wtorek, 5 sierpnia 2014

KUBA KNAP - LECĘ, CHWILA, SPADAM

Alkopoligamia 2014

1. Stop 
2. MHM 
3. Zbyt dziabnięty 
4. A japy się cieszo 
5. Jutro mam dzień    feat. EMIL G 
6. Wszystko co masz
7. Jak dym z tipa    feat. CIECH 
8. Od stóp do głów
9. Pierdolę was, piję browar    feat. 2CZTERY7
10. Nie musisz    feat. ZIOŁO ZIOŁO 
11. Jutro mam dzień 2    feat. RYFA RI, MADA
12. Zatrzymaj mnie
13. Jest dobrze
14. Nie ma szans
15. Też chciałbym to wiedzieć     feat. KUBAN  
16. Ostatni joint 
  
    Po zeszłorocznej płytce Kuby moje oczekiwania gwałtownie wzrosły i kiedy wyszedł legal, poczułem, że muszę go mieć bezwzględnie. Trochę się bałem, czy Knap podoła, bo jego pierwszy materiał nabił ciśnienie i nie byłem pewny, czy się uda otrzymać kolejny, laidbackowy, niepowtarzalny klimat.
    Ta płyta spokojnie mogła wyjść w takich miejscówkach, jak Long Beach, czy Vallejo. To jebany funk, którego w Polsce bardzo rzadko dasz radę uświadczyć. Nie tylko g-funk - dobry, klasyczny, z brzęczącym basem i piszczałami, wchodzącymi na najwyższe tony. Także taki zwyczajny, inspirowany Parlamentami albo innymi Zappami, który z jednej strony rozpieprza łeb, ale z drugiej pozwala rozwalić dupsko na fotelu z browarem w dłoni i blantem między palcami i powoli bujać tym łbem. Sam Kuba zrobił tu trzy podkłady, ale to nie on jest tu na czele, jeśli chodzi o muzę. To, co zrobił Surman w 'Zbyt dziabnięty' to istny majstersztyk, trzęsący flakami do nieprzytomności. Oszalałem przy tym. Ale przecież podkładom od takich ludzi, jak Szogun, Mowglee, Eggison, Szejd, PTK, DFJ, SoDrumatic, Mr. Ed, Wrotas i FEN, niczego nie brakuje. Tak, SoDrumatic, którego osobiście przez długi czas nie mogłem słuchać, dał numer do 'Pierdolę was', który łyknąłby bez mrugnięcia okiem nawet DJ Quik. Tak naprawdę, nie wchodzą mi tylko bity od Wrotasa ('Nie ma szans' i 'Ostatni joint'), bo są najbardziej njuskulowe, co średnio tu pasuje. Sporo tu żywych basów, jest talkbox, są różne inne instrumenta i wreszcie skrecze od DJ Black Belt Greg i DJ Hubson. Buja.
    Kuba to koleś, mający luz i fantazję. Nie chodzi o to, że zmyśla, tylko potrafi prozaiczną najebkę ubrać w takie szatki, że bez mała czujesz, że bujasz się wraz z nim, to kołysząc się w błękitnej Impali na hydraulice, to siedząc na fotelu przed gankiem, obserwując leniwie świat, stojąc nastukanym w kolejce po browar. Najważniejszą zaletą Knapa jest autentyzm i szczerość, co połączone jest ze sporą dozą dystansu do świata i siebie. I do tego Kuba nie boi się śpiewać, a nawet ma ku temu predyspozycje, co czyni album jeszcze bardziej atrakcyjnym. Przez cały czas trwania albumu siedzimy wśród kłębów spliffa, a wokół nas pękają bąbelki z piwnej piany. To taki imprezowy laidback, który, jeśli puścisz, usadzi twoje dupsko w fotelu i każe kiwać głową. I w sumie żadnych gości mogłoby tu już nie być, choć i Ciech i dziewczyny wypadli całkiem porządnie, jednak to Kuba jest tutaj królem i bez zbędnych pytań.
    Na szczęście Kuba nie wszedł na wyższą półkę, starając się być kimś, kim nie jest i nagrał taką płytę, jaką powinien - jest tu sobą, jest luźno i sympatycznie, bez spinki. Płyta mogłaby być nieco krótsza, bo pod koniec zaczyna jakby brakować patentu - więc do ideału nieco brakuje. Nie zmienia to jednak faktu, że to zajebista płyta, idealnie wpasowująca się w niszę, jakiej nie ma u nas za bardzo - bo cóż to jest te kilka funkowych płyt? Brawa dla Kuby, oby jego charyzma trwała wraz z jego autentycznością.

OCENA: 5\6


2 komentarze:

  1. Albo to SoDrumatic się tak zmienia (osobiście nie śledzę), albo to Ty pomału do niego przywykłeś ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. @liber: tego drugiego się najbardziej obawiam...
    @anonim: naturalnie sprawdzę, tym bardziej, że jak widzę trochę bitów dał Ślimak :)

    OdpowiedzUsuń