środa, 30 września 2015

SMUTA - TAM I Z POWROTEM

Dase 2015

1. Przed…   feat. CZERWONE LAKIERKI
2. Fragment
3. Popatrz
4. Brudnopis
5. Nie przejmuję się nimi
6. Życie to kwiat
7. Czy życie ma jakikolwiek sens?
8. Styl B.B
9. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni
10. Ciszej, bo jeszcze usłyszą…
11. List do Em    feat. MEHA'U
12. Już bez Ciebie
13. Bomba zegarowa

    Na początku myślałem, że to jakaś nowa panna pojawiła się na scenie - Smuta mogłaby być również kobietą. Potem wygrzebałem w necie teledysk i okazało się, że to koleś - i wówczas przypomniałem sobie kolesia z X-Factor i od Ewy Drzyzgi. Ciągnęło mi to trochę wiochą, Smuta zrobił wokół siebie wiele szumu, zwłaszcza we własnej okolicy zebrał multum propsów - ale czy to się przekłada na jakość?
    Skibot, Surman i DJ Cider wykonali podkłady na ten album mniej więcej po równo. Nie ma w sumie większej różnicy, kto co zrobił, bo muzycznie płyta jest bardzo spójna i każdy kawałek ma podobny klimat. Inną sprawą jest jakość tych podkładów, a niestety nie są to bity wysokich lotów. Jest smutno (smętnie), pianinka, melodyjki - wszystko grane przez producentów. Podkłady są niestety puste brzmieniowo, nie mają głębi i w sumie są bardzo nijakie i nudne. Nie słucha się tego z przyjemnością.    
    Nie powiem, że Smuta jest dobry. O nie. Nie dość, że nie potrafi napisać wersów, które będą się układały chociaż jako tako na bicie. Rapper wydaje się w ogóle nie zwracać uwagi na to, że gdzieś wchodzi werbel, że to, żeby wersy się rymowały, muszą wypadać w miarę rytmicznie. Zamiast tego wszystko wrzucone jest do wora i wymieszane. Smuta próbuje kombinować z flow - ale zbyt rzadko, żeby było to regułą. W większości po prostu leci, przestawia akcenty, nadgania, nie zwraca uwagi na interpunkcję. To wprawdzie bardzo osobista płyta, Smuta opowiada o biedzie wśród której się wychował, o operacji, w czasie której Religa wszył mu rozrusznik serca, o tym, że nikt nie kolegował się z nim, bo nie miał dobrych ciuchów. Smętne rozkminki, często infantylne teksty i porównania i wywnętrzanie się na podkłady powodują dalszy brak chęci do odsłuchu. Te pierdolenie, że ludzie narzekają, że Smuta nosi sygnety na palcach, a gada o biedzie, płacz, że nikt go nie lubi i wytykają go palcami na mieście... To jest tak gówniarskie, że aż nawet nie umiałem się z tego śmiać. Szczytem jest 'Już bez ciebie', hołd oddany mamusi, z takim stekiem bzdetów i próżnych żalów, że tego się po prostu nie da słuchać.
    No cóż, już po obejrzeniu X-Factor wiedziałem, że to będzie kiepska płyta i niestety taka właśnie jest. Wsiowy rap o ciężkim żywocie i dążeniu do celów. Ale Smuta jest małym, zakompleksionym dzieciakiem, który dla podbicia swojego ego wrzuca do teledysku laski i drogie samochody. I w co drugim numerze 'oni się ze mnie śmieją, oni źle o mnie mówią, oni się mnie wstydzą, oni mają mnie dosyć, a ja mam ich gdzieś' - i tak w kółko. Wygląda na to, że Smuta jest wyszydzanym typkiem u siebie w lokacji i za wszelką cenę próbuje udowodnić swoją wartość - najbardziej sobie. Wychodzi to niestety żałośnie. Marność ogromna, dno, gorsze nawet od Kraszy, choć ciężko w to uwierzyć.

OCENA: 1+\6


wtorek, 29 września 2015

POPEK MONSTER & DANIEL B.A.D - B.A.D. POP

WagWan 2015

1. Samo Życie
2. Jesteś Sam
3. Ballada 4x4
4. Blues (Kosmity Żona)
5. Samo Życie 2
6. Niemoc W Naszych Sercach
7. Szkoda
8. Chryzantemy Złociste
9. Mój Pierwszy Raz
10. Liar
11. Raz Na Jakiś Czas
12. Jesteś Sam
13. Kocham Swój Kraj
14. On i Ona 

    Popek czuje tę koniunkturę i póki gówniarstwo kupuje albańskie gangi, chłop trzepie nagrania ile wlezie. Po grajmowych brzmieniach, Pop zmienił kierunek na gitarowy, rockowy wręcz klimat. Długo opierałem się wysłuchaniu materiału, wreszcie posucha w nowych wydawnictwach legalnych mnie do tego poniekąd zmusiła. Zatem z drżącym sercem włożyłem dysk do odtwarzacza.
    Obaj wykonawcy zrobili dość karkołomną miksturę wybuchową. Banasiak Adam Daniel to muzyk i malarz, więc zmalował on tu nam, wraz z Popkiem zupełny unikat. Akustyczna gitara, używana w kilku zaledwie akordach - Popek się chwali, że ogarnął grę na gitarze w 5 minut - to słychać. Oczywiście ma to być żart, ale jakże znamienny. Pod tymi gitarami częśto znajdziemy perkusje, nawet dość stylowe i w miarę hip hopowe. Do tego całość okraszona jest syntetycznymi zgrzytami, które udziwniają całość. Wszystko brzmi dokładnie tak samo  - prawie godzina na jednym akordzie może doprowadzić człowieka do pocięcia się łyżkami.
    Popek pozazdrościł rozwoju kariery Everlastowi z House Of Pain. Oczywiście, nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie porównywał fejmu i skillsów obydwu rapperów - przecież Everlast to legenda sama w sobie, a Popek to... tylko król Albanii. Chodzi tu raczej o kierunek rozwoju - Everlast w którymś momencie poszedł w bluesa, Popek też chciał. Wyszło z tego raczej pomieszanie przaśnego brzmienia remizowego grajka z nagraniami w stylu Taty Kazika i podwórkową poezją a la Grzesiuk, tyle, że wyciągnięty spod sklepu. Wszystko jest takie samo - zachrypnięte przyśpiewki najebanego draba ciągną się przez całe 50 minut. Ciężko to nazwać rapem - taki bluesowy zaśpiew, który zlewa się wreszcie w bełkot.    
    Co za kurwa debil to chciał wydać? Nikt, dlatego wyszła ta płyta u Popka, proste. Połączenie N.A.S. z Winim i Szwagierkolaską, wydobywające z każdego z wymienionych najgorsze rzeczy. I, cytując samego Popka, kołatał mi się ten tekst po głowie w czasie odsłuchu: 'nie wiem po jaki chuj w to dalej brnę...'

OCENA: 0\6


poniedziałek, 28 września 2015

PROCEENTE & BLEIZ - ALOHA GRILL

Aloha 2015

1. Aloha-Grill
2. Potrzebuję feat. JAZZY, BASIA EM, KASIA OSOWSKA
3. HipHopKemp
4. Scena
5. Wiejskie powietrze feat. KUBA KNAP
6. Rap & Blues feat. CYWINSKY
7. Podwieź mnie feat. SARIUS, JAZZY
8. Jogin śmiechu feat. NINJA, ŁYSONŻI
9. 2271
10. Jesteśmy na fali
11. Nie zasłaniaj mi słońca feat. CYWINSKY
12. Korzenie    feat. JAZZY
13. Proceente - Praga
14. Bleiz - Bon Voyage

    Trochę przegapiłem tę płytę. To znaczy, wiedziałem, że wyszła, lubię płyty z Aloha, ale... stwierdziłem, że mam tyle materiału, że posłucham później. I zapomniałem, na szczęście w porę oprzytomniałem. Wspólna płyta szefów Aloha Entertejnment już od okładki mówi, że to luzik blusik i pełen czillout. I fajnie, bo ja lubię wydawnictwa z logo Aloha: płyty Procenta i Łysonżiego były naprawdę świetne, więc spodziewałem się wiele.
    Przyznam, że nie do końca o to mi chodziło i nie tego się spodziewałem po tej płycie. Przyzwyczaiłem się raczej u Aloha do brzmienia funkowego i nawet sam tytuł wskazywał, że będzie ten klimat. Już na samym wstępie jednak zaatakowała mnie kakofonia syntetycznych plimkań Chmuroka, zaraz potem dość ostry i nowoczesny Ostry, a to co zrobił FunkMonster ze 'Sceną' to istny dramat. Bit jest tak połamany, jakby robił go niemiecki werblista marszowy, a te wokalne wstawki na fastpejsie brzmią jak stado zarzynanych myszy - jak mówi sam refren: 'gówno w którym nie warto się babrać, porażka totalna'. Ten stary, dobry funkowy wajb zachowują Mr. Onte, Eten i wspomniany wcześniej FunkMonster - tyle, że nie w 'Scenie'... Gdzieś w połowie jest Jorguś z 'Bon voyage', który sprawił bit mogący spokojnie znaleźć się na płycie np. 8Ball & MJG, czy czegoś w tym stylu. Na całe szczęście tych elektronicznych podkładów jest tylko trzy - pasują niczym kwiatek do kożucha i są na tym albumie totalnie zbędne: powinien być albo ten funk, który pojawia się tu jakby sam z siebie, albo syntetyk. Według mnie to się zupełnie rozmija i żałuję, że nie ma spójności.   
        Procent nigdy nie był dobrym rapperem, ale jest to ten typ emce, którego rozpoznasz zawsze i wszędzie. Nie zawsze jego flow pasuje do tych bitów, głównie nowoczesnych, ale przynajmniej Procent ma fajne, celne teksty. Bleiz ma za to ciężki wokal, który brzmi cąłkiem nieźle, choć teksty są mniej trafne. Tematyka jest tu przede wszystkim letnia i grillowa. Nie musi to być li tylko wakacyjny krążek - kiedy zimą będzie ci smutno i brak słońca, to możesz sobie to puścić - ulży. Chłopcy gadają na typowe dla siebie tematy: o wizytach na HHKempie, o wyjazdach na zieloną trawkę (łapiesz to?), o dobrym żarciu, o rapowaniu - poza jednym momentem, w którym zjeżdżają kolegów rapowców jak hebel - szkoda, że bit jest tak... dziwaczny. Co do gości: mam wrażenie, że Kuba Knap się lekko wyeksploatował i nie porwał mnie zupełnie. Znacznie lepiej wypadł (jak zwykle) Sarius, a także elementowy Ninja, no i Łysonżi. Inny wymiar wprowadzają za to wokaliści: Jazzy i Cywinsky, którzy świetnie ogarniają część refrenów. 
    Ja rozumiem, że trzeba się rozwijać itd, ale wejście na album wykosiło mnie na dłuższy czas - nie bardzo mogłem się po tych trzech kawałkach pozbierać, co mocno zakłócało mi późniejszy odbiór. Potem okazuje się, że wszystko całkiem przyjemnie bangla - ale gra tu ten gorący, letni funk, którego się spodziewałem. Natomiast początek mrozi. Nie do końca tego oczekiwałem i choć płyta w rezultacie jest dość niezła, to lekki niesmak pozostał...

OCENA: 4-\6


niedziela, 27 września 2015

KAZ BAŁAGANE - LOT 022

nielegal 2015

1. Widzę więcej
2. Byłem tam
3. Zakochany kundel
4. Nic do stracenia   feat. KING TOMB 
5. Lot 022
6. Mefedronowe love
7. Dr. Traphouse    feat. BELMONDO

    Ok, Kaz nigdy nie należał do moich faworytów. Był w porządku, rymował sobie o tych niuniach, miał swoją jazdę na bitach, ale nie bardzo mnie przekonywał. Aż tu nagle w tym roku wydał kolejny materiał, a na forach zawrzało. Lud się zajarał i słał przepropsy za ten album. Hmmm...
    Najwięcej owych propsów szło dla Smolastego za zrobienie muzyki na ten album, ale ja szczerze mówiąc nie mam pojęcia, co w niej jest takiego szczególnego. Najzwyklejszy njuskul, wchodzący w klimat cloudów i hejzów, czy jak to się tam to wszystko nazywa. Połamane perki, głębokie, komputerowe basy, syntetyczne melodyjki z wplecionym tu i ówdzie pianinem. To taka nowoczesna muza, pełna przestrzeni i chemii niewiadomego pochodzenia. Co do chemii - między Kazem i smolastym ona na pewno jest - gorzej ze mną... Najzwyczajniejszy w świecie newschool i nie widzę w nim nic, co by mogło mnie podniecać. Owszem, muza jest spójna, ale mało przebojowa i mnie osobiście nudziła.
    Kaz, owszem, wiele się nauczył od ostatniej płyty z Bel Mondo. Uspokoił flow i poukładał go sobie na werblach, przestał pierdolić o śmiganiu lachy na milion sposobów - jakby wydoroślał. Plus. Dostajemy więc dobry technicznie rap o życiu na osiedlu, choć temat 'brudnego' seksu powraca jak bumerang cały czas. Przynajmniej nie jest już obleśnie. Ale jest tu tak samo jak z muzą: jest w porządku, leci sobie, ale nic to w ogóle nie wnosi. Ani to specjalnie ciekawe, ani odkrywcze - może dlatego, że nie kręci mnie kwestia gimnazjalnych romansów. Goście? Jest dwóch, ale są dość płascy i niewiele brakowało, abym w ogóle ich nie zauważył - zwłaszcza Tomba.
    Nadal zadziwia mnie zachwyt recenzentów nad tym materiałem. Często zastanawia mnie, czy to, że jestem już jakiś czas po czterdziestce ma wpływ na to, że nie umiem odebrać pozytywnie różnych płyt? Często od reszty recenzentów dzieli mnie dobre 20 lat. W każdym razie ten 'Lot' nie jest moim lotem, to gówniarski album dla śmiesznych chłopczyków chcących być mężczyznami, ale płaczących w poduszkę, kiedy nikt nie widzi. Mocno przeciętne.

OCENA: 3\6 


sobota, 26 września 2015

FILIPEK - BELETRYSTYKA

nielegal 2015

1. Intro 
2. Ain Eingarp 
3. Harry Potter flow   feat. FERANZO 
4. Metionina 
5. Faktorum  
6. Dawaj Filip 
7. Wszystko zostaje na kliszach
8. Masterwork
9. Ćma barowa 
10. Lucky Loser 
11. Młodzi, piękni i ambitni   feat. PEJTER
12. {Nie}dokończony kawałek 
13. Widziany oczami ślepych uliczek 
14. Za mocny na mainstream, za dobry na podziemie   feat. KARTKY 
15. Pokolenie wychowane na Tabaludze 
16. Wszystkie oczy na mnie

    Wprawdzie kolejny album Filipka wyszedł już w czerwcu, jednak wpadł mi w ręce dopiero niedawno. Poprzedni jego album spodobał mi się wbrew spodziewaniom i teraz oczekiwałem wręcz bomby. Bo dlaczego nie? Uzdolniony wolnostylowiec na oryginalnych bitach, coś w tym musi być.
    Filipek zatrudnił sporo producentów, niemal co podkład, to kto inny. Lista więc jest długa: Grejtu, Kamska, Mario Kontrargument, Wojdus, Wezyr, Lanek, Peete, The Bed'zet, Lema, Bubuzelski, Epik... Już intro Grejta wprowadza nas w klimat brzmienia: trapowo-kloudowy, nowoczesny hip hop, pełen syntetycznych dźwięków. Bit Kamskiej 'Ain Eingarp' wprawdzie zaczyna się niczym Culture Beat z czasów euro dance, ale potem gra ta rozlazła melodyjka na milionach cykaczy, które wyłączają się co jakiś czas. Konkretniej ogarnął 'Harry Potter flow' Mario Kontrargument - to wprawdzie wciąż elektroniczny bit, ale za to na klasycznej perkusji. W sumie można tak wymieniać trak po traku, ale niewiele to zmieni: wszystko jest na wskroś syntetyczne, perkusje kaszlą się, jąkają i załamują co 15 sekund - można powiedzieć, że to kwintesencja tego jebanego njuskulu. Dziwnie asłuchalne są podkłady Peete, który sampluje polską klasykę i nadaje jej taki wajb, że palec leci od razu w stronę przycisku skip, no nie daję rady. Dla urozmaicenia znalazło tu zajęcie kilku woskodrapów: DJ Nambear i DJ Avens, ale nie słychać ich drapania zbyt wiele. Szczerze mówiąc, poza drobnymi wyjątkami ('Dawaj Filip' Lanka, 'HP flow' Maria, 'Lucky looser' i 'Za mocny na mainstream' Lemy), większość muzyki raczej mnie wkurwia, nić macha głową i po odsłuchu byłem nieźle poirytowany. Kolejne odsłuchy działały tak samo, całości nie daję rady.  
    Tak jak muza, rozczarowuje również sam Filipek. Zasadniczo rapper sporo miejsca poświęca bragga i tym podobnym rzeczom, które jednak zbyt wiele nie wnoszą. Weszło kilka niezłych panczy, ale z drugiej strony padły też takie, z którymi nie wiadomo, co zrobić, jak np. 'nie mogę dać nogi jak Jasiu Mela', czy porównania do postaci w Harrym Potterze - no niektóre są dość suche. Ten wątek Pottera był może i niezłym pomysłem, ale wersy nie są zawsze trafione - choć przyznam, że Feranzo wypadł chyba lepiej, niż sam Filip. I nawet kiedy rapper zmienia temat, to 'Ćmy barowej' nie jestem w stanie przejść, a wywnętrzenia w 'Niedokończonym' nie wzruszają. Nie dzieje się tu wiele pod względem liryki, ani również stylu. Ot, wylazł Filipek i jedzie przez 57 minut.
    Nie powiem, że to nędzna płyta - ale do dobrego materiału też sporo brakuje. Mnie odrzucają przede wszystkim podkłady, zbyt często nudne i ciągnące się jak flaki z olejem. Rymy są, czasem dobre, czasem marne - przez większość czasu zwyczajnie poprawne. Rozczarowałem się.

OCENA: 3\6


piątek, 25 września 2015

KRVAVY - PRZECZYWISTOŚĆ

nielegal 2015

1. Outro
2. Na szczytach rozpaczy
3. Nie-znośna ciężkość bytu   feat. OZZY
4. Światłocień
5. Gałęzie samotnie rosnących drzew zawsze są krótsze od strony północnej
6. Listy ze Schroniska nad Okiem Złym i Gorszym
7. Danse diabolique   
8. Oczy-przeczy. Wistość
9. Światłowstręt
10. Wektor bezwładności ku dołowi
11. CCK IV (Antychryst)
12. Miasto podróżników w czasie
13. Porte Folio, czyli truizmy zebrane
14. Intro (wersyfikacje)

    Krvavy to dość ciężki przypadek. Poeta, plączący się na granicy czyśćca, tylko nie bardzo wiadomo po której stronie. Niedawno wydał nowy album, ciężki jak płyta nagrobkowa, w stylu zaliczanym często do horrorcore'u, choć to nieco inna jazda.
    Wbrew stylowi Krvavego, podkłady są wręcz kwintesencją klasyki rapu. Bumbapowe, często lekko jazzujące bity, okarszone tłustymi samplami powodują kiwanie głową, pomimo sporego kontrastu z agresją wokalu Krvavego. Oprócz samego autora, w produkcji pojedynczych kawałków pomagali Phonic, AJKS i The 7. I słucha się tego bardzo dobrze, bo tu szumi winyl, czasem wejdzie znany sampel, perka ładnie stukocze... Czasem może rzeczywiście sam rapper wprowadza zbyt duży dysonans pomiędzy tym, jak warczy, a samą muzą, ale idzie się przyzwyczaić.      
    Krvavy faktycznie krwawi. Jego gardło wydaje się być pocięte tysiącem żyletek swoich wersów. Trochę poetycko mi wyszło, ale zupełnie w klimacie, knowhutumean'? Flow brzmi, jak pazury drapiące ścianę ciemnej piwnicy - trochę, jakby wokalista gothic metal zabrał się za rap. Do tego te wersy nie są zwyczajnymi rapzwrotkami - to naprawdę wiersze: mroczne, czasem straszne, czasem odjechane. Pewnie gdyby te teksty wydać w formie tomika wierszy, też by dało radę. Krvavy jest oryginałem, bez dwóch zdań.
    Nie każdy będzie zadowolony słuchając tej płyty - choć jest to niewątpliwie najlepsza rzecz Krvavego. To rzecz nieco trudna w odbiorze, kalecząca słuch co delikatniejszych istotek. Dla ludzi lubiących hardkor i bezkompromisowe brzmienia, teksty pełne metafor i odnośników do wierzeń, mitologii, czy filozofii. Drugiego takiego materiału nie znajdziesz, na pewno.

OCENA: 4\6


czwartek, 24 września 2015

HOMEX - HX

Homerun 2015

1. Na jednej połówce
2. Pocztówka z wojny
3. Sztuka spadania (part 1)
4. Od Greenwich do Greenwich
5. Judonstapmi
6. Mr Pistol Popper
7. Topsy Crett (part2)
8. Tylko dziś
9. Yangcy
10. Spadam w górę spadam w dół
11. Dawaj
12. Polaroid (part3)
13. Dzwonię do Ciebie z pliku hajsu
14. Znowu biegniesz

    Homex uciekł od Miuosha z Fandango - w sumie wcale się nie dziwię po tym co na ostatniej płycie odpierdolił Pan z Katowic. Teraz chyba takie ratuj się kto może... Zwłaszcza, kiedy można wydać płytę własnym sumptem - od siebie i dla siebie... i słuchaczy naturalnie. Bo przyznam, że "Homework" był naprawdę niezły, a tutaj internet dostał niemal spazmów na temat 'HX'.
    Sam rapper jest tutaj również producentem i trzeba przyznać, że nie tylko na majku daje radę krzesać ogień. A jest z czego, bo ten nowoczesny rap ma w bitach bomby. Połamane perkusje, na których brzęczą syntetyczne melodie, wszystko naładowane energią i emocjami. Nawet jeśli tempo lekko zwalnia, to nie znaczy to, że robi się nudno. I nawet kiedy wychodzi perkusja i Homex leci na samych cloudach - akurat u niego to brzmi porządnie - zresztą, mam wrażenie, że te bezperkusyjne przejścia są tu w pełni usprawiedliwione i nie przeszkadzają - co więcej, są usprawiedliwione. Ale wtedy, kiedy wchodzą te najbardziej konkretne podkłady, kapiące wręcz plastikiem ('Judontstapmi', czy 'Dzwonię do ciebie z pliku hajsu'), mieszają one w bebechach i stawiają włosy na ciele na baczność. Ok, nie każdy z podkładów wywołuje takie atrakcje - ale dobrze działa z 70% bitów, to niezły wynik.
    Skoro producent Homex daje sobie świetnie radę za konsoletą, to co z rapperem Homexem? Owszem, też nie najgorzej. Do technicznej strony rapowania nie bardzo można się przyczepić - konkretne, emocjonalne wersy, pasujące do tych klimatycznych podkładów. Życie jest pełne barw, więc Homex próbuje namalować jak najwięcej odcieni szarości na tych podkładach. Ale nie tylko o życiu (wcale nie tym ciężkim pod blokiem, tylko takim zwyczajnie skomplikowanym) - Homex rozprawia się również z Miuoshem i jego labelem, dla którego emce wydał swojego legala. Najwyraźniej nie był ze współpracy zadowolony... Zwróć uwagę, że nie ma tu gości - i słusznie, bo nie ma po co, Homex radzi sobie sam, a ktoś inny mógłby niepotrzebnie rozwodnić sens. Zresztą, 'robię se jaja z rapperów, a nigdy nie wbiję się razem do wora z nimi' - wiesz, o co chodzi, jebać tych łaków.
    To dobra płyta, naprawdę. Bardzo nowoczesna, ale zrobiona z wyczuciem i umiejętnie, a nie na pałę, bo tak modne. Homexowi, jak się wydaje, obojętne jest, czy ci się spodoba ten materiał. Mam wrażenie, że chciał po prostu wyrzucić z siebie wszystko, co gryzło go przez ostatni rok. Taki rodzaj terapii. Bardzo fajna rzecz, choć nie zawsze wchodząca bez obcierek...

OCENA: 4+\6


środa, 23 września 2015

CHUDINI & SOKER - LINIA


Vibe2Ness 2015

1. Intro
2. Wchodzimy 
3. Mówili mi...   feat. JUNES
4. Nie poznasz nas 
5. Nigdy bym nie pomyślał
6. Politiks
7. Takie bity, zwrotki 
8. Wdzięczność   feat. ERKING
9. 83200 (instrumental)
10. Tam i tu 
11. My chcemy latać
12. Liga Szyderców
13. Małolat   feat. KAY
14. YF
15. 50/50

    Chudini i Soker to kolesie, którzy już od wielu lat działają na scenie, wypuszczając co jakiś czas swoje produkcje. Gdyby zebrać ich publikacje, wyszłoby tego około dziesięciu pozycji - całkiem sporo. Teraz, po raz pierwszy, zjednoczyli swoje siły i poszli po jednej linii. A jeśli wyszło to w V2N... To biorę i mam nadzieję, że się nie rozczaruję. 
    Choć obaj są rapperami, to całość produkcji wykonał tu Chudini, tylko na wosku pomocą służył DJ Te. Chudini ma to do siebie, że tworzy klasyczne, ciepłe bity, oparte na bumbapowych perkusjach i soczystych samplach. Te podkłady się toczą w swoim tempie: perki są konkretne, sample je zwalniają, co sprawia, że działa tu szczególny klimat. Choć wyznam, że podkład do 'Nie poznasz nas' wychodzi nieco poza schemat, a do tego wybija się dzięki temu zdecydowanie na plus. Sztos! Ale prawdę powiedziawszy, to w którymś momencie muza zaczęła mi się zlewać, bo większość leci na jedno kopyto. Nie ma tu żadnego szału (może poza jednym trakiem, wspomnianym wyżej), nie byłbym w stanie odróżnić kawałków, bo są niemal identyczne.  
    Obaj rapperzy, choć mają inne style, brzmią jednak na tyle podobnie, że pasują do siebie i do podkładów Chudiniego. Chudy jest wolny i wyluzowany, jego flow jest płynniejsze. Soker zaś wkłada więcej emocji w swoje wersy, jego flow ma większą siłę. Wszystko jest fajnie, wszystko gra, rapperzy lecą bez wpadek, tylko... To wszystko jest o niczym. Nie, może inaczej: to wszystko jest nijakie. Niby dobre, niby wersy mają sens i dobrze się tego słucha, ale po prostu zacząłem ziewać w którymś momencie. Goście? Junes i Erking świetnie wpasowali się w klimat - są ok. Wyróżnia się Kay - ale to pewnie dlatego, że śpiewa...
    Tytuł dobrany jest idealnie do treści. Owa pociągowa "Linia" świetnie obrazuje odbiór płyty, bo to jak wsiąść do pociągu. Początek podróży to podekscytowanie, jedziemy, ale fajnie, za oknem cuda. Ale w którymś momencie stukot kół uspokaja i muli. Nic się nie dzieje, zaczynasz ziewać i głowa opada ci gdzieś w bok. Dokładnie tak jest na "Linii" - po początkowej podjarce brzmieniem, wkrótce zacząłem robić wszystko, tylko nie słuchać. Ale to generalnie dobra płyta, tyle, że ma tyle treści, że jest dokonała do lecenia gdzieś w tle.

OCENA: 4\6


wtorek, 22 września 2015

KRYHOO - BEATSTRUMENTALS

Superlativez 2015

CD Black:
1. Change
2. Colorado
3. Hard Time(s)
4. Something Light
5. Jaxx
6. Whoever
7. Surfer        feat. DJ NAMBEAR
8. Perfect Feeling   feat. DJ NAMBEAR
9. Hiatus
10. Abstract

CD White:
1. One Day   feat. SZATT (Quietude Project)
2. Howlong?
3. Too Many Roads
4. Bibio – The First Daffodils (Remix)   

    Nie słyszałem wcześniej o tym kolesiu. To wprawdzie o niczym nie świadczy, ale z drugiej strony również nie szukałem jego po sieci, bo go zwyczajnie nie znałem. Aż tu nagle okazuje się, że wyszedł jego krążek producencki, który zaczął zbierać olśniewające recenzje. No i co? I trzeba było to sprawdzić, c'nie?
    Odbyłem tę podróż po raz pierwszy. Kryhoo zabrał mnie do Detroit, przez NY i Filadelfię, zatrzymując się co jakiś czas w różnych stanach. Niekoniecznie amerykańskich, czasem w odmiennych stanach świadomości. Bo niby jest to płyta klasyczna, ale nie dość, że pełna duszy, to jeszcze rozmaitych patentów, podpatrzonych w takich odchyłach, jak acid jazz, soul, czy Bóg wie, co jeszcze. Ślicznie pukająca perkusja, głęboko wwiercający się bas i te sample, które wraz z resztą muzyki rozpędzają chmury, siłą nakładają słuchawki na uszy i każą iść na wędrówkę. W tych bitach świeci słońce, malując cieniem obrazy na ceglanych murach projektów. W tych bitach koleżkowcy siedzą na murku z browarem, a obok skaczą na podwórku dzieciaki. W tych bitach sąsiad podjeżdża wysłużoną furą na parking pod blokiem i pozdrawia Cię leniwie. Na tych bitach chmury zahaczają o szare bloki, a deszcz wystukuje miarowe staccato na oknie. Kiedy słuchałem tej płyty, automatycznie widziałem przed oczami J.Dillę, J. Rawls'a, Pete Rocka, czy Little Brother. Mamy tu tylko dwóch gości i żaden z nich nie używa majka - pierwszy z nich jest to Szatt, wraz z którym Kryhoo zrobił nieco bardziej melancholijny podkład z mniejszą sekwencją perkusji, za to z większą ilością elektronicznych ozdabiaczy. Drugim gościem jest DJ Nambear, który tnie wosk w dwóch trakach. Całość jest bardzo spójna, spokojna i choć dość klasyczna, jednak wymyka się poza szufladkę i żyje własnym życiem.
    Kryhoo rozbił bank w pewien sposób - jeszcze tu nikt takich podkładów nie robił. Nie wiem, czy ktoś powinien na tym zarymować, bo czasem wydaje mi się, że lepiej byłoby, gdyby te bity pozostały nietknięte. Co mogę powiedzieć, bardzo barwna podróż, w którą udałem się po raz kolejny zaraz po jej zakończeniu.

OCENA: 5\6


czwartek, 17 września 2015

ISLIM - KROPLA W MORZU WOSKU

nielegal 2015

1. Intro
2. Ich Własna Liga 
3. ... 
4. Każdego Dnia!!! (rmx) 
5. ... 
6. Bielańskie ZOO 
7. ... 
8. Widzisz Tłum... Słyszysz Tłum...   feat. ŻAQ, SHLOUSKEE
9. ...  
10. Komentarze W Myślach 
11. ... 
12. Amnesty Internationale!  
13. ... 
14. Maraton Bez Uśmiechu 
15. ...  
16. Z Ery...   feat. PEAZETI
17. Tęsknoty
18. ...
19. Werdykt 
20. Werdykt (Outro)
21. Każdego Dnia! (orginal)

    Islim to dość mało znany warszawski producent, który również udziela się na majku. Człowiek orkiestra wypuścił już jakiś czas temu album, który właśnie wszedł w moje ręce. Nie mam zbyt wielu szczegółów na jego temat - poza tym materiałem.
    Islim lubi grzebać w krejtsach, to pewne. Jego podkłady są pełne ciepłych sampli, klasycznych perkusji i ciętego wosku, który skreczowany jest nie tylko przez samego producenta, ale i przez typa o ksywie Żaq. Brzmienie wydaje mi się mocno inspirowane nagraniami D.I.T.C., ale przecież i tak słychać wyraźnie, że Islim lubi Złotą Erę i to brzmienie rodem z NY początku lat '90. Nie są to podkłady, które mnie bardzo poruszały, choć również lubię ten klimat. Ot, bum bapy, sympatyczne sample, trochę skreczy - mniej lub bardziej udanych... Nieco lepsze wrażenie robią 'Każdego dnia' z piękną pętlą pianina, 'Maraton bez uśmiechu' przez ten wokalny sampel. Jest ok, choć bez większych emocji.
    Rap jest taki sam, jak muzyka - w temperaturze pokojowej. Jest ok, Islim wydaje się rzemieślniczym emce, który wie, jak zarymować zwrotki i czasem wyjdzie nieźle, a jak nawinie się gorzej, to też nic nie szkodzi. To takie rymy o wszystkim i o niczym zarazem, pełen ego trip i przeskakiwanie od tematu do tematu - kolejny dowód na korzenie Islima, tkwiące w '93. Na gości spuszczę zasłonę milczenia, bo są niestety bezbarwni, bądź seplenią. Islim, jak przystało na gospodarza, dominuje, choć i tak nie jest to szczyt marzeń.
    Największą wadą płyty jest nijakość i brak tak zwanej iskry, czy pazura. Oczywiście, kady kawałek jest inny, ale zlewa się to wszystko już w połowie w jeden stukot. Taka średnia podziemna płyta, której, owszem, można posłuchać, ale nie wywołuje żadnych emocji - po prostu przelatuje i tyle. Zrobiłem jednak eksperyment i posłuchałem materiału w odstępach - po jednym kawałku co jakiś czas - weszło dużo lepiej, niż w całości. Wniosek? Więcej urozmaicenia, przede wszystkim w monotonnym flow i w tematyce. Ujdzie.

OCENA: 3+\6


środa, 16 września 2015

MEEK, OH WHY? - KSIĘŻNICZKA I BUC

nielegal 2015

1. Choinka Danusia
2. Zdolny Homo Sapiens
3. Po czwartku przychodzi piątek
4. Księżniczka i Buc

    Mikołaj nie jest nowicjuszem na scenie. Nie jest również zwykłym raperem, który zarapuje, jak mu zagrają - on jest sobie sterem i żeglarzem. I choć ma dopiero 20 lat, już gra z VooVoo na trąbce, współpracuje z PawBeats i robi całą masę rzeczy - wykształcony muzyk. Asfalt wydał niedawno jego debiutancką epkę - koncept płytkę o losie dwojga osób.
    Muzyka, jaką robi Meek Oh, nie jest takim oczywistym hip hopem, choć oczywiście ma z nim bardzo dużo wspólnego. Mikołaj gra tu wszystko sam, od klawiszy komputerowych po trąbkę, z czego wychodzi intrygujące połączenie syntetycznego, nowoczesnego brzmienia z żywymi instrumentami. Kawałki niby są do siebie podobne: przerywany rytm, brzęczące syntetyki, żywy bas, wibrujące elektroniczne dźwięki - czasami wchodzą w ogóle wstawki instrumentalne. Płyta żyje i to dość aktywnie, nie ma czasu na zamułę, bo jest dość intrygująco.  
    Mikołaj może nie ma olśniewającej techniki - jest dość przeciętny na majku jako rapper. Ale ma wiele innych plusów. Po pierwsze, umie śpiewać i jego głos brzmi sporo lepiej kiedy śpiewa, niż rapuje. Po drugie, Mikołaj ma dar opowiadania historyjek z morałem. Od pierwszego kawałka przyglądamy się rozpieszczanej Danusi i mega zdolnemu Bucowi - zastanawiałem się w tym czasie, ile z tego jest o samym autorze... Talent rozwija się w pełni w ostatnim numerze, kiedy rapper opisuje spotkanie bohaterów tytułowych - wypieszczonej, zblazowanej princesy i najebanego, wyrachowanego knura - Buca. Epki słuchamy po kolei, aby w pełni ogarnąć who's who i móc obcować z narracją jak należy.   
    Nie było jeszcze takiej rzeczy na naszym podwórku. Owszem, już wcześniej zdarzali się wykształceni muzycznie rapperzy i producenci, ale Mikołajowi daleko jest do oczywistości i szarej rzeczywistości. Niebanalne podejście do produkcji hip hopowych bitów, trafiające, ciekawe teksty - wszystko to składa się na naprawdę oryginalny produkt, po którym będę czekał na pełnoprawne wydawnictwo.

OCENA: 5-\6


wtorek, 15 września 2015

GUZIOR - YLLOM

nielegal 2015

1. Growl feat. SLIM SZCZEGLI
2. Rise
3. Witch.H.R.
4. ylloM
5. Dingy Alley
6. Mięta
7. GHOUL feat. MŁODY ZGRED
8. Mój Krąg
9. Clint Eastwood
10. Venice Beach    feat. VNM
11. W.SAMO.SERCE
12. Jebać Vibe feat. QUEBONAFIDE
13. G.O.L.D

    Kolejny Młody Wilk, reklamowany jako świeża krew na skostniałej scenie wychodzi ze swoim pierwszym materiałem, który ma utorować mu drogę na szczyt sceny. Skierować na niego oczy wytwórni i słuchaczy. Pokazać styl, udowodnić, że znalazł się pośród Młodych Wilków nie przypadkiem.
    Nie wiem, skąd Guzior pobrał te podkłady, ale brzmi to miejscami jak ścieżka dźwiękowa do thrillera. Silent Hill 15 normalnie. Ciężkie, gniotące basem, syntetyczne bity toczą się przez ten materiał, połamane perkusje wybijają nierówny rytm, a dźwięki osadzają się na mózgownicy. Ta muza wywołuje poczucie zagrożenia, stany paranoidalne, pomimo, że mam wrażenie, że część jest zwyczajnie zajebana. Ale mogę się mylić naturalnie, bo na tyle, ile wyczaiłem, część bitów robili ka-meal, JSVDRUM, Da Vosk Docta i Wezyr. Jest ciężko, ale to robi doskonały klimat, który pasuje Guziorowi jak ulał.
    Bo Guzior to ten wilkołak, to ten ghoul, szwendający się wieczorami po ulicach, wypluwający od niechcenia swoje żale. Guzior składa rymy w tak nieoczywisty sposób, że to, w jaki sposób się składają, słychać dopiero wtedy, kiedy wchodzą na bit - są bardzo nieoczywiste. "Sam zaskakuję siebie punchline'mi \ Trafia mnie jak niewidzialny atak z kontry \ Zabijam codziennie lenia \ Przebimbałbym lata ziombel, jakbym mógł". Guzior rzeczywiście jest bardzo oryginalnym rapperem, obdarzonym ciekawym stylem, którego da się słuchać w opór. Trochę kojarzy mi się z Żytem - ale oczywiście jest o niebo lepszy technicznie - obaj mają tylko nieco podobną manierę stylu. No, no. Ale to nie wszystko - są tu jeszcze goście, kurwa, co jeden, to lepszy - ale i tak rozjeżdża wszystkich Slim Szczegli - ta zwrotka to istny majstersztyk i padam na kolana #syryjskiemigrant. Młody Zgred leci tu niczym Kingpin Skinny Pimp, lekko zawodząc i przeciągając wersy, przez co brzmi straszniej. VNM w formie naprawdę dobrej, a Quebo, choć wypadł najmniej ciekawie z gości, to i tak trzyma poziom.  
    Cóż, po Młodych Wilkach zazwyczaj nie spodziewam się zbyt wiele - zwłaszcza, kiedy trafił tam choćby Gospel. Ale akurat Guzior to strzał W.SAMO.SERCE. Beng. Ciężki klimat, doskonała stylistyka i narracja, mnie rozłożyło to na łopatki. Miałem umieścić recenzję wczoraj, ale... słuchałem. Doskonały materiał i czekam na następny!

OCENA: 5+\6


niedziela, 13 września 2015

BONSOUL - LEPIEJ NIE PYTAĆ

EtRecs 2015

1. To znowu BS
2. Siema! Cześć!
3. Szeregi Zwarte
4. Lepiej Nie Pytać
5. Ziomki i Przyjaciele
6. Kilka Minut Później
7. Palant    feat. LAIKIKE1, MAGDA BOROWIECKA
8. Dobry Wieczór
9. Nie Mam Czasu

    No dobra, nareszcie. Znaczy, nareszcie ja zabieram się za ten krążek, bo przecież Bonson z SoulPetem wydali ten album już jakiś czas temu. Połączenie ciężkiego, acz genialnego producenta z umartwiającym się i idącym coraz bardziej w syntetyki Bonsonem mogło wydawać się z jednej strony karkołomne, ale z drugiej mnie zaintrygowało.
    Pete wtacza się na scenę niczym czołg. Te ciężkie perkusje, mocne, funkowe sample i głęboki, dudniący bas sieją zniszczenie w głośnikach. Można spokojnie założyć, że to klimat, którym zachwyceni byliby MOP, czy Jedi MindTricks i gdyby mogli pozyskać te bity - siódme niebo. Pete ma wyjątkową umiejętność produkcji takich rzeczy, które gniotą swoim ciężarem, nawet jeśli są spokojniejsze, ale nie wyłączysz ich, bo są zajebiste. Producent pobiera tak gęste sample, że całość lepi się do uszu jak miód - tyle, że słodko nie jest. Na wosk wpadają DJ Ace, DJ Te i DJ Flip prawie w każdym traku i wyznam, że nie ma tu słabego bitu. Pete, megaprops.
    Bonson lekko tu wyluzował. Jasne, że jego marudna natura daje o sobie znać, choćby w 'Szeregi zwarte', ale wcale nie jest to aż tak bolesne i wisielcze. Dobra technika, mimo nieco monotonnego flow, robi niezłe wrażenie, kiedy Bon sypie panczami i wersami o swojej rzeczywistości. Jakoś na tych bitach Pete'a rapper nabrał życia, pojawia się moc w głosie, zaczyna opowiadać o normalnych rzeczach, choć ze swoim charakterystycznym czarnowidztwem, które jednak jest tu bardzo znośne. Ba, co więcej, Bonson wydaje się być w szczytowej dla siebie formie. Może to i rozwiązanie: nie płakać na cloudach, tylko wkurwiać się na prawdziwym rapie? Bonsi, hę?
    Cóż, żałuję, że straciłem czas. Jakoś ciągle miałem co innego do słuchania i  niepotrzebnie odsuwałem od siebie album Bonsoul. Byłem głupi, przyznaję. Ale już nie jestem. Świetny album, Bonson wykwitł na podkładach Pete'a i razem tworzą świetny duet. Nawiasem mówiąc, ciekawe, co zrobiłyby bity Pete'a z takim Kraszą na przykład? Ale w sumie nie wiem, czy chcę wiedzieć...

OCENA: 5\6


sobota, 12 września 2015

TEN TYP MES - LOVEYOURSONGS MIXTAPE

Alkopoligamia 2015

1. Intro   feat. GŁOŚNY
2. Kciuk w dół   feat. WHITEHOUSE, PYSKATY
3. Możliwość   
4. Mój świat
5. Owinąłem sobię tę grę   feat. 2CZTERY7
6. Sam siedzę tu   feat. STEREOTYP, FLOW
7. To już (Czwórka Live)
8. Dla młodych dam i dobrych typów   feat. 2CZTERY7
9. Z tym co w sobie mam   feat. STEREOTYP
10. Wyszczotkuj!   
11. Znajdziesz mnie w...  feat. JARECKI
12. Lubię się wykpić   feat. METRO, OKOLICZY ELEMENT
13. Mała dziwka (Freestyle 2008)
14. Trudno cię zastąpić   feat. BLOW
15. Lost 'n' found    feat. MAŁE MIASTA
16. Nie wymawiam  feat. BLEIZ, JAZZY
17. Lód w sercu
18. Nic wbrew sobie
19. Nie płaczę za nimi   feat. ERO
20. Tatara   
21. Długo czekałem   feat. 2CZTERY7
22. Happy home
23. W deszczu i w upale
24. Do dna   feat. BRK, JARECKI
25. Wyżej    feat. FLOW
26. Głupie rzeczy   feat. 2CZTERY7, MARTINA MATWIEJCZUK
27. Dwie mnie, dwóch ciebie   feat. TRISH
28. MMMoment   
29. THC vs C2H5OH   feat. LEH

    Jak mówi Mes, tu nie może byc lipy. Dlatego wszystkie kawałki skompilowane na tym materiale, i te stare, i te nowe, muszą być dobre. Zresztą, kiedy ostatnio Mes dał słaby materiał? Tytuł ma mówić wszystko, musisz pokochać te piosenki.
    No cóż, nie oszukujmy się, większość kawałków znasz. O ile nie jest to bujający g-funk, znany z nagrań z 2Cztery7, to jest to... funk z solówek. Ale oczywiście nie tylko, bo trafiamy tu na starą dobrą klasykę, czy nowsze rzeczy. Poza własnymi trakami, trafiły tu numery z występami gościnnymi, nawet z płyt nie zawsze stricte hip hopowych. Dlatego trafimy tu pełen przekrój: g-funk, bumbap, jazz, aż po mocną elektronikę. Całość spięta jest miksem DJ Black Belt Greg'a, okraszona jesgo skreczami i wstawkami z kultowych polskich komedii. Ale, ale, poza znanymi kawałkami znalazło się tu sześć nowości i to na nich się skupmy. Płytę promuje 'Możliwość' Wrotasa, nowocześnie sprawiony, syntetyczny i mocno czilautowy. Dla odmiany RAU popełnił wręcz house'owy 'Wyszczotkuj!' - progresywnie, ale przecież Mes się nie boi, nie? Dla odmiany 'Lost'n'found' z Małymi Miastami zachwyca delikatnym aranżem - świetny numer. Snobe rozwalił tym ciężkim funkiem w 'Tatara' - wręcz rodem z najlepszych lat wytwórni Death Row. Lower Entrance dał bardzo elektryczny i minimalistyczny 'MMMoment', a Mes dyskutuje z Lehem na temat wyższości jarania nad chlaniem (bądź odwrotnie) na cykającym, pełnym przestrzeni trakiem.    
    Czego jeszcze nie wiesz o Mesie i co mogę tu napisać? Jak mówi w 'Możliwości", to nie ma możliwości, żeby była to lipa. I nie jest. W każdym kawałku  Mes daje popisy możliwości wokalnej i słychać tu wyraźnie, jaką drogę przeszedł ten rapper, choć czasem zastanawiam się, czy określanie go 'rapperem' nie uwłacza mu nieco - wszak potrafi zrobić o wiele więcej, niż tylko rymować. Amerykanie mają na to dobre słowo: entertainer. Mes popisuje się flow, którego pozazdrościć mu może większość graczy na scenie. Mes śpiewa, wymyśla, freestyluje... Kółko Gospodyń Wiejskich normalnie - znasz ten stary dowcip. I fakt, że w sumie w prawie każdym kawałku słychać tu gości, nie szkodzi, przecież wiadomo, że Mes dowodzi w tym składzie, a reszta na szczęście nie przeszkadza, tylko wzbogaca. Najs.     
    To tylko mikstejp, niewiele nowego, sporo materiału przekrojowego, ale... nadal to brzmi świetnie i wciąż słucha się tego z zapartym tchem. A nowe kawałki tylko dodają pikanterii. Gdyby wszystko było nowe - normalnie nielegal roku bez mała - z drobnymi wyjątkami ('Głupie rzeczy' i 'Dwie mnie...' - po prostu nie lubię...). Ale generalnie słucham. Często.

OCENA: 5-\6


środa, 9 września 2015

KARTKY - SHADOWPLAY

nielegal 2015

1. 0
2. Azazel
3. Pagan
4. Złodzieje Snów II
5. Nie Znasz Mnie
6. Gusła
7. Sheeple   feat. ARIK
8. Radość Chwil
9. Cloudy Day
10. Fallin
11. Jestem   feat. ŚWINIA
12. Emily
13. Damnation   feat. KASIA GRZESIEK
14. My    feat. IGREKZET
15. Nie Biorę Tabletek Na Sen
16. Kartki
17. Temperatura Łez
18. To Tylko Ja
19. Lux Perpetua
20. Sunny Haze
21. Mountains
22. Moonlapse Vertigo   feat. NEILE
23. Złodzieje Dusz

    Kolejny album tego wielce obiecującego rappera zagościł własnie w moim odtwarzaczu. Po świetnym 'Preseason Highlights' spodziewałem się co najmniej równie dobrego materiału, co rok temu.
    Nie zawsze trafia do mnie muzyka nowoczesna - musi być naprawdę konkret. I przez te siedemdziesiąt minut mamy tu pełen przekrój tego nowoczesnego brzmienia, którym karmi nas coraz więcej producentów. Osobiście zostałem rozwalony na kawałki bitem Indeb'a ('Pagan'), który dał iście pogański, barbarzyński wręcz podkład, który brzmi niczym mantra wojenna Wikingów. Czad - szkoda, że ten producent ma tylko jeden bit... Niezłe rzeczy robi też Cyga, który również jest w dużej mniejszości, podobnie jak Natural Logarithm, czy NoTime. Za to Haze, który pojawia się tu dość często, robi bardzo złożone, mistyczne podkłady, które niekoniecznie wchodzą z łatwością. Niepokojące dźwięki, perkusje co drugi werbel, jest klimatycznie, choć dość trudno. Są tu jeszcze Seek, Ironic, Foux (za którym osobiście nie przepadam), Mario Kontrargument, KPSN i Señor Fresh. Na szczęście brak tu rozlazłych cloudów, jest za to sporo elektroniki - ale takiej z tych ciekawszych, złożonych, ale banglających. Muzyka jest bardzo spójna i tworzy doskonałe tło dla Kartky'ego, który maluje na tym płótnie swoje obrazki.
    Kartky ma przede wszystkim flow, z którym potrafi osiągnąć klimat idealnie współgrający z tymi paranoidalnymi trakami, pełnymi syntetyków. Zwalnia, żeby zaraz wyskoczyć z wersami pełnymi pasji. Mruczy, aby po chwili polecieć pełnym głosem. I może teksty nie zawsze wprawiają w zachwyt - parę razy weszły rymy tak oczywiste i banalne (typu 'rok - krok'), że aż zgrzytnęło, ale to detal, bo to, co mówi Kartky wynagradza drobne wpadki z nawiązką. Ogarniaj więc Grę o Tron, ogarniaj inne rzeczy, bo odwołań do kulturowych produktów jest masa. Czujesz tu ten śląski brud, sadze ze starych bytomskich hut i kopalni - wiesz, nie dosłownie, ale coś w tym jest. Kartky zaprosił tu nawet paru gości, ale tak naprawdę są oni zupełnie zbędni. co z tego, że Świnia wyszedł po swojemu, czyli z charyzmą - Kartky ma większą.
    To bardzo dobra płyta - monolit, którego słuchanie nie może być przerwane. Ta płyta musi się toczyć, bo muzyka i głos są nierozerwalne, wyjątkowo spójne i stanowiące całość. Tu nie ma przypadku, nie ma wypełniaczy - wszystko gra jak trzeba. Kartky postarał się.  

OCENA: 5-\6 


niedziela, 6 września 2015

SARCAST - SYN SŁOŃCA

nielegal 2015

1. Cud
2. Wiosna
3. Żyć
4. Witam
5. Czujesz
6. Czas
7. Kiedy
8. Lato
9. Trudno
10. Psycho
11. Wypij
12. Zawsze
13. Jesień
14. Mówię
15. Sto
16. Syn Słońca
17. Spadam
18. Zima
       
    Najczęściej przewijającym się na forach pytaniem było 'czy to jest jeszcze rap'? Niektórzy zaszufladkowali zespół jako electro hop, jednak Sarcast chyba się wymyka poza ramki. Na pewno zaskakuje - nie tylko muzyką, ale i zrobioną przez Forina okładką - szok, zwłaszcza jeśli będziemy pamiętać, że to wydawnictwo poszło za pieniądze chłopaków. Zresztą, sam sprawdź http://www.forinstudio.com/works/sarcast-syn-slonca/
    Muzyka skomponowana tu jest bardzo pieczołowicie - nie powiem, że te bity sa wyprodukowane, bo całość jest zbyt wielopoziomowa. Naturalnie, skoro to elektro hop, to jasne, że będzie to muzyka przede wszystkim syntetyczna, ale Michał czerpie z tak wielu nurtów, że nic tu nie jest oczywiste. Połamane perkusje, rodem z trapu i grajmu - ok. Ale tu słychać wpływy również reggae ('Wypij'), sążnistego funku, czy popu - w dobrym tego słowa znaczeniu. Co więcej, wpadły tu nawet sample i to z samej Budki Suflera - wow. Żeby również nie było zbyt plastikowo, słychać zwykłe analogowe klawisze, kontrabas. Przeskakujemy od powolnych, nieco natchnionych kawałków, aż po istne bangery. Michał używa również sporo wokalnych efektów i całość brzmi jak funk XXII wieku.
    Czy to jest pełnokrwisty rap, czy nie, odpowiada już pierwszy numer. Może i nie jest pełnokrwisty, ale za to pełną gębą. Chłopcy śpiewają, rapują i nie słychać, aby gdzieś się gubili, jak to niestety często bywa w projektach eklektycznych, gdzie jeśli umieją śpiewać, to leżą w rapie: Sarcast, robicie to dobrze. Nie powiem, że wszystkie te efekty wokalne mnie bawią - niektóre koszmarnie drażnią i męczą - kawałka 'Sto' po prostu nie trawię. Troszkę mi to przeszkadza, bo płyta stanowi zdecydowanie monolit - kiedy się zacznie, nie można wyłączyć, bądź słuchać wybiórczo, bo każdy kawałek wiąże się z poprzednim i następnym. Teksty są zaangażowane, życiowe, ale bez zadęcia i wyszukiwania najtrudniejszych terminów po encyklopediach, aby zaimponować swoją erudycją. Nic z tych rzeczy, wszystko jest jasne i klarowne, choć wcale nie banalne.
    To bardzo ciekawa płyta, na pewno oryginalna i unikalna na naszym rynku. Sarcast ma pomysł i tyle skillsów, aby dać sobie radę w tym ambitnym projekcie. Nie każdy fan rapu będzie zachwycony, bo tu potrzeba otwartej głowy. Ale jeśli już ją ktoś otworzy... Dobra rzecz.

OCENA: 4+\6


piątek, 4 września 2015

SARIUS - GDZIEŚ JUŻ TO SŁYSZAŁEM

nielegal 2015

1. GTJS
2. Ratuj się, Andrzej
3. W zepsutym ogrodzie
4. Lunatyk
5. Crossfit
6. Nie mogę
7. Oddychać
8. Pieśń mocarza
9. "Śmiać się czy grać?"
10. Odyseusz
11. Od nikogo dla wszystkich
12. Dżem
13. Wyrzuć to

    Wstęp najlepiej oddać samemu Sariusowi: "Materiał powstawał w przeróżnych stanach skupienia: rozlany na kanapie w dzień, zmrożony nocami, snując się bez celu gdzieś jakoś koło 4 rano. To spory kawał mnie, a także i Ciebie dlatego pewnie gdzieś to już słyszałeś, czy słyszałaś". Sarius jest jednym z szarych eminencji polskiego rapu - nie jest gwiazdą, ale każdy się jara. Ze zniecierpliwieniem sięgnąłem po ten mikstejp, wietrząc sukces :)
    Ostry zajął się edycją różnych souli i jazzów sprzed lat i nie tylko - nie ma tu więc zawsze typowo rapowych bitów, bo Sarius nawija również pod trąbkę i bas. Brzmi to jednak bardzo świeżo, instrumenty, choć, jak mniemam, są posamplowane, wnoszą sporo życia do muzyki. Do tego klimat się czasem zmienia, jak w 'Ratuj się, Andrzej', gdzie czilautowy nastrój pryska, kiedy Andrzej musi się ratować... Ostry wykazuje się po raz kolejny sporym wyczuciem, choć nie produkował tej muzy, podał ją jednak w taki sposób, że to brzmi niczym ścieżka dźwiękowa do płyt z Bostonu z najlepszych czasów. Sprawdź absolutny miód (dżem?) w 'Dżemie' na muzyce Isaaka Hayesa... Do tego DJ Kebs dołożył swoje drapania i obcowanie przez pół godziny z tymi dźwiękami to czysta przyjemność.
    Drugą przyjemność sprawia sam Sarius, który jest jak zwykle w formie. Wrzuca on tu wiele przejmujących storytellingów, przetykanych przemyśleniami na życiowe tematy. W zasadzie nawet ciężko zdefiniować to, o czym mówi Sarius, bo jest to zarazem wszystko, ale i nic konkretnego, pozostającego w jednym temacie. No, chyba, że to storytelling. Jednak spomiędzy słów wyławiasz ciągle wersy, które są warte uwagi - a tych jest sporo. Swoim nienagannym flow rapper przynosi do stołu wiele opowieści z różnych stron i warto zagłębić się w te historyjki, bo mają one kolosalny urok.
    Nie da się ukryć, Sarius znowu wchodzi bez mydła i dociera aż do bańki, kiwając nią na wszystkie strony. Ma on niesamowitą umiejętność składania wersów, które pozornie nie są ze sobą połączone, ale stanowią dość logiczny łańcuch zdarzeń. Gdzieś już to słyszałeś? Ja nie, jest świeżo i cieplutko.

OCENA: 5\6  


czwartek, 3 września 2015

GŁW - DUSZA

nielegal 2015

1. Dusza
2. W sekundę
3. Biało Czerwone Wilki
4. Dla kurew   feat. KAWA
5. Esencja
6. Upadły powstały
7. Gadaj zdrów   feat. KAPSEL
8. Prawda
9. Właśnie dziś   feat. KHAES
10. Przester
11. Ten moment
12. Gram o honor
13. Przyjaciel   feat. ECHO
14. Iskra
15. Obserwuj z bliska
16. Fakty

    Może i GŁW nie jest szeroko znanym rapperem, ale to już jego bodaj trzeci projekt - o ile wiem o wszystkich. Działa on na dolnośląskiej scenie od ładnych paru lat i o ile tam jest rozpoznawalny, nie przyszedł jeszcze na niego czas.  Może tym razem? Wprawdzie poprzedni album zupełnie mnie nie przekonał, ale za to sam Głowa okazał się bardzo dojrzałym kolesiem z dystansem do siebie.  
    Znakomitą większość bitów zrobił tu Premier Arena, jest tu również kilku mniej znanych polskich bitmejkerów, którzy robią te nowocześnie pojęte i zaaranżowane bity. Są to EsZetPe, Bobek, Falamir, Amper Beats (ostro cloudowy 'Przester'), Slaw Beats. Bez sampli, wszystko grane osobiście na klawiszach. Daje to nam nieco radiowe podkłady, brzmiące elektronicznie z syntetycznymi melodyjkami. Niektóre są bliższe klasyce, niektóre orbitują w kierunku trapów i cloudów, ale i tak muzyka znajduje się generalnie gdzieś pośrodku. Jest mało przejmująca, mało odkrywcza i czasem zwyczajnie słaba, pomimo kilku lepszych momentów (które i tak w ogólnym rozrachunku są zaledwie przeciętne). 
     Niewiele poprawił GŁW od czasu swojej ostatniej płyty. Jego mocną stroną są tematy, jakich się podejmuje - to trudne rzeczy, Głowa opowiada o tej ciężkiej stronie życia i nie czyni tego w banalny sposób, znany z ulicznych płyt. Całość ma tylko jeden problem: Głowa kiepsko rymuje. Jego flow jest nierównomierne w złym tego słowa znaczeniu, zbyt często się rwie, za długie bywają przerwy między słowami i brzmi to tak, jakby rapperowi brakowało konceptu na wypełnienie wersu. Do tego im bardziej połamana perkusja, tym bardziej wszystko się rozjeżdża. Goście prezentują podobny poziom - może najlepiej (czytaj: najpoprawniej) wypadł Kapsel, bo z kolei Echo okazuje się być dość tragiczny.
    No cóż, GŁW trzyma równy poziom od 'Melomana'. Jeżeli komuś spodobała się jego poprzednia płyta, ta również będzie mu się podobała. Ja niestety nie jestem w stanie tego słuchać, miałem spore problemy, aby wysłuchać jej w całości, co dopiero włączyć po raz kolejny. To zupełnie nie mój klimat, a do tego skillsy pozostawiają wciąż wiele do życzenia.

OCENA: 2\6


środa, 2 września 2015

FONOGRAM - 48 H PÓŹNIEJ

nielegal 2015

1. 48h później
2. Nie znam się 
3. Codziennie
4. Co dalej?  

    Hmmm, kim jest Be Biały to już pewnie niewielu pamięta. W końcu od jego ostatniej płyty nie minęło 48 godzin, tylko... 10 lat. Teraz rapper powraca z kolegą Pikiem jako Fonogram i ma to być swoista forpoczta przed nowym albumem Fonogramu, zatytułowanym 'Zlepek'.
    Krótki materiał, niewiele ponad dziesięciominutowy, wyprodukował DJ Jarzomb z pomocą Białego. To dość tradycyjne, klasyczne podkłady rodem z połowy lat '90. Taki truskulowy klimat dla lubiących stare czasy. Sample, toczące się bumbapowe perkusje, ciężkie basy, wszystko sobie gra bardzo przyjemnie - nie są to jakieś szczególne hity, ale po prostu miło się tych bitów słucha, zwłaszcza wtedy, kiedy Jarzomb stanie jeszcze za adapterami.
    Be Biały ma płynący flow i styl może nieco kojarzący się z okolicami Buki, czy K44. Nie można powiedzieć, że to kopia, choć kojarzy się nieodmiennie. Pik za to ma mniej wyrazisty styl, ale może bardziej charakterny, bo te wersy są wywarkiwane na bit. O czym jest ten materiał? O wszystkim, czyli o niczym. Ważne, że się rymuje. Tu jakieś pancze, coś bitewnego, tu trochę rymów o codziennym życiu i podejściu do świata - ale bardzo ogólnikowo.
    Jedenaście minut mija jak z bicza strzelił. Brzmi to sympatycznie i choć bez fajerwerków, to jednak miło posłuchać. Nie jest to panteon tegorocznych płyt, ale tez nie jest źle. Spoko.

OCENA: 4\6  


wtorek, 1 września 2015

PRO EBT - ESENCJA BITÓW TEKSTÓW

nielegal 2015

1. Kto? 
2. Miejska Dżungla 
3. Powiedz
4. 90’s   feat. PONO, PĘKU
5. Pomyślny Wiatr
6. Zło
7. W Rytmie Serca   feat. WIGOR, MAGDA GLUCH
8. Znaki Zapytania 
9. Bombidibidi   feat. ERO, MIKI
10. Nie Licz   
11. Wspólny Start   feat. OLSEN
12. Energizer    
13. Wolność   feat. HUDY HZD, FU
14. Mam Wyjebane
15. Jesteście Tu? 

    Bondar, Bzyker, Joker, Kokot, Melon i Rafulz to ekipa wywodząca się z tego samego pnia, co JWP. Bielańscy rapperzy wydali niedawno swój debiut i wedle zapewnień, miał to być gorący materiał. Sporo gości - także tych o statusie ikon, dużo skreczy... Zapowiadało się interesująco.
    Tylko pięciu producentów wystarczy, zwłaszcza, że to ludzie o dość uznanej marce. Louis Villain, Siwers, Szczur, Kocur i Kouter zrobili bardzo przyzwoitą ścieżkę dźwiękową wywodzącą się z klimatów NY z lat 96-98. Oczywiście, są pewne odstępstwa od bumbapów i sampli. Ot, choćby '90', gdzie Kocur wysmażył podkład rodem z płyt Company Flow, czy Cannibal Ox - podobnie z 'Pomyślnym wiatrem' Siwersa. Jest czasem boom bap, czasem alternatywa, czasem reality, ale praktycznie każdy podkład daje radę. Całości dodają smaku skrecze DJ Kebsa, DJ Funky, DJ Defa i Falcon1 - są one prawie w każdym kawałku i  często urywają łeb. Muzycznie płyta jest naprawdę fajna i kiwa łbem - jest ostrzej, jest lżej, ale wciąż w klimacie i na poziomie. Najlepsze bity? 'Nie licz' Szczura, 'Kto?' Louisa Villain i może 'Mam wyjebane' Kocura.
    Nie będę ukrywał, że rozróżniam poszczególnych rapperów. Nie ma szans bez rozłożenia ich wersów i głosów na części pierwsze, ale... powiem szczerze, że wcale nie miałem na to ochoty. Tekstowo i technicznie nie dzieje się tu zbyt wiele, bo i głosy i wersy są dość wtórne i w zasadzie im dłużej słuchałem, tym bardziej słowa zlewały się w jedno z muzyką i raczej słuchałem bitów, a rapperów traktowałem jako kolejny dźwięk na traku. Nie pomagają specjalnie goście, którzy giną w natłoku słów. Za dużo rapperów, za dużo zwrotek - wszystko płynie bezustannie i zwyczajnie męczy. Ok, Ero się zdecydowanie wybija, a Fu udaje rastamana (wow).
    Nie jest to zła płyta, zwłaszcza muzycznie, ale werbalnie ma zbyt wiele wad. Za dużo klepania wersów, numery są przegadane, brak refrenów, tylko schemat: pięć zwrotek jedna za drugą i... fejdaut. Taki układ płyty po prostu męczy i nie pozwala skupić się całej godziny na tym, co chcą przekazać rapperzy. Ale na pewno należą się propsy za muzykę i kolosalne propsy dla DJów - świetna robota.  

OCENA: 3+\6