo wykorzystany potencjał.  
    Bardzo jest to nierówna płyta. Ogólny rozrachunek wychodzi na plus, ale spodziewałem się totalnej rozjebki, natomiast dostałem porządną płytę, ale nieco rozczarowującą. Może za dużo się spodziewałem? Nie wiem. Podobno jest to ostatnia część Kodexu, a co będzie dalej - nie wiadomo. Może będzie ciekawiej, niż na Pięciu Elementach.

OCENA: 4\6


niedziela, 25 maja 2014

VIENIO - ETOS II

Respekt 2014

1. Intro
2. Nie muszę być...   feat. ZEUS
3. Sk8 oficjal   feat. ROMEK THS
4. Zabierz mnie do miejsc   feat. TEN TYP MES
5. Wszystko jest w ruchu feat. KOSI, ŁYSOL
6. Skit fosa
7. Nie zabijaj dziecka, które siedzi we mnie   feat. SOKÓŁ
8. HH karawana    feat. TEK
9. Skit waleriana
10. Rap gra 2
11. Mesydż    feat. MYSTIC XPERIENZ
12. Prawo do kultury   feat. BISZ, MIUOSH, CZIBA
14. Samotny człowiek   feat. MR. BORMAN
15. Outro

    Po ostatniej płycie Vienia, na której łączał pokolenia, spodziewałem się raczej, że pójdzie on dalej tym tropem, a tu taka zmyła. Nadszedł Etos po raz drugi. Nie ma hołdu dla polskich gigantów muzycznych, jest za to hołd dla hip hopu. Vienio przeszedł olbrzymią drogę od Molesty do dnia dzisiejszego i stanowi obecnie filar polskiego rapu. Chcesz, czy nie.
    Pereł to ten producent, z którym Vienio współpracuje od jakiegoś czasu, dlatego i na Etosie znalazły się jego podkłady - jest ich znakomita większość. To bardzo energetyczne i nakręcające atmosferę bity. Uszy atakowane są brudnymi gitarami i świdrującymi organami różnych maści. Tu głowa musowo się kiwa, bo 'wszystko jest w ruchu' oraz 'old school, new school, bitów samplowanie' jest tu rzeczą tak oczywistą, że wiadomo, że nie ma tu miejsca na trapy i elektroniczne miauczenie. Tylko konkret. Różni się od tego klimatem podkład Returnersów (Zabierz mnie do miejsc) - będący oszczędniejszy i spokojniejszy, jednak nadal bardzo mocno osadzony w klimacie Złotej Ery. Za dekami siedzi DJ Technik którego spiny dodają jeszcze tempa, w związku z czym istnieje szansa straty oddechu. Naprawdę, nie spodziewałem się po Vieniu tyle werwy i energii - a ta tutaj miażdży dupsko. Świetna podróż przez prawdziwy hip hop. Czuć tę miłość. 
    Vienio nie będzie inny - rymuje już tyle czasu, że jego flow i skillsy nie osiągną wyższego poziomu. Nie jest to poziom bardzo wysoki, ale Vienio ma charyzmę i głos, co ratuje jego sytuację. Bo flow Vienia jest lekko toporny, archaiczny i nie zawsze idealnie wpasowany w beat, ale... słucha się go i tak bardzo dobrze. Chropowate wersy, choć może czasem zbyt prostolinijne, są dosadne i trafne, Vienio dobrze wie, o czym mówi: czy o życiu, czy o skejtach, rapie, czy ludziach. Tu jakoś wszystko jest na miejscu, choć mocno oldschoolowo. Za to goście... Vienio ma nosa do gości i choć może nie każdy z nich powinien się tu zmieścić, to większość  dała spokojnie radę. Na plusowym biegunie jest będący w genialnej formie Mes, świetny Bisz, propsy również dla Zeusa, Miuosha, Kosiego i Romka z THS Kliki, którzy dali może zwyczajne, choć i tak niezłe wejścia. Na zero wychodzi mi Sokół, bo nie wniósł tu nic ciekawego. Na minusie niestety siedzi Łysol i bezbarwny Mr. Borman. Na oddzielne słowa zasługuje tu występ Teka ze słynnego Smif'n'Wessun, który pokazuje klasę - choć nawet, gdyby odwalił tu lipę, to i tak props za zaproszenie go i uczynienie nowej polsko-amerykańskiej koneksji. Dobre słowa można poświęcić również holenderskiemu rapperowi Mystic Xperienz. Ogólnie goście dopisali i wszystko tu gra i buczy.
    Myślałem już że 2014 to będzie rok jałowy, przez ponad miesiąc nie interesowałem się nowościami wydawniczymi, bo opadły mi ręce w którymś momencie... A tu nagle co biorę, to niezły album. Vienio nagrywa coraz lepsze płyty, jest jak wino, nie kwaśnieje, tylko szlachetnieje. I zdaję sobie sprawę, że nie każdemu będzie się to podobało, ale ja to kupuję. Płyta odwołuje się do moich osobistych korzeni, napiernicza po zwojach ciężkim funkiem i mocno staroszkolnym klimatem. Świetna rzecz. Katuję (na zmianę z Mesem ostatnio).

OCENA: 5\6


sobota, 24 maja 2014

WIENZO & MAGIA - PROMETEUSZ

Siła-Z-Pokoju 2014

1. Intro    
2. Prometeusz    
3. Wena     feat. ŻMIJA   
4. Czarna Wołga    
5. Kwaśne Deszcze    
6. Autobiografia    
7. Święta Rodzina    
8. Pobawmy się w Wojnę    
9. Madonna 2    
10. Wehikuł    
11. Kwestia Honoru   feat. ŻMIJA, BODZIO   
12. Żona Barabasza   feat. GRB

    Szczerze mówiąc, kiedy zobaczyłem album w sklepie, nie za bardzo wiedziałem, o co tu chodzi i kto zacz. Coś zabrzęczało, kiedy dopatrzyłem się napisu SCZ Familia i szybki risercz pozwolił mi przypomnieć sobie, z kim mam do czynienia. Wienzo to aktywista rapowy z Bielska, poeta, aktor i autor tekstów o rapie. Magia to pedagog z Żywca, dyrektorka Centrum Kultury, wykształcona wokalistka. Czyli mamy tu wręcz akademicki rap.
    Wydaje mi się, że trzecim członkiem SCZ Familii jest MSK, czyli człowiek, który odpowiada za całość brzmienia na tym albumie. MSK robi dość zróżnicowane podkłady, które niekoniecznie brzmią, jak spod jednej ręki. Muza jest na tyle różnorodna, że z jednej strony są podkłady klasyczne - oparte na samplach i z bumbapową perkusją, z drugiej są nieco udziwnione, elektroniczne bity, ni to klubowe, ni to nuskulowe. Fajnie komponują się z tym skrecze Feel-X'a i DJ Żuku, choć nie każdy z podkładów daje radę być dobrym. Spory miszmasz, stylistyczne rozstrzelenie może nie jest straszym błędem, co więcej, może być atutem, ale tutaj jest raczej dystrakcyjny. Słuchałem tego nieco jak składanki.
    A mogło byc tak fajnie. Poeta i wykształcona wokalistka. Wienzo ma flow, które jest ok, dobry głos i brzmi ogólnie całkiem porządnie. Ale po utytułowanym poecie spodziewałem się czegoś więcej. Na początku przestraszył mnie w 'Prometeuszu' jakimiś grafomańskimi wersami, po czym dalej weszły rymy w typie 'hej głupole, jak tupolew, lecę przez niezgody pole, co się stało z naszym krajem?'. Kurde, coś tu jest nie tak. Za to płyta sporo zyskuje podczas wejść Magii, jednak ona wykorzystana jest tu w nieco zbyt małym procencie - zmarnowany potencjał. Ogólnie wychodzi na nieco poniżej szczebelka, bo te teksty, zamiast poetyckich, są zwyczajnie płytkie i czasem nawet dziecinne. Niepotrzebnie się nastawiałem.
    Dziwny to album. Ci ludzie mają pojęcie i patenty, czasem brzmi to bardzo fajnie (Czarna Wołga), czasem jednak bardzo wymuszenie i nijako. Stało się tu to, czego się po cichu obawiałem: wykształcenie muzyczne zabiło trochę ducha szczerości i spontaniczność. Płyta brzmi, jakby twórcy bali się popuścić lejcy i polecieć przed siebie. Album ma w sobie coś, ale nie porywa zupełnie.

OCENA: 3\6       


piątek, 23 maja 2014

K2 - ANATOMIA

MaxFlo 2014

1. Scena otwarcia
2. Powrót do przyszłości
3. Materia
4. Tu umierają anioły
5. Madafakin szou
6. Frontkick   feat. CMA, BU
7. FTS   feat. KLESZCZ
8. Scena dramatu
9. Mila morska
10. All inclusive
11. Nagi instynkt
12. 1 moment    feat. BUKA
13. Scena akcji
14. Mona Lisa
15. Polski meksyk    feat. BUKA, MATI, JUKASZ
16. System of a down
17. Scena finałowa

    Zeszłoroczny album K2 nie wywarł na mnie wielkiego wrażenia, choć doceniłem jego skillsy. Mając w pamięci go jako ciekawego emce, sięgnąłem więc po jego pierwszy legal, 'Anatomia'. To podobno fani MaxFloLab wybrali go sobie na legal i zdecydowali o wypchnięciu go na scenę oficjalną.
    Na potrzeby tego albumu K2 zjednoczył siły z producentem Subbassą, który robi całkiem fajne, tajemnicze podkłady, nieco w stylu pierwszego Kalibra, zmieszanego z ostatnim Pokahontaz. Takie porównanie mi przyszło do głowy, bo to są podkłady na mocnych perkusjach, z mnóstwem tajemniczych dźwięków - gitarek, pianinek i nie wiadomo, czego jeszcze, które tworzą klimat, przenoszący nas nieco w lata psycho rapu spod znaku Kalibra. Znajdziemy więc tu muzykę w miarę klasyczną, choć z takim zacięciem 'atmosferycznym', że tak to ujmę, ale rónież takie, co spokojnie mogłyby być ścieżką dźwiękową do jakiegoś thrillera, jak np. 'All inclusive'. Smaczku dodaje fakt, że niemało mamy tu sekwencji dogranych żywymi instrumentami, nawet takimi mało związanymi - choć na dobrą sprawę, w hip hopie przecież każdy instrument jest dozwolony... I niby nie ma tu jakiegoś słabego bitu, nie ma również niczego, co by mnie rozwaliło. Płynie sobie, czasem biegnie w podskokach gdzieś obok - jest po prostu ok. Na dekach usiadł tu nikt inny, jak DJ Bambus.
    Nie da się ukryć, że wrażenie pokahontazowatości pogłębia sam K2. Nie dziwne, że Rahim go wyciągnął z rękawa, bo K brzmi jak nieodrodny syn \ brat Raha. I nie bardzo wiem, czy ma mnie to drażnić, czy mam to przyjąć jako naturalną kontynuację rzeczywistości, swego rodzaju spadek po działalności K44, PFK, czy PKHZ. Bardziej skłaniam się jednak do opcji numer 2, bo przecież Kadwa opanował tę stylistykę całkiem porządnie i nie można mu zarzucić tutaj wiele, poza niejaką wtórnością. Inaczej - to jedyna wada, bo Ka kreśli te wersy niezwykle sprawnie, a jego flow płynie idealnie po podkładach. Słychać to zwłaszcza w 'Tu umierają anioły', czy w 'Scena akcji, ale kiedy weźmiesz dowolny kawałek, to załapiesz, że ten koleś umie pisać swoje wersy. Inną rzeczą są teksty - to podróż w ulotny świat, gdzie wymieszane są transcendentalne wizje, utopijne marzenia z ciężką rzeczywistością. Jest to ciekawe i ma swój urok, jednak na dłuższą metę całość może nieco męczyć swoja monotonią, bo wszystko płynie, ale bez większych zakrętów. Do tego Ka dobrał sobie gości o podobnej stylistyce, takich jak Buka, ale są tu również Bu, czy Jukash aka Subbassa. Ale oni wcale nie wprowadzają odmiany, tylko ciągną po tej samej linii.
    Każdy kij ma dwa końce, tak i ta płyta ma. Na jednym końcu stoją niezgorsze, mroczne podkłady i stylistyka K2. Na drugim z kolei monotonność i... to już było, tyle, że dostało nowego kopa. Nie zmienia to jednak faktu, że album jest niezły i go sobie słucham z przyjemnością. Choć w topie pewnie nie będzie na koniec roku...

OCENA: 4\6


czwartek, 22 maja 2014

TEN TYP MES - TRZEBA BYŁO ZOSTAĆ DRESIARZEM

Alkopoligamia 2014

1. Trze’a Było
2. Ikarusałka
3. Janusz Andrzej Nowak 
4. Nuda (Na Przystawkę, Danie Główne i Deser)
5. Nie Skumasz Jak To Jest
6. Głupia, Spięta Dresiara
7. AS 
8. Będę Na Działce    feat. GŁOŚNY
9. LOVEYOURLIFE
10. ESC 
11. Co u Żuka?
12. W Autobusie z Cmentarza
13. Ochroniarz Patryk    feat. SKUBAS
14. Tul Petardę    feat. OLAF DERIGLASOFF
15. Ponagla Mnie + Auta (spontan)
16. Oni Wciąż Biegają
17. Wyjdź Z Czołgu
18. Obejmę Cię

    Nie wiem, co to jest, ale z każdą kolejna płytą Mes coraz bardziej wysuwa mi się na czoło. Wraz z jego piątą solówką zaczynałem mieć dość duże oczekiwania, tym bardziej, że po przewrotnym tytule spodziewałem się dorej zabawy.
    Mes bierze czasem takie podkłady, że ciężko jest ogarnąć, jaką w zasadzie muzykę lubi. Bo niby najwięcej podkładów dał Szogun i to on czuwał nad brzmieniem całości, ale te brzmienia są tak różnorodne, że można dostać zawrotu głowy. Bo taki RAU dau podkład ('Janusz...')niezwykle oszczędny z mocarną perkusją, ale za to gra tu żywy puzon, co totalnie rozkłada na łopatki. Laska z White House wyprodukował za to elektroniczny, minimalistyczny bit do 'Nudy', który fantastycznie wpisuje się w temat, choć na początku byłem jak 'Co to kurwa jest?'. I dalej, wchodzi Bonny Larmes z pięknie kołyszącym, jazzującym podkładem do 'Nie skumasz...'. Mało? No to wkracza SoDrumatic, którego zazwyczaj nie trawię, ale ostatnio zaczynam się przekonywać do niego, pod warunkiem, że robi prawdziwie hip hopowe podkłady, a nie udziwnione muzyczki dla introwertyków. Bit do 'Spiętej dresiary' akurat jest za-je-bis-ty. Dalej są jeszcze Stona, Głośny, Lower Entrance, Qciek, DJ Eprom i Sherlock. I w zasadzie nie znalazłem tu słabego podkładu - choć nie wszystkie zupełnie mnie przekonują. 
    To, co wyrabia Mes w zwrotkach i refrenach, to odstaje na tyle od reszty, że większość sceny może wąchać tylko zapaszek zdartych podeszw tego Typa. Bo Mes rymuje z absolutnym flow, podśpiewuje, śpiewa, mruczy, Bóg wie, co tam jeszcze. Słuchanie go to ogromna przyjemność, tym bardziej, że swoje obserwacje życia przekuwa na nieprawdopodobnie wysublimowane rymy, w których roi się niekoniecznie od hasztagów, ale znacznie bardziej wysublimowanych środków artystycznych, godnych największych poetów Młodej Polski. Weź rozkmiń to z 'Nudy': 'Twoje cycki skaczą jak dwa O w słowie boombox \ Zerkam, gdzie kelnerka, spytała "Co do picia?" \ Siedem minutów tu temu, więc czy będzie nadużyciem \ Gdy krzyknę, że już dłużej czekać nie chcę, nie chcę \ My znudzeni raperzy notujemy rymy na serwetce, wetce \ Każdy chce usłyszeć "Ty to masz łeb, skubańcu" \ Oryginalny smak, coś jak ten, co ma Schweppes, skubańcu \ Nuda, z nudów kleję rapy o napojach \ Niebezpieczna nuda'. I te ekstrawagancje werbalne kwitną nawet jeśli Mes opowiada o swoim sentymencie do Ikarusów, polubienia pobytów na działce, czy o melanżu z dresiarą: 'Hmm.. stoję sobie z piwkiem i nagle ona, a na sztandarze niesie krzywdę \ Szturcha.. kurwa! Mówię, spójrz na ludzi wokół siebie zanim wturlasz się, moja kurtka \ Jest cała mokra! Lecz w napędzie bzdur włącza się turbo \ I słyszę „kogo nazywasz kurwą..!?" - słuchaj, to był tylko przecinek, czyli... \ Lecz równie dobrze mógłbym do niej mówić w Suahili \ „mój brat cię dojedzie, moje ziomki dom spalą!!" - ot, kolejny melanż z głupią dresiarą'. I co ciekawe - Mes nie zaprosił tu żadnego rappera. I bardzo dobrze. Są tylko Deriglasoff znany z Homo Twist, alternatywny Skubas, czy inni muzycy i wokaliści - już mniej fejmowi. I w sumie ciężko to wszystko opowiedzieć, bo trzeba tego posłuchać. Z dziesięć razy, bo za pierwszym nie wyłapałem nawet połowy wkrętów.
      W zasadzie szok. Jest to tak kompletna płyta, tak złożona lirycznie i muzycznie, że ciężko będzie komuś przebić w tym roku Mesa. Tym bardziej, że wychodzi mniejsza ilość albumów, do tego większość zwyczajnie chujowa. Za to Mes wyszedł znacznie ponad poprzeczkę i jest to już nie zwyczajny album hip hopowy, to dzieło. I mówię to w pełni władz umysłowych.

