Galimatias 2015
1. Intro
2. Przekazodojne krowy
3. Hipokracja feat. MAPET NTK
4. Finał feat. SKORUP
5. Miasto prywatne feat. KLIFORD NTK
6. Pocisk feat. ENTERO
7. Bomba
8. Dziki Kraj feat. MATEK NTK
9. All I need is 1 like
10. Smart People
11. Faato feat. ARES ADAMI
12. Chciwość feat. MIĘDZY SŁOWAMI
13. Outro
Galimatias Skład może nie być znany szerokiemu gronu odbiorców, ale kto jest blisko łódzkiej sceny rapu, będzie wiedział, że Zawyas, Klaziu i Danny są tu od ponad 10 lat i na pewno nie jest to ich pierwszy album - a co najmniej czwarty. No, z tym, że pierwszy na legalu. Warto?
Chłopcy sami sobie tworzą podkłady - przede wszystkim robi je Zaywas, który popełnił ich najwięcej, ale pozostali członkowie składu tez potrafią klecić bity. Do dwóch zatrudnili również Przemka Grzelaka oraz na wosk weszli DJ Cider i DJ Flip. Co nam to daje? A otóż całkiem niezłą i bujającą pakę klasycznych podkładów, pełnych sampli, czasem żywych gitar oraz klimatów łączących Złotą Erę z funkiem i reggae - zwłaszcza jamajskie wajby są tu wyraźnie słyszalne, choć rapperzy nie próbują wygłupiać się z toastowaniem (dzięki im za to!). Słuchalne, porządne, buja głową.
W zasadzie takie było założenie, więc nie ma się czego czepiać, c'nie?
Obaj rapperzy brzmią, jakby żywcem wyjęci z lat '90. Czy to źle o nich świadczy? Ależ skąd, choć z drugiej strony nie brzmi to specjalnie świeżo. Obaj rymują poprawnie, nie zaliczają nieprzyjemnych wpadek i zwyczajnie płyną sobie po bitach. I w sumie to tyle. A tak to. Bo teksty po prostu są, takie typowe dla tamtych lat ego trippin, czyli przeskakiwanie z tematu na temat i nie trzymanie się ściśle zasadniczego wątku. A tematy, poruszane na albumie są bardzo różne: od rymowania i hip hopu, przez wiarę, politykę, po reprezentowanie swojego miasta. Czyli rozpiętość pełna, dla każdego po trochu. Nie są to słabe wersy (poza drobnymi wpadkami - ale to może tylko moje zdanie - sprawdź zwłaszcza ostatnią zwrotkę 'All I need is 1 like')), ale nie ma tu nic przykuwającego uwagę, MC robią po prostu swoje. Tak samo, jak goście, głównie łódzcy koledzy, choć trafił się tu również i Skorup (wyróżniający się tylko flow i głosem - dobre i to) oraz włoski rapper Ares Adami - to chyba pierwszy przypadek kolaboracji polsko-włoskiej? Czy ja coś pominąłem?
Kolejna poprawna, wręcz rzemieślnicza płyta, która nie wystaje poza ramy ani trochę. Nie można nic tu zarzucić, ale i ciężko za coś pochwalić. To następny album, który wyląduje u kolekcjonerów gatunku na półce z napisem 'Przesłuchałem, może być. Wrócę za 5 lat'.
OCENA: 4-\6
ŁAP PROMOMIX ALBUMU I POWIEDZ, CZY MAM RACJĘ
Polski hip hop. Wydawnictwa oficjalne i nielegale. Recenzje i podsumowania. Możliwość odsłuchu i ściągnięcia nielegali. Baza dla polskich wydawnictw hip hopowych. * Wszystkie oceny i opinie są moimi osobistymi i subiektywnymi, więc jeśli nie zgadzasz się z jakąś oceną, bądź uprzemy nie wyzywać od najgorszych, tylko dlatego, że mam inne zdanie od Ciebie.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą łódź. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą łódź. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 15 lutego 2016
sobota, 30 stycznia 2016
DRIM TIM - DRIM TIM MIKSTEJP
nielegal 2015
1. Drim Tim sqrwysyny
2. Drim Tim powrócił
3. Podziemne przymierze feat. REBEL, NTK
4. Stare czase feat. REBEL
5. Raz dla rękawic
6. Nie widzę nikogo
7. Maszynowe karabiny
8. Mak
9. Dla mojego potomka
10. S.O.S.
12. Gwiazdy to mój limit
12. Scarface
13. Zagłuszamy!
Jeśli myślisz, że to Ostry jest pionierem łódzkiej sceny, to jesteś w ogromnym błędzie. Wcześniej na kasetach wychodziły już nagrania Y.A.S. (aka Familia HP), Thinkadelic, P'Am oraz właśnie Duży Tata i EMF. Dziś, dla uczczenia dwudziestolecia zespołu, panowie (bo już nie chłopcy) wydają okolicznościową taśmę.
O ile się orientuję (może źle), ścieżka dźwiękowa do mikstejpu jest wzięta z friszerowych serwisów, czego się łatwo domyśleć, bo nawet jeśli poszczególne traki na YT są podpisane imionami producentów, to są to imiona nikomu nieznane, no, chyba, że ktoś buja po szadołwilach i tym podobnych miejscach. Ale to mikstejp, więc nie o to chodzi kto, tylko jak. A jest nowocześnie, nieco trapowo - zwłaszcza, jeśli chodzi o perkusje i syntetyczne melodyjki. Drimtimowcy wybrali sobie mocno podziemne podkłady, przetykane nieco spokojniejszymi i bardziej klasycznymi podkładami, których jednak jest nieco mniej. W sumie nie ma się tu do czego przyczepić, bo jeśli jest to mikstejp na cudzesach, to brzmi nawet nieźle. Przynajmniej to ewoluowało przez te dwadzieścia lat. No i nie sposób nie wymienić tu DJ Goodstuffsona, który rzeza woskiem wszystko wokół - niesamowite rzeczy robi chłopak z tymi dyskami.
O ile muzyka jest dość up-to-date, nie da się tego powiedzieć o rapperach. Tkwią w tych swoich latach '90 cały czas, nie tylko pod względem flow, ale i tekstów, które w bardzo wielu wypadkach opierają się o najprostsze rymy i skojarzenia. Bardzo znamienny jest wers 'wyszukuję rymy tak jak świnie trufle', ale to akurat szczyt finezji tutaj. Nie mam zamiaru wypisywać tu cytatów, bo szkoda miejsca na te komunały, ale... Mając w pamięci, że to faktyczne 'dziadki' na naszej scenie, słuchanie ich przychodzi jakoś łatwiej. Co nie znaczy, że nie znudziłem się śmiertelnie w połowie krążka. Trochę świeżego powiewu wniósł tu Rebel, który stoi nieco wyżej, niż jego koledzy z Drim Timu.
No cóż, powroty bywają ciężkie, a czasem nawet bolesne. Doświadczył tego HST, doświadczyli Veto i kilku innych - to samo jest z Drim Tim. Recepta, która sprawdzała się 10-20 lat temu, dawno wygasła i reanimowanie jej nowoczesnymi bitami nie pomoże. Rzecz zdecydowanie dla zagorzałych fanów Timu. Goodstuffson podwyższa nieco ocenę.
OCENA: 3\6
SOBIE POSŁUCHAJ TEGO POWROTU PO LATACH
1. Drim Tim sqrwysyny
2. Drim Tim powrócił
3. Podziemne przymierze feat. REBEL, NTK
4. Stare czase feat. REBEL
5. Raz dla rękawic
6. Nie widzę nikogo
7. Maszynowe karabiny
8. Mak
9. Dla mojego potomka
10. S.O.S.
12. Gwiazdy to mój limit
12. Scarface
13. Zagłuszamy!
Jeśli myślisz, że to Ostry jest pionierem łódzkiej sceny, to jesteś w ogromnym błędzie. Wcześniej na kasetach wychodziły już nagrania Y.A.S. (aka Familia HP), Thinkadelic, P'Am oraz właśnie Duży Tata i EMF. Dziś, dla uczczenia dwudziestolecia zespołu, panowie (bo już nie chłopcy) wydają okolicznościową taśmę.
O ile się orientuję (może źle), ścieżka dźwiękowa do mikstejpu jest wzięta z friszerowych serwisów, czego się łatwo domyśleć, bo nawet jeśli poszczególne traki na YT są podpisane imionami producentów, to są to imiona nikomu nieznane, no, chyba, że ktoś buja po szadołwilach i tym podobnych miejscach. Ale to mikstejp, więc nie o to chodzi kto, tylko jak. A jest nowocześnie, nieco trapowo - zwłaszcza, jeśli chodzi o perkusje i syntetyczne melodyjki. Drimtimowcy wybrali sobie mocno podziemne podkłady, przetykane nieco spokojniejszymi i bardziej klasycznymi podkładami, których jednak jest nieco mniej. W sumie nie ma się tu do czego przyczepić, bo jeśli jest to mikstejp na cudzesach, to brzmi nawet nieźle. Przynajmniej to ewoluowało przez te dwadzieścia lat. No i nie sposób nie wymienić tu DJ Goodstuffsona, który rzeza woskiem wszystko wokół - niesamowite rzeczy robi chłopak z tymi dyskami.
O ile muzyka jest dość up-to-date, nie da się tego powiedzieć o rapperach. Tkwią w tych swoich latach '90 cały czas, nie tylko pod względem flow, ale i tekstów, które w bardzo wielu wypadkach opierają się o najprostsze rymy i skojarzenia. Bardzo znamienny jest wers 'wyszukuję rymy tak jak świnie trufle', ale to akurat szczyt finezji tutaj. Nie mam zamiaru wypisywać tu cytatów, bo szkoda miejsca na te komunały, ale... Mając w pamięci, że to faktyczne 'dziadki' na naszej scenie, słuchanie ich przychodzi jakoś łatwiej. Co nie znaczy, że nie znudziłem się śmiertelnie w połowie krążka. Trochę świeżego powiewu wniósł tu Rebel, który stoi nieco wyżej, niż jego koledzy z Drim Timu.
No cóż, powroty bywają ciężkie, a czasem nawet bolesne. Doświadczył tego HST, doświadczyli Veto i kilku innych - to samo jest z Drim Tim. Recepta, która sprawdzała się 10-20 lat temu, dawno wygasła i reanimowanie jej nowoczesnymi bitami nie pomoże. Rzecz zdecydowanie dla zagorzałych fanów Timu. Goodstuffson podwyższa nieco ocenę.
OCENA: 3\6
SOBIE POSŁUCHAJ TEGO POWROTU PO LATACH
piątek, 13 listopada 2015
ZEUS - JEST SUPER
Pierwszy Milion 2015
1. Nomada
2. Będziemy dziećmi
3. Mniejsze zło
4. Yoshimitsu
5. ODP. 2
6. Panteon
7. Siewca
8. Zgłupiej
9. Domek w górach
10. Idealnie niedoskonały
11. Psuje klimat
12. Kamienie i mury
13. Orinoko flow
14. Nie potrzebuję wiele
Każdy kolejny album Boga Bogów wywołuje poruszenie na scenie, słuchacze dostają ślinotoku, a media spazmują. A jeśli sam Zeus twierdzi, że jest super, to nie może być źle, prawda? Zwłaszcza, że po licznych życiowych perturbacjach Zeus znowu jest na właściwych torach. Wreszcie jest super.
Tym razem Zeus zaprosił do współpracy Roginiego i obaj wyprodukowali ten album. Nigdy nie byłem specjalnym fanem Zeusa za konsoletą, bo jego produkcje nie mają czucia - niewiele z nich zostawało na dłużej. Ale w duecie z Roginim... W duecie z Roginim powstał dość nowoczesny album, na którym jakoś mniej jest hip hopu, a więcej disco spod znaku Lady Gaga. O ile rozumiem singlowy 'Będziemy dziećmi', całkiem porządny 'Mniejsze zło', czy okraszony harmoszką sympatyczny 'Siewca', to 'Yoshimitsu' jest jakąś pomyłką. Ale to nie jest jedyny taki trak - mało znośnych, rozwodnionych rzeczy jest więcej (Panteon, Zgłupiej, Idealnie niedoskonały). Coraz mniej tu hip hopu, coraz więcej ordynarnych dyskotłukowych wibracji. Nie wiem, co sobie wyobrażali producenci, ale to nie jest zbyt fajne. Radiowy rapik w przewadze.
Nie da się odmówić skillsów Zeusowi, bo to on, zawsze i wszędzie, jest motorem napędowym swoich kawałków. Nienaganna technika, poskładane warstwowo rymy i niezwykle celne wersy, typu 'teraz scena to moja hera' (łapiesz, Zeus i Hera :P). Rapper opowiada o tym, co przeżył ostatnio i w jaki sposób go to ukształtowało. Wbrew spodziewaniom, jest jasno i pozytywnie: 'ja jestem siewcą, dobrzy ludzie ze mną'. Jest pozytywnie, jest kojąco, jest super. Dla Zeusa, bo może nie każdy będzie chciał słuchać zachwycającego się życiem Zeusa, afirmującego słoneczną stronę egzystencji. Wiesz, 'marzy mi się domek w górach, taki co po wyjściu na balkon da mi to poczucie, że stoję w chmurach'. Gości tu nie znajdziesz, nawet Joteste, bo to kolejny bardzo osobisty album - po 'Zeus Nie Żyje', Zeus urodził się na nowo w lepszej rzeczywistości. No, dopuszczona została tylko na wokal Justyna Kuśmierczyk... znaczy się Rutkowska, ale to jakby po głębszej znajomości i pewnie dlatego, że uczestniczy ona bezpośrednio w życiu Zeusa.
Nie da się tego albumu odrzucić. Nie da się ze względu na skillsy Zeusa, na parę niezłych traków. Sytuację kładzie tu głównie muzyka i ten rubaszny klimat dyskoteki, który zapewne chętnie będzie prezentowany w RMF. Nie przekonuje mnie ta płyta, choć zła specjalnie nie jest.
OCENA: 4-\6
SIEWCA
1. Nomada
2. Będziemy dziećmi
3. Mniejsze zło
4. Yoshimitsu
5. ODP. 2
6. Panteon
7. Siewca
8. Zgłupiej
9. Domek w górach
10. Idealnie niedoskonały
11. Psuje klimat
12. Kamienie i mury
13. Orinoko flow
14. Nie potrzebuję wiele
Każdy kolejny album Boga Bogów wywołuje poruszenie na scenie, słuchacze dostają ślinotoku, a media spazmują. A jeśli sam Zeus twierdzi, że jest super, to nie może być źle, prawda? Zwłaszcza, że po licznych życiowych perturbacjach Zeus znowu jest na właściwych torach. Wreszcie jest super.
Tym razem Zeus zaprosił do współpracy Roginiego i obaj wyprodukowali ten album. Nigdy nie byłem specjalnym fanem Zeusa za konsoletą, bo jego produkcje nie mają czucia - niewiele z nich zostawało na dłużej. Ale w duecie z Roginim... W duecie z Roginim powstał dość nowoczesny album, na którym jakoś mniej jest hip hopu, a więcej disco spod znaku Lady Gaga. O ile rozumiem singlowy 'Będziemy dziećmi', całkiem porządny 'Mniejsze zło', czy okraszony harmoszką sympatyczny 'Siewca', to 'Yoshimitsu' jest jakąś pomyłką. Ale to nie jest jedyny taki trak - mało znośnych, rozwodnionych rzeczy jest więcej (Panteon, Zgłupiej, Idealnie niedoskonały). Coraz mniej tu hip hopu, coraz więcej ordynarnych dyskotłukowych wibracji. Nie wiem, co sobie wyobrażali producenci, ale to nie jest zbyt fajne. Radiowy rapik w przewadze.
Nie da się odmówić skillsów Zeusowi, bo to on, zawsze i wszędzie, jest motorem napędowym swoich kawałków. Nienaganna technika, poskładane warstwowo rymy i niezwykle celne wersy, typu 'teraz scena to moja hera' (łapiesz, Zeus i Hera :P). Rapper opowiada o tym, co przeżył ostatnio i w jaki sposób go to ukształtowało. Wbrew spodziewaniom, jest jasno i pozytywnie: 'ja jestem siewcą, dobrzy ludzie ze mną'. Jest pozytywnie, jest kojąco, jest super. Dla Zeusa, bo może nie każdy będzie chciał słuchać zachwycającego się życiem Zeusa, afirmującego słoneczną stronę egzystencji. Wiesz, 'marzy mi się domek w górach, taki co po wyjściu na balkon da mi to poczucie, że stoję w chmurach'. Gości tu nie znajdziesz, nawet Joteste, bo to kolejny bardzo osobisty album - po 'Zeus Nie Żyje', Zeus urodził się na nowo w lepszej rzeczywistości. No, dopuszczona została tylko na wokal Justyna Kuśmierczyk... znaczy się Rutkowska, ale to jakby po głębszej znajomości i pewnie dlatego, że uczestniczy ona bezpośrednio w życiu Zeusa.
Nie da się tego albumu odrzucić. Nie da się ze względu na skillsy Zeusa, na parę niezłych traków. Sytuację kładzie tu głównie muzyka i ten rubaszny klimat dyskoteki, który zapewne chętnie będzie prezentowany w RMF. Nie przekonuje mnie ta płyta, choć zła specjalnie nie jest.
OCENA: 4-\6
SIEWCA
poniedziałek, 19 października 2015
O.S.T.R., JEŻOZWIERZ, SOULPETE - GROWBOX
Asfalt 2015
1. Chamskie Bragga
2. Kolczasty skit
3. Mięso z grilla
4. Agresja
5. Bóg Honor Utarg
6. Mówią mi
7. Ostry skit
8. Przepływ danych
9. O tym samym
10. Kiedy słyszę bit
Jak to mówią, takich trzech, jak tych dwóch, to nie ma ani jednego. Głupie, ale pasuje jak ulał. Ostry, Jeżozwierz i Duszny Piotruś spotkali się w plenerze, zrobili tzw. 'Tydzień na działce' i... nagrali album. Proste? Proste. Pili, palili, gadali, nagrywali. Że tylko przypomnę, że growbox to takie pudełko, pomagające rosnąć roślinkom...
SoulPete, autor jednych z najwyżej ocenianych materiałów w kraju, miał za zadanie przynieść do stołu zrobione na poczekaniu i na czilaucie bity, do których powrzucają Ostry i Jeż. To w zasadzie nie są te ciężkie podkłady, które znamy z poprzednich albumów - przynajmniej nie wszystkie. SoulPete dodał tu nieco elektronicznych wajbów, do tego znane u niego ciężkie, hałaśliwe sample i walące po uszach bębny. To trochę tak, jakby przerzucić Bomb Squad do Detroit - czy inaczej to ujmując, jakby Public Enemy nagrywało płytę z J.Dillą. Brzmi intrygująco? Owszem, tak właśnie się tu dzieje. Pete zachował brud swoich nagrań i przepuścił go przez mixer. Nie waha się używać sampli z disco lat '80, czy innych rzeczy, które rzadziej słychać w kawałkach hip hopowych. Świetne, ale to nie powinno nikogo dziwić, c'nie?
Dwie osobowości. Kolczasty, ciężki głos podziemia, 'ostry duszny', który miesza w swoich tekstach wrzuty militarne, kulinarne, fantasy, czy tak proste, a zarazem przewrotne wersy jak 'co ma wspólnego Czarny z pępkiem? Oba zbierają bawełnę' - no kurwa, beng. Ostry ze swoim znanym wszystkim stylem leci, choć sinusoida jego wersów jest nieco bardziej powichrowana - ostatnio wpadło mu kilka, powiedzmy: niezręcznych porównań. I mimo, iż materiał powstawał w dość luźnej, grillowej atmosferze, wpadło tu trochę poważnych wątków - nie tylko zwykłe, chamskie bragga, ale również są tu numery o nieco głębszym przesłaniu, niż jesteśmy zajebiści wpierdalając steka z gryla.
Tu się wszystko pięknie zazębia. Świetna, jak zwykle, praca producenta, doskonale współgra z rapsami dwóch weteranów: podziemnego hardkoru i (nie bójmy się tego przyznać) legendy europejskiego rapu. To działa, to kolejna rzecz, którą można opiewać jako doskonałe połączenie kilku silnych osobowości. Dla mnie super.
OCENA: 5\6
piątek, 28 sierpnia 2015
ZETAESU & TONY BEATZZ - NIC ŚMIESZNEGO
nielegal 2015
1. Miałem broń
2. Puszczam wodę
3. Wolność
4. Człowiek z lustra
5. Sam nie wiem
To dość ciekawe połączenie: łódzki, mniej znany rapper wraz z ukraińskim producentem, mieszkającym obecnie w Warszawie. Taki konglomerat. Zasu niedawno wydał jedną epkę, która, przyznam, była całkiem niezła, dlatego chętnie sięgnąłem po kolejny materiał, zarymowany na ukraińskich bitach.
Tony ciśnie: jego bity sprawiają wrażenie, że przyjechał ze swojego Czerwonogrodu czołgiem i wlecze się przez twoje uszy gąsienicami. Już otwierający numer, 'Miałem broń' sprowadza słuchacza na parter i kopie werblami po żebrach. Następne podkłady bywają lżejsze, ale i tak są one pełne brudu, ciętych sampli i gniotącego basu. Tony wspaniale wprowadza loopy z muzyki etnicznej, co jest pewnie wyrazem jego ukraińskiej fantazji. Te harmoszki i tym podobne instrumenty dodają istotnego smaczku. Muzyka to świetny hardkor hip hop prosto z podziemia. Zaiste, wyborna produkcja.
Przez kilka miesięcy od poprzedniego materiału niewiele się zmieniło u Zasa. To znaczy, pod względem techniki, bo o ile jeszcze niedawno był pełny ironii i sarkazmu, tym razem nie ma tu 'nic śmiesznego'. Zasu dopasował się do klimatu bitów i stworzył równie ciężkie wersy, które mówią o rzeczach poważnych - widać ironia Zasa odnosi się tylko do niego samego. Jest głęboko, jest ciężko, jest boleśnie. Ale z charakterem i nietuzinkowo. Zasu odpalił rakietę i pociski trafiają w łeb.
O kurde, ale ten materiał trafia! Krótki, ale soczysty i zostawiający bruzdy w mózgu. Tu nie ma momentu na odpoczynek, Zasu tym razem zrobił na mnie kolosalne wrażenie, dlatego może, że nie pobrał znanych bitów, ale zaprosił świetnego, podziemnego producenta, który wie, co to szum winyli i brud chodnika. To brzmi niczym noc w Donbasie - strzał snajpera, przejazd czołgu, eksplozja granatu. Świetne. A 'Miałem broń' leciało już z milion razy. 'Wolność' kilkaset tysięcy. Sprawdź. Bardzo sprawdź.
OCENA: 5+\6
1. Miałem broń
2. Puszczam wodę
3. Wolność
4. Człowiek z lustra
5. Sam nie wiem
To dość ciekawe połączenie: łódzki, mniej znany rapper wraz z ukraińskim producentem, mieszkającym obecnie w Warszawie. Taki konglomerat. Zasu niedawno wydał jedną epkę, która, przyznam, była całkiem niezła, dlatego chętnie sięgnąłem po kolejny materiał, zarymowany na ukraińskich bitach.
Tony ciśnie: jego bity sprawiają wrażenie, że przyjechał ze swojego Czerwonogrodu czołgiem i wlecze się przez twoje uszy gąsienicami. Już otwierający numer, 'Miałem broń' sprowadza słuchacza na parter i kopie werblami po żebrach. Następne podkłady bywają lżejsze, ale i tak są one pełne brudu, ciętych sampli i gniotącego basu. Tony wspaniale wprowadza loopy z muzyki etnicznej, co jest pewnie wyrazem jego ukraińskiej fantazji. Te harmoszki i tym podobne instrumenty dodają istotnego smaczku. Muzyka to świetny hardkor hip hop prosto z podziemia. Zaiste, wyborna produkcja.
Przez kilka miesięcy od poprzedniego materiału niewiele się zmieniło u Zasa. To znaczy, pod względem techniki, bo o ile jeszcze niedawno był pełny ironii i sarkazmu, tym razem nie ma tu 'nic śmiesznego'. Zasu dopasował się do klimatu bitów i stworzył równie ciężkie wersy, które mówią o rzeczach poważnych - widać ironia Zasa odnosi się tylko do niego samego. Jest głęboko, jest ciężko, jest boleśnie. Ale z charakterem i nietuzinkowo. Zasu odpalił rakietę i pociski trafiają w łeb.
O kurde, ale ten materiał trafia! Krótki, ale soczysty i zostawiający bruzdy w mózgu. Tu nie ma momentu na odpoczynek, Zasu tym razem zrobił na mnie kolosalne wrażenie, dlatego może, że nie pobrał znanych bitów, ale zaprosił świetnego, podziemnego producenta, który wie, co to szum winyli i brud chodnika. To brzmi niczym noc w Donbasie - strzał snajpera, przejazd czołgu, eksplozja granatu. Świetne. A 'Miałem broń' leciało już z milion razy. 'Wolność' kilkaset tysięcy. Sprawdź. Bardzo sprawdź.
OCENA: 5+\6
niedziela, 9 sierpnia 2015
ZASU - RÓŻNIE SIĘ UKŁADA
nielegal 2015
1. Musi się podobać
2. Pięknie
3. Tak powstaje numer
4. Co jest złote?
5. Owca
6. Płynę
7. Drwal
8. Parę linijek
9. Widzą mnie
10. Fucked up
11. Wyłącz
Wziąłem się za linki do albumów podrzuconych w komentach - trochę potrwało, ale wreszcie. To zazwyczaj głębokie podziemie, ale czasem wpadnie coś interesującego. tym razem to chyba debiutancki mikstejp od kolesia z Łodzi - przynajmniej nic mi o wcześniejszych rzeczach nie wiadomo.
Mikstejp, tak? No to mamy bity od Amerykańców: Onyx, Aesop Rock, Jurassic 5, The Doppelgangaz, Left Brain, Blaq Poet, Ten Thieves, czy nawet tak popieprzone jak Death Grips lub od Francuzów: Hocus Pocus i Brytyjczyków: The Four Owls i Leaf Dog (czyżby Zasu był fanem produkcji z labelu High Focus?). Zacne podkłady, nawet jeśli są trudne w odbiorze i nie wszyscy lubią (patrz Death Grips), więc słucha się tego całkiem nieźle, choć oczywiście, to już wszystko było. No, ale mikstejpy rządzą się własnymi prawami.
Zasu wydaje się być nieco nieopierzony na majku, ale... Ma w sobie coś. Wyluzowany flow, spore poczucie humoru i odpowiednia dawka ironii i sarkazmu nie pozwala go wyłączyć - więc skubaniec nawija swoje gadki, a ty się wkręcasz. Jak sam określa swój proces tworzenia, to 'i choć jestem w kuchni, jedyne co się tu gotuje to mózg mi'. Facet przypomina mi bardzo Roszję ze starych dobrych czasów przed Tomaszem Andersonem - podobny klimat, podobny wokal i w sumie dość podobny dowcip. Tyle, że Zasu nie tylko opowiada ze swadą o czasie lekko przelatującym przez palce, ale również daje trochę politycznie i społecznie zaangażowanych wersów, choć 'nie prawię morałów, bo nie chcę być wzorem'. Ciekawostką jest 'Fucked up' na potężnym bicie The Four Owls - rapper nawija tu jedną zwrotkę po angielsku - i, co jest ewenementem, daje sobie radę doskonale ze swoim niemal brytyjskim akcentem. Fook, I'm impressed. (ok, 'fook' jest bardziej kanadyjskie, niż brytyjskie, ale fuk dat).
W tym mikstejpie coś jest, przez co nie umiem powiedzieć, że to słabe. Nie, nie jest słabe. Owszem, to tylko mikstejp na wtórnych podkładach, ale Zasu jest rapperem ciekawym i przyciągającym do głośnika. Przyznam, że to, co koleś mówi do mnie trafia - i z dowcipem i ze swoim luźnym stylem. Fajne, choć mało dopracowane. Ja czekam na album.
OCENA: 4-\6
1. Musi się podobać
2. Pięknie
3. Tak powstaje numer
4. Co jest złote?
5. Owca
6. Płynę
7. Drwal
8. Parę linijek
9. Widzą mnie
10. Fucked up
11. Wyłącz
Wziąłem się za linki do albumów podrzuconych w komentach - trochę potrwało, ale wreszcie. To zazwyczaj głębokie podziemie, ale czasem wpadnie coś interesującego. tym razem to chyba debiutancki mikstejp od kolesia z Łodzi - przynajmniej nic mi o wcześniejszych rzeczach nie wiadomo.
Mikstejp, tak? No to mamy bity od Amerykańców: Onyx, Aesop Rock, Jurassic 5, The Doppelgangaz, Left Brain, Blaq Poet, Ten Thieves, czy nawet tak popieprzone jak Death Grips lub od Francuzów: Hocus Pocus i Brytyjczyków: The Four Owls i Leaf Dog (czyżby Zasu był fanem produkcji z labelu High Focus?). Zacne podkłady, nawet jeśli są trudne w odbiorze i nie wszyscy lubią (patrz Death Grips), więc słucha się tego całkiem nieźle, choć oczywiście, to już wszystko było. No, ale mikstejpy rządzą się własnymi prawami.
Zasu wydaje się być nieco nieopierzony na majku, ale... Ma w sobie coś. Wyluzowany flow, spore poczucie humoru i odpowiednia dawka ironii i sarkazmu nie pozwala go wyłączyć - więc skubaniec nawija swoje gadki, a ty się wkręcasz. Jak sam określa swój proces tworzenia, to 'i choć jestem w kuchni, jedyne co się tu gotuje to mózg mi'. Facet przypomina mi bardzo Roszję ze starych dobrych czasów przed Tomaszem Andersonem - podobny klimat, podobny wokal i w sumie dość podobny dowcip. Tyle, że Zasu nie tylko opowiada ze swadą o czasie lekko przelatującym przez palce, ale również daje trochę politycznie i społecznie zaangażowanych wersów, choć 'nie prawię morałów, bo nie chcę być wzorem'. Ciekawostką jest 'Fucked up' na potężnym bicie The Four Owls - rapper nawija tu jedną zwrotkę po angielsku - i, co jest ewenementem, daje sobie radę doskonale ze swoim niemal brytyjskim akcentem. Fook, I'm impressed. (ok, 'fook' jest bardziej kanadyjskie, niż brytyjskie, ale fuk dat).
W tym mikstejpie coś jest, przez co nie umiem powiedzieć, że to słabe. Nie, nie jest słabe. Owszem, to tylko mikstejp na wtórnych podkładach, ale Zasu jest rapperem ciekawym i przyciągającym do głośnika. Przyznam, że to, co koleś mówi do mnie trafia - i z dowcipem i ze swoim luźnym stylem. Fajne, choć mało dopracowane. Ja czekam na album.
OCENA: 4-\6
czwartek, 26 lutego 2015
O.S.T.R. - PODRÓŻ ZWANA ŻYCIEM
Asfalt 2015
1. Prolog
2. Nowy dzień
3. Hybryd
4. Wampiry budzą się po 12.00
5. Pistolet do skroni
6. Podróż zwana życiem feat. SACHA VEE
7. Kraina karłów feat. CADILLAC DALE
8. Rise Of The Sun feat. CADILLAC DALE
9. Post Scriptum
10. Grawitacja
11. Nie do rozwiązania
12. Ja Ty My Wy Oni feat. SACHA VEE
13. Keep Stabbing
14. Gdybym tylko chciał
15. Fizyka umysłu
16. Kilka zdań o…
17. Lubię być sam
To przełomowa płyta w karierze Ostrego. Swoista podróż w przeszłość, przez całe życie, aż po to, co czeka go gdzieś w oddali. Już wydanie płyty, wykonane przez Forina, wprowadza nas w autobiograficzny nastrój: w pudełku znajduje się biały jewel case z cdkiem oraz dwanaście kartek, niczym z kalendarza. Na odwrocie każdej grafiki wypisane sa najważniejsze wydarzenia z życia Ostrego.
