poniedziałek, 14 kwietnia 2014

BONSON & MATEK - O NAS SIĘ NIE MARTW

Stopro 2014

1. Jeszcze później
2. Szedłem po nieśmiertelność
3. Brudna krew    feat. PIH, ENOIKS, TROOM
4. Trudne sprawy
5. Piotruś Pan    feat. WINI
6. Nie zapamiętasz
7. Gasną lampy w moim pokoju    feat. PLANET ANM, TMK aka PIEKIELNY
8. Umiem robić sobie wrogów
9. Nie wiem czy jestem    feat. MAM NA IMIĘ ALEKSANDER
10. Nad ranem
11. Haj$, flota
12. Wiem co stracę 
13. Goście, goście
14. Kochają mnie, gdy upadam    feat. SOBOTA
15. Pisz, pisz
16. Jesteśmy gdzieś
17. Outro

    Bonson narobił sporo szumu dwa lata temu, kiedy nagle pojawił się w sieci ze swoim albumem i od razu spowodował masowe spuszczanie się na szmatkę fanów rapu. Szczerze mówiąc, do mnie to niespecjalnie trafiło - choć Bonson jest dobrym rapperem, to te teksty, przy których fabryka żyletek przeżyłaby złoty okres... A jeszcze ostatnio emce zaczął robić te trapy... Już sama okładka nastroiła mnie nieco... wisielczo. Ale do rzeczy. Znaczy, do słuchania.
    Matek może nie robi trapów z definicji, ale jego podkłady są bardzo blisko tej stylistyki. Mniejsza o szufladkę. Są to na wskroś nowoczesne i syntetyczne bity, z których wylewa się wręcz elektronika, piszczące i brzęczące syntezatory rzężą na połamanych perkusjach, które czasem znikają, czasem uderza sam werbel, a czasem werble trzepią jak o kartonowe pudło sztuczne dildo nastawione na najwyższe obroty. Może i jest to muzyka nastrojowa i klimatyczna, ale prawdę mówiąc, dostaję od tego drgawek - a tej muzy jest ponad 75 minut. Osobno, każdy kawałek jest na pewno znośny, ale po wysłuchaniu po raz pierwszy albumu w całości, miałem wrażenie, że brzęczy mi w mózgu. I nawet jeśli Jacek Osieczko dograł żywą gitarę, a DJ Noriz zapewnił skrecze, to nadal płyta jest mocno elektroniczna. 
    No dobra, Bonson ogarnia tego majka. Nie można powiedzieć, że jest słaby, ani pod względem techniki, ani jeśli chodzi o teksty. Wprawdzie okładka sugeruje kolejną porcję muzy do cięcia żył, ale na szczęście nie bardzo. Oczywiście, nie jest to muza imprezowa, ale to dlatego, że 'rap miał być lekiem, terapią \ A dziś powoli jest przekleństwem, że patrzą'. Świat widziany oczami Bonsa jest ciemnoszary i gorzki w posmaku, jednak jest tu bardzo dużo niezwykle celnych i przemyślanych wersów: 'Wczoraj pytałem gdzie był Bóg, wciąż nie wiem nic \ Nad głowa wisi czarna chmura, siema Benedykt \ Dzwonię zamiast fruwać, siema Bonson, siema, gdzie ten kwit'. Szczególne wrażenie wywarł na mnie 'Piotruś Pan' - opowieść o tym, jak to młody i wysportowany człowiek, zajęty życiem, budzi się nagle w ciele 130-kilowego knura i zastanawia się, skąd u licha tu się wziął? Wini pasuje tu idealnie ze swoim dystansem do siebie i rzeczywistości i razem: młody Bonson i stary (ś)Wini the Knur stworzyli świetną paralelę. Kolejni goście, to zawsze będący na wysokim poziomie ANM, jak zwykle dobry TMK, MNIA zasadniczo ok, Pih wypadł standardowo dla siebie, a Soboty.... nie spostrzegłem, kiedy przeleciał. Jak to sobota, nie? 
    Ja chyba jestem za stary na te nuskule. Za pierwszym razem szczerze męczyłem się, co chwila patrząc, ile to jeszcze kawałków zostało do końca... Starałem się być twardy, ale ledwo dobrnąłem. Kiedy słucha się tylko wybranych numerów, okazuje się, że nie tylko 'Piotruś Pan' jest dobry, ale i 'Haj$, flota', podjęty z dużą dozą dystansu do siebie temat w 'Pisz, pisz', czy 'Goście, goście'. Obiektywnie, to całkiem niezła płyta, ale ja tego nie jestem w stanie słuchać w całości. Męcząca elektronika wprowadza mentalny dół, jaki tworzy Bonson, jeszcze głębiej. Ciężki klimat.

OCENA: 4-\6


1 komentarz: