niedziela, 21 lutego 2016

NNFOF - NO NAME FUCK THE FAME

nielegal 2015

1. Intro    feat. DJ ACE, DJ KACZY
2. Fuck the fame   feat. JUNES, PIH, DJ PERC
3. Sztorm    feat. OXON
4. Niesmak   feat. TOSTER, JNR, AD.M.A, DJ DANEK
5. Sin City   feat. SARIUS, DJ BULB
6. Papierowy samolot   feat. HUKOS, CIRA, DJ FALCON1, DJ VAZEE
7. Instrumental #1
8. Coś takiego     feat. RAKRACZEJ, DJ LEM
9. To miasto nienawidzi nas    feat. BONSON, GREEN, DJ PERC
10. Normalna sprawa     feat. LAIKIKE1, DJ TE
11. Replikant     feat. JEŻOZWIERZ
12. Mr. Perfect    feat. PEERZET, PYSKATY, DJ TE
13. ?!     feat. OTSOCHODZI, DJ DANEK
14. Instrumental #2    feat. BEJOTKA, DJ FLIP
15. Nierówno pod sufitem     feat. OXON, REVO, DJ ROKA
16. Ulic śpiew    feat. EMAS, STILLO, ERKING, FLOJD, DJ NORIZ
17. Drugie życie    feat. ERKING, EGOTRUE, DJ TE
18. Jedna myśl     feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK, DJ IKE
19. Eskapizm    feat. ROVER, JOPEL, DJ DANEK
20. Outro    feat. DJ ROKA

    Legalny album producenckiego duetu przeszedł, owszem, doceniony, ale tylko przez prawdziwych fanów hip hopu (jakkolwiek tego nie zrozumiesz). Wydaje mi się, że może powinien mieć więcej uwagi, ale może po prostu NNFOF nie są aż tak medialni, jak trzeba. Dlatego tym razem na płytę zaproszona została cała śmietanka naszej sceny - ale znowu, nie tej fejmowo-mainstreamowej, tylko tej z wyższej półki, ale niższego poziomu, nazwijmy to, sprzedania (choć od dawna wiadomo, że rap to doskonale sprzedający się produkt, pod warunkiem, że jest dobrze /czyt. chwytliwie/ zrobiony i jeszcze lepiej wypromowany).
    Siwski i Tykshta mają swój ustalony klimat - w większości to mocno klasyczne, samplowane traki, owinięte na dość typowych perkusjach. Ale, żeby nie było, że NNFOF są zacofani, mamy tu trochę prób wjechania w nowoczesny sznyt, zmieniając paterny perkusji, grając większość podkładu na syntezatorach, ciągnąc niskim basem po podłodze (np. 'Niesmak', czy instrumentale). Nie oszukujmy się, część z tej muzyki jest bardzo bezpieczna i czasem wręcz nudna - tylko kilka numerów rusza tak, jak powinno, choćby '?!' na ostrych gitarach, czy tajemniczy 'Replikant'. Dobrze wypadają dje, dodający tempa, ale muzycznie to płyta jest nieco zbyt długa i męcząca, choć nie pozbawiona dobrych traków.  
    Tyle ludzi na majkach! Na szczęście oszczędzono nam wypełniaczy, których kawałki trzeba skipować, bo nie da rady ich przełknąć. Dlatego mamy tu wejścia lepsze i zwyczajne. Z tych lepszych Oxon z siłą sztormu wbija się w uszy - energetyczny, świetny numer, tak samo, jak jego duet z Revo. Toster zwraca uwagę swoim flow, a wraz z JNR i Admą tworzą całkiem udane trio. Sarius jak zwykle trzyma poziom, nawet na tym syntetycznym podkładzie. Zaskoczył nieco Rak, który przyszedł na majka z bardzo porządnymi wersami. Laikike, Peerzet i Jeżozwierz trzymają zazwyczaj poziom, więc ich dobre kawałki nie dziwią. I Pyskaty też pewnie nie powinien, ale jego zwrotka wypada tu naprawdę świetnie. Otsochodzi już od jakiegoś czasu zwraca moją uwagę i tu wcale nie zawodzi - to bardzo porządny trak. Średnie wejścia zaliczają zaś Junes i Pih nawinęli dość porządnie o tym, że wprawdzie mają 'name', ale pieprzą 'fame' - jakkolwiek nie byłoby to fałszywe odnośnie Piha. Trochę zawiedli Huskos z Cirą - przelecieli bardzo nijako i naprawdę stanowią tu szarą masę - podobnie jak Bonson z Greenem i pozostali. Jako miłą odmianę, umieszczono tu jeden trak r&b z Justyną Kuśmierczyk - trak przyjemny dla ucha.
     Może i byłaby to niezła płyta, ale trochę tu za dużo zwyczajności. Nazywam to rzemieślniczym rapem - i tacy są nie tylko producenci, ale i większość rymujących zawodników. Osobiście zrobiłbym z tego świetną epkę z Oxonem, Jankiem Otso, Tosterem, JNR i Admą, Jeżem, Rakiem i Sariusem - wtedy bez wątpienia piątka. Ale tak...

OCENA: 4\6

MASZ TU ODSŁUCH I PIERDOL TEN FEJM

sobota, 20 lutego 2016

REST - WIARA NADZIEJA MIŁOŚĆ

Step 2015

1. Start 
2. REST 
3. Wiara feat. BEZCZEL, ERO
4. Póki co
5. Czarna Wizja
6. Odpowiedzialność feat. PIETRAS  
7. Daj Boże 
8. Nie powiem Ci jak żyć feat. POLSKA WERSJA, SAFUL   
9. Nadzieja    feat. EMAZET 
10. Najwyższa wartość feat. SOWA, KACPER, KALI, JONGMEN, MICHRUS, DAWIDZIOR 
11. Dokąd idę?
12. Sam Wiesz feat. DuUDEK P56 
13. Nie Pozwól feat. NIZIOŁ, ŻABA, KAFAR 
14. Miłość feat. MARLENA PATYNKO
15. REST (Wilkulon Remix)
16. Nie pozwól feat. NIZIOŁ, ŻABA, KAFAR (DNA Remix)
17. Najwyższa wartość feat. SOWA, KACPER, KALI, JONGMEN, MICHRUS, DAWIDZIOR (DNA Remix)
18. Daj Boże (Wersja archiwalna)

    Tak to już jest, że jak w grupie jest dużo rapperów, to po sukcesie wspólnych płyt ekipa zaczyna iść na swoje i każdy próbuje realizować własne wizje, na które w zespole nie byłoby szans. Dlatego pod koniec roku dostaliśmy kolejną solówkę z szeregów Dixona. Płyta Kafara niewiele różniła się od dokonań D37, więc nie miałem złudzeń, że tu będzie inaczej.    
    Rest zgromadził na swojej płycie całą paletę producentów. Kriso, Choina, Wits, Dies, Czaha, NWS, Goofer, Feru, Pawbeats, Dos, Kaszpir i DNA, który zrobił remiksy to dość długa lista, przyznacie. A przecież jest tu również DJ Gondek, DJ Cumz i DJ Hard Cut na wosku. Jaki jest tego efekt? Spory misz masz stylistyczny, bo przeskakujemy tu od klasycznych brzmień (Kriso, Choina, Feru, NWS), przez nowoczesny hip hop (Wits), aż po njuskulowe trapy (Dies, Pawbeats). Podkłady niestety w większości nie porywają, niektóre nudzą, inne irytują, jest parę lepszych, ale ta zbieranina bitów wygląda na zupełnie przypadkową, pozbieraną od znajomych na zasadzie 'o, to jest fajne, biere'. Brak tu spójności i konceptu.
    Rest jest rapperem, który w czasie 50 minut obcowania z płytą zalicza wszelkie opcje: tu płynie bardzo ładnie zgodnie z bitem, a tam z kolei się wysypuje z rytmu. Tu ma teksty pełne przemyśleń i konkretnych rozkminek, aby za moment wejść z wersem typu 'życie jest życiem, kurwa jest kurwą' i sam już nie wiesz, czy chwilę wcześniej dobrze słyszałeś i czy ten koleś tak na poważnie, czy nie. Rest zaprosił tu całkiem sporą rzeszę gości, która robi po prostu swoje, czasem wybijając się stylistyką, czasem jakimś wersem, ale generalnie poziom jest tu stały - czyli średni. Na albumie mieli pojawić się jeszcze Sokół i Borixon, ale... olali Resta, za co dostało im się parę gorzkich słów. Wersy są tu jak muzyka - nieuporządkowane, pozbierane z każdej strony, dość luźne, choć wcale nie najgorsze.
    Jeśli mam być szczery, to z dwóch solówek Dix37 lepsza jest jednak ta Kafara - Rest chyba nieco nie przemyślał albumu, bo brzmi to tak, jak przypadkowa składanka różnych kawałków. Nie jets to zła płyta, wbrew mojemu narzekaniu, ale nie jest to również dzieło wybitne, warte zapamiętania. Ot, kolejna płyta z życiowym przekazem.

OCENA: 3+/6  

SPRÓBUJ UWIERZYĆ, ŻE NADZIEJA DOPROWADZI CIĘ DO MIŁOŚCI

czwartek, 18 lutego 2016

ADHD - KOŚCI I KWIATY

Grasshopper 2015

1. Księga rymów
2. Bałałajka
3. Jakimś cudem
4. Za kurtyną powiek
5. Nie ma nieba
6. Na krańcu świata
7. Nerwus
8. Walka z cieniem feat. THE MOON
9. Pobite gary
10. Wino kobiety i śpiew
11. Pijany diabeł
12. Błędne koło
13. Karmazyn
14. Ty
15. Biała gorączka
16. Za tych co nie mogą
17. Dwanaście złotych

    ADHD, czyli Freon, Mustafa, Strach i Opiat siedzą na wrocławskiej scenie od ładnych paru lat. Nie jest to oryginalny skład, bo przecież trochę się pozmieniało przez lata, ale ostatnio dalo się zauważyć, że chłopcy pojawiają się coraz częściej u Winiego, czy na innych produktach Stopro. Transfer z Wrocka do Szczecina okazał się prawdą - legalny album ekipy znalazł się na sklepowych półkach.
    Nadwornym producentem grupy jest Opiat, który wyknał tu wszystkie bity z pomocą Panamy, grającego na różnych gitarach. Wyszła z tego muzyka mroczna, trochę w klimacie średniowiecznego lochu - doskonale pasuje do pretensjonalnej i teatralnej okładki. Pobrzmiewają tu echa klasycznego hip hopu, ale również bluesa, ragga, czy nawet nowojorskiego hardkoru. Nie zawsze efekt jest zadowalający, bo taki 'Na krańcu świata' kojarzy mi się raczej z nagrywkami Cathedral Hill (#gimbynieznajo), niż współczesnym rapem, ale kiedy na początku wchodzą te bałałajki, przyznam, że mnie wzięło. Nie na długo, bo bity nie są równe i akcja przelatuje od horroru, przez sensację do taniego melodramatu. Nie zawsze gitary Panamy pasują do całości, tworzą wrażenie, że to 'Muzyka łączy pokolenia' z Perfektem. Ogólnie nie jest źle, ale parę patentów jest nietrafiona.
    W składzie mamy trzech rapperów, każdy w zasadzie inny. Jeden z wyższym głosem, drugi warczy, trzeci zaś jest najbardziej melodyjny i modulujący głos - wybaczcie, nie wiem, który jest który. Nie istotne, bo mają dopracowany styl, więc słucha się ich nieźle. Z tekstami bywa dość różnie, często wersy są poetyckie i totalnie wpasowane w klimat okładki, czasem jednak wpadają w ton melancholijny albo wręcz przeciwnie, opowiadają dość brutalne historyjki. Mistycyzm, natchniona poezja - to jest skonfrontowane z nieco prostackimi opisami chlania oraz drastycznymi opowiastkami rodem z horroru. Wpadło tu kilka ciekawszych wersów i w zasadzie może warto sprawdzić ten krążek ale...
    Nie jest to konieczne. W zasadzie jest to płyta z założenia ambitna i oryginalna - i owszem, wyróżnia się na tle innych, ale chłopcy chyba trochę przesadzili w każdą stronę. Po pierwsze nie zdecydowali się, czy robią rap teatralny, horror core, czy zwyczajny reality rap. Po drugie, muzyka nie zawsze stoi na wysokości zadania. Po trzecie, za dużo patosu. Znośne, ale bez szału.

OCENA: 3+\6  

RZUĆ KOŚĆMI I WEŹ TEN BUKIET, SZMATO

środa, 17 lutego 2016

PILS - 90

Cannybiz 2015

1. Intro
2. Rapland
3. Preludium
4. Na południowym wschodzie
5. Będzie nas coraz więcej
6. Konsekwentny
7. Czysty stuff
8. Ludzie się nie zmieniają
9. Czasem
10. Automotywacja
11. Konsekwentny 2
12. Dysproporcje    feat. KORBEL
13. Skit
14. Co tu się ziomuś dzieje    feat. KOKOT, PĘKU
15. 90

    Szczerze mówiąc, nigdy nie ogarnąłem gracza pod nazwą Pils. W zasadzie z Rzeszowa co jakiś czas wychodzi coś znanego tylko tam i okazuje się, że to bangier, więc sprawdzam. Zaintrygowało mnie już to, że w trakcie przygotowania płyty Pils odwiedził Francję, Luksemburg, Niemcy, Austrię, Słowację, Węgry, Czechy, Słowenię, Włochy, Szwajcarię i Monako, aby przygotować teledyski i promocję. Jak to mówił klasyk, mają rozmach, skurwysyny...
    Producentów weszło do studia kilku, ale płyta na szczęście zachowuje spójność. Złote Twarze, Wrb, Radonis, Fleczer, Oer i DNA stworzyli bardzo klasyczne, oparte o sympatyczne, bujające sample, owinięte wokół bumbapowych perkusji. Ciężko wyróżnić tu którykolwiek bit albo producenta, bo te podkłady brzmią, jakby wyszły spod ręki jednego człowieka. To nawet dobrze, bo wszystko gra bardzo jednolicie. Na tych bitach położyli jeszcze drapanie DJ Monk, DJ Paulo i DJ Dizos, dzięki czemu brzmi to jeszcze bardziej klasycznie. Nic wielkiego, ale zawsze sympatycznie posłuchać nieźle wyprodukowanej płyty, tkwiącej korzeniami w latach '90. Drugiej połowie, ale zawsze.  
    Pils nie jest już taki młody i to słychać, że jest to dość doświadczony zawodnik - w końcu nagrywa od już '99. Flow jest mocno klasyczne i poukładane, poprawne i bez szaleństw, ale doskonale to się komponuje z podkładem muzycznym. Do tego koleś pisze wersy proste, ale trafiające tak, jak powinny. Nie sili się na zbędną poezję, 'trzyma kierunek, śmiga z tematem', choć trafiają się wersy, które warto zauważyć, typu 'nie czekam na mannę, jak kiedyś na Bebiko'. Choć ogólnie to takie rzemieślnicze rymy o rzeczywistości. Trafia się więc coś o rapie, o używkach, o nakręceniu do dalszej pracy, a nawet modne ostatnio wydźwięki antyislamistyczne, gdzie główne skrzypce w tym temacie gra Kokot z Official Vandal, a wtóruje mu Pęku.
    '90' to swoisty powrót do lat '90 właśnie. I bity i tematyka, i stylistyka - wszystko przywraca klimat z dawnych lat. To taka porządna, podziemna płyta, która zapewne przeleci słabo zauważona, bo ludzie teraz słuchają albo trapów /cloudów albo uliczników. Ale jesli lubisz ten 'prawdziwy hh', to poświęć Pilsowi 50 minut żywota. A zwłaszcza, jeśli spodobał Ci się materiał od Pluta - był nieco lepszy, ale Pilsowi też dużo nie brakuje. Solidnie, bez wielkich wzruszeń.

OCENA: 4/6

SPRAWDŹ TEN CZYSTY STUFF OD PILSA

wtorek, 16 lutego 2016

MIEJSKIE FASCYNACJE - SURVIVAL

Ciemna Strefa 2015

1. Mówią Bloki
02. Miejskie Fatum
03. To We Mnie Utkwiło
04. Ambitnie Tworzę Rap
05. Zamęt
06. Brak Przerwy   feat. ŁAPA
07. Bezwonny
08. Czy To Ma Znaczenie   feat. CZERWIN
09. Dogonić Czas    feat. KOKOT
10. Skrzydła Ikara   feat. BANITA WM, ARTURO
11. Oszaleć Można   feat. CYHACZ, MONIKA B.
12. Czuję Niemoc
13. Miewam   feat. JACOL, SOWO
14. Czas Się Obudzić
15. Zmiany W Otoczeniu   feat. SLAM, RUSH

    Dwóch warszawskich rapperów, ATR i Opar, działa już jakiś czas na scenie, pod koniec zeszłego roku udało im się wydać swój pierwszy legal. Wydała go Ciemna Strefa, zatem można było spodziewać się typowego ulicznego brzmienia.
    Tym bardziej, że prawie całość wyprodukował Wowo, a uzupełniał go NWS, nadworni producenci ulicznego rapu w Polsce. Jeden podkład pochodzi od Maikendo. Muzyka tu jest agresywna, sprowadzona do hardkorowego, klasycznego brzmienia, choć oczywiście podciągniętego do naszych czasów. Smętne pianinka i rzewne skrzypce zamieniono na gitary elektryczne, brzęczące basy i energiczne melodie, jednak kłamałbym, gdybym stwierdził, że tych typowych pianin i skrzypiec nie ma. Owszem są, ale producenci użyli ich oszczędnie i z wyczuciem. Klimat nie zgniata, ale kiwa głową, choć jest pełen przemocy. To taka ścieżka dźwiękowa do jakiegoś filmu o ciężkim życiu na ulicy. Producentów wspomaga DJ Gondek i wcale nie brzmi to wszystko jak spod kliszy - mimo, iż pozostaje głęboko w gatunku.
    Rapperzy również w nim siedzą. Pozytywną rzeczą jest fakt, że potrafią rymować - o co wśród tej całej ulicznej hordy bywa ciężko. Mają właściwe flow, umieją napisać wersy tak, aby mieściły się w bicie. Generalnie brzmią ok. Teksty na szczęście również są po prostu poprawne i dają się słuchać. Nie ma aż takiego ciśnienia na prawilność - to raczej opowieści z życia dzielnicy - dość mocne, ale przecież taki był zamysł. Uliczny survival, trudna sztuka przetrwania w betonowej dżungli (czy jakoś tak). Goście zwyczajnie są, jedni lepsi, drudzy gorsi (np. Sowo) - nie wyróżniają się niczym z tłumu im podobnych. Nie zapamiętałem ani jednego rymu - w czym można dostrzec również plusy, bo mam przykrą cechę wyciągania najbardziej bzdetnych tekstów z płyt - tu tego nie ma.
    Płyta Miejskich Fascynacji jest jedną z wartościowszych spośród dziesiątek ulicznych produkcji. Po pierwsze dlatego, że producenci nie poszli w te melodramatyczne skrzypce z pianinem, tylko rozwinęli brzmienie. Po drugie rapperzy dają coś od siebie, nieco więcej niż smęty o ciężkim życiu na ławce i byciu prawilnym po wsze czasy. Dzięki czemu zaszalałem z oceną.

OCENA: 4-\6 

ZAFASCYNUJ SIĘ ICH MIEJSKOŚCIĄ, BEJBE

poniedziałek, 15 lutego 2016

GALIMATIAS - TŁUSTE PY & MONSTER GARAŻE

Galimatias 2015

1. Intro
2. Przekazodojne krowy
3. Hipokracja    feat. MAPET NTK
4. Finał     feat. SKORUP
5. Miasto prywatne    feat. KLIFORD NTK
6. Pocisk    feat. ENTERO
7. Bomba 
8. Dziki Kraj     feat. MATEK NTK
9. All I need is 1 like
10. Smart People
11. Faato     feat. ARES ADAMI
12. Chciwość    feat. MIĘDZY SŁOWAMI
13. Outro

    Galimatias Skład może nie być znany szerokiemu gronu odbiorców, ale kto jest blisko łódzkiej sceny rapu, będzie wiedział, że Zawyas, Klaziu i Danny są tu od ponad 10 lat i na pewno nie jest to ich pierwszy album - a co najmniej czwarty. No, z tym, że pierwszy na legalu. Warto?
    Chłopcy sami sobie tworzą podkłady - przede wszystkim robi je Zaywas, który popełnił ich najwięcej, ale pozostali członkowie składu tez potrafią klecić bity. Do dwóch zatrudnili również Przemka Grzelaka oraz na wosk weszli DJ Cider i DJ Flip. Co nam to daje? A otóż całkiem niezłą i bujającą pakę klasycznych podkładów, pełnych sampli, czasem żywych gitar oraz klimatów łączących Złotą Erę z funkiem i reggae - zwłaszcza jamajskie wajby są tu wyraźnie słyszalne, choć rapperzy nie próbują wygłupiać się z toastowaniem (dzięki im za to!). Słuchalne, porządne, buja głową.
W zasadzie takie było założenie, więc nie ma się czego czepiać, c'nie?  
    Obaj rapperzy brzmią, jakby żywcem wyjęci z lat '90. Czy to źle o nich świadczy? Ależ skąd, choć z drugiej strony nie brzmi to specjalnie świeżo. Obaj rymują poprawnie, nie zaliczają nieprzyjemnych wpadek i zwyczajnie płyną sobie po bitach. I w sumie to tyle. A tak to. Bo teksty po prostu są, takie typowe dla tamtych lat ego trippin, czyli przeskakiwanie z tematu na temat i nie trzymanie się ściśle zasadniczego wątku. A tematy, poruszane na albumie są bardzo różne: od rymowania i hip hopu, przez wiarę, politykę, po reprezentowanie swojego miasta. Czyli rozpiętość pełna, dla każdego po trochu. Nie są to słabe wersy (poza drobnymi wpadkami - ale to może tylko moje zdanie - sprawdź zwłaszcza ostatnią zwrotkę 'All I need is 1 like')), ale nie ma tu nic przykuwającego uwagę, MC robią po prostu swoje. Tak samo, jak goście, głównie łódzcy koledzy, choć trafił się tu również i Skorup (wyróżniający się tylko flow i głosem - dobre i to) oraz włoski rapper Ares Adami - to chyba pierwszy przypadek kolaboracji polsko-włoskiej? Czy ja coś pominąłem?
    Kolejna poprawna, wręcz rzemieślnicza płyta, która nie wystaje poza ramy ani trochę. Nie można nic tu zarzucić, ale i ciężko za coś pochwalić. To następny album, który wyląduje u kolekcjonerów gatunku na półce z napisem 'Przesłuchałem, może być. Wrócę za 5 lat'.

OCENA: 4-\6 

ŁAP PROMOMIX ALBUMU I POWIEDZ, CZY MAM RACJĘ

niedziela, 14 lutego 2016

AD.M.A - GDY SKRZYDŁA W POPIELE, BOGINIE SCHODZĄ NA ZIEMIĘ

3/4 UGS 2015

1. Syrena
2. Gdy Skrzydła W Popiele
3. Femme Fatale
4. Bum Bum
5. Mitologia
6. Nic Się Nie Zmienia
7. Młode Lisy
8. Anton Delbrück
9. Tramwaj Zwany Pożądaniem
10. Niebezpieczna Przestrzeń
11. Lity    feat. W.E.N.A.
12. Skandal
13. Ważniejsze Niż Lęk
14. Golden Ratio

    Ad.M.A. to od jakiegoś czasu jedna ze światlejszych gwiazdek polskiego rapu kobiecego. I nie da się tu wrzucać kobiet i mężczyzn do jednego worka - rapper i rapperka to dwa zupełnie różne twory, co by nie mówiły fanki równouprawnienia. Kobiety mają inną wrażliwość, głos i nawet jeśli trafi się konkretna i mocna babka (np. Rena, czy Ryfa), to po drugiej stronie też znajdą się nieco bardziej kobiece typy (Krasza). Tymczasem wiadomo, że tu mamy do czynienia z kobietą z krwi i kości: poetycka okładka i tytuł, wszystko bardzo kobiece. Ale czy facet zatem to przebrnie?
    Grejtu, Łukasz K, Jimmy Kiss, Marek Migryt, Teken, Markuszynsky, soSpecjal, Ayon, Scandal P, Secret Rank i Senor Fresh to pełna lista producentów, widać więc łatwo, że a) jest ich bardzo dużo i może być niespójnie, b) są to producenci nowocześni i dający często natchnione podkłady - czyli takie, jakich mogę nieścierpieć. Zanim zacząłem odsłuch byłem już nieco uprzedzony do zawartości. Hmmm... I faktycznie - to ten typ muzy: nostalgiczny, syntetyczny, ale przyznam, że pasuje idealnie do rapperki. Gdyby do tego nawinął jakiś facet, piznąłbym dyskiem psu do aportu. Jednak pomimo rozlazłych perkusji co trzecie stuknięcie, pozawijanych, komputerowych melodii i zawiesistych aranży, okazuje się, że tu właśnie taka muzyka ma rację bytu (bitu?). Nadal nie jestem fanem, ale przynajmniej wszystko tu współgra ze sobą i pomimo mnogości bitmejkerów wszystko razem bangla.
    A to, co wyprawia tu Adma, to zupełnie inny poziom percepcji. To już nie jest rapperka, to multiwokalistka, obdarzona słodkim głosem, którym potrafi jednak wbić głęboko szpilę. Adma śpiewa, aby za chwilę posłać kilkanaście mocnych rymów, kończąc na kuszącym szepcie. Z wersów wyłania się obraz silnej laski, która wie, o co jej chodzi i do czego w życiu dąży. Jest świadoma swoich zalet, ale również i wad, ale ma dupeńce, co o niej myślisz. Nawet, jeśli ujebała sobie skrzydełka w popiele albo co innego w czymś innym. Albo może rozdrapuje prywatne rany. Chyba najciekawiej wypadł tu dla mnie kawałek 'Lity' z Weną - a jakże, o butach (mniej lub bardziej). Ale jest tu również kilka innych wartych uwagi traków, dość powiedzieć, że płyta się nie nudzi i Adma jest tu zdecydowaną gospodynią - widać, kto tu rządzi.
    No cóż, na pewno nie jest to dzieło wybitne. Nie szkodzi, bo jest wystarczająco ciekawe, aby zagłębić się w ten klimat, który przypomina mi nieco atmosferą płytkę 'Puk.Puk' Kasi Nosowskiej. Nie lubię takiej muzyki, ale nie mogę się za bardzo tu do niej przyczepić, bo jest tu uzasadniona i wydaje się być na miejscu. A sama Adma? Poprzeczka została podniesiona wysoko dla innych dziewczyn na majku.

