nielegal 2015
1. Intro feat. DJ ACE, DJ KACZY
2. Fuck the fame feat. JUNES, PIH, DJ PERC
3. Sztorm feat. OXON
4. Niesmak feat. TOSTER, JNR, AD.M.A, DJ DANEK
5. Sin City feat. SARIUS, DJ BULB
6. Papierowy samolot feat. HUKOS, CIRA, DJ FALCON1, DJ VAZEE
7. Instrumental #1
8. Coś takiego feat. RAKRACZEJ, DJ LEM
9. To miasto nienawidzi nas feat. BONSON, GREEN, DJ PERC
10. Normalna sprawa feat. LAIKIKE1, DJ TE
11. Replikant feat. JEŻOZWIERZ
12. Mr. Perfect feat. PEERZET, PYSKATY, DJ TE
13. ?! feat. OTSOCHODZI, DJ DANEK
14. Instrumental #2 feat. BEJOTKA, DJ FLIP
15. Nierówno pod sufitem feat. OXON, REVO, DJ ROKA
16. Ulic śpiew feat. EMAS, STILLO, ERKING, FLOJD, DJ NORIZ
17. Drugie życie feat. ERKING, EGOTRUE, DJ TE
18. Jedna myśl feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK, DJ IKE
19. Eskapizm feat. ROVER, JOPEL, DJ DANEK
20. Outro feat. DJ ROKA
Legalny album producenckiego duetu przeszedł, owszem, doceniony, ale tylko przez prawdziwych fanów hip hopu (jakkolwiek tego nie zrozumiesz). Wydaje mi się, że może powinien mieć więcej uwagi, ale może po prostu NNFOF nie są aż tak medialni, jak trzeba. Dlatego tym razem na płytę zaproszona została cała śmietanka naszej sceny - ale znowu, nie tej fejmowo-mainstreamowej, tylko tej z wyższej półki, ale niższego poziomu, nazwijmy to, sprzedania (choć od dawna wiadomo, że rap to doskonale sprzedający się produkt, pod warunkiem, że jest dobrze /czyt. chwytliwie/ zrobiony i jeszcze lepiej wypromowany).
Siwski i Tykshta mają swój ustalony klimat - w większości to mocno klasyczne, samplowane traki, owinięte na dość typowych perkusjach. Ale, żeby nie było, że NNFOF są zacofani, mamy tu trochę prób wjechania w nowoczesny sznyt, zmieniając paterny perkusji, grając większość podkładu na syntezatorach, ciągnąc niskim basem po podłodze (np. 'Niesmak', czy instrumentale). Nie oszukujmy się, część z tej muzyki jest bardzo bezpieczna i czasem wręcz nudna - tylko kilka numerów rusza tak, jak powinno, choćby '?!' na ostrych gitarach, czy tajemniczy 'Replikant'. Dobrze wypadają dje, dodający tempa, ale muzycznie to płyta jest nieco zbyt długa i męcząca, choć nie pozbawiona dobrych traków.
Tyle ludzi na majkach! Na szczęście oszczędzono nam wypełniaczy, których kawałki trzeba skipować, bo nie da rady ich przełknąć. Dlatego mamy tu wejścia lepsze i zwyczajne. Z tych lepszych Oxon z siłą sztormu wbija się w uszy - energetyczny, świetny numer, tak samo, jak jego duet z Revo. Toster zwraca uwagę swoim flow, a wraz z JNR i Admą tworzą całkiem udane trio. Sarius jak zwykle trzyma poziom, nawet na tym syntetycznym podkładzie. Zaskoczył nieco Rak, który przyszedł na majka z bardzo porządnymi wersami. Laikike, Peerzet i Jeżozwierz trzymają zazwyczaj poziom, więc ich dobre kawałki nie dziwią. I Pyskaty też pewnie nie powinien, ale jego zwrotka wypada tu naprawdę świetnie. Otsochodzi już od jakiegoś czasu zwraca moją uwagę i tu wcale nie zawodzi - to bardzo porządny trak. Średnie wejścia zaliczają zaś Junes i Pih nawinęli dość porządnie o tym, że wprawdzie mają 'name', ale pieprzą 'fame' - jakkolwiek nie byłoby to fałszywe odnośnie Piha. Trochę zawiedli Huskos z Cirą - przelecieli bardzo nijako i naprawdę stanowią tu szarą masę - podobnie jak Bonson z Greenem i pozostali. Jako miłą odmianę, umieszczono tu jeden trak r&b z Justyną Kuśmierczyk - trak przyjemny dla ucha.
Może i byłaby to niezła płyta, ale trochę tu za dużo zwyczajności. Nazywam to rzemieślniczym rapem - i tacy są nie tylko producenci, ale i większość rymujących zawodników. Osobiście zrobiłbym z tego świetną epkę z Oxonem, Jankiem Otso, Tosterem, JNR i Admą, Jeżem, Rakiem i Sariusem - wtedy bez wątpienia piątka. Ale tak...
OCENA: 4\6
MASZ TU ODSŁUCH I PIERDOL TEN FEJM
Polski hip hop. Wydawnictwa oficjalne i nielegale. Recenzje i podsumowania. Możliwość odsłuchu i ściągnięcia nielegali. Baza dla polskich wydawnictw hip hopowych. * Wszystkie oceny i opinie są moimi osobistymi i subiektywnymi, więc jeśli nie zgadzasz się z jakąś oceną, bądź uprzemy nie wyzywać od najgorszych, tylko dlatego, że mam inne zdanie od Ciebie.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ocena 4. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ocena 4. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 21 lutego 2016
środa, 17 lutego 2016
PILS - 90
Cannybiz 2015
1. Intro
2. Rapland
3. Preludium
4. Na południowym wschodzie
5. Będzie nas coraz więcej
6. Konsekwentny
7. Czysty stuff
8. Ludzie się nie zmieniają
9. Czasem
10. Automotywacja
11. Konsekwentny 2
12. Dysproporcje feat. KORBEL
13. Skit
14. Co tu się ziomuś dzieje feat. KOKOT, PĘKU
15. 90
Szczerze mówiąc, nigdy nie ogarnąłem gracza pod nazwą Pils. W zasadzie z Rzeszowa co jakiś czas wychodzi coś znanego tylko tam i okazuje się, że to bangier, więc sprawdzam. Zaintrygowało mnie już to, że w trakcie przygotowania płyty Pils odwiedził Francję, Luksemburg, Niemcy, Austrię, Słowację, Węgry, Czechy, Słowenię, Włochy, Szwajcarię i Monako, aby przygotować teledyski i promocję. Jak to mówił klasyk, mają rozmach, skurwysyny...
Producentów weszło do studia kilku, ale płyta na szczęście zachowuje spójność. Złote Twarze, Wrb, Radonis, Fleczer, Oer i DNA stworzyli bardzo klasyczne, oparte o sympatyczne, bujające sample, owinięte wokół bumbapowych perkusji. Ciężko wyróżnić tu którykolwiek bit albo producenta, bo te podkłady brzmią, jakby wyszły spod ręki jednego człowieka. To nawet dobrze, bo wszystko gra bardzo jednolicie. Na tych bitach położyli jeszcze drapanie DJ Monk, DJ Paulo i DJ Dizos, dzięki czemu brzmi to jeszcze bardziej klasycznie. Nic wielkiego, ale zawsze sympatycznie posłuchać nieźle wyprodukowanej płyty, tkwiącej korzeniami w latach '90. Drugiej połowie, ale zawsze.
Pils nie jest już taki młody i to słychać, że jest to dość doświadczony zawodnik - w końcu nagrywa od już '99. Flow jest mocno klasyczne i poukładane, poprawne i bez szaleństw, ale doskonale to się komponuje z podkładem muzycznym. Do tego koleś pisze wersy proste, ale trafiające tak, jak powinny. Nie sili się na zbędną poezję, 'trzyma kierunek, śmiga z tematem', choć trafiają się wersy, które warto zauważyć, typu 'nie czekam na mannę, jak kiedyś na Bebiko'. Choć ogólnie to takie rzemieślnicze rymy o rzeczywistości. Trafia się więc coś o rapie, o używkach, o nakręceniu do dalszej pracy, a nawet modne ostatnio wydźwięki antyislamistyczne, gdzie główne skrzypce w tym temacie gra Kokot z Official Vandal, a wtóruje mu Pęku.
'90' to swoisty powrót do lat '90 właśnie. I bity i tematyka, i stylistyka - wszystko przywraca klimat z dawnych lat. To taka porządna, podziemna płyta, która zapewne przeleci słabo zauważona, bo ludzie teraz słuchają albo trapów /cloudów albo uliczników. Ale jesli lubisz ten 'prawdziwy hh', to poświęć Pilsowi 50 minut żywota. A zwłaszcza, jeśli spodobał Ci się materiał od Pluta - był nieco lepszy, ale Pilsowi też dużo nie brakuje. Solidnie, bez wielkich wzruszeń.
OCENA: 4/6
SPRAWDŹ TEN CZYSTY STUFF OD PILSA
1. Intro
2. Rapland
3. Preludium
4. Na południowym wschodzie
5. Będzie nas coraz więcej
6. Konsekwentny
7. Czysty stuff
8. Ludzie się nie zmieniają
9. Czasem
10. Automotywacja
11. Konsekwentny 2
12. Dysproporcje feat. KORBEL
13. Skit
14. Co tu się ziomuś dzieje feat. KOKOT, PĘKU
15. 90
Szczerze mówiąc, nigdy nie ogarnąłem gracza pod nazwą Pils. W zasadzie z Rzeszowa co jakiś czas wychodzi coś znanego tylko tam i okazuje się, że to bangier, więc sprawdzam. Zaintrygowało mnie już to, że w trakcie przygotowania płyty Pils odwiedził Francję, Luksemburg, Niemcy, Austrię, Słowację, Węgry, Czechy, Słowenię, Włochy, Szwajcarię i Monako, aby przygotować teledyski i promocję. Jak to mówił klasyk, mają rozmach, skurwysyny...
Producentów weszło do studia kilku, ale płyta na szczęście zachowuje spójność. Złote Twarze, Wrb, Radonis, Fleczer, Oer i DNA stworzyli bardzo klasyczne, oparte o sympatyczne, bujające sample, owinięte wokół bumbapowych perkusji. Ciężko wyróżnić tu którykolwiek bit albo producenta, bo te podkłady brzmią, jakby wyszły spod ręki jednego człowieka. To nawet dobrze, bo wszystko gra bardzo jednolicie. Na tych bitach położyli jeszcze drapanie DJ Monk, DJ Paulo i DJ Dizos, dzięki czemu brzmi to jeszcze bardziej klasycznie. Nic wielkiego, ale zawsze sympatycznie posłuchać nieźle wyprodukowanej płyty, tkwiącej korzeniami w latach '90. Drugiej połowie, ale zawsze.
Pils nie jest już taki młody i to słychać, że jest to dość doświadczony zawodnik - w końcu nagrywa od już '99. Flow jest mocno klasyczne i poukładane, poprawne i bez szaleństw, ale doskonale to się komponuje z podkładem muzycznym. Do tego koleś pisze wersy proste, ale trafiające tak, jak powinny. Nie sili się na zbędną poezję, 'trzyma kierunek, śmiga z tematem', choć trafiają się wersy, które warto zauważyć, typu 'nie czekam na mannę, jak kiedyś na Bebiko'. Choć ogólnie to takie rzemieślnicze rymy o rzeczywistości. Trafia się więc coś o rapie, o używkach, o nakręceniu do dalszej pracy, a nawet modne ostatnio wydźwięki antyislamistyczne, gdzie główne skrzypce w tym temacie gra Kokot z Official Vandal, a wtóruje mu Pęku.
'90' to swoisty powrót do lat '90 właśnie. I bity i tematyka, i stylistyka - wszystko przywraca klimat z dawnych lat. To taka porządna, podziemna płyta, która zapewne przeleci słabo zauważona, bo ludzie teraz słuchają albo trapów /cloudów albo uliczników. Ale jesli lubisz ten 'prawdziwy hh', to poświęć Pilsowi 50 minut żywota. A zwłaszcza, jeśli spodobał Ci się materiał od Pluta - był nieco lepszy, ale Pilsowi też dużo nie brakuje. Solidnie, bez wielkich wzruszeń.
OCENA: 4/6
SPRAWDŹ TEN CZYSTY STUFF OD PILSA
wtorek, 16 lutego 2016
MIEJSKIE FASCYNACJE - SURVIVAL
Ciemna Strefa 2015
1. Mówią Bloki
02. Miejskie Fatum
03. To We Mnie Utkwiło
04. Ambitnie Tworzę Rap
05. Zamęt
06. Brak Przerwy feat. ŁAPA
07. Bezwonny
08. Czy To Ma Znaczenie feat. CZERWIN
09. Dogonić Czas feat. KOKOT
10. Skrzydła Ikara feat. BANITA WM, ARTURO
11. Oszaleć Można feat. CYHACZ, MONIKA B.
12. Czuję Niemoc
13. Miewam feat. JACOL, SOWO
14. Czas Się Obudzić
15. Zmiany W Otoczeniu feat. SLAM, RUSH
Dwóch warszawskich rapperów, ATR i Opar, działa już jakiś czas na scenie, pod koniec zeszłego roku udało im się wydać swój pierwszy legal. Wydała go Ciemna Strefa, zatem można było spodziewać się typowego ulicznego brzmienia.
Tym bardziej, że prawie całość wyprodukował Wowo, a uzupełniał go NWS, nadworni producenci ulicznego rapu w Polsce. Jeden podkład pochodzi od Maikendo. Muzyka tu jest agresywna, sprowadzona do hardkorowego, klasycznego brzmienia, choć oczywiście podciągniętego do naszych czasów. Smętne pianinka i rzewne skrzypce zamieniono na gitary elektryczne, brzęczące basy i energiczne melodie, jednak kłamałbym, gdybym stwierdził, że tych typowych pianin i skrzypiec nie ma. Owszem są, ale producenci użyli ich oszczędnie i z wyczuciem. Klimat nie zgniata, ale kiwa głową, choć jest pełen przemocy. To taka ścieżka dźwiękowa do jakiegoś filmu o ciężkim życiu na ulicy. Producentów wspomaga DJ Gondek i wcale nie brzmi to wszystko jak spod kliszy - mimo, iż pozostaje głęboko w gatunku.
Rapperzy również w nim siedzą. Pozytywną rzeczą jest fakt, że potrafią rymować - o co wśród tej całej ulicznej hordy bywa ciężko. Mają właściwe flow, umieją napisać wersy tak, aby mieściły się w bicie. Generalnie brzmią ok. Teksty na szczęście również są po prostu poprawne i dają się słuchać. Nie ma aż takiego ciśnienia na prawilność - to raczej opowieści z życia dzielnicy - dość mocne, ale przecież taki był zamysł. Uliczny survival, trudna sztuka przetrwania w betonowej dżungli (czy jakoś tak). Goście zwyczajnie są, jedni lepsi, drudzy gorsi (np. Sowo) - nie wyróżniają się niczym z tłumu im podobnych. Nie zapamiętałem ani jednego rymu - w czym można dostrzec również plusy, bo mam przykrą cechę wyciągania najbardziej bzdetnych tekstów z płyt - tu tego nie ma.
Płyta Miejskich Fascynacji jest jedną z wartościowszych spośród dziesiątek ulicznych produkcji. Po pierwsze dlatego, że producenci nie poszli w te melodramatyczne skrzypce z pianinem, tylko rozwinęli brzmienie. Po drugie rapperzy dają coś od siebie, nieco więcej niż smęty o ciężkim życiu na ławce i byciu prawilnym po wsze czasy. Dzięki czemu zaszalałem z oceną.
OCENA: 4-\6
ZAFASCYNUJ SIĘ ICH MIEJSKOŚCIĄ, BEJBE
1. Mówią Bloki
02. Miejskie Fatum
03. To We Mnie Utkwiło
04. Ambitnie Tworzę Rap
05. Zamęt
06. Brak Przerwy feat. ŁAPA
07. Bezwonny
08. Czy To Ma Znaczenie feat. CZERWIN
09. Dogonić Czas feat. KOKOT
10. Skrzydła Ikara feat. BANITA WM, ARTURO
11. Oszaleć Można feat. CYHACZ, MONIKA B.
12. Czuję Niemoc
13. Miewam feat. JACOL, SOWO
14. Czas Się Obudzić
15. Zmiany W Otoczeniu feat. SLAM, RUSH
Dwóch warszawskich rapperów, ATR i Opar, działa już jakiś czas na scenie, pod koniec zeszłego roku udało im się wydać swój pierwszy legal. Wydała go Ciemna Strefa, zatem można było spodziewać się typowego ulicznego brzmienia.
Tym bardziej, że prawie całość wyprodukował Wowo, a uzupełniał go NWS, nadworni producenci ulicznego rapu w Polsce. Jeden podkład pochodzi od Maikendo. Muzyka tu jest agresywna, sprowadzona do hardkorowego, klasycznego brzmienia, choć oczywiście podciągniętego do naszych czasów. Smętne pianinka i rzewne skrzypce zamieniono na gitary elektryczne, brzęczące basy i energiczne melodie, jednak kłamałbym, gdybym stwierdził, że tych typowych pianin i skrzypiec nie ma. Owszem są, ale producenci użyli ich oszczędnie i z wyczuciem. Klimat nie zgniata, ale kiwa głową, choć jest pełen przemocy. To taka ścieżka dźwiękowa do jakiegoś filmu o ciężkim życiu na ulicy. Producentów wspomaga DJ Gondek i wcale nie brzmi to wszystko jak spod kliszy - mimo, iż pozostaje głęboko w gatunku.
Rapperzy również w nim siedzą. Pozytywną rzeczą jest fakt, że potrafią rymować - o co wśród tej całej ulicznej hordy bywa ciężko. Mają właściwe flow, umieją napisać wersy tak, aby mieściły się w bicie. Generalnie brzmią ok. Teksty na szczęście również są po prostu poprawne i dają się słuchać. Nie ma aż takiego ciśnienia na prawilność - to raczej opowieści z życia dzielnicy - dość mocne, ale przecież taki był zamysł. Uliczny survival, trudna sztuka przetrwania w betonowej dżungli (czy jakoś tak). Goście zwyczajnie są, jedni lepsi, drudzy gorsi (np. Sowo) - nie wyróżniają się niczym z tłumu im podobnych. Nie zapamiętałem ani jednego rymu - w czym można dostrzec również plusy, bo mam przykrą cechę wyciągania najbardziej bzdetnych tekstów z płyt - tu tego nie ma.
Płyta Miejskich Fascynacji jest jedną z wartościowszych spośród dziesiątek ulicznych produkcji. Po pierwsze dlatego, że producenci nie poszli w te melodramatyczne skrzypce z pianinem, tylko rozwinęli brzmienie. Po drugie rapperzy dają coś od siebie, nieco więcej niż smęty o ciężkim życiu na ławce i byciu prawilnym po wsze czasy. Dzięki czemu zaszalałem z oceną.
OCENA: 4-\6
ZAFASCYNUJ SIĘ ICH MIEJSKOŚCIĄ, BEJBE
poniedziałek, 15 lutego 2016
GALIMATIAS - TŁUSTE PY & MONSTER GARAŻE
Galimatias 2015
1. Intro
2. Przekazodojne krowy
3. Hipokracja feat. MAPET NTK
4. Finał feat. SKORUP
5. Miasto prywatne feat. KLIFORD NTK
6. Pocisk feat. ENTERO
7. Bomba
8. Dziki Kraj feat. MATEK NTK
9. All I need is 1 like
10. Smart People
11. Faato feat. ARES ADAMI
12. Chciwość feat. MIĘDZY SŁOWAMI
13. Outro
Galimatias Skład może nie być znany szerokiemu gronu odbiorców, ale kto jest blisko łódzkiej sceny rapu, będzie wiedział, że Zawyas, Klaziu i Danny są tu od ponad 10 lat i na pewno nie jest to ich pierwszy album - a co najmniej czwarty. No, z tym, że pierwszy na legalu. Warto?
Chłopcy sami sobie tworzą podkłady - przede wszystkim robi je Zaywas, który popełnił ich najwięcej, ale pozostali członkowie składu tez potrafią klecić bity. Do dwóch zatrudnili również Przemka Grzelaka oraz na wosk weszli DJ Cider i DJ Flip. Co nam to daje? A otóż całkiem niezłą i bujającą pakę klasycznych podkładów, pełnych sampli, czasem żywych gitar oraz klimatów łączących Złotą Erę z funkiem i reggae - zwłaszcza jamajskie wajby są tu wyraźnie słyszalne, choć rapperzy nie próbują wygłupiać się z toastowaniem (dzięki im za to!). Słuchalne, porządne, buja głową.
W zasadzie takie było założenie, więc nie ma się czego czepiać, c'nie?
Obaj rapperzy brzmią, jakby żywcem wyjęci z lat '90. Czy to źle o nich świadczy? Ależ skąd, choć z drugiej strony nie brzmi to specjalnie świeżo. Obaj rymują poprawnie, nie zaliczają nieprzyjemnych wpadek i zwyczajnie płyną sobie po bitach. I w sumie to tyle. A tak to. Bo teksty po prostu są, takie typowe dla tamtych lat ego trippin, czyli przeskakiwanie z tematu na temat i nie trzymanie się ściśle zasadniczego wątku. A tematy, poruszane na albumie są bardzo różne: od rymowania i hip hopu, przez wiarę, politykę, po reprezentowanie swojego miasta. Czyli rozpiętość pełna, dla każdego po trochu. Nie są to słabe wersy (poza drobnymi wpadkami - ale to może tylko moje zdanie - sprawdź zwłaszcza ostatnią zwrotkę 'All I need is 1 like')), ale nie ma tu nic przykuwającego uwagę, MC robią po prostu swoje. Tak samo, jak goście, głównie łódzcy koledzy, choć trafił się tu również i Skorup (wyróżniający się tylko flow i głosem - dobre i to) oraz włoski rapper Ares Adami - to chyba pierwszy przypadek kolaboracji polsko-włoskiej? Czy ja coś pominąłem?
Kolejna poprawna, wręcz rzemieślnicza płyta, która nie wystaje poza ramy ani trochę. Nie można nic tu zarzucić, ale i ciężko za coś pochwalić. To następny album, który wyląduje u kolekcjonerów gatunku na półce z napisem 'Przesłuchałem, może być. Wrócę za 5 lat'.
OCENA: 4-\6
ŁAP PROMOMIX ALBUMU I POWIEDZ, CZY MAM RACJĘ
1. Intro
2. Przekazodojne krowy
3. Hipokracja feat. MAPET NTK
4. Finał feat. SKORUP
5. Miasto prywatne feat. KLIFORD NTK
6. Pocisk feat. ENTERO
7. Bomba
8. Dziki Kraj feat. MATEK NTK
9. All I need is 1 like
10. Smart People
11. Faato feat. ARES ADAMI
12. Chciwość feat. MIĘDZY SŁOWAMI
13. Outro
Galimatias Skład może nie być znany szerokiemu gronu odbiorców, ale kto jest blisko łódzkiej sceny rapu, będzie wiedział, że Zawyas, Klaziu i Danny są tu od ponad 10 lat i na pewno nie jest to ich pierwszy album - a co najmniej czwarty. No, z tym, że pierwszy na legalu. Warto?
Chłopcy sami sobie tworzą podkłady - przede wszystkim robi je Zaywas, który popełnił ich najwięcej, ale pozostali członkowie składu tez potrafią klecić bity. Do dwóch zatrudnili również Przemka Grzelaka oraz na wosk weszli DJ Cider i DJ Flip. Co nam to daje? A otóż całkiem niezłą i bujającą pakę klasycznych podkładów, pełnych sampli, czasem żywych gitar oraz klimatów łączących Złotą Erę z funkiem i reggae - zwłaszcza jamajskie wajby są tu wyraźnie słyszalne, choć rapperzy nie próbują wygłupiać się z toastowaniem (dzięki im za to!). Słuchalne, porządne, buja głową.
W zasadzie takie było założenie, więc nie ma się czego czepiać, c'nie?
Obaj rapperzy brzmią, jakby żywcem wyjęci z lat '90. Czy to źle o nich świadczy? Ależ skąd, choć z drugiej strony nie brzmi to specjalnie świeżo. Obaj rymują poprawnie, nie zaliczają nieprzyjemnych wpadek i zwyczajnie płyną sobie po bitach. I w sumie to tyle. A tak to. Bo teksty po prostu są, takie typowe dla tamtych lat ego trippin, czyli przeskakiwanie z tematu na temat i nie trzymanie się ściśle zasadniczego wątku. A tematy, poruszane na albumie są bardzo różne: od rymowania i hip hopu, przez wiarę, politykę, po reprezentowanie swojego miasta. Czyli rozpiętość pełna, dla każdego po trochu. Nie są to słabe wersy (poza drobnymi wpadkami - ale to może tylko moje zdanie - sprawdź zwłaszcza ostatnią zwrotkę 'All I need is 1 like')), ale nie ma tu nic przykuwającego uwagę, MC robią po prostu swoje. Tak samo, jak goście, głównie łódzcy koledzy, choć trafił się tu również i Skorup (wyróżniający się tylko flow i głosem - dobre i to) oraz włoski rapper Ares Adami - to chyba pierwszy przypadek kolaboracji polsko-włoskiej? Czy ja coś pominąłem?
Kolejna poprawna, wręcz rzemieślnicza płyta, która nie wystaje poza ramy ani trochę. Nie można nic tu zarzucić, ale i ciężko za coś pochwalić. To następny album, który wyląduje u kolekcjonerów gatunku na półce z napisem 'Przesłuchałem, może być. Wrócę za 5 lat'.
OCENA: 4-\6
ŁAP PROMOMIX ALBUMU I POWIEDZ, CZY MAM RACJĘ
niedziela, 14 lutego 2016
AD.M.A - GDY SKRZYDŁA W POPIELE, BOGINIE SCHODZĄ NA ZIEMIĘ
3/4 UGS 2015
1. Syrena
2. Gdy Skrzydła W Popiele
3. Femme Fatale
4. Bum Bum
5. Mitologia
6. Nic Się Nie Zmienia
7. Młode Lisy
8. Anton Delbrück
9. Tramwaj Zwany Pożądaniem
10. Niebezpieczna Przestrzeń
11. Lity feat. W.E.N.A.
12. Skandal
13. Ważniejsze Niż Lęk
14. Golden Ratio
Ad.M.A. to od jakiegoś czasu jedna ze światlejszych gwiazdek polskiego rapu kobiecego. I nie da się tu wrzucać kobiet i mężczyzn do jednego worka - rapper i rapperka to dwa zupełnie różne twory, co by nie mówiły fanki równouprawnienia. Kobiety mają inną wrażliwość, głos i nawet jeśli trafi się konkretna i mocna babka (np. Rena, czy Ryfa), to po drugiej stronie też znajdą się nieco bardziej kobiece typy (Krasza). Tymczasem wiadomo, że tu mamy do czynienia z kobietą z krwi i kości: poetycka okładka i tytuł, wszystko bardzo kobiece. Ale czy facet zatem to przebrnie?