Produkcyjnie, to już nie jest ten sam Ostry, jakiego znamy z poprzednich płyt. Dojrzał? Doszedł dopewnego punktu i skręcił, nie widząc sensu brnąć dalej w tym samym kierunku? A może to zwykły skok w bok? No cóż, co by to nie było, jest inaczej. Kolaboracja z Killing Fields poszła raczej w stronę holenderską. Zniknęły sample, zniknłęy bumbapy, nie ma klasyki, jakiej być może mogłeś się spodziewać. Są spokojne brzmienia, poukładane na bitach i podbite gęstym basem. Wszystko leci bez pośpiechu, a jednak z energią - to taka muzyka, która poniesie cię z świat, jeśli jej pozwolisz: założysz słuchawki i ruszysz w miasto. Owszem, uważni słuchacze płyt Ostrego zauważą, że podobnych brzmień co tutaj trochę już poszło, ale nie były one dominujące. Teraz mają one płytę na wyłączność. Ostry mówi, że to muzyka dla dorosłych i ciężko się z nim nie zgodzić. Głowa sama się kiwa z wolna, te dźwięki ruszają, bo choć nie ma tu sampli i klimatu poprzednich albumów, brzmienie jest nadal w większości klasyczne (czasem słychać inspirację dubstepami, czy innym njuskulem) - ale w inny, bardziej zaawansowany sposób. I nikt teraz nie powie, że Ostry się skończył i za dużo robi. Przeciwnie, on się dopiero tu zaczyna.
To autobiografia, więc nie będzie tu gości - no, poza wokalistami, którzy tylko ubarwią rymy swoim głosem. Ostry rozprawia się tu sam ze sobą i swoim życiem, dlatego znajdziemy tu mnóstwo wspomnień i przemyśleń - na każdy życiowy temat. Opowiada o początkach swojego rapu, o mieście i dzielnicy, o problemach z własnymi dzieciakami - ale wybiega również w przyszłość. Jest szczery i pozwala sobie na konkluzje, z którymi nie wszyscy muszą się godzić. Zapytuje o siłę i sens miłości, stara się trzymac twardo na ziemi, ale spełniać marzenia... Trudno o bardziej osobistą płytę. I dobrze, bo poznajemy tu Ostrego jako zwykłego człowieka - nie znanego i rozchwytywanego rappera i producenta, tylko osobę, która posiada rodzinę, czasem jest zmęczony, czasem wściekły... Myślę, że ludzie po trzydziestce dużo łatwiej przyswoją ten materiał, bo będą po prostu wiedzieć, o czym Ostry mówi...
To niezwykle równa rzecz - zarówno muzycznie, jak i tekstowo. To podróż przez życie, którą odbywa się nieco przez szybę. Wprawdzie uczestniczymy we wszystkim, co się dzieje, doświadczamy na własnej skórze, ale to nie jest nasza opowieść - jesteśmy tu jakby przypadkiem. Nie zmienia to jednak faktu, że to bardzo przyjemna wyprawa. Jak to powiedział Ostry: 'to nie hip hop nas zmienił, to my zmieniliśmy hip hop'. Tak, przynajmniej ten polski.
OCENA: 5\6
1. Prolog
2. Nowy dzień
3. Hybryd
4. Wampiry budzą się po 12.00
5. Pistolet do skroni
6. Podróż zwana życiem feat. SACHA VEE
7. Kraina karłów feat. CADILLAC DALE
8. Rise Of The Sun feat. CADILLAC DALE
9. Post Scriptum
10. Grawitacja
11. Nie do rozwiązania
12. Ja Ty My Wy Oni feat. SACHA VEE
13. Keep Stabbing
14. Gdybym tylko chciał
15. Fizyka umysłu
16. Kilka zdań o…
17. Lubię być sam
To przełomowa płyta w karierze Ostrego. Swoista podróż w przeszłość, przez całe życie, aż po to, co czeka go gdzieś w oddali. Już wydanie płyty, wykonane przez Forina, wprowadza nas w autobiograficzny nastrój: w pudełku znajduje się biały jewel case z cdkiem oraz dwanaście kartek, niczym z kalendarza. Na odwrocie każdej grafiki wypisane sa najważniejsze wydarzenia z życia Ostrego.
Produkcyjnie, to już nie jest ten sam Ostry, jakiego znamy z poprzednich płyt. Dojrzał? Doszedł dopewnego punktu i skręcił, nie widząc sensu brnąć dalej w tym samym kierunku? A może to zwykły skok w bok? No cóż, co by to nie było, jest inaczej. Kolaboracja z Killing Fields poszła raczej w stronę holenderską. Zniknęły sample, zniknłęy bumbapy, nie ma klasyki, jakiej być może mogłeś się spodziewać. Są spokojne brzmienia, poukładane na bitach i podbite gęstym basem. Wszystko leci bez pośpiechu, a jednak z energią - to taka muzyka, która poniesie cię z świat, jeśli jej pozwolisz: założysz słuchawki i ruszysz w miasto. Owszem, uważni słuchacze płyt Ostrego zauważą, że podobnych brzmień co tutaj trochę już poszło, ale nie były one dominujące. Teraz mają one płytę na wyłączność. Ostry mówi, że to muzyka dla dorosłych i ciężko się z nim nie zgodzić. Głowa sama się kiwa z wolna, te dźwięki ruszają, bo choć nie ma tu sampli i klimatu poprzednich albumów, brzmienie jest nadal w większości klasyczne (czasem słychać inspirację dubstepami, czy innym njuskulem) - ale w inny, bardziej zaawansowany sposób. I nikt teraz nie powie, że Ostry się skończył i za dużo robi. Przeciwnie, on się dopiero tu zaczyna.
To autobiografia, więc nie będzie tu gości - no, poza wokalistami, którzy tylko ubarwią rymy swoim głosem. Ostry rozprawia się tu sam ze sobą i swoim życiem, dlatego znajdziemy tu mnóstwo wspomnień i przemyśleń - na każdy życiowy temat. Opowiada o początkach swojego rapu, o mieście i dzielnicy, o problemach z własnymi dzieciakami - ale wybiega również w przyszłość. Jest szczery i pozwala sobie na konkluzje, z którymi nie wszyscy muszą się godzić. Zapytuje o siłę i sens miłości, stara się trzymac twardo na ziemi, ale spełniać marzenia... Trudno o bardziej osobistą płytę. I dobrze, bo poznajemy tu Ostrego jako zwykłego człowieka - nie znanego i rozchwytywanego rappera i producenta, tylko osobę, która posiada rodzinę, czasem jest zmęczony, czasem wściekły... Myślę, że ludzie po trzydziestce dużo łatwiej przyswoją ten materiał, bo będą po prostu wiedzieć, o czym Ostry mówi...
To niezwykle równa rzecz - zarówno muzycznie, jak i tekstowo. To podróż przez życie, którą odbywa się nieco przez szybę. Wprawdzie uczestniczymy we wszystkim, co się dzieje, doświadczamy na własnej skórze, ale to nie jest nasza opowieść - jesteśmy tu jakby przypadkiem. Nie zmienia to jednak faktu, że to bardzo przyjemna wyprawa. Jak to powiedział Ostry: 'to nie hip hop nas zmienił, to my zmieniliśmy hip hop'. Tak, przynajmniej ten polski.
OCENA: 5\6
piątek, 13 lutego 2015
DWA SŁAWY - LUDZIE SZTOSY
Embryo 2015
1. Przyjaciele dwa
2. :(
3. Bą bą bą
4. Ciężki zawód (Gettin’ Money)
5. SMGŁSK
6. Człowiek sztos feat. QUEBONAFIDE
7. Hate - watching
8. O sportowcu, któremu nie wyszło
9. Niska szkodliwość społeczna czynu
10. Diabelskie podszepty feat. JNR
11. Dzień na żądanie
12. Do ryma
13. Multitasking
14. Kobiety sztosy
15. I tak powiem feat. KASIA GRZESIEK
Zdradzę pewną tajemnicę: tych dwóch gości to mój ulubiony skład na polskiej scenie. Łykam z przyjemnością wszystko, czego się dotkną. I kiedy wyszedł ich trzeci album (drugi na legalu), stwierdziłem, że to na pewno będzie sztos. A nawet dwa sztosy. Tym bardziej, że ledwo się pojawił, materiał nazbierał sporo peanów na swoją cześć.
Monsieur Dulewicz i jego syn to tandem, jakich mało. Jednak to, co zrobił tu Marek Dulewicz i DJ Flip to nie jest to, czego spodziewałem się po Sławach. To, że jest nowocześnie, to ok, progres? Rozumiem. Ale do chuja, GDZIE JEST TEN FUNK???? Dlaczego to kurestwo jest plastikowe, brzęczy, wyją autotuny, a perkusja ginie pomiędzy rzężeniem tandetnych melodyjek? No dobra, czill, szmato, bo Ci pikawa siądzie, po czterdziestce trzeba się oszczędzać, c'nie? Kawałek ':(' w samym wejściu nastroił mnie fatalnie, bo jest zwyczajnie nędzny i tani. 'Bą bą bą' to takie właśnie rozmymłane bą bą srą. Na szczęście od 'Gettin money' wchodzą same konkrety i choć to są trapy i nuskule, czyli nie to czego oczekiwałem, to są przynajmniej dobre w swojej klasie i nakręcają atmosferę. Przyznam, że musiałem się przyzwyczaić do nowego brzmienia Dwóch Sław, bo zdecydowanie bardziej wchodziła mi ta funkowa wersja. Ale, poza dwoma pierwszymi kawałkami (no i ten ostatni leci trochę festiwalem w TVP 1), jest to bardzo dobrze wyprodukowana nowoczesna muza hip hop, która pasuje do chłopaków - ale musiałem się z tą myślą oswoić.
Ale w sumie nie ważna ta muzyka. Ja tu przychodzę dla Astka i Radka. I tutaj się nie zawiodłem. Choć w kawałku wejściowym próbują odżegnać się od swojego stylu i zapowiadają, że tu nie ma co szukać tych hasztagów i follow upów - ale to przecież zwykła dziewicza przekora. Oni tym żyją, oddychają hasztagami i skojarzeniami. Im bardziej odjechane, tym lepiej. To nie jest materiał dla idiotów #mediamarkt, bo odnaleźć się w tych wszystkich grach słownych to dobry fart. Tu w zasadzie można cytować każdą linijkę z dowolnego kawałka, bo te wersy siekają po bańce bardzo mocno. Weź tych kilka wrzutów: 'nie chcę skończyć na pętli jak motorniczy' albo 'wyjebałem się na starcie #okno życia' albo 'Magda G., ta locha jest jak celuloza - nie trawię jej' albo 'płyn do higieny intymnej wylewasz do ryja, bo takaś jest pizda'. No weź. Rapperzy wspinają się na szczyty szczytów liryki i po prostu niszczą wszystko wokół. Fajnie, że nie ma tu prawie gości, choć Quebo akurat pasuje do klimatu ze swoimi zjadliwymi wersami. To najwyższa półka - technicznie i lirycznie.
No i gdyby nie ta muzyka, to miałbym gotową płytą roku już na początku lutego. Ale niestety, te kilka traków mnie nadal nie przekonuje i w zasadzie płyta zaczyna się od numeru [4]. A mogło być tak przepięknie...
OCENA: 5\6
1. Przyjaciele dwa
2. :(
3. Bą bą bą
4. Ciężki zawód (Gettin’ Money)
5. SMGŁSK
6. Człowiek sztos feat. QUEBONAFIDE
7. Hate - watching
8. O sportowcu, któremu nie wyszło
9. Niska szkodliwość społeczna czynu
10. Diabelskie podszepty feat. JNR
11. Dzień na żądanie
12. Do ryma
13. Multitasking
14. Kobiety sztosy
15. I tak powiem feat. KASIA GRZESIEK
Zdradzę pewną tajemnicę: tych dwóch gości to mój ulubiony skład na polskiej scenie. Łykam z przyjemnością wszystko, czego się dotkną. I kiedy wyszedł ich trzeci album (drugi na legalu), stwierdziłem, że to na pewno będzie sztos. A nawet dwa sztosy. Tym bardziej, że ledwo się pojawił, materiał nazbierał sporo peanów na swoją cześć.
Monsieur Dulewicz i jego syn to tandem, jakich mało. Jednak to, co zrobił tu Marek Dulewicz i DJ Flip to nie jest to, czego spodziewałem się po Sławach. To, że jest nowocześnie, to ok, progres? Rozumiem. Ale do chuja, GDZIE JEST TEN FUNK???? Dlaczego to kurestwo jest plastikowe, brzęczy, wyją autotuny, a perkusja ginie pomiędzy rzężeniem tandetnych melodyjek? No dobra, czill, szmato, bo Ci pikawa siądzie, po czterdziestce trzeba się oszczędzać, c'nie? Kawałek ':(' w samym wejściu nastroił mnie fatalnie, bo jest zwyczajnie nędzny i tani. 'Bą bą bą' to takie właśnie rozmymłane bą bą srą. Na szczęście od 'Gettin money' wchodzą same konkrety i choć to są trapy i nuskule, czyli nie to czego oczekiwałem, to są przynajmniej dobre w swojej klasie i nakręcają atmosferę. Przyznam, że musiałem się przyzwyczaić do nowego brzmienia Dwóch Sław, bo zdecydowanie bardziej wchodziła mi ta funkowa wersja. Ale, poza dwoma pierwszymi kawałkami (no i ten ostatni leci trochę festiwalem w TVP 1), jest to bardzo dobrze wyprodukowana nowoczesna muza hip hop, która pasuje do chłopaków - ale musiałem się z tą myślą oswoić.
Ale w sumie nie ważna ta muzyka. Ja tu przychodzę dla Astka i Radka. I tutaj się nie zawiodłem. Choć w kawałku wejściowym próbują odżegnać się od swojego stylu i zapowiadają, że tu nie ma co szukać tych hasztagów i follow upów - ale to przecież zwykła dziewicza przekora. Oni tym żyją, oddychają hasztagami i skojarzeniami. Im bardziej odjechane, tym lepiej. To nie jest materiał dla idiotów #mediamarkt, bo odnaleźć się w tych wszystkich grach słownych to dobry fart. Tu w zasadzie można cytować każdą linijkę z dowolnego kawałka, bo te wersy siekają po bańce bardzo mocno. Weź tych kilka wrzutów: 'nie chcę skończyć na pętli jak motorniczy' albo 'wyjebałem się na starcie #okno życia' albo 'Magda G., ta locha jest jak celuloza - nie trawię jej' albo 'płyn do higieny intymnej wylewasz do ryja, bo takaś jest pizda'. No weź. Rapperzy wspinają się na szczyty szczytów liryki i po prostu niszczą wszystko wokół. Fajnie, że nie ma tu prawie gości, choć Quebo akurat pasuje do klimatu ze swoimi zjadliwymi wersami. To najwyższa półka - technicznie i lirycznie.
No i gdyby nie ta muzyka, to miałbym gotową płytą roku już na początku lutego. Ale niestety, te kilka traków mnie nadal nie przekonuje i w zasadzie płyta zaczyna się od numeru [4]. A mogło być tak przepięknie...
OCENA: 5\6
wtorek, 28 października 2014
JOTESTE - ZAPOMNIAŁEM SIĘ PRZEDSTAWIĆ
Pierwszy Milion 2014
1. Excalibur
2. Prometeusz feat. DJ MIXAIR
3. Owoce Twoich pól feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK
4. Trochę wody feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK
5. Bluesman
6. Roje pszczół
7. Być jak Pierwszy Milion feat. ROGINI
8. Pieśń zbłąkanych marynarzy feat. SISANN
9. Zakładnik
10. Częstotliwość feat. HARY, DJ MIXAIR
11. Harrier feat. SISANN
12. Dłonie i policzki
13. Kalejdoskop feat. TADEUSZ SEIBERT
Co za niedopatrzenie. Kiedy Joteste wydawał swój pierwszy legal zapomniał się przedstawić. W zasadzie to już jego czwarty album, ale nadal sią nie przedstawił? Faux Pas, dziwko. No, ale naprawić błędy zawsze warto, nawet po niewczasie. Funfel Zeusa z Pierwszego Miliona własnie powraca, aby nadrobić zaległości.
Najkrócej mozna rzec, że muzykę robił tu właśnie Pierwszy Milion. Bo chłopcy podzielili się i Joteste wziął część podkładów swoich, część Zeusa, a resztę wspólnych. Tak po sprawiedliwości. Okazuje się, że jest to muza nieco inna niż znamy z płyt Zeusa. Dużo bardziej nowoczesna, choć bez przesady. Pierwszy Milion próbuja znaleźć złoty środek pomiędzy njuskulem i Złota Erą, co wychodzi nie zawsze super. Mamy tu więc dość nowoczesne bity, wszystkie energetyczne i konkretne, choć wyraźnie widać, że Joteste lubi lekko zwolnić. To zwolnienie nie musi oznaczać r&b, ani żadnej z takich rzeczy - po prostu jest nieco mniej enbergicznie. Fajnie, że producenci postatarli się zatrudnić DJ MixAir'a - to tylko wychodzi na dobre, szkoda, że tak rzadko. Zatem muzyka, choć dość przeciętna, daje radę.
Daje radę również Joteste, choć sporo słuchaczy odżegnuje go od czci i wiary z powodu niejakiego podobieństwa do Zeusa. Nie, on wcale nie ma podobnego flow, ani tekstów. Nie oszukujmy się, Zeus jest sporo lepszy od kolegi. Ale nie znaczy to wcale, że Joteste jest słaby. Jest... ok. Trochę jedzie rzeczywiście w stylu Zeusa, ale może to nieuniknione po latach współpracy, poza tym słabsze zazwyczaj goni to lepsze, prawda? Nie jest to aż tak widoczne, jak przy okazji Pei i Śliwy. Joteste sobie jest, ma swoje rzeczy do powiedzenia i choć nie powiem, że to lipa, to rzadko zwracałem uwagę na jakieś wersy - on epo prostu są, bez żadnego większego wrażenia przechodzą przez uszy. Niby Joteste mówi o rzeczach ważnych, ale to nie zostaje jakoś specjalnie w głowie. Tylko wrażenie, że było ok. A goście, których zaprosił Joteste, to przede wszystkim wokaliści, poza Harym, który, jak mam wrażenie, pokazuje Joteste miejsce w szeregu - nawet jeśli sam jest tylko ok.
To taka płyta, o której mówi się, ze jest ok, ale w sumie po co ona komu, to już nie wiadomo. Joteste po raz kolejny udowadnia, że należy do ścisłej grupy, która okupuje drugą ligę i ma się tam dobrze. W sumie na scenie potrzeba albumów, które są po prostu ok. I to jest taka płyta.
OCENA: 4-\6
1. Excalibur
2. Prometeusz feat. DJ MIXAIR
3. Owoce Twoich pól feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK
4. Trochę wody feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK
5. Bluesman
6. Roje pszczół
7. Być jak Pierwszy Milion feat. ROGINI
8. Pieśń zbłąkanych marynarzy feat. SISANN
9. Zakładnik
10. Częstotliwość feat. HARY, DJ MIXAIR
11. Harrier feat. SISANN
12. Dłonie i policzki
13. Kalejdoskop feat. TADEUSZ SEIBERT
Co za niedopatrzenie. Kiedy Joteste wydawał swój pierwszy legal zapomniał się przedstawić. W zasadzie to już jego czwarty album, ale nadal sią nie przedstawił? Faux Pas, dziwko. No, ale naprawić błędy zawsze warto, nawet po niewczasie. Funfel Zeusa z Pierwszego Miliona własnie powraca, aby nadrobić zaległości.
Najkrócej mozna rzec, że muzykę robił tu właśnie Pierwszy Milion. Bo chłopcy podzielili się i Joteste wziął część podkładów swoich, część Zeusa, a resztę wspólnych. Tak po sprawiedliwości. Okazuje się, że jest to muza nieco inna niż znamy z płyt Zeusa. Dużo bardziej nowoczesna, choć bez przesady. Pierwszy Milion próbuja znaleźć złoty środek pomiędzy njuskulem i Złota Erą, co wychodzi nie zawsze super. Mamy tu więc dość nowoczesne bity, wszystkie energetyczne i konkretne, choć wyraźnie widać, że Joteste lubi lekko zwolnić. To zwolnienie nie musi oznaczać r&b, ani żadnej z takich rzeczy - po prostu jest nieco mniej enbergicznie. Fajnie, że producenci postatarli się zatrudnić DJ MixAir'a - to tylko wychodzi na dobre, szkoda, że tak rzadko. Zatem muzyka, choć dość przeciętna, daje radę.
Daje radę również Joteste, choć sporo słuchaczy odżegnuje go od czci i wiary z powodu niejakiego podobieństwa do Zeusa. Nie, on wcale nie ma podobnego flow, ani tekstów. Nie oszukujmy się, Zeus jest sporo lepszy od kolegi. Ale nie znaczy to wcale, że Joteste jest słaby. Jest... ok. Trochę jedzie rzeczywiście w stylu Zeusa, ale może to nieuniknione po latach współpracy, poza tym słabsze zazwyczaj goni to lepsze, prawda? Nie jest to aż tak widoczne, jak przy okazji Pei i Śliwy. Joteste sobie jest, ma swoje rzeczy do powiedzenia i choć nie powiem, że to lipa, to rzadko zwracałem uwagę na jakieś wersy - on epo prostu są, bez żadnego większego wrażenia przechodzą przez uszy. Niby Joteste mówi o rzeczach ważnych, ale to nie zostaje jakoś specjalnie w głowie. Tylko wrażenie, że było ok. A goście, których zaprosił Joteste, to przede wszystkim wokaliści, poza Harym, który, jak mam wrażenie, pokazuje Joteste miejsce w szeregu - nawet jeśli sam jest tylko ok.
To taka płyta, o której mówi się, ze jest ok, ale w sumie po co ona komu, to już nie wiadomo. Joteste po raz kolejny udowadnia, że należy do ścisłej grupy, która okupuje drugą ligę i ma się tam dobrze. W sumie na scenie potrzeba albumów, które są po prostu ok. I to jest taka płyta.
OCENA: 4-\6
czwartek, 3 lipca 2014
SPINACHE - SPINACHE
Urban 2014
1. Intro
2. Piję życie do dna
3. Ty tak jak ja
4. Ma tak być
5. Podpalamy noc
6. Zapisz feat. MIMI
7. Hamulce
8. Jak roluję
9. CU feat. PROCEENTE
10. Gwiazdy blisko
11. Cykl
12. LavoLavo feat. ORTEGA CARTEL, FRANK NINO
Druga solówka Spinacha, która wyszła po latach prób z Redem i w różnych dziwnych czasem projektach, zmienia niejako wizerunek rappera. Już na okładce widać, że coś się skończyło, a zaczęła inna era. Kojarzy mi się to nieco z Q-Tipem - od wizerunku niegrzecznego chłopca o aksamitnym głosie, przeszedł do kulturalnego osobnika w garniaku, robiącego inteligentny rap. Zastanowiło mnie tylko to, że płyta wyszła w Urban Rec., zrzeszającego wszelkich znanych-niechcianych. Aż tak było już źle?
Spinache, jako człowiek muzycznie wykształcony, sam sobie zrobił całość produkcji. I słychać, że to nie jest robota byle komputerowego pykacza, tylko wynik przemyślanego i kreatywnego procesu. Perkusje są tu połamane, często dość plastikowe, a na nich poukładane kaskadowo są dźwięki, najczęściej grane na syntezatorze, tworzące różne klimaty. Najczęściej to melancholijne, lekko jazzujące lub funkujące brzmienia, przepuszczone przez nieco njuskulową maszynkę. Ale znajdziemy tu również wyczieczki po klasyczny rap z czasów Złotej Ery w 'Ty tak jak ja', ale także klubowe bangery wręcz rodem z Memphis, lasujące mózg jak w 'Jak roluję' - nawet tematyka też bardziej z Memphis. Muzyka nie musi się podobać, ale może - ja osobiście odbieram ją jako nieco irytującą i plastikową, ale w sporej mierze do słuchania. Jest ok, ale bez szału.
Spinache wielce charyzmatycznym rapperem to nie jest, oj nie. Ma za bardzo beznamiętne i wygładzone flow i przy tym jego ciepły głos płynie bez emocji po podkładach. Pomysłem Spinache było połamanie bitów, dzięki czemu to jednostajne flow wydaje się dużo ciekawsze i słucha się tego spokojniej, tym bardziej, że teksty rappera są bardzo na miejscu. Fajny jest follow up do Busta Rhymes'a w 'Jak roluję': 'Czy ja wyglądam jakby mnie to obchodziło? \ Koniec żartów \ To poziom wyższy o kilka klas \ Do dechy gaz \ Niech lecą na złamanie karku \ #Bus-a-bus'. Ale takich rzeczy, nieproszonych, a bijących klapsy w pupkę jest sporo. Spinache gada o imprezowaniu, życiu na pełen gaz... W ogóle sporo tu odnośników do muzyki z różnych stron: 'Tak hipnotyzujące, trudno patrzeć na boki \ How high obłoki, natury zew \ Z lewej Aaliyah, po prawej Dilla \ Czuję jakbym pukał do drzwi nieba; Dylan \ Jest dobrze, pięknie się wszystko rozwija \ Popatrz, co wyrosło z tego szczyla \ W dół kilka kilo, świadomy fat killa \ Z korzyścią chudych i grubszych lat bilans \ Zimny jak lód, bardziej Cube niż Vanilla'. Fajnie. Goście, zaproszeni na album, przynajmniej ci rymujący, wypadają całkiem porządnie - na pewno stylistycznie, bo tekstowo to ta sama liga co Spinache. Nawet Procent, który często miewa kłopoty z flow, pojechał bardzo przyzwoicie.
No tak. To jedna z tych płyt, która powinna mi się podobać, a tak naprawdę przeleciała mi przez uszy i nie utknęła pomiędzy. Nie, nie dlatego, że nic pomiędzy uszami nie mam - po prostu ten album jakoś nie zahaczył mi o żaden zwój. Owszem, to porządny materiał, ale nawet po kilku razach już nic nie pamiętam. No, może poza 'Jak Roluję'. Dobre, ale po co ten ślinotok...
OCENA: 4\6
1. Intro
2. Piję życie do dna
3. Ty tak jak ja
4. Ma tak być
5. Podpalamy noc
6. Zapisz feat. MIMI
7. Hamulce
8. Jak roluję
9. CU feat. PROCEENTE
10. Gwiazdy blisko
11. Cykl
12. LavoLavo feat. ORTEGA CARTEL, FRANK NINO
Druga solówka Spinacha, która wyszła po latach prób z Redem i w różnych dziwnych czasem projektach, zmienia niejako wizerunek rappera. Już na okładce widać, że coś się skończyło, a zaczęła inna era. Kojarzy mi się to nieco z Q-Tipem - od wizerunku niegrzecznego chłopca o aksamitnym głosie, przeszedł do kulturalnego osobnika w garniaku, robiącego inteligentny rap. Zastanowiło mnie tylko to, że płyta wyszła w Urban Rec., zrzeszającego wszelkich znanych-niechcianych. Aż tak było już źle?
Spinache, jako człowiek muzycznie wykształcony, sam sobie zrobił całość produkcji. I słychać, że to nie jest robota byle komputerowego pykacza, tylko wynik przemyślanego i kreatywnego procesu. Perkusje są tu połamane, często dość plastikowe, a na nich poukładane kaskadowo są dźwięki, najczęściej grane na syntezatorze, tworzące różne klimaty. Najczęściej to melancholijne, lekko jazzujące lub funkujące brzmienia, przepuszczone przez nieco njuskulową maszynkę. Ale znajdziemy tu również wyczieczki po klasyczny rap z czasów Złotej Ery w 'Ty tak jak ja', ale także klubowe bangery wręcz rodem z Memphis, lasujące mózg jak w 'Jak roluję' - nawet tematyka też bardziej z Memphis. Muzyka nie musi się podobać, ale może - ja osobiście odbieram ją jako nieco irytującą i plastikową, ale w sporej mierze do słuchania. Jest ok, ale bez szału.
Spinache wielce charyzmatycznym rapperem to nie jest, oj nie. Ma za bardzo beznamiętne i wygładzone flow i przy tym jego ciepły głos płynie bez emocji po podkładach. Pomysłem Spinache było połamanie bitów, dzięki czemu to jednostajne flow wydaje się dużo ciekawsze i słucha się tego spokojniej, tym bardziej, że teksty rappera są bardzo na miejscu. Fajny jest follow up do Busta Rhymes'a w 'Jak roluję': 'Czy ja wyglądam jakby mnie to obchodziło? \ Koniec żartów \ To poziom wyższy o kilka klas \ Do dechy gaz \ Niech lecą na złamanie karku \ #Bus-a-bus'. Ale takich rzeczy, nieproszonych, a bijących klapsy w pupkę jest sporo. Spinache gada o imprezowaniu, życiu na pełen gaz... W ogóle sporo tu odnośników do muzyki z różnych stron: 'Tak hipnotyzujące, trudno patrzeć na boki \ How high obłoki, natury zew \ Z lewej Aaliyah, po prawej Dilla \ Czuję jakbym pukał do drzwi nieba; Dylan \ Jest dobrze, pięknie się wszystko rozwija \ Popatrz, co wyrosło z tego szczyla \ W dół kilka kilo, świadomy fat killa \ Z korzyścią chudych i grubszych lat bilans \ Zimny jak lód, bardziej Cube niż Vanilla'. Fajnie. Goście, zaproszeni na album, przynajmniej ci rymujący, wypadają całkiem porządnie - na pewno stylistycznie, bo tekstowo to ta sama liga co Spinache. Nawet Procent, który często miewa kłopoty z flow, pojechał bardzo przyzwoicie.
No tak. To jedna z tych płyt, która powinna mi się podobać, a tak naprawdę przeleciała mi przez uszy i nie utknęła pomiędzy. Nie, nie dlatego, że nic pomiędzy uszami nie mam - po prostu ten album jakoś nie zahaczył mi o żaden zwój. Owszem, to porządny materiał, ale nawet po kilku razach już nic nie pamiętam. No, może poza 'Jak Roluję'. Dobre, ale po co ten ślinotok...
OCENA: 4\6
sobota, 26 kwietnia 2014
ZORAK - SUPLEMENT ŚWIADOMOŚCI
Asfalt 2014
1. Introview feat. KLIFORD
2. Ważne feat. KLIFORD
3. Jeszcze jeden dzień
4. Historia zatacza krąg
5. Suplement
6. Nie ma takiego numeru
7. Permanentna inwigilacja feat. NTK
8. O dwóch takich feat. KLIFORD
9. My feat. SARIUS
W zeszłym roku wyszła na legalu pierwsza płyta Zoraka, znanego z bitboxów i członkostwa w Tabasko. Protegowany Ostrego jawi się jako rapper powracający do korzeni hip hopu, próbując czystej wody rapu, co stara się udowodnić darmową taśmą, wrzuconą niedawno do internetu. Czyli hip hop nie dla kasy, tylko dla sztuki. Wow, poważnie.
Nie zdziwiło mnie, kiedy popatrzyłem na to, kto produkował płytę. Bo jeśli Tabasko, to nikt inny, tylko Ostry. Albo sam albo, najczęściej, w brygadzie Killing Skills. Dają oni tyle bitów na naszą scenę, że chyba każdy wie, jak to brzmi. W teorii klasyczne podkłady, zagrane jednak z mocnym, świdrującym basem i często mało oczywistymi instrumentami. I fajnie, bo brzmi to dość ambitnie - wyraźnie słychać, że producenci kombinują z brzmieniem, starają się dać słuchaczom coś więcej niż bumbap bubumbumbap, owinięte prostym samplem. To posłkadane w pocie czoła (no, no...) numery, które świetnie brzmią na słuchawkach i bardzo dobrze się tego słucha - mnie szczególnie przypadły do gustu 'Nie ma takiego numeru' z wrzutem gitary akustycznej i sampla operowego oraz 'Suplement' z wokalnym refrenem. DJ Haem na wosku, płytka leci i jest dobrze. Tylko ostatni trak zostawiony został dla Salvare - najbardziej klasycznego i korzennego wrzutu na albumie, stanowiącego fajne zamknięcie płyty.
