poniedziałek, 30 listopada 2015

PECH PROJEKT - 79

Palmy 2015

1. Siekiera 
2. PORuta 
3. Na pohybel
4. Manifest 
5. Wypierdalać 
6. Insomnia 
7. Jestem kim jestem, inny nie będę 
8. Jak nigdy przedtem 
9. Sól w oku 
10. Człowiek jest rzeczownikiem, którym rządzą przypadki 
11. Bruksizm
12. Trzaski 
13. Lobotomia 
14. Oczy szeroko zamknięte 
15. Tego chcesz? 
16. Głośny szept

    To kolejna z tych płyt, co to nie wiadomo o co chodzi. Ale kiedy obejrzałem okładkę, okazało się, że PECH Projekt to dwóch byłych reprezentantów Układu Warszawskiego, tworzących zespół DRiB te 20 lat temu: Cha i Pesx79. Miałem niegdyś nagrane audycje Druha Sławka, kiedy prowadził w Radiostacji swój program i na nich trafiły się jakieś nagrania DRiB - ciężko było tego słuchać, naprawdę. Aż pamiętam do tej pory, choć sam Układ trafiał do mnie w 1998 roku.
    Pech Projekt to duet rapper - producent. Tu muzyką zajął się Cha i, choć nie jest to łatwo przyswajalna muzyka, coś w niej jest. To ciężkie, podziemne granie, swoista mikstura szuflad wytwórni Rhymesayers, Company Flow, Abstract Tribe Unique, Subtitle i tym podobnych rzeczy. Bity mają mocne pierdolnięcie, przetykane są całym mnóstwem cytatów filmowych, a sample tworzą pajęczą sieć, oplatającą lepkimi mackami uszy. Bity gniotą, zaskakują niecodziennymi przeskokami, są ciężkie i choć początkowo mogą odpychać, to jednak coś w tym jest. Syntetyczne dźwięki mieszają się ze smykami, czy samplami pociągniętymi z różnych kawałków o coraz to innym pochodzeniu. Sodoma i Gomora. 
    Pesx79 nigdy nie należał do czołówki Układu, nie mówiąc już o scenie w ogóle. Lekko olewcze flow, ignorujące rytm, może drażnić i czasem nie pozwala się skupić na tekstach. A teksty, jak to w Palmach, są obrazoburcze, antysystemowe, pełne brudu i jebania słabych jednostek. 'Jestem niepokorny nie dlatego że tak wypada' - i słusznie, choć niewątpliwie nie każdy to zrozumie, nie mówiąc już o propsowaniu. Może gdyby Pesx miał niezły styl i technikę, może gdyby całość nie była tak złożona i przewrotnie intelektualne, zdobyłoby to więcej fanów. Może gdyby znalazły się tu jakieś chwytliwe refreny. Może... Byłaby to wówczas inna płyta. Ale nie jest i nie będzie, bo postukładowe klimaty nie są dla każdego, rapperzy mają tyle samo fanów, co zaciekłych wrogów, odmawiających im miejsca na scenie.
    Czy to album, który warto sprawdzić? Cóż, i tak i nie. Tak, jeśli lubisz hardkor i rzeczywiste podziemne granie. Jeśli stawiasz na przekaz, a nie formę, na bezkompromisowość zamiast na przebojowość. Nie, jeżeli nie jesteś w stanie słuchać kolesia o nieco radykalnych przekonaniach, nie przejmującego się ani swoją techniką, ani tym, czy będziesz skłonny tego posłuchać - ma cię w dupie. To niewątpliwie oryginalna rzecz, na pewno najlepsza Pesxa, ale nadal zbyt trudna dla większości słuchaczy.

OCENA: 3\6

SPRAWDŹ, BO CZEMU NIE

niedziela, 29 listopada 2015

LAJT & TAFEL - FUNKY BLUNTY

Asfalt 2015

1. Funky Blunt
2. Brudna piwnica
3. Inna planeta
4. Otchłań
5. Szkoła
6. Pacman
7. Pan w garniturze
8. Zima bez śniegu
9. Jaskiniowcy
10. OCB
11. Wracam, wyjeżdżam
12. PKP

    Jestem fanem Lajta już od 2011 roku, kiedy w moje ręce wpadł 'Dzień Świra'. Album z Innotikiem tylko ugruntował tę pozycję. Tafel pojawiał mi się tylko w jakiś gościnnych numerach, ale przyznam, że nie zwracałem na niego większej uwagi, ale jeśli mam słuchać Lajta na bitach Innotikia, to zawsze i wszędzie.
    Innotic zrobił tu cały album, a że chłop tkwi głęboko w Złotej Erze, to materiał jest aż gęsty od sampli i brzmień z pierwszej połowy lat '90. Gęste perkusje bum klap bubumbum klap, niski bas i sample, które przenoszą nas do czasów, kiedy na kasetach słuchało się House Of Pain, Artifacts, Lords Of The Underground, czy PMD. Taki nowojorski rap, wiecie, Bronx in da house in '93. Do tego Eprom, który odpowiada tu nie tylko za skrecze, ale i za miks i master - któż inny pasowałby bardziej? To wyborna podróż do NY lat '90, tyle, że z początku przyznam, że wcale nie chciałem wracać, bo urzekły mnie te piszczące dęciaki i ciężkie basy, a także funkowe i soulowe sample, które często można odnaleźć na płytach złotoerowych. Buja, do tego buja mocno. Świetna rzecz i wcale nie tylko dlatego, że mam sentyment do tych klimatów. 
    O ile Lajta znam i lubię jego spokojne flow oraz uszczypliwe i sarkastyczne teksty, to Tafel, choć niewątpliwie go słyszałem, zrobił na mnie równie dobre wrażenie. Chrypiące, energetyczne flow świetnie urozmaica spokój Lajta i wzbogaca album. Spokojnie Tafel odnalazłby się również na albumie Hurragun. Trochę warstwa tekstowa się rozmywa, ale rozumiem, że konwencja albumu tego wymaga: Lajt nie błyszczy tu błyskotliwymi wersami, dostosowuje się do stylu Tafela. Dominuje tu bragga i ego trippin, choć troszkę opowieści z życia też się tu trafia. Przeważa jednak zabawa słowem i stylem, co ma swoje dobre i złe strony.
    Jakby nie było, to świetny album. Może trochę się rozczarowałem płycizną liryczną, bo spodziewałem się więcej po Lajcie, ale to przecież nie jego solówka, c'nie? Klimat niesamowity, doskonała wczuta, poczułem się dwadzieścia lat młodszy.

OCENA: 5-\6  


SPRAWDŹ

sobota, 28 listopada 2015

KLIF - LABIRYNT SNÓW

nielegal 2015

1. Awers – Dziwnie wcześnie  
2. Dwie pasje 
3. Oskarowe role   feat. MROKU 
4. Nie patrz na innych  
5. Lokalny patrioja   
6. Demony przeszłości 
7. Laboratorium 
8. Cena wartości    feat. OXON 
9. Coś więcej niż rap    feat. HARY   
10. Labirynt snów 
11. Skillstynkt   feat. MAMEN ARKANOID, SZACHU, KAES 
12. Rewers – Niebezpiecznie późno
13. W dobrej wierze 
14. Toksyny 

    Klif zagościł w moich głośnikach na dobre ze dwa lata temu, kiedy wraz z Arkanoidem wydali wspólnie płytę. Pomimo nieco death metalowej okładki nie można się zrażać, bo od wielu lat wałbrzyskie podziemie dba o jakość swoich nagrań. Zawsze więc chętnie sięgam po ich materiały.
    Wcześniejsze rzeczy produkował głównie Zamot - tym razem próżno go szukać na trakliście. Mamy za to cały zespół znanych bardziej lub mniej bitmejkerów, wspieranych przez DJ Qmak'a i DJ Mixair na wosku. To klasyka brzmienia z tradycyjnymi perkusjami, na których hulają sample, przycięte przez producentów tak, aby bujały głową. A sample są różne, począwszy od funków, przez rockowe gitary, skończywszy na polskiej muzyce rozrywkowej. Enigma, Babek, Hauas, b2M, YBeat, Szur, Stereotyp, Dżeremi Szikago, Lema i Ironic stworzyli dość typowe podkłady dla wałbrzyskiej szkoły jazdy: nieco hałaśliwy, szybki i pełen sampli. Jest tu parę naprawdę trafiających bitów, choć i reszcie niewiele brakuje. Jedyny minus jest taki, że to mogłaby być płyta 3W.    
    Nie da się ukryć, że Klif związany jest z wałbrzyską sceną, tą, która orbituje wokół Trzeciego Wymiaru. Kaskadowo poskładane rymy, energetyczne flow i słowa wyrzucane z pasją, często z prędkością karabinu maszynowego. Z rapem jest tu jak z bitami, jest typowo dla miejscówki. Wszystko rymuje się ze wszystkim, rym goni rym, wers goni wers. Nie ważne, czy Klif gada o życiu i ludziach, czy (rzadziej) bragga, brzmi to niestety nieco podobnie - nie tylko do każdego poprzedniego wersu, ale i w ogóle do klimatu 3W. Nie znaczy to, że Klif jest słaby - wręcz przeciwnie, jest naprawdę dobry, choć jakby wsadzić go na album 3W, mógłby robić za pełnoprawnego członka zespołu. Z gości doskonale wypadają Oxon i Hary, choć i posse trak 'Skillinstynkt' wypda doskonale, kiedy Mamen i Szachu lecą w doskonałym stylu.
    To naprawdę niezła płyta. Ma jednak spory minus - kiedy chcę posłuchać 3W, włączam płytę 3W i nie potrzebuję podróbek. Rozumiem, że to ten sam obóz, kolesie itd, ale warto chyba mieć swój własny, unikalny styl... Trochę przypomina mi to sytuację składanek Mo Thugs: główne skrzypce grają Bone Thugs, a reszta, o wręcz bliźniaczych stylach, próbuje dorównać. Klif nawet dorównuje, ale nie ma w tym nawet krzty oryginalności. Dla fanów 3W. Przyznam, że nieco się rozczarowałem.

OCENA: 4\6

POSŁUCHAJ SE ZIĄ

czwartek, 26 listopada 2015

JRX & SZYMSZON - O DWÓCH TAKICH CO UKRADLI KRAKÓW

Gremium 2015

1. Siema
2. Energia bez zbędnej filozofii   feat. BB_HUNTER
3. Lodołamacz
4. Postman Pat
5. Nieobowiązki
6. Self-Made Man   feat. WODZU, FREAK
7. Big apple    feat. ERDOY
8. Nara
9. Wakacje z duchami

    Dwóch kolesi z Krakowa, JRX i Szymszon, postanowili zadziałać wspólnie i wypuścić krótki, acz treściwy materiał. Obu znam z poprzednich swoich albumów i przyznam, że zapisali się oni dobrze w mojej pamięci. 'Monumenty' JRX były bardzo porządnym podziemną płytą, a propozycje Szymszona, czy to solowe, czy z Michalakiem na bitach, były równie udane.
    Każdy numer tu ma swojego producenta i każdy z nich jest kumplem rapperów z poprzednich projektów i z krakowskiego podwórka. MC, Innotic, Eigus, JRX, Kozim, Nitro, Kosaa, Karaś i Whtt to pełen skład bitmejkerów. Robią oni dość różne rzeczy, jednak wciąż bardziej w stylu klasycznym. Tu przoduje Innotic, robiący doskonale wyczute, samplowane traki, które naprawdę bujają karkiem. Choć i JRX'owi nie można odmówić wyczucia sampli. Tylko Eigus nieco wymknął się z szufladki, bo jego podkład jest zdecydowanie bardziej unowocześniony - choć nadal w klimacie. Producentom wtóruje DJ Simple i w całości to całkiem porządna robota - podziemne brzmienie o ciepłych barwach i nieco jazzującym, nowojorskim klimacie Złotej Ery. W zasadzie każdy z producentów dał tu równy kawałek i każdy z nich jest naprawdę w porządku.
    Podobnie rapperzy - obaj rymują ze swadą, mają niezły styl, a ich flow płynie. Co więcej, ich poziom jest mniej więcej równy, więc gorzej słuchaczowi robi się tylko wtedy, kiedy wchodzą.... goście. Ups. W sumie lirycznie nie dzieją się tu cuda, bo to takie normalne, undergroundowe rymy o życiu, zabawie i muzyce. Nic odkrywczego, ale przyjemnie się słucha rapperów, którzy nie kaleczą stylu i ładnie płyną po werblach. Jak wspomniałem, zawodzą goście - może poza Hunterem, bo reszta jest bardzo przeciętna.
    I znowu JRX i Szymszon dali sobie radę. To bardzo porządna podziemna produkcja, którą warto sobie sprawdzić. Nie będzie to hit, Krakowa nie ukradli, wbrew tytułowi, ale za to słucha się tego całkiem sympatycznie. Klasycznie, korzennie, podziemnie. W dobrym tych słów znaczeniu.

OCENA: 4\6 

posłuch

środa, 25 listopada 2015

RYFA RI & PEKRO - MIEJSKIE STERY

Hemp 2015

1. Miejskie
2. R!
3. IZM
4. Trip
5. Plan A
6. Juels
7. Moda
8. VO
9. Yo?!
10. Oddychaj
11. Lot
12. 11/12
13. Stery

    Przyznam, że czekałem na album Ryfy, bo jest to bardzo obiecująca rapperka, która, jako jeden z bardzo nielicznych żeńskich głosów, była w stanie mnie do siebie przekonać. I oto jest, i choć wydaje ją Hemp, to nie spodziewałem się zbyt ulicznej jazdy, przecież Ryfa nie jest gangsterką, ta?
    Pekro zajął się produkcją całego albumu, wspomagają go tylko na dekach DJ Gram, DJ Kebs, Kosa i Mr. Ed. I bardzo dobrze. Dzięki temu dostajemy całkiem klasyczny zestaw podkładów, dopracowanych i dosmaczonych na ostro skreczami. Trochę to brzmi jak połączenie klimatów Detroit i NY, z dyskretnym, acz zauważalnym zawiesistym stylem, typowym dla polskiego rapu ulicznego. Jednak Pekro umie bardzo przyjemnie wyważyć balans pomiędzy stylami i muza nie dość, że pasuje idealnie do rapperki, to jeszcze sama w sobie robi dobrą robotę. Muzycznie zatem to bardzo równy album, nie da się wyróżnić specjalnie jakoś jednego bitu - wszystkie są naprawdę dobre. Propsy dla Pekro
    Przyznam, że nie rozczarowałem się. Aksamitny głos Ryfy i jej doskonałe wyczucie flow i umiejętność śpiewania to jej niezaprzeczalne atuty. Jest to jedna z niewielu dziewcząt, potrafiących rymować i mających wersy na dość wysokim poziomie. Choć i tak sytuacja na naszej scenie się poprawia pod tym względem, to i tak Ryfa trafia na pudło bez pudła. Inteligentne, życiowe wersy, poskładane w linijki, których nie trzeba gonić, ani rozwlekać, by trafić w werbel. Ryfa jest gorzka, refleksyjna, ale nie zamula. I choć niespecjalnie da się zacytować jakiś elektryzujący wers, to te teksty mają coś w sobie, słucha się ich z uwagą. A że Ryfa jest tu sama - tym lepiej, jednak chętnie usłyszałbym tu Jeżozwierza, a może Hudego. Ale jak ich nie ma, to nic nie szkodzi.
    Bardzo przyjemny album. Jako sternik tej miejskiej łodzi podwodnej (podziemnej?) Ryfa sprawuje się wybornie. To jest w zasadzie to, czego się spodziewałem - miło kiedy ktoś spełnia twoje oczekiwania. To naprawdę fajny materiał.

OCENA: 5-\6

SPRAWDŹ SOBIE

piątek, 20 listopada 2015

OBER & ZIELICHOWSKI - ZIMA CO ZMIENIA NAS W LATO

MPRO 2015

1. Zima co zmienia nas w lato
2. Eternity
3. Śpij źle + zimne jutra (skit)
4. Zimne jutra
5. Święty     feat. JIMSON
6. Mierzymy wysoko
7. John Wayne
8. NWJCTW    feat. ZET
9. Piaski
10. Płomień
11. Niebo

    Zielichowski co jakiś czas wiąże się z kolejnym raperem i wydaje krótką, ale treściwą płytę. Tym razem, wespół z ziomkiem z miasta, w niecałe 12 miesięcy popełnili album, który zimę zmieni w lato. Bardzo lubię materiały od Zielichowskiego, więc chętnie sięgnąłem po te płytę.
    Bity, które tworzy Zielichowski, są pełne smaczków, siekających perkusji - wszystko zaś osadzone jest w klasycznym klimacie. Producent używa wygrzebanych skądinąd sampli, ubarwia je różnorodnymi brzmieniami osobiście wygenerowanymi. Daje nam to muzykę, która emanuje szacunkiem dla korzeni, ale nie siedzi zamrożona w kostnicy, tylko wychodzi naprzód czasom. Kwintesencją brzmienia jest chyba 'Śpij źle', gdzie sample zawinięte są na dość progresywnej perkusji - takich numerów jest tu zresztą więcej i wcale to nie przeszkadza. A powiem, że wręcz przeciwnie. To pomieszanie starego z nowym brzmi świeżo i bardzo przyjemnie.
    Fajnie jest posłuchać Obera - ma on dość prosty styl i proste wersy, ale z gatunku trafiających w sedno. Nie jest to typ rappera, który powali cię na ziemię, ale umie przytrzymać twoje uszy przy głośnikach. Opowiada on w zasadzie o wszystkim, co dzieje się wokoło i ciężko tu mówić o tematyce przewodniej - to taki ego trip po świecie. Niestety, czasem jego wersy poskładane są zbyt banalnie, nadrabia on jednak różnorodnością. Z gości, wchodzi tu tylko dwóch rapperów: dawno niesłyszany Jimson, który i tak pozamiatał, choć może nieco nieobyty, oraz Zet, któremu może bliżej Oberowi na mikrofonie, niż Zielichowskiemu.
   To tylko pół godziny, ale za to spędzone w całkiem dobrym towarzystwie. Głos Obera i bity Zielichowskiego wystarczyłby w zupełności, ale jest tu również trochę zbędnych rzeczy. Nie zmienia to faktu, że słucham albumu ze sporą satysfakcją - całkiem niezła rzecz, do sprawdzenia.

OCENA: 4+\6

  

czwartek, 19 listopada 2015

EMES MILLIGAN - SPIN-OFF

nielegal 2015

1. Nie Obchodzi Nas
2. Nieważne Gdzie Jesteś
3. Diogenes
4. Ostatni Raz
5. Chwila
6. Sitcom
7. Tańczysz
8. Ścieżka Nad Reglami
9. Bejb
10. Kojot
11. Mógłbym
12. Być Jak
13. Z Bogiem Na Siema
14. Teraz

    Jakiś czas po tym, jak publika zachłystnęła się płytą EgoTrue, Emes poszedł na solo. Efektem jego samodzielnej pracy jest ten oto album: Spin-OFF. Jego legalny album, wspólnie z Zenem, niekoniecznie do mnie trafił, z uwagi na zbyt syntetyczne podkłady, ale może bez Zena będzie inaczej?
    Faktycznie, jest dużo inaczej, niż na EgoTrue, więc rozumiem, że tym czynnikiem syntetycznym był właśnie partner Emesa. Tutaj rapper - człowiek orkiestra, zrobił wszystko: od poskładania bitów, przez miks, aż do wokali. Nie jest tu tak oczywiście, że Emes poszedł kompletnie w klasykę, ale za to bity są niezwykle zróżnicowane. Pierwsze dwa kawałki to właśnie całkiem zwyczajne, choć przyjemne traki osadzone dość mocno w tradycyjnym rapie. I o ile 'Diogenes' idzie mocniej w njuskul, to z kolei 'Ostatni raz' to przepiękny podkład klimatem z Detroit - takich akcji inspirowanych J Dillą i tym podobnymi typami jest więcej. Sporo tu dęciaków, lekko jazzującego klimatu. Spodziewałem się raczej elektroniki i te bardzo ładnie wysmażone traki bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Czy to sample, czy to elektroniczne wariacje (tych jest jednak najmniej), nie ma tu słabego podkładu, a im dalej ku końcowi, tym... lepiej. Podkład do 'Kojota' to totalne mistrzostwo, które łączy Gorillaz z No ID. Warstwa muzyczna tu to wręcz majstersztyk, totalny props. 
    Emes jest jednak utalentowany jak cholera. Nie tylko umie rapować, ale potrafi też śpiewać: sprawdźcie 'Tańczysz', gdzie pokaz wokalnych umiejętności naprawdę wypada na plus. MC najlepiej czuje się w emocjonalnych trakach - sporo tu opowieści o damsko-męskich przepychankach życiowych, o wspólnych spacerach, ale i o kwaśnych akcjach. Rzadko wpadają tu inne tematy, niż ja i moja bejb - tyle, że temat wałkowany jest z bardzo różnych perspektyw, dzięki czemu Emes nie zamula i da się tego słuchać w całości i bez znudzenia. Co więcej - Emes robi tu wszystko sam - niepotrzebni mu goście, co wyjaśnia w 'Być jak' - wszystko tu zrobił sam i tylko sam, bo ta płyta jest jego. I wiecie co? To świetnie, że zrobił to sam.
    Może i się tego nie spodziewałem, może i byłem źle nastawiony. Co z tego. Okazuje się, że to jedna z najlepszych płyt drugiego obiegu, jakie trafiły się w tym roku i jakie miałem przyjemność słuchać. Raz, drugi, pięćdziesiąty i nadal nie mam dość. Piękna muzyka, fajny wokal i styl - doskonała płyta!

OCENA 5+\6


wtorek, 17 listopada 2015

MŁODY GOH - BESTIALSKIE ARCHIWA VOL. 1

Snuff Musick / Fatum 2015

1. Intro - MŁODY GOH, NRW
2. Kiss Of Death - ABC, MŁODY GOH, IGUAN, NRK
3. Stereotypy - EPITET, NORF, WUKA, SWTR, NRK, KOZIM, MŁODY GOH, WPS WIŚNIA, WUBE
4. Noc Zywych Trupów - WIESZCZU, HAKIM, MŁODY GOH
5. Wiedźma - HMJELÓ, NRK, MŁODY GOH
6. Reprezentuje Chory Styl 2 - WITEK DLS, DOT, OPAŁ, NIKONE, ENR.MAFFER, MŁODY GOH, KOZIM, ODYN, LOLO, G.R.A.M.S., RUDAS, CARPER, GIEBER, WNUK, CAUTION, BARTHAZZ, BONCZEK, ŁYSY, KRVAVY, CYKLON G, LASER, RADIOTECHNIK
7. Ignorancja - EPITET, NRK, DŻASTA, KOZIM, MŁODY GOH, DARO, ZŁY ED, AGA BRAK, GUCIA, SCOUT
8. Hunters Of The Dark - MŁODY GOH, GUTMISTRZ DRAHUDA, JANEK DSM, FUBAR, THE JOTAKA
9. Padlina Społeczeństwa - MŁODY GOH, BONCZEK, SAJK
10. Dark Mind - NRK, MŁODY GOH
11. Demony Miasta - EMKA, MŁODY GOH
12. Format C - ODYN, MŁODY GOH, LOLO
13. Świat Równoległy - EPITET, NORF, MŁODY GOH, KOZIM, NRK
14. Wizja Śmierci - NRK, CN-LOC, MŁODY GOH
15. Gdzie Diabeł Mówi Dobranoc - MŁODY GOH, KACZMI, SCALPEL, ODYN, LOLO, WNUK
16. Oculto Tras Las Sombras - LENGUARMADA, MŁODY GOH
17. Mundo de Demonio - ALPHA SIGMA, SAI, DARK GUERILLA CHATO, KATHA, D-CAP, CHILDISH, LENGUARMADA, EXPLICITO, MŁODY GOH, BROWN LUCCI, RYPA, CANIZ, LIFE SCIENTISTS, TORNER, FUBAR, KOZIM, H-ERRE, POETIC DEATH, THE JOTAKA
18. Pozytywka Myśli - MŁODY GOH, GUTMISTRZ DRAHUDA, FUBAR
19. Fatality - CHILDISH, THE JOTAKA, LIFE SCIENTISTS, MŁODY GOH, MENACE O.B.E.Z, KATHA
20. Dajcie mi Spokój - MŁODY GOH, NAWROT NWT, GUCIA, EPITET
21. Egzekucja Szoguna - MŁODY GOH, NAGASH, CHEMICZNY ADI
22. Ciemna Strona - HAKIM, WIESZCZU, MŁODY GOH
23. Oczekiwania - JRX, MŁODY GOH
24. Old Skool - EMKA, MŁODY GOH
25. RPG - NAWROT NWT, MŁODY GOH, BONCZEK
26. Nakarmieni syfem życia - WIŚWER, MŁODY GOH

    Wreszcie jestem w miarę na bieżąco z jakimś nielegalem :) Kilka dni temu Młody Goh wypuścił pliki ze swoich przepastnych archiwów, na których znalazł się materiał kolaboracyjny, album nie dość, że długi, to jeszcze wypełniony po brzegi różnymi stylami, głosami, a nawet językami - istna rapowa wieża Babel i duże przedsięwzięcie zarazem.
     Muzyka na tym niemal dwugodzinnym albumie jest dwubiegunowa. Po jednej stronie mamy typowe bumbapy, klasyczne klepanie perkusji wraz z ciepłymi samplami z przeróżnych rzeczy, taki nowojorski klimat lat '90. Po drugiej stronie mamy ten hardkor 'brudny w chuj jak stopy twojej matki', o ciężkich perkusjach i potępieńczych dźwiękach, wydobywających się z głośników. Te demoniczne brzmienia sięgają czasem najwyższych rejestrów hałasu: albo rzężą elektryczne gitary, albo wyją torturowane dusze. Czasami, przyznam, ciężko tego słuchać, bo dźwięki wwiercają się w mózgownicę wyjątkowo tępym wiertłem. To muzyka bardzo surowa, agresywna i est jej po prostu za dużo na raz. Jeszcze nie dojdziesz do połowy, a już zaczyna to męczyć i rozglądasz się za tym, co tu nacisnąć, żeby uciec od tego zgiełku. Tym bardziej, że rapperzy często nie pomagają, a wręcz przeciwnie.
    Do Młodego Goha większość słuchaczy rapu już się pewnie przyzwyczaiła - większość podrzuciła ze wstrętem, część zaakceptowała ten unikalny styl i sposób darcia japy. Goh pozostaje 'true 2 da game' i wywleka trzewia dla obrony prawdziwego hardkoru, a także chce nas przerazić. Kawałki zawierają teksty o pozostaniu prawdziwym i nie sprzedajnym, ale rapperzy również żonglują terminami ze świata fantasy i horroru, zalewając nas potokami krwi oraz atakując hordami strzyg i innych mitycznych stworzeń. W tym wszystkim bierze udział nieprzebrana ilość rapperów z różnych części Polski i świata. Jest podziemny demon Krvavy, są koledzy Goha z Grodu Kraka, jest Kaczmi od Spawaczy, są nawet reprezentanci Palm. Ścisłe podziemie. Do tego dochodzą zagraniczni rapperzy, związani z Demonios Sekt - sporą grupą, zajmującą się wydawaniem muzyki horrorcore. Są reprezentanci Meksyku (weź tego typa The Jotaka - jego wokal naprawdę przeraża), są Amerykanie (całkiem porządny Chato), Koreańczyk Childish (z idealnym amerykańskim akcentem, szok), jest i Francuz Iguan, często pokazujący się z Gohem. Nie ma tu sensu wymieniać tych lepszych i gorszych - to trochę zbyt zagmatwana sprawa.    
    Wszystko razem: ciężka muza, warczące i szczekające wokale i zawiesisty klimat czynią ten album bardzo mało przystępnym - do tego jest on strasznie długi. Największym problemem krążka jest więc tu fakt, że wszystkiego jest zwyczajnie za dużo. Za dużo hałasu, za dużo czasu, za dużo rapperów... Męczy, pomimo, że należy się Gohowi props za skompilowanie takiego zestawu - unikalnego w skali. Dla wyjątkowo twardych zawodników.

OCENA: 3\6

ODSŁUCH

piątek, 13 listopada 2015

ZEUS - JEST SUPER

Pierwszy Milion 2015

1. Nomada
2. Będziemy dziećmi
3. Mniejsze zło
4. Yoshimitsu
5. ODP. 2
6. Panteon
7. Siewca
8. Zgłupiej
9. Domek w górach
10. Idealnie niedoskonały
11. Psuje klimat
12. Kamienie i mury
13. Orinoko flow
14. Nie potrzebuję wiele

    Każdy kolejny album Boga Bogów wywołuje poruszenie na scenie, słuchacze dostają ślinotoku, a media spazmują. A jeśli sam Zeus twierdzi, że jest super, to nie może być źle, prawda? Zwłaszcza, że po licznych życiowych perturbacjach Zeus znowu jest na właściwych torach. Wreszcie jest super.    
    Tym razem Zeus zaprosił do współpracy Roginiego i obaj wyprodukowali ten album. Nigdy nie byłem specjalnym fanem Zeusa za konsoletą, bo jego produkcje nie mają czucia - niewiele z nich zostawało na dłużej. Ale w duecie z Roginim... W duecie z Roginim powstał dość nowoczesny album, na którym jakoś mniej jest hip hopu, a więcej disco spod znaku Lady Gaga. O ile rozumiem singlowy 'Będziemy dziećmi', całkiem porządny 'Mniejsze zło', czy okraszony harmoszką sympatyczny 'Siewca', to 'Yoshimitsu' jest jakąś pomyłką. Ale to nie jest jedyny taki trak - mało znośnych, rozwodnionych rzeczy jest więcej (Panteon, Zgłupiej, Idealnie niedoskonały). Coraz mniej tu hip hopu, coraz więcej ordynarnych dyskotłukowych wibracji. Nie wiem, co sobie wyobrażali producenci, ale to nie jest zbyt fajne. Radiowy rapik w przewadze.      
    Nie da się odmówić skillsów Zeusowi, bo to on, zawsze i wszędzie, jest motorem napędowym swoich kawałków. Nienaganna technika, poskładane warstwowo rymy i niezwykle celne wersy, typu 'teraz scena to moja hera' (łapiesz, Zeus i Hera :P). Rapper opowiada o tym, co przeżył ostatnio i w jaki sposób go to ukształtowało. Wbrew spodziewaniom, jest jasno i pozytywnie: 'ja jestem siewcą, dobrzy ludzie ze mną'. Jest pozytywnie, jest kojąco, jest super. Dla Zeusa, bo może nie każdy będzie chciał słuchać zachwycającego się życiem Zeusa, afirmującego słoneczną stronę egzystencji. Wiesz, 'marzy mi się domek w górach, taki co po wyjściu na balkon da mi to poczucie, że stoję w chmurach'. Gości tu nie znajdziesz, nawet Joteste, bo to kolejny bardzo osobisty album - po 'Zeus Nie Żyje', Zeus urodził się na nowo w lepszej rzeczywistości. No, dopuszczona została tylko na wokal Justyna Kuśmierczyk... znaczy się Rutkowska, ale to jakby po głębszej znajomości i pewnie dlatego, że uczestniczy ona bezpośrednio w życiu Zeusa.
     Nie da się tego albumu odrzucić. Nie da się ze względu na skillsy Zeusa, na parę niezłych traków. Sytuację kładzie tu głównie muzyka i ten rubaszny klimat dyskoteki, który zapewne chętnie będzie prezentowany w RMF. Nie przekonuje mnie ta płyta, choć zła specjalnie nie jest.

OCENA: 4-\6


SIEWCA

czwartek, 12 listopada 2015

SYNDYKAT - SYNDYKATOR

Banita 2015

1. Syndykat
2. Czutka nad wyraz
3. To co   feat. KACZY, TPS
4. Niedoceniona pomoc    feat. DOBO, EWA
5. Wyrwać chwasta    feat. PROFUS
6. Warto żyć   feat. JAV ZAVARI
7. Chemiczne pokolenie
8. Zbastuj    feat. ŻABOL, EGON, EWA
9. Pan to nie ja
10. Głupi nie zna strachu
11. Wulgaro   feat. POPEK
12. Hermetyczny krąg
13. Święta krowa   feat. RAPTUS
14. Taniec z diabłem
15. Syndrom Sztokholmski
16. Warto żyć (Remix)

    Płyta Nizioła została przyjęta bardzo przychylnie - nie tylko przez zagorzałych fanów ulicy, ale równiez przez osoby mniej związane z tym typem rapu. Tym razem jednak Nizioł przyjechał tu z typami z różnych stron kraju: radomskim Murzynem i Parolem z Tarnobrzega. Trójka rapperów miała nagrać bezkompromisowy album uliczny.
    Faktycznie, muzyka na tym albumie jest bardzo mocna i bezkompromisowa. Dechu, Wola (ciężki, hardkorowy 'Taniec z diabłem'!), Wrotas, Tytuz ('Warto żyć', czy 'Wulgaro'), Wowo i Piero zadbali o to, aby ten materiał miał uderzenie. Czuć ten ciężar gatunkowy, cisnące do gleby brzmienie. Na szczęście bity nieco odstają od tych typowych produkcji ulicznych - na plus, co jest bardzo pozytywne, bo nie ma tu zawodzących smyczków na pół z pianinkiem grającym na niskich tonach. Za to wprowadzają nas te bity w atmosferę zagrożenia i mroku. Oczywiście, nie da się uniknąć smyków i klawiszy, ale nie jest to ordynarnie poskładana muza uliczna - tak jakby wyższy poziom chodnika. A i znalazło się tu również miejsce dla skreczy DJ Gondka, co wychodzi tu bardzo fajnie. Najbardziej wyróżnić trzeba tu chyba Tytuza, który potrafi zrobić bardzo różnorodne podkłady, z których każdy jest co najmniej porządny.  
    Spośród trzech rapperów na pewno wyróżnia się Nizioł, którego wokal warczy na ciebie z głośników - przynajmniej zawsze wiesz, że to on. Murzyn i Parol są na równym poziomie - tacy zwyczajni uliczni rzemieślnicy. Nie ma sensu mówić o tekstach, bo są one przewidywalne. Wiadomo, ciężkie życie, jebać psy, jebać polityków, moje ziomki takie dobre, pacz komu ufasz i na meeelaaanżuuu. To takie zwyczajne rapsy - dość porządne i nie kaleczące uszu, ale też nie powodujące ciarek na plecach. Jest porządnie - jak rzekłem rzemieślniczo. Z całego tłumu gości wyłania się na froncie... Popek, oraz irański piosenkarz Jav Zavari - dość unikalny pomysł, ale jego refreny pasują doskonale. Jeśli jesteśmy przy wokalistach, Ewa też ma bardzo przyjemny głos... Reszta jest i przy tym zostańmy.        
    Dostaliśmy więc dość porządną płytę uliczną - nieco inną, niż większość, z niezłymi podkładami i trochę gorszymi wersami. Surowa, nieco brutalna płyta, która w swojej klasie jest dość wysoko. Słucha mi się tego całkiem dobrze, nie powiem. 

OCENA: 4\6


środa, 11 listopada 2015

LWWL - FRAGMENT CAŁOŚCI

Własny Hajs 2015

1. Umarł król   feat. V.E.T.O.
2. Być sobą    feat. SALU, POLA
3. Myślę o tobie    feat. MC KENNA
4. Brud     feat. ABORDAŻ, ENERO FAUST
5. Old navy
6. Padam na pysk    feat. KOKSU
7. Wspomnienia
8. Odwaga   feat. MAKARY
9. III RP
10. Złote klatki   feat. FU, LIROY
11. Drań    feat. ROVER, GROSIK, NICOLA BĘBENEK
12. Tombak
13. Co dał mi rap    feat. MRL
14. Wir    feat. SBF
15. Koniec kariery feat. POPEK

    Legendy kieleckiego rapu, pionierzy stylu - LWWL. Pawlak i Norek, fundamenty składu, postanowili zebrać starą ekipę i zrobić to jeszcze raz. Nie przyszli wszyscy, ale jest Pęku, który zapewni fejm. To trochę odgrzewane kotlety, ale chłopcy są pełni entuzjazmu.
    Ive, Tony Heat, Soldier, PLN Beatz, Lex Caesar, Lei William Li - to team, który wykonał bity na album. To muzyka leżąca gdzieś pośrodku, pomiędzy nowoczesnym njuskulem, a klasycznym bumbapem. Na tej linii po jednej stronie leżą PLN i Tony Heat, po tej najbardziej klasycznej Soldier, choć w tę stronę zmierza również Ive. Jednak to rozróżnienie nie zawsze się sprawdza, bo producenci poruszają się dość swobodnie od syntetyków po klasykę. I przyznać trzeba, że ścieżka dźwiękowa albumu jest całkiem w porządku. Choć nic tu nie rzuca na kolana, dostajemy niemal 70 minut typowego rap grania, do którego można pokiwać głową.  
    Nie jest to zbyt zróżnicowany zespół. Wszyscy są na równym, dość standardowym poziomie. Pęku, Pawlak, Anton, Skos, Norek i Blemia radzą sobie całkiem nieźle - w końcu robią te rapsy od tylu lat... Drapiący głos Pawlaka kontrastuje z jasnym, klarownym głosem Antona. Blemia przypomina mi miejscami nieco Radoskóra - choć to takie luźne skojarzenie, razem sobie lekko seplenią z Pękiem. Norek ma toporną stylistykę, a Skos wręcz przeciwnie, ta chrypa w połączeniu z flow jest konkretna - szkoda, że jest go tak mało. Znajdziemy tu rozliczenia z własną historią, nieco wspomnień o starych, dobrych czasach. Ale mamy też coś w tematyce polityczno-społecznej i ciężkim życiu na emigracji, mniej o imprezach i chlaniu, choć i takie imprezowe klimaty tu wpadają. Gości jest tu co niemiara, głównie koleżkowcy z Kielc: Veto, Abordaż, Enero, Liroy, Rover... Pomimo wielu dodatkowych zwrotek, pierwszym, na którego zwróciłem uwagę był Koksu, no i MC Kenna, ale tylko dlatego, że rymuje po angielsku, bo jego styl jest wysoce drewniany. Fu, który przestał bełkotać, stracił zupełnie na atrakcyjności, bo nie da się z niego nabijać - co najwyżej z idiotycznych teksów, które tu akurat nie występują. Ciekawe, że mamy też zwrotkę posła Marca - i to dość znośną, na pewno wygrał z Blemią w tym kawałku. No, Rover stoi na wysokości zadania, wybijając się spośród tłumu. Ej, ale Popek też się popisał na tym bragga, pokazał pomysł na zwrotkę, nieźle.
    Wbrew moim obawom, to wcale nie jest zły krążek. Stara gwardia kieleckiego rapu zawodzi: Wojtas nudny i wtórny, Abordaż słabiutki, Veto na geriatrii zupełnej... LWWL tymczasem przywraca scenę kielecką, może nie na szczyt, bez przesady, ale przynajmniej do gry. 

OCENA: 4-\6


wtorek, 10 listopada 2015

HUKOS - WIELKIE WOJNY MAŁYCH LUDZI

Step 2015

1. Intro
2. Facet z 3 na przedzie
3. Odchodzić by powracać
4. Daleko od domu
5. Cały twój swag
6. Gdzie jest sens?
7. Na szczycie, na dnie
8. Obawa przed potem...
9. Zdradzę Ci sekret
10. Chłopcy idą na wojnę   feat. KĘKĘ, PEERZET
11. 2 kreski
12. Bunt i kompromis   feat. CIRA
13. Żyć jak Himilsbach i Maklak
14. Wojny małych ludzi
15. Hymn przetrwania
16. Epitafium dla naszych marzeń (Outro)

    Po trzech latach oczekiwań, przerwanych wspólnym projektem z Cirą, Hukos powraca z kolejną, trzecią solówką. Mocna okładka i niezłe wydanie albumu pobudziło moją ciekawość. Według mnie, Hukos zawsze był zdolny, ale nie umiał tego wykorzystać, zawsze na tych jego albumach czegoś brakowało.
    Zazwyczaj obawiam się płyt, gdzie co kawałek, to producent. Tu może nie jest tak dosłownie, ale na 16 traków producentów jest 13. Dużo. I nierówno. Bo co zrobili producenci? Poszwixxx dał kawałek, który kojarzy mi się zbyt mocno z Budką Sufleta, czy podobnym stylem. Eljot wypuścił nieco nudnawe, czasem łzawe trapy ('Daleko od domu' wyciskał łzy. Rozpaczy). Ka-meal wyprodukował tak wymemłany cloud, że nie mogę tego strawić. Bob Air, Eigus, 101 Decybeli, Juicy, Soddy i SSZ pojechali dość typowo, nowocześnie i bez uniesień - pitu pitu. Stendahl Syndrom - od niego mamy szybki i energiczny trak, na klasycznej perkusji z nowoczesnymi dźwiękami, Teka jest nieco klubowy, a Ayon zrobił konkretny trap rodem z Memphis - ostry, tnący przy samej ziemi. Szczęściem znajdują się tu również skrecze od RX, DJ Flip i DJ Gondek - oni przynajmniej tną równo. Jest średnio i bez życia przez większość czasu.  
    Hukos ma już taki styl, że nie będzie lepszy. Potrafi płynąć po bitach, umie poskładać wersy w sprytne zwrotki. Technicznie jest naprawdę fajnie, bez zarzutu. I w sumie teksty też nie kuleją, daje się wyłapać parę naprawdę fajnych wrzutek, ale często jest jakby beznamiętnie i bez emocji - to znaczy flow ciśnie, wersy są lekko z boku. Dostaje się tu scenie, ślicznym chłopczykom w ruruniach, Hukos rozlicza się z własną przeszłością, czy z życiem w ogóle. Niby jest dobrze, ale jakoś tak dziwnie... Mamy tu również paru gości: w fajnym skądinąd 'Chłopcy idą na wojnę; najlepiej daje... Sylwia Danek w refrenie - ciary! Ale i Kęki nawinął dobrą zwrotę. Peerzet i Cira wyszli tu dość beznamiętnie, niby dostosowując się do ogólnego klimatu. Jest w tym wszystkim coś nieuchwytnego - może te teksty są lekko wymuszone? Może do mnie akurat nie trafiają? Nie wiem.
    Czegoś mi tu zdecydowanie brakuje. Wersy nie mają ognia znanego z poprzedniej płyty. Bity są bardzo nierówne i sporo jest nieco wymęczonych, bez siły. To dobry album, który jednak mógłby być sporo lepszy. Przyznam, że mimo kilku niezłych numerów, całość lekko nudzi.

OCENA: 4\6    


poniedziałek, 9 listopada 2015

TPS - WIELOKROTNIE KARANY

Mamy Charakter 2015

1. Tylko i wyłacznie
2. Cisza
3. Ból (taka cena)   feat. EGON 
4. Widzę teraz   feat. DDK, WMP FTS  
5. Na tym łez padole 
6. Tych parę slow   feat. ARCZI
7. Wielokrotnie karany   feat. MURZYN
8. Łatwo, dużo, szybko    feat. WIESZAK, GLEKSIO, RSB 
9. Ciernie   feat. NIZIOŁ
10. Chemia    feat. ZAZIA, KALI, EWA 
11. Lolek dejavu    feat. ŻABOL, MURZYN 
12. Połączenie do ulicy    feat. DOBO 
13. Kraina cienia bloków    feat. STINI 
14. Po co?    feat. MURZYN, PAROL 
15. Nie wierzę 
16. Znam to    feat. KOWAL, MYSZATY
17. To co ja gram     feat. BANDA UNIKAT

    TPS, członek radomskiego ulicznego składu ZDR wydał właśnie swój solowy debiut na legalu. Zaznaczam, że na legalu, bo to przecież nie pierwsze jego wydawnictwo. Tuptuś aka TPS miał faktycznie wiele zatargów z prawem, zresztą za samą okładkę należy się 10 lat. Grafik płakał, jak płodził. Ale, jak mówię, nie ocenia się książki po okładce - choć nie miałem złudzeń, że mnie ta płyta olśni.
    Radomska scena jest od jakiegoś czasu bardzo silna. Nie tylko Kęki, ale przecież Amos, Pajac, Kotzi czy Lesuaff, ale także przecież producenci. Ten album jest przede wszystkim płytą radomską, ale nie tylko. Na bitach mamy głównie więc Tytuza, ale też są Wola i Milion Beats. Co to oznacza, łatwo się domyślić: dość klasyczne podkłady, inspirowane stylem QB, hardkorową wersją nowojorskich outlawz'ów. Może nie jest to ten typowy klimat ulicznego rapu, znany z miliardów innych nagrań - wszak Tytuz podbija nieco poprzeczkę, ale czuć tu ten ciężar gatunkowy. Jednak, wraz ze skreczami takich ludzi, jak DJ Gondek i DJ Mono, robi się ciekawiej. I nie tylko brzmi tu ten ciężar pianin i skrzypek, bo przecież są wejścia nieco nowocześniejsze i ciekawsze, niż te pierwsze lepsze bity. Ogólnie, muzyka daje radę, porządne, rzemieślnicze brzmienie.  
    Prosto z serca rap. TPS to jeden z tych dość typowych rapperów ulicznych - szczere wersy o byciu prawdziwym i o ciężkiej rzeczywistości, wykonane w prosty sposób i z nico archaicznym i lekko sepleniącym flow. Typowy styl, typowe wersy, typowy klimat. Ciekawe jest, że TPS zaprosił tu cały bukiet gości, jeszcze ciekawsze jest to, że żaden z nich nie wnosi zupełnie nic do gry i te wszystkie Wieszaki Myszate mają tu wymiar wyłącznie kolesiowski. Ok, Nizioł wyróżnia się wokalem, łatwo go rozpoznać, Kali ma wybijający się tekst. Reszta jest, a jakoby nikogo nie było - strata czasu i miejsca na płycie. I zastanawiam się, co tu jeszcze można napisać o tekstach, ale... Są. Musi wystarczyć. Wiesz, 'to prawdziwe życie, nie pedalskie dyrdymały'.       
     Jeśli weźmiemy pod uwagę te wszystkie uliczne płyty, to Tuptuś daje sobie radę całkiem nieźle - pomagają mu w tym na pewno ogarnięte podkłady Woli i Tytuza. Stylistycznie i tekstowo nie ma tu nic, ponad poprzeczkę, ale również nie walisz fejspalmów z kolejnym rymem. Płyta jak płyta, nic nie wnosi. Przeciętniak na scenie, nieco lepszy niż większość uliczników, ale ze wzruszenia nie płakałem. A za okładkę sam wysłałbym autora karę. Wielokrotną.

OCENA: 3\6


niedziela, 8 listopada 2015

KAJMAN - 0#2

Step 2015

1. Zew
2. Teraz Już Wiem
3. Uciec Stąd   feat. LUKA
4. G.K.F.I.
5. Fale    feat. GRUBSON
6. D.M.H. (Dzisiaj Mam Hajs)  feat. BEZCZEL
7. Wróg
8. Jak Młody Bóg
9. Meduzy    feat. SZTOSS
10. Destino
11. Dobry Chłopak
12. Żądza Krwi    feat. OXON, REVO
13. Nieśmiertelny    feat. SASZAN

    Jakoś mnie ominęły zapowiedzi nowego Kajmana. Tak napisałem, bo to ma być nie tylko nowa płyta, ale i nowy wizerunek rappera. Czwarta płyta zachwyciła mnie przede wszystkim okładką - to jeden z lepszych cover artów na naszych albumach - lekko jakby inspirowana ASAP Rockym, ale co tam. Kajman nigdy nie należał do moich faworytów, ale coś zawsze znajdowałem na jego materiałach. Czy poza okładką jest tu coś jeszcze?
    Ta muzyka u Kajmana wciąż idzie w stronę bardziej i bardziej nowoczesnego brzmienia. Na 'Zero Numer Jeden' rapper zatrudnił tylko czterech producentów, ale takich topowych, jeśli chodzi o njuskulowe brzmienie. TMK Beats, jak zwykle, dał melodyjne bangery z brzęczącym basiwem - brzmią one tu świeżo i mają dobre tempo. Najbardziej konkretny tutaj Żwirek popełnił mocarne podkłady z milionami hajhetów, samplami i klimatem osadzonym w hiphopie - nowoczesnym, ale szczerym. Piszę tak, bo z kolei David Gutjar to dwa bity: 'GKFI', który jednoznacznie kojarzy mi się z dyskoteką - takie klubowe bity i syntetyczny aranż przypominają mi raczej disco polo, niż rapowe kawałki. Na szczęście 'DMH' jest o wiele lepszy. SSZ to taki nieco cloudowy, wykręcony podkład, który bardziej mnie wkurwiał, niż niósł - ale ja mam awersję do cloudów, pewnie już o tym wiesz. B.Melo z kolei to trapy, które wydają się być naprawdę dobrze zrobione (zwłaszcza 'Żądza krwi'), poskładane ze smakiem i wyczuciem. Muza jest na tym albumie zdecydowanie na plus, choć są wpadki - wspomniane masakryczne 'Meduzy' - ale Gutjar ma to do siebie, że robi niezwykle nierówne rzeczy.
    To rzeczywiście jakby nowy Kajman. Flow zrobił się mniej warczący, za to bardziej melodyjny, aż do tego stopnia, że Kajman śpiewa! No, podśpiewuje, ale zawsze. Technicznie rapper zaliczył spory progres, przyspiesza, zwalnia, płynie - to on dorósł do rapu, nie Onar. To, co nie zawsze odpowiada mi u Kajmana, to jego teksty. Zgodzę się, że są (bywają) dosadne i szczere, ale często wpadają tu co najmniej zbyt proste wersy - by nie rzec, że prostackie: najprostsze i najbardziej przewidywalne. Tekstowo więc jest tu sinusoida, która (jak to sinusoidy mają w zwyczaju) czasem rośnie, kiedy Kajman błyśnie lepszym panczem, czy opisem sytuacji, ale również opada - może ręce nie opadają razem z nią, ale przez te słabsze wersy całość zaczyna przepływać przez uszy. Tematycznie zaś mamy socjal, imprezy i jebanie sceny rap krótko przy ziemi. Gości jest tu w sumie niewielu, którzy też umieszczają się gdzieś na tej sinusoidzie Kajmana. Dramatycznie drażni mnie Sztoss, który zawodzi na tym fatalnym podkładzie SSZ w 'Meduzach' - tego gówna o latających meduzach nie da się słuchać. Jak będziesz latał po hejzach przy tym numerze, to rypniesz na ryj, bardzo nieudany upalony kawałek. Bezczel bardzo się starał dać dobre wersy, o czym sam wspomina na początku zwrotki, zapomniał jednak poukładać ich na bicie i stylem się nie popisał. Na plus zdecydowanie Oxon i Revo, którzy zdecydowanie podbijają poziom (Revo rozwalił zupełnie! Najlepsze wersy na płycie, najlepsze flow!), wyznaczone przez doskonały bit B.Melo. 
    No i motyw sinusoidy przewija się przez cały czas. Po jednej stronie mamy takie kawałki, jak 'Zew', 'Żądza krwi', czy 'Dobry chłopak', które podnoszą ciśnienie i nakręcają tempo. Po drugiej stronie jest 'GKFI' i absolutnie żenujące 'Meduzy'. Rzeczywiście, to jakby nowy Kajman - może nie jest to płyta, która mnie oszołomiła, ale sprawa jest taka, że wreszcie jestem zadowolony z tego, co dał mi Kajman - do tej pory wybierałem pojedyncze traki - tu wyrzucam jednostkowe. Najlepszy album rappera w karierze.

OCENA: 4\6


środa, 4 listopada 2015

BENY B - LITOŚĆ TO ZBRODNIA

Altereggo Team 2015

1. Intro   
2. Lokalny patriota 
3. Galicyjska krew    feat. NAJDUCH, ZIOBER, ROKIT, DEENESH, HOMEX, SKLERO REPO, KAMIL PRJ, KOMAR 
4. Lufa   feat. G-ZYS 
5. PSM (Pamiętaj słowa matki) 
6. Polski dystrykt
7. Bandit queen
8. Ipsa sua melior fama 
9. Blue
10. Umrę śmiejąc się   feat. KAEN
11. Gej over
12. Rachunek sumienia (PROD. TMK BEATZ)
13. Polski dystrykt   remix (PROD. SODDY BEATS)
14. Outro FEAT. DJ EDK (PROD. DJ EDK

    Nie jestem pewny, czy wiem, kim jest Beny, ale jak wydaje mi się to jeden z kolesi związanych w jakiś sposób z Kaenem - tak, czy owak rapper nagrywa już od jakiegoś czasu, choć ten album jest jego debiutem długogrającym.
    Muzyka na tym albumie rzeczywiście nie zna litości. Nie, nie niszczy bezlitośnie uszu, jednak jest to po prostu hardkor rap. Takie połączenie rapu ulicznego i typowego rapu z przełomu wieków. Ciężkie perkusje, głębokie basy, trochę elektroniki, dobre tempo i zawiesisty klimat uliczny. I choć producentów jest tu cała plejada, to album jest spójny i brzmi równomiernie. Nor, Pneumonia, TMK Beatz, Soddy, $wir i DJ EDK (który obstawia tu również drapanie wosku) zrobili tu ścieżkę dźwiękową, która brzmi wystarczająco dobrze, aby jej słuchać i dostatecznie wtórną, aby się nie zachwycić. Oczywiście, część z tych bangerów wpada w ucho i może kiwnąć głową - ogólnie rzecz biorą, jest tu ok, ale nie ma tu nic nowatorskiego - typowy podziemny hip hop, dość porządny, lecz bez wzlotów.  
    Nie, Beny nie jest dobrym rapperem - czy może powinienem napisać, że nierównym. Jego szorstkie i niepoukładane flow, często płynie, ale czasem rwie się lekko, acz zauważalnie. W każdym razie nie jest to typ, którego słucha się z przyjemnością, nie tylko ze względu na tę swoją technikę - tekstowo również nie ma za bardzo na czym ucha zawiesić. Beny lubi robić lokalne hymny, wydobywa na wierzch ciemną stronę ulicy, czy odżegnuje się od gejostwa. Poza Benym jest tu również sporo gości, którzy również nie zawsze stają na wysokości zadania. Na pewno propsy za swoje wejścia należą się Kaenowi, ale również Homex dał porządną szkołę całej reszcie tego posse tracku. Dają sobie tu jeszcze nieźle radę Repo i Rokit, reszta, zwłaszcza G-Zys, to średnia półka.
    No i mamy, kolejny album, który jest po prostu ok - czyli na dobrą sprawę zginie pośród innych podobnych. Jest to rzecz nieco lepsza od twojego typowego Rappera ÓŻŚ z ulicy, bo bity stoją na nieco wyższym poziomie, a i Beny daje sobie w końcu radę nie najgorzej. Ale to wszystko już było. Zbyt często. A zatem, skoro litość to zbrodnia, to bezlitośnie...

OCENA: 3\6    


wtorek, 3 listopada 2015

#HDLNRZ - HEADBANGERZ

nielegal 2015

1. Inni niż Inni
2. Breakoe RMX
3. Radio Wuja
4. Wifi
5. Lenartowicza
6. Niemaciejuż
7. HYTRZ
8. 1997
9. BANG!   feat. WUWUNIO
10. Oldskul
11. Kokaina
12. Nienawidzę Cię
13. Kokaina RMX
14. Widziałem Cię
15. Bansuj ze mną