Grejtu, Łukasz K, Jimmy Kiss, Marek Migryt, Teken, Markuszynsky, soSpecjal, Ayon, Scandal P, Secret Rank i Senor Fresh to pełna lista producentów, widać więc łatwo, że a) jest ich bardzo dużo i może być niespójnie, b) są to producenci nowocześni i dający często natchnione podkłady - czyli takie, jakich mogę nieścierpieć. Zanim zacząłem odsłuch byłem już nieco uprzedzony do zawartości. Hmmm... I faktycznie - to ten typ muzy: nostalgiczny, syntetyczny, ale przyznam, że pasuje idealnie do rapperki. Gdyby do tego nawinął jakiś facet, piznąłbym dyskiem psu do aportu. Jednak pomimo rozlazłych perkusji co trzecie stuknięcie, pozawijanych, komputerowych melodii i zawiesistych aranży, okazuje się, że tu właśnie taka muzyka ma rację bytu (bitu?). Nadal nie jestem fanem, ale przynajmniej wszystko tu współgra ze sobą i pomimo mnogości bitmejkerów wszystko razem bangla.
A to, co wyprawia tu Adma, to zupełnie inny poziom percepcji. To już nie jest rapperka, to multiwokalistka, obdarzona słodkim głosem, którym potrafi jednak wbić głęboko szpilę. Adma śpiewa, aby za chwilę posłać kilkanaście mocnych rymów, kończąc na kuszącym szepcie. Z wersów wyłania się obraz silnej laski, która wie, o co jej chodzi i do czego w życiu dąży. Jest świadoma swoich zalet, ale również i wad, ale ma dupeńce, co o niej myślisz. Nawet, jeśli ujebała sobie skrzydełka w popiele albo co innego w czymś innym. Albo może rozdrapuje prywatne rany. Chyba najciekawiej wypadł tu dla mnie kawałek 'Lity' z Weną - a jakże, o butach (mniej lub bardziej). Ale jest tu również kilka innych wartych uwagi traków, dość powiedzieć, że płyta się nie nudzi i Adma jest tu zdecydowaną gospodynią - widać, kto tu rządzi.
No cóż, na pewno nie jest to dzieło wybitne. Nie szkodzi, bo jest wystarczająco ciekawe, aby zagłębić się w ten klimat, który przypomina mi nieco atmosferą płytkę 'Puk.Puk' Kasi Nosowskiej. Nie lubię takiej muzyki, ale nie mogę się za bardzo tu do niej przyczepić, bo jest tu uzasadniona i wydaje się być na miejscu. A sama Adma? Poprzeczka została podniesiona wysoko dla innych dziewczyn na majku.
OCENA: 4+\6
POSŁUCHAJ, JAK AD.M.A Z WENĄ GADAJĄ O PANTOFELKACH
1. Syrena
2. Gdy Skrzydła W Popiele
3. Femme Fatale
4. Bum Bum
5. Mitologia
6. Nic Się Nie Zmienia
7. Młode Lisy
8. Anton Delbrück
9. Tramwaj Zwany Pożądaniem
10. Niebezpieczna Przestrzeń
11. Lity feat. W.E.N.A.
12. Skandal
13. Ważniejsze Niż Lęk
14. Golden Ratio
Ad.M.A. to od jakiegoś czasu jedna ze światlejszych gwiazdek polskiego rapu kobiecego. I nie da się tu wrzucać kobiet i mężczyzn do jednego worka - rapper i rapperka to dwa zupełnie różne twory, co by nie mówiły fanki równouprawnienia. Kobiety mają inną wrażliwość, głos i nawet jeśli trafi się konkretna i mocna babka (np. Rena, czy Ryfa), to po drugiej stronie też znajdą się nieco bardziej kobiece typy (Krasza). Tymczasem wiadomo, że tu mamy do czynienia z kobietą z krwi i kości: poetycka okładka i tytuł, wszystko bardzo kobiece. Ale czy facet zatem to przebrnie?
Grejtu, Łukasz K, Jimmy Kiss, Marek Migryt, Teken, Markuszynsky, soSpecjal, Ayon, Scandal P, Secret Rank i Senor Fresh to pełna lista producentów, widać więc łatwo, że a) jest ich bardzo dużo i może być niespójnie, b) są to producenci nowocześni i dający często natchnione podkłady - czyli takie, jakich mogę nieścierpieć. Zanim zacząłem odsłuch byłem już nieco uprzedzony do zawartości. Hmmm... I faktycznie - to ten typ muzy: nostalgiczny, syntetyczny, ale przyznam, że pasuje idealnie do rapperki. Gdyby do tego nawinął jakiś facet, piznąłbym dyskiem psu do aportu. Jednak pomimo rozlazłych perkusji co trzecie stuknięcie, pozawijanych, komputerowych melodii i zawiesistych aranży, okazuje się, że tu właśnie taka muzyka ma rację bytu (bitu?). Nadal nie jestem fanem, ale przynajmniej wszystko tu współgra ze sobą i pomimo mnogości bitmejkerów wszystko razem bangla.
A to, co wyprawia tu Adma, to zupełnie inny poziom percepcji. To już nie jest rapperka, to multiwokalistka, obdarzona słodkim głosem, którym potrafi jednak wbić głęboko szpilę. Adma śpiewa, aby za chwilę posłać kilkanaście mocnych rymów, kończąc na kuszącym szepcie. Z wersów wyłania się obraz silnej laski, która wie, o co jej chodzi i do czego w życiu dąży. Jest świadoma swoich zalet, ale również i wad, ale ma dupeńce, co o niej myślisz. Nawet, jeśli ujebała sobie skrzydełka w popiele albo co innego w czymś innym. Albo może rozdrapuje prywatne rany. Chyba najciekawiej wypadł tu dla mnie kawałek 'Lity' z Weną - a jakże, o butach (mniej lub bardziej). Ale jest tu również kilka innych wartych uwagi traków, dość powiedzieć, że płyta się nie nudzi i Adma jest tu zdecydowaną gospodynią - widać, kto tu rządzi.
No cóż, na pewno nie jest to dzieło wybitne. Nie szkodzi, bo jest wystarczająco ciekawe, aby zagłębić się w ten klimat, który przypomina mi nieco atmosferą płytkę 'Puk.Puk' Kasi Nosowskiej. Nie lubię takiej muzyki, ale nie mogę się za bardzo tu do niej przyczepić, bo jest tu uzasadniona i wydaje się być na miejscu. A sama Adma? Poprzeczka została podniesiona wysoko dla innych dziewczyn na majku.
OCENA: 4+\6
POSŁUCHAJ, JAK AD.M.A Z WENĄ GADAJĄ O PANTOFELKACH
piątek, 12 lutego 2016
HUDY HZD aka HAZZIDY - 9000 DNI
Hemp 2015
1. Intro
2. Wydeptana ścieżka
3. Psychoaktywny
4. 9000 dni
5. Skit WuWuA 2003
6. Niewolnik marzeń feat. WILKU WDZ
7. Ja to wiem
8. Granat na błękit feat. BART JWP
9. Zapalniczka
10. Wracaj do mnie
11. Hazzidy feat. KAROLINA BŁAŻEJCZYK
12. Wiadomości z wojny
13. Nadzieja
14. Pewne wymarłe miejsce
9000 dni to niemal 25 lat - czyli mniej więcej tyle, ile ma Hudy. Już swoim pierwszym legalem zwrócił on na siebie uwagę, bo zapowiadało się na kolejnego nudnego ulicznika, a tu okazało się, że chłopak ma skillsy i wersy jak trzeba. Teraz wyszedł jego drugi legal i przyznam, że spodziewanie miałem spore.
Za warstwę muzyczną odpowiedzialni tu są Szczur, Szwed, Siódmy, Jednras i Diabelsky Bass, a o skrecze zadbali DJ Steez i DJ Gram. I są to bity ciężkie, hardkorowe, ale bez typowego dla ulicy melodramatu. Owszem, głęboki bas dudni, perkusje toczą się niczym pociąg towarowy, ale dźwięki nie są odbite z kliszy. Klasyczne brzmienie rodem z podziemia NY robi tu świetną robotę. Może nie wszystkie podkłady są aż tak dobre, żeby się zachwycać, ale nie ma tu kawałka słabego. Weźmy taki 'Psychoaktywny' - zmiata z ziemi, podobnie, jak 'Hazzidy' (choć refren zbyt mocno inspirowany 2Pac'iem, jak dla mnie...) albo nieco orientalny 'Wiadomości z wojny'. Słucha się tego bardzo fajnie.