Zorak wprawdzie nie jest uznanym emce i słusznie. Jednak od czasów debiutu na Tabasko chłopię nam wyrosło. Doświadczenie, nabyte przy współpracy z Ostrym procentuje. Zorak wyszlifował flow, które stało się wystarczająco dobre, aby, nie oszukujmy się, przeciętność tekstów nabrała nieco innego wymiaru. Brzmi to już sporo lepiej niż na Tabasko i owe oszlifowanie stylu sprawia, że album wchodzi. Nawet jeśli Zorak bierze się z atak wyświechtany patent, jak wywiad z rapperem... Towarzyszy tu Zorakowi głównie jego ekipa NTK, a przede wszystkim Kliford, który również nie błyszczy. Tylko ten niedoceniany Sarius okazuje się być tu głównym zawodnikiem - ale o tym wiemy tylko 'my i Hitchcock'...
No dobra, w sumie, to plusy przewyższają tu minusy. Może gdyby produkcja pochodziła spod paluszków innych ludzi, byłaby to kiła, ale słychać, że Killing Skills dobrze rozumieją się z Zorakiem i odwrotnie. To przede wszystkim muza sprawia, że jest to niezły album. Mnie się podoba, pomimo niejakiej miałkości tekstów.
OCENA: 4\6
1. Introview feat. KLIFORD
2. Ważne feat. KLIFORD
3. Jeszcze jeden dzień
4. Historia zatacza krąg
5. Suplement
6. Nie ma takiego numeru
7. Permanentna inwigilacja feat. NTK
8. O dwóch takich feat. KLIFORD
9. My feat. SARIUS
W zeszłym roku wyszła na legalu pierwsza płyta Zoraka, znanego z bitboxów i członkostwa w Tabasko. Protegowany Ostrego jawi się jako rapper powracający do korzeni hip hopu, próbując czystej wody rapu, co stara się udowodnić darmową taśmą, wrzuconą niedawno do internetu. Czyli hip hop nie dla kasy, tylko dla sztuki. Wow, poważnie.
Nie zdziwiło mnie, kiedy popatrzyłem na to, kto produkował płytę. Bo jeśli Tabasko, to nikt inny, tylko Ostry. Albo sam albo, najczęściej, w brygadzie Killing Skills. Dają oni tyle bitów na naszą scenę, że chyba każdy wie, jak to brzmi. W teorii klasyczne podkłady, zagrane jednak z mocnym, świdrującym basem i często mało oczywistymi instrumentami. I fajnie, bo brzmi to dość ambitnie - wyraźnie słychać, że producenci kombinują z brzmieniem, starają się dać słuchaczom coś więcej niż bumbap bubumbumbap, owinięte prostym samplem. To posłkadane w pocie czoła (no, no...) numery, które świetnie brzmią na słuchawkach i bardzo dobrze się tego słucha - mnie szczególnie przypadły do gustu 'Nie ma takiego numeru' z wrzutem gitary akustycznej i sampla operowego oraz 'Suplement' z wokalnym refrenem. DJ Haem na wosku, płytka leci i jest dobrze. Tylko ostatni trak zostawiony został dla Salvare - najbardziej klasycznego i korzennego wrzutu na albumie, stanowiącego fajne zamknięcie płyty.
Zorak wprawdzie nie jest uznanym emce i słusznie. Jednak od czasów debiutu na Tabasko chłopię nam wyrosło. Doświadczenie, nabyte przy współpracy z Ostrym procentuje. Zorak wyszlifował flow, które stało się wystarczająco dobre, aby, nie oszukujmy się, przeciętność tekstów nabrała nieco innego wymiaru. Brzmi to już sporo lepiej niż na Tabasko i owe oszlifowanie stylu sprawia, że album wchodzi. Nawet jeśli Zorak bierze się z atak wyświechtany patent, jak wywiad z rapperem... Towarzyszy tu Zorakowi głównie jego ekipa NTK, a przede wszystkim Kliford, który również nie błyszczy. Tylko ten niedoceniany Sarius okazuje się być tu głównym zawodnikiem - ale o tym wiemy tylko 'my i Hitchcock'...
No dobra, w sumie, to plusy przewyższają tu minusy. Może gdyby produkcja pochodziła spod paluszków innych ludzi, byłaby to kiła, ale słychać, że Killing Skills dobrze rozumieją się z Zorakiem i odwrotnie. To przede wszystkim muza sprawia, że jest to niezły album. Mnie się podoba, pomimo niejakiej miałkości tekstów.
OCENA: 4\6
środa, 12 marca 2014
O.S.T.R. & MARCO POLO - KARTAGINA
Asfalt 2014
1. Intro
2. Żywy lub martwy
3. Side Effects feat. CADILLAC DALE
4. Kartagina feat. LIL FAME
5. Więzień własnych granic
6. Hip Hop Hooligans feat. HADES, MAIN FLOW, TORAE
7. Hołd Bloków Absolwentom
8. Długi
9. Nie słuchać przed trzydziestką
10. Shotgun (Moje zło to Twój wybór)
11. Dead Man Funk feat. FIRST DIVISION, KOCHAN
12. What Is The Question
13. Garri Kasparow feat. GREEN, KAS, ZORAK
14. Miejmy to za sobą
15. Przyjaciel diabła
16. Ostatni track
17. Outro
Jeszcze parę lat temu takie kolabo było nie do pomyślenia. W sumie, nawet dziś ciarki chodzą po plecach. Ostry skumał się z jednym z najbardziej utalentowanych kanadyjskich producentów i nagrali razem płytę. Ba, nagrywali ją prawie 3 lata! Kiedy dowiedziałem się i projekcie, przyznam, że się zajarałem, ale trwało to jakiś czas i zdążyłem zapomnieć o sprawie. Po czym niedawno przyuważyłem album w sklepie i odpadłem. Już pierwszy rzut oka na wydanie płyty i od razu ogromny szacunek dla Asfaltu o aż TAKĄ dbałość o odbiorcę. Duża książeczka, teksty, zdjęcia, wszystko klimatyczne. Fantastyczna robota.
Marco Polo to osobnik, z którym chcą współpracować najlepsi amerykańscy rapperzy. Weź pod uwagę, że napisałem 'najlepsi', a nie najbardziej znani. Ten nowojorski Kanadyjczyk wyraźnie fascynuje się klasycznym brzmieniem Wielkiego Jabłka i jego produkcje leżą gdzieś między Toronto, Pete Rock'iem i Premier'em. To ciepłe sample, zapętlone na perkusjach, tworząc razem bardzo płynne podkłady, dzięki którym unosisz się na powierzchni, dając się ponieść. Są tu bity tylko dobre, bardzo dobre i świetne. Do tych ostatnich dla mnie należą 'Garri Kapsarow', 'Długi', 'What is the question' oraz 'Kartagina'. Dodatkowego pieprzu dodają skrecze DJ Haem'a, wykorzystywanego prawie w każdym kawałku - to naprawdę świetne sety, często poprawiające klimat kawałków, bez których nie byłyby one aż tak ciekawe. Muzycznie, album to prawdziwa przyjemność.
Ostry, jaki jest na majku, wiedzą wszyscy. Wszak ktoś kupuje jego płyty, tak? Wszak ktoś ściąga te empetrójki, tak? Jednak od jakiegoś czasu Adam nie przoduje, brzmi nieco tak, jakby nieco wypalił się lirycznie, wydając tyle projektów jeden za drugim. Owszem, zdarzają się mu naprawdę niezłe wersy, czasem wpadają marne, ale wynik i tak wychodzi na niezły plus. Tekstowo to w sumie nadal to samo, co na 'Haosie' i ostatnich albumach Ostrego - dużo socjologii, sporo obserwacji życiowych, nieco hip hopu w wersach... Adamowy standard. Poza Ostrym zaś mamy tu kilka bardzo udanych wejść - zwłaszcza Lil Fame z MOP pokazuje wyraźnie, że pomimo upływu lat, jest nadal w wybornej formie. Podobnie Main Flow i Torae, którzy pozostawili po sobie dobre wrażenie, tak samo, jak kanadyjscy znajomkowie Marco z First Division. Cadillac Dale dość często pojawia się przy Ostrym, śpiewając w refrenach. Z polskich gości... Trafił się nam tu naturalnie Had Hades z dość... kontrowersyjną zwrotką, jest Green . Jakby nie było, znaleźli się tu również koleżkowcy Ostrego z Tabasko, przemykając bez zauważenia.
Mamy przed sobą przealbum. Nie dlatego, że to jakiś przełomowy materiał, po którym będziesz klęczał i dziękował, bijąc łbem w #asfalt (ten hasztag, ziom!). ale nie da się ukryć, że w pewnym sensie jest to kamień milowy na naszej scenie. To już nie jest pojedynczy trak, na którym udało się upchnąć Jeru, Premiera, Craig'a G, czy innego WC. To już pełen album nagrany z gwiazdą rapu z Ameryki, wraz z udziałem innych, często legendarnych rapperów. Ale nawet abstrahując od swojej wyjątkowości - to po prostu cholernie dobry album.
OCENA: 5\6
1. Intro
2. Żywy lub martwy
3. Side Effects feat. CADILLAC DALE
4. Kartagina feat. LIL FAME
5. Więzień własnych granic
6. Hip Hop Hooligans feat. HADES, MAIN FLOW, TORAE
7. Hołd Bloków Absolwentom
8. Długi
9. Nie słuchać przed trzydziestką
10. Shotgun (Moje zło to Twój wybór)
11. Dead Man Funk feat. FIRST DIVISION, KOCHAN
12. What Is The Question
13. Garri Kasparow feat. GREEN, KAS, ZORAK
14. Miejmy to za sobą
15. Przyjaciel diabła
16. Ostatni track
17. Outro
Jeszcze parę lat temu takie kolabo było nie do pomyślenia. W sumie, nawet dziś ciarki chodzą po plecach. Ostry skumał się z jednym z najbardziej utalentowanych kanadyjskich producentów i nagrali razem płytę. Ba, nagrywali ją prawie 3 lata! Kiedy dowiedziałem się i projekcie, przyznam, że się zajarałem, ale trwało to jakiś czas i zdążyłem zapomnieć o sprawie. Po czym niedawno przyuważyłem album w sklepie i odpadłem. Już pierwszy rzut oka na wydanie płyty i od razu ogromny szacunek dla Asfaltu o aż TAKĄ dbałość o odbiorcę. Duża książeczka, teksty, zdjęcia, wszystko klimatyczne. Fantastyczna robota.
Marco Polo to osobnik, z którym chcą współpracować najlepsi amerykańscy rapperzy. Weź pod uwagę, że napisałem 'najlepsi', a nie najbardziej znani. Ten nowojorski Kanadyjczyk wyraźnie fascynuje się klasycznym brzmieniem Wielkiego Jabłka i jego produkcje leżą gdzieś między Toronto, Pete Rock'iem i Premier'em. To ciepłe sample, zapętlone na perkusjach, tworząc razem bardzo płynne podkłady, dzięki którym unosisz się na powierzchni, dając się ponieść. Są tu bity tylko dobre, bardzo dobre i świetne. Do tych ostatnich dla mnie należą 'Garri Kapsarow', 'Długi', 'What is the question' oraz 'Kartagina'. Dodatkowego pieprzu dodają skrecze DJ Haem'a, wykorzystywanego prawie w każdym kawałku - to naprawdę świetne sety, często poprawiające klimat kawałków, bez których nie byłyby one aż tak ciekawe. Muzycznie, album to prawdziwa przyjemność.
Ostry, jaki jest na majku, wiedzą wszyscy. Wszak ktoś kupuje jego płyty, tak? Wszak ktoś ściąga te empetrójki, tak? Jednak od jakiegoś czasu Adam nie przoduje, brzmi nieco tak, jakby nieco wypalił się lirycznie, wydając tyle projektów jeden za drugim. Owszem, zdarzają się mu naprawdę niezłe wersy, czasem wpadają marne, ale wynik i tak wychodzi na niezły plus. Tekstowo to w sumie nadal to samo, co na 'Haosie' i ostatnich albumach Ostrego - dużo socjologii, sporo obserwacji życiowych, nieco hip hopu w wersach... Adamowy standard. Poza Ostrym zaś mamy tu kilka bardzo udanych wejść - zwłaszcza Lil Fame z MOP pokazuje wyraźnie, że pomimo upływu lat, jest nadal w wybornej formie. Podobnie Main Flow i Torae, którzy pozostawili po sobie dobre wrażenie, tak samo, jak kanadyjscy znajomkowie Marco z First Division. Cadillac Dale dość często pojawia się przy Ostrym, śpiewając w refrenach. Z polskich gości... Trafił się nam tu naturalnie Had Hades z dość... kontrowersyjną zwrotką, jest Green . Jakby nie było, znaleźli się tu również koleżkowcy Ostrego z Tabasko, przemykając bez zauważenia.
Mamy przed sobą przealbum. Nie dlatego, że to jakiś przełomowy materiał, po którym będziesz klęczał i dziękował, bijąc łbem w #asfalt (ten hasztag, ziom!). ale nie da się ukryć, że w pewnym sensie jest to kamień milowy na naszej scenie. To już nie jest pojedynczy trak, na którym udało się upchnąć Jeru, Premiera, Craig'a G, czy innego WC. To już pełen album nagrany z gwiazdą rapu z Ameryki, wraz z udziałem innych, często legendarnych rapperów. Ale nawet abstrahując od swojej wyjątkowości - to po prostu cholernie dobry album.
OCENA: 5\6
piątek, 24 stycznia 2014
ARO - NIE NA SPRZEDAŻ
nielegal 2013
1. Getto rapu
2. Dzisiaj nasza Polska
3. Kwiaty
4. Echo Miasta
5. Ludzie gorszej jakości
6. Nie wiem co daje nam siłę
7. Karuzela Pokrak
8. Nie ma już miłości
9. Raper na rauszu REMIX
10. Obroża
11. Statystycznie
12. Raper na rauszu
13. Słodycz
14. Wspólny mianownik
15. Bez kompleksów
Aro pojawił się nagle tak samo, jak szybko znikł ze sceny, choć rzeczywiście jest już długodystansowym graczem. Ostatnio wyszedł jego czwarty już album, z czego trzeci na legalu, bo jakoś jego kontrakt z SP Records nie miał przełożenia na sukces komercyjny. Jednak, jak informuje tytuł jego albumu, raczej mu na tym nie zależy, bo 'nie jest na sprzedaż'. A respektu ma sporo, bo jego album został dostrzeżony na forach i zebrał pozytywne recenzje.
Aro to one-man-band. Na tej płycie wszystko jest jego dziełem - poza instrumentami dętymi w jednym z kawałków. Ale poza tym, od a do ź to jego robota, a zatem bity również. A te są całkiem niezłe, osadzone głęboko w klasycznym brzmieniu, choć Aro nie stroni od dźwięków wychodzący nieco poza sztywne ramki. Dlatego, poza typowymi samplami, usłyszymy tu nieco brzmień z syntezatorów, czy elektryczne gitary. Niestety tych pierwszych jest dużo więcej, a przecież ostre wejście w 'Ghetto rapu' rozpieprzyło mi głośniki i zapowiadało totalny rozjeb - szkoda, że później ogień przygasa. Nie na tyle, żeby zrobiło się chłodno, bo przecież znajdzie się tu jeszcze parę fajnych, bujających bitów, ale nie mają one już tyle siły co trak wejściowy. Trochę gorzej wypadają te najbardziej unowocześnione, syntetyczne podkłady, jak 'Karuzela pokrak', choć skądinąd jest to bardzo silny kawałek, choć na nie najlepszym podkładzie. Ogólnie ciekaw jestem, jak by brzmiał Aro na podkładach od jakiś topowych producentów... Przy czym topowych nie znaczy najdroższych, tylko najlepszych.
Aro słusznie cieszy się szacunkiem, choć niesłusznie jest niedoceniany przez szerszą publiczność rapową. To naprawdę niezły i doświadczony rapper, z bagażem ciekawych wniosków i obserwacji rzeczywistości. Bo jego teksty opowiadają o bardzo różnych rzeczach, ale to przede wszystkim gorzkie odbicie polskiej rzeczywistości, w którym błyskają wydarzenia polityczne, trendy społeczne i inne denerwujące autora rzeczy. Do tego kręcąca się 'karuzela pokrak', czyli rynek muzyczny w Polsce, na którym Aro nie zostawia suchej nitki, oskarżając promotorów o rozwadnianie muzyki, stacje radiowe o granie gówna, a 'artystów' o sprzedajność - jest ostro. Do tego sporo miejsca zajmuje wódka - czy raczej romans emce z tym trunkiem, co najlepiej obrazuje 'Raper na rauszu' - ale odwołań do napoju jest dużo więcej. To płyta pełna autorefleksji i przemyśleń, bardzo polska, bo zawierająca komentarze do wielu typowych sytuacji dla naszego kraju. Nie ma gości, poza kilkoma śpiewanymi refrenami. Nie są potrzebni, bo to osobista płyta Aro.
Okazuje się, że od czasów legalu, Aro nie zasypiał gruszek w popiele, choć nie było o nim słychać wiele. 'Nie Na Sprzedaż' to dobra płyta. Przede wszystkim lirycznie - bez wielkich wystrzałów, ale bardzo porządne teksty, mądre i przemyślane, podane są z dobrą techniką. Trochę może te podkłady nie zawsze nakręcają tempo jak powinny, ale dają radę w większości. Fajna rzecz, do sprawdzenia.
WRZUĆ TO NA GŁOŚNIK
OCENA: 4+\6
1. Getto rapu
2. Dzisiaj nasza Polska
3. Kwiaty
4. Echo Miasta
5. Ludzie gorszej jakości
6. Nie wiem co daje nam siłę
7. Karuzela Pokrak
8. Nie ma już miłości
9. Raper na rauszu REMIX
10. Obroża
11. Statystycznie
12. Raper na rauszu
13. Słodycz
14. Wspólny mianownik
15. Bez kompleksów
Aro pojawił się nagle tak samo, jak szybko znikł ze sceny, choć rzeczywiście jest już długodystansowym graczem. Ostatnio wyszedł jego czwarty już album, z czego trzeci na legalu, bo jakoś jego kontrakt z SP Records nie miał przełożenia na sukces komercyjny. Jednak, jak informuje tytuł jego albumu, raczej mu na tym nie zależy, bo 'nie jest na sprzedaż'. A respektu ma sporo, bo jego album został dostrzeżony na forach i zebrał pozytywne recenzje.
Aro to one-man-band. Na tej płycie wszystko jest jego dziełem - poza instrumentami dętymi w jednym z kawałków. Ale poza tym, od a do ź to jego robota, a zatem bity również. A te są całkiem niezłe, osadzone głęboko w klasycznym brzmieniu, choć Aro nie stroni od dźwięków wychodzący nieco poza sztywne ramki. Dlatego, poza typowymi samplami, usłyszymy tu nieco brzmień z syntezatorów, czy elektryczne gitary. Niestety tych pierwszych jest dużo więcej, a przecież ostre wejście w 'Ghetto rapu' rozpieprzyło mi głośniki i zapowiadało totalny rozjeb - szkoda, że później ogień przygasa. Nie na tyle, żeby zrobiło się chłodno, bo przecież znajdzie się tu jeszcze parę fajnych, bujających bitów, ale nie mają one już tyle siły co trak wejściowy. Trochę gorzej wypadają te najbardziej unowocześnione, syntetyczne podkłady, jak 'Karuzela pokrak', choć skądinąd jest to bardzo silny kawałek, choć na nie najlepszym podkładzie. Ogólnie ciekaw jestem, jak by brzmiał Aro na podkładach od jakiś topowych producentów... Przy czym topowych nie znaczy najdroższych, tylko najlepszych.
Aro słusznie cieszy się szacunkiem, choć niesłusznie jest niedoceniany przez szerszą publiczność rapową. To naprawdę niezły i doświadczony rapper, z bagażem ciekawych wniosków i obserwacji rzeczywistości. Bo jego teksty opowiadają o bardzo różnych rzeczach, ale to przede wszystkim gorzkie odbicie polskiej rzeczywistości, w którym błyskają wydarzenia polityczne, trendy społeczne i inne denerwujące autora rzeczy. Do tego kręcąca się 'karuzela pokrak', czyli rynek muzyczny w Polsce, na którym Aro nie zostawia suchej nitki, oskarżając promotorów o rozwadnianie muzyki, stacje radiowe o granie gówna, a 'artystów' o sprzedajność - jest ostro. Do tego sporo miejsca zajmuje wódka - czy raczej romans emce z tym trunkiem, co najlepiej obrazuje 'Raper na rauszu' - ale odwołań do napoju jest dużo więcej. To płyta pełna autorefleksji i przemyśleń, bardzo polska, bo zawierająca komentarze do wielu typowych sytuacji dla naszego kraju. Nie ma gości, poza kilkoma śpiewanymi refrenami. Nie są potrzebni, bo to osobista płyta Aro.
Okazuje się, że od czasów legalu, Aro nie zasypiał gruszek w popiele, choć nie było o nim słychać wiele. 'Nie Na Sprzedaż' to dobra płyta. Przede wszystkim lirycznie - bez wielkich wystrzałów, ale bardzo porządne teksty, mądre i przemyślane, podane są z dobrą techniką. Trochę może te podkłady nie zawsze nakręcają tempo jak powinny, ale dają radę w większości. Fajna rzecz, do sprawdzenia.
WRZUĆ TO NA GŁOŚNIK
OCENA: 4+\6
sobota, 4 stycznia 2014
MIĘDZY SŁOWAMI - 2
Centrum Eudezet Label 2013
1. Jeszcze jeden raz
2. Życz mi
3. Co jest 5 feat. ENTERO, KLIFORD, ANTYK
4. Idę
5. Na scenie feat. FUNK
6. Kim jestem dziś
7. Plaga
8. Fidel Castro
9. Słuchaj
10. Przerwa...
11. Chłodny niedosyt
12. Po co ci ten pośpiech 2
13. Zdolny sprostać
14. Do tych samych miejsc
15. Dla wytrwałych
Łódzki skład w sile trzech rapperów - producentów całkiem niedawno wyszedł ze swoją debiutancką propozycją, aż tu nagle album numer 2. Niecały rok po poprzedniej płycie! Eloz , Wadzik i Graf zaciekawili społeczność rapową swoim dość szczególnym brzmieniem, dlatego byłem ciekaw, co pokażą tym razem.
Na Dwójce nie tylko oni robią muzykę - do współpracy zaprosili Salvare, Banera i Arka B oraz DJ Flip'a, DJ BaffWeed i DJ Olsena na drapanie winyli. I okazuje się, że dzięki temu zabiegowi, mamy tu bity klasyczne, ale nie takie bardzo oczywiste. Eloz daje bumbapowe, sympatyczne podkłady, Graf jedzie połamane perkusje z dość ambient-jazzowymi klimatami, a Wadzik lubi wrzucać na klasyczną perkusję niepokojące dźwięki, tworzące intrygujący klimat. Za to goście są równie ciekawi. Na Salvare już dawno zwróciłem uwagę, bo robi on świetne podkłady - tu ma tylko dwa, ale za to w jednym fajnie wymieszane bumbapy z dziwnymi dźwiękami, a drugi jest wręcz jazzowy. Arek B dał spokojny, klasyczny podkład. Muzyka, choć reklamowana jako bardzo eklektyczna, jest po prostu mocno osadzona w klimacie i korzeniach rapu. Jest tu naprawdę fajnie, podkłady bujają, nie nudzą się, a kilka z nich naprawdę trafia.
Wprawdzie Między Słowami nie są szczególnie uzdolnionymi emce, ale są to rapperzy, których dobrze się słucha. Mają fajne głosy, niezłe flow, porządną, podziemną technikę, dzięki czemu dostajemy rap bez wystrzałów, ale zwyczajnie dobry. To taka rzecz, którą włączysz, aby jej posłuchać bez zobowiązań, ale z przyjemnością. Nie musisz wsłuchiwać się, aby rozplątać słowa ze skomplikowanego stylu, ani skupiać, żeby rozwiązać zagadkę spomiędzy wersów. Przekaz jest prosty i trafiający w sedno. Eloz ma wyluzowane flow i takie podejście 'w-dupie-mam-to'. Wadzik ma nieco wyższy głos i znacznie szybsze i nieco agresywniejsze flow. Graf za to jest najbardziej ekspresyjny i mocno akcentuje poszczególne słowa. Goście, jacy tu trafili nie bardzo wybijają się ponad poziom składy, moja uwagę zwrócił tylko Funk, bo nawet Entero, wydający na legalu, nie pokazuje tu nic wielkiego, a Kliford wyróżnia się jedynie swoim dziwacznym flow.
Nie miałem wcześniej kontaktu z łódzkim trio, ale na szczęście trafiłem na ich album, bo jest to bardzo przyjemne spotkanie. Niespodziewanie dostałem fajny materiał, do którego warto powrócić, tak niezobowiązująco i bez ciśnień, bo to taka spoko płyta z miejscówki, która może być gdziekolwiek. Naprawdę daje radę, sprawdźcie sobie.
OCENA: 4+\6
1. Jeszcze jeden raz
2. Życz mi
3. Co jest 5 feat. ENTERO, KLIFORD, ANTYK
4. Idę
5. Na scenie feat. FUNK
6. Kim jestem dziś
7. Plaga
8. Fidel Castro
9. Słuchaj
10. Przerwa...
11. Chłodny niedosyt
12. Po co ci ten pośpiech 2
13. Zdolny sprostać
14. Do tych samych miejsc
15. Dla wytrwałych
Łódzki skład w sile trzech rapperów - producentów całkiem niedawno wyszedł ze swoją debiutancką propozycją, aż tu nagle album numer 2. Niecały rok po poprzedniej płycie! Eloz , Wadzik i Graf zaciekawili społeczność rapową swoim dość szczególnym brzmieniem, dlatego byłem ciekaw, co pokażą tym razem.
Na Dwójce nie tylko oni robią muzykę - do współpracy zaprosili Salvare, Banera i Arka B oraz DJ Flip'a, DJ BaffWeed i DJ Olsena na drapanie winyli. I okazuje się, że dzięki temu zabiegowi, mamy tu bity klasyczne, ale nie takie bardzo oczywiste. Eloz daje bumbapowe, sympatyczne podkłady, Graf jedzie połamane perkusje z dość ambient-jazzowymi klimatami, a Wadzik lubi wrzucać na klasyczną perkusję niepokojące dźwięki, tworzące intrygujący klimat. Za to goście są równie ciekawi. Na Salvare już dawno zwróciłem uwagę, bo robi on świetne podkłady - tu ma tylko dwa, ale za to w jednym fajnie wymieszane bumbapy z dziwnymi dźwiękami, a drugi jest wręcz jazzowy. Arek B dał spokojny, klasyczny podkład. Muzyka, choć reklamowana jako bardzo eklektyczna, jest po prostu mocno osadzona w klimacie i korzeniach rapu. Jest tu naprawdę fajnie, podkłady bujają, nie nudzą się, a kilka z nich naprawdę trafia.
Wprawdzie Między Słowami nie są szczególnie uzdolnionymi emce, ale są to rapperzy, których dobrze się słucha. Mają fajne głosy, niezłe flow, porządną, podziemną technikę, dzięki czemu dostajemy rap bez wystrzałów, ale zwyczajnie dobry. To taka rzecz, którą włączysz, aby jej posłuchać bez zobowiązań, ale z przyjemnością. Nie musisz wsłuchiwać się, aby rozplątać słowa ze skomplikowanego stylu, ani skupiać, żeby rozwiązać zagadkę spomiędzy wersów. Przekaz jest prosty i trafiający w sedno. Eloz ma wyluzowane flow i takie podejście 'w-dupie-mam-to'. Wadzik ma nieco wyższy głos i znacznie szybsze i nieco agresywniejsze flow. Graf za to jest najbardziej ekspresyjny i mocno akcentuje poszczególne słowa. Goście, jacy tu trafili nie bardzo wybijają się ponad poziom składy, moja uwagę zwrócił tylko Funk, bo nawet Entero, wydający na legalu, nie pokazuje tu nic wielkiego, a Kliford wyróżnia się jedynie swoim dziwacznym flow.
Nie miałem wcześniej kontaktu z łódzkim trio, ale na szczęście trafiłem na ich album, bo jest to bardzo przyjemne spotkanie. Niespodziewanie dostałem fajny materiał, do którego warto powrócić, tak niezobowiązująco i bez ciśnień, bo to taka spoko płyta z miejscówki, która może być gdziekolwiek. Naprawdę daje radę, sprawdźcie sobie.
OCENA: 4+\6
wtorek, 31 grudnia 2013
ZORAK - ŚWIADOMOŚĆ
Asfalt 2013
1. Wola Naszych Rąk
2. Życia Soundtrack
3. Głos Młodych
4. Długi Sen
5. Ełdezet
6. Lecytyna
7. Krew
8. Chce Się żyć feat. O.S.T.R.
9. Gotowy
10. Supersam
11. Nie Poddamy Się
12. Jesteście (Outro)
Zorak znany jest przede wszystkim jako mistrz Polski w beatboxie '08, ale przecież to nie jedyne jego osiągnięcie w tej materii. Tym razem jednak, Zorak przybywa jako rapper pełną gębą - wszak już pokazywał się na płytach Enter, Voskovego, czy naturalnie kiepsko przyjęte Tabasko, ale teraz to inna jazda - jego album - i tylko jego. No, prawie.
Prawie jego, bo przecież produkcją zajął się Ostry na zmianę lub w parze z holenderskim duetem Killing Skills. Łatwo więc domyślić się, jakie brzmienie dominuje na tym albumie: głównie bumbapowe klimaty, często oparte na dość znanych samplach. Takie ciepłe brzmienia połowy lat '90 z NY w podobie D.I.T.C., ale to nie jest nic nowego, nic, czego byśmy nie mogli oczekiwać. To zwyczajne bity od Ostrego i jego holenderskiej spółki, nawet fajnie się ich słucha, ale to przeciętny bumbap. Tak, podobały mi się pomysły z imitacją bitboxu werblami, ale z drugiej strony mam spory żal do Zoraka, że nie pokazał tu ani krzty swoich mistrzowskich skillsów jako paszczowaleń. No dobrze, jest miło, buja, znane sample są poskładane inaczej, niż u innych, klimat jest naprawdę spoko.
Za to Zorak, choć nie można mu odmówić skillsów w paszczy, to zawężają się one tylko do bitboxu, bo kiedy koleś rymuje nie jest juz fajnie. Da się to przeżyć, kiedy weźmiemy pod uwagę samą technikę - średnią wprawdzie, ale za to głos jest w porządku. Za to tekściarzem Zorak już nie jest nawet średnim. Niestety lirycznie są to takie pierdoły, że człowiek albo przestaje słuchać emce, koncentrując się raczej na brzmieniu ogólnym albo go wyłącza w ogóle. Że tak pozwolę sobie zacytować ciekawsze momenty: 'Idę do sklepu \ Brak bibułek i żarcia \ Hipermarket bocian vel ta jebana Żabka \ Wbijam się jak po swoje \ Do tej baby co zza lady wciąż zalatuje toi toiem'. Albo 'Hipokryzja, wirus jak bezczelny rasizm \ dominacja gatunku, płci braci \ inny wymiar ma kwestia podobieństwa \ inaczej pojmujesz, to już kilogramy mięsa' (co kurwa????), czy 'Pudło, burzę ten pejzaż późno \ budzę się z piekła buddo \ powiedz, gdzie płuca pójdą'. No poezja pełną gębą.
Kolejna produkcja pod koniec roku, która osadzona jest w realiach Złotej Ery i kolejna produkcja Ostrego. No i dobrze, za muzykę 'Świadomość' może dostać 4. Nawet 4+. Za to sam Zorak to może 2-. I dlaczego na płycie bitboxera nie ma bitboxu?? Ktoś tu się pomylił, tylko nie wiem kto. Sam Zorak, Ostry, czy może Tytus, że to wydał? Biorąc pod uwagę niezłą muzykę, ocena wyjdzie...
OCENA: 3-\6
1. Wola Naszych Rąk
2. Życia Soundtrack
3. Głos Młodych
4. Długi Sen
5. Ełdezet
6. Lecytyna
7. Krew
8. Chce Się żyć feat. O.S.T.R.
9. Gotowy
10. Supersam
11. Nie Poddamy Się
12. Jesteście (Outro)
Zorak znany jest przede wszystkim jako mistrz Polski w beatboxie '08, ale przecież to nie jedyne jego osiągnięcie w tej materii. Tym razem jednak, Zorak przybywa jako rapper pełną gębą - wszak już pokazywał się na płytach Enter, Voskovego, czy naturalnie kiepsko przyjęte Tabasko, ale teraz to inna jazda - jego album - i tylko jego. No, prawie.