    #HDLNRZ to skład, złożony z trzech typów, którym praca na majku nie jest obca. Stahu Stah, Kaiteu, Gazza nagrali niedawno płytę, która szybko zaczęła zdobywać dobre recenzje. Stahu powrócił, alleluja. Zawsze w takich wypadkach mam mieszane uczucia, bo chętnie bym sprawdził, ale za duży hajp mnie zazwyczaj odrzuca. Ale w sumie się zaciekawiłem.
    To mikstejp, więc można się domyśleć, że podkłady zajebano z premedytacją. Tym bardziej pozwalam sobie tak twierdzić, że nie ma żadnego opisu producentów. A zatem HDLNRZ nawijają do cudzesów - niekoniecznie mnie to przeszkadza, bo i tak nie znam żadnego z tych bitów, więc co mi tam. A muza jest wybitnie elektroniczna, dubsptepowa i trapowa. Cisną ciężkie, syntetyczne basy, grają komputerowe melodyjki, dziwne, industrialne dźwięki robią bałagan na bani. Wszystko ma siłę stada kombajnów Bizon, napierdala milionem uderzeń perkusji i choć nie jestem fanem aż tak nowoczesnego brzmienia, to wszystko to jest tak dobrane, że nie masz momentu, aby się ponudzić. Ostra jazda, suki! I nawet, jeśli trafia się letni, funkowy numer, to nie boli - wręcz przeciwnie.
    Na początku nie bardzo wiedziałem, w czym rzecz. Po krótkiej chwili zacząłem jednak jarzyć klimat, aż wreszcie wjechałem w to jak ujebany beemer do bezdotykowej. Rapperzy, przyznać im trzeba, mają wyborną zabawę z tworzenia tych wersów w atmosferze, jaką tworzą bity. Nie powiem, że robią sobie jaja, ale przecież nie można na to patrzeć poważnie. Koks, hajs, kluby i ciepłe cipy to ten styl. I nawet nie masz im za złe tych głupot, jakie wygadują, bo to ma swój fantastyczny urok. A jak jeszcze poparte to jest błyskotliwymi linijkami, takimi jak 'odleciałem za daleko #simon_amman' albo mówj ulubiony kawałek 'jestem w kosmosie # gagarin, lecę, bo komu w drogę temu aviomarin'. Takich tekstów jest tu sporo i może technicznie nie ma szału, ale całość poskładana jest naprawdę dobrze, a w dodatku chłopcy potrafią dobrze się bawić i wciągają również ciebie w tę grę.
    Nie sądziłem, że to mi wejdzie aż tak dobrze. Nie przepadam za tymi nowoczesnymi baunsami, ale to kurestwo jest idealne. Bawiłem się wyśmienicie, płyta leci na ripicie i zabawa trwa w najlepsze. Moja rodzina patrzy na mnie jak na jebniętego (żona zwłaszcza, bo syn przyzwyczajony), bo teksty nie są wybredne i że stary, a głupi. Co tam, hejters gonna hejt.

OCENA: 5\6 


poniedziałek, 2 listopada 2015

ŚLIWA & BANDURA - EL PASO

nielegal 2015

1. El Paso
2. Natural Born Killaz
3. Level’s
4. Przetrwam
5. Raz Się Żyję
6. Max Cady
7. Hoes Hunter
8. Bratnie Dusze
9. S.M. 2015
10. Zapach Kobiety

     Dwóch gości z Aspiratio Crew połączyło swoje siły, aby nagrać ten niezbyt długi materiał. Wiele się mówi o Aspiratio - niekoniecznie najlepiej w świetle beefu z SB Maffiją, wiele się mówiło o Śliwie i jego arcymocnej inspiracji Peją - ale to ewoluowało we własny styl, choć nadal w temacie.
    Nie do końca ogarniam produkcję na tym albumie - część bitów jest podpisana Lema, czy GZ, ale większość nie ma źródła, dlatego mogę się domyślać, że podkłady zawinęły się z różnych freeshare'ów - choć to nie ma aż takiego znaczenia. Wystarczy powiedzieć, że to jedna z tych nowoczesnych produkcji, pełna syntetycznych bangerów, mocno brzęczących basów i piszczących wstawek. Nie są to szałowe bity, ale w większości dają radę być słuchalne. Dobrze, że chociaż one.
    Śliwa wkurwił mnie już zanim włączyłem płytę - zobaczyłem, że na 'Level's' tytułuje się Śliwa aka Spigg Nice. Ja pierdolę, ten typ to chodząca kserokopiarka - jak nie styl Pei, to ksywkę od kolesia z Lost Boyz. Poza tym, jest przeciętny, choć i tak lepszy od Bandury, który ma wyjątkowo denerwującą manierę rymowania - niby agresywną, niby przyspiesza i moduluje, ale rwie flow, jakby się jąkał. Większość wersów zajmuje dość nijakie bragga, które zupełnie nie jest zajmujące i nie bije panczami po głowie. Pomimo przechwałek, zwrotki są słabe, a Bandura jest typem rappera, którego nie potrafię słuchać, bo wyzwala we mnie mordercze instynkty i agresję swoim chropowatym jąkaniem. Tragedia, czego kwintesencją jest numer 'Max Cady' - tylu wywrotek ile weszło w ten jeden trak, to nie znajdziemy w całej reszcie płyty. 
    Dawno nie słyszałem tak bardzo irytującego materiału. O ile bity przejdą, choćnie wzruszają, to rapperzy sieją pogrom. Jeszcze Śliwa daje sobie radę jako tako, to Bandurze już dziękujemy. Słabizna tak bardzo. I tego Spigg Nice nie umiem Śliwce darować, co to za pomysł?

OCENA: 2\6


niedziela, 1 listopada 2015

WUTKAZ EGZEKUTOR - CIĘŻKIE WEJŚCIE

Palmy 2015

1. Intro
2. Ciężkie wejście
3. Ten sam schemat   feat. KOKZ
4. Fanaberie miasta
5. Paragon  
6. Weź się ratuj    feat. IGUAN
7. Nie oszukasz mnie   feat. NAGASH, MAKRUS
8. Na szczyt   
9. Teraz to słyszysz   feat. NAGASH, MAKRUS
10. Bij na alarm
11. Bez większego wsparcia
12. Moc
13. Napad     feat. KOKZ
14. Jebać słabych MC
15. Outro
16. Andergranz

    Link do tego albumu znalazłem pod recenzją Podziemnego Frontu - że niby podobny styl. Na początku nie zakumałem, o co chodzi, ale krótki risercz pozwolił mi sobie przypomnieć, że Wutkaz to jeden z członków młodej gwardii Palmy Records, czyli spadkobierców 'niesławnego' Układu Warszawskiego. Zawsze zastanawiam się, czy recenzować te albumy, bo zawsze jest pod spodem gorąco, ale w sumie... Czemu nie? Przesłuchałem, nawet jeśli okładka odrzuca od razu. Ciekawe, że materiał można dostać nie tylko w sieci, ale również na kasetach i... winylu. Damn.
    To trzydzieści pięć minut bezkompromisowego undergroundu. Oszczędne podkłady z - przyznam - całkiem fajnymi samplami, ciężkie perkusje, to wyznacznik tych bitów. Nie wiem, kto jest tu producentem, bo nie jest to opisane, ale zapewne maczał w tym ręce Nagash, może ktoś jeszcze. Nie ma to i tak większego znaczenia. To brud chodników, zdrapywany energicznie woskiem, bo skreczy tu nie brak, nawet robionych paszczą przez Makrusa, od którego dawno nie słychać było tego skillu, z którego znany był w Warszawie te 15 lat temu. Na pewno znajdą się fani tego brzmienia: wiesz, klimat podziemie NY rok '93. Zresztą, obok iście 'Ciężkiego wejścia', który jest bardzo słaby, są tu również takie bangery, jak 'Weź się ratuj' - taki undergroundowy killer.
    Rapperzy z Palm mają to do siebie, że nie są wirtuozami stylu, o nie! Wutkaz ma wyjątkowo archaiczne flow, które mogę porównać do pierwszych nagrań Kool Moe Dee. Może dla kogoś to zaleta, ale prawilnie przypominam, że minęło już trzydzieści lat. Trzydzieści kurwa. Poza dość marnym stylem, Wutkaz ma do zaoferowania ciężki przekaz - raport z życia chłopaczyny, który biega z trefnym towcem po ulicach, włóczy się po osiedlu i... miażdży słabych MC. No cóż, trochę można by z tym p o d y s k u t o w a ć. Bo Wutkaz ani nie jest świetnym rapperem, ani nie ma żadnego konkretnego przekazu. Ok, te teksty może nie są złe i pewnie założenie jest takie, że 'bring back that ole school shit' - ale nie wiem, jak wielu ludzi jeszcze propsuje takie brzmienie. Zwłaszcza, ze również goście, może poza francuskim Iguanem, pozostawiają sporo do życzenia - może jeszcze Kokz poprawił styl od poprzednich albumów. 
    No dobra, spokojnie. Problemem tego albumu jest to, że jest niszowy. Jednak, jak sądzę, Palmistom to kompletnie nie przeszkadza - a wręcz przeciwnie, cały czas konsekwentnie toczą się obrana trasą, nie wynurzając łbów z okopów. Ciągle pod ziemią, ciągle w klimacie. No i dobrze, to swoista przeciwwaga dla cloudów i trapów. Nie ma tu szału - parę niezłych podkładów, stare patenty - w sumie wychodzi znośny, choć nieprzyswajalny przez wiele osób materiał.

OCENA: 3\6

PS: Zastanawialiście się, jak brzmiałoby Killarmy po polsku? Oni przecież też ignorowali flow, tylko lecieli, jak chcieli. Hm?