środa, 4 czerwca 2014

DJ 600V & JACK THE RIPPER - SINCE '94

V6 2014

1. Feelin' Good
2. Since '94
3. Real McCoys   feat. SADAT X
4. Dropanotherone
5. Rising 2 The Top   feat. LEWIS PARKER
6. Ownboss
7. Represent  feat. GRAND DADDY I.U.
8. That's Why I Pray
9. So Much Pain  feat. ANIA KANDEGER, PARADOX
10. M.I.C.
11. So Hot
12. Ownboss (RMX)

    Kim jest DJ Volt, to chyba nie muszę mówić. Poniekąd legenda polskiej sceny, jakkolwiek nie zjebałby się ostatnio. To jego kolejna płyta producencka z zagranicznym rapperem. Pierwsze podejście, z Ron'em G było tragiczne - tego gówna nie dało się słuchać. Ale tu zaproszony został członek ekipy Brainsick Mob, o której usłyszałem dawno temu na mikstejpach Premiera. No to może warto? Wahałbym się, gdzie umieścić te recenzję, ale skoro SoulPete i Ostry tu wylądowali z racji firmowania płyty nazwiskiem, to Szejseta też musi.
    Był okres, kiedy Volt robił jakieś popieprzone syntetyczne bity, od których źle się człowiekowi robiło wszędzie. Ale nie. Volt powrócił do klimatu sprzed 15 lat, klimatu, który znamy z pierwszych składanek producenckich. Czyli takie kilka kroków wstecz do klasycznego hip hopu. Znowu mamy pudełkowy zestaw perkusyjny, z którego Volt był sławny, trochę sampli, brzęczący bas oraz, jako powiew świeżości, trochę syntetycznych dźwięków. I ok, muza płynie bez podskoków wprawdzie, ale przynajmniej da się tego słuchać - w większości wypadków. Natomiast szczerze mówiąc, to płaska muzyka, prawie ciągle taka sama, lecąca na jedno kopyto.     
    Młodszy brat Lil Dap'a z Group Home całkiem nieźle radzi sobie na mikrofonie, zresztą, pod skrzydłami DJ Premiera miał się kiedy nauczyć, obracając się pomiędzy wszystkimi gwiazdami, nagrywającymi w D&D Studios. Owszem, zdarza mu się tracić oddech i rytm (weź 'Ownboss' ostatnią zwrotkę - wywalił się tu dość nieprzyjemnie, podobnie w 'That's why I pray'), ale generalnie jest ok. Jack głównie reprezentuje siebie, NY, BM i V6, co jakiś czas przerywa przechwałki i poopowiada trochę historii z sąsiedztwa, wyjaśni, czemu wierzy w Boga. Nie rzuca na kolana, niknie, kiedy wchodzi Sadat X, czy brytyjski weteran Lewis Parker. Wygrzebany z czeluści studia Grand Daddy IU najwyraźniej po latach spędzonych tylko na produkcji wyszedł z wprawy i nie rymuje juz tak dobrze, jak 20 lat temu (kurde, naprawdę 20 lat!).   
    No dobra, 600V zrobił sobie płytę, Jack dograł sobie wersy i mamy album. I co? Nic. Bo ten album dokładnie tyle wnosi do gry. Pitu pitu. Mógłby to być jakiś kamień milowy, tak jak Ostry z Marco Polo, czy SoulPete, ale nie będzie, z dwóch powodów: 600V jest bardzo przeciętnym producentem oraz Jack The Ripper jest przeciętnym rapperem. Da się tego posłuchać, czemu nie. Ale jest tyle lepszych płyt, że szkoda czasu.

OCENA: 3+\6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz