poniedziałek, 11 sierpnia 2014

CIRA - NIEWIDZIALNY CELEBRYTA

Step 2014

1. Introom
2. Mike Skiller
3. Piękny Poranek
4. Jedna    feat. HUKOS, MAX KOLO
5. Smutna Królowa   feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK
6. Strasznie Sam
7. Ożywcza Bryza   feat. 2STY
8. Niewidzialny Celebryta
9. Gdzieś Daleko   feat. ROVER
10. Wdychamy Wolność
11. Samotny Autostopowicz
12. Mike Skiller (rmx)   feat. KISIEL, BEZCZEL, ERO
13. Do Widzenia Przyjaciele   feat. KASIA GARŁUKIEWICZ
14. Flaszka (intro)
15. Czarna Flaszka   feat. BAKFLIP, NIKON
16. Nie Chcę Mi się z Wami Gadać
 
    Trzecie legalne solo Ciry, jak każda inna jego płyta, było przeze mnie mocno oczekiwane - osobiście bardzo lubię Cirę i jego gry słowne, porównania oraz nienaganny styl. Dlatego pochwyciłem chętnie jego płytę. Pierwszy rzut oka - digipak całkiem fajnie wydany, w mazidła Ciry, które składają się na postaci zbudowane z różnych twarzy... No, ale to nie okładka zdobi rappera, tak?    
    Nie byłem pewny, czy powierzenie prawie każdego kawałka innemu producentowi to słuszna opcja, ale... da się wybaczyć, choć prawdę mówiąc, rozrzut stylistyczny jest dość spory. Jako jedyni, po dwa traki oddali KPSN i Bob Air. O ile ten pierwszy zrobił mocny i kopiący w głowę 'Mike Skiller' i jego remix (czyli de facto ten sam kawałek), to Bober sprawił dwa podkłady, od jakich osobiście dostaję drgawek - nowoczesne, pseudoromantyczne, rozlazłe numery, z perkusją, która albo kląska w dziwnych tempach albo w ogóle jej nie ma. O ile SoDrumatic zaczyna mnie do siebie przekonywać, to jednak większości boberowych wypocin słuchać nie mogę i koniec. System jednak zdecydowanie rozwalają klasyczne podkłady od Welona ('Jedna'), czy Whitehouse (tytułowy numer), jednak mamy tu jeszcze kilka innych biegunów, które osiągamy, kiedy przemierzamy album. Bo klimat się zmienia w sumie z każdym kawałkiem i już Fen w 'Smutnej królowej' wprowadza nam pierwszą jutrzenkę zmiany, a zaraz po nim wchodzi elektroniczny podkład Eljota. I chociaż DJ Flip i White House oraz The Returners zrobili znowu coś nieco bliższego klasyce, po czym wchodzi wspomniany Bober i nie jest już tak fajnie. Przed końcowym pierdolnięciem jest tu jeszcze nieco ambientowy 'Do widzenia...' od Juicy'ego - kawałek raczej zbędny tutaj. Na koniec mamy tu kompletna zmianę klimatu - wjeżdża Bakflip ze swoimi gitarami i na koniec mamy potężny zastrzyk energii - zdrowe jebnięcie, przywracające tętno po rozlazłym pożegnaniu z przyjaciółmi.   
    Cira to poeta mikrofonu, ale nigdy nie osiągnie wielkiego sukcesu. Ten koleś jest zbyt inteligentny i ma za duże wykształcenie, aby dotrzeć do mas. Zrozumieją go nieliczni - ci, którzy szukają czegoś innego, niż słanie chujów policji, czy baunsowanie z dziewkami przy mleku 0,5%. Jednak ten koleś ma takie skillsy, że zmiata większość rapperów i rapperzyn ze sceny. Cira wchodzi z wersami 'Mam tak unikalne flow, że NASA chce mnie przebadać \ Daj Nasa na featuring, by na samplu osadzić dwóch króli', czy 'Mam tak unikalne flow, że szukają go w zaświatach \ Ostatni z apostołów, co do stołu nie siada na chama \ Gigant sceny co ceny nie ma i kwita \ Podziemny mainstreamowiec, niewidzialny celebryta' i kurna, nie masz u nas wielu gości, co przebiją te gierki. Mordercze bragga. Kiedy wchodzą inne kawałki, o tematyce bardziej życiowej, jest również ciekawie - mnóstwo porównań, odniesień - wyłapiesz tu cały wachlarz kulturalny i kulturowy. Bo w kawałki wplecione są cytaty z 'Czasu apokalipsy', odnośniki do historii hip hopu, czy inne wkręty, które wyłapujesz czasem po którymś kolejnym przesłuchaniu. Cirze dzielnie sekundują goście - przede wszystkim Bezczel, który wszedł niczym kula z glocka w łeb, ale także Rover ze świetnymi wersami w dyskusji z Cirą o Bogu. Zaskoczył mnie doskonałą dyspozycją również Ero, który dograł jedną z lepszych swoich zwrotek. No i naturalnie Hukos, który zawsze trzyma równy, wysoki poziom.    
    No i proszę ja Państwa, byłaby płyta roku, gdyby nie... producenci. Niestety, zmienność klimatów ma zdecydowany wpływ na odbiór - album, według mojego mniemania, jest zbyt eklektyczny i sięgający w zbyt różne strony na raz. I o ile nie przeszkadzają mi rockowe wycieczki z Bakflipem, mierżą mnie za to pedalizmy Bobera ('zamulacze na podkładach - nie chce mi się z wami gadać') i elektronizmy Eljota i Juicy'ego - są to numery zbędne, choć po prawdzie fajny 'Samotny autostopowicz' został zabity z zimną krwią przez produkcję. Trudno. Ale nawet jeśli nie jest to płyta roku, to i tak znajdzie się w czołówce, bo Cira na to zasługuje.

OCENA: 5-\6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz