poniedziałek, 29 czerwca 2015

KIERU - KOMERCJA CZY UNDERGROUND

Stopro 2015

1. Nie zatrzymasz mnie
2. Wspólny numer
3. Biedny Szpaner
4. Ja taka nie jestem
5. Gdyby nie miłość
6. Ballada o Ex   feat. ALEKSANDRA PĘCZEK
7. Bez Barier
8. Z buta na chatę
9. Nie słuchaj idoli
10. Robię co chcę
11. Hate    feat. RENA
12. Wszystko skończy się

    Ciężko nazwać Kiera rapperem, bo jego postpunkowa spuścizna nie daje o sobie zapomnieć. Wytwórnia reklamuje tę płytę jako muzykę miejską i w sumie nie da się tego inaczej określić. Współpracował z kilkoma zespołami, które odcisnęły swoje piętno w polskiej muzyce, choć wcale nie hip hopowej. Teraz, pod skrzydłami Stopro Kieru wydaje album solowy, łączący wszystko, co kiedykolwiek Kieru tworzył.
    Muzyka nie jest prosta - ani to komercja, ani underground. Tyle, że ciężko określić to jako hip hop, choć z drugiej strony zdarza się, że ci rapperzy bardziej zorientowani na nowoczesność robią podobne kawałki. A Kieru robi tu wszystko sam. Składa bity, gra na strunach i klawiszach: mamy tu gitary, bałałajki i inne wariactwa. To czego sam nie ogarnia, czyli trąbka, wiolonczela, perkusja, czy akordeon, powierza innym ludziom. Skrecze na albumie popełnił DJ Hard Cut. Razem czyni to dość specyficzny konglomerat: nowoczesne perkusje odbijają się od gitarowych riffów i bałałajkowego plimkania. Jest oryginalnie, nowocześnie, ale czy mnie się to podoba, to inna kwestia...
    Kieru jest tak bardzo eklektyczny, że ciężko o etykietkę dla niego - wystaje on z szufladki hiphopowej, ale również z każdej innej. Kieru rymuje, choć nie nazwałbym tego rapowaniem. Jest tu trochę rapu, trochę śpiewania, trochę growlingu. Kieru gada głównie o życiu, o sprawach damsko-męskich, o powrotach z melanży... Nie powiem, że to jakieś wybitnie ciekawe gadki - szczerze mówiąc nic szczególnego. Nie ma tu czego zacytować, nie ma się z czego ponabijać - jest średnio, ale stabilnie. Są tu tylko dwa gościnne występy, wokalistki Oli Pęczek, a także nieco ugrzecznionej Reny, które, nie oszukujmy się, niewiele wnoszą. Kieru sam rymuje, śpiewa, warczy, zawodzi i tym podobne.
    Ok, płyta jest dość oryginalna, kiedy wsadzimy je do pojemnego worka pod tytułem hip hop. Czy naprawdę trzeba? Nic nie trzeba, to płyta eklektyczna, poskładana z różnych brzmień, nie stanowiąca monolitu. Dlatego... nie ma szans na rynku. To, że przeznaczona jest dla zbyt wielu odbiorców powoduje, że niewiele osób po nią sięgnie. Zresztą, czy rzeczywiście trzeba? Nie, nie trzeba.

OCENA: 3\6


niedziela, 28 czerwca 2015

VOSKOVY - SECOND HAND

Hustla 2015

1. Historia (Intro)
2. Nie zmieni się nic   feat. W.E.N.A.
3. Totolotek    feat. ROVER
4. Lecę wyżej   feat. VNM
5. Veni, vidi, vici    feat. PYSKATY
6. Zwroty    feat. RAKRACZEJ
7. Gubię nadzieję    feat. SARIUS
8. Moje być albo nie być    feat. PEJA
9. Nie wszystko    feat. HUCZUHUCZ
10. Talizman   feat. TE-TRIS, SOUND'N'GRACE
11. Serce, pasja i krew    feat. O.S.T.R.
12. Komunikat (Outro)       

     Woskowy duet powraca z kolejnym albumem producenckim. Tym razem jednak to koncept album - jest to o tyle trudne, że realizacja konceptu powierzona jest zmieniającym się rapperom. I tylko ta okładka, przypominająca odcinek My Little Pony...
    Producenci nieco lawirują, ale mają na tyle wyczucia, że nie przekraczają granic dobrego smaku. Bo na samym wstępie jest trak 'Nie zmieni się nic', który... jednak zmienia, bo jest bodaj najnowocześniejszy tutaj. Voskovy jednak nadal gustuje w wokalnych samplach, szumie winyla i ciepłym, czasem soulowym, czasem funkowym klimacie. Na tych winylowych samplach często leżą elektroniczne brzmienia, jednak wplecione z uwagą i smakiem, dzięki czemu tylko ubarwiają podkłady, a nie dominują. Tego klasycznego sznytu dodaje jeszcze DJ Flip ze swoimi skreczami - razem daje to bardzo ciepłą atmosferę, bujającą głową. I jeśli chodzi o o muzykę - jest naprawdę przyjemnie.
    Poprzez historię młodego rappera w żółtej bluzie prowadzi nas Waldek Kasta, będący narratorem tej opowieści. Owa bluza przybiera charakter amuletu, czy wręcz artefaktu i temat przewija się w każdym traku. Każdy emce prowadzi monolog, który poprzedzony jest słowami Kasty, dzięki czemu brzmi to bardzo spójnie. Nie wiem, jak to zrobili, ale od początku do końca to jest jedna historia, a kolejny wykonawca nawiązuje czasem do poprzednich wydarzeń. To wzloty i upadki rappera, jego emocje, upojna radość przy okazji sukcesu oraz smutek i gorycz porażki. Jak radzą sobie rapperzy? Owszem, niczego sobie. W zasadzie wszyscy trzymają dość dobry poziom, może z kilkoma niewielkimi ale: Peja pasuje tu jak pięść do nosa. Mało ciekawie weszli Hucz i Pyskaty, choć pamiętajmy, że nie ma tu słabych wersów - te najgorsze są zaledwie dobre. Najlepsze wejścia, moim skromnym zdaniem zaliczyli VNM, Sarius. Dobrym pomysłem było zatrudnienie gospelowego Sound'n'Grace - kawałek Tetrisa nabrał dzięki nim rumieńców. Reszta po prostu jest, ogarnia dość dobrze, ale bez fajerwerków.
    Voskovym udało się upichcić całkiem niezłe danie, choć nie ma tu nic, co mogłoby wyróżnić album spomiędzy dziesiątek innych - sam koncept nie pomaga, choć ramy, w jakie włożono materiał są dość interesujące. Nie wszyscy rapperzy dźwigają temat z równym zaangażowaniem, dlatego sinusoida zaciekawienia czasem siada. Nie każdy z zaproszonych gości pasuje do muzyki - trudno. Tak, czy siak, płyta całkiem przyjemna.

OCENA: 4+\6  


sobota, 27 czerwca 2015

KACPER - TABULA RASA

Ganja Mafia 2015

INTRO
1. Tabula Rasa
2. Wilk    feat. SŁOŃ, JONGMEN
3. Kiedy przyjdzie ten dzień
4. Biografia
5. Mogę być sam jeden    feat. PALUCH
6. Dead hater
7. Na własnej skórze    feat. NIE DLA WSZYSTKICH
8. Pięciolinia    feat. ANGELIKA ANOZIE
9. Pierdolony hit
10. Jeśli boisz się
11. Szkoda łez na Ziemii
12. Belweder
13. Big Black Dick
14. Czarny kot
15. Nie wkurwiaj mnie    feat. BEZCZEL, DAWIDZIOR, FONOS
16. Ślepcy
17. Sen Samobójcy
18. BONUS TRACK : David Kupler feat Kacper - Zakopać Judasza
19. Pierdolony hit (Gibbs REMIX)
OUTRO

    Kacper jest jednym z ciekawszych uliczników - ma charakterystyczne flow i nieco inaczej patrzy na świat. Tym razem jednak sam spojrzał na rapgrę inaczej, niż nas przyzwyczaił. Trzeci album solowy Kacpra to 'niezapisana karta' - nowy rozdział w karierze rappera. Jak to wyszło?
    PSR dostąpił zaszczytu produkcji całego albumu - nie powiem, żeby to był specjalnie utalentowany producent, ale... dał sobie tu radę. Balansuje nieco pomiędzy syntetycznymi, njuskulowymi bitami, nieco w typie dyskoteki z czasów euro dance ('Mogę być sam jeden'), a obdarzonymi ciepłym feelingiem trakami, takimi jak 'Biografia', gdzie fajny, reggowy wajb podsycany jest solówkami na klawiszach i gitarach. Takich rzeczy jak wspomniana 'Biografia' są w znacznej mniejszości - prawie cały materiał to elektroniczna muza, czasem ocierająca się o europejski kicz z lat '80 i '90, czasem mająca sporo tego blingowego blichtru. PSR stara się tworzyć przestrzenne, ciekawe podkłady i mimo natłoku syntetyków, brzmi to całkiem nieźle, choć nie jestem przyzwyczajony, aby słuchać Kacpra na tego typu bitach. A remiksy w końcówce, które zrobił Gibbs nieŹle wpasowują się w całość brzmienia, choć są nieco może bardziej agresywne - o ile to właściwe słowo.
    Kacper jest charakterystyczny, owszem. Ten lekko zgaszony wokal, nieco knajacka maniera... Na tym albumie jednak Kacper postarał się wejść na wyższy poziom - o ile na poprzednich albumach co najwyżej próbował ragga, to tutaj udaje mu się nawet pośpiewać w refrenach - i przyznam, że tragedii nie ma. Nawet teksty, zazwyczaj bardzo proste w klimacie ławki pod blokiem, zaczynają być nieco bardziej skomplikowane, choć wejścia typu 'nie mogę się cofnąć w tył' czy 'otwarłem oczy' nie ukazują rappera jako wybitnego znawcy języka, którym operuje. W każdym razie Kacper poprawił flow, poprawił wokal - nie jest źle. Tematy nadal są dośĆ oklepane i popularne, ale podejście Kacpra do nich nie jest takie oczywiste - i to jest i zawsze był jego spory plus. Do tego są tu goście, których w sumie mogłoby wcale nie być: Paluch prezentuje to, co zwykle, Nie Dla Wszystkich ma nazwę wybitnie adekwatną - na pewno nie jest to rap dla wszystkich, dla mnie na pewno nie.
    To nawet niezła płyta - na pewno różna od poprzednich i znacznie bardziej dojrzała. Ale czy ja oczekiwałem od Kacpra dojrzałej płyty, czy raczej jego prostych, acz przekonujących rymów, to nie umiem się teraz zdecydować. Dość, że rapper zapisuje swój zeszyt od nowa, ma przed sobą tabula rasa i staje się kimś innym. Taki Kacper od nowa. Dla mnie ok. Tylko albo aż.