Prawie jego, bo przecież produkcją zajął się Ostry na zmianę lub w parze z holenderskim duetem Killing Skills. Łatwo więc domyślić się, jakie brzmienie dominuje na tym albumie: głównie bumbapowe klimaty, często oparte na dość znanych samplach. Takie ciepłe brzmienia połowy lat '90 z NY w podobie D.I.T.C., ale to nie jest nic nowego, nic, czego byśmy nie mogli oczekiwać. To zwyczajne bity od Ostrego i jego holenderskiej spółki, nawet fajnie się ich słucha, ale to przeciętny bumbap. Tak, podobały mi się pomysły z imitacją bitboxu werblami, ale z drugiej strony mam spory żal do Zoraka, że nie pokazał tu ani krzty swoich mistrzowskich skillsów jako paszczowaleń. No dobrze, jest miło, buja, znane sample są poskładane inaczej, niż u innych, klimat jest naprawdę spoko.
Za to Zorak, choć nie można mu odmówić skillsów w paszczy, to zawężają się one tylko do bitboxu, bo kiedy koleś rymuje nie jest juz fajnie. Da się to przeżyć, kiedy weźmiemy pod uwagę samą technikę - średnią wprawdzie, ale za to głos jest w porządku. Za to tekściarzem Zorak już nie jest nawet średnim. Niestety lirycznie są to takie pierdoły, że człowiek albo przestaje słuchać emce, koncentrując się raczej na brzmieniu ogólnym albo go wyłącza w ogóle. Że tak pozwolę sobie zacytować ciekawsze momenty: 'Idę do sklepu \ Brak bibułek i żarcia \ Hipermarket bocian vel ta jebana Żabka \ Wbijam się jak po swoje \ Do tej baby co zza lady wciąż zalatuje toi toiem'. Albo 'Hipokryzja, wirus jak bezczelny rasizm \ dominacja gatunku, płci braci \ inny wymiar ma kwestia podobieństwa \ inaczej pojmujesz, to już kilogramy mięsa' (co kurwa????), czy 'Pudło, burzę ten pejzaż późno \ budzę się z piekła buddo \ powiedz, gdzie płuca pójdą'. No poezja pełną gębą.
Kolejna produkcja pod koniec roku, która osadzona jest w realiach Złotej Ery i kolejna produkcja Ostrego. No i dobrze, za muzykę 'Świadomość' może dostać 4. Nawet 4+. Za to sam Zorak to może 2-. I dlaczego na płycie bitboxera nie ma bitboxu?? Ktoś tu się pomylił, tylko nie wiem kto. Sam Zorak, Ostry, czy może Tytus, że to wydał? Biorąc pod uwagę niezłą muzykę, ocena wyjdzie...
OCENA: 3-\6
sobota, 28 grudnia 2013
STYLOWY TYP - TĘCZOWY ROLLERCOASTER
2013
1. Tęczowy Rollercoaster
2. Druga Strona Lustra
3. Midas
4. Bilbord
5. Muzzy i piramidy
6. Papierowa Torba
7. 17 Małp
8. Ostatnie Piętro
9. Las Boomboxów
10. Sims
11. Koniec T.R.asy
Stylowy Typ to w zasadzie dwa typy: Pernon i Asasell_. Powiedziałbym, że dwa bliźniacze typy nawet. To ich chyba pierwszy materiał, który wypełnia pewną niszę na rynku polskiego hip hopu. Po zapowiedziach nie bardzo wiedziałem, czego się mam tu spodziewać, bo zapowiadało się na dość dużą odchyłkę od normy i alternatywę. Ten rodzinny duet, rapper i producent, stworzyli coś, czego tu jeszcze nie było.
Asasell_ to producent wyjątkowy. Sam twórca określa swoje brzmienie następująco: ' to chaotyczny kolaż sampli przyjemnie kolidujących z perkusją, syntezatorami i dźwiękami typu alarm z zegarka pingwinka, atari lub próbki czarnego wosku puszczonego przez distortion'. I jest to cholernie trafna definicja. W zasadzie ciężko tu coś dodać. Rzecz brzmi jak nagrana na komputerze Amiga, podłączonego do tandetnych, chińskich klawiszy, modnych w latach '80. Muza brzęczy, zgrzyta i zawodzi, wkręca Ci w mózg tanie melodyjki na Casio i co jakiś czas trzeszczy skreczami DJa Potrzeba Matką Wynalazków. Do tego mamy tu całą garść sampli, nie tylko z takich rzeczy, jak Prince, czy Irena Santor, ale i z różnych bajek, czy gier komputerowych. To naprawdę ciężka jazda, lasująca zwoje mózgowe - ale trzeba przyznać, że czegoś takiego nie ma u nas w ogóle. To dla ludzi, którzy uważają, że płyta El-P 'Fantastic Damage' to nieznośny pop i dostają drgawek na dźwięk czegokolwiek, co się sprzedaje w ilości większej, niż 1000 sztuk. To totalna zagłada, syntetyczny hardkor, wygenerowany z przedawnionego komputera. Jakość sama dla siebie, bo bez konkurencji.
Dla Pernona 'ten styl się wykrwawia, bo bandaż tu nie istnieje' i rzeczywiście, w czasie odsłuchu Twoje bębenki będą krwawić. Może i nie ma on 'stylowego' flow, ale ten wokal pasuje do pojebanych bitów brata. Pernon siedzi głęboko w magicznym świecie, pożycza ręce od Edwarda Nożycorękiego, wypija eliksir i zjada ciastko Alicji, biega dookoła zegara wraz z Muzzy'm oraz zagląda do Akademii Pana Kleksa, bardzo często odnosząc się do przeróżnych bajek, sadzając Twój tyłek w rollercoasterze o tęczowej gamie barw. To jak wędrówka z pilarką spalinową przez Stumilowy Las... Ciężko się skupić na konkretnym przekazie, bo nie chodzi tu o poszczególne wersy, tylko raczej wyciągnąć sens z całości. To przejście na drugą stronę lustra, do świata paranoi i nieograniczonej wyobraźni.
To naprawdę trudna lektura. Raz, że muzyka może wywołać drgawki i nerwowy ślinotok, dwa, że spektrum tekstowe przyprawia o ból głowy i rozstrój nerwowy. Dlatego z jednej strony, doceniam kreatywność i wyjątkowość materiału, z drugiej ciężko mi będzie wrócić do tego kolczastego pudełka z niecodziennym rapem. To coś, co na pewno nie znajdzie fanów wśród słuchaczy RDC FM. To głęboko psychotyczna jazda, ryjąca dodatkowe bruzdy w korze mózgowej. Słuchasz na własną odpowiedzialność.
OCENA: 3+\6
1. Tęczowy Rollercoaster
2. Druga Strona Lustra
3. Midas
4. Bilbord
5. Muzzy i piramidy
6. Papierowa Torba
7. 17 Małp
8. Ostatnie Piętro
9. Las Boomboxów
10. Sims
11. Koniec T.R.asy
Stylowy Typ to w zasadzie dwa typy: Pernon i Asasell_. Powiedziałbym, że dwa bliźniacze typy nawet. To ich chyba pierwszy materiał, który wypełnia pewną niszę na rynku polskiego hip hopu. Po zapowiedziach nie bardzo wiedziałem, czego się mam tu spodziewać, bo zapowiadało się na dość dużą odchyłkę od normy i alternatywę. Ten rodzinny duet, rapper i producent, stworzyli coś, czego tu jeszcze nie było.
Asasell_ to producent wyjątkowy. Sam twórca określa swoje brzmienie następująco: ' to chaotyczny kolaż sampli przyjemnie kolidujących z perkusją, syntezatorami i dźwiękami typu alarm z zegarka pingwinka, atari lub próbki czarnego wosku puszczonego przez distortion'. I jest to cholernie trafna definicja. W zasadzie ciężko tu coś dodać. Rzecz brzmi jak nagrana na komputerze Amiga, podłączonego do tandetnych, chińskich klawiszy, modnych w latach '80. Muza brzęczy, zgrzyta i zawodzi, wkręca Ci w mózg tanie melodyjki na Casio i co jakiś czas trzeszczy skreczami DJa Potrzeba Matką Wynalazków. Do tego mamy tu całą garść sampli, nie tylko z takich rzeczy, jak Prince, czy Irena Santor, ale i z różnych bajek, czy gier komputerowych. To naprawdę ciężka jazda, lasująca zwoje mózgowe - ale trzeba przyznać, że czegoś takiego nie ma u nas w ogóle. To dla ludzi, którzy uważają, że płyta El-P 'Fantastic Damage' to nieznośny pop i dostają drgawek na dźwięk czegokolwiek, co się sprzedaje w ilości większej, niż 1000 sztuk. To totalna zagłada, syntetyczny hardkor, wygenerowany z przedawnionego komputera. Jakość sama dla siebie, bo bez konkurencji.
Dla Pernona 'ten styl się wykrwawia, bo bandaż tu nie istnieje' i rzeczywiście, w czasie odsłuchu Twoje bębenki będą krwawić. Może i nie ma on 'stylowego' flow, ale ten wokal pasuje do pojebanych bitów brata. Pernon siedzi głęboko w magicznym świecie, pożycza ręce od Edwarda Nożycorękiego, wypija eliksir i zjada ciastko Alicji, biega dookoła zegara wraz z Muzzy'm oraz zagląda do Akademii Pana Kleksa, bardzo często odnosząc się do przeróżnych bajek, sadzając Twój tyłek w rollercoasterze o tęczowej gamie barw. To jak wędrówka z pilarką spalinową przez Stumilowy Las... Ciężko się skupić na konkretnym przekazie, bo nie chodzi tu o poszczególne wersy, tylko raczej wyciągnąć sens z całości. To przejście na drugą stronę lustra, do świata paranoi i nieograniczonej wyobraźni.
To naprawdę trudna lektura. Raz, że muzyka może wywołać drgawki i nerwowy ślinotok, dwa, że spektrum tekstowe przyprawia o ból głowy i rozstrój nerwowy. Dlatego z jednej strony, doceniam kreatywność i wyjątkowość materiału, z drugiej ciężko mi będzie wrócić do tego kolczastego pudełka z niecodziennym rapem. To coś, co na pewno nie znajdzie fanów wśród słuchaczy RDC FM. To głęboko psychotyczna jazda, ryjąca dodatkowe bruzdy w korze mózgowej. Słuchasz na własną odpowiedzialność.
OCENA: 3+\6
piątek, 6 grudnia 2013
GRIMSON - ESTABLISZMENT
Hustla Beats 2013
1. Intro
2. New world order
3. System
4. Daj mi tlen
5. Religie
6. Plotki
7. Establiszment II
8. To Łódź
9. Dwie szesnastki
10. Przepraszamy za usterki! (Skit)
11. Terrorysta
12. Chmury zła
13. Tabula rasa
14. Jestem androidem
15. Coś o mnie
To debiut Grimsona, który wprawdzie miał wydać swój album w zeszłym roku, ale mu się... zeszło. Okładka jest wprowadzająca nieco w błąd, go wygląda jak cover płyty sodomaso hewimetal albo co najmniej horrorkorowej, ale nie.
Ciężko się zorientować, kto jest producentem płyty, ale wydaje mi się, że jest to sam Grimson, ale tu i ówdzie wpisani są tacy ludzie, jak Detachment Beatz, czy Getts on da Beat, więc zakładam, że co najmniej część pochodzi z darmowych serwerów z podkładami. Wszystko jedno, póki nie są to bardzo oczywiste instrumentale albo nie ma na nich tagów producentów. To taka zupełna mieszanka stylów, od klasyki, aż po trapowe wkręty - całość muzycznie jednak w ogóle nic nie wnosi i generalnie jest dość nudno i płytko. Może poza drobnymi wyjątkami, nie rzutującymi jednak na odbiór całości albumu.
Grimson, jako rapper plasuje się gdzieś na środkowej półce podziemnych emce. Niby ma jakiś tam styl, niby wszystko ujdzie, ale... tylko ujdzie. Raz, że zdarzają mu się wpadki na podkładach, które czasem nie są dobrane stosownie do jego umiejętności - zwłaszcza te nowocześniejsze. Dwa, że 40% wersów się, kurna, w ogóle nie rymuje! A już nie wspominam o wpadkach, takich jak 'filmy od Bareja' (kogo?), czy 'osiedlowe pustki, co są puste jak pustki' (hę?). Owszem, znalazłem trak warty uwagi, którym jest 'Dwie szesnastki' i w takich przypadkach, agresywnych rymów bitewnych, Grimson w miarę się sprawdza. Te kawałki o życiu i sytuacji społeczno-politycznej w Polsce są z jednej strony przekombinowane, z drugiej dość płytkie. Nie ma gości, sam Grimson jednak jest nieco nudny i przewidywalny.
Słychać tu jakiś potencjał, Grimson, gdyby więcej ćwiczył rymowanie, niż parkour, pewnie byłby lepszy. Mogę skłaniać się do twierdzenia, że ten materiał wyszedł na światło dzienne za szybko. Jeszcze dwa, trzy nielegale, a Grimson dołączy do grona tych lepszych, a opuści szufladkę przeciętniaków, jakich pełno. Ale to wymaga pracy.
SPRAWDŹ SAM
OCENA: 3\6
1. Intro
2. New world order
3. System
4. Daj mi tlen
5. Religie
6. Plotki
7. Establiszment II
8. To Łódź
9. Dwie szesnastki
10. Przepraszamy za usterki! (Skit)
11. Terrorysta
12. Chmury zła
13. Tabula rasa
14. Jestem androidem
15. Coś o mnie
To debiut Grimsona, który wprawdzie miał wydać swój album w zeszłym roku, ale mu się... zeszło. Okładka jest wprowadzająca nieco w błąd, go wygląda jak cover płyty sodomaso hewimetal albo co najmniej horrorkorowej, ale nie.
Ciężko się zorientować, kto jest producentem płyty, ale wydaje mi się, że jest to sam Grimson, ale tu i ówdzie wpisani są tacy ludzie, jak Detachment Beatz, czy Getts on da Beat, więc zakładam, że co najmniej część pochodzi z darmowych serwerów z podkładami. Wszystko jedno, póki nie są to bardzo oczywiste instrumentale albo nie ma na nich tagów producentów. To taka zupełna mieszanka stylów, od klasyki, aż po trapowe wkręty - całość muzycznie jednak w ogóle nic nie wnosi i generalnie jest dość nudno i płytko. Może poza drobnymi wyjątkami, nie rzutującymi jednak na odbiór całości albumu.
Grimson, jako rapper plasuje się gdzieś na środkowej półce podziemnych emce. Niby ma jakiś tam styl, niby wszystko ujdzie, ale... tylko ujdzie. Raz, że zdarzają mu się wpadki na podkładach, które czasem nie są dobrane stosownie do jego umiejętności - zwłaszcza te nowocześniejsze. Dwa, że 40% wersów się, kurna, w ogóle nie rymuje! A już nie wspominam o wpadkach, takich jak 'filmy od Bareja' (kogo?), czy 'osiedlowe pustki, co są puste jak pustki' (hę?). Owszem, znalazłem trak warty uwagi, którym jest 'Dwie szesnastki' i w takich przypadkach, agresywnych rymów bitewnych, Grimson w miarę się sprawdza. Te kawałki o życiu i sytuacji społeczno-politycznej w Polsce są z jednej strony przekombinowane, z drugiej dość płytkie. Nie ma gości, sam Grimson jednak jest nieco nudny i przewidywalny.
Słychać tu jakiś potencjał, Grimson, gdyby więcej ćwiczył rymowanie, niż parkour, pewnie byłby lepszy. Mogę skłaniać się do twierdzenia, że ten materiał wyszedł na światło dzienne za szybko. Jeszcze dwa, trzy nielegale, a Grimson dołączy do grona tych lepszych, a opuści szufladkę przeciętniaków, jakich pełno. Ale to wymaga pracy.
SPRAWDŹ SAM
OCENA: 3\6
wtorek, 12 listopada 2013
CENTER - GRAM NA KLAWISZACH SWOJEGO ŻYCIA
nielegal 2013
1. Ten Delikatny Miękki Vibe
2. Gram Na Klawiszach Swojego Życia feat. KASIA WALKIEWICZ
3. Milion w złotówkach
4. Numer dla Sąsiadek
5. Urwany Film feat. GOSIA KRUŚ
6. Wyspy Szczęścia
7. Na tym Wychowałem się Ja i Ty
8. Chill
9. Sny
10. Czarne Oczy Susan feat. GOSIA KRUŚ
11. Błysk
12. Ona Lubi Kiedy Ten Hajs
13. Robisz to co Weekend
14. Wszystko Też Ma Swój Koniec
15. Błysk (Remix Selena Serranio)
Jakoś nie do końca wiem (czyt. rozumiem), jak została nagrana ta płyta. Powstawała chyba w sporych bólach, bo o albumie Centera słyszałem już ponad rok temu, coś tam wyciekało (całkiem interesującego), a zestaw pomocniczy rappera jest również dość intrygujący.
Zestaw pomocniczy, to na przykład producent. Mad Skrews Beats to bitmejker z Miami, USA i doprawdy nie mam pojęcia, w jaki sposób stało się tak, że doszło do tej współpracy. Czy w dobie wszechobecnego internetu jakoś się chłopcy skumali, czy to były darmowe produkcje? Nie mam pojęcia. Ale nie są to byle jakie podkłady rodem z oferty specjalnej w Biedronce, zatem, mamy na podkładach bardzo przyjemnie płynący wajb, nieco funkowy, nieco soulowy, nieco jazzujący - w zasadzie ciężki do określenia, ale naprawdę bujający. Trochę sampli, nieco dźwięków generowanych z klawisza - ogólnie klimat jest zróżnicowany, od klubowego 'Numer dla sąsiadek', przez funkujacy 'Milion w złotówkach', aż po południowo-plażowy 'Urwany film'. Pełna gama hiphopu, który opiera się na emocjach i stawia na wajb - 'delikatny, miękki vibe'. Całkiem fajnie. No i ten bit do 'Sny'...
Okazuje się, że Center jest bardzo sprawnym rapperem, który może nie ma szalonego stylu, ale posiada sporo charyzmy i ma wiele do powiedzenia. A Center potrafi mówić o wszystkim: o jaraniu i swoich świetnych koleżkach, którzy zapewnią Ci wszystko, czego zapragniesz, o kasie, której ciągle brak, o wkurwianiu starych sąsiadek głośną muzą, czy o kobietach. Jest fajnie, emocjonalnie i emce przyciąga swoją osobowością i tekstami. Nie ma żadnych rapowych gości - tylko panny, śpiewające refreny i chórki, co znakomicie ubarwia album - przy czym spore wrażenie robi remix z udziałem słodkogłosej Seleny Serranio - normalnie brzmi jak trak wyciągnięty z albumu Rihanny. Tu nawet ciężko dać jakiś przykład rymów - one tworzą nierozerwalną całość, wyrwane z kontekstu stracą na wartości. Center jest naprawdę ciekawym typem.
Troszkę tu jeszcze brakuje do tego, żeby album był killerem, ale jednak jest to materiał, z którym warto się zapoznać. To jedna z ciekawszych płyt na nielegalu w tym roku i mogę ją spokojnie polecić, jeśli nie przeszkadza ci to, że nie ma tu bumbapów, tylko dominuje muzyka z tych ambitniejszych i bardziej bujających. Podoba mi się.
POCIĄGNIJ SOBIE
OCENA: 5-\6
1. Ten Delikatny Miękki Vibe
2. Gram Na Klawiszach Swojego Życia feat. KASIA WALKIEWICZ
3. Milion w złotówkach
4. Numer dla Sąsiadek
5. Urwany Film feat. GOSIA KRUŚ
6. Wyspy Szczęścia
7. Na tym Wychowałem się Ja i Ty
8. Chill
9. Sny
10. Czarne Oczy Susan feat. GOSIA KRUŚ
11. Błysk
12. Ona Lubi Kiedy Ten Hajs
13. Robisz to co Weekend
14. Wszystko Też Ma Swój Koniec
15. Błysk (Remix Selena Serranio)
Jakoś nie do końca wiem (czyt. rozumiem), jak została nagrana ta płyta. Powstawała chyba w sporych bólach, bo o albumie Centera słyszałem już ponad rok temu, coś tam wyciekało (całkiem interesującego), a zestaw pomocniczy rappera jest również dość intrygujący.
Zestaw pomocniczy, to na przykład producent. Mad Skrews Beats to bitmejker z Miami, USA i doprawdy nie mam pojęcia, w jaki sposób stało się tak, że doszło do tej współpracy. Czy w dobie wszechobecnego internetu jakoś się chłopcy skumali, czy to były darmowe produkcje? Nie mam pojęcia. Ale nie są to byle jakie podkłady rodem z oferty specjalnej w Biedronce, zatem, mamy na podkładach bardzo przyjemnie płynący wajb, nieco funkowy, nieco soulowy, nieco jazzujący - w zasadzie ciężki do określenia, ale naprawdę bujający. Trochę sampli, nieco dźwięków generowanych z klawisza - ogólnie klimat jest zróżnicowany, od klubowego 'Numer dla sąsiadek', przez funkujacy 'Milion w złotówkach', aż po południowo-plażowy 'Urwany film'. Pełna gama hiphopu, który opiera się na emocjach i stawia na wajb - 'delikatny, miękki vibe'. Całkiem fajnie. No i ten bit do 'Sny'...
Okazuje się, że Center jest bardzo sprawnym rapperem, który może nie ma szalonego stylu, ale posiada sporo charyzmy i ma wiele do powiedzenia. A Center potrafi mówić o wszystkim: o jaraniu i swoich świetnych koleżkach, którzy zapewnią Ci wszystko, czego zapragniesz, o kasie, której ciągle brak, o wkurwianiu starych sąsiadek głośną muzą, czy o kobietach. Jest fajnie, emocjonalnie i emce przyciąga swoją osobowością i tekstami. Nie ma żadnych rapowych gości - tylko panny, śpiewające refreny i chórki, co znakomicie ubarwia album - przy czym spore wrażenie robi remix z udziałem słodkogłosej Seleny Serranio - normalnie brzmi jak trak wyciągnięty z albumu Rihanny. Tu nawet ciężko dać jakiś przykład rymów - one tworzą nierozerwalną całość, wyrwane z kontekstu stracą na wartości. Center jest naprawdę ciekawym typem.
Troszkę tu jeszcze brakuje do tego, żeby album był killerem, ale jednak jest to materiał, z którym warto się zapoznać. To jedna z ciekawszych płyt na nielegalu w tym roku i mogę ją spokojnie polecić, jeśli nie przeszkadza ci to, że nie ma tu bumbapów, tylko dominuje muzyka z tych ambitniejszych i bardziej bujających. Podoba mi się.
POCIĄGNIJ SOBIE
OCENA: 5-\6
czwartek, 29 sierpnia 2013
PTAKU - NARA
Magna Polonia 2013
1. 07.01.1939 - Pogrzeb Dmowskiego
2. 17.02.2008 - Kosovo jest Serbskie
3. 01.03.2011 - Żołnierze wyklęci
4. 14.04.1934 - Historia ONR RMX. Nestor
5. 08.05.2004 - Nienawiść do policji
6. 30.06.2012 - Jutro będzie nasze RMX. Nestor
7. 06.07.1934 - Bereza kartuska feat. WUEM \ ENCEHA
8. 14.08.1980 - Fala strajków
9. 16.09.1988 - Zdrada w Magdalence
10. 12.10.2009 - Delegalizacja feat. BASTI
11. 11.11.2011 - Spłoną wozy
12. 13.12.1981 - Idzie antykomuna
13. 17.02.2008 - Kosovo jest Serbskie RMX. Tobellus
14. 14.04.1934 - Historia ONR
15. 11.11.2011 - Spłoną wozy RMX Nestor
16. Papierowe tamy feat. NORDICA
17. Motywacja feat. IRYDION
18. Będą znikać ludzie feat. RETE
Przelatując przez różne strony z polskim hh, znalazłem takie oto coś. Rzecz chyba wyjątkowa i unikalna na naszej scenie. Oto rap narodowościowy! I do tego mocno promowany przez ONR. Pamiętam Ptaka sprzed kilku lat, kiedy grał w zespole Zjednoczeni - łódżcy fani rapu na pewno pamiętają ten skład, w którym zaczynała zresztą Lilu. Teraz Ptaku z hip hopowca przeistoczył się w walczącego z systemem narodowościowca. Czy tego da się słuchać?
Większość płyty pochodzi spod ręki jednego producenta: Tobellusa. Tylko dwa kawałki zrobił Kula, a trzy remiksy Nestor. Wyjątkiem są dwa traki z metalowymi zespołami: katowicką Nordicą i Irydionem z Brzegu. Przyznam, że po wstępnym reserczu zrobiło się doprawdy intrygująco... Podkłady to elektronika i nowoczesność. Syntetyczne brzmienia na głębokich, pudełkowych perkusjach, z refrenami wzbogaconymi kobiecym śpiewem prawie w każdym traku. Trochę to takie lekkostrawne, nieco popowe, przypuszczam, że jest to celowy zabieg, aby, pomimo treści, muza trafiała do mas łatwiej. Może i coś w tym jest, ale do mnie średnio to trafia. Ciekawostką jest tu trak z Nordicą - melodyjnym metalem oraz znacznie ostrzejszy, z Irydionem.
Prawie cała płyta to koncept. Ptaku opowiada patriotyczne historie z dziejów Polski, a każdy tytuł opatrony jest datą zdarzenia i hasłem. Począwszy od Romana Dmowskiego i historii ONR, przebiegamy szybko do Polski po Okrągłym Stole. Ptaku opowiada o żołnierzach wyklętych, o Kosowie i jego sytuacji politycznej, o historycznych aspektach polskiego ruchu narodowego. Ale są tu i piosenki o znacznie większym ładunku emocjonalnym i rewolucyjnym. W kawałkach możnaby się doszukać podżegania do ataków na policję, czy 'sprzedajne' i 'lewackie' media: 'cały nasz chuligański trud dla Ciebie Ojczyzno!'. Numer 'Spłoną wozy TVNu' już narobił nieco zamieszania w mediach, było coś o języku nienawiści i tym podobnych rzeczach... Pomijając kontrowersje wokół zawartości tekstów, sam Ptaku jako rapper nie świeci zbyt jasno - wręcz jest raczej słabym emce. Sylabizuje słowa, dzieląc wersy na słowa - brzmi to jakby ktoś spoza środowiska wziął się za nagfranie rapu - a przecież wiem, że Ptaku siedzi w grze już wiele lat...
To propozycja zdecydowanie dla wąskiej części społeczeństwa. Osobiście jestem patriotą i swojego syna wychowuję również w tej wierze, ale od ONR jestem równie daleki, co od Radia Maryja. Syntetyczna muza również średnio mi leży, choć znajdzie się tu kilka lepszych podkładów. No i sam Ptaku, który, choć dobrze zrobiony w studio, słychać że nie jest najlepszy... Oczywiście, znowu narażę się na ataki kółka wzajemnej adoracji oenerowców, ale ta płyta to produkt tylko dla wybranych - jara Cię temat narodowościowy? Polubisz. Nie bardzo idziesz w politykę? Skończysz słuchać po kilku kawałkach, bo to za duży ładunek dla zwykłego zjadacza chleba.
OCENA: 3-\6
wtorek, 7 maja 2013
PO PROSTU BCZ - BCZ
SWAGmusic 2013
1. Światła, muzyka feat. B.R.O.
2. Nie wyjadę stąd feat. JOTESTE
3. Dziś nie zasnę
4. Inny wymiar feat. PATYK
5. Mój świat feat. JAN RYNGAJŁŁO
6. Nie dam się
7. Daleki od ideału feat. JAN RYNGAJŁŁO
8. Mów mi szczęściarz
9. Słuchaczu feat. ZEUS, HARY
10. Tęcza nad miastem
Ten łódzki rapper został wydany przez SWAG - Jezu słodki, pedalski rap? BCZ występował na koncertach przez Zeusem, więc łódzką scenę ma obcykaną, jak sądzę, zresztą, jak popatrzymy na kredyty na płycie, okaże się, że maczało w tym palce sporo znanych osób. Zapowiadało się intreresująco.
Album przenosi nas w czasy disco-funkowych czasów, lata '80 i '70, wielkie afro, błyszczące dzwony i włochate klaty, wyzierające spoza rozchełstanych marynar. No i kręcące się pod sufitem dyskotekowe kule. A kto to produkował? Proszę: Zeus. Joteste. RMK One. Kazet. Pytania? Daruj, kolesie, wiadomo, znają się na produkcji, a tutaj wygrzebali tak bujające sample, tnąc je i siekając jak kotlety. Dobry funk z najlepszych czasów, który buja w niezwykle przyjemny sposób.
BCZ płynie bardzo sprawnie po bitach i ma dobry flow, ale głos może kojarzyć się z nazwą wytwórni... Nic to. Jeśli przymkniemy na to oko, będzie bardzo dobrze. Teksty dostosowane są do klimatu muzyki, w większości są lekkie, nieco bragga i nostalgii, ale ogólnie pozytywny, funkowy wajb. Do tego zaproszeni goście nie dali ciała i wyjechali z niezłymi wersami, tak samo BRO, jak Joterpe, Patyk, Hary, na Zeusie kończąc. Do tego mamy śpiewającego miłym głosem Jana Ryngajłło i leci funk pełną gębą.
Tak, bo ciężko znaleźć lepsze określenie tej płyty, jak 'funk pełną gębą. Bardzo przyjemna rzecz, zwłaszcza dla tych, którzy lubują się w klimatach disco lat 70-80. Kołysząco, lajtowo, spokojnie i z uśmiechem. Po prostu BCZ.
OCENA: 4+\6
1. Światła, muzyka feat. B.R.O.
2. Nie wyjadę stąd feat. JOTESTE
3. Dziś nie zasnę
4. Inny wymiar feat. PATYK
5. Mój świat feat. JAN RYNGAJŁŁO
6. Nie dam się
7. Daleki od ideału feat. JAN RYNGAJŁŁO
8. Mów mi szczęściarz
9. Słuchaczu feat. ZEUS, HARY
10. Tęcza nad miastem
Ten łódzki rapper został wydany przez SWAG - Jezu słodki, pedalski rap? BCZ występował na koncertach przez Zeusem, więc łódzką scenę ma obcykaną, jak sądzę, zresztą, jak popatrzymy na kredyty na płycie, okaże się, że maczało w tym palce sporo znanych osób. Zapowiadało się intreresująco.
Album przenosi nas w czasy disco-funkowych czasów, lata '80 i '70, wielkie afro, błyszczące dzwony i włochate klaty, wyzierające spoza rozchełstanych marynar. No i kręcące się pod sufitem dyskotekowe kule. A kto to produkował? Proszę: Zeus. Joteste. RMK One. Kazet. Pytania? Daruj, kolesie, wiadomo, znają się na produkcji, a tutaj wygrzebali tak bujające sample, tnąc je i siekając jak kotlety. Dobry funk z najlepszych czasów, który buja w niezwykle przyjemny sposób.
BCZ płynie bardzo sprawnie po bitach i ma dobry flow, ale głos może kojarzyć się z nazwą wytwórni... Nic to. Jeśli przymkniemy na to oko, będzie bardzo dobrze. Teksty dostosowane są do klimatu muzyki, w większości są lekkie, nieco bragga i nostalgii, ale ogólnie pozytywny, funkowy wajb. Do tego zaproszeni goście nie dali ciała i wyjechali z niezłymi wersami, tak samo BRO, jak Joterpe, Patyk, Hary, na Zeusie kończąc. Do tego mamy śpiewającego miłym głosem Jana Ryngajłło i leci funk pełną gębą.
Tak, bo ciężko znaleźć lepsze określenie tej płyty, jak 'funk pełną gębą. Bardzo przyjemna rzecz, zwłaszcza dla tych, którzy lubują się w klimatach disco lat 70-80. Kołysząco, lajtowo, spokojnie i z uśmiechem. Po prostu BCZ.
OCENA: 4+\6
Subskrybuj:
Posty (Atom)