OCENA: 5+\6


środa, 21 maja 2014

CHADA - SYN BOGDANA

Step 2014

1. Po przerwie
2. Raport z rejonu
3. Obrachunek moralny 2 feat. TEN TYP MES
4. Jeszcze więcej ognia feat. ZBUKU, DIOX, BEZCZEL
5. Najlepszy towar
6. Syn Bogdana
7. Nigdy poniżej oczekiwań
8. Nie chcę być taki jak oni feat. PALUCH, PIH, ZEUS, ROVER
9. Szum
10. Tak to zwykle się kończy
11. Historia zatoczyła koło
12. Myśli i kartki
13. O własnych siłach
14. Urywki wspomnień
15. Stan gotowości
16. Pomyślności

    Pobyt w odosobnieniu nie przeszkadza Chadzie w nagraniu kolejnego, czwartego już albumu. Naczelny ulicznik stajni Step wykorzystał na to kilka przepustek, pomogli koledzy, a zastanawiają goście, którzy pojawili się na albumie. Szczerze? Nie spodziewałem się niczego nowego, ale goście mnie zaintrygowali.
    Nie zawsze dobrze jest, kiedy na płycie są podkłady od ZBYT wielu producentów. Wprawdzie najwięcej do powiedzenia ma tu Bober, co mnie od razu nieco skrzywiło, bo nie pojmuję jego ewenementu, ale do niego dobrano sporo mniej nowoczesnych producentów. I oto NNFOF mają dość głośne, jeden nawet z gitarą prowadzącą, podkłady - energiczne i hałaśliwe. Dwa bity od The Returners są jakby specjalnie wyważone pomiędzy klasyką, a ulicznością. Donatan dorzucił też klasyczny, plimkający bit, podszyty wyciem operowym - w sumie nie wiadomo, czy ciężki uliczny, czy raczej wesoły. Znalazł się tu również całkiem fajny bit od Rocketbeats - 'Szum'. Pacior aka LA Wasted zrobił nieco ostrzejsze, nieco radiowe bity, RX ma sentymentalny i spokojny podkład, a Fleczer ma taki lekki, klasyczny podkład z fajną perkusją. Ok, niepotrzebnie się spinam na Bob Aira, bo w sumie te podkłady są całkiem w porządku, nie przekombinowane i grające rapem - ale czego chcieć na płycie Chady? Wszak tu wszystko jest proste i nieskomplikowane. Wszystko okraszone jest skreczami DJ Jarzomba i Returnersów. 
    Chada jest rapperem nieco topornym i ciężko podejrzewać go o wyrobioną technikę. Wysoki głos może drażnić, proste teksty zdają się wyważać otwarte dawno drzwi, bo przecież to 'Chada od pasa w dół, no i od pasa w górę'. Ja rozumiem, że 'pokpił maturę', że liczy się przekaz, że co ja się kurwa znowu czepiam... Ale wyznam w tajemnicy, że przy 7-mym numerze byłem już tak zmęczony jednostajnością flow i paplaniną, że ciężko mi się było przekonać do dalszego słuchania. Tak, sporo tu szczerych przemyśleń, nieco rozprawiania się z przeszłością, życiem, rodziną, Chada się przyznaje, że ogólnie to zjebał sprawę i wielu rzeczy może tylko żałować... Jednak ileż na ten temat można słuchać? No i dobrze, że poprawia poziom nagrań, jest tu od dawna, ale to czcza gadanina. Chada jest tutaj nudny. Płyta ożywia się wówczas, gdy wchodzą na majka goście. Mes rozpieprza system, Bezczel, Zeus, Rover, Pih, Diox - wszyscy są ponad Chadą o kilka półek. Jedynie Zbuku to niestety pomyłka większa od Tomasza.
    Niestety, poprzedni album Chady był o wiele lepszy od tego 'więziennego' krążka. Ta płyta jest nudna, w większości mało ciekawa. Nie najgorsze bity nie robią tej płyty, bo część jest tylko i wyłącznie 'nie najgorsza', a nie dobra. Płyta dla dzieciaków w podstawówkach i gimnazjach, mająca być może przestrzegać przed złymi rzeczami... Ale czy oni to zrozumieją? Słyszałem w tym roku gorsze rzeczy, ale i tak nowy Chada mnie nie zachwycił. Co ja gadam! Do mnie nie przemówił.      

OCENA: 3-\6


wtorek, 20 maja 2014

MAŁPA N.A.S. - PRZYLĄDEK STRACHU

Fonografika 2014

1. Przylądek Strachu
2. Ja wiem i ty wiesz
3. Miasto widmo   feat. KACZMI
4. Łowcy jeleni   feat. BOSSKI ROMAN, RY23
5. Patrz w moje oczy
6. Intro P.S
7. Druga Strefa Miasta   feat. YANKEE DOO DOO, DOLUN
8. Whisky   feat. KACZMI
9. Kontroluj
10. Jesteśmy tam gdzie zawsze   feat. FAZI
11. Apeluje
12. Nie musisz być kim mówią
13. Weź się nie napinaj
14. Piątkowski fyrtel
15. Szuram papciem   feat. YANKEE DOO DOO, MATA
16. Outro
17. Tylko te chwile   feat. RAFI

