niedziela, 31 sierpnia 2014

CHRISTO - LIST DO W

Kolektyw 2014

1. Pardos
2. Teenager in love
3. One night
4. Listen to your heart
5. I will wait for u
6. What is love
7. Skinny love
8. Miss you
9. U are my angel
10. Break my heart
11. Abigail
12. Exodos

    Zapewne niewielu osobom powie cokolwiek ksywa Christo, ale niektórzy na pewno pamiętają go ze współpracy z Bonsonem nad remiksem jednego z kawałków. Jego debiut to pozbierane stąd i z owąd bity, poskładane w zestaw listów, które wprawdzie nie zawierają zbyt wiele słów, za to dużo mówią.
    Te kilka słów, które znajdziemy na materiale nie pochodzi w większości od żadnych rapperów. To urywki filmów, wokalne sample z bardzo różnych gatunków muzycznych - najczęściej z peryferyjnych obszarów rocka, ale również ze sztosów, które, niegdyś niezwykle popularne, dziś znane są głównie fanom muzyki, którzy zęby zjedli na winylach... W sumie rocka na dobrą sprawę tu nie jest do końca tak dużo - raczej można by powiedzieć, że są to raczej ballady, z których pobrano próbki wokalne i motywy przewodnie i popełniono na ich kanwie nowe traki. No bo przecież 'I will wait for you' opiera się na wspaniałych wokalach sióstr Wilson z zespołu Heart i ich piosenki 'What about love'. 'Listen to your heart' to nic innego, jak przeróbka obezwładniającego duetu Diana Ross & Marvin Gaye w kawałku 'Stop! Look, Listen (to Your Heart)'. Z kolei 'Skinny love' ma niezmieniony nawet tytuł, bo Birdie kilka lat temu wypuściła ten singiel i może ktoś to jeszcze pamięta. 'Miss you' to cover zespołu 4Tune, 'U are my angel' to znowuż trip hopowy zespół Lamb i ich numer 'Gabriel'. I tak można by wymieniać, w sumie udało mi się odgadnąć większość oryginałów - nie wszystkie, widocznie aż tak oblatany nie jestem :) Kawałki układają się w historię pewnej miłości, którą, dzięki tytułom, możemy sobie sami opowiedzieć w czasie słuchania płyty. Jedyny kawałek z rapperem, to 'Abigail', gdzie poznajemy brutalny koniec tej miłości, aby w 'Exodos', dzięki cytatom z filmu ''Fireproof', znowu zaświeciło słońce...
    'Listy Do W' to taki rap romans - instrumentalna płyta, złożona z wielu pasujących do siebie, choć tak odrębnych cytatów, która nie dość, że jest rzadkim widokiem na naszej scenie, to jeszcze zrobiona jest z pomysłem i polotem. Jak to romans, może czasem zamulać, ale te trzy kwadranse warte są posłuchania i ułożenia sobie samemu tej miłosnej opowieści. Pościelówa? Może i również.

OCENA: 4\6


sobota, 30 sierpnia 2014

SOMP - NIEWIDZIALNY

tegonieznosisz.pl 2014

1. Intro 
2. Godzina ducha
3. Nie uciekniesz mi  
4. ____________ 
5. To dla ziomali
6. Podkrętka 
7. 2.4.7 
8. Masz kolor 
9. Flora 
10. To się dzieje naprawdę 2 
11. Biblioteka 
12. Czysty hip hop 
13. Złotówki 
14. Recepta 
15. Zamknij oczy 
16. Outro 

    Somp zainteresował mnie swoją osobą już jakiś czas temu, wydając bardzo fajny nielegal 'Wciąż Płonie Lolek'. Po zeszłoroczym albumie spodziewałem się czegoś równie ciekawego, dlatego postanowiłem nowy materiał Sompa koniecznie sprawdzić, bo to obiecujący osobnik, nie tylko na scenie bydgoskiej, ale i krajowej.
    Minął rok i Somp zmienił kierunek muzyki o 180 stopni. Zrezygnował z rzewnych i mrocznych ulicznych bitów, zastępując je... nowoczesnymi i równie mrocznymi produkcjami. Maikendo, The Pretenderz, Luckyloop i Jarza wykonali szereg bardzo porządnych hip hopowych traków, nowocześnie zaaranżowanych, choć bez zabawy w trapy i tym podobne rzeczy. Owszem, niektóre bity, zwłaszcza od Maikendo (dobra, chuj tam, 2.4.7. i Flora to niemal czysty dupstep), ocierają się nawet dość mocno o dub stepy, ale wszystko pozostaje w granicach dobrego smaku. Zwłaszcza, kiedy Luckyloop daje takie soczyste, jazzujące bity jak 'To się dzieje naprawdę 2'. Kiler. Poza tym, pojawia się tu nawet beatbox, a DJ Dox, DJ Story, DJ Bajer oraz DJ Paulo dbają o korzenne skrecze. I choć jest to nadal mroczny klimat, nieco elektroniczny, to przez cały czas daleko temu do tych ociajnych, pastewnych 'ulicznych' bitów. Jest tu naprawdę fajnie, bity są mocne, wyraziste - klimat 
    Somp nie jest skomplikowanym rapperem (somplikowanym?), ale ma w sobie coś. Na pozór nie różni się wiele od zwyczajnych uliczników, jakich mnóstwo na naszym rynku, próbujących wcisnąć wtórne gówno rzeszom dzieciaków z gimnazjum. Nie Somp, choć jest w nim wiele z rappera-ulicznika, jednak on potrafi nawinąć ciekawie, unikając nic nie znaczących, a powtarzanych bez końca pierdół o prawilności, honorze i miłości do mamy. Somp rysuje raczej grubą, dość toporną, choć zręczną kreską mroczny obraz rzeczywistości, zadymiony jointami, dudniący basem i werblami. Somp potrafi być dowcipny 'jak chytra baba z Radomia po trzy cytryny', potrafi być wyluzowany, a za chwilkę sprzedaje nam historię z brudnej ulicy. Nie ma tu żadnych gości - nie trzeba. Somp to taki trochę Żyto, tyle, że nieco bardziej zjarany i poważny, bez takiej ironii, jednak z podobnym podejściem do ulicznego rapu. Naprawdę mocne traki? 'Masz kolor', 'To się dziej naprawdę 2', a może nawet 'Biblioteka'.
    Somp to taki ulicznik z patentem na swój rap - to rzadkość, bo zazwyczaj tego typu raperzy są drętwi jak zbrojeniowe pręty. Ale Somp ma talent i pomysł na siebie. I ta płyta jest tego dowodem - dobrze jest posłuchać tego materiału i sprawdzić, czy wchodzi. Mnie włazi bez mydła i naprawdę się podoba.

OCENA: 4+\6   


piątek, 29 sierpnia 2014

FONOPE & WEZYR - #EP

nielegal 2014

1. Nawet nie pytaj
2. Pamiętasz
3. Coś więcej
4. Entropia
5. Niepokorny
6. Challenge accepted

    Nad tą epką wybuchają w necie peany i okrzyki ekstatycznych zachwytów, choć znajdują się również sceptycy, którzy porównują rappera do elbląskiego 834. Cóż, młody rapper z 71 ma szansę dźwignąć rozpadniętą scenę wrocławską i przywrócić ją do świadomości odbiorców.
    Wezyr na tych bitach siedzi i choć to tylko kwadrans, wypełnia on ten czas z nawiązką. To takie sympatyczne podkłady, raczej klasyczne, choć słychać wyraźnie, że to produkt AD XXI. To coś pomiędzy Złotą Erą a klimatem The Diplomats - czyli bum bap, głośne wokalne sample, lekki hałas. Czasem atmosfera się zmienia, tak jak w 'Entropii', gdzie temat wymagał podkładu spokojniejszego i nieco bardziej mrocznego. Jednak to tylko wyjątek, bo cała reszta brzmi właśnie tak, jak opisałem powyżej. Jest nieźle, ale bez przesady.  
    No ok, nie da się ukryć, że Fonope jest niezłym rapperem. Ten młodzieniaszek wbija się w uszy z dość dużą siłą i zostawia tam świetne wrażenie po sobie. Fonope umie opowiadać historie, umie snuć rozważania na tematy egzystencjonalne, potrafi złożyć wersy mieszczące słowa idealnie. Rapper również zręcznie żongluje emocjami, bo z jednej strony potrafi lekko ciągnąć gadki z panienkami, aby za moment wejść w ciemny świat przemocy i opowiedzieć jedną z mrocznych historii z nocnego miasta. Na koniec dostajemy kawałek 'Challenge accepted', gdzie emce popisuje się zmianami tempa i mocnymi panczami w swoim bragga. Fonope pasuje do atmosfery, jaką wprowadza bitami Wezyr i sprawia, że albumu słucha się naprawdę dobrze.
    I jak jest? No, nie spuściłem się w ekstazie, jak część internautów. Owszem, materiał to dość porządny, ale: króciutki, muzycznie nawet niezły, lirycznie owszem, owszem, ale też bez ekwilibrystyki. Dobra, podoba mi się, ale spodziewałem się większej rozwałki.

OCENA: 4+\6  


czwartek, 28 sierpnia 2014

ZDOLNE PRZEDMIEŚCIE - ZDP2

nielegal 2014

1. Alarm   
2. Kiedyś a dziś   feat. STAF
3. Biały kruk     feat. GREKU
4. Kolejny krok    
5. Nie mam czasu     feat. MIĘKI
6. Obywatele drugiej kategorii   
7. Jest ryzyko jest zabawa  
8. Sami dla siebie  
9. Na blokach 
10. Taniej, szybciej, prościej     feat. IGREKZET
11. Zawryj gawrę
12. Studyjne rewolucje      feat. MICHOS NCB
13. Smak goryczy     feat. TOMIKO
14. Idzie koniec

    To juz drugi projekt bielskiego zDolnego Przedmieścia. LU, Uszer i ADK trzy lata temu uderzyli 'Bombami W Membrany', który to materiał spodobał się lokalnej publiczności, teraz niewątpliwie planują puścić bomby w membrany całej Polski.
    Pewnie dlatego przestali polegać tylko na kumplach z okolicy, ale powierzyli produkcję również bardziej znanym osobom. Młody z Meridialu był obecny na poprzednim albumie, tutaj również dał prawie połowę traków - znany jest on z robienia klasycznych, bardzo bumbapowych traków, które potrafią machać karkiem. Tak jest i tu, to bardzo przyzwoite bity, czerpiące ze Złotej Ery. Drugim, który pozostał z pierwszego materiału jest Nor, ze swoim minimalistycznym i syntetycznym 'Zawryj gawrę' - całkiem przyzwoitym. Poza tą, stale współpracującą ze zDP, dwójką, mamy tu jeszcze bardziej fejmowe nazwiska. Po jednym podkładzie dali TMK Beats (świetny 'Nie mam czasu'), Jimmy Kiss (szybki 'Taniej...' z fajnym riffem gitary), Beeres (średni, nowocześniejszy, cykający pod gitarami podkład w 'Kolejnym Kroku'), a także mniej znani Świr (mroczny 'Na blokach'), Sebastian Tomczyk (bardzo fajny, jazzujący 'Alarm'!) i Michos NCB (całkiem fajny, acz zwykły klasyk). Jako, że zDP celuje w klasyce, nie mogło tu zabraknąć skreczy - na talerzach drapią DJ FTW i DJ Ure.    
    zDolne Przemieście jest... rzeczywiście dość zdolne. Zdolne do tego, żeby rap, który robią, brzmiał wystarczająco świeżo, żeby słuchało się ich całkiem dobrze. To trzy głosy, dość podobne style - wypracowane, płynące, ale nie wyróżniające się niczym szczególnym. Jednak chłopcy są bardzo równi i nie popełniają większych błędów. Owszem, teksty są taką średnią podziemną i niczym nie zaskakują: to najczęściej bragga i rymy bitewne, ale jest też tu parę tematów życiowych - jednak w znacznej mniejszości, bodaj dwa. Większość materiału ma za zadanie pokazać skillsy rapperów - i pokazuje, mniej lub bardziej. Z fajnych patentów zwracają uwagę 'Studyjne rewolucje' - rapowa przeróbka popularnych programów kulinarnych. Znalazło się tu kilku gości, którzy wcale nie błyszczą - może poza Tomiko, który jest raczej na plus i Grekiem, który raczej nie powinien się tu pojawiać...
    To bardzo porządna, podziemna produkcja. Nie ma szans, by stać się hitem, ale fajnie takich rzeczy czasem posłuchać. Bo bije od materiału szczerość i zajawka, słychać wyraźnie, że zDP sprawia to przyjemność. Taka klasyczna, przywodząca na myśl lata '90 płyta, z paroma nowocześniejszymi wstawkami. Muzyka bardzo przyjemna, rapperzy w porządku - można sprawdzić.