OCENA: 4-\6 


piątek, 26 czerwca 2015

ZBUKU & CHADA & BEZCZEL - KONTRABANDA: BRAT BRATU BRATEM

Step 2015

1. Intro 
2. Kontrabanda 
3. Do upadłego 
4. Wszystko dobrze 
5. Wiem 
6. Zawsze ponad maximum feat. POPEK, MATIFAH 
7. Więź uzależnień 
8. Lęki 
9. Zastanawiam się nad sobą 
10. Pewniacy 
11. Brat Bratu Bratem
12. To nie nasz klimat   feat. KAEN 
13. Osiedlowy poligon 
14. Zejdź mi z drogi    feat. SITEK 
15. Outro  

    Kumple nagrywają płytę razem - zrozumiałe. Tytuł i okładka może nie są najlepsze, ale to nie o to tu chodzi. Co mnie najbardziej zaniepokoiło, to skład ekipy. Zbuku - młody gniewny, który mnie do siebie nie zdążył przekonać i to nieco taki przerost formy nad treścią. Chada, który ma na koncie niezłe rzeczy, tak samo jak gnioty, przy czym technicznie leży. No i Bezczel, z płyty na płytę gorszy. Czy połączenie trzech wątpliwej jakości rapperów i elektronicznej muzyki będzie dla mnie wystarczająco zjadliwe, aby dobrnąć do końca albumu? Tego się obawiałem, ale do odważnych świat należy.
    Muzyka nie jest aż tak bardzo posunięta w stronę syntetyków, jak myślałem, ale też nie jest jakimś wyjątkowym osiągnięciem. Owszem, jest różnorodnie, ale nie zawsze to, co słyszałem, trafia w mój gust. Wyjątkowo z nim się mija David Gutjar, którego 'Wszystko dobrze' jest przekombinowanym popowym trakiem, a 'Brat bratu...' jest tandetnym, radosnym na siłę kawałkiem. Po prostu nie. Z drugiej strony Świerzba wysmażył całkiem przyjemną 'Kontrabandę, TastyBeats sprawił 'Pewniaków' na bardzo mistrzowskim samplu gitarki, podszytym nieco hałaśliwym backgriundem, a Nitro naprawdę fajny 'Więź uzależnień' z wkręcającą pętlą fletu. Reszta jest mocno nijaka: RX, PSR, Poszwixxx nie wysilili się zbytnio. Tak nam się ta muza toczy: mocne bębny, najczęściej smętne melodyjki, czasem trafi się coś bardziej energicznego i bujającego głowę - ale to doprawdy 3-4 kawałki. Producentów wspierają na wosku DJ Flip i DJ Perc.
    Trzech rapperów - trzy historie - trzy style. Zbuku ze swoim lekko zachrypniętym wokalem nudzi i nie wnosi tu nic nowego ('moje serce jest zimne jak morze Berlinga zimą' - co za elokwencja, kierwa). Chada to sinusoida: czasem trafi w punkt, czasem rymuje oczywistą oczywistość, a czasem palnie jakiegoś babola - pomijam archaiczne flow, bo to jest niejako wpisane w jego image. Bezczel wreszcie jest tu najlepszy z trójcy, potrafi zaskoczyć ciekawszym wersem ('mój styl jest tak tłusty, że mów mi czwartek'), ma najlepszą technikę i chyba najlepiej radzi sobie na majku. O czym jest ta płyta? Cóż, prawliność dla gry, jesteśmy zajebiści i klepiemy się po pośladkach z czułością, a także tyle koksu, że ja pierdolę. Tak w skrócie i ironicznie, ale mniej więcej łapiecie temat, c'nie? Najgorszym trakiem tu jest 'Brat bratu bratem' - tak infantylnego lizania dupy dawno nie słyszałem. Ok, chłopaki się lubią, wspominają wakacje w Chorwacji itp, ale nie jest to ubrane nazbyt atrakcyjnie... Te dobre kawałki? Cóż... Nie wiem. Goście... Cóż. Kaen zjada tu wszystkich techniką i emocjami - plus dla niego. Popek nie jest tu albańskim prześmiewcą, tylko leci z ulicznym bragga.
    Do końca albumu dobrnąłem - nie mogę powiedzieć, że to zła płyta. Nie jest też dobra, bo najlepsze kawałki są zaledwie "w miarę", a najgorsze są... najgorsze :P Muza jest przeciętna ( w większości), rapperzy przeciętni (w większości linijek), goście przeciętni... Nie ma tu na czym zawiesić ucha. Trochę drętwo.

OCENA: 3\6


czwartek, 25 czerwca 2015

VNM - KLAUD N9JN

Prosto 2015

1. Dziewiąta chmura
2. Skalpel
3. Druga
4. HopeUKnow
5. REM
6. Izolacja
7. Kent stej
8. Zmora
9. Chcę to widzieć
10. Barman
11. Zagłusz mnie
12. Najtaut
13. Mirror ErroR
14. Fan 3 (Bonus Track)
15. Linie (Bonus Track)

    Czwarty legal VNM-a to znowu wydarzenie, ale może nie wywołujące takich spazmów, jak poprzednie albumy. Dla mnie V ma niewykorzystany potencjał przez swoją ciężkostrawną elektroniczną muzykę. Zawsze ku niej dążył, jednak na albumach 834 to miało siłę i pierdolnięcie - teraz tego nie ma. A tym razem, żeby było ciekawiej, to koncept album, oparty na sennych marach - a w klimat wprowadza nas okładka i jej wnętrze, z którego nie wynika nic.
    To tylko 13 traków plus dwa bonusy, a producentów aż ośmiu: Du:it, SoDrumatic, Deemz, B.Melo, DrySkull, Czarny, Sherlock, 7inch. To jest taki zestaw, który wywołuje we mnie pewne żachnięcie, bo wiem, że będzie to na wskroś nowoczesna jazda - i taka jest, na szczęście nie ma tu tych rozlazłych, rozmymłanych bitów, które ciągną się bez końca i bez perkusji... Co więcej, znalazłem tu kilka bitów, które są naprawdę niezłe i dałem się im wkręcić. To przede wszystkim 'REM' i 'Izolacja' od B. Melo - chyba najfajnieszy moment albumu. Inne światlejsze momenty to SoDrumatic w 'Zmorze' i Sherlock z 'Zagłusz mnie'. Ale przyznam, że muzyka, zupełnie wyjątkowo, ewoluowała w tą bardziej znośną, dlatego tym razem byłem w stanie powtórzyć ten album wielokrotnie, bez znudzenia i zniecierpliwienia.
    Nawet jeśli podkłady mnie nie zawsze przekonują, to na tym albumie V mnie przekonuje i ja to biorę. Może nie w 100%, bo te refreny a la Mrozu, czy jak wolą niektórzy, Drake mode, tchną tandetą i są co najmniej niepotrzebne. Ale najlepsze dzieje się tu pomiędzy refrenami, gdzie Venomdaje nam wniknąć do swojej głowy i opowiada nie tylko o snach, ale są tu też pewne kalki rzeczywistości - bardzo osobiste historie, pokazane jednak z bardzo mało oczywistej perspektywy: 'Izolacja', czyli rodzice opowiadają o synu rapperze, 'Zmora' - narzekanie dawnej nauczycielki na VNMa, HopeUKnow', wyznanie dla przyjaciela, któremu nigdy nie powie tego w twarz, spowiedź barmana w 'Barmanie'... Teksty są naładowane emocjami, wyznaniami, których nie wypada czasem mówić na głos - są jednak opowiedziane z perspektywy osoby trzeciej, więc VNM zachowuje dystans. Gości brak - poza wokalistkami, które dodają tylko klimatu - to płyta osobista, wyjęta prosto z głowy Tomka.
    Przyznam, że jest to według mnie najlepszy krążek w dyskografii V. Może dlatego, że jest to tak osobista płyta, może dlatego, że przemyślenia i emocje podane są tak bardzo nieszablonowo... A po trochu dlatego, że muzyka jest tu wyjątkowo strawna, jak na njuskule. Kurcze, w życiu nie myślałem, że będę katował VNMa...

OCENA: 5-\6


środa, 24 czerwca 2015

TRZECI WYMIAR - ODMIENNY STAN ŚWIADOMOŚCI

Labirynt 2015

1. Intro
2. Odmienny stan świadomości
3. Kurwidół
4. Zdejmij to!
5. Uważaj czego sobie życzysz!
6. Paranoje
7. Zabiłem grubasa
8. Psychiatryk
9. Kwas
10. Mentalność
11. Murmurando
12. Oddalamy się
13. Zbyt szybko    feat. KAMIL BEDNAREK
14. Zamach na klub
15. Patrz przed siebie
16. Rap pokolenie

    Każdy materiał, wychodzący spod rąk 3W wywołuje dreszcze wśród słuchaczy, nie tylko fanów. Wiadomo, że Szad, Pork i Nullo dostarczą materiał o dobrej jakości. Kiedy bierzemy ich piąty album do ręki, od razu zwraca uwagę sposób wydania - pudełkorozkłada się niczym transformers, ale... ni chuja nie mogę tego poskładać tak, jak było... No dobra, chociaż wygląda nieźle.
    DJ Creon, który zrobił tu całość podkładów, znany jest ze swoich podkładów - to znaczy łatwo rozpoznać, że to jego bity. Mają one bowiem pierdolnięcie, bardzo ciężkie perkusje podbite są niskim basem. Na nich nawinięte są sample, które tylko zaciskają obręcz na skroniach. Wszystko jest ciężkie, miażdży i niszczy. Całości dopełniają wściekłe skrecze DJ Slime i wszystko razem tworzy te hardkorowe, bądź co bądź, podkłady, które doskonale się tu sprawdzają. Jest to zawiesisty klimat, acz tempo w ogóle nie maleje. I nawet jeśli wydaje się, że sampel jest weselszy, to Creon robi przy tym wszystko, abyś się nie uśmiechał, tylko kiwał głową. Trafiają się również kawałki, jak 'Uważaj czego...', które gniotą gitarowymi riffami i są swego rodzaju bangerami, które spokojnie mogliby puszczać w klubie na Bronxie. Creon czerpie z tak wielu stron, że podkłady są kompleksowe i złożone: weź np. 'Oddalamy się' łączą się hardkorowe brzmienia, orientalne sample i dubstepowe brzęczenia. O ile rapperzy składają kolejne warstwy rymów, Creon robi to samo - tyle, że dźwiękami.  
    Cała trójca rapperów ma niekwestionowane skillsy. Możesz ich nie lubić (jest kto taki?), ale nie możesz powiedzieć, że są słabi. Te podwójne, popiątne i podziesiętne rymy może nie zawsze mają sens w stu procentach, ale za to zapierają dech w piersiach i musisz słuchać uważnie, aby nie zgubić wątku. Czy to emce jebią i mieszają z błotem polską scenę h-h, czy to mówią o życiu, czy snuja wizje prosto z psychiatryka. Zastanawia mnie tylko to, że w jaki sposób w nawale rymów udaje im się zapanować nad tymi wszystkimi słowami i nie pierdolnąć jakiejś totalnej bzdury? Oni po prostu lecą, a nawet jeśli coś wydaje się niejasne, to niekoniecznie się nad tym zastanawiasz - pozostajesz zdziwiony tą kaskadą rymów. Jedynym gościem jest tu Kamil Bednarek - chwyt komercyjny? Cóż, oni chyba tego nie potrzebują, zresztą nie epatują nigdzie tego featuringu. A Kamil? Przyjemnie i dotrzymuje kroku.
    Nie da się ukryć, że nie ma tu nic nowego ani odkrywczego, 3W zrobili po prostu  kolejną płytę w swoim stylu. A skoro to się podoba (czyt. sprzedaje), to po co zmieniać formułę? I tak jest dobrze, nawet jeśli nie ma tu nic wyjątkowego. 3W są wyjątkowi bez szukania nowych formuł. Nie trzeba doszukiwać się zbędnych urozmaiceń, trzeba chłonąć.

OCENA: 5-\6


wtorek, 23 czerwca 2015

B.R.O. - NEXT LEVEL 2

Urban 2015

1. Pamiętam 
2. Perpetuum Mobile
3. Jutro
4. Karma  feat. BEZCZEL
5. Demony
6. Co Jest Ważne 
7. Niepamięć
8. Infinitvm 
9. Chyba Mnie Znasz   feat. MONIKA KAZYAKA
10. Winda   feat. KHOMATOR
11. Carpe Diem   feat. GRIZZLEE
12. Studio   feat. KEDDI
13. Taylor Swift 
14. Pod Prąd
15. Efekt Domina
16. Po Co Mi Ona?

    Kuba to specyficzny zawodnik w tej grze. Skillsów odmówić mi się nie da, siły też nie, w zdobyciu dużego respektu nie pomaga mu wygląd szóstoklasisty z browarkami w rękach. Cóż, nie należy osądzać po wyglądzie, c'nie? To już drugi legal, poziom wyżej i choć przyznam, że ani 'High School', ani mikstejpy mnie nie oszołomiły - były średnie, to z zainteresowaniem sięgam po drugi album B.R.O.
    Podkłady czynione przez B.R.O. są bardzo nierówne. Czasem popadają w melancholię i ciągną się nieznośnie, czasem autor kombinuje, dodając różne dźwięki, nie zawsze pasujące, co daje dość dziwaczny rezultat (np. 'Jutro'). W gruncie rzeczy to mocno nowoczesny rap - ale nie jest to jeden z tych nowych gatunków, to tylko zwyczajne nowe brzmienie. No wiecie, popieprzona perkusja, syntetyczne melodyjki, romantyczne klimaciki... Czasami, obok tej całej elektroniki, trafiają się grane na żywo pianina, gitary i skrzypce. Przypomina mi to, dlaczego nie jestem fanem B.R.O - zwyczajnie ta muzyka mnie nie wzrusza, bo jest nieco rozwodniona i płaska. Ale, żeby być uczciwym, przyznam, że bit do 'Perpetuum mobile' to sztos i naprawdę brzmi świetnie. Jednak takich naprawdę dobrych podkładów jest tu dosłownie parę (jeszcze 'Winda', może 'Infinitv'Studio' m') - większość jest nudnawa.  
    No cóż, BRO jest znacznie lepszym rapperem, niż producentem, bo o ile te bity są zwyczajnie nudne, to i flow i technika Kuby są mocno zadowalające. Chłopak umie poskładać te słowa w linijki, które płyną przez bity. Co więcej, wpada tu trochę świetnych wersów, takich jak 'brudny smog sprawia, że mam czarny język #suahili', jest dużo niezłej gadki na różne tematy: Kuba mówi trochę o sobie i swoich przemyśleniach, nieco o kobietach, imprezach, ale i tak najlepiej wypada w ostrych, braggowych trakach, jak 'Winda', świetny 'Efekt domina', czy najlepszy na albumie 'Perpetuum mobile'. Takie traki są jednak w mniejszości, bo większość materiału zajmują rozkminki na tych nieciekawych podkładach, bądź wręcz imprezowe letniaki, z których 'Taylor Swift' może i brzmi nieźle, ale reszta przeciętnie. Z gości warto wyróżnić na pewno czeskiego Khomatora, nieźle, choć bez wystrzałów ogarnął Bezczel.
    No i znowu to samo: przeciętne podkłady, na których te, niezłe skądinąd, nawijki wypadają średnio, zajmują większość materiału. Przebłyski geniuszu, których tu nie brak, są zbyt rzadkie i tylko uzmysławiają, że ten chłopak potrafi wiele. Ciekawym, jakby brzmiała ta płyta na bitach na przykład od takiego Carsona. Albo Sir Michu. Hę?

OCENA: 4-\6


poniedziałek, 22 czerwca 2015

ODGŁOSY MIASTA - DA SIĘ

Pro 2015

1. Da się!
2. O to w życiu chodzi   feat. PUSZKIN, MARECZEK SPW
3. Gdybym był prezydentem   feat. BRZYZIO PMD
4. Każdy chciałby tu...
5. Chwila refleksji   feat. EVELA
6. Na koncercie    feat. WSCHODNIA STRONA
7. System
8. Maybach
9. Miasto   feat. BOXEUR DRE, JOJO BRW
10. Po 10 latach
11. Znam to uczucie feat. HZOP, JARO BRW, MERKA BRW
12. Nie jeden
13. Doba jest za krótka   feat. STOKU PMD
14. Nie chcę już
15. Bliżej słońca    feat. SINSEN
16. Szukam tego miejsca   feat. EVELA
17. Szkoda czasu
18. Dziękuję Bogu   feat. JARO BRW
19. Reprezentuję Lubin   feat. TRIBLANT, SRG, MARECZEK SPW, PASTERZ CELIBAT
20. Na do widzenia   feat. WOLA

     Arson i Lukas składali ten album przez trzy lata i wreszcie wyszedł on w wytwórni PRO - ostatnio zaczął się boom na lubelski hip hop - tu jakaś składanka, tu coraz więcej płyt: Zarys Zdarzeń, czy Odgłosy Miasta... Co ciekawe, większość lubelskich rzeczy to rap uliczny - czy to dobrze, czy źle, to już kwestia gustu...
     Przez ten cały czas produkcji albumu chłopcy zgromadzili całe zastępy producentów, którzy wypełnili album swoimi podkładami. Kogo tu nie ma! WDK, Dos, Suicide Studios, Wowo, 2Deep, Underrated, Starshine, Javeure, Kozup, Drei, Oscar Mike, DJ Ozz, Epistra, Czaha, Expired Silence, Kubica... W sumie, co kawałek, to kto inny, ledwie dwaj bitmejkerzy się powtarzają. Czy można tu więc mówić o spójności? Rapperzy zapowiadali, że każdy tu znajdzie coś dla siebie, ale jak mówi stare porzekadło, że jak coś jest dla wszystkich, to... No ale umówmy się, że nie ma tu zbyt wielu odchyłów od pionu. Całość, pomimo tak dużego zróżnicowania, wypada dość podobnie: to dość przewidywalny hip hop, dość klasyczny, rodem z Nowego Jorku, częściej ciężki i dudniący, czasem nieco lżejszy. Do takich milszych i wyróniających się momentów należy na pewno 'Chwila refleksji' do 2Deep - ten jazzujący sampel na ciągnącym się basie wpada naprawdę w uszy. Podobnie, bardzo pozytywnie i cieplutko prezentuje się DJ Ozz ze swoim nieco regującym 'Bliżej słońca'. Poza tym 'Gdybym był prezydentem' od Suicide Studios - mocny i ciężki, osiadający na mózgu. Zresztą, oba bity Suicide Studios są w porządku, tak samo jak Starshine i jego 'Miasto'.  
    Lukas to ten wyższy wokal, Arson obdarzony jest niskim głosem, ale obaj jadą dość równo: bez wzlotów, ale i bez większych wpadek. Ot, rap w tematach oklepanych bezlitośnie. Wiecie, trzeba dążyć do marzeń, życie - takie trudne, ale będzie dobrze dzieciak, ale hajs z nieba nie spada. I tak dalej. Znajduje się też sporo lokalnych hymnów (Na koncercie, Reprezentuję Lublin) i opowiadań o swojej dzielnicy i mieście. Do tego trochę czasu zajęły rozkminki na temat życia na emigracji, z której obaj rapperzy finalnie wrócili - choć nie wiadomo, czy na stałe... Na spory plus zaliczam sprawne storytellingi w 'Maybachu' i 'Nie jednym' - choć tutaj Arson nieco przypomina Sokoła - niemniej jednak sprawa nawinięta na uszy jest całkiem porządna. Gorzej jest z gośćmi, których jest tu również dość sporo, a ksywki normalnemu zjadaczowi rapu niewiele powiedzą: z legala trafił tu tylko HZOP, który prezentuje jak zwykle poziom byle jaki. Jednak pośród zalewu tych ksywek z ABW, USA, HGW, ITP, trafiają się ciekawsze persony. Pierwszy to francuski białas, Boxeur Dre, natomiast wraz z nim Jojo sprawił, że 'Znam to uczucie to całkiem fajny numer. Oryginalnie wypadł Wola, który ma niezwykle specyficzny wokal, ale potrafi to wykorzystać. Bardzo dobrym posunięciem jest udział wokalistek, które wprowadzają w refreny sporo świeżości.
    No cóż. Spodziewałem się ulicznej sieki, ale... nie jest tak źle. Jeśli chodzi o rap, to zdecydowanie Arson > Lukas, goście dołują zupełnie. Muzyka? Parę naprawdę przyjemnych bitów, sporo banałów - ogólnie byłoby naprawdę spoko, gdyby całość trwała 45 minut, a nie 75. Jednak Odgłosy Miasta dają radę. Da się? Da się.

OCENA: 3+\6


niedziela, 21 czerwca 2015

GANG ALBANII - KRÓLOWIE ŻYCIA

Step 2015

1. Królowie życia
2. Kokainowy baron
3. Dla prawdziwych dam
4. Klub Go Go
5. Napad na bank
6. Narkotykowy odlot
7. Wyjazd do Sopotu
8. Muzyka
9. Albański raj
10. Wyprawa do kasyna
11. Blachary
12. Marihuana
13. Jedziemy do Dubaju

    No dobra, wreszcie biorę się za ten album. Gównażeria skacze do tego na dyskotekach w podstawówce, gimbaza cytuje głębokie teksty w pracach z polskiego, lud kupuje na potęgę i 'Królowie Życia' są już platynowe. Ja próbowałem udawać, że tego albumu nie ma, ale się nie da. Oto album, który wywołuje ból dupska u każdego truskula i yntelygenta.
    Robert M jest jebnięty - nie wiem, na ile to jest poza i wystudiowany image, na ile on rzeczywiście jest odrealniony. Nie istotne, najważniejsze jest to, że idealnie pasuje do tej ekipy zjebów. Oczekiwać można było elektronicznych bitów i takie właśnie tu otrzymujemy. Trapy i grajmy z domieszką disco spod znaku euro dance leci przez całe 40 minut. I z czystym sercem mogę powiedzieć, że to najciekawsza część tej płyty, bo choć te wszystkie njuskule są mi obce, to muza tutaj nie jest bardzo słaba. Wszystko jest na ostro jak kebab, zawodzi elektronicznymi zawijasami... Ok - szału nie ma, ale daje radę.
      Obu rapperów (sic!) robi co może, aby stracić resztki szacunku. Borixon wspina się na szczyty dna (przewrotnie, c'nie?), rymując niczym połączenie Franka Kimono z Top One (klasyka disco polo - to dla tych młodszych czytelników). Ja rozumiem konwencję, rozumiem bekę i zabawę stylistyką, ale, nie oszukujmy się, to nie powinno mieć prawa bytu. Ale ma i to platynowe. W czym tkwi fenomen? Przecież nie w linijkach takich jak 'prawdziwa dama to twoja mama, szanuj ją dzieciak do końca świata', czy 'Gang z Albanii napierdala \ Ram pam pam pam, ram pam pam pam \ Robimy rap, pop, drum n' bass \ Dubstep, grime, blues i jazz \ My robimy resztę, la la la lee la la la la...'. Najgorsze są momenty, kiedy Popek próbuje naśladować albański język - brzmi jak cygańska pizda bez zębów. Spójrzmy prawdzie w oczy: pod każdym względem (a cały czas pamiętam, że to beka!) ta płyta to liryczna chujnia, bo to nie tylko nie jest dobre, to również nie jest śmieszne, ani fajne. Ja osobiście, pomimo dość dużego zasobu słownictwa, znam jedno słowo, jakie określa ten krążek: CHUJOWY.
    Podsumować? A co tu sumować? Platynowa płyta, która nie zasługuje nawet na kawałek blachy z puszki po ananasach. Rapperzy pierdolą bzdety rodem z remizy, pozując na klubersów w gumofilcach. To jest złe, słabe i nie powinno ujrzeć światła dziennego na legalu. A tak w ogóle... Czego oni kurwa chcą od Albanii?

OCENA: 2+\6


sobota, 20 czerwca 2015

BCH - EFEKTY DEFEKTÓW

Corny Luft 2015

1. Intro
2. Ostatnia Szansa
3. Przełom
4. Powiedz Szczerze
5. Głód Emocji   feat. MAIN FLOW
6. Efekty defektów
7. Jedna Vs Milion Prawd
8. Sens    feat. BLEIZ
9. Ciarki
10. Oczyszczenie 
11. Bakterie    feat. DZIDU
12. Happy End

    Bent i Chmurok to duet, tworzący skład BCH. O ile Chmurok pojawia się często na czyichś albumach ze swoimi produkcjami, to Bent robi to sporo rzadziej - zarówno jako producent, jak i raper. Od ponad dziesięciu lat łączą siły w duecie rapper - producent i nagrali już chyba ósmy wspólny album.    
    Chmurok robi ciekawe podkłady. To niby rap nowoczesny, ale dość daleki od trapu i cloudów. Są za to bogate aranżacje, gęsty, ciągnący się i wibrujący bas, trochę sampli i sporo elektronicznych wtrętów. To taki trochę przyszłościowy funk, bo tego wajbu, będącego spuścizną po Parliaments i Funkadelics, słychać tu sporo. Bity bujają, są cieplutkie jak bułeczki, aż chce się wziąć dobrego dziaba. Zwłaszcza, kiedy kawałki tnie DJ Ben - szkoda, że tak rzadko. Natomiast większość traków jest zwyczajnie smaczna, może poza 'Głodem emocji', bo ten bit akurat wydaje mi się nieco płaski i wyprany z tytułowych. Ale nie zmienia to faktu, że Chmurok zrobił doskonałą robotę i słucha się albumu z dużą przyjemnością.  
        Bent je blank nieszpotlawy raper, nie rymuja co prawda gwarą, ale brzmi bardzo fajnie. Trochę kojarzy mi się z Miuoshem z jego najlepszych lat, ale o ile Mioush poszedł w stronę tragikomicznych cloudów, to Bent zachowuje styl i flow, który brzmi zwyczajnie dobrze na tych bitach. Do tego jego teksty są również bardzo dobre, mnie szczególnie spodobał się wers: 'serce mam wielkie, brzmię jak Nowy Jork, wyjdź na ulicę, ty i twój nowy york' - a tego jest więcej. Bent ma wyczucie i jego ksywka doskonale go obrazuje: talent. Ja wiem, że jeszcze parę innych znaczeń, ale trzymajmy się akurat wybranego przeze mnie, dla dobra ogółu :) Jak dla mnie, największe killery to 'Bakterie' (ciary na plecach!!!) i 'Przełom', ale w sumie nie ma tu słabego kawałka. Znajduje się tu trzech gości: Dzidu zbędny, Main Flow rozczarował, bo choć propsy za ściągnięcie tego świetnego rappera, to wygląda na to, że odjebał wersy dla świętego spokoju. No i jest Bleiz, trochę niewykorzystany.
    Oj, nie spodziewałem się tak dobrego materiału, może dlatego, że z poprzednich produktów duetu słyszałem tylko pojedyncze traki. A tu mamy brzmiący bardzo pewnie i spójnie album, z bardzo dobrą muzyką i bardzo dobrym rapperem. Spokojnie mogę polecić.

OCENA: 5-\6 


piątek, 19 czerwca 2015

PIERWSZA LINIA - MIXTAPE

nielegal 2015

1. Prolog
2. To ja ten MC
3. Zrywamy kajdany
4. Lot dookoła
5. Duma i pamięć
6. Sypią się iskry
7. Front czyli konkret
8. Nie wbijaj gwoździ
9. Upadli
10. Gnieciemy przekazem
11. Ciche wzgórze
12. Zachód stolicy
13. Robię to często
14. Na szczyt
15. Czil
16. Ciao bella
17. To dopiero początek

    Po pierwsze, to jeden z tych albumów z polecenia, o których nie miałbym zielonego pojęcia, gdyby nie link w komentarzach. Po drugie, z tego co się zorientowałem, to są kolesie z warszawskiego Bemowa: Łuki, Gary i BRM. Jedynym znanym czynnikiem jest producent, Dobrosz.
    Ów Dobrosz współpracował jakiś czas z Palmy Is Da Army i bitboksował, tu jednak nie ma nikogo z Palm, a sam Dobrosz odpowiada za całość produkcji, wspomaga go tylko na adapterach DJ Chopin. Mamy tu więc podziemne granie, nieco zainspirowane obrzeżami Wu Tang, zmieszanymi z nieco elektronicznymi kawałkami. Cienkie perkusje, na których nawinięte są bądź sample, bądź nieco syntetyczne brzmienia, generowane z komputera ('Lot dookoła', czy 'Sypią się skry'). Nie są to dobre podkłady, powiedziałbym raczej, że są ubogie w aranżacje, brzmią płasko i bez życia. Denerwują tanie keyboardowe melodyjki, rachityczne pobrzdąkiwania, rachityczne bangery. Całkiem nieźle brzmi np. 'Front czyli konkret', ale to niewielki procent. Ale te bity i tak są tu najlepszą rzeczą.  
    Rapperzy.... o mamo. Tak naprawdę nie wiem, co na ten temat napisać, aby było w miarę wyważone... Chyba powiem tak delikatnie: bardziej chujowych MC dawno nie słyszałem! Technika kuleje, co chwila któryś przeciąga, zatrzymuje się, aby wyrównać flow z bitem, zbyt często rapperzyny się potykają i wręcz wywalają na pysk. Rymy tego typu dadzą radę napisać średnio zdolni uczniowie klasy piątej, MC próbują grać prawdziwych dla gry i prawilnych typu 'razem z Dobroszem wydymamy was bez mydła'. Albo 'aż pęka mi chodnik, leszczy sukces boli', czy 'słyszę rapy chuja warte, tandetne mordy marne'. Szkoda czasu i miejsca, nie byłem w stanie przesłuchać tego gówna bez skipowania.
    Niebezpieczeństwem sprawdzania nieznanych rzeczy z podziemia jest to, że można naciąć się na syfilis w głośniku. Przyznam, że sprawdzając tyle podziemia, naprawdę dawno nie słyszałem czegoś AŻ TAK słabego. Wstydziłbym się puszczać to w eter... To jest asłuchalne, beznadziejne gówno. Nigdy więcej.

OCENA: 0\6 


czwartek, 18 czerwca 2015

LENZY - INFINITY EP

Aptaun 2015

1. Together we will live forever
2. Sex
3. Love
4. Hate
5. Skit
6. Forever...?

    Lenzy to już firma na naszej scenie. Wszak produkował dla takich osób, jak Bisz, Pyskaty, Miuosh, czy Solar & Białas. Lenzy to fan nowoczesnych, nieco abstrakcyjnych brzmień. Właśnie wydał krótką, konceptualną i instrumentalną epkę.
    Wczoraj, tak się złożyło, że recenzowałem inną nowoczesną płytę instrumentalną - a jednak diametralnie różną. 'Infinity' nie jest przebojowym materiałem - wręcz przeciwnie. To album bardzo nastrojowy, opowiadający o rodzącym się uczuciu i o burzach, jakie przechodzi związek. Czasem tempo przyspiesza, jak w 'Love', atakując elektronicznym brzęczeniem, by zaraz rozmyć się w melodyjkę gitarową. 'Hate' rzeczywiście obrazuje zawirowanie i mocne uczucia, jest agresywne, pod koniec jest bójka, a brzmi to jak soundtrack do thrillera. Albumik ma swoje lepsze i gorsze momenty - najlepiej jest w środku, podczas starć miłosno-bitewnych, a najsłabiej, kiedy emocje opadają i muzyka po prostu płynie z wolna przez przestrzeń. Jest wtedy usypiająco i nudnawo, ale może ja mam ADHD i nie mogę przejść swobodnie nad takim klimatem. Nikt tu oczywiście nie rymuje, bo do takiej muzyki się po prostu nie da, za dużo skoków tempa, zmian klimatów, niespodziewanych przejść.
    'Infinity' to opowieść o związku dwojga ludzi, którzy przeżywają wzloty i upadki swojego współżycia. Jak już wielokrotnie wspominałem, nie lubię tego typu muzyki, a Lenzy... mnie w tym utwierdza. Poza drobnymi wyjątkami, to nie dla mnie. doceniam klimat i wysiłek, jaki włożył producent w brzmienie, ale te 18 minut były co najmniej w połowie zbyt nudne, abym się tym jarał.

OCENA: 4-\6  


środa, 17 czerwca 2015

SHORTY UNINC - LAZARUS SYNDROME

Health & Nature 2015

1. I. jacob's ladder [middleman]
2. II. contrary expectations
3. III. declension
4. IV. nightmare
5. tears
6. V. flesh and blood   feat. FRANK
7. VI. purgatory   feat. DJ 2NAJZ
8. VII. próżnia    feat. VOIS
9. Suffering 
10. VIII. stay away   feat. JOHNNY POPE
11. IX. questionable decisions    feat. KSIĄŻĘ
12. X. szach    feat. DJ 2NAJZ
13. Voices
14. XI. mad
15. XII. hell    feat. GLANU, HORAS
16. XIII. coming back [8bit ver.]
17. XIV. lazarus syndrome