    Pierwsza solówka Małpy, znanego z nagrań Nagłego Ataku Spawacza, którego nadal ciężko uważać mi za prawdziwie rapowy zespół, była jedną z najgorszych płyt roku 2012. Jego drugie wejście zaintrygowało mnie okładką - dlatego zaszalałem i postanowiłem sprawdzić ten klimat, choć wyznam, że album włączyłem z dużą rezerwą.
    Tym razem Małpa zrezygnował z całego bukietu producentów. Znakomita większość podkładów wyszła z komputera JS Familii, co daje nam spójny muzycznie album. Zresztą, pozostali producenci potrafili się idealnie dostosować do klimatu i Ceha, Elwoodjack, Dolun, Kamil Wacław oraz Edizz zrobili równiez mroczne podkłady, z głębokim basem i wstawkami to elektronicznymi, to gitarowymi - jak w 'Intro PS', gdzie riffy są głównym tematem muzyki i brzmi to bardzo rockowo. Muzyka jest całkiem fajna, choć kawałków wydaje się być za dużo. JS Familia potrafi wykonać niezły bit, jednak dostajemy też czasem od nich taką typową uliczną masówkę. Trochę tu jednak tych lepszych momentów znajdziemy - zwłaszcza na pierwszej połowie płyty, bo potem temperatura siada. Dopiero na końcu Edizz dał nam spokojny, wyczilautowany tak, skłaniający do refleksji. Za talerzami usiedli DJ Soina i DJ Jaxon, i choć nie są wykorzystani jakoś szczególnie konkretnie, to jednak słychać ich pracę.    
    Małpa ewaluował. Nie bardzo wierzyłem na początku, bo i poprzednio wejście było nawet niezgorsze, ale na potrzeby tego albumu Małpa wyraźnie pracował nad swoimi rymami. Ok, rapper nie jest wirtuozem, ma flow poprawne i zwyczajne, ale już nie da rady się za bardzo czepiać. Wszystko jest ok. Tekstowo, wiadomo, że to też nie będzie Pan Tadeusz, ale tym razem te rymy nie wkurwiają przedszkolną prostotą. Nadal jest to podwórkowa proweniencja, nadal króluje prostota i szczerość, czasem znajdą się próby horrorcore. Małpa dobrał sobie na gościnne występy koleżków głównie z Poznania. Wiadomo, że będą kumple z N.A.S.: ujebany jak zwykle Fazi i obrzydliwy miejscami Kaczmi, ale są też mniej znani Mata i Tankee Doo Doo oraz największe gwiazdy rapu z Poznania: Rafi i Ramona 23. Zwłaszcza Rafi dał zaskakująco dobre wejście - ostatni kawałek zresztą jest odstający nieco od reszty i zdumiewa ładunkiem emocji i delikatnością.   
    Zaskakujący album, jak na Małpę i przyznam, że się zawiodłem. Spodziewałem się, że będę mógł barwnie zjebać ten album, a tu nic z tego. Oczywiście, miłośnicy ambitnych rzeczy, ekwilibrystyk słownych i koncertowego flow popukają się w czoło, ale to nie dla takich ludzi płyta. Jest o dwie klasy lepsza od poprzedniej i choć do ideału nadal sporo brakuje, uczciwie trzeba powiedzieć, że ten album nie jest taki zły.

OCENA: 3\6


poniedziałek, 19 maja 2014

EMEN - DOMINO

Urban 2014

1. Cień prod. Emen
02. Ten sam numer    feat. KAMILA BAGNOWSKA prod. Emen
03. Marnuję czas prod. Per Persona, Emen
04. Jakby coś Cię ugryzło   feat. KUBA KNAP prod. NbH
05. Ultimatum (Skit) prod. NbH
06. Halo prod. Emen
07. Więcej prod. Cokebeatz
08. Boeing    feat. DUCHU prod. Emen
09. Muszę lecieć    feat. HARY, TYMIN prod. Emen
10. Zawsze prod. Emen
11. Poznasz mnie prod. Nowik
12. Domino    feat. MARCIN KIRAGA prod. Emen
13. Domino (Outro) prod. Emen
14. Światło prod. Emen

    Przyznaję bez bicia, że jestem wręcz fanem manchasterskiego oddziału polskiego rapu. Wprawdzie dużo bardziej podobają mi się płyty Ducha, ale przecież Emen też jest świetny. Kiedy jego ostatni album wyszedł na legalu, stracił nieco mocy, ale nie mogłem odmówić sobie przyjemności zagłębienia się w 'Domino'.
    Emen produkuje i dobiera sobie podkłady bardzo emocjonalne, choć jak mówi, 'nie obchodzi mnie to, czy cię rozczulę'. Ale ta muzyka jest właśnie taka... rozczulająca i myślę, że Emen doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Co więcej, robi to z premedytacją. A te podkłady są bardzo stonowane, o niezbyt wysokim tempie, na którym snują się pętle pianin, często wchodzą ostre gitary, przechodzące gdzieniegdzie w solówki, a pod spodem gniotą mocno basy. Klimatycznie przeskakujemy od jazzowych wajbów, do wręcz funkowych jazd ('Jakby coś cię ugryzło' od NbH), zahaczając o downtempo, czy ambientowe wycieczki. Do tego nie brakuje dobrze wybranych sampli (zwłaszcza 'Muszę lecieć'). Wbrew spodziewaniom jednak, to bardzo fajna muza, która dobrze kołysze i nie ma nic wspólnego z tymi nowoczesnymi, rozlazłymi podkładami pozbawionymi perkusji przez 75% czasu trwania numeru. Nie, to prawdziwy hip hop, grany lekko, z fantazją, aczkolwiek... na smutno. Wiadomo, że większość zrobił sobie sam Emen, ale są tu również bity od NbH, Cokebeatz, Nowik i Per Persona. Jednak wchodzi z przyjemnością i kołysze głową. 
    Emen ma głos charakterystyczny, nieco zdarty, z lekko nieociosanym flow, które jednak wygładza się z każdym kolejnym projektem, choć Emenowi ciężko jest się czasem pozbyć swego rodzaju toporności w technice. Ale ma ona swój urok. Tylko, nie wiem, czy to moje jedynie wrażenie, ale zaczął mi nieco jechać Łoną miejscami... Ale może to tylko moje złudzenie. Nie mienia się za to kierunek, w jakim idzie rapper. 'Ziomy mówią, nagraj coś wesołego, może bym i nagrał, ale smutek motywuje bardziej' - to prawda, bo z tekstów wyłania się życie Emena jest szare, jak domy w robotniczych dzielnicach Manchasteru. I jak zwykle, sporo miejsca zajmują damsko-męskie potyczki i przepychanki (jak i czasem popychanki :P) To taki naprawdę smętny klimat, ale nie ma tu tylko szarych chmur - czasem przebijają się promyki słońca - przede wszystkim w kawałku 'Jakby cię coś ugryzło', ale może to zasługa Kuby Knapa, który, w wybornej formie, dał swój wkład do kawałka. Tak samo Duchu, zawsze rozemocjonowany na majku, zmienił się nieco od ostatniego razu, kiedy go słyszałem, ale nadal potrafi przekazać cały ładunek tych emocji w swojej zwrotce. Tymin wypadł również nieźle, choć pojechał trochę z Magikiem i polataniem... Hary również spokojnie pokazał niezłą zwrotkę - ogólnie goście dali występy na mocnym poziomie - również ci śpiewający.  
    'Domino' jest dużo lepsze, niż 'Przedmieścia'. Lepsza lirycznie, muzycznie i klimatycznie. Emen wypuścił płytę, która, według mnie, pokazuje jego jasne strony i jest jego najlepszym, jak dotąd, produktem. Bardzo fajna płyta.

OCENA: 5\6


niedziela, 18 maja 2014

ŻYT TOSTER & ENZU - LETARG PRZEBUDZENIE

nielegal 2014

1. Night walk in Paris
2. Letarg/Przebudzenie
3. Żyt Toster 2
4. Hangover
5. Behind the scenes Interludium
6. Kiedy nie gramy koncertu
7. John Doe
8. Kompleks
9. Ostatni Ronin   feat. PYSKATY
10. Znikający punkt
11. Avatar   feat. VNM
12. Nieśmiertelny
13. Patrzą na mnie feat. Danny


    Na Tostera zwróciłem uwagę podczas suwalskiej Wizji Lokalnej - nie tylko dlatego, że ma popieprzoną ksywkę, ale również dlatego, że nieznany mi wcześniej koleś okazał się być całkiem sprawnym rapperem. Zresztą, cała WL Suwałki było jednym z lepszych odcinków. Solówka Tostera z ubiegłego roku była mocnym, porządnym punktem. Teraz, sparowany z Enzu, miał pokazać nową, na pewno lepszą jakość.
    Nie wiem, kto to Enzu. Może debiutant w szerszym gronie, może nie spotkałem, może nie zapamiętałem. Nie wiem. Dość, że już ogarnąłem ksywkę, bo zdecydowanie warto ją zapamiętać. Enzu jest tu pełnoprawnym członkiem duetu, bo nie dość, że daje bity, to jeszcze ma swój czas na nieco ambitniejsze wejścia w intro i interludium. Ciężko określić jego bity, bo są złożone. Nie są to klimaty czysto klasyczne, choć niewątpliwie wychodzące ze Złotej Ery. Jest tu nieco sampli, ale jeszcze więcej producent dogrywa sam, a perkusje czasem brzmią jak grane na żywca. I w końcu Enzu nie boi się używać elektroniki. Dlatego podkłady są bardzo zróżnicowane: od prostych, klasycznych bez mała traków, przez szybkie, oparte na wokalnym samplu numery (Kiedy nie gramy koncertu), czy ostre gitarowe brzmienia (Żyt Toster 2), aż do inspirowanych elektro i minimal bitów ('John Doe' czy 'Ostatni ronin'). Brzmi to doskonale, nie nudzi się i nakręca atmosferę na albumie.  
    Żyt Toster 'to najgorsza ksywa w rapie ever' - na szczęście sam rapper radzi sobie znacznie lepiej, niż jego pseudonim. Ma dobry głos, mocne, płynące, acz emocjonalne flow i bardzo dobre teksty. 'Dla artysty życie w klatce to szaleństwo, więc wyłamcie mi te żebra abym mógł odetchnąć pełną piersią' i toster się tego trzyma, potrafi mówić na każdy temat, a wszystkie rzeczy, które porusza, są podane bardzo interesująco - o ile to dobre sformułowanie. Ale weźmy taki storytelling w 'Hangover' - słucha się tego jak ogląda dobry film sensacyjny. Nie brakuje również bragga i opowieści o muzyce, a także tekstów o sobie i swoim życiu - z dystansem i często przymrużeniem oka. Jednak Żyt ma świadomość swoich skillsów i potrafi przyciąć konkurencję krótkimi panczami, jak 'wszyscy chcieli być Czarni, a są kurwa ciemni w rapie', czy rozwalić konkurencję sprytnie pokładanymi wersami, jebiącymi scenę wszerz i wzdłuż ('Kompleks'). Ciekawy jest również 'Kiedy nie gramy koncertu', będący rozliczeniem z organizatorami koncertów, którzy nie mają pojęcia o swojej robocie i chcą artystów za piwo... Nawet goście muszą się napocić, żeby doskoczyć do poprzeczki: Pyskatemu udało się wejść w specyficzny klimat 'Ostatniego Ronina', a Fałenemowi również, ale bardziej podoba mi się zwrotka samego Żyta.  
    Przebudzony z letargu Żyt dał naprawdę dojrzałą i przemyślaną płytę. Sporo w tym zasługi Enzu, który wypełnił głośniki konkretnymi bitami, które balansują często po krawędziach stylów, ale brzmią bardzo dobrze. Naprawdę fajny album, w większości bardzo osobisty - to takie rozliczenie ze światem. Dobry materiał. 

OCENA: 5-\6


sobota, 17 maja 2014

MIEJSKI DYSTRYKT - MUZYKA LUDZI ŚWIADOMYCH

nielegal 2014   

1. Co U Mnie 
2. Miejski Dystrykt 
3. Pisząc Oddaję Część Siebie
4. N.P.N.R.
5. MC, DJ, Producent 
6. Na Całe Życie 
7. Scenariusze 
8. Ryzyko 
9. Nie Stoję W Miejscu 
10. Sztama 
11. Do Połowy 
12. Wakacje 
13. Stereotypy 
14. Samotność 
15. MC, DJ, Producent RMX

    Ten konglomerat rapperów i producentów z Warszawy i Trójmiasta postanowiła zadebiutować na scenie w zeszłym roku krótką epką. Teraz wydali przemyślany album długogrający i Defsu, Feto, Pióro, Dj Lolo, Gajos oraz Elce zaczynają zbierać propsy za swoją pracę.
    W tym sekstecie (czy też heksagonie, jak jest na okładce) za muzykę odpowiadają Gajos i Elce. Bardzo mnie ucieszyło, że chłopcy podchodzą do tematu muzyki w ten sposób. Na albumie dominują klasyczne bity rodem z Nowego Jorku, takie trochę połączenie klimatów Mobb Deep, MOP i im podobnych wykonawców. Taki mix Queens z Brooklynem z przełomu wieków. Brzmi to naprawdę fajnie, bo na tych konkretnych perkusjach grają dobrze dobrane sample, wzięte z bardzo różnych źródeł. Całość uzupełniają skrecze DJ Lolo i dzięki tym wszystkim czynnikom mamy tu niejako powrót do złotych czasów i ich pokłosia. Są tu podkłady, które porządnie kiwają głową i przywołują najlepsze wspomnienia i skojarzenia. Absolutny killer to bit do 'N.P.N.R.', ale przecież sporo tu fajnych podkładów.
    Defsu, Feto i Pióro to rapperzy porządni i ich rap jest dobrze wykonanym rzemiosłem - choć niczym więcej. Nie ma tu zbytnio panczy i mocnych wersów, ale są życiowe teksty z przekazem. Na szczęście kolesie nie pieprzą bzdur, dobrze pasują do bitów i słychać to jedną miłość dla prawdziwego hip hopu. Zresztą, świetnie to słychać w kawałku 'MC, DJ, producent', gdzie Miejski Dystrykt jasno klaruje, o co im chodzi. To 'świat bez atrap, oparty na skillach'. W zasadzie można by powiedzieć, że to taki uliczny hip hop, ale byłoby to bardzo płytkie zaszufladkowanie. Raz, że hip hop jest przecież muzyką uliczną (do pewnego poziomu oczywiście, bo potem staje się muzyką multimiliarderów - przynajmniej w USA). Dwa, że określając Miejski Dystrykt mianem uliczników, obraziłbym ich. Nie dlatego, że ten rodzaj rapu jest gorszy, nie o to chodzi. Po prostu rap uliczny trzeba umieć zrobić z jajem - a owe kohones (cojones) rapperzy mają. Dlatego na tych dobrych bitach płyta się nie nudzi, bo... jest inna. Nie ma tu gości, bo nie są potrzebni.
    W płytach szukam przede wszystkim oryginalności, jakiegoś wyróżnika. Mamy tutaj więc mieszankę kilku zwykłych czynników, które razem sprawiają, że album jest słuszny. Świetne bity, oddające hołd najlepszym latom rapu, szczere, życiowe teksty - mało porywające, ale zarymowane poprawnie i fajny, bujający klimat. Pewnie się nie spodziewałem wiele, ale może właśnie dlatego płyta mi weszła jak złoto. Dobry stuff, kojarzy mi się przy niektórych kawałkach z klimatem warszawskiego rapu z okolic 97-01.          

OCENA: 4+\6


piątek, 16 maja 2014

LOKER RAPMAJSTER - PIERWSZE SOLO

nielegal 2014

1. L . O . K
2. Wiem Że Mogę
3. Na Wysokich Obrotach   feat. MEJEK
4. Radzę Sobie   feat. DJ SOINA
5. Jestem Hip-Hopem
6. Rachunek Sumienia
7. Dzień Po Dniu
8. Na Luzaku
9. Tak To Idzie
10. Moje Miasto
11. Nie ma...   feat. BALON
12. Tylko Prawda
13. Życie Miejskie  feat. DJ ŻUKU
14. Pandemonium   feat. SZAMAN
15. Twój Wybór   feat. STENCEL
16. Tak Powinno Być

    AMC, czyli Loker i Balon, nagrywali dotychczas razem, jednak tym razem Loker Rapmajster postanowił pójść o krok do przodu - czyli wydać solo. Na szczęście to akurat Loker jest tą lepszą połową Rapmajstera, dzięki czemu miałem nadzieję, że będzie to znośny album.
    Oprawą muzyczną zajęli się MaLL, PcN, Wowo, Sokollo, ML Productions, Profanumbeats, Fleczer... Chyba wymieniłem wszystkich. Rzadko który się powtarza, więc producenci dają po jednym, góra dwa traki, dlatego podkłady są bardzo zróżnicowane i grają nieco od sasa do lasa. Muza to z jednej strony zupełny klasyk i standard, jednak z drugiej sporo tu wkrętów bangerowych. To taka rap muzyka, stworzona według klasycznych recept, ale przyprawiona nowoczesnym brzmieniem: energicznym, takim, który jest w stanie rozjebać kluby. Taki 'Wiem, że mogę' jest bujający, hitowy, i choć z powodzeniem mógłby znaleźć się na którejś z płyt Terror Squad, to nie wybija się ponad średnią. Za to 'Na wysokich obrotach' ma całą masę cykaczy, połamane perkusje i wibruje faktycznie na wysokich obrotach. 'Tak to idzie' za to odnaleźć można gdzieś w klubach Memphis. Słychać, że Loker woli raczej muzę konkretną, z przyjebaniem, dobrą do klubu - i to tutaj realizuje. I dobrze, bo to klimat, który wchodzi bez problemu i utrzymuje odpowiednie tempo przez całe 50 minut.  
    Loker dobrze daje sobie radę na mikrofonie i na tych różnorodnych podkładach - nie ważne, czy bliżej im klasyki, czy to syntetyczne bangery. Rapper jedzie sobie zachrypniętym flow po tych bitach i brzmi to naprawdę porządnie, aczkolwiek znajdzie się (co najmniej) jedna rzecz, która nie jest super: są to teksty. Wprawdzie Loker mówi 'jestem hip hopem idę jego tropem on jest ze mną \ życie jest chore, wolę polec niż grać go średnio \ jesteś kondomem, mogę przyrzec, widziałem na pewno' - i jeśli chodzi o teksty, to czasem, zgodnie z przytoczonymi wersami, gdzieś w głowie kołatało mi się 'to musisz zginąć, ziom'... Ja wiem, że te teksty nie są najgorsze i jest sporo materiałów o dużo gorszej warstwie lirycznej, ale skoro mamy się czegoś czepić... Nie o to chodzi, ze szukam byle preteksty, żeby się przyjebać, ale te wersy są zwyczajnie zbyt zwyczajne. Tym bardziej, że Loker o niczym konkretnym tu nie mówi. Niby teksty są o życiu, ale naczelnym wątkiem jest chlanie\ćpanie\balowanie itp. O ile Loker jest ok, to goście, których zaprosił niestety rzucają na podłogę, bynajmniej nie z szacunku. Rekordy bije Balon, ale reszta też nie rządzi. No, Szaman wypadł naprawdę ok.
    No dobra, tak naprawdę to album jest całkiem w porządku, bo i muzyka zrobiona na poziomie, i Loker jest niezłym rapperem - może emce nieco gorszym, ale zapewnia nam spokojnie doznania ze średniej krajowej podziemia - czasem nawet wyżej. Takie płyty - porządne, choć nie hitowe, też są potrzebne i na pewno 'Pierwsze Solo' znajdzie swoich fanów.

