Pokazywanie postów oznaczonych etykietą arik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą arik. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 26 kwietnia 2015

ARIK - OBSYDIAN EP

3\4 UDS 2015

1. Intro 
2. 27 X 
3. Tylko po to  
4. Tom Hanks   feat. PLANET ANM, MVZR 
5. Za Późno   feat. EGOTRUE, TMK aka PIEKIELNY
6. Wybudowałem pomnik    feat. BONSON, HYZIU
7. Jestem Tu 
8. Zabierz Mnie 
9. Inny   feat. MVZR 
10. Outro  
11. Złudzenie   feat. SZO
12. 27 X (Steven Remix)
13. 27 X (Ironic Remix)
14. 27 X (Seek Remix)

    Arik to młodzieniec ze Szczecina, który dwa lata temu, dzięki swojemu kawałkowi zebrał kilkadziesiąt tysięcy odsłuchów na YT - fejm rozszedł się szybko i mało znanym wcześniej rapperem nagle zainteresowało się sporo osób. Niedawno pojawił się debiutancki materiał Arika, określiny mianem EP, ale tak naprawdę to LP, bo trwa ponad 52 minuty.
    Arik powierzył brzmienie płyty takim ludziom, jak Uneasy, Szatt, Kamska, Skrywa, MVZR, Ironic oraz Steven i bez zbędnych wstępów wiadomo, że to będzie muzyka mocno syntetyczna. W rzeczywistości może nie jest tak do końca, bo taki Skrywa w 'Tom Hanks' proponuje bardzo korzenne i feelingowe brzmienie, ale nie zmienia to wcale faktu, że 'Obsydian' to jest taka zwyczajna płyta. Zresztą, Skrywa, choć jego drugi bit 'Za późno' jest już znacznie bardziej cloudowy, czy wręcz dubstepowy, jest tu chyba najlepszym producentem. W ogóle muza jest niezwykle spójna, pomimo, iż pochodzi z tak wielu źródeł. Oszczędna, ale nastrojowa, często pozbawiona perkusji, albo z uderzeniami nierównomiernymi, pędzącymi w przód, tudzież wystukiwanymi niby od niechcenia co jakiś dowolny czas. Nie lubię, ale wiem, że będą ludzie, którzy się tym brzmieniem zachwycą.
    Arik, owszem, pasuje do klimatu albumu, bo umie wczuć się w to melancholijne brzmienie, a do tego ma te teksty, w których stara się opowiedzieć o nurtujących go problemach, o życiowych zakrętach... Arik snuje swoje sentymentalne opowiastki, w zasadzie wszystko jest w typie 'Za długo czekałem by teraz się nie móc odnaleźć idąc nie udeptaną drogą, mój Nazaret \ Nawet nie chcę myśleć o tym ile razy liczyłem do celu kroki \ Mam oczywiste te plany i teraz już za późno zboczyć \ I co dał mi ten rok to głód zwycięstwa, wiary, że mam jeszcze czas w tym \ Bez presji, rzucania pod nogi kłód, ten szlak sami pokonamy bez nadmiernej walki \ To za proste, całe życie na froncie \ Cokolwiek mam mówić wydaje się za dobre \ Cokolwiek usłyszę - żałosne'. Wyznam, że takie umartwianie się nad sobą mnie drażni i w którymś momencie łapię się na tym, że zupełnie nie słyszę, co koleś do mnie gada. Goście? Na poziomie, choć najbardziej wszedł mi (tak, wiem, źle to brzmi) Planet. Reszta próbuje równie tragicznych wersów o przegranym życiu i byciu nieszczęśliwym.  
    To prawda, nie jestem fanem takiej muzyki: rozmymłanej, przeintelektualizowanej, bezperkusyjnej, autotune'owej... Owszem, doceniam kreatywność i warsztat Arika - on jest naprawdę dobry i godny uwagi, ale ni cholery nie umiem się przekonać do tego, aby włączyć płytę jeszcze raz. Nudzi mnie, jest zbyt rozlazła, tego można słuchać przy czerwonym winie w jesienną noc wraz ze swoją dziewczyną na pomoście jeziora. Pierdolę, nie piję wina, nie mam dziewczyny - po niemal 20 latach małżeństwa tkwi się na innym poziomie partnerstwa, a na pomoście wolę słuchać szumu wody. To nie dla mnie.

OCENA: 3+\6