OCENA: 4\6  


środa, 27 sierpnia 2014

SZYMON TUR - W POGONI ZA SZCZĘŚCIEM

Ciemna Strefa 2014

1. RapTur
2. To Tu
3. Azyl   feat. WHSP, DAMIAN WSM, MAZ-FAZ
4. O To W Tym Chodzi
5. Dziś To Minimum   feat. MAZ-FAZ, ROGAL
6. Pomyśl
7. Gracz
8. Zostaw To    feat. DAMIAN WSM
9. Niebezpieczna Gra
10. Gdy Nie Wiadomo O Co Chodzi   feat. TAJKA
11. Zdajesz Sobie Sprawę  feat. WHSP
12. Mogę Na Nich Liczyć   feat. VOLFRAM
13. 100%
14. To Nie Tanie Show   feat. WHSP, SATYR

    Przyznam, że nie miałem pojęcia, kim jest Szymon TUR, ale to przecież o niczym nie świadczy, bo wszak o wielu rapperach w Polsce nigdy nie słyszałem i pewnie nie usłyszę, nawet jeśli staram się przemierzać podziemia dość regularnie i skrupulatnie. Jako, że lubię wiedzieć, kogo słucham, szybko wyszło szydło z worka. Otóż Szymon to członek między innymi warszawskiej grupy Tylko Uliczny Rap, związanej z ciemną Stroną. Szybko mnie to naprowadziło na temat, o jaki typ muzy chodzi.  
    Szymon jest nie tylko rapperem, ale i producentem, od którego 'surowe brzmienie masz tu, bo pojebane czasy'. W CS ciężko jest o wirtuoza konsolety - w zasadzie bity różnią się najczęściej ksywkami bitmejkerów. I podkłady Szymona brzmią dokładnie tak, jak się spodziewałem: ciężkie, gniotące perkusje i pozawijane na nich smyczki, bądź pętle klawiszy, ozdobione czasem syntezatorową melodyjką. Wszystko naturalnie w dość mrocznej atmosferze, z klimatem zagrożenia i niebezpieczeństwa. I nawet czasem słychać, że zaczyna się coś innego, coś z jakimś konkretnym pomysłem, to po zachęcającym wstępie, podkład zjeżdża w kierunku absolutnego standardu. Mocno zapropsować trzeba tu jednak pracę djów, bo DJ Cider, DJ Hard Cut i DJ danek zrobili kawał dobrej roboty. No dobrze, jest kilka podkładów, które wychodzą ponad poprzeczkę średnizny: 'Zostaw to', 'Gdy nie wiesz o co chodzi'. Nie ma tragedii, muzyka daje radę, czasem nawet wychodząc lekko ponad pułap.
    Szymon jest również przeciętnym rapperem. To znaczy, ma flow, ma głos: taki lekko zachrypnięty, lekki zaseplen (co za słowo!), dobrze płynie po bicie... Ale to wszystko jest dokładnie takie samo, jak u całej innej rzeszy rapperów obdarzonych trzyliterowymi tagami. Ale akurat Szymon jest tu jednym z najlepszych graczy, naprawdę - pomimo, że jest przeciętny, jest przynajmniej porządny i nie żenuje. Gorzej, kiedy wchodzą koledzy, a zazwyczaj (zupełnie tak samo, jak tutaj, o dziwo!) są to chłopcy z ławki, którzy nie mają pojęcia o rymowaniu. Jeden z rapperów z WHSP ma wybitnie soczysty styl i ciężko go czasem zrozumieć - zresztą pierdoli farmazony. Damian WSM choć jest tu najbardziej znaną personą (przecież ma na koncie legal), również ma wersy, które mnie wręcz zawstydzały - szkoda, że nie jego. Jedyna panna w tym składzie, Tajka, ma lepszy styl, niż ksywę, bo, kurwa (że tak to metaforycznie ujmę), słowo 'tajka' w kontekście ulicznym kojarzy się jednoznacznie. Chyba, że to prawdziwa Tajka, to sorry. O reszcie szkoda wspominać. Prawilność, trudne życie na ulicy, rap na całe życie... Pierdoły, powszechne na ulicznych płytach, 'tylko szczere rapy w obieg, nie zamulaj człowiek'.
    To kolejny album dla fanów tego brzmienia. Założę się, że się będzie podobał w kręgach ludzi w bluzach CS i tym podobnych typów, ale obiektywnie rzecz biorąc, jest to mocno przeciętny materiał. Owszem, biorąc pod uwagę masę podobnych płyt, nawet wychodzi nieco na plus, ale nadal jest to najzwyczajniejszy w świecie rap uliczny - taki sam, jak inne materiały w tej stylistyce. Zresztą, kojarzy mi się ona z chicano rap w USA, rapem latynoskim, tworzonym przez południowoamerykańskich zbójów. Czemu? Otóż muza tam jest zazwyczaj podobna: albo ciężki g-funk albo oldies, oparte na starych, latynoskich piosenkach. Rapperzy w takich składach są najczęściej tragiczni, nie umiejący sklecić zdania, nie trafiających w bit. Trafić naprawdę dobrą płytę chicano to sztuka - tak samo w ulicznym rapie. Tu znowu pudło, ale nie jest tak źle.

OCENA: 3\6         


wtorek, 26 sierpnia 2014

BLADY KRIS - BEATBOX ROCKER

Aloha 2014

1. Intro
2. Beatbox Rocker
3. Lie   feat. W. PILICHOWSKI
4. Famous Moon
5. Lion
6. Don't Mind
7. Enough    feat. FATTY K
8. Facebook Monster
9. Green Tara    feat. MARTA GROFFIK
10. Trust Me    feat. ZEDE
11. I Want You
12. Sen   feat. BREKU
13. Halo

    Płyta Bladego Krisa to w zasadzie unikat. Jeden z naszych najlepszych bitboxerów nagrał płytę, która nieco wymyka się spomiędzy ramek typowego, rapowego albumu. Takich prób było już kilka, przynajmniej w Ameryce. Wyszły płyty takich ludzi, jak Scratch, Rahzel, czy kanadyjski Killa Kela, ale (może poza Kelą) zazwyczaj nieco rozczarowywały, bo miała to być stricte bitboxowa jazda. Nawet u nas wychodziły takie albumu, przechodziły jednak zazwyczaj bez większego echa. Kris, jako mistrz Polski, powinien to zmienić.
    Nad płytą pracował generalnie sam - jednak pomagała mu inna legenda bitboxu, tym razem z Belgii: Fatty K. To, co wyszło z połączenia sił, to nieco dziwaczna hybryda. Jest tu trochę bitboxingu - pewnie nawet około 40% albumu jest oparte na paszczalnych wybrykach. Szkoda, że to głównie perkusje są robione w ten sposób, brakuje tu nieco takich wybitnych, kładących na ziemię popisów. Ok, jest 'Lions', bardzo fajnie zrobiony kawałek bez użycia innych rzeczy - tylko paszcza, ale to zdecydowana mniejszość. Całą resztę wypełniają elektroniczne dźwięki - od elektro, przez minimal, aż po dub step i pochodne. Niestety, potencjał Bladego nie został tu w pełni zaprezentowany i w sumie ginie on gdzieś w tej całej elektronice. Mam wrażenie, że nie o to chodziło i czuję ogromny niedosyt i rozczarowanie. 
    Blady robi swoje na bitboxie - i bardzo dobrze. Jednak kolejną rzeczą, która tu rozczarowuje, to część wokalna. Niemal cała płyta jest po angielsku (poza dwoma kawałkami), co akurat nie przeszkadza wcale, tym bardziej, że Kris celuje przecież nie tylko w rynek polski. Jednak rymowania, czy hip hopowych jazd jest tu akurat najmniej, bo są to zaledwie dwa kawałki, gdzie wykorzystywani są emce. Fatty K rymuje oczywiście również po angielsku i 'Enough' jest całkiem fajnym numerem. Drugi rymowany numer to polski 'Sen' z Brekiem - dość przeciętny. Reszta kawałków jest w większości śpiewana, a co gorsze wokal potraktowany jest często jakimiś vocoderowymi sztuczkami i o ile w jednym, czy nawet trzech trakach by to nie przeszkadzało, to na dłuższą metę to irytuje.
    Owszem, spodziewałem się płyty, która siłą bitboxu wywali mnie z butów i rozmaże po ścianach. Spodziewałem się kawałków, gdzie kunszt Krisa wyjdzie poza robienie perkusji. Dupa. Rozczarowałem się totalnie i zastanawiam się, dla kogo jest ta płyta. Dla b-boyów? Zbyt wolna. Dla fanów bitboxu i korzennych jazd? Za mało bitboxu i za dużo elektroniki. Dla fanów njuskulu? Za mało rapu. Obiektywnie, to co zaprezentował Kris nie jest takie najgorsze, podoba mi się kilka numerów ('Enough', 'Facebook monster' czy 'Lion'), ale to nie jest to, czego osobiście chciałem i mam nieodparte wrażenie, że nie tylko ja. Kris chciał stworzyć płyte ambitną, opartą tylko na bitboxie, ale komu się to spodoba, nie wiem. Ja nie jestem zachwycony, raczej lekko zniesmaczony.

OCENA: 3\6


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

HAJU - ELIPSA

Step 2014

1. Elipsa  
2. Drzewo   
3. Do dziś  
4. Film           
5. Wojownik  feat. PALUCH   
6. Dzwonię nocą   
7. Kiedy spłynie     
8. 50/50     
9. AVC   
10. Buty   feat. MAM NA IMIĘ ALEKSANDER   
11. Łapię kurs   feat. PEPE SKUAD   
12. Na Morze  

    Trzy lata po całkiem niezłym 'Międzyświecie' z Złotymi Twarzami, Haju, zaprzęgnięty do stajni Step, wydaje swoją solówkę. Jej szarobura okładka kojarzy się bardziej z jakimś rodzajem smętnego rocka albo coś w podobnym stylu - jednak wydanie albumu jest tak naprawdę całkiem fajne - zwłaszcza wewnątrz książeczki. Ale, jak wyjaśnia rapper, całość powstała w czasie żeglugi po morzu - i może stąd ta szarość...
    I kiedy wszedł pierwszy numer od Markuszynsky'ego, pomyślałem sobie 'kurwa, to rzeczywiście będą takie flaki z olejem, jak sugeruje okładka...'. Elektroniczna nuda i kombinowanym syntetycznie wokalem nieco mnie zmartwiła. Na szczęście są tu jeszcze Złote Twarze, MZG (fajny, jazzujący 'Dzwonię nocą'), Opiat (ciekawy, mroczny, oparty na riffie gitarowym 'Łapię kurs') i Młody G.R.O. (zdecydowanie najlepsze bity na tym albumie!), którzy wnoszą sporo ożywienia: ich kawałki wyróżniają się bardzo pozytywnie spomiędzy elektronicznej reszty. Bo ja rozumiem postęp w muzyce, ewolucję i tak dalej, ale takie podkłady jak do 'Filmu' od Eljota to jest kurwa morderstwo na rapie. Gdzie perkusja? Gdzie rytm? Takie tetryczne pierdyczenie zdecydowanie nie pasuje na hip hopową płytę, bo to już zupełnie inny gatunek muzyczny. Rockets Beats pokazuje, że da radę zrobić nowoczesny numer, który ma jaja - pomimo, że 'Wojownik' jest dość specyficzny i na pewno progresywny, zachowuje nadal charakter rapowy. Nawet 'AVC' SoDrumatica, którego zwyczajowo jebię za brak hip hopu w jego kawałkach, zrobił równie nowoczesny, jednak zachowujący klimat numer. A niestety 'Film' to kwintesencja spedalenia rapu. No dobrze, poza tym jednym wynalazkiem, który mnie zwyczajnie wkurwił pomiędzy pozostałymi trakami, muzyka jest całkiem porządna i nawet te elektroniczne rzeczy nie są złe.     
    O ile muzycznie bywa różnie, to Haju cały czas stoi na piedestale. Jego flow przepływa sprawnie przez podkłady o tak różnym klimacie, jaki zgromadził na swoim najnowszym materiale. Zresztą, ów miszmasz stylistyczny Haju wyjaśnia sam: 'Nie dzielę rapu na szkoły, granice są raczej mgliste \ Rap na szkoły tu dzielą systematycznie \ A ja jaram się stylem, który tylko niszczy system \ I tyle, płynie flow, albo się topi w rzece rwistej.' - emce udowadnia, że potrafi nawinąć do każdego podkładu. Plus dla niego, tym bardziej, że koleś ma wyborną technikę, której mogą mu pozazdrościć rapperzy o znacznie większym fejmie - nie wspominając juz o tekstach, które mają w sobie coś i nie pozwalają oderwać się od głośników. Faktycznie, zgodnie z zapowiedziami, słychać, że słowa są przemyślane i niosą spory bagaż emocjonalny. Gości ponownie nie ma wielu - ale są konkretni. Paluch pokazał tutaj swoje możliwości na specyficznym bicie, MNIA poza niezłą zwrotką zaśpiewał również bardzo przyjemny refren, do tego mamy tu rodzimy zespół Haja: Pepe Skuad, którzy również stają na wysokości zadania.    
    Nie jest to w żadnym wypadku zła płyta - wręcz przeciwnie. Ale brakuje mi tu czegoś. Może Haju za bardzo rozwodnił porządne bity njuskulowymi bzdetami, które, choć Haju na nich czuje się równie dobrze, jak na innych, zupełnie nie pasują do reszty? Tak, czy owak, najlepszą robotę robi tu sam rapper - jego styl i teksty. Muzyka jest niezła, ale te podkłady Eljota... Dobra, miałem już nic na ten temat nie pisać - coś mi się wydaje, że zejdę z SoDrumatica i znajdę nową ofiarę... :P

OCENA: 4\6 


niedziela, 24 sierpnia 2014

HIGH END - #2 FLY OR DIE

100Jedenaście 2014

1. Intro
2. Fly or die
3. Biznes    feat. ONAR
4. Taki sam jak ty
5. Jutro jest moje    feat. FRANEK
6. Daj mi
7. Hołd 
8. Oddech
9. Oni nas nie rozumieją   feat. VNM
10. Nigdy ostatni
11. Pal się 
12. Droga do chwały
13. Living proof    feat. WDOWA
14. Serca

    Trzech kolesi z Ostrołęki, CBR, Ruziel i Fleczer, mimo niewielkiego powodzenia ze swoją pierwsza płytką, już rok później atakują kolejnym materiałem. Wprawdzie jak sami mówią, pierwszy legal nie miał zrewolucjonizować polskiej sceny - faktycznie, był raczej mizerny. Teraz High End zmienili wydawcę i ruszają na podbój rzeczonej sceny z nową siłą. Co z tego wyszło, już opowiadam.
    Fleczer nadal jest naczelnym producentem tria i nikt nie wyrwał mu z rąk sterów - zatem całość produkcji jest jego i tylko jego. Wspomaga go jedynie DJ MKS na wosku w kilku trakach, ale doprawdy marginalnie. Fleczer przeszedł niejaką metamorfozę w kierunku nowoczesnych brzmień i brzmi jak nieodrodny syn Memphis. Njuskóle i trapy nagle zaczęły królować na albumie High End. Wszystko cyka, pstryka, bas dudni nisko, graja plastikowe melodyjki. Do tego bardzo często producent robił coś z wokalami, próbując wcisnąć tu i ówdzie opcję chopped & screwed. I owszem, czasem wychodzi to nawet nieźle, ale są i totalne tragedie, jak mdły i nieciekawy 'Oddech'. I choć Fleczer poświęcił się raczej nowej stronie mocy, to znajdą się tu również bardziej klasyczne traki. To 'Hołd', gdzie rymować o zmarłych rapperach, takich jak 2Pac, czy Big L, na trapach po prostu nie wypada. Kolejne wyjątki to 'Oni nas nie rozumieją' i całkiem porządny 'Droga do chwały'. Nie dzieje się w tej muzyce za dużo - ot takie sobie (t)rapy.   
    Ale w sumie nie tylko producent się zmienił. CBR i Ruziel również - może akurat CBR mniej - bo dalej chrypi nieco zwolnionym flow, za to Ruziel zaczął poważnie kombinować z flow i ilością rymów. I w sumie jest to tyle nowego, bo reszta jest w sumie tak nijaka, jak była. Teksty niestety to najsłabsza rzecz, jaka jest na tej płycie - o ile pozostałe są przeciętne, to tutaj jest zwyczajnie nudno i bez polotu. Rapperzy nadal wciskają pierdoły o wszystkim i niczym. Próbują nieco bragga, ale to, co robią w 'Pal się' to po prostu żenada (zwłaszcza pierwsza zwrotka). Poza tym naprawdę nie ma tu na czym ucha zawiesić, te teksty są, bo są. Czy to emce składają hołd zmarłym gwiazdom rapu (to głębokie przeżywanie śmierci 2Paca w wieku 9 lat to chyba lekkie przegięcie... Ale co tam, niech ma), czy o swoich życiowych postawach... Wszystko jest takie nijakie i niby rapperzy nie sieją poruty, to jednak nie jest zadowalająco. Dostaje się nawet byłej wytwórni chłopaków, ale tez jakoś bez ognia. Różnicę poziomów widać dopiero, kiedy wchodzą na majki VNM i Wdowa - pokazują Ruzielowi i CBR miejsce w szeregu. Ale tylko oni, bo rzężący Onar i sepleniący Franek nie pokazali nic wielkiego.
    I z buńczucznych okrzyków pozostało niewiele. Miała być duża zmiana - i owszem, Fleczer obrócił się o dobre 150 stopni, rapperzy próbują coś kombinować ze stylem, ale to nadal jest płaskie, nijakie i po prostu nudne. To jedna z tych produkcji, które posłuchałeś i już w połowie wiesz, że zapomnisz o tym materiale szybciej, niż nacisnąłeś play. I znowu będą płakać, że brak promocji, małe zainteresowanie wytwórni... Nie, panowie, to Wy jesteście zwyczajnie przeciętni. Do bólu.

OCENA: 3-\6


sobota, 23 sierpnia 2014

LUKASYNO - BARD

Non Koneksja 2014

1. Bard  
2. Znamię Kaina   feat. PIH
3. Kielich bez dna 
4. Czarne ptaki historii 
5. Rynsztok   feat. PEJA, KALI
6. Trzy królowe  
7. Zabierz mnie tam   
8. W imię ojca   
9. Oparty o ścianę  
10. Wczoraj jak dziś     feat. JURAS, ZEUS
11. Niezawróciłbym   
12. Amor patriae nostra lex   
13. Męski świat   
14. Koneksja non profit   feat. EGON, ZIOMEK, KRISO
15. Złoty strzał   feat. SOBOTA, NIZIOŁ
16. Dom jest tam gdzie sny   
17. Los emigranta 

    Nie można powiedzieć, że Lukasyno stoi w miejscu - nie ważne, lubisz go, czy nie. Jest to rapper bardzo świadomy swoich wschodnich korzeni, które bardzo często plączą się i wrastają w asfalt miejskiej ulicy. Jego trzeci solowy album wydaje się iść jeszcze bardziej w stronę tajemniczych duchów wschodu. Nie do końca wiadomo o co chodzi z okładką, na której Łukasz stoi w pióropuszu indiańskim, masce wilka z rogami jelenia - wszystko ozdobione ludowymi wzorami. Wygląda trochę jak z książek Sapkowskiego.
    Pamiętam doskonale kawałek z Missgod - bił na głowę donatonową 'Równonoc'. Był zrobiony z wyczuciem i z genialna wokalistką. Po okładce sądziłem, że Lukasyno pójdzie nieco w stronę słowiańskiego mistycyzmu i da nieco więcej takich numerów, przesiąkniętych wschodnimi czarami. Ale nie. Wprawdzie płyta zaczyna się dwoma typowo ulicznymi kawałkami od PSR, co może sygnalizować zupełnie inny klimat na płycie - ale po owych dwóch numerach wchodzi bardzo nowocześnie wyprodukowana płyta, a głównymi sprawcami stanu rzeczy są Ayon i Tymek - to właśnie oni robią te nowoczesne, njuskolowe podkłady. Są one dość porządne, spokojne, choć nie pozbawione ognia, jak np. w 'Rynsztoku', gdzie bit płynie mocno i tnie przy samej trawie. Z producentami współpracuje Marek Kubik - czy to wspomagając instrumantami, czy samemu robiąc dwa podkłady. Co do instrumentów - mamy tu pełen przekrój przez narzędzia służące wywoływaniu dźwięków: od najoczywistszych klawiszy i gitar, grają tu również akordeony, czy skrzydłówki (taki rodzaj trąbki). Mamy tu jeszcze dwa bity Krisa, a także Radka O. Muzyka jest niecodzienna - głównie dzięki wykorzystaniu bogatego instrumentarium, ale poza tym nie jest również źle. Jest nowocześnie, mrocznie (czasem wręcz monumentalnie), całkiem porządnie.
    Lukasyno nie należy do grona poetów. Jego teksty są proste, podające przekaz na tacy: to taka czysta prawda ulicy. Łukasz nie mówi o niczym innym, jak prawdziwe wartości i  nie chodzi tu o prawilne zachowanie w stosunku do ziomków i nie sypanie na psach, bycie prawdziwym. Nie, Lukasyno jest ponad tym zwyczajnym ulicznym gównem. On mówi o ciężkim życiu z perspektywy człowieka, a nie ulicznika. Wspomina czasy dzieciństwa, mówi o szacunku dla kobiet, piętnuje politykę i polityków, opowiada o zamiłowaniu do muzyki, życiu na emigracji. Jego powolne flow wzbogacone jest mocnym akcentowaniem każdego słowa, co sprawia wrażenie, że rapper pluje oskarżeniami, wyciągając palec w stronę tych, którzy stoją na drodze. Jego ciężkie wersy łagodzą żeńskie refreny, które występują tu w obfitości. Śpiewa Kfartet, Justyna Porzezińska, Julianna Dobrosz, ale i tak największe wrażenie robią Południce, wykonujące refren z tą wschodnią swadą, która tak podobała mi się u Missgod. Ale przecież oprócz słowiczych głosów pań, Lukasyno zaprosił na majki też rapperów - głównie znanych i uznanych. PiH popiszczał trochę bzdetów i szczerze mówiąc, umie dużo więcej. Dobry jest numer 'Rynsztok', gdzie Peja wszedł z nieco zaskakującym stylem, a Kali jest w całkiem niezłej formie. Drugim posse trakiem, który jest naprawdę mocny, jest 'Wczoraj jak dziś', gdzie Zeus niszczy kolegów, a Juras rymuje o nieogolonych cipach aktorek - ten to ma grację pijanego słonia... Reszta jest mocno przeciętna - może tylko Sobota pokazuje się z lepszej strony, a Nizioł na pewno wokalem.
    To jedna z tych płyt, którym nie dawałem większych szans na powodzenie przed odsłuchem. A jednak, mimo kilku wad, to bardzo porządna płyta. Wadami jest nieco zawiesisty, męczący trochę syntetyczny klimat oraz sam Lukasyno, który choć stara się zrobić wszystko jak najlepiej, wciąż jest taki sam podczas rymowania. Natomiast propsy dla Łukasza za wymyślanie nowych dróg, realizowanie kolejnych idei. To nie jest taka zwyczajna płyta uliczna - to w ogóle nie jest płyta uliczna. To płyta o życiu, przesiąknięta wartościami, które zanikają, patriotyzmem (ale nie nacjonalizmem!), szacunkiem dla przodków i historii. Słucha się tego całkiem dobrze - to chyba najlepsza płyta rappera.

OCENA: 4\6          


piątek, 22 sierpnia 2014

MAXIM & BLAZE - RESZTY NIE TRZEBA

Aloha 2014

1. Łapiemy Za Sztandar
2. Pamiętam    feat. KASIA GARŁUKIEWICZ 
3. Reszty Nie Trzeba 
4. Nawet Kiedy Pada Deszcz
5. Lepsze Dni feat. CARRIE 
6. Nikt Z Nas Nie Jest Święty feat. ABR
7. Ostatni Raz 
8. OCB feat. PROCEENTE 
9. Momenty 
10. Never Give Up feat. CIRA 
11. You Know What It Is 
12. Wiecznie Młody feat. ADACHU, HZ
13. Za Tych Co Nie Mogą feat. POSZWIXXX 

    Maxim jest znanym graczem w Białym. Wydał kilka nielegali, zaangażowany jest w organizację festiwali, fristajluje, a nawet umie podobno śpiewać. Blaze to nie tylko rapper, ale i producent i realizator dźwięku, właściciel studia... Razem Maxim i Blaze stworzyli wspólny projekt, który mamy przed sobą.
    Większość tego albumu toczy marynowany jest w czysto białostockim sosie. Do produkcji podkładów zatrudniono Poszwixxxa, który dał potężne bomby, podobnie jak welon - obaj mają podobne w charakterze podkłady: energetyczne, klasyczne, choć z użyciem elektroniki w granicach rozsądku. Jak wspomniałem, Blaze jest również producentem, zatem naturalnie znalazły się tu także i jego podkłady - tylko trzy wprawdzie, ale zawsze: to takie funkowe wajby, całkiem przyjemne dla ucha i bujające. Momenty zwolnienia są tylko wówczas, kiedy za sterami staje Nightmare - jego podkłady oscylują pomiędzy njuskulem (takim czasem w miarę znośnym, ale bez przesady), a syntetycznymi, czilującymi trakami. Szczerze przyznam, że jego bity wchodzą mi najmniej, zwłaszcza popękany 'Ostatni raz'. Producentów wspomagają drapacze w osobach DJ Shum i DJ Fejm, choć są zdecydowanie za mało wykorzystywani. 
    Co za szczęście, że Maxim i Blaze są naprawdę dobrymi rapperami! Jeden ekspresyjny, krzyczący, ale potrafiący przyspieszyć, zwolnić i to bez obsuwy. Drugi spokojniejszy, ale równie dobrze potrafi manewrować flow. Obaj mają w sobie potężny ładunek energii, który wyzwalany jest przez wspomniane już bity. W większości to bardzo sprytne bragga, które wraz z ekspresją rapperów wydaje się jeszcze mocniejsze, ale nie samymi przechwałkami ten album stoi. Chłopcy opowiadają o swoich drobnych grzeszkach, o zwyczajnych rzeczach, które ich zaprzątają: imprezy, rap, dziewczyny, spełnianie marzeń. Mamy tu również kilka gościnnych wejść, w większości zupełnie niezauważalnych, obojętne, czy to stary druh Maxima, Adachu, czy Poszwixxx z Fabuły. Wyróżnia się tylko Procent, ale wcale nie in plus, bo przecież szef Aloha znany jest z nieco kwadratowego flow, które czasem ma swój urok, ale nie na tym podkładzie. Trochę rozczarował Cira. Poza tym bardzo ładnie brzmią obie śpiewające w refrenach panie.
    Na swoje nieszczęście duet zaprosił do współpracy Nightmare'a, który diametralnie odmienia to, co dzieje się na albumie. Pierwsza połowa to absolutne bangery, naładowane trotylem, gotowe rozwalić ci banię. A później wpełza ten koszmar ze swoim rozlazłym, njuskulowym klimatem, pozbawionym normalnych perkusji i ćlamkającym syntetycznymi pierdami. I gdyby całą płytę robili Welon, Poszwixxx i Blaze, byłaby murowana 5, nawet z plusem. A tak, tylko 4+, bo końcówka jest zbyt rozlazła. Tak, czy siak, warto to sprawdzić.

OCENA: 4+\6


czwartek, 21 sierpnia 2014

CZESKI - NA PEWNO WARTO


Vibe2Ness 2014

1. Intro    feat. HAJDUK
2. Jutro
3. Warto było?   feat. VIXEN
4. Trochę o mnie
5. Nie będę
6. Patrzę głębiej
7. Gehenna
8. Życie nie jest...
9. Krew   feat. SIWA
10. Wanna battle?    feat. YMCYK
11. Nie do zastąpienia?
12. Nic nie muszę udowadniać
13. Na co mnie stać    feat. DAGA, ROVER
14. 5 minut
15. Outro

    To już drugi album tego wolnostylowca. Dzięki temu, że jego zeszłoroczna płyta spotkała się z ciepłym przyjęciem, Czeski szybko postarał się iść za ciosem. Drugie płyty, wydane po sukcesie (zauważenie w Polsce Czeskiego było przecież sukcesem) zazwyczaj są gorsze, ale po 'Nigdy Nie Jest Za Późno By Coś Zmienić' z ochotą sięgnąłem po ten materiał.
    Zaczyna się bardzo zachęcająco, tak jakby Czeski wlazł z rozpędu po jakiejś wolnej bitwie do studia - na bitboksie Hajduka. Potem... Potem jest różnie, bo lista producentów jest dość długa - prawie każdy kawałek robił kto inny. Dwa numery dali Vixen (takie dość zwyczajne, w miarę klasyczne kawałki) i  Nerwus, a trzy Nowik ze swoimi syntetycznymi, njuskulowymi brzdąkaniami i nieco rozlazłymi trakami o charakterze klasycznym. Reszta to pojedyncze traki: Salvare zrobił mocno klimatyczny trak oparty na wokalnym samplu (Warto było), który na początku wydaje się nieco dziwaczny, ale płynie przepięknie. Golec dał energiczny, bumbapowy 'Trochę o mnie' - taki nieco w stylu MOP, okraszony skreczami DJ Nambear'a. TRC Produkcja z 'Krwią' wyróżnia się miłym głosem Siwej w refrenie i elektryczną gitarą. Kolejny elektroniczny bit to '5 minut' Kozioła. PCN Production, Expe i ka-meal oddali po zwyczajnym, w miarę klasycznym stylu. Całość skreczy wykonał tu DJ Te.  
    Czeski rozwija się w sporym tempie. Jego flow i technice nic  nie da się zarzucić, a w porównaniu z poprzednią płytą, liczba wersów, które robią wrażenie, rośnie lawinowo. Cokolwiek by nie napisał, mieści się to pięknie na bicie, a do tego jest naprawdę niezłe. Weź sprawdź wersy: 'wiem że alkohol to nie jest wyjście, ale paradoksalnie to właśnie po nim trzeźwo myślę' albo 'wpadam w poślizg #lubrykant, bo nie piszą o mnie w rubrykach', czy też 'ja nie Sasha Grey, żeby przyjąć to na maskę'... Ale Czeski, kojarzony przede wszystkim z bitew na style, potrafi też nawinąć o życiowych sprawach i to całkiem interesująco. Goście? Są. Najlepiej wypadli Vixen, który jest coraz lepszy, nieźle nawinęli Rover i Ymcyk - więcej rymujących gości wszak niema - czyli można powiedzieć, że wszyscy emce tutaj stanęli na wysokości zadania :)
    Czeski, jak sam mówi, nie musi nikomu nic udowadniać, wystarczy, że udowodnił sobie samemu. I dobrze. Na pewno było warto. Było warto nagrać kolejny krążek, warto go posłuchać. Na pewno. Nie jest to jeszcze ideał, ale Czeski rośnie na jednego z ciekawszych graczy w podziemiu.

OCENA: 4+\6


środa, 20 sierpnia 2014

SHOT - SALTO


Urban 2014

1. Salto 
2. Jestem u siebie   feat. JANKES
3. Pierwiastek 
4. Lalki
5. Huragan   feat. CZES   
6. Na zdrowy rozum 
7. Nieśmiertelnik   feat. HAJU
8. Ode mnie dla siebie 
9. Daj mi buziaka 
10. Ciemno  
11. Dziewczyna z sąsiedztwa   feat. OLA FLAI
12. Szatan     feat. PEERZET, OXON  
13. Nic bez przyczyny   feat. OLA FLAI, TMK aka PIEKIELNY    
14. Czeski film    feat. CZŁOWIEŃ
15. Nie odwracaj się    feat. PACIWO, CHT, ANEMIK
16. Per aspera ad astra 

    Wrocławski grillfunkowiec na tej płycie miał zmienić swój wizerunek. Miał wejść w nową jakość pod względem muzyki i pokazać, że jest świetnym i wszechstronnym producentem. Jednak przyjęcie 'Salta' pozostało nad wyraz chłodne, ludzie krytykowali za niespójność, niekonsekwencję i byle jakość. Aż się zainteresowałem, czy Shot dał rzeczywiście tak słaby strzał...
    Faktycznie, większość bitów na albumie pochodzi od samego Shota, ale wcale nie wygląda to tak, jakby produkcje robił ten sam człowiek. Style mieszają się naprawdę bardzo. Od klasyków po njuskul. Od syntezatorów po ostre, gitarowe riffy i inne żywe instrumenty. Większość z podkładów jest ok, choć razem robią dość karkołomne wrażenie - istne salto. Czasem te skrajności doprowadzone są aż do przesady, kiedy np. obok konkretnego, gitarowego 'Huraganu' mamy njuskulowy, prawie pozbawiony perkusji 'Na zdrowy rozum' z tragicznie wykonanym refrenem. Po czym znowu wchodzą ostre gitary w 'Nieśmiertelniku'. Klimaty zmieniają się jak w kalejdoskopie - syntetyki - gitary - melancholijne njuskule - poprockowe granie - Bóg wie co... A propos pop-rocka - koszmarny kawałek 'Daj mi buziaka' promuje płytę, robiąc chyba więcej złego, niż dobrego. No, chyba, że targetem było wzięcie za ryj remizowej publiki, bo to spokojnie można grać na potańcówkach jako rokendrolowy przerywnik między diskopolowymi hitami. To samo z 'Dziewczyną z sąsiedztwa'. Śmieszne, że pozostali producenci, czyli Konecki, Romański i Skaju wcale się w tym pierdolniku nie wyróżniają - w sumie, cokolwiek by nie zrobili, i tak wejdzie, bo tu jest wszystko. Nie no, kłamię - Romański ze swoim 'Szatanem' zrobił tu prawdziwy rozpierdziel, wygrywając konkurs na mega bit - sampel prowadzący rozpierdala. Fajnie, że parę razy pojawia się DJ Kaczy, który dodaje skreczami jakiegoś takiego stałego, niezmiennego wątku. Dziwnie jest. Wiele gitar, z drugiej strony sporo elektroniki... Ciężko ogarnąć.    
    Nie powiem, że Shot jest słabym rapperem. Nie jest. Ale świetnym też nie jest i nawet jeśli jego technika jest naprawdę niezła i flow doskonale płynie, to są tu jeszcze teksty i treść. No dobra, one też są naprawdę w porządku. To o co chodzi? Tak naprawdę nawet nie wiem, ale to jest jedna z tych płyt, gdzie po przesłuchaniu nie zostaje w głowie nic, poza tym, że nawet było nieźle. Shot jest prawdziwym rzemieślnikiem i choć nie można na niego narzekać, nie wywołuje również okrzyków zachwytu (no, linijka 'nie trzymają nas ramy jak damy z łasiczką' jest poważnie dobra). Sporo tu jest przemyśleń Shota na bardzo wiele tematów: Unii Europejskiej, wyborów życiowych, stosunków z kobietami, poszukiwania szczęścia - ale tak naprawdę to wszystko już było. Tu czy tam, wczoraj, czy 5 lat temu, ale było. Co do gości, których tu jest kilku, najlepiej ogarnął temat moim skromnym zdaniem Peerzet, ale wcale niesłabo wypadli Człowień i Oxon. Wyróżnia się również Czes, nie tylko niemiecko-polskim rymowaniem, ala także tym, że zrobił to dobrze. Cóż, strona werbalna jest nieco lepsza niż muzyczna - a przynajmniej bardziej spójna.
    Mam mieszane uczucia po lekturze tej płyty. Niby nie jest zła, ale sporo jej brakuje. Ta niespójność brzmienia faktycznie nieco drażni i przeszkadza w odbiorze i może nieco zaciemnia obraz całości. Shot lirycznie robi swoje, choć nie ma tu panczy, które zapadną ci w pamięć. Generalnie - przeciętny album, choć nie nazwę go złym. Jednak po tym salcie Shot jebnął lekką glebę.

OCENA: 3+\6


wtorek, 19 sierpnia 2014

KLEMENS & TOMAJ - MULTIPLAYER

nielegal 2014

1. Szachy    feat. VNM, PAFARAZZI, DJ PAULO
2. Poker   feat. GREEN, DJ TE
3. Igrzyska śmierci   feat. PROCEENTE, DJ KEBS
4. Rap gra    feat. MUFLON, DJ TE
5. Hazard   feat. DIOX, DJ PROX
6. Monopoly    feat. LILU, DJ TE
7. Gra emocji   feat. MAM NA IMIĘ ALEKSANDER, FLINT

    Płytka dwóch kumpli z dwóch miast: Klemensa i Tomaja. Typowy rapowy duet, emce i producent, w tym wypadku plus cała plejada gości. Wyznam, że nie musiałem się specjalnie przekonywać do tego materiału - sama traklista i pomysł na całość wydawał mi się intrygujący...
    Tomaj robi bardzo ciepłe bity - takie, którymi można się okręcić, niczym kocem i trwać. Są spokojne, ale nie nudne, niby klasyczne, ale nie bumbapowe. Słychać wyraźnie, że producent lubi brzęczące basy, które ostro wprawiają membrany w drżenie. Te podkłady sprawiają, że się kołyszesz lekko w fotelu, bądź spokojnym krokiem przemierzasz miasto - album pasuje znakomicie do wszystkiego. Wprawia w spokój i relaks i w zasadzie mogę tylko powiedzieć chapeau bas - Tomaj zrobił świetną robotę. Do tego płyta jest niezwykle równa, ale nie nudna - słucha się tego świetnie. Do tego na skreczach są DJ Paulo, DJ Te, DJ Kebs i DJ Prox - dodają oni smaczku tym bitom. 
    Płyta ma koncept, rzekłbym olimpijski. Od tytułu, który można zrozumieć na kilka sposobów, przez tematy kawałków - wszystko odnosi się do szeroko pojętej gry. Czy to gra sportowa, granie rapu, gra emocji, czy gra o życie, nie ważne,w sumie każdy z numerów można dopasować do dowolnej gry dzięki metaforom. Klemens ma lekko zachrypnięty głos, niezłą technikę i dobre teksty - czego można chcieć więcej? Odnajduje się on na tych bitach i nie słychać u niego żadnej tremy, kiedy nagrywa z dużo bardziej znanymi rapperami. Trzyma się przyjętego konceptu, a jego wersy są spójne i konkretnie dobre. Ciężko go tu zacytować, bo w zasadzie trzeba by było wpisać całą zwrotkę - słowa wynikają z siebie i mają sens - a to niestety nie jest najczęstsze zjawisko. Ważną rolę odgrywają tu goście, bo przecież gra, w którą gra się samemu, nazywa się masturbacja, tak? A więc, jak rzekłem, gości jest sporo, a każdy na szczęście daje radę utrzymać poziom w tej grze. Nieco mnie zdziwiło, że w najlepszej formie tutaj okazał się być Muflon, z wyborną wiązką panczy - świetna zwrotka. Drugą osobą najbardziej wartą uwagi jest Lilu, która w sumie zawsze jest w formie. Najmniej wpadli mi w ucho Diox i Green - ale nie znaczy, że dali słabe wersy. Po prostu nie błyszczą.
    Ha, i co? Niechcący wpadła mi w łapska świetna płyta. W podziemiu w tym roku na pewno jedna z ciekawszych i warto się nią zainteresować. Świetna muzyka Tomaja, doskonałe wersy Klemensa i goście na wysokim poziomie. Dla mnie super!

OCENA: 5\6


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

UBAJ - JESTEM TU

Kolektyv 2014

1. W Tej Sytuacji    feat. ARIK
2. Jestem Tu
3. Sam Nie Wiem
4. Nie Pasuje Mi    feat. MEX, BIJAS
5. Pokuta
6. Światło   feat. MEX, ADISS, DOMINIKA CHMIELIŃSKA
7. Wilczy Apetyt   feat. WINIAR, DEJWID
8. Z Natury    feat. UCIN
9. Patrzę Na To Dziś    feat. DJ WZF
10. To Nie
11. Luźny Numer
12. Robię To Dla Was (Dżony Remix)

    Kim jest Ubaj? Osobiście, pierwsze słyszę, ale kiedy znalazłem info o albumie, okazało się, że to młody, 19-letni człowiek z Trójmiasta, współpracujący z podziemnymi graczami z Kolektyvu, w barwach którego wyszedł ten nielegal.
    Wojczi, Mario Kontrargument, Cezu, Loko, Ironic, Essex i Dżony - to lista producentów, z których znakomitej większości nie kojarzę. No, Mario Kontrargument ostatnio zadawał się z Kamelem, ale to wszystko. To głównie te nowoczesne, nieco melancholijne podkłady, grane osobiście z melodyjkami granymi z ręki. Wojczi jest tu obecny w największej liczbie podkładów, co nie zawsze wychodzi płycie na dobre, bo to on tu jest odpowiedzialny za najbardziej niuskulowy, najbardziej rozlazły podkład na samo wejście, choć później jest o wiele lepiej: gitary elektryczne w 'Sam nie wiem' mają coś w sobie, a numer 'Światło' z pięknymi wokalami Dominiki Chmielińskiej jest naprawdę jednym z najlepszych tu, a banger 'Patrzę na to dziś' naprawdę hula. CeZu wyprodukował minimalistyczny podkład do 'Nie pasuje mi', który akurat... pasuje mi całkiem nieźle. Najbardziej leżą mi traki Mario Kontrargumenta - mają kopnięcie, są bardzo konkretne, ale również Loco w 'Z natury' wszedł jak nóż w masło i tym oszczędnym, niemal trapowym bitem rozpieprzył. Zresztą, te minimale (taki jak np. od Essexa w Luźnym numerze) są naprawdę konkretne i brzmią świetnie. Wbrew temu, co na początku myślałem, to płyta muzycznie świetna, pomimo, iż bardzo nowoczesna, co, jak wiedzą stali czytelnicy, nie porusza we mnie ukrytych strun wzruszenia. Ale tutaj mamy wręcz majstersztyk. Poza pierwszym i ostatnim kawałkiem - rozlazłymi i sennymi.  
    Ubaj jest kolesiem, którego trzeba znaleźć na bicie. Odszukać jego ścieżkę i pójść za nim. Ma niezłe flow, dobry głos, pozornie jest rapperem, jakich całe zastępy w podziemiu. A potem słuchasz. I znowu, pozornie takie życiowe refleksje, których jest pełno na co trzeciej płycie, ale coś każe słuchać uważniej. I wiesz co? Słuchasz. Słuchasz, bo to co ma do powiedzenia Ubaj, pomimo młodego wie, co mówi i nie pierdzieli marnych frazesów o ciężkim życiu. Zamiast tego mamy wręcz poetyckie refleksje, ale są to takie wersy bez zadufania i grafomanii - chodzi mi o to, że Ubaj gada po ludzku, nie jak przeintelektualizowany rapper z uniwerku, tylko jak inteligentny, młody koleś z bloku obok. Zaproszeni goście, niektórzy coraz bardziej znani w Polsce, jak Adiss, często sprytnie weszli w klimat, ale przede wszystkim warto zauważyć tu Winiara, który wybija się stylem, a także Ucina z niezłym tekstem. Całość robi bardzo dobre wrażenie.
    Zadziwiająco mądry i świeży jest to album. Słychać, że to materiał dojrzały i przemyślany, Ubaj jest naprawdę dobrym rapperem i jeszcze lepszym tekściarzem, a muzyka, jaką dobrał to prawdziwa uczta przez większość czasu. Polecam sprawdzić ten materiał, bo warto.

OCENA: 5-\6


niedziela, 17 sierpnia 2014

NAWROT NWT - SECRET OF THE MOON

nielegal 2014

1. Czy To Takie Ważne (Intro) feat. SPLASH
2. You Think You Know
3. Dajcie Mi Spokój  feat. MŁODY GOH, GUCIA, EPITET
4. Pusty Pokój  feat. NRK
5. Wtopa   feat. CZIKA
6. Gdzie Byłaś
7. Pętla   feat. MAŁA MI, ZIOŁO
8. Czy To Ważne (Outro)

    Z tego, co się orientuję Nawrot jest właścicielem studia i podziemnej wytwórni w Krakowie - poprawcie mnie, jeśli się mylę. Ostatnio wydał epkę, która wyróżnia się przede wszystkim anglojęzycznym tytułem, ale także okładką. Ale co mamy w środku?
    Trzech krakowskich producentów zabrało się za zrobienie tej niedługiej płytki. To Hondo, Whtt i ccpwc. Podkłady są dość różne, ccpwc zrobił tu dwa straszne bity - absolutnie niezjadliwy, elektroniczny 'Wtopa' i męczący 'Pętla'. Whtt wyprodukował podkłady klasyczne, takie skręcające w stylu horror core, z użyciem gitar - on tu jest chyba najlepszym bitmejkerem, bo Hondo to takie bezpłciowe biciki niby klasyczne. Muzyka jest tu słabą rzeczą, która zupełnie nie dźwiga tematycznego ciężaru materiału. Bity męczą, działają na nerwy, może poza kawałkami Whtt. Ale ogólnie bardzo przeciętne nagrania. Pomijam jakość masteringu, która ssie. No a skrecze, które pojawiają się w jednym z numerów wołają o pomste do nieba, brzmią, jakby pies usiadł na winylu i machał ogonem.      
    Najbardziej wkurwiające jest to, że Nawrot wrzuca do tekstów angielskie wersy, co jest zupełnie koszmarne, bo z tego nic się nie da zrozumieć. Chuj, że ma lekką wadę wymowy, po polsku daje radę. Gorzej, kiedy usiłuje mieć hamerykański akcent... jufikjunał batciuhałabiblajne... Kurwa, litości, co za bełkot! No dobra, a po polsku? Szału też nie ma, choć Nawrot ma całkiem ciekawy głos, jednak nie zawsze umie zrobić z niego słuszny użytek. Cała płyta to taki mistyczny rap, Nawrot wkręca paranoiczne jazdy, dzikie sny, czy różne poetyckie przemyślenia, z którymi kłóci się dość prostacki tekst 'Wtopy'. Z gości zdecydowanie wybija się na plus hardkorowy i charakterystyczny Goh, dobrze ogarnia się NRK, ale reszta jest średnia, bądź w ogóle straszna, jak Mała Mi... Nie, po muzyce to druga najsłabsza rzecz tutaj.
    Nie pomagają wymyślne okładki, nie pomagają angielskie tytuły - płyta jest marna. Niestety, ciężko tego słuchać i nawet 25 minut to za długo. Bardzo się zmęczyłem i nie chcę więcej. A, skoro Nawrot ma studio, to można by żądać jakiejś niezłej jakości nagrań, może choćby w miarę równej, prawda? Kolejny strzał w kolano...

OCENA: 2\6 

    

sobota, 16 sierpnia 2014

ANTON - PAMIĘTAM KIM JESTEM

Przypał 2014

1. Intro-Bragga ziom 
2. Czasem myślę
3. Wiesz jak jest feat. LARKIN
4. Mamy co mamy
5. Przepaść   feat. TROYAN 
6. Walczmy o prawdę 
7. Nie pozwól zwariować 
8. Gorzka prawda feat. CANTON 
9. Nie tak dawno temu   feat. MRL, PAWLAK, BLEMIA, MAKARY, ROVER, KOKS 
10. Musze iść    feat. LUKA   
11. Wdycham powietrze 
12. Mógłbym 
13. Harmonogram dnia napięty feat. MAKARY  
14. Wejdź w moje buty 
15. Falstart 
16. Co gdyby nie to feat. POLA 
17. Pamiętam kim jestem 

    Letni Chamski Podryw to skład, który jest bardzo popularny, ale przecież nikt ich nie bierze na poważnie, tylko uważa za kabaret - i nie bez uzasadnienia. Jednak jeden z członków LChP, Anton - czyli twórca albumu, który mam przed sobą, działa na scenie od wielu lat i nie zajmuje się tylko dowcipkowaniem. Tą płytą rapper pokazuje nam, że 'pamięta kim jest' i nie zawiesił się an wygłupach. Tym razem to poważny projekt.
    Anton oddał się w większości usługom Sakiera, jeśli chodzi o podkłady. Nie powiem, żeby twórczość Sakiera mnie jakoś bardzo przekonała. To zwyczajne bity, w miarę klasyczne i oparte na samplach, choć z takim apdejtem, że tak to ujmę. Brzmią dobrze, ale bez żadnej siły. Pozostali producenci wypadli różnie . Trzy numery Grubego są chyba najlepsze, bo mają jaja i są konkretne, zresztą tylko one opatrzone są pracą DJ Łapy na wosku, co znakomicie ubarwia dość monotonną strefę muzyczną. Duet Kusiak i MRL to coś w stylu syntetycznego ragga w kawałku 'Mamy co mamy'. Pozostali, czyli KG, Makary i PLN Beatz, dali równie płaskie i byle jakie traki, które nie wzruszyły mnie ani trochę - no dobra, numer Makarego znam już z płyty tego drugiego i powiedzmy, że jest to najciekawszy kawałek tutaj. Ale to nie świadczy aż tak dobrze o albumie...
     Rapper nie oszałamia, to prawda. Owszem, jest dość charakterystyczny, ale zupełnie bez wyrazu. Do tego nie na każdym podkładzie daje radę wyjść na swoje i nie zawsze brzmi to fajnie. Zresztą, teksty Antona są równie nijakie i pozbawione czegokolwiek, co pozwoliłoby się bliżej zainteresować. Ciężkie życie, nieco bragga, bądź prawdziwy i takie tam banały. z gości nieźle wypada tylko dwóch chłopaków: Rover (oczywiście) i Troyan ze swoim agresywnym stylem. Reszta jest jeszcze bardziej przeciętna, niż Anton albo w ogóle marna. Nawet nie mam tu o czym pisać - jest blado i nudno, do tego wszystko brzmi identycznie.   
    Anton w całości dopasował się do muzyki - jest tak samo wyprany i nijaki, jak i produkcja. Szczerze powiem, że setnie się wynudziłem - zacząłem ziewać na dobre już przy szóstym numerze. W zasadzie całość zbija się w jedną papkę i naprawdę próbowałem posłuchać tego raz jeszcze i jeszcze, ale palec sam wciskał skip, bez mojego udziału. Nie jest to zła płyta, ale... Ziew.

OCENA: 3\6


piątek, 15 sierpnia 2014

DETOX - NOWY POCZĄTEK

nielegal 2014

1. Intro
2. Konsekwencja i wiara
3. Biją w dzwony
4. Absulotum dominium
5. Bit, noc, długopis, kartka   feat. SPLO
6. Warto postawić na swoim
7. Chcą nas złamać   feat. OKAZ NNP
8. Chcę tu przetrwać
9. Punchgun  
10. Diablo
11. Braggamafia   feat. JESIOŁ, FINEZ
12. Hajs, dragi, kurwy   feat. MARIOBOSS MBS
13. Świat zwariował w 18 lat
14. Szukając siebie
15. Moje wersy   feat. IJON, SBO
16. Sam przeciwko wszystkim
17. W zgodzie ze swoim sumieniem

    Nie do końca wiedziałem, kim jest Detox, ale okazało się szybko, że to reprezentant Rzeszowa, obecny od paru lat na lokalnej scenie. Jak na typa znikąd, nieco zdziwiła mnie lista producentów, wśród których znalazło się kilku nieźle opłacanych, że tak to obcesowo ujmę.
    Coś w tym musi być, jeśli najwięcej muzy zrobili tu DNA i NWS. Dołącza do nich coraz bardziej znana producentka Kamska, a pozostałe rzeczy dali Badger, Pietz i Marik - mało znani, lokalni bitmejkerzy. Po ksywkach można by wnioskować, że to płyta typowo uliczna, ale nie. Tu chodzi o coś zupełnie innego, nawet, jeśli podkłady gniotą swoim ciężarem. Nawet Kamska oparła się swojej kobiecej, delikatnej naturze i sprawiła bity o potężnym jebnięciu, oparte na monumentalnych samplach, które w takim 'Absolutum dominium' brzmią niczym szatańskie wersety. DNA jest tu najbardziej doświadczony i w sumie chyba najlepszy, może dlatego, że mało miał szans, żeby coś zjebać: zrobił tylko dreszczowiec 'Biją w dzwony'. Oj dobra, żartuję, DNA robi zajebiste bity zazwyczaj :) NWS występuje tu najobficiej i... jest to bardzo typowy produkt tego bitmejkera. Zwyczajne, uliczne, smętne podkłady, tyle, że może z większym pierdolnięciem - na szczęście Detox sprawia, że to nie są byle wymemłane kawałki. Reszta producentów trzyma atmosferę, dostosowując się do poziomu - lepiej bądź nieco gorzej, ale w sumie nie ma na co narzekać. Na albumie wosk drapie DJ Danek, zatem wiadomo, że skrecze będą na dobrym poziomie - nawet ich tu dość sporo - i doskonale. 
    Detox okazuje się być bardzo sprawny na majku. Nie jest bynajmniej gangsterem, żadna z takich faz. Jednak jest to zdecydowany hardkor z 'miejskiej dżungli' - Detox nie przebiera w słowach i jego bragga jest przesycone miejskim brudem. W zasadzie nie ma tu żadnego konkretnego tematu: przez cały czas są to wersy na zmianę jebiące wacków i wrzucające klimat miejski ciężki. I choć rapper nie ustrzegł się frazesów i banałów, zbyt często chce, żeby marni frajerzy lizali go po jajkach (fetysz jakiś?), ale brzmi ostro i zupełnie na miejscu. Doskonale jego głos i styl współgra z bitami i tworzy naprawdę mocny klimat braggadaccio. Jest tu paru gości wprawdzie, ale są oni zupełnie zbędni, bo Detox przytłacza wszystkich tych lokalnych emce swoim głosem i stylistyką.
     'Jaki przekaz synu? To ma przypierdolić w blok!' - te słowa wydają się mottem tego albumu. Ciężkie brzmienie - bardzo porządne, które Detox tylko wzbogaca. Bo tak sobie pomyślałem, że w sumie całą ścieżkę dźwiękową można by oddać pierwszemu lepszemu ulicznikowi, nie wiem HDS, HZOP, czy inny Druton CBŚ, Pikiel ĄŹŻ albo Rzerdź HÓJ - jednak oni zapewne zjebaliby sprawę z hukiem. A Detox akurat świetnie tu pasuje i to on wzbogaca bity, a nie odwrotnie. Całkiem fajny album, nie spodziewałem się. Hardkor z Rzeszowa ziom. Lubisz mocne rapsy, to weź obadaj.