OCENA: 4+\6

POSŁUCHAJ, JAK AD.M.A Z WENĄ GADAJĄ O PANTOFELKACH

sobota, 13 lutego 2016

SKORUP & JAZ BROTHERS - LUDZIE CHMUR

MaxFlo 2015

1. Powrót króla
2. Tylko tyle
3. Chłodny front    feat. MELA KOTELUK
4. Unikatowy folklor
5. Ludzie chmur
6. Nie pytamy o drogę   feat. MADEMOISELLE CARMEL
7. El Prezidente   feat. POLO, JAROSŁAW SPAŁEK
8. Drzewo
9. Jak to się nazywa
10. Stary Funk
11. Zagubiona autostrada
12. Skrzypek na dachu
13. Daj długopis
14. Światło w tunelu

    Zawsze bardzo lubiłem Skorupa, bo to jest bardzo wyjątkowy i nietuzinkowy rapper. Każda płyta to podróż w krainę pełną fantazji, genialnych wersów i ciekawej muzyki. Może ostatnia płyta troszkę rozczarowała, ale i tak była lepsza, niż 3/4 produktów sceny. Szkoda, że Skorup jest tak niedoceniany.
    Jaz Brothers to goście, którzy powinni być rozszarpywani na scenie. W sensie, że rozchwytywani, nie na strzępy. Ten duet tworzy cudownie wyważone podkłady, które toczą się w trybie 'mellow', są pełne jazzowych wajbów, ciepłych sampli i żywych instrumentów. Całość toczy się z wolna, ale nie zamulając, a głowa sama kiwa się do tych bitów. Do tego całego klimatu wcinają się jescze DJ Eprom, DJ Hopbeat, DJ Roka, DJ HWR i DJ Bambus - czyli klasyka polskiego drapania. Razem, wespół w zespół ci ludzie stworzyli świetny obraz swoimi dźwiękami, słucha się tego wybornie i człowiek aż żałuje, że to tylko trzy kwadranse.  
    Zresztą, nie tylko podkłady tu hulają, Skorup na tej płycie postanowił wejść na wyższy poziom. Czy mu się to rzeczywiście udaje - myślę, że to kwestia gustu, bo jest to rapper bardzo charakterystyczny. Na pewno nie można mu odmówić skillsów lirycznych, bo gry skojarzeń (nie, nie hasztagi, to byłoby zbyt proste), storytellingi i zabawy słowem często wywołują banana na ryju. Skorup przyspiesza, zmienia flow, bawi się nie tylko słowami, ale i głosem. Znamienny tytuł ma pierwszy kawałek, nie pozostawia on wątpliwości, że chłop wyraźnie wie, czego chce. Z rymujących gości jest tu tylko przeciętny Polo, reszta to wokaliści - i to cholernie dobrzy. Skorup opowiada dykteryjki o kłopotach z kłopotami, o życiu, polityce, a nawet idzie nieco w bragga, rozdając pancze - może nie w konkretne ryje, ale i tak celne. Skorupa trzeba posłuchać i dać się ponieść jego gadkom: ironicznym, zabawnym, przewrotnym.
    O ile moim ulubionym albumem był od dawna 'Etos Kowboja', to 'Ludzie Chmur' bardzo się do tego topu zbliżyli. Skorup, po krótkiej obniżce lotów, znowu podniósł poprzeczkę. Ten album jest bardzo słuchalny, pełen kołyszących, prawdziwych bitów i rappera, który doskonale bawi się tm, co robi, przy okazji dając słuchaczowi sporo satysfakcji. Świetny materiał.

OCENA: 5-\6


POCZYŃ TEN KROK W CHMURACH

piątek, 12 lutego 2016

HUDY HZD aka HAZZIDY - 9000 DNI

Hemp 2015

1. Intro
2. Wydeptana ścieżka
3. Psychoaktywny
4. 9000 dni
5. Skit WuWuA 2003
6. Niewolnik marzeń    feat. WILKU WDZ
7. Ja to wiem
8. Granat na błękit    feat. BART JWP
9. Zapalniczka
10. Wracaj do mnie
11. Hazzidy    feat. KAROLINA BŁAŻEJCZYK
12. Wiadomości z wojny
13. Nadzieja
14. Pewne wymarłe miejsce

    9000 dni to niemal 25 lat - czyli mniej więcej tyle, ile ma Hudy. Już swoim pierwszym legalem zwrócił on na siebie uwagę, bo zapowiadało się na kolejnego nudnego ulicznika, a tu okazało się, że chłopak ma skillsy i wersy jak trzeba. Teraz wyszedł jego drugi legal i przyznam, że spodziewanie miałem spore.
    Za warstwę muzyczną odpowiedzialni tu są Szczur, Szwed, Siódmy, Jednras i Diabelsky Bass, a o skrecze zadbali DJ Steez i DJ Gram. I są to bity ciężkie, hardkorowe, ale bez typowego dla ulicy melodramatu. Owszem, głęboki bas dudni, perkusje toczą się niczym pociąg towarowy, ale dźwięki nie są odbite z kliszy. Klasyczne brzmienie rodem z podziemia NY robi tu świetną robotę. Może nie wszystkie podkłady są aż tak dobre, żeby się zachwycać, ale nie ma tu kawałka słabego. Weźmy taki 'Psychoaktywny' - zmiata z ziemi, podobnie, jak 'Hazzidy' (choć refren zbyt mocno inspirowany 2Pac'iem, jak dla mnie...) albo nieco orientalny 'Wiadomości z wojny'. Słucha się tego bardzo fajnie. 
    Hudy do poetów nie należy - ale to nie szkodzi. Ma flow pełne pasji i zaangażowania oraz silną osobowość. W ten sposób otrzymujemy płytę pełną spostrzeżeń życiowych, wspomnień, czy wręcz manifestów. Zresztą, jak mówi tytuł i zdjęcia we wkładce, całość jest retrospekcyjna, to pewne rozliczenie się ze swoim życiem. Nie ma tu wersów do cytowania, za to są teksty, których można posłuchać i się z nimi po prostu zgodzić. Większość albumu ogarnia on sam, ale weszło tu kilku gości - najbardziej niespodziewanym jest mały Bartek, rymujący wespół z HZD. Oprócz niego znalazł się tu również Wilku, choć nie zaczarował i wypadł dość blado na tle Hudego. No i Karolina, dzięki której numer 'Hazzidy' nabrał tajemniczości i zmysłowości.  
    To jeden z tych albumów, które włączysz i będą lecieć: porządny, dopracowany, bez wpadek. Trochę rzemieślniczy, ale to tym lepiej. Hudy jest niestety trochę niedoceniany, ale moim zdaniem warto dać mu szansę. Na pewno jest on szarą eminencją w Hempie. O ile 'Historie Z Dna' były dobre, to '9000 Dni' jest jeszcze lepsze.

OCENA: 4+\6

MOŻE NIE 9000 DNI, ALE ZA TO CZTERY MINUTY

czwartek, 11 lutego 2016

TE-TRIS - DEFINITYWNIE

Step 2015

1. Perfekt  
2. Zemsta Montetzumy
3. Azyl   
4. Bicz    
5. Skandalej       
6. Jurek Mordel   feat. RAS, ASTEK
7. Kopi Luwak 
8. Xoxo              
9. Moroder            
10. Stratosfera         
11. Pampeluna                   
12. Definitywnie                         
13. Thx                                   
14. Dzieci Naszych Starych   feat. KUBA KNAP
15. Zprdl   

    To już cztery lata od 'Lotu'. Potem wpadł jeszcze projekt z Pogzem, kilka gościnnych występów i... wszyscy czekali na kolejny album. Wiadomo, Tet ma dużą bazę fanów, zresztą zasłużenie. Tym razem zapowiedzi mówiły, że rapper ma powrócić do klimatu pierwszych nagrań, co mnie ucieszyło, bo im dalej Tet próbował nadgonić trendy, tym bardziej się rozmieniał na drobne.
    Można powiedzieć, że Tetris sam wyprodukował sobie cały album. Owszem, z pomocą przyszli mu Kacper Winiarek, Sir Mich i Nerwus, ale to właśnie on stoi wszędzie na pierwszym miejscu. I rzeczywiście, płyta brzmi jak powrót do korzeni, ale nie oznacza to wcale, że archaicznie. Klasyczne perkusje dostały fajne sample, parę instrumentalnych przygrywek (gitary, dęciaki, klawisze) oraz uaktualnienia dzięki kooproducentom. Czyli album jest w wydźwięku klasyczny, ale zupełnie up-to-date, nie nudzi, nie zamula - powiem więcej - nie znalazłem tu słabego numeru. Nawet jeśli wpadają udziwnienia typu 'Moroder'. Do tego wszystkiego pojawiają się tu jeszcze na wosku DJ Ike i DJ DBT i mucha nie siada. Ścieżka dźwiękowa brzmi super - tak powinien wyglądać hip hop tej dekady.
    Zdecydowanie taki styl muzyki najbardziej odpowiada Tetrisowi, chce tego, czy nie. Klasyczne bity najbardziej uwypuklają jego skillsy, które na 'Locie' ginęły gdzieś w tych nowoczesnych zawijasach. A tutaj? Tet śmiga po tych bitach jak nawiedzony, rzucając wokół tysiącem hasztagów, follow-upów, panczy, opowiastek, przenośni... Dobrze, że we wkładce są teksty, można śledzić je na bieżąco, bo w którymś momencie zaczynasz nie ogarniać natłoku pomysłów. Weź pierwsze lepsze wersy: 'nasz najlepszy czas nadchodzi wreszcie / Od teraz nacieram i będę the bestem / We wszystkich tabelach; pieprzony Excel' albo 'Dobrze robi człowiekowi skumać życia sedno / Czarne na białym dawać zamiast tylko rzygać tęczą'. Ale w sumie cytować tu można prawie każdą linijkę. Do tego Adam dobrał sobie jeszcze trzech gości, którzy jedynie podnoszą poprzeczkę: genialny Astek, świetny Ras i Kanp ze swoim luzikiem.
    Szczerze powiem, że po kilkunastu już odsłuchach, 'Definitywnie' jawi mi się jako definitywnie najlepsza płyta Tetrisa. Dojrzała, przemyślana, z doskonałym brzmieniem. Tet osiągnął cel - zrobił płytę, którą zamknął gębę marudzącym (w tym mnie). Tet? Nie zmieniaj receptury.

OCENA: 5\6

DEFINITYWNIE MUSISZ TO ZBADAĆ

środa, 10 lutego 2016

TAU - RESTAURATOR

Bozon 2015

1. Restaurator
2. Fair Play
3. Sternik
4. Pinokyo
5. Ostatni Taniec
6. Święty
7. Casanova
8. Goliat
9. Jestem
10. Język Miłości
11. Na Niby
12. Ból
13. Krzyż
14. Kołysanka
15. Miłosierdzie
16. Marzyciel
17. Przybysz
18. Kosmonauta (Bonus Track)

    Już okładka czwartej płyty Medium aka Tau zwraca na siebie uwagę niebalnalnym wykonaniem. Na samej okładce widnieje rapper stylizowany na mnicha, z krzyżem na piersi, widoczny za rusztowaniem - najwyraźniej wizerunek podlega restauracji. Spodziewałeś się kurczaka z frytkami? Nie, to raczej odnowa ducha. Biorąc pod uwagę ostatnie doniesienia o tym, że na koncertach dochodzi do cudownych ozdrowień, sięgałem po album drżącą ręką.
    Założenie było takie, aby na płycie znalazło się wiele gatunków rapu. I płytę otwiera Gibbs w klimacie Detroit, inspirowany pracami J.Dilla. Za nim podąża Chris Carson z dwoma kawałkami: pierwszym nowocześniejszym, drugim nieco bardziej klasycznym. Gawvi dał agresywny, doskonały 'Pinokyo', pociągnięty na połamanych perkusjach. Zdolny podklepał bardzo syntetyczny 'Ostatni taniec' i nieco spokojniejszy 'Święty'. Sam Tau sprawił sobie również kilka traków. Ciekawe, że SoDrumatic, którego zazwyczaj nie trawię, dał tu świetny numer 'Goliat', ale nie wszystkie stanęły na wysokości zadania (straszny 'Przybysz'). Troche gorszy, nieco pop-rockowy 'Jestem' Tau wziął od ojca Jakuba Waszkowiaka, choć to akurat nie był najlepszy pomysł. Są tu jeszcze Pawbeats (taki radio friendly nowoczesny rap), Sherlock i Julas (świetny, syntetyczny bit do 'Kosmonauty'). Ogólnie muszę powiedzieć, że muzyka sprawdzałaby się bardziej bez tekstów, bo te klubowe kawałki o byciu świętym nieco zgrzytają.   
    Tau jest naprawdę dobrym rapperem. Poukładane flow, starannie dobrane wersy, wszystko tu bangla - może tylko poza przekazem. Bo wersy Taua naładowane są religijnymi: ratuj swą duszę, bo umrzesz, a Jezus jest zbawieniem. W zasadzie większość warstwy lirycznej kręci się wokół pochwały Jezusa i potępienia grzesznego życia. Przyznam, że po jakimś czasie przestałem zupełnie słuchać tekstów, bo denerwowało mnie to napuszenie religijne i wciskanie mi morałów rodem z Biblii. Najlepszym trakiem tu jest według mnie 'Pinokyo', niczego sobie jest 'Goliat', ale na przykład taki 'Ostatni taniec' jest wręcz żenujący z refrenem 'możesz tańczyć, tańcz / lecz pamiętaj, że wróci nasz Pan' i tekstem o upodleniu w klubie. WAT? Nie ma tu naturalnie żadnych gości, poza wokalistami (jest nawet Maleo!), którzy wypełniają refreny - bo patrząc na scenę, kto mógłby uczestniczyć w tej duchowej jeździe bez trzymanki?
    Ciężki album, przede wszystkim z uwagi na ładunek religijności na sekundę. Moralizatorstwo przekracza wszelkie normy przyswajalności. Gdyby nie podkłady, można by puszczać te kawałki na mszy niedzielnej, aby wierni sobie pobaunsowali do indoktrynacyjnych wersetów. To mogła być dobra płyta, ale Tau kładzie wszystkich na łopatki. Air play w Radio Maryja. 

OCENA: 4-\6

TAKI DUŻY, TAKI MAŁY, MOŻE ŚWIĘTYM BYĆ

wtorek, 9 lutego 2016

SOBOTA - SOBOTA

Stopro 2015

1. Mówią o mnie
2. Czekając na Sobotę    feat. RENA
3. Hej jak leci
4. Moje ziomki wciąż
5. Jedwab     feat. PIOTR KLATT
6. Łatwo powiedzieć feat. WINI, RENA, BONSON, MATHEO
7. Gwiazda rocka   feat. AUMAN 
8. Chciałbyś...
9. Przepraszam
10. Bandycki raj
11. Dirty dancing
12. Jestem stąd    feat. LUKASYNO
13. Ty już nie jesteś sam
14. W wielkim skrócie

    To już czwarta sobota w tej dekadzie. tym razem jest to po prostu 'Sobota', bez żadnych cudów. Okładka jest również bardzo prosta - bandamkowy wzorek, stylizowana sobota i dwie siódemki. Artysta tłumaczy, że prostota wynika z tego, że to ostatnia płyta, która w tytule ma sobotę - czemuż nie, to był akurat fajny pomysł!
    Gdybym zapytał, kto wyprodukował tu muzę, każdy strzeliłby bez namysłu, że Matheo. No i słusznie, bo nie zmienia się formuły, która przyniosła złotą płytę już trzy razy, prawda? Zatem dostajemy tu znowu 50 minut nowoczesnych, elektronicznych bitów, mocno czasem eklektycznych, łączących komputer i żywe granie. Matheo jest jednym z najbardziej utalentowanych producentów, robiących nowoczesny rap - on gra, nakręca, jest nietuzinkowy i nie zamula. Na płycie znajdziemy trochę gitar, tak jak w coverze Róż Europy, 'Jedwabiu', czy w 'Gwieździe rocka'. Matheo umie zapewnić odpowiednią dawkę adrenaliny tak, aby nikomu nie przyszło do głowy wyłączyć płyty w połowie. Nawet jeśli nie lubisz nowoczesnych brzmień i wolisz old school, to te bity nie kwestionują dorobku hip hopu, jak cloud, czy inne dziwactwa. Matheo po prostu wykorzystuje wszystko, co ma pod ręką, aby stworzyć coś unikalnego, pasującego fanom z każdej strony. 
    Sobota jest to bardzo sobą. Przedstawia on tu wszystko to, do czego przyzwyczaił nas na poprzednich albumach. Lekkość egzystencji, swoboda bytu, pogarda dla hejterów, których Sobota dorobił się zupełnie niechcący - to wszystko, z czego Sobota słynie. Znowu próbuje również śpiewać w 'Przepraszam' i okazuje się, że robi to całkiem przyjemnie, choć wraz z tekstem, refren robi nieco chodnikowe wrażenie... Zwrotki za to wybijają cię z błędu, o co chodzi. Wydaje mi się, że rapper postawił tym razem zupełnie na luźne i bezkompromisowe podejście do tematu, bez spinek i ciśnienia. Wyczuwalne jest to, że Sobota olał system i zrobił po prostu swoje. Zaprosił tu Piotra Klatta, który wzbogacił nową wersję 'Jedwabiu' swoim głosem. Zresztą, to nie jedyny wykonawca spoza macierzy - w 'Gwieździe rocka' śpiewa również frontman metalowego Frontside - Auman. Mnie osobiście najbardziej przypadł do gustu Stopro-posse cut 'Łatwo powiedzieć', w którym każdy z uczestników dał bardzo dobre zwrotki. Ale w sumie ciężko znaleźć tu słaby trak - album jest równy jak niemiecka autostrada.
    To bardzo prosty album, ale nie znaczy wcale, że słaby. Sobota opowiada o sobie szczerze i bez woalki, ale również bez specjalnego włazidupstwa, żeby przypodobać się publice. Sobota, jaki jest, każdy widzi. I tyle. Bardzo przyjemna i nienapuszona płyta. Taka idealna na sobotę.

OCENA: 4\6   

PRZY SOBOCIE PO ROBOCIE

poniedziałek, 8 lutego 2016

BIAŁAS - REHAB

Step 2015

1. Intro-detoks-ja 
2. Złamane skrzydło
3. Rehab
4. Życie ćpuna
5. Aaliyah
6. 6am in wwa    feat. OLKA
7. Do grobu    feat. SOLAR, GEDZ
8. Kroki    feat. DANNY
9. Że cham
10. Czy
11. To jest hiphop     feat. PALUCH
12. Złote serca     feat. QUEBONAFIDE
13. Lepszego życia bilet

    SB Mafija ma wielu zwolenników, jak i przeciwników. Jedni twierdzą, że to najciekawsza ekipa na scenie, drudzy protestują, że to banda wacków, ściągających style z innych. Nie da się jednak ukryć, że 'Stagediving' duetu Solar & Białas wypadł dość dobrze i choć nie był pozbawiony wad, to przyjęto go z zadowoleniem. Teraz jednak nadszedł czas na solową próbę Białasa, który zdecydował się iść na tytułowy Rehab, czyli odwyk.
    Muzyka na tym albumie została w całości powierzona Deemz'owi. To bardzo ciężka wędrówka przez dźwięki, bo Deemz tworzy elektroniczne, zawiesite kolaże, często pozbawione perkusji, ciągnące się na cloudach (patrz choćby tytułowy 'Rehab'). Nie jestem fanem takiego brzmienia - co więcej, cholernie mnie ono irytuje, choć przyznam, że te podkłady pasują do klimatu albumu. Smętne, rozwlekłe melodyjki, minuta na dwóch klawiszach, autotuny, troszkę żywych instrumentów (chyba, bo ciężko stwierdzić na pewno) - klimat pokoju dla samobójców. O ile jest kilka traków w miarę niezłych, to taki np. 'Życie ćpuna' powoduje u mnie odruch wymiotny - tak ciągnącego się i nudnego kawałka dawno nie słyszałem. Pewnie znajdą się fani tej muzyki, ale dla mnie to jest po prostu straszne. 
    Szukasz Białasa, rzucającego panczami i wbijającego szpile w nadmuchany balonik sceny? To przeszłość. Białas daje 'żale wylewane rymem', rozlicza się ze swoją trudną przeszłością i smędzi o swoich problemach z używkami. Cały ten 'Rehab' to swoista terapia psychologiczna, tyle że to TY za nią płacisz, a nie sam zainteresowany. Oczywiście, nie można odmówić umiejętności Białasowi, bo składa on rymy w taki sposób, że jest to mimo wszystko niezłe, ale klimat dołuje i ręka sama wyciąga się w kierunku... nie, nie żyletki, ale skipu. Najciekawszym kawałkiem tu wydaje mi się 'Że cham', gdzie wreszcie Białas nie stęka w temacie narkotyków i alkoholu, ale takich momentów jest tu mało. Trochę ożywienia wnosi tu Solar, ale większość gości robi tu tylko refreny. Ok, ten refren udał się najbardziej Paluchowi, ale tytuł 'to jest hip hop' pasuje tu jak kwiatek do kożucha.  
    To kolejny rapper w tym roku, który płacze, że ma takie ciężkie życie i łoi tę wódę i koksiwo, a mama tego nie umie zrozumieć. Nie jest to zawartość, którą bym przyjął na klatę i się tym jarał, w dodatku muzyka Deemza jest równie dołująca i w takim typie, którego nie znoszę. Nie jest to bardzo zła płyta, patrząc obiektywnie, ale na pewno nie dla mnie.

