1. Zamknięci feat. MAJA ŁASKI
2. Ogień się pali
3. Przeświadczenia
4. Niebezpieczna jak wojna
5. Wypijmy
6. Jak nauczyć pamięć
7. Tu moje miejsce
8. Flipper
9. Nie wiem już sam
10. Marzenia feat. TOMMY GUNZ
11. Za nas
12. Książki
13. Babilon (Black Wall Street Mixtape) feat. TOMMY GUNZ
14. Ruch planet
To już druga płyta Szymona, którego nadal nie wiem, jak traktować, ale sprawdzam jego rzeczy chyba siłą rozpędu. Poprzedni album nie był jakiś tragiczny, ale niespecjalnie do mnie przemówił i nie spodziewałem się również szału po nowym krążku, na który nagrano podobno 23 numery i wybrano tylko najlepsze.
Mając do dyspozycji zespół muzyków bardzo różnorodnych, można stworzyć naprawdę niezłą muzykę. I w zasadzie Szymon ją tworzy. Dzięki instrumentom i sprawnym muzykom dostajemy nawet niezłą muzykę - musimy wziąć tylko poprawkę na to, że do tego tygla wrzucono bardzo dużo. To nie jest typowa, hip hopowa muzyka, którą usłyszysz nawet w radio. Szymon ma ambicję nie tylko być wokalistą, czy rapperem - on chce być artystą. I wolno mu, a czy to wychodzi, to już inna kwestia. I w zasadzie tej muzyki ciężko się czepiać, to swoista mieszanka rapu, raggowych riddimów i popu. Takie łagodne podkłady, melodyjne, aby rozbujać publikę przed głośnikami radiowymi. I nawet zdałoby to swój egzamin, gdyby nie to, kto ma tego słuchać? Bo fani tego 'prawdziwego' rapu nie będą chcieli na ten album nawet nasrać, bo jest zbyt mainstreamowy i crossoverowy. Fani popiku nie będą chcieli słuchać, bo jednak sporo tu rapu i hip hopu, który nadal nie jest łatwostrawnym gatunkiem dla wielu. Zostają rozpłomienione gimnazjalistki, bo Szymon tak ładnie śpiewa i jest taki przystojny'.
No właśnie, Szymon tak ładnie śpiewa... Jego zachrypnięta maniera może nieco irytować, choć chłopak naprawdę umie śpiewać i toastować, choć nie powiem, żeby w tym wszystkim był dobrym rapperem. Kiedy wkraczają te jego zaśpiewy, jest nieźle, mimo, że może czasem brzmi to dość monotonnie. Do tego Szymon porusza sporo ważnych tematów, zarówno społecznych, jak i ogólnie życiowych, jednak w tym tkwi szkopuł. Otóż teksty są tu zwyczajnie płytkie i słabe, bo rymy są najprostsze i napisane po lini najmniejszego oporu - czasem wręcz infantylne, lub zdradzające, że Szymon nie zawsze zna znaczenie słów, których używa. Co interesujące, gości tu brak - poza wokalistką i podziemnym i mało znanym rapperem z Brooklynu, Tommy Gunz'em.
Stało się tu dokładnie to, czego się spodziewałem. Album męczy. Nie muzycznie, ale wokalnie, bo ile można słuchać tego chrypiącego zawodzenia ciągle w tym samym klimacie? I żeby teksty jeszcze były znośniejsze, ale to jest zbyt proste. I z jednej strony doceniam otwartość Szymona i jego umiejętność łączenia stylów, ale z drugiej te 50 minut było bardzo długie...
OCENA: 3-\6