OCENA: 4\6      


czwartek, 14 sierpnia 2014

MRO PEREZ - FRAGMENT AUTOBIOGRAFII

Rytmobittofabryka 2014

1. Wybacz mi
2. Nauczyli nas
3. Czego oczekujesz   feat. BOMBER
4. Bruk
5. Plac zabaw boga
6. Mistrz kontrastów
7. Fragment autobiografii   feat. DJ LUTER ONE
8. Pieśń życia
9. Dzień jak co dzień    feat. PATRYK PAKA
10. Czasem
11. Wiem   feat. KOSTUH, JARO, DJ LUTER ONE
12. W tym wszystkim
13. Lub to lub nie   feat. WIRUS
14. Narkoman       

    Kto orientuje się w zawiłościach sceny głogowskiej, ten pewnie będzie kojarzył Pereza. Działa on tutaj chyba już z dekadę, do tej pory w lokalnych składach, ale tym razem uderza z podziemia ze swoją solówką. Nawet, przyznam, sięgnąłem po ten materiał z zainteresowaniem, choć nie oczekiwałem szału.
    Moje zainteresowanie wynikło przede wszystkim z faktu, że część podkładów wyprodukował Ślimak, który jest moim zdaniem bardzo wartościowym producentem i popełnia niezłe i bujające, klasyczne podkłady. Nie pomyliłem się bardzo, choć z czterech kawałków, jakie wyszły spod jego rąk, naprawdę dobry jest 'Czego oczekujesz', ze sprytnym i chwytliwym orientalnym samplem. Poza Ślimakiem jednak mamy tu sporo innych bitmejkerów - znanych mniej lub jeszcze mniej. Z tych trochę znanych mamy klasycznie ogarniętego Krakowiaka Whtt, a reszty... nie kojarzę. Większość jest zwyczajnie klasyczna, siedząca w bumbapie, może zagranym nieco współcześnie, nadal jednak z poszanowaniem dla tradycyjnego rapu z najlepszych lat. Są to Kostuh (wspaniale użyty kawałek Turbo, 'Dorosłe dzieci'), LL Cole (propsy za świetnie wprowadzoną brudną gitarę w 'Pieśni życia' - szkoda, że tak krótko. Zresztą, LL ma naprawdę fajne podkłady), Markowe Bity, DeeNeL ('Czasem' jest jednym ze słabszych kawałków), Fazi JR i Jawid. To sample, dobre perkusje Jedyny JC Beats wychodzi nieco spoza szufladki klasyka i jego bity ('Plac zabaw Boga') mają w sobie nieco więcej elektroniki, ale i... mocy. Tak, muzyka jest tu, pomimo mało znanych bitmejkerów, naprawdę ogarnięta i fajnie zmontowana.
    Takich rapperów jak Perez w podziemiu (i na legalu również) jest na pęczki. Perez jednak ma ten plus, że umie rymować, ma poprawny flow i technikę i o ile jest dość przeciętny, nadrabia głosem i brakiem większych potknięć. Teskty są równie zwyczajne i to w sumie także może stanowić siłę - to taki normalny, lokalny rap o życiu, że 'świat jak płyta kręci się dookoła' i 'tu słabi odpadają jak tynk z kamienic'. To proste (nie prostackie, nie mylić pojęć!) wersy o sytuacji, w jakiej tkwi Perez, nieco smętne i ciężkie, a także w zasadzie bez większego polotu (chociaż wejście Pereza w 'Lub to lub nie' pozwala sądzić, że chłopak ma jednak spory potencjał) . Na szczęście brak tu drętwej grafomanii i pierdół o niczym, pustych przechwałek. Perez to taki głos głogowskich osiedli i myślę, że sprawdza się jako lokalna tuba na świat. Rapper zaprosił na album kilku kolegów - Patryk Paka jest z nich zdecydowanie najlepszy, z umiejętnie giętym flow wywarł na mnie całkiem dobre wrażenie.         
     Zabawne - płyta jest zupełnie zwyczajna, ale w jakiś sposób trafia. Może dlatego, że produkcja jest całkiem porządna? Może dlatego, że Perez wydaje się bardzo autentyczny, nie zmanierowany i normalny? Nie wiem, ta płyta ma w sobie coś. Na pewno kilka fajnych numerów: 'W tym wszystkim', 'Nauczyli nas', 'Lub to lub nie', czy 'Plac zabaw Boga'. Warto sprawdzić, a nuż się spodoba.  

OCENA: 4-\6


środa, 13 sierpnia 2014

KAZ BAŁAGANE & BEL MONDO - SOS, CIUCHY I BORCIUCHY

nielegal 2014

1. Intro (Pierwszy w Polsce Rap) 
2. Mam Do Załatwienia Sprawę 
3. Pillow Talk
4. Smuty (Skit) 
5. Lot    feat. SENTINO, DON POLDON
6. Tak Bywa 
7. Świeży Hajs    feat. SENTINO 
8. Z.Ł.O.    feat. BAEL DCH  
9. Mordo Czł‚owieku 
10. Dwie Staruchy 
11. Variacik    feat. DON POLDON
12. Ayn Rand 
13. Sie Wie     feat. FOSTER
14. #squad     feat. SENTINO
15. Fela Kuti
16. Brown Sugar   feat. SENTINO
17. Bliżej 
18. Złota Whisky 
19. Outro

    Kaz Bałagane to koleś, który wydaje melanżowe płyty, mające wprowadzić słuchaczy w doskonały, imprezowy klimat. Fama głosiła, że to album wakacyjny, na letnie kolędy, pełne humoru - czarnego. Trzeci krążek Kaza przyjęty został całkiem dobrze, ale ja przyznam, że średnio do mnie trafia ten rapper. Ale może przez ostatnie dwa lata czegoś się nauczył?
    Muzyka to nowoczesne bity, pozbierane z bardzo różnych miejsc - jak to na mikstejpie. Nie są to jakieś znane traki, więc ich dobór nie boli, a pasuje do całości. Jest tu tylko jeden oryginalny podkład od High Tower - to 'Mordo człowieku', do tego naprawdę konkretny njuskul, natomiast cała reszta to albo instrumentale albo przeróżne friszery, czy pobrane z innych źródeł podkłady. Bangery, trapy - wszystko nowoczesne, cykające, stukające, z melodyjkami prosto z syntezatorów. Nawet to nie brzmi najgorzej, ale też nie podnosi ciśnienia. Muzyka może być, jak na nowoczesne granie. 
    Bałagane nie zmienił się wiele. W tym duecie to on ma wyższy głos i potrafi się nim bawić, choć nadal wypieprza się w przeróżnych sytuacjach, nie tylko kiedy próbuje kombinować. Belmondo to cięższy wokal, ciekawsze brzmienie, ale rymuje z mniejszą wyobraźnią. Obaj się uzupełniają na tyle, że w sumie trudno stwierdzić, kto jest tu lepszy - ot, raz jeden, raz drugi poleciał lepiej. Nigdy jednak nazbyt dobrze... Ale chuj ze stylistyką, ona tu jest najlepsza (ło mamo!). Kiedy wchodzą wersy, dopiero miałem ubaw po pachwiny. Czarny dowcip to dobre ich określenie, choć chyba powinno być rozumiane mniej dosłownie, bo przy tym albumie ukisiło mi się całe stado ogórków na blacie kuchennym #suchar - łap ten folo-łap świnio (a potem tę grę słów, bjać!). Wypisałem sobie trzy najwybitniejsze, jakie wpadły mi w ucho: 'ja dymam twoją dupę, generuję krem brulee, jestem królem, ty jesteś nurem', 'ale zajebka, palę sobie kiepka, ona zajarana jak dziecko, które zobaczyło pieska', 'siemka mój chuj to nie rzeźba, to nie galeria' - ratunku. Nie da się odmówić za to chłopcom inwencji, robienie loda występuje w każdej chyba piosence, ale rzadko kiedy powtarza się określenie na tę zacną czynność. Oprócz ciągnięcia kabla, mamy tu jeszcze sporo chlania i szastania hajsem. No dobra, aby być sprawiedliwym, podeszło mi parę numerów: dwa konkretnie. To 'Tak bywa' i 'Dwie staruchy'. Reszta raczej mnie irytuje, niż kiwa głową. Tak samo, jak goście. Może Sentino wybija się jakoś na czoło, ale ani Foster JWP, ani Poldon, ani Bael nie dali rady podnieść jakości albumu.
    Ja wiem, że niektórzy uważają tę płytę za album roku, ale tak naprawdę ten materiał jest zwyczajnie żenujący - nawet jako żart, bo jest to zwyczajnie niesmaczne. Żeby chociaż obaj rapperzy byli wybitni, a muza oryginalna i naprawdę targająca dudami, byłoby może zajebiście. Ale nie jest. 'Nie rozumiesz tego rapu, bardzo się cieszę, bo nie jest dla każdego' - no to macie się z czego cieszyć, bo do mnie to nie trafia - widocznie nie jestem tym każdym.