    O tym gdańskim producencie nigdy nie słyszałem, a tu naraz widzę, że jego album wyraźnie zwraca na siebie uwagę hiphopowych odbiorców. Zainteresowałem się czemu, wszak Shorty UnInc to niekoniecznie typowo rapowy producent. Po ubiegłorocznym 'Lombardzie CZasu' przyszła teraz pora na nowy album. Oto on.
    Co to za muzyka? Cóż, idąc tropem zapowiedzi albumu, to 'alternatywny hip-hop, witch-house, chillwave, cloudrap i eksperymentalna, szeroko pojęta muzykę elektroniczna'. To są takie gatunki muzyczne jak witch-house? Kurde, niedokształcony byłem. Ale... to dokładnie tak brzmi. Muzyka pełna jest przestrzeni i głębi, taki swoisty relaks w obdrapanym pokoju opuszczonego psychiatryka. Psychodela, niepokojące dźwięki i stukoty, nie zawsze równa, nerwowa perkusja, tempo niby powolne, ale na pewno nie dłużące się. Jest ponuro, dramatycznie i zupełnie abstrakcyjnie: słuchając tej muzyki czułem się odizolowany od świata, ona zamyka cię w bańce i odlatujesz. Osobiście nie jestem zwolennikiem tego typu muzyki, ale Shorty wprowadza tu nową jakość i zupełnie inaczej podchodzi do tego tematu. To nie są zwykłe bity, to obrazy malowane dźwiękami, pozostające nadal gdzieś na obrzeżach hip hopu, robiące czasem większy krok w kierunku centrum, ale częściej orbitujące wokół. W dwóch trakach pojawia się DJ 2Najz, okraszający drapaniem muzykę - i szkoda, że nie ma go więcej. 
    To zasadniczno album instrumentalny, ale znalazło się tu kilku rapperów, w większości mało znanych - bądź w ogóle. Frank wjeżdża z rozjeżdżającym się wokalem (nomen omen) i wypada na tym krótkim traku całkiem sprawnie. Vois ma wycofany głos (znaczy się, masteringowo tak wyszło, rozumiem, że to zabieg umyślny), idealnie pasuje ze swoją opiumową wizją do podkładu. Johnny Pope z kolei zmusza swoje flow do cudów, dokonując ekwilibrystyk, przechodząc od growlingu do pisku, zmieniając tempo i jadąc cały czas na emocjach. Książę przemyka dość nieśmiało i po cichu, choć jego występ ma swój urok. Są tu jeszcze Glanu i horas, którzy równie sprawnie wnikają do środka bitu i dostosowują się do klimatu. Mimo tego, że czasem wokalne wejścia na album instrumentalny, i do tego tak oryginalny, mogą przeszkadzać, ale na szczęście rapperzy potrafili się dostosować i brzmi to wszystko bardzo spójnie.
    Tak, nie jestem fanem cloudtrapchujwiconjuskul, ale... Shorty mnie przekonał. Może nie do stylu jako całości, ale na pewno do siebie. To nieprawdopodobny album, kuszący odjazdem do innego świata, wkręcający i nie puszczający. Z każdym odsłuchem znajduję inny smaczek, inny pomysł. Warte sprawdzenia, choć nie będzie łatwo!

OCENA: 5-\6 


wtorek, 16 czerwca 2015

T.O.M.S. - HOLD THAT THOUGHT

nielegal 2015

1. Don't rush this
2. Es floss geld
3. Anthem of a million thoughts
4. Serious as yo life
5. Despicable me
6. Tony Takitani
7. The heat
8. It'll be fine   feat. KEDYF
9. BDKMV

    Toms ma pewien pomysł na swoje albumy. Raz, że tytuły kawałków są zazwyczaj po angielsku - tu akurat jeden niemiecki. Dwa, że są to kawałki bardzo emocjonalne i refleksyjne. Trzy, że okładki są wciągające... To już czwarty album (a może piąty?) Tomsa, staram się sięga po jego rzeczy za każdym razem, kiedy coś wypuści, bo wiem, że warto. A jak jest tym razem?
    Muzyka... cóż, nie ma tu zaprzyjaźnionych producentów, do których przyzwyczaił słuchacza Toms. Na tym produkcie mamy instrumentale z bardzo różnych rzeczy: Singularis, IAMNOBODI, Mr. Carmack, J-Louis, Losco, Feux... Chuj, i tak nikt nie wie, o czym ja piszę. Zresztą, nie ma to najmniejszego znaczenia. One są, nawet niezłe, całkiem nowoczesne i właściwie pasują do koncepcji. Ciężko rozpisywać się o zawiniętych podkładach, więc nie ma co marnować miejsca i sił: podkłady są nowoczesne, dają radę, robią słuszny klimat. Starczy.
    Skupmy się na Tomsie, bo to on tu jest gwiazdą - i mówię to bez sarkazmu. Rapper opowie ci o swoim życiu w sposób, jakiego nie musisz się spodziewać. Co więcej, jego flow i technika jest doprawdy przednia i Toms nadal zjada 3\4 sceny swoim stylem. Legalnej sceny, dziwko, nie myśl sobie. I nawet jeśli da refren po angielsku, nie razi to, tylko urozmaica, bo te tytuły mają sens. Teksty pełne są pasji i emocji, pełne gniewu i goryczy, są przemyśleniami na temat wszystkiego wokół. Tu nie ma miejsca na cytowanie, tego trzeba dotknąć. Mój ulubiony kawałek to 'Tony Takitani' - oparty nieco o film \ książkę o samotnym do bólu bohaterze, który spotyka swoją muzę... Idealnie oddany klimat. Ciekawostką tu jest własna interpretacja kawałka Kendricka Lamara 'Bitch don't kill my vibe', która, mimo, iż po angielsku, naprawdę brzmi. Jedynym gościem jest tu dawno niesłyszany Kedyf ze Staszegobrata w całkiem niezłej dyspozycji. Choć samego Tomsa nie przyćmiewa...
    Kolejny świetny krążek od T.O.M.S., szkoda tylko, że na kradzionych bitach. Jest to koleś, który ma ogromny potencjał i którego płyty są dawką dojrzałego, przemyślanego rapu. Słucham tego z przyjemnością, odnajdując kolejne odnośniki do różnych sfer kultury - Toms jest zaprzeczeniem stereotypu hiphopowca - idioty, jaki pokutuje w społeczeństwie. Słuchajmy go, dajmy wódki, bo dobrze gada.

OCENA: 5-\6  


poniedziałek, 15 czerwca 2015

SZESNASTY - TEGO PAN NIE POSKŁADA

Quequality 2015

1. Instrukcja obsługi fana
2. Ballada pod monopolowym
3. Nachalnie
4. Nie mówię   feat. REJPER, PAVULO
5. Trzy litery
6. Spotted Ustawki
7. Efekt M.
8. Monster    feat. KOMIL
9. Akademia Pana K     feat. BRAT JORDAH
10. Stolik numer 21
11. Bal na czubku zapałki
12. Sztuka spadania    feat. FIŁOŃ
13. Szklanka
14. Gwiazdy  feat. PAULINA WITKOWSKA 
15. Outro 

    Ostatnio na kanale Quebo pojawił się nowy zawodnik: Szesnasty. Jak to ktoś ironicznie ujął: dopiero szesnasty? Słabo. Nie. Nie słabo, bo słuchacze doceniają, wystarczy zobaczyć ilość wyświetleń i komentarze tam, gdzie ktoś umieścił linka do Szesnastego.
    W zasadzie cały album jest pociągnięty z internetu, poza trzema wyjątkami, które Szesnasty uzyskał od Brata Jordah. Członek Smagalaz dał rapperowi bardzo syntetyczne i nowoczesne podkłady, które nie zawsze licują z resztą, bo to ściągnięte są, owszem, dość up-to-date, ale to Brat Jordah wspina się wyżej na poziom progresji. Bo te bity, które znalazły się na albumie, to wypadkowa pomiędzy klasyką, a njuskulem, co oznacza, że będziemy balansować pomiędzy zupełnie bumbapowymi trakami, a syntetycznymi bitami - te ostatnie głównie od Jordaha. Zresztą, nie o bity tu chodzi, bo to tylko tło dla rappera.
    A rapper jest nie byle jaki, o nie! Szesnasty ma wybitne umiejętności utrzymania słuchacza przy głośniku, bez kitu. Nie dość, że ma sprawny flow, niezły głos, to jeszcze potrafi wywinąć naprawdę dobre teksty, a pomysły ma niebanalne. Sprawdź te wersy: 'Nie zgrywa damy w talii kart \ Raczej jest całą talią, bo ją tasowali wszyscy tam \ Lubiła tańczyć, pełna radości tak \ Tylko czasami jeszcze anal albo ostro ćpać' - to z kawałka o HIV. A może prztyczek w nos Bonsona i jemu podobnym? Proszę: 'Gdybym nawinął może, że mi jakoś smutno jest \ I że tęsknię i dał mądry cytat typu "Panta Rhei" \ I na tym oparta płyta, to już ósma, sprawdź to \ Smutny raper, smutni my, smutne miasto'. Albo o trendach: 'A może miałbym swag, na klipach kocie ruchy \ Wygrywał życie se i co sekundę ściągał buchy \ I mówił, że mam hajs, kluby, dupy, spoko \ Szybko się nauczysz, "I'm in love with the coco"'. W zasadzie każdy numer dostarcza wartościowych cytatów, a 'Balladę pod monopolowym' można cytować w całości, gdyż wyborny to storytelling o tym, co dzieje się wieczorem pod sklepem. I może, nieliczni, to prawda, goście są tu mało zauważalni, ale powtórzę to, co wpisałem przy podkładach: to nie o nich tu chodzi. To margines. Najważniejsze jest to, co ma do powiedzenia Szesnasty, a ten wyrasta nam na jednego z najciekawszych rapperów na, na razie, podziemnej scenie. Aż się boję, co by było, gdyby wyszedł Szesnasty na oryginalnych bitach. Byle dobrych.
    Właśnie, trend jest taki, że zajebisty podziemny rapper wychodzi wreszcie na legal i... chuj. Nędza. No, może nie nędza, ale to już nie jest to, co było. Nie da sie jarać. Zatem mam ja nadzieję, że jeśli znajdzie się ktoś, kto będzie chciał wydać Szesnastego, nie zepsuje mu stylu, bo ten jest bezbłędny. Świetna płyta, koniecznie do sprawdzenia.

OCENA: 5-\6 


niedziela, 14 czerwca 2015

RAFAŁ BABIARZ - TAK\NIE

nielegal 2015

1. Trzeba iść (Intro)
2. TAK \ NIE
3. Żaden rap
4. Nie ma mnie
5. Kilka myśli (nie bądź zły)
6. Ściana
7. Zejdź mi z dorgi
   
    Grzybson aka Rafał Babiarz to dość szczególny gracz na naszym podwórku. Wydaje wiele podziemnych produkcji, a każda z nich jest bardzo osobista i dość specyficzna. Tak jest i tym razem, Bo Rafał dał swój kolejny krążek, który wychodzi z niego samego - nie tylko fizycznie, ale i mentalnie.
    Jak wspomniałem to płyta szczególna, bo oparta muzycznie w całości o czerwoną płytę AYA RL. Młodszym mogę powiedzieć, że to zespół sprzed 30 lat, prowadzony przez Pawła Kukiza, żywa legenda polskiego rocka. Każdy 35-50 latek zna piosenkę 'Skóra' i każdy swego czasu podśpiewywał 'Stoję na ulicy z nią, stoję twarzą w twarz, Ktoś przechodzi, trąca łokciem, wzrokiem pluje w nas, Szeptem mówię: "Mała patrz, cywilizowany świat". Ja też... Ale do rzeczy: Rafał pociął i posamplował numery z tego klasycznego krążka i nadał im nowy wymiar, chcąc stworzyć swoisty hołd dla AYA RL. Nie ma tu jakiejść ogromnej ingerencji - bity poskładane są tak, aby po pierwsze, dało się do nich rymować, po drugie, żeby było wiadomo, skąd pochodzi oryginał. Może udałoby się poskładać te podkłady lepiej, ale Rafałowi chodziło tu o jak najbliższą wersję oryginału. Dlatego brzmi to... szczególnie. W ogóle słowo 'szczególnie aka specyficznie' to słowo klucz tutaj.  
    Siłą rzeczy Grzybson musi nieźle wyginać swoje skillsy, aby dać radę rapować do tych podkładów, bądź co bądź będących kawałkami rockowymi z 1983 roku. Ale daje sobie z tym radę, nawet jeśli te wersy są bardzo szybkie, aby zdążyć na kolejny taktownik. Teksty, jak mi się wydaje, również nawiązują do płyty AYA RL, bo są bardzo życiowe i refleksyjne, zresztą w większości traków za refren robią oryginalne wokale Kukiza, więc musi się to wiązać logicznie. Warto przysłuchać się wersom, bo są naprawdę coraz lepsze - mnie najbardziej podobał się 'Kilka myśli', surowy, oparty prawie wyłącznie na basie, z mnogością panczy w stronę modnisiów.
    W ogóle warto posłuchać. To 17 minut dość progresywnego rapu, zrobionego z pomysłem, jakiego jeszcze na scenie nie było. I choćby dlatego trzeba to sprawdzić. Rafał nie będzie się podobał wszystkim - jak każdy z jego albumów, ale nie znaczy to, że jest słaby - wręcz przeciwnie. Ma intrygujące idee, dobre teksty, niezłe flow, ale tak to jest z wizjonerami, że nie każdy ich kocha.

OCENA: 4\6


sobota, 13 czerwca 2015

ENRIKLE & KMIECIU - PŁYTA TAKTYCZNA EP


nielegal 2015

1. Ludzie gówna
2. Pierwszy tysiąc (brutto)
3. Kiedy dorosnę...
4. Herosi
5. Dycha (wydaję ją jakbym zdychał)
6. Bruno Schulz     feat. GOSPEL, CIT RUS

    Dobra, nie mam pojęcia, co to za kolesie, choć z tego, co się zorientowałem, siedzą już jakiś czas na scenie, a nawet mają na koncie parę wydawnictw podziemnych. No cóż, nie muszę znać wszystkiego, co się w tym kraju wydaje pod ziemią, ale jeśli wpada mi to w łapy, to przecież sprawdzę, c'nie?
    Nie wiem, kto tu robił bity, niektóre wydają mi się znajome - ale może to wina sampla... Nie wiem, ale mam wrażenie nieodparte, że chłopaki zawinęli podkłady skądkolwiek. To klasyczne traki, oparte na samplach - brzmi to bardzo sympatycznie i stanowi dobre tło dla wygłupów rapperów. Ale, jako że to robota wtórna, nie ma co się nad tym rozwodzić.
    Za całości przebija kpina, ironia i zjebka wszelkich trendów. Obaj rapperzy nawijają na podobnym poziomie: flow jest ok, nieco archaiczny, ale ujdzie. Za to kiedy przychodzi do tekstów... Jest różnie. Specyficznie, szczególnie, oryginalnie, czasem zabawnie, czasem prostacko. Rapperzy nabijają się ze wszystkiego jak leci, piętnują ślepe podążanie za trendami, chcą zarobić kasę, mają bekę z młodzieńczych marzeń, typu 'będę sztosem' i tym podobne szaleństwa. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że MC nie zawsze mieszczą się w linijkach i czasem ledwo nadążają za werblami, sprawiając wrażenie nieudolnych. Jednak Kmieciu potrafi zaskoczyć czasem przyspieszeniami i wielokrotnymi rymami, więc technicznie jest tu bardzo nierówno. Jednak nie należy się tu raczej zatrzymywać na technice, bo nie o nią tu chodzi. Żarty żarciki, uszczypliwe komentarze, wredne porównania i bezlitosne szpile powodują, że musisz się uśmiechnąć. A gościnne występy Gospela, całkiem nieźle się tu wpasowującego ze swoją manierą oraz Cytrusa może nie wprawiają w zachwyt, ale nie szkodzą.
    Zabawna płyta, może nieco inspirowana Dwa Sławy, ale to inny poziom ironii - wręcz czasem szyderstwa, wyplutego prosto w twarz - właśnie dlatego wspominałem o prostactwie, który uwidacznia się w 'Ludzie gówna'. Jasne, że to pastisz i beka, ale niektóre sformułowania nie były smaczne... Za to dalej jest tylko lepiej i myślę, że warto sobie sprawdzić, jakie heheszki czynią obaj panowie.

OCENA: 4+\6   


piątek, 12 czerwca 2015

SOULPETE - RAW

nielegal 2015

1. IntRAW
2. Po co Ci to, Pete     feat. WYGA
3. Cham i prostak     feat. ERKING
4. The Maze Runner    feat. LAIKIKE1
5. Wieża Eiffla    feat. O.S.T.R.
6. Zaraz wracam   feat. OTSOCHODZI
7. 8do2   feat. RAKRACZEJ
8. The Bomb    feat. SARIUS
9. Growbox    feat. JEŻOZWIERZ, O.S.T.R.
10. Wszystko i nic    feat. QUEBONAFIDE

    Soulpete ma status legendy - nawet jeśli nie pojawił się na scenie aż tak dawno. Ale jego produkcje, które wyszły w ciągu ostatnich, dajmy na to, dwóch lat, gruntują jego pozycję na szczycie. Producencki album 'Soul Raw' wywołał spazmy wśród słuchaczy (u mnie również, przyznaję) i znalazł się w top 5 niemal wszystkich zestawień  ubiegłego roku. Tym razem Surowa nie jest już Dusza, tylko cały Piotr. Włączałem z drżeniem serca.
    Soulpete nie sieje popeliny, on tnie przy samej ziemi i przechodzi ci buciorami po łbie. Ciężkie perkusje, trzepiące po uszach, wzbogacone są samplami powyciąganymi z czeluści winylowego piekła: to brzmienie, w jakim zakochaliby się MOP, czy Onyx w latach '90. I nawet, jeśli Pete zwolni ('Zaraz wracam', czy '8do2') to nadal jest tu bluesowy brud, gitarowe riffy, płytki bas, którego nie zawsze słychać, ale robi ci bigos w bebechach, no i te skrecze... Przy takim brzmieniu nie da się obejść bez drapiwosków: jest tu DJ Te, DJ Ace i DJ Wojak i choć nie skreczują w każdym numerze, to czynią to wyśmienicie. Całość sprawia, że czujesz się, jakby przejechał cię czołg, ale jak już tylko wstaniesz, zapierdalasz szybciutko tylko po to, aby znowu się pod nim położyć. Najbardziej progresywnie wypadł tu 'Wszystko i nic' - poszatkowany, zgwałcony crunkowym tempem, zadławionym ciężkim samplem.Majstersztyk.
    Ostatnio byli goście zagraniczni - tym razem mamy plejadę polskich wykonawców, a pozbierani sa oni z dość dużym pietyzmem, zarówno ci znani z legalami na koncie, jak i podziemni (cóż, raptem jeden). I od razu wyjaśnijmy sobie, że nie ma tu słabych wejść - to nie ta klasa, to nie ta liga. Już Jan Wyga nas wprowadza na właściwe tory idealną nawijką, pasującą jak ulał do podkładu. Tuż za nim wbiega 'cham i prostak' Erking, który wprawdzie 'nie ma kajdanek, ale ciągle chodzi skuty' i jeśli 'rapperzy szukają korzeni, wysyła ich do dentysty'. Świetny, bitewny numer. Lajk może nie dał swoich najlepszych zwrotek, ale i tak jest ciekawie. Ostry odcina się hejterom, którzy mówią, że się skończył - w zasadzie, słuchając jego odpowiedzi, nie da się jednoznacznie stwierdzić :) Żartuję, Ostry w formie. Jako jedyny przedstawiciel podziemia wchodzi rozchwytywany ostatnio po wydaniu nielegala Otsochodzi - szału nie ma, ale jest wystarczająco porządnie, żeby nie narzekać. I o ile Rak Raczej przechodzi również bez większych wzruszeń, to następujący po nim Sarius miażdży wraz z trakiem zwoje mózgowe. Jeżozwierz wciąż militarny, znów o czołgach i walce w okopach, zapijając rzeczywistość browarem. Na deser trafia się Quebo, który daje sobie radę na bardzo trudnym podkładzie, choć jest to jeden ze słabszych momentów albumu - na tyle jednak, że większość płyt, jakie wychodzą, mogłaby pozazdrościć takiego poziomu. Wszak Quebo niszczy tu stylem.
    Tak, najsłabszy kawałek dostaje tu notę 4+. Bang, dziwki, nie ma dla was miejsca na tej scenie. Pete i jego kolesie pozamiatali. Dziękuję, dobranoc, idę się jeszcze raz położyć pod tym czołgiem.

OCENA: 5+\6


czwartek, 11 czerwca 2015

HYZIU & BOGU BOGDAN - PEWUERY

nielegal 2015

1. Pewuery 
2. Ja tańczyłem od tak
3. Łap je 
4. Zielone światło 
5. Umowa o dzieło 
6. Skądś to znam   feat. KARI, TYMI TYMS 
7. Reaktywacja 
8. Biją ze mną piony 
9. Klatka ziemia 
10. Zaniedbania   
11. Poebało wszystkich    feat. SAGE 
12. Przypomnij sobie (prod. Cyga)
13. Nie czekamy (prod. Kudel)

    Co to są te pewuery? Dla zaznajomionych z Hyziem i Bogdanem jasne jest, że to skrót od PWR: Prawda W Rymach, czyli skład chłopaków, który powstał dobre 7 lat temu, albo i wcześniej. Pomimo tylu lat na scenie, to ich dopiero drugi album, którym niejako wracają, próbując utorować sobie szlak na scenie.
    Duet postawił na albumie raczej na klasykę, mniej lub bardziej unowocześnioną. EljotSounds wstawia te nieco bardziej melancholijne podkłady, które, szczerze mówiąc, są dość nudne i rozlazłe - najgorszy jest zdecydowanie 'Reaktywacja' - ZIEEEW. Dużo fajniej wchodzi Kudel ze swoim nieco bumbapowym 'Ja tańczyłem od tak' (swoją drogą, co to kurwa znaczy ten tytuł? 'Od tak'? Czy 'tak' jest ma po polsku jeszcze inne znaczenie? A może miało być 'ot tak'?), a także Uraz, który umie popełnić bit w miarę klasyczny, który będzie bujał i kiwał - a takie podkłady są tu dwa. Podobnie udanie pokazuje się Expe w 'Skądś to znam', a Stendahl Syndrome z ostrym, hardkorowym 'Biją ze mną piony' mocno nakręca atmosferę. Są tu jeszcze bity od Ślimaka (dwa nudne i nijakie podkłady - Ślimak kilka lat temu działał o wiele lepiej...), Klimka i Cygi (dość specyficzny 'Przypomnij sobie', ale za to intrygujący). Bilans wychodzi nawet na plus - jednak Eljot jest zbyt smętny i rozlazły, a Ślimak zawodzi coraz bardziej.    
    Obaj rapperzy nie charakteryzują się niczym szczególnym. Mają fajne flow i dobrze płyną, mają porządne teksty i słucha się ich całkiem nieźle, kiedy opowiadają swoim życiu w typie 'potem wdepliśmy w gówno #shit happens'. Trochę męczy ten smętny nastrój, że wszystko jest zjebane i nawet jeśli czasem chłopcy zmieniają kurs na bitewne rymy ('Biją ze mną piątki'), jednak wciąż wraca jak bumerang temat życia bijącego po dupie. I nawet goście nie poprawiają sytuacji, może poza Karim, który nawinął dość zacnie. Poza tym, dzieje się tu naprawdę niewiele, to wszystko było i te wersy nie wnoszą nic.
    Byłaby to całkiem niezła płyta, gdyby nie była tak nieciekawa i bezbarwna. Brakuje jaj, brakuje werwy, jest szarość życia, marność egzystencji i nawet niezłe skillsy nie pomagają. To jest zwyczajnie nudne i tyle.


PS: to 'wdepliśmy' mnie prześladuje teraz...

OCENA: 3\6


środa, 10 czerwca 2015

BOSSKI ROMAN - KRAK5

Zion 2015

1. Misz Masz 
2. Akademik W Ogniu 
3. Przywiązania    feat. WIRUS
4. Co Się Trapisz 
5. Mama Ma Mamona 
6. Nie Widzisz Dystansu    feat. WTM 
7. Zostawiam Cię W Tyle 
8. Jakoś Przeżyję 
9. Grajmowicz     feat. HUDYHARY R2S 
10. Spaliłem Mosty 
11. O Kobietę Trzeba Dbać 
12. Czomolungma 
13. Pokonać Mrok 
14. Oko w oko z jaźnią 

    Roman to pewien fenomen na naszej scenie. Od wyśmiewanego członka Firmy, przeszedł on daleką drogę, pokazując, że jest wartościowym twórcą. Owszem, nie każdemu musi się jego twórczość podobać, ale każdy musi przyznać, że jego albumy są oryginalne, zmysł biznesu jest silny, zaangażowanie konkretne, a pomysły coraz ciekawsze.
    Tym razem, mimo, że u Romana różnie bywa, poświęcił on cały album na brzmienia nowoczesne. PZG, Flipson, 71Ghost, WSM, Fabster, Kasierr, Wałek, Paramedix i Kaj Je West poszli w te syntetyki, a trapy, grime i wszelakie njuskule śmigają aż miło. Poważnie. Rzadko słyszę takie spójne nagromadzenie nowoczesnych bitów, które są naprawdę dobre. I powiem szczerze, choć wychowany jestem na New School i Golden Era (przypomnę prawilnie, że Old School skończył się ok. 1983 roku, wraz z nadejściem nowoszkolnych albumów Fat Boys, Run DMC, Kool Moe Dee i im podobnych, z syntetycznym bitem i oszczędnymi liniami melodycznymi. New School przeszedł od ok. 1989 roku w Golden Era), to jednak muzyka, jaka znalazła się na Krak5 jest swoistą wizytówką garażowej elektroniki. Perkusje zmieniają tempo, bas miażdży i przyciska do podłogi, a wibracje syntetycznych dźwięków przejeżdżają po kręgosłupie jak teksańska piła mechaniczna. Butuputubwrrrrrtapatapatamwziuuuu... Rzeza.
    Roman wyrobił się już na majku na tyle ile mógł - myślę, że dalszy progres nie jest do końca możliwy. To może i źle, ale akurat nie koniecznie w tym przypadku. Roman nigdy wirtuozem nie był, stylu szalonego nie posiadał, ale progres, jaki popełnił od płyt firmy, przez kolejne Kraki i Drużyny Mistrzów, jest kolosalny. Flow nie ma większych wpadek, poza drobnymi potknięciami nie ma tu tragedii. Teksty? Może i proste, czasem sklecone niezręcznie, ale konkretne, Bosski skończył z tanim moralizatorstwem, przestał nauczać, jak mamy żyć, a zajął się raczej tą bardziej swobodną stroną żywota: kasą, imprezami, muzyką. Nie ma tu nadal pochwały rozwiązłego stylu życia, ale tematyka jest już luźniejsza, choć nie znaczy to, że Roman nie będzie się starał 'Pokonać mrok'. Ciekawe, że z trzech gości, którzy pojawili się na albumie, wyróżnić można... żadnego. Naprawdę, nawet niezły Wirus przepadł gdzieś pomiędzy tymi syntetykami, na których najlepiej odnajduje się właśnie Roman.
    Czy to jest dobra płyta? Cóż, i tak i nie. Muzycznie i klimatycznie na pewno niezła. Tekstowo i stylowo - tu już jest różnie. W sumie to niezły kawałek nowoczesnego rapu, Bosski czuje się w takim klimacie jak ryba w wodzie i to słychać - jego flow, przyznajmy szczerze, że nie najlepsze, pasuje tu jak ulał i nie kłuje w uszy. Zadziwionym, jak z każdym Krakiem, ale nawet mi się to podoba.

OCENA: 4-\6 


wtorek, 9 czerwca 2015

MAŁOLAT - WIĘCEJ

Koka Beatz 2015

1. Bankiet (intro) 
2. Brudna robota 
3. Wszystko, żeby przeżyć 
4. Więcej 
5. 12 Lat 
6. Niepokój   feat. MELNY   
7. Dobrze żyć 
8. Pod nogami ogień    feat. WUZET
9. W świecie w którym    feat. SZTOSS
10. Nie wystarczy mi
11. Barok   feat. GINGER, NEILE
12. Co mi z tego   feat. PALUCH 
13. Nieodwracalne    feat. PEZET, HADES 

    Mały Pezet? Dawno nie. Supa MC? Kto o tym pamięta. Diler? No cóż, odsiedział swoje. Wreszcie solo? No jest, po albumach sygnowanych dwoma nazwiskami, tym razem Małolat (po trzydziestce chłop, c'nie) nagrał dość mocno chyba oczekiwany album, na którym gra pierwsze skrzypce. Jak mówi sam tytuł, rapper chce czegoś więcej. 
      Bity, które wyszły spod rąk takich producentów, jak Dubsknit, Eraefi, PLN Beatz i Tasty Beats to kwintesencja nowoczesnego grania, rodem z głębokich garaży Zjednoczonego Królestwa. Zaczyna się bardzo mocno, bo i Dubsknit i Eraefi, na zmianę, dają świetne, brudne i tryskające iskrami elektryczności bity. Masz ciary, bo producenci nie oszczędzają i tną zwoje mózgowe ciężkim, wibrującym basem i wbijają szpile plastikowych werbli. Ta, zaczyna się nieźle, jednak potem już jakby zabrakło ognia i, choć część traków nadal trzyma poziom, nawet jeśli zwalnia, to trafia się np. taki 'Dobrze żyć' od Eraefi, którego osobiście nie mogę strawić, bo mi się wnętrzności przewracają - fatalny klimat. Natomiast miażdży większość od Dubsknita ('Bankiet', 'Wszystko, aby przeżyć', no i wyborny 'Barok'), świetny jest 'Nie wystarczy mi' od Tasty'ego, jednak trafiają się tu również wspomniane przekombinowane, ultrasyntetyczne bity, których nie mogę słuchać. Co ciekawe, pomimo takiej nowoczesności, znalazło się tu również miejsce na wosk: Małolat zatrudnił DJ Homera, DJ Kebsa i DJ Enesa - z korzyścią, nie powiem.
    'Idę na barykady, mary w głowie znowu maja sabat' - to chyba najlepsze podsumowanie nastroju Małolata. Zmienił się nieco i choć nadal pobrzmiewają tu klubowe i pijackie przeżycia, to doczesną rolę w światopoglądzie zaczęła grać córeczka. Tak, Małolat zmądrzał i wydoroślał, nie przejmuje się już tym, ile koksu, komu za co i z kim wypije, ale tym, że mała właśnie zasnęła i nie idzie na żaden balet. Wciąż kipią tu emocje, wciąż jest to rapper naładowany przeżyciami i bólem, ale ostatnio także uczuciami przeciwnymi. Małolat dociera i wywiera taki sam wpływ na słuchacza, jak dawniej. Niestety, dobór gości nie jest najlepszy: Melny to pomyłka, zwłaszcza na nie najlepszym podkładzie. Paluch i Ginger zrobili swoje, natomiast Neile, Hades i Pezet znakomicie podbijają poprzeczkę. Lirycznie i stylistycznie - świetna robota, choć czasem można by się pokusić o coś więcej - nie należy jednak narzekać.
    Ze strony Małolata rzecz jest prosta - jest on w doskonałej formie. Gorzej z podkładami, bo nie wszystkie wchodzą mi swobodnie - niestety zdarzyło się tu parę wejść, które są zdecydowanie nie dla mnie. Niemniej jednak jest to naprawdę niezły album, który zdecydowanie warto sprawdzić.

OCENA: 4\6 


poniedziałek, 8 czerwca 2015

MIELZKY & PARTOO - MIEJSKI PATROL

Szpadyzor 2015

1. Intro
2. GNR
3. 3
4. Halo Ziemia   feat. ORTEGA CARTEL
5. 25 Lat    feat. KUBA KNAP
6. Texas
7. Fajka
8. Miejski Patrol
9. Grubas
10. D.A.C.H.   feat. FRANK NINO, RYMEK
11. Ze Mną
12. Historia
13. 83-200
14. Czego Więcej   feat. OTSOCHODZI
15. Sam

    Mielzky, juz nieco mniej wkurwiony, niż zawsze, na swoim trzecim albumie postanowił powrócić do początków, kiedy to nagrywki z Ortega Cartel zeswatały go właśnie z Patroo. I w ten właśnie sposób, historia zatacza koło, a Mielzky ląduje tam, skąd zaczął. Czy to aby dobrze?
    Jeśli chodzi o muzykę, to na pewno strzał w dziesiątkę. Patr00 ma ten styl składania ciepłych, samplowanych bitów, które choć są na wskroś klasyczne, to nie trącają myszką, tylko sympatycznie bujają. To taka podróż między Filadelfią i Detroit, gdzie producent łączy brzmienia obu miast. Płynące perkusje, głębokie, niskie basy, sample pocięte w przemyślany sposób i brud starty z płyt chodnikowych. Wszystko brzmi tu niezwykle spójnie, łączy się ze sobą nawzajem, nie sprawiając jednocześnie wrażenia, że zamula i słuchasz wciąż tego samego. Absolutnymi bangerami tu są tytułowy numer, czy 'D.A.C.H.' z regałowym wajbem. Patr00, wspomagany przez DJ Lolo i Returnersów na wosku, sieje tu spustoszenie, bo to niezwykle świeża płyta.
    Mielzky jest prostym rapperem, ale to broń Boże nie oznacza prostactwa. Zwyczajnie chłop wie, co ma nawinąć, a używa do tego słów i zwrotów bliskich każdemu ziomowi z osiedla: życie, życie, ech życie. Oczywiście to nie są wersy uliczne, raczej opowieści spomiędzy bloków: pijemy, wspominamy, rapujemy, wiążemy koniec z końcem. To nie są wersy mające wbić cię w fotel porównaniami, tylko mają one sprawić, abyś się tu czuł swobodnie, bez spięć i przeintelektualizowanego bełkotu. Zaproszeni goście wspierają Grubskiego w klimacie: i choć Patroo i Piterpits nie wyszli zbyt wysoko, to już Kuba Knap pokazał skillsy. Porządne występy Otsochodzi i Rymka dopełniają całości.
    I może to znowu nie jest wybitny album, ale przyznam, że bardzo do mnie przemówił. Oceniłbym go w ogóle jako najlepszy w dyskografii Mielzkiego, głównie dzięki tym wspaniałym podkładom od Patr00. Osiedlowy klimat bez gangsterki, a jednak podany na ostro, świetna muza, to wszystko czyni ten album naprawdę dobrym.

OCENA: 5-\6


niedziela, 7 czerwca 2015

ROVER - SŁOWOPLASTYKA

Step 2015

1. Dysproporcje
2. Słuch
3. Cartoon Network
4. Gdy DJ opala lufę
5. Grawitacja
6. Życie jest dziwką jak postać w lustrze
7. Święte słowa
8. Matka Polka
9. Dzwoni telefon
10. Walking Dead
11. Podwójne życie Mateusza P.
12. Tydzień
13. Psy i koty
14. Egzystencjalnie
15. Listonosz

    Rover awansował z oddźwiernego na pełnego rzemieślnika i od dzis zajmuje się cięciem i gięciem słów - czyli słowoplastyką. Po świetnym debiucie na legalu, po kilku bardzo dobrych wejściach gościnnych, Rover wydał część kolejną. Jeszcze przed włączeniem widać, że to nie jest zwykła płyta. Kiedy zajrzymy do środka, okaże się, że płyta ilustrowana jest niezwykle klimatycznymi zdjęciami, wykonanymi przez... samego Rovera. Artysta pełną gębą, ja cię (sarkazm: 0).
    Jak się tak dobrze przyjrzeć układowi płyty, to można ją podzielić na strefy wpływu poszczególnych producentów. Rozpoczyna Jimmy Kiss ze swoimi niby klasycznymi, ale jednak pociągniętymi w swoją stronę bitami - tak potrafi tylko Kiss ('Słuch' jest świetny!). Po Jimmy'm mamy mieszankę: jest uRban z njuskulowym, ale bardzo udanym 'Cartoon Network', jest BobAir z nudnym, z zamierzenia pewnie relaksującym 'Dgy DJ odpala lufę', jest Senn ze swoim grawitacyjnym dubstepem i jest Gruby z nowoczesnym, acz dość normalnym podkładem - choć przyznam, że "podwójne życie...' ma bardzo fajny, swingujący klimat. Od siódmego kawałka wchodzi Ostry i sytuacja zmienia się tu dość radykalnie: wchodzą konkretne bity, skrecze, głęboki bas - akcja nabiera tempa. To chyba najlepszy moment tego albumu. Zaraz po Ostrym wchodzi bowiem Eljot z numerem nieco w stylu Bajm, a jego drugi podkład też nie szaleje (co to za perkusja, ja jebię!). Juicy wchodzi egzystencjonalnie ze swoim ciężkim njuskulem, ale to bardzo fany kawałek. Na bitach są tu jeszcze Brant & Marcin Szmuc, ale oni nie pozostawili po sobie  szczególnego wrażenia. Ogólnie, muzyka jest bardzo różna: od klasyki Ostrego, po rozlazłe njuskule Bob Air'a.  
    Rover ma ugruntowaną pozycję, jeśli chodzi o jego wersy. Styl również jest na tyle porządny, by nikt nie powinien się czepiać - ot, czasem ktoś może ponarzekać, że nie rozumie, o czym ten koleś gada. Ale to już taka karma - Rover jest inteligentny, ma dość szeroki ogląd świata i jest świadom otaczającego go świata. Tu nie ma takiego smutku jak na 'Odźwiernym', jest za to sporo ironii i wiele obserwacji, czasem tak samo dość zaskakujących, jak celnych. Rover mówił, że nagrywał numery od razu po napisaniu kawałka, żeby zachować prawdziwość dla gry i szczerość. I owszem, ta surowość jest wyczuwalna, genialne pomysły przenikają się czasem z wpadkami stylistycznymi (weź 'Psy i koty', gdzie świetne wersy i o miałczenie zderzają się w niekoniecznie najlepiej wpasowanych wersach w ten, bądź, co bądź, kiepski podkład). Trafiają się tu wątki patriotyczne, bragga, egzystencjonalne, wszystko jednak miesza się w jedną gadkę, której nie da się cytować, bo wszystko wydaje się połączone ze sobą nierozerwalnie. Co ciekawe, nie ma tu żadnych gości, wszystko jest tak osobiste, jak tylko może być. Rover daje nam to, co ma w środku i nie pozwala rozwodnić przekazu nikomu. Dzięki temu mamy spójną wypowiedź, choć na bardzo różne tematy.
    To nie jets album wybitny. Owszem, dobry, interesujący, ale nie wprawia słuchacza w szał. Nie zawsze przekonuje, rozstrzał stylistyczny nie przemówi do każdego, tym bardziej wersy. Ale talentu i kreatywności Roverowi nie da się odmówić. Może tylko gdyby zdecydował się na stylistykę, w jakiej chce nagrywać - tu mógłbym zażyczyć sobie Rovera na bitach Ostrego - to byłby banger! A tak? tylko....

OCENA: 4+\6


czwartek, 4 czerwca 2015

WINI - GŁODNY DUCH

Stopro 2015

CD 1
1. Głodny Duch 
2. Miałem kiedyś taki czas 
3. Przepraszam Boże
4. 40 dni 
5. Oni chcą Twojej porażki   feat. MAREK SAMBORSKI
6. Czy to jest to    feat. KIERU  
7. Proszę Cię Boże 
8. Na chuj 
9. Not feeling 
10. Chujów sto 
11. Tysiące mil 
12. Kiedy świat 

CD 2
1. Zachodniopomorski styl 
2. Kutas do ziemi   feat. SOBOTA
3. Rap gra 
4. Big papa
5. Ciemne okulary 
6. Za mało ich 
7. Muzyka plemienna
8. Nikt poza nami   feat. BONSON, MATHEO, SOBOTA, RENA, POPEK, KIERU, WU, FREON, STRACH, MUSTAFA, KING TOMB, KAMEL, DJ PETE, MOPS
9. Zamknij pysk 
10. Ta muzyka 
11. Szmule nie srają 
12. Stary chuj 
13. Dobre rady 

       Wini jest jebnięty powiesz. Może to i prawda: nie owija w bawełnę, wali z grubej rury, jest perwersyjny, obleśny, szalony, prześmiewczy, czy jaki tam sobie chcesz. Okładki są paskudne. Muzyka szokuje rozstrzałem. Ale chuj to - Wini to jebany geniusz i deal with it. Wraz z włączeniem jego nowej, podwójnej (o w mordę!) płyty nie nastawiałem się na kontemplację rzeczywistości, a na dobrą zabawę.
    Oczywiście, Matheo zajął się produkcją płyty. Prawie całej, bo trzy bity Wini wziął od innych koleżków. I jeśli mamy Matheo na bitach, to na pewno będzie tu nowocześnie i progresywnie. I jest, choć nie ma tu bardzo dużych odjazdów, to jednak nie brakuje żywych gitar, przemieszanych z elektronicznymi brzęczeniami. Czasem wysiada perkusja i ciągną się jakieś cloudy, a czasem podkłady wręcz kipią energią i wprowadzają słuchacza w stan drgawek, aby zaraz wejść z egzotycznym plemiennym tango (Muzyka plemienna). Kieru i DJ Pete ze swoimi trzema podkładami wpasowali się w klimat, choć Pete dał wyraźnie inne bity, nieco bardziej uporządkowane i klasyczne, choć nadal elektroniczne ('Na chuj' i 'Ta muzyka'). To eklektyczna porcja syntetyków, co chwila zmieniająca tempo i klimat, która, choć generalnie niezła, po 120 minutach robi się wreszcie nieco ciężkostrawna.
    Ciężko określić Winiego rapperem - raczej to entertainer, jak to się ładnie nazywa w Hameryce. Wini nie tylko rymuje, ale również wyje, rzęzi - to taki styl pełen emocji i pasji. Facet wydobywa z siebie wściekłe dźwięki, a za chwilę wręcz szepcze nastrojowo. Sinusoida jest nieregularna mi zmienia się szybciej, niż zdążysz powiedzieć Essa! Kiedy przyjmiemy tę wokalizę za dobrą monetę, zacznie do nas docierać treść. Niektórych wersów nie powstydziliby się nawet ci, co nie uznają Winiego za rappera: 'daj mi psa,co będzie pieniędzmi srał, będę go dobrze karmił #pedigree pal'. Nie brak też rozkminek typu 'powiedz dlaczego Bóg umieścił układ rozrodczy obok wydalniczego? Czy to jest śmieszne?'. Pomijam obleśne wersy o ruchaniu i tym podobne atrakcje. Zza fasady zjeba czasem jednak wyłania się Wini refleksyjny i krytyczny, który mówi o ważnych rzeczach. Często wydaje mi się, że ta poza błazna to tylko taki woal, aby przez pryzmat wygłupu opowiedzieć o tym, co Wini trzyma w zanadrzu, ale może nie ma odwagi opowiedzieć o tym wprost. Często bit się kończy, ale Wini zaczyna snuć swoje wynurzenia na tematy bardzo różne: pieniądze, pedofilia u księży, ruchanie. Kontynuując wątek posse traku, Wini zaprosił tym razem całą gamę rapperów, z których uwagę zwracają Rena, Wu i Mustafa. Poza wspomnianym kawałkiem, pozostali goście robią tylko refreny, więc Wini jest tu jakoby sam.
    Pojebana płyta. Na pewno za długa, ale nie brak tu świetnych momentów: 'Zamknij pysk', 'Nikt poza nami', 'Not feeling'... W zasadzie druga część jest lepsza, ale ja nadal jestem zdania, że gdyby to była jedna płyta, byłoby super. Jednak jest przegięcie, bo nie nad wszystkim da się przejść do porządku dziennego, ot tak. Niemniej jednak, nie da się nie powiedzieć, że Wini ma w sobie coś, co go stawia na górnej półce. 

OCENA: 4-\6 


środa, 3 czerwca 2015

KARI - DEBIUTANT

nielegal 2015

1. Debiutant
2. Smak młodości
3. Rapowy pośredniak
4. Bez spiny
5. Jak oddychanie    feat. MIKSER

    Już tu kiedyś pisałem o płycie Kari - była naprawdę słaba. Na szczęście to wcale nie ta Kari, ale TEN Kari, czyli debiutant ze Świętego Miasta, który niedawno wydał swoją epkę, która spotkała się z nadspodziewanym aplauzem ze strony publiczności.
    Płyta krótka, ale treściwa - zadbał o to DADi i te kilka bitów łupie po uszach ciężkimi werblami, na których nawinięte są pyszne sample. Wszystko klasycznie, czasem wręcz bluesowo z akcentami g-funku ('Bez spiny'), czy nieco elektronicznie ('Jak oddychanie'), muzyczka sobie leci i buja karkiem, i o to tu chodzi. DADi wykonał tu masę dobrej roboty, bo te podkłady zdecydowanie świadczą o sile materiału. A do tego jeszcze skrecze od DJ Czill'a - nie koniecznie mistrzowskie, ale daj ą radę. 
    Kari ma bardzo szczególny głos i manierę rymowania - nie powiem, że mi się to podoba, jakkolwiek jednak jest to dość sprawny rapper. Jednak jest to taki typ emce, którego albo polubisz, albo będzie cię wkurwiał swoimi wokalnymi cechami - ja niestety należę do tej drugiej części słuchaczy. Piszę niestety, bo gdyby kto inny to wszystko zarymował, abo chociaż innym głosem, to byłoby naprawdę dobre - Kari gada fajne rzeczy o życiu i korzystaniu z niego, a także radzeniu sobie z problemami. Wszystko jest bez zadęcia, bez spiny i wprawia w dobry humor, z niezłym wejściem Miksera... Ale ciężko mi się przyzwyczaić do wokalizy Kariego. Ale się staram...
    Bo generalnie warto, ponieważ jest to materiał naprawdę fajny. Jeśli nie zdrzaźni cię głos Kariego, lubisz ciepłe klasyczne brzmienia - to będzie materiał dla ciebie. Ja doceniam pracę producenta, doceniam pracę rappera, tylko ten głos...

OCENA: 4\6