OCENA: 3\6

W LINKU SINGIEL Z ALBUMU. NIE POTNIJ SIĘ TYLKO.

niedziela, 7 lutego 2016

THE PLUS - DROGA PO SUKCES

nielegal 2015

1. Intro
2. Droga po sukces
3. To właśnie rap
4. Na szlaku
5. Jestem stąd   feat. BANYŚ
6. My robimy
7. Zajawka
8. Południowa strona rapu
9. Byli i będą
10. Rap armia   feat. BANYŚ, JAN KANGUR
11. Armagedon

    Kim jest The Plus? Nie wiem za bardzo, ale to nie przeszkadzało mi sprawdzić porcji tego góralskiego rapu. Mało mamy albumów z głębokiego południa Polski, dlatego z zainteresowaniem sięgnąłem po ten debiut od 'fana dobrej zabawy', czekając, co z tego wyniknie.
    Muza... No cóż, to kolejny album oparty o zawinięte skądinąd bity. Tych friszerowych serwisów jest trochę, więc w sumie jest w czym wybierać. Tu dostajemy bezpieczne, w miarę klasyczne podkłady, na typowych perkusjach 'bum klap bubum klap' i oczywiście bez sampli - wszystko grane przez anonimowych producentów. Czasem na bit wkradają się jednak ich tagi, ale nie zmienia to nic - i tak ich nikt nie zna. A zatem podkłady spokojne, nieco bumbapowe i zupełnie nic nie wnoszące. Muzycznie to album płaski - znośny, ale bez większych uniesień.
    The Plus jest, jak na debiut, całkiem porządnym rapperem. Brak mu nieco ogrania i doświadczenia, ale radzi sobie z mikrofonem całkiem nieźle. To wersy bragga, czasem sławiące podhalańskie strony, rzadziej wjeżdżające w życiowe zakręty. Choć generalnie wszelkie tematy się przenikają i tworzą jedną, dość spójną całość. Plusowi nie można nic zarzucić - może tyle, że nie jest jeszcze zbyt oryginalny - słyszało się to już gdzie indziej, brak jakiś zaskakujących wersów i panczy. W zalewie produkcji trzeba tu mieć coś absolutnie wyjątkowego albo zginie się w tłumie. Na płycie mamy dwóch gości: równie zwyczajnego Banysia i podziemnego Jana Kangura
    No i mamy kolejny, dość porządny, ale całkiem bezbarwny album. Można to sprawdzić, nie powiecie, że to słabe, ale ciężko będzie również znaleźć tu traki, które cię rozwalą. Może być, ale nie wzrusza do głębi.

OCENA: 4-\6

A SPRAWDŹ SOBIE, NAPRAWDĘ DA SIĘ SŁUCHAĆ

sobota, 6 lutego 2016

SARIUS & VOSKOVY & W.E.N.A. - ZŁE TOWARZYSTWO EP

nielegal 2015

1. Myślę tylko o tym czego nie wiesz
2. Pilot
3. Shinobi   feat. GEDZ
4. Nowy stary ja
5. Żadnych

    Chemia działa. Kiedy Voskovi zaprosili Wenę i Sariusa do nagrania kawałka, okazało się, że dogadują sie oni na tyle, że w ciągu czterech dni powstał szybciutko krótki, acz treściwy album. Pięć traków, dwóch rapperów, dwóch producentów, cztery dni. Ładna statystyka, c'nie?
    Voskovi producenci zadbali o to, aby album miał siłę, a także był na tyle nowoczesny, aby wpisać się w dzisiejsze kanony hip hopu. O ile Wena zawsze dawał sobie radę na podobnych podkładach, to Sarius jest przecież klasycznym kotem - jednak bez obaw. Bitmejkerzy nie odcinają się od tego 'szczerego i prawdziwego' rapu. W tych podkładach słychać wszystko: syntetyczne melodyjki, połamane perkusje, elektryczne gitary, sample, bumbapowe werble... Przelatujemy przez ten kwadrans obcowania z epką przez kilka gatunków hip hopu, ale jest to dość przyjemna podróż. Voskovy zrobili, co trzeba, może nie ma tu zabójczych bangerów, ale muza jest naprawdę porządna.
    Wena i Sarius doskonale do siebie pasują. Obaj potrafią nawinąć zwrotki właściwie o wszystkim ze szczególnym dla nich stylem. Nienaganne flow, przemyślane wersy - ciężko zgadnąć, że zrobienie tego materiału zabrało im tylko cztery dni. Dla mnie wygrywa tu o nos Sarius, bo ma większy luz i potrafi dostosować się do każdego podkładu, ale Wena wcale nie odstaje - może biegnie tylko o kroczek dalej. Obaj starają się kłaść na werble rymy o życiu i jego aspektach. Każda linijka jest o czymś, nie ma tu wolnych przebiegów i wypełniaczy, rapperzy potrafią naprawdę przykuć słuchacza do głośnika. Gedz wprowadza tu nieco urozmaicenia swoimi śpiewnymi wersami, co tylko wzbogaca 'Shinobi'.
    Cóż, tu nie ma wiele do pisania, trzeba sobie ten materiał po prostu włączyć i przyswoić. Warto, bo i producenci dali sobie radę, i rapperzy udźwignęli, a także potwierdzili swój status na scenie. I dobrze, fajna rzecz, naprawdę.

OCENA: 5-\6

SPRAWDŹ TEN ODSŁUCH, TO BĘDZIESZ WIEDZIAŁ