OCENA: 4\6


czwartek, 15 maja 2014

ZAPOMNIANA ALEJA - ŻÓŁTY KOLOR


nielegal 2014

1. Transmisja
2. Imponderabilia
3. Kopalnia Umysłów
4. Skit
5. Cyrograf
6. Mikrofon
7. Zwierciadło 
8. Skit
9. Tacy Sami
10. Aparatura   feat. COLLINS
11. Zegar
12. Skit
13. Parasol (W Kroplach Deszczu 2)
14. Asabikeshiin

    Scena wałbrzyska się rozrasta. Jeszcze dwa lata temu nikt nie słyszał o nikim więcej, niż 3W, ale teraz każdy kolejny album z tego miasta okazuje się ciekawym, podziemnym materiałem. Nie będę się mądrzył, że słyszałem wcześniej o Zapomnianej Alei, ale naturalnie sprawdziłem to.
    Nie ma również pojęcia, kto zrobił te bity, jednak nie sądzę, aby to były podkłady ściągnięte z friszerów - prawdopodobnie ZA zrobili je sobie sami. To taki przeciętny, podziemny hip hop, bez sampli, acz z klasycznym zacięciem. To takie numery, które dość często pojawiały się z 10-15 lat temu: oszczędne, co wymuszone było ilością ścieżek w programie, grane własnoręcznie z braku możliwości samplowania. Dziś technika oczywiście pozwala na wiele więcej, więc nie przypuszczam, aby chłopcy produkowali bity według kanonów sprzed dekady - wszak jakieś tam melodyjki pościągali, ale nadal wszystko jest bardzo oszczędne i wręcz ascetyczne: perkusja, bas i nuta prowadząca. Nie jest to złe, ale i nie przejmuje za bardzo. Ot, tło dla rapperów.
    M!strzu i Boban nie są kopią 3W, tak jak wielu wałbrzyskich rapperów, których miałem okazję słuchać. Jednak nie oznacza to, że są lepsi lub bardziej oryginalni. Po prostu dają nam 'słowa, które niosą walkę' - porządne, acz zwyczajne wersy, wygłaszane porządnym, acz zwyczajnym flow. Typowa grupa z podziemia. Jednak co jakiś czas, głównie w refrenach, widać przebłysk weny, pewne patenty, które wychodzą bardzo fajnie na tych trakach. Jednak potrzeba jeszcze nieco czasu. Niestety Boban jest totalnie nijaki i takich rapperów jest na pęczki, M!strzu przesadził ze swą ksywką, choć styl ma oryginalny, trzeba mu to oddać. Za to Collins śpiewa w refrenie ze swadą znajomą z płyt Linkin Park, czy Pearl Jam - co stanowi całkiem interesujący input. 
    Pół godziny materiału w zupełności wystarczy. Zapomniana Aleja to zwykły, podziemny średniak z przebłyskami. Jeśli zajawka im się nie skończy, postarają się poprawić warsztat, to coś z tego może być. Na razie nieco lepiej niż podziemne rzesze.

PS: Kiedy się ci wszyscy znawcy rapu nauczą, że w skitach się GADA, a muzyczki lecą w INTERLUDACH???

OCENA: 3\6


czwartek, 1 maja 2014

WIŚWER - OSTATNIA OLDSKULOWA PŁYTA

nielegal 2014

1. Ostatnio
2. Gra o fejm
3. Kilku
4. Polej
5. Smutek, złość, wkurwienie
6. Nie banglasz
7. Go KRK
8. Outro

    Wiśwera poznałem przy okazji recenzji zeszłorocznego albumu składu TNE, którego jest on członkiem. Nie powiem, żeby ten album mnie zaskoczył, ale uszło. Tym razem Wiśwer, koleś angażujący się w mnóstwo rzeczy, wydał krótki mikstejp, prezentując tu swoje umiejętności zupełnie solo.
    To mikstejp, jak już rzekłem, więc podkłady są przysposobione przez Wiśwera z najlepszych produkcji światowych. Jest Snoop Dogg, są inne zarąbane podkłady, co przy mikstejpie przechodzi. Nawet nie jestem pewien, czy wszystko jest wzięte, bo nie każdy bit obił mi się o uszy, ale producentów żadnych nie znalazłem, więc propsów nie można wysłać. Bo Wiśwer wybrał sobie bardzo fajnie bujające podkłady, takie rzeczywiście nieco 'oldskulowe', czyli klasyczne i bumbapowe. Wspomaga go tu DJ Bulletproof i przyznam, że tytuł jest bardzo trafny - może to nie ostatnia płyta oldskulowa, ale trafia w sedno.
    Wiśwer jest całkiem fajnym, podziemnym rapperem. Ma bardzo fajne flow i potrafi nim wyczyniać wygibasy, choć lirycznie może nie jest to rap najwyższych lotów. Nie chodzi o to, że Wiśwer pisze słabe teksty, ale czasem marszczyłem brew, słysząc lekko infantylne rymy lub przestawiony na siłę akcent. I choć mówi on o napuszeniu wielkich gwiazd rapu w kraju i o innych absurdach w ich zachowaniu, gada o imprezach i chlaniu, reprezentuje Kraków bardzo ładnie, i choć ma fajną stylówkę, to nie zawsze te wersy wchodzą gładko. Jednak nie można Wiśwerowi odmówić oryginalności i tego czegoś, co na jego szczęście posiada, a co nie pozwala go wyrzucić do śmieci. Tak, Wiśwer ma w sobie coś.
    Ten mikstejp jest... taki sobie. Da się spokojnie posłuchać, nie odrzuca, jest na tyle krótki, że nie zdąży wkurwić (w razie gdyby miał to zrobić naturalnie) - jest ok. Wiśwer pokazuje niezgorszy styl, nieco słabsze rymy - choć wpadają również takie ciekawsze. Jeszcze kilka mikstejpów i będzie git :)

OCENA: 3+\6