OCENA: 3-\6 


wtorek, 12 sierpnia 2014

SJS - NOWA SZKOŁA

Swag Jak Skurwysyn 2014

1. Swagologia 2 - HARY 
2. K.A.R.A.T. - KOŚCIEY 
3. YOLO (1 Time) - YOLO BOIZ
4. Krzycz Trybson - ZIOŁO 
5. SWAG - BOGU BOGDAN
6. Woła Cię miasto - DŻEPA, BEEBOY, JANKES PM
7. Czemu tak niesympatycznie? - SOLAR & BIAŁAS, TOMB
8. Dobrze! - AD.MA 
9. Polski SWAG - KAMEL 
10. Monstrum - NEILE 
11. Do połowy - EMEN
12. Kiepski interes - FREEZY FORST, KLASIIK 
13. Tryumf - LOU, 3P 
14. Kula u nogi - 2STY, KUBAN, VNM 
15. Kodeina - DEYS
16. Czarny i biały - DIAMENT feat. TROOM
17. Lot nad kukułczym gniazdem - PLANET ANM 
18. Syd Vicious - BAŁAGANY NA BANI
18. Transhuman - CRUZ & ZASPAŁ 
20. Władca Much - KIDD 
21. CamelToe - TROOM 
22. Dimetylotryptamina - KATO feat. JULIA KIONA 
23. Róża wiatrów - IGREKZET 

    Swag Jak Skurwysyn to dzieło naczelnych glamrapu i popkillera. Znając oba portale - zwłaszcza glamrap, który czytany i komentowany jest głównie przez półmózgich imbecyli, żyjących tylko i wyłącznie po to, żeby zjebać wszystkich dookoła - raczej średnio byłem zainteresowany. Po czym zerknąłem na listę obecności na albumie i... jednak sprawdziłem. Płyta ma promować SWAG (czy Wy kurwa naprawdę nie wiecie, co to znaczy, czy udajecie naiwnych? A może to ukryta propaganda? Oż mać ...) i prawdziwie amerykańskie podejście do rapu. Aż się nie mogłem doczekać, really.
    Zgodnie z tytułem, płyta siedzi w nowej szkole jak parówa w hott doggu (#Snoop). Starczy spojrzeć na listę producentów: Foux, Space Drumma, Młody Grzech, Johnny Beats, Juicy, Jankes, Secret Rank, Eigus, BJK, Lenzy, Miko, ka-meal, Teken, Miko, NoTime, a nawet Zaspał, który w njuskulu raczej nie siedział, ale pokazał, co umie w temacie, choć tak między Bogiem a prawdą, ciężko nazwać to njuskulem. To dwa pojebane, radioaktywne podkłady, które brzmią, jak zrobione na Marsie, czy chuj wi gdzie jeszcze. Kosmos. W znakomitej większości jednak jest to zdecydowanie muzyka dla lubiących te syntetyczne brzmienia, brzęczące basy, melodyjki z syntezatorów, potłuczone perkusje, cykające jak witryna u zegarmistrza. Ale, jako, że sam mam stosunek do takich rzeczy nieco analny, wyznam z lekkim rumieńcem zażenowania, że jest tu kilka bitów, które do mnie przemawiają. Banana na ryju dostałem przy 'Yolo', gdzie Młody Grzech przerobił słynną cycastą Sabrinę na trapowe gówno - fajna robota. Niezłe rzeczy dał tu Foux, którego nie zawsze przyswajam ('Swagologia 2', 'Monstrum' i 'Czemu tak niesympatycznie?' brzmią bardzo porządnie i są to bodaj najlepsze produkcje tutaj). Space Drumma to przede wszystkim 'Krzycz Trybson', bo 'Karat' już dużo mniej. Ten czilowy kawałek Jankesa za to ('Woła Cię miasto') jest tak wyczilowany, że brzmi jak soundtrack do podcięcia sobie żył w wannie - te 'lalalalalala' jest tak wkurwiające, że miałem ochotę rozpieprzyć sprzęt grający - w zestawieniu z drętwymi rapperami numer jest jak cykuta. Na szczęście takich słabizn jest mało - jeszcze tylko ten romantyczny kawałek Kamila do 'CamelToe' - nuda, panie i ziewanie i podobne dziwadło Tekena w 'Dimeloblablabla'. Dla równowagi jest wkręcający 'Kodeina' od Lenzy'ego - świetnie wprowadza w mrok życia. Jest zatem różnie, ale ogólnie bilans wychodzi na plus. O matkobosko.        
    Taka paka na mikrofonie? Propsy za zgromadzenie na takim projekcie tylu niezłych ksywek, ale, jak to się mówi, to nie nazwiska grają, prawda? Dlatego dla obecnych tu rappasów przygotowałem trzy pudła: platyna, miedź i beton. Weźmy sobie pudełko platynowe: niestety, wpadło tutaj najmniej typów. To przede wszystkim Hary (weź 'zgiął się jak studolarówka w Solorza kieszeni' - niezły wers), trafia tu jeszcze Zioło, Solar z Białasem i Tombem, którzy wjechali z ciężkim bragga ('to ty jesteś kurwo nikim, faktycznie, i donosisz jak Hast na policję') i zajebali konkurencję młotem. Kamel również zasługuje na wyróżnienie, bo swoim stylem i mocnym tekstem pozostawia naprawdę dobre wrażenie, ale jeszcze lepsze wchodzący zaraz po nim Neile. Po dłuższym momencie posuchy wpada nagle na bit Lou ze świetnymi panczami, a zaraz za nim Deys z doprawdy wybornymi wersami. Jak zwykle fantastycznie ogarnia sytuację Planet - manewruje flow, ma mądre teksty - świetny kawałek. Na osobne słowa zasługują Yolo Boiz, czyli Tede z Abelem (Ablem?), którzy nie błyszczą, ale rozkręcają ostro atmosferę. Pominiemy miedź, bo to przecież drobniaki - bywają przydatne, ale nie przy tej okazji. Za to nad betonowym pudłem można się trochę popastwić. Dżepa, Beeboy i Jankes doskonale dopasowali się do słabego bitu i nie da się ich zwyczajnie słuchać. Niezwyczajnie też się nie da. Słabo leci też Diament, który w sumie nie mam nic do pokazania. Bałagany Na Bani również nie pokazują się z dobrej strony - zwłaszcza drugi z rymujących, który potyka się co i rusz. No i ten kawałek od Kato - niby ok, ale słuchać tego nie mogę...
    Dziwny to album - ponad 80 minut njuskulu, który bywa czasem strawny (nawet relatywnie często), ale czasem jest zupełnie nie do zniesienia jak jajko (#Roszja). Są tu kawałki świetne, są drętwe i myślę sobie, że gdyby obaj naczelni zrobili selekcję i zamknęli się w ok. 60 minutach, byłoby super. A tak jest tylko... dobrze. Sam nie wierzę, że to piszę.

OCENA: 4\6     


poniedziałek, 11 sierpnia 2014

CIRA - NIEWIDZIALNY CELEBRYTA

Step 2014

1. Introom
2. Mike Skiller
3. Piękny Poranek
4. Jedna    feat. HUKOS, MAX KOLO
5. Smutna Królowa   feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK
6. Strasznie Sam
7. Ożywcza Bryza   feat. 2STY
8. Niewidzialny Celebryta
9. Gdzieś Daleko   feat. ROVER
10. Wdychamy Wolność
11. Samotny Autostopowicz
12. Mike Skiller (rmx)   feat. KISIEL, BEZCZEL, ERO
13. Do Widzenia Przyjaciele   feat. KASIA GARŁUKIEWICZ
14. Flaszka (intro)
15. Czarna Flaszka   feat. BAKFLIP, NIKON
16. Nie Chcę Mi się z Wami Gadać
 
    Trzecie legalne solo Ciry, jak każda inna jego płyta, było przeze mnie mocno oczekiwane - osobiście bardzo lubię Cirę i jego gry słowne, porównania oraz nienaganny styl. Dlatego pochwyciłem chętnie jego płytę. Pierwszy rzut oka - digipak całkiem fajnie wydany, w mazidła Ciry, które składają się na postaci zbudowane z różnych twarzy... No, ale to nie okładka zdobi rappera, tak?    
    Nie byłem pewny, czy powierzenie prawie każdego kawałka innemu producentowi to słuszna opcja, ale... da się wybaczyć, choć prawdę mówiąc, rozrzut stylistyczny jest dość spory. Jako jedyni, po dwa traki oddali KPSN i Bob Air. O ile ten pierwszy zrobił mocny i kopiący w głowę 'Mike Skiller' i jego remix (czyli de facto ten sam kawałek), to Bober sprawił dwa podkłady, od jakich osobiście dostaję drgawek - nowoczesne, pseudoromantyczne, rozlazłe numery, z perkusją, która albo kląska w dziwnych tempach albo w ogóle jej nie ma. O ile SoDrumatic zaczyna mnie do siebie przekonywać, to jednak większości boberowych wypocin słuchać nie mogę i koniec. System jednak zdecydowanie rozwalają klasyczne podkłady od Welona ('Jedna'), czy Whitehouse (tytułowy numer), jednak mamy tu jeszcze kilka innych biegunów, które osiągamy, kiedy przemierzamy album. Bo klimat się zmienia w sumie z każdym kawałkiem i już Fen w 'Smutnej królowej' wprowadza nam pierwszą jutrzenkę zmiany, a zaraz po nim wchodzi elektroniczny podkład Eljota. I chociaż DJ Flip i White House oraz The Returners zrobili znowu coś nieco bliższego klasyce, po czym wchodzi wspomniany Bober i nie jest już tak fajnie. Przed końcowym pierdolnięciem jest tu jeszcze nieco ambientowy 'Do widzenia...' od Juicy'ego - kawałek raczej zbędny tutaj. Na koniec mamy tu kompletna zmianę klimatu - wjeżdża Bakflip ze swoimi gitarami i na koniec mamy potężny zastrzyk energii - zdrowe jebnięcie, przywracające tętno po rozlazłym pożegnaniu z przyjaciółmi.   
    Cira to poeta mikrofonu, ale nigdy nie osiągnie wielkiego sukcesu. Ten koleś jest zbyt inteligentny i ma za duże wykształcenie, aby dotrzeć do mas. Zrozumieją go nieliczni - ci, którzy szukają czegoś innego, niż słanie chujów policji, czy baunsowanie z dziewkami przy mleku 0,5%. Jednak ten koleś ma takie skillsy, że zmiata większość rapperów i rapperzyn ze sceny. Cira wchodzi z wersami 'Mam tak unikalne flow, że NASA chce mnie przebadać \ Daj Nasa na featuring, by na samplu osadzić dwóch króli', czy 'Mam tak unikalne flow, że szukają go w zaświatach \ Ostatni z apostołów, co do stołu nie siada na chama \ Gigant sceny co ceny nie ma i kwita \ Podziemny mainstreamowiec, niewidzialny celebryta' i kurna, nie masz u nas wielu gości, co przebiją te gierki. Mordercze bragga. Kiedy wchodzą inne kawałki, o tematyce bardziej życiowej, jest również ciekawie - mnóstwo porównań, odniesień - wyłapiesz tu cały wachlarz kulturalny i kulturowy. Bo w kawałki wplecione są cytaty z 'Czasu apokalipsy', odnośniki do historii hip hopu, czy inne wkręty, które wyłapujesz czasem po którymś kolejnym przesłuchaniu. Cirze dzielnie sekundują goście - przede wszystkim Bezczel, który wszedł niczym kula z glocka w łeb, ale także Rover ze świetnymi wersami w dyskusji z Cirą o Bogu. Zaskoczył mnie doskonałą dyspozycją również Ero, który dograł jedną z lepszych swoich zwrotek. No i naturalnie Hukos, który zawsze trzyma równy, wysoki poziom.    
    No i proszę ja Państwa, byłaby płyta roku, gdyby nie... producenci. Niestety, zmienność klimatów ma zdecydowany wpływ na odbiór - album, według mojego mniemania, jest zbyt eklektyczny i sięgający w zbyt różne strony na raz. I o ile nie przeszkadzają mi rockowe wycieczki z Bakflipem, mierżą mnie za to pedalizmy Bobera ('zamulacze na podkładach - nie chce mi się z wami gadać') i elektronizmy Eljota i Juicy'ego - są to numery zbędne, choć po prawdzie fajny 'Samotny autostopowicz' został zabity z zimną krwią przez produkcję. Trudno. Ale nawet jeśli nie jest to płyta roku, to i tak znajdzie się w czołówce, bo Cira na to zasługuje.

OCENA: 5-\6