Hudy do poetów nie należy - ale to nie szkodzi. Ma flow pełne pasji i zaangażowania oraz silną osobowość. W ten sposób otrzymujemy płytę pełną spostrzeżeń życiowych, wspomnień, czy wręcz manifestów. Zresztą, jak mówi tytuł i zdjęcia we wkładce, całość jest retrospekcyjna, to pewne rozliczenie się ze swoim życiem. Nie ma tu wersów do cytowania, za to są teksty, których można posłuchać i się z nimi po prostu zgodzić. Większość albumu ogarnia on sam, ale weszło tu kilku gości - najbardziej niespodziewanym jest mały Bartek, rymujący wespół z HZD. Oprócz niego znalazł się tu również Wilku, choć nie zaczarował i wypadł dość blado na tle Hudego. No i Karolina, dzięki której numer 'Hazzidy' nabrał tajemniczości i zmysłowości.
To jeden z tych albumów, które włączysz i będą lecieć: porządny, dopracowany, bez wpadek. Trochę rzemieślniczy, ale to tym lepiej. Hudy jest niestety trochę niedoceniany, ale moim zdaniem warto dać mu szansę. Na pewno jest on szarą eminencją w Hempie. O ile 'Historie Z Dna' były dobre, to '9000 Dni' jest jeszcze lepsze.
OCENA: 4+\6
MOŻE NIE 9000 DNI, ALE ZA TO CZTERY MINUTY
1. Intro
2. Wydeptana ścieżka
3. Psychoaktywny
4. 9000 dni
5. Skit WuWuA 2003
6. Niewolnik marzeń feat. WILKU WDZ
7. Ja to wiem
8. Granat na błękit feat. BART JWP
9. Zapalniczka
10. Wracaj do mnie
11. Hazzidy feat. KAROLINA BŁAŻEJCZYK
12. Wiadomości z wojny
13. Nadzieja
14. Pewne wymarłe miejsce
9000 dni to niemal 25 lat - czyli mniej więcej tyle, ile ma Hudy. Już swoim pierwszym legalem zwrócił on na siebie uwagę, bo zapowiadało się na kolejnego nudnego ulicznika, a tu okazało się, że chłopak ma skillsy i wersy jak trzeba. Teraz wyszedł jego drugi legal i przyznam, że spodziewanie miałem spore.
Za warstwę muzyczną odpowiedzialni tu są Szczur, Szwed, Siódmy, Jednras i Diabelsky Bass, a o skrecze zadbali DJ Steez i DJ Gram. I są to bity ciężkie, hardkorowe, ale bez typowego dla ulicy melodramatu. Owszem, głęboki bas dudni, perkusje toczą się niczym pociąg towarowy, ale dźwięki nie są odbite z kliszy. Klasyczne brzmienie rodem z podziemia NY robi tu świetną robotę. Może nie wszystkie podkłady są aż tak dobre, żeby się zachwycać, ale nie ma tu kawałka słabego. Weźmy taki 'Psychoaktywny' - zmiata z ziemi, podobnie, jak 'Hazzidy' (choć refren zbyt mocno inspirowany 2Pac'iem, jak dla mnie...) albo nieco orientalny 'Wiadomości z wojny'. Słucha się tego bardzo fajnie.
Hudy do poetów nie należy - ale to nie szkodzi. Ma flow pełne pasji i zaangażowania oraz silną osobowość. W ten sposób otrzymujemy płytę pełną spostrzeżeń życiowych, wspomnień, czy wręcz manifestów. Zresztą, jak mówi tytuł i zdjęcia we wkładce, całość jest retrospekcyjna, to pewne rozliczenie się ze swoim życiem. Nie ma tu wersów do cytowania, za to są teksty, których można posłuchać i się z nimi po prostu zgodzić. Większość albumu ogarnia on sam, ale weszło tu kilku gości - najbardziej niespodziewanym jest mały Bartek, rymujący wespół z HZD. Oprócz niego znalazł się tu również Wilku, choć nie zaczarował i wypadł dość blado na tle Hudego. No i Karolina, dzięki której numer 'Hazzidy' nabrał tajemniczości i zmysłowości.
To jeden z tych albumów, które włączysz i będą lecieć: porządny, dopracowany, bez wpadek. Trochę rzemieślniczy, ale to tym lepiej. Hudy jest niestety trochę niedoceniany, ale moim zdaniem warto dać mu szansę. Na pewno jest on szarą eminencją w Hempie. O ile 'Historie Z Dna' były dobre, to '9000 Dni' jest jeszcze lepsze.
OCENA: 4+\6
MOŻE NIE 9000 DNI, ALE ZA TO CZTERY MINUTY
środa, 10 lutego 2016
TAU - RESTAURATOR
Bozon 2015
1. Restaurator
2. Fair Play
3. Sternik
4. Pinokyo
5. Ostatni Taniec
6. Święty
7. Casanova
8. Goliat
9. Jestem
10. Język Miłości
11. Na Niby
12. Ból
13. Krzyż
14. Kołysanka
15. Miłosierdzie
16. Marzyciel
17. Przybysz
18. Kosmonauta (Bonus Track)
Już okładka czwartej płyty Medium aka Tau zwraca na siebie uwagę niebalnalnym wykonaniem. Na samej okładce widnieje rapper stylizowany na mnicha, z krzyżem na piersi, widoczny za rusztowaniem - najwyraźniej wizerunek podlega restauracji. Spodziewałeś się kurczaka z frytkami? Nie, to raczej odnowa ducha. Biorąc pod uwagę ostatnie doniesienia o tym, że na koncertach dochodzi do cudownych ozdrowień, sięgałem po album drżącą ręką.
Założenie było takie, aby na płycie znalazło się wiele gatunków rapu. I płytę otwiera Gibbs w klimacie Detroit, inspirowany pracami J.Dilla. Za nim podąża Chris Carson z dwoma kawałkami: pierwszym nowocześniejszym, drugim nieco bardziej klasycznym. Gawvi dał agresywny, doskonały 'Pinokyo', pociągnięty na połamanych perkusjach. Zdolny podklepał bardzo syntetyczny 'Ostatni taniec' i nieco spokojniejszy 'Święty'. Sam Tau sprawił sobie również kilka traków. Ciekawe, że SoDrumatic, którego zazwyczaj nie trawię, dał tu świetny numer 'Goliat', ale nie wszystkie stanęły na wysokości zadania (straszny 'Przybysz'). Troche gorszy, nieco pop-rockowy 'Jestem' Tau wziął od ojca Jakuba Waszkowiaka, choć to akurat nie był najlepszy pomysł. Są tu jeszcze Pawbeats (taki radio friendly nowoczesny rap), Sherlock i Julas (świetny, syntetyczny bit do 'Kosmonauty'). Ogólnie muszę powiedzieć, że muzyka sprawdzałaby się bardziej bez tekstów, bo te klubowe kawałki o byciu świętym nieco zgrzytają.
Tau jest naprawdę dobrym rapperem. Poukładane flow, starannie dobrane wersy, wszystko tu bangla - może tylko poza przekazem. Bo wersy Taua naładowane są religijnymi: ratuj swą duszę, bo umrzesz, a Jezus jest zbawieniem. W zasadzie większość warstwy lirycznej kręci się wokół pochwały Jezusa i potępienia grzesznego życia. Przyznam, że po jakimś czasie przestałem zupełnie słuchać tekstów, bo denerwowało mnie to napuszenie religijne i wciskanie mi morałów rodem z Biblii. Najlepszym trakiem tu jest według mnie 'Pinokyo', niczego sobie jest 'Goliat', ale na przykład taki 'Ostatni taniec' jest wręcz żenujący z refrenem 'możesz tańczyć, tańcz / lecz pamiętaj, że wróci nasz Pan' i tekstem o upodleniu w klubie. WAT? Nie ma tu naturalnie żadnych gości, poza wokalistami (jest nawet Maleo!), którzy wypełniają refreny - bo patrząc na scenę, kto mógłby uczestniczyć w tej duchowej jeździe bez trzymanki?
Ciężki album, przede wszystkim z uwagi na ładunek religijności na sekundę. Moralizatorstwo przekracza wszelkie normy przyswajalności. Gdyby nie podkłady, można by puszczać te kawałki na mszy niedzielnej, aby wierni sobie pobaunsowali do indoktrynacyjnych wersetów. To mogła być dobra płyta, ale Tau kładzie wszystkich na łopatki. Air play w Radio Maryja.
OCENA: 4-\6
TAKI DUŻY, TAKI MAŁY, MOŻE ŚWIĘTYM BYĆ
1. Restaurator
2. Fair Play
3. Sternik
4. Pinokyo
5. Ostatni Taniec
6. Święty
7. Casanova
8. Goliat
9. Jestem
10. Język Miłości
11. Na Niby
12. Ból
13. Krzyż
14. Kołysanka
15. Miłosierdzie
16. Marzyciel
17. Przybysz
18. Kosmonauta (Bonus Track)
Już okładka czwartej płyty Medium aka Tau zwraca na siebie uwagę niebalnalnym wykonaniem. Na samej okładce widnieje rapper stylizowany na mnicha, z krzyżem na piersi, widoczny za rusztowaniem - najwyraźniej wizerunek podlega restauracji. Spodziewałeś się kurczaka z frytkami? Nie, to raczej odnowa ducha. Biorąc pod uwagę ostatnie doniesienia o tym, że na koncertach dochodzi do cudownych ozdrowień, sięgałem po album drżącą ręką.
Założenie było takie, aby na płycie znalazło się wiele gatunków rapu. I płytę otwiera Gibbs w klimacie Detroit, inspirowany pracami J.Dilla. Za nim podąża Chris Carson z dwoma kawałkami: pierwszym nowocześniejszym, drugim nieco bardziej klasycznym. Gawvi dał agresywny, doskonały 'Pinokyo', pociągnięty na połamanych perkusjach. Zdolny podklepał bardzo syntetyczny 'Ostatni taniec' i nieco spokojniejszy 'Święty'. Sam Tau sprawił sobie również kilka traków. Ciekawe, że SoDrumatic, którego zazwyczaj nie trawię, dał tu świetny numer 'Goliat', ale nie wszystkie stanęły na wysokości zadania (straszny 'Przybysz'). Troche gorszy, nieco pop-rockowy 'Jestem' Tau wziął od ojca Jakuba Waszkowiaka, choć to akurat nie był najlepszy pomysł. Są tu jeszcze Pawbeats (taki radio friendly nowoczesny rap), Sherlock i Julas (świetny, syntetyczny bit do 'Kosmonauty'). Ogólnie muszę powiedzieć, że muzyka sprawdzałaby się bardziej bez tekstów, bo te klubowe kawałki o byciu świętym nieco zgrzytają.
Tau jest naprawdę dobrym rapperem. Poukładane flow, starannie dobrane wersy, wszystko tu bangla - może tylko poza przekazem. Bo wersy Taua naładowane są religijnymi: ratuj swą duszę, bo umrzesz, a Jezus jest zbawieniem. W zasadzie większość warstwy lirycznej kręci się wokół pochwały Jezusa i potępienia grzesznego życia. Przyznam, że po jakimś czasie przestałem zupełnie słuchać tekstów, bo denerwowało mnie to napuszenie religijne i wciskanie mi morałów rodem z Biblii. Najlepszym trakiem tu jest według mnie 'Pinokyo', niczego sobie jest 'Goliat', ale na przykład taki 'Ostatni taniec' jest wręcz żenujący z refrenem 'możesz tańczyć, tańcz / lecz pamiętaj, że wróci nasz Pan' i tekstem o upodleniu w klubie. WAT? Nie ma tu naturalnie żadnych gości, poza wokalistami (jest nawet Maleo!), którzy wypełniają refreny - bo patrząc na scenę, kto mógłby uczestniczyć w tej duchowej jeździe bez trzymanki?
Ciężki album, przede wszystkim z uwagi na ładunek religijności na sekundę. Moralizatorstwo przekracza wszelkie normy przyswajalności. Gdyby nie podkłady, można by puszczać te kawałki na mszy niedzielnej, aby wierni sobie pobaunsowali do indoktrynacyjnych wersetów. To mogła być dobra płyta, ale Tau kładzie wszystkich na łopatki. Air play w Radio Maryja.
OCENA: 4-\6
TAKI DUŻY, TAKI MAŁY, MOŻE ŚWIĘTYM BYĆ
wtorek, 9 lutego 2016
SOBOTA - SOBOTA
Stopro 2015
1. Mówią o mnie
2. Czekając na Sobotę feat. RENA
3. Hej jak leci
4. Moje ziomki wciąż
5. Jedwab feat. PIOTR KLATT
6. Łatwo powiedzieć feat. WINI, RENA, BONSON, MATHEO
7. Gwiazda rocka feat. AUMAN
8. Chciałbyś...
9. Przepraszam
10. Bandycki raj
11. Dirty dancing
12. Jestem stąd feat. LUKASYNO
13. Ty już nie jesteś sam
14. W wielkim skrócie
To już czwarta sobota w tej dekadzie. tym razem jest to po prostu 'Sobota', bez żadnych cudów. Okładka jest również bardzo prosta - bandamkowy wzorek, stylizowana sobota i dwie siódemki. Artysta tłumaczy, że prostota wynika z tego, że to ostatnia płyta, która w tytule ma sobotę - czemuż nie, to był akurat fajny pomysł!
Gdybym zapytał, kto wyprodukował tu muzę, każdy strzeliłby bez namysłu, że Matheo. No i słusznie, bo nie zmienia się formuły, która przyniosła złotą płytę już trzy razy, prawda? Zatem dostajemy tu znowu 50 minut nowoczesnych, elektronicznych bitów, mocno czasem eklektycznych, łączących komputer i żywe granie. Matheo jest jednym z najbardziej utalentowanych producentów, robiących nowoczesny rap - on gra, nakręca, jest nietuzinkowy i nie zamula. Na płycie znajdziemy trochę gitar, tak jak w coverze Róż Europy, 'Jedwabiu', czy w 'Gwieździe rocka'. Matheo umie zapewnić odpowiednią dawkę adrenaliny tak, aby nikomu nie przyszło do głowy wyłączyć płyty w połowie. Nawet jeśli nie lubisz nowoczesnych brzmień i wolisz old school, to te bity nie kwestionują dorobku hip hopu, jak cloud, czy inne dziwactwa. Matheo po prostu wykorzystuje wszystko, co ma pod ręką, aby stworzyć coś unikalnego, pasującego fanom z każdej strony.
Sobota jest to bardzo sobą. Przedstawia on tu wszystko to, do czego przyzwyczaił nas na poprzednich albumach. Lekkość egzystencji, swoboda bytu, pogarda dla hejterów, których Sobota dorobił się zupełnie niechcący - to wszystko, z czego Sobota słynie. Znowu próbuje również śpiewać w 'Przepraszam' i okazuje się, że robi to całkiem przyjemnie, choć wraz z tekstem, refren robi nieco chodnikowe wrażenie... Zwrotki za to wybijają cię z błędu, o co chodzi. Wydaje mi się, że rapper postawił tym razem zupełnie na luźne i bezkompromisowe podejście do tematu, bez spinek i ciśnienia. Wyczuwalne jest to, że Sobota olał system i zrobił po prostu swoje. Zaprosił tu Piotra Klatta, który wzbogacił nową wersję 'Jedwabiu' swoim głosem. Zresztą, to nie jedyny wykonawca spoza macierzy - w 'Gwieździe rocka' śpiewa również frontman metalowego Frontside - Auman. Mnie osobiście najbardziej przypadł do gustu Stopro-posse cut 'Łatwo powiedzieć', w którym każdy z uczestników dał bardzo dobre zwrotki. Ale w sumie ciężko znaleźć tu słaby trak - album jest równy jak niemiecka autostrada.
To bardzo prosty album, ale nie znaczy wcale, że słaby. Sobota opowiada o sobie szczerze i bez woalki, ale również bez specjalnego włazidupstwa, żeby przypodobać się publice. Sobota, jaki jest, każdy widzi. I tyle. Bardzo przyjemna i nienapuszona płyta. Taka idealna na sobotę.
OCENA: 4\6
PRZY SOBOCIE PO ROBOCIE
1. Mówią o mnie
2. Czekając na Sobotę feat. RENA
3. Hej jak leci
4. Moje ziomki wciąż
5. Jedwab feat. PIOTR KLATT
6. Łatwo powiedzieć feat. WINI, RENA, BONSON, MATHEO
7. Gwiazda rocka feat. AUMAN
8. Chciałbyś...
9. Przepraszam
10. Bandycki raj
11. Dirty dancing
12. Jestem stąd feat. LUKASYNO
13. Ty już nie jesteś sam
14. W wielkim skrócie
To już czwarta sobota w tej dekadzie. tym razem jest to po prostu 'Sobota', bez żadnych cudów. Okładka jest również bardzo prosta - bandamkowy wzorek, stylizowana sobota i dwie siódemki. Artysta tłumaczy, że prostota wynika z tego, że to ostatnia płyta, która w tytule ma sobotę - czemuż nie, to był akurat fajny pomysł!
Gdybym zapytał, kto wyprodukował tu muzę, każdy strzeliłby bez namysłu, że Matheo. No i słusznie, bo nie zmienia się formuły, która przyniosła złotą płytę już trzy razy, prawda? Zatem dostajemy tu znowu 50 minut nowoczesnych, elektronicznych bitów, mocno czasem eklektycznych, łączących komputer i żywe granie. Matheo jest jednym z najbardziej utalentowanych producentów, robiących nowoczesny rap - on gra, nakręca, jest nietuzinkowy i nie zamula. Na płycie znajdziemy trochę gitar, tak jak w coverze Róż Europy, 'Jedwabiu', czy w 'Gwieździe rocka'. Matheo umie zapewnić odpowiednią dawkę adrenaliny tak, aby nikomu nie przyszło do głowy wyłączyć płyty w połowie. Nawet jeśli nie lubisz nowoczesnych brzmień i wolisz old school, to te bity nie kwestionują dorobku hip hopu, jak cloud, czy inne dziwactwa. Matheo po prostu wykorzystuje wszystko, co ma pod ręką, aby stworzyć coś unikalnego, pasującego fanom z każdej strony.
Sobota jest to bardzo sobą. Przedstawia on tu wszystko to, do czego przyzwyczaił nas na poprzednich albumach. Lekkość egzystencji, swoboda bytu, pogarda dla hejterów, których Sobota dorobił się zupełnie niechcący - to wszystko, z czego Sobota słynie. Znowu próbuje również śpiewać w 'Przepraszam' i okazuje się, że robi to całkiem przyjemnie, choć wraz z tekstem, refren robi nieco chodnikowe wrażenie... Zwrotki za to wybijają cię z błędu, o co chodzi. Wydaje mi się, że rapper postawił tym razem zupełnie na luźne i bezkompromisowe podejście do tematu, bez spinek i ciśnienia. Wyczuwalne jest to, że Sobota olał system i zrobił po prostu swoje. Zaprosił tu Piotra Klatta, który wzbogacił nową wersję 'Jedwabiu' swoim głosem. Zresztą, to nie jedyny wykonawca spoza macierzy - w 'Gwieździe rocka' śpiewa również frontman metalowego Frontside - Auman. Mnie osobiście najbardziej przypadł do gustu Stopro-posse cut 'Łatwo powiedzieć', w którym każdy z uczestników dał bardzo dobre zwrotki. Ale w sumie ciężko znaleźć tu słaby trak - album jest równy jak niemiecka autostrada.
To bardzo prosty album, ale nie znaczy wcale, że słaby. Sobota opowiada o sobie szczerze i bez woalki, ale również bez specjalnego włazidupstwa, żeby przypodobać się publice. Sobota, jaki jest, każdy widzi. I tyle. Bardzo przyjemna i nienapuszona płyta. Taka idealna na sobotę.
OCENA: 4\6
PRZY SOBOCIE PO ROBOCIE
niedziela, 7 lutego 2016
THE PLUS - DROGA PO SUKCES
nielegal 2015
1. Intro
2. Droga po sukces
3. To właśnie rap
4. Na szlaku
5. Jestem stąd feat. BANYŚ
6. My robimy
7. Zajawka
8. Południowa strona rapu
9. Byli i będą
10. Rap armia feat. BANYŚ, JAN KANGUR
11. Armagedon
Kim jest The Plus? Nie wiem za bardzo, ale to nie przeszkadzało mi sprawdzić porcji tego góralskiego rapu. Mało mamy albumów z głębokiego południa Polski, dlatego z zainteresowaniem sięgnąłem po ten debiut od 'fana dobrej zabawy', czekając, co z tego wyniknie.
Muza... No cóż, to kolejny album oparty o zawinięte skądinąd bity. Tych friszerowych serwisów jest trochę, więc w sumie jest w czym wybierać. Tu dostajemy bezpieczne, w miarę klasyczne podkłady, na typowych perkusjach 'bum klap bubum klap' i oczywiście bez sampli - wszystko grane przez anonimowych producentów. Czasem na bit wkradają się jednak ich tagi, ale nie zmienia to nic - i tak ich nikt nie zna. A zatem podkłady spokojne, nieco bumbapowe i zupełnie nic nie wnoszące. Muzycznie to album płaski - znośny, ale bez większych uniesień.
The Plus jest, jak na debiut, całkiem porządnym rapperem. Brak mu nieco ogrania i doświadczenia, ale radzi sobie z mikrofonem całkiem nieźle. To wersy bragga, czasem sławiące podhalańskie strony, rzadziej wjeżdżające w życiowe zakręty. Choć generalnie wszelkie tematy się przenikają i tworzą jedną, dość spójną całość. Plusowi nie można nic zarzucić - może tyle, że nie jest jeszcze zbyt oryginalny - słyszało się to już gdzie indziej, brak jakiś zaskakujących wersów i panczy. W zalewie produkcji trzeba tu mieć coś absolutnie wyjątkowego albo zginie się w tłumie. Na płycie mamy dwóch gości: równie zwyczajnego Banysia i podziemnego Jana Kangura
No i mamy kolejny, dość porządny, ale całkiem bezbarwny album. Można to sprawdzić, nie powiecie, że to słabe, ale ciężko będzie również znaleźć tu traki, które cię rozwalą. Może być, ale nie wzrusza do głębi.
OCENA: 4-\6
A SPRAWDŹ SOBIE, NAPRAWDĘ DA SIĘ SŁUCHAĆ
1. Intro
2. Droga po sukces
3. To właśnie rap
4. Na szlaku
5. Jestem stąd feat. BANYŚ
6. My robimy
7. Zajawka
8. Południowa strona rapu
9. Byli i będą
10. Rap armia feat. BANYŚ, JAN KANGUR
11. Armagedon
Kim jest The Plus? Nie wiem za bardzo, ale to nie przeszkadzało mi sprawdzić porcji tego góralskiego rapu. Mało mamy albumów z głębokiego południa Polski, dlatego z zainteresowaniem sięgnąłem po ten debiut od 'fana dobrej zabawy', czekając, co z tego wyniknie.
Muza... No cóż, to kolejny album oparty o zawinięte skądinąd bity. Tych friszerowych serwisów jest trochę, więc w sumie jest w czym wybierać. Tu dostajemy bezpieczne, w miarę klasyczne podkłady, na typowych perkusjach 'bum klap bubum klap' i oczywiście bez sampli - wszystko grane przez anonimowych producentów. Czasem na bit wkradają się jednak ich tagi, ale nie zmienia to nic - i tak ich nikt nie zna. A zatem podkłady spokojne, nieco bumbapowe i zupełnie nic nie wnoszące. Muzycznie to album płaski - znośny, ale bez większych uniesień.
The Plus jest, jak na debiut, całkiem porządnym rapperem. Brak mu nieco ogrania i doświadczenia, ale radzi sobie z mikrofonem całkiem nieźle. To wersy bragga, czasem sławiące podhalańskie strony, rzadziej wjeżdżające w życiowe zakręty. Choć generalnie wszelkie tematy się przenikają i tworzą jedną, dość spójną całość. Plusowi nie można nic zarzucić - może tyle, że nie jest jeszcze zbyt oryginalny - słyszało się to już gdzie indziej, brak jakiś zaskakujących wersów i panczy. W zalewie produkcji trzeba tu mieć coś absolutnie wyjątkowego albo zginie się w tłumie. Na płycie mamy dwóch gości: równie zwyczajnego Banysia i podziemnego Jana Kangura
No i mamy kolejny, dość porządny, ale całkiem bezbarwny album. Można to sprawdzić, nie powiecie, że to słabe, ale ciężko będzie również znaleźć tu traki, które cię rozwalą. Może być, ale nie wzrusza do głębi.
OCENA: 4-\6
A SPRAWDŹ SOBIE, NAPRAWDĘ DA SIĘ SŁUCHAĆ
piątek, 29 stycznia 2016
ZABURZENIA - IGŁY
nielegal 2015
1. Uwarunkowania feat. MAGDA WAC
2. Strach
3. Szczątki feat. MAGDA WAC
4. Stary Nowy Jork
5. Krótka historia o miłości do...
6. Śnieg
7. Igły feat. MAGDA WAC
8. Śmietnik
9. Sezon w piekle
10. Waiting for Autumn
Przyznam, że nie znałem tego projektu, choć to nie pierwsza jego produkcja. A to przecież sam Szatt, wraz z Tuszem zdecydowali się zaburzyć twój spokój tym projektem. Przyjrzyj się okładce: bajkowo? Kwasowo? Mistycznie-magicznie? Świetna okładka zachęca do sprawdzenia materiału - ja od razu zechciałem jej przesłuchać.
Szatt to bardzo wrażliwy producent, nie bojący się przekraczać pewnych granic. Dlatego wbija on nam tu aż dziesięć igieł #akupunktura, które mają utkwić pod skórą. To spokojne bity, bardzo elektroniczne, choć daleko im do trapów, czy cloudów. Muzyka jest spójna, bardzo jesienno-zimowa i nastrojowa. Producent zlewa się z rapperem w jedność, nierozerwalną i wręcz bliźniaczą. Zadziwiające jest to, że choć to płyta raczej melancholijna, nie ma tu zamuły, bo wszystko toczy się w całkiem przyjemnym tempie. Bogate przestrzenie, szerokie spektrum instrumentów - to taka muzyczna poezja.
'Lubię mówić o słabościach, w ten sposób oczyszczam z nich serce' - te słowa wydają się mottem Kuby. Może i jest on nieco monotonny, ale jego historie, wyjęte z pamiętnika narkołyka. Bo igła jest tu tematem przewodnim nie bez przyczyny. Nie jest to bynajmniej gloryfikacja ćpania czegokolwiek - raczej opisuje na chłodno próby okiełznania tego... może nie problemu, ale po prostu przyzwyczajenia, bez którego 'boimy się, że pękniemy na pół i się nie poskładamy'. Trochę taka terapia odwykowa rappera. Nie licz tu na gości, bo Kuba sam musi się uporać z życiem. Czasem towarzyszy mu tu tylko damski głos, ale może to ułuda? Czy coś tu jest prawdziwe? Historie Tusza są ciężkie, mocno realistyczne, ale ze sporą dozą autoironii.
Wydaje mi się, że to trochę trudna płyta. Trudna nie tylko w odbiorze, bo przecież pamiętniki narkomana nie muszą do każdego trafiać. Trudna również z powodu wisielczego klimatu i wszechobecnych igieł, które Tusz wbija: sobie w żyły, tobie w mózg i uszy. Natomiast jest to materiał, nad którym warto się pochylić.
OCENA: 4+\6
DZIAB SOBIE W ŻYŁĘ TEN STUFF
1. Uwarunkowania feat. MAGDA WAC
2. Strach
3. Szczątki feat. MAGDA WAC
4. Stary Nowy Jork
5. Krótka historia o miłości do...
6. Śnieg
7. Igły feat. MAGDA WAC
8. Śmietnik
9. Sezon w piekle
10. Waiting for Autumn
Przyznam, że nie znałem tego projektu, choć to nie pierwsza jego produkcja. A to przecież sam Szatt, wraz z Tuszem zdecydowali się zaburzyć twój spokój tym projektem. Przyjrzyj się okładce: bajkowo? Kwasowo? Mistycznie-magicznie? Świetna okładka zachęca do sprawdzenia materiału - ja od razu zechciałem jej przesłuchać.
Szatt to bardzo wrażliwy producent, nie bojący się przekraczać pewnych granic. Dlatego wbija on nam tu aż dziesięć igieł #akupunktura, które mają utkwić pod skórą. To spokojne bity, bardzo elektroniczne, choć daleko im do trapów, czy cloudów. Muzyka jest spójna, bardzo jesienno-zimowa i nastrojowa. Producent zlewa się z rapperem w jedność, nierozerwalną i wręcz bliźniaczą. Zadziwiające jest to, że choć to płyta raczej melancholijna, nie ma tu zamuły, bo wszystko toczy się w całkiem przyjemnym tempie. Bogate przestrzenie, szerokie spektrum instrumentów - to taka muzyczna poezja.
'Lubię mówić o słabościach, w ten sposób oczyszczam z nich serce' - te słowa wydają się mottem Kuby. Może i jest on nieco monotonny, ale jego historie, wyjęte z pamiętnika narkołyka. Bo igła jest tu tematem przewodnim nie bez przyczyny. Nie jest to bynajmniej gloryfikacja ćpania czegokolwiek - raczej opisuje na chłodno próby okiełznania tego... może nie problemu, ale po prostu przyzwyczajenia, bez którego 'boimy się, że pękniemy na pół i się nie poskładamy'. Trochę taka terapia odwykowa rappera. Nie licz tu na gości, bo Kuba sam musi się uporać z życiem. Czasem towarzyszy mu tu tylko damski głos, ale może to ułuda? Czy coś tu jest prawdziwe? Historie Tusza są ciężkie, mocno realistyczne, ale ze sporą dozą autoironii.
Wydaje mi się, że to trochę trudna płyta. Trudna nie tylko w odbiorze, bo przecież pamiętniki narkomana nie muszą do każdego trafiać. Trudna również z powodu wisielczego klimatu i wszechobecnych igieł, które Tusz wbija: sobie w żyły, tobie w mózg i uszy. Natomiast jest to materiał, nad którym warto się pochylić.
OCENA: 4+\6
DZIAB SOBIE W ŻYŁĘ TEN STUFF
poniedziałek, 25 stycznia 2016
HAKIM, RYVIN, TATER, POLAR - TONY SPONTANA
nielegal 2015
1. Intro
2. Mało kto
3. Getto BumBap feat. HMJELÓ
4. Banany feat. TROL
5. Szmule feat. TROL, HJMELÓ, KONY
6. Ponad skalę
7. Kombinacje
8. Za 5 dwunasta
Jak sama nazwa wskazuje, jest to bardzo spontaniczny projekt, mający w założeniu cofnąć nas o kilkanaście lat, do czasów Złotej Ery. Znając ekipę, można się domyślać, że cel został osiągnięty i mamy tu na albumie półgodzinną podróż w tę i z powrotem.
Miały to być klasyczne, złotoerowe kawałki - i są, bo przecież Hakim nie robi innych podkładów, jak tylko takie, prawda? Sążniste perkusje bumbapowe, basy i trzeszczące winylem, brudne, acz przyjemne sample. I w zasadzie nie ma się tu nad czym rozwodzić, bo mamy tu czyste, klasyczne brzmienie, w dodatku okraszone skreczami od DJ 2Najz i DJ Chester. Całość przyjemnie buja głową, jest żywcem przeniesiona z NY roku '94. Może brakuje tu krzty oryginalności, ale za to jest po prostu dobrze. Oczywiście, jeśli napawają cię sentymentem lata '90 - mnie owszem. Może dlatego patrzę przychylnym okiem na wszystkie rzeczy, które wypuszcza Hakim?
Cała czwórka rapperów jest mniej więcej na równym poziomie, więc nie trzeba tu rozpatrywać, który jest lepszy, który nie. Każdy wie, jak się pracuje za majkiem, każdy utrzymuje flow i technicznie są tu doprawdy nieliczne wpadki. Lirycznie również jest równo, choć bez uniesień. Wszystko zarymowane jest z rzemieślniczą poprawnością i jeśli coś zgrzytnie, to tylko niefortunne sformułowania - wpadek brak. Z drugiej strony owocuje to również niemal zerową ilością wersów godnych zapamiętania (well, 'wchodzę na pętlę jak Janosik' - ale pamiętajmy, że Janosik skończył na haku... Czy mnie pamięć myli?), więc album trochę przelatuje przez uszy.
Zatem mamy tu kolejny album porządny, ale mało odkrywczy. To muzyka bez wzlotów i upadków, grzeczna, nawet jeśli rapperzy przeklną albo opowiedzą mało uczesane rzeczy. Płyta dobra na tyle, żeby bez żalu sprawdzić, ale hitem nie zostanie.
OCENA: 4\6
1. Intro
2. Mało kto
3. Getto BumBap feat. HMJELÓ
4. Banany feat. TROL
5. Szmule feat. TROL, HJMELÓ, KONY
6. Ponad skalę
7. Kombinacje
8. Za 5 dwunasta
Jak sama nazwa wskazuje, jest to bardzo spontaniczny projekt, mający w założeniu cofnąć nas o kilkanaście lat, do czasów Złotej Ery. Znając ekipę, można się domyślać, że cel został osiągnięty i mamy tu na albumie półgodzinną podróż w tę i z powrotem.
Miały to być klasyczne, złotoerowe kawałki - i są, bo przecież Hakim nie robi innych podkładów, jak tylko takie, prawda? Sążniste perkusje bumbapowe, basy i trzeszczące winylem, brudne, acz przyjemne sample. I w zasadzie nie ma się tu nad czym rozwodzić, bo mamy tu czyste, klasyczne brzmienie, w dodatku okraszone skreczami od DJ 2Najz i DJ Chester. Całość przyjemnie buja głową, jest żywcem przeniesiona z NY roku '94. Może brakuje tu krzty oryginalności, ale za to jest po prostu dobrze. Oczywiście, jeśli napawają cię sentymentem lata '90 - mnie owszem. Może dlatego patrzę przychylnym okiem na wszystkie rzeczy, które wypuszcza Hakim?
Cała czwórka rapperów jest mniej więcej na równym poziomie, więc nie trzeba tu rozpatrywać, który jest lepszy, który nie. Każdy wie, jak się pracuje za majkiem, każdy utrzymuje flow i technicznie są tu doprawdy nieliczne wpadki. Lirycznie również jest równo, choć bez uniesień. Wszystko zarymowane jest z rzemieślniczą poprawnością i jeśli coś zgrzytnie, to tylko niefortunne sformułowania - wpadek brak. Z drugiej strony owocuje to również niemal zerową ilością wersów godnych zapamiętania (well, 'wchodzę na pętlę jak Janosik' - ale pamiętajmy, że Janosik skończył na haku... Czy mnie pamięć myli?), więc album trochę przelatuje przez uszy.
Zatem mamy tu kolejny album porządny, ale mało odkrywczy. To muzyka bez wzlotów i upadków, grzeczna, nawet jeśli rapperzy przeklną albo opowiedzą mało uczesane rzeczy. Płyta dobra na tyle, żeby bez żalu sprawdzić, ale hitem nie zostanie.
OCENA: 4\6
środa, 13 stycznia 2016
BIAŁAS & QUEBONAFIDE - DEMÓWKA EP
nielegal 2015
1. Mój kawałek w czasie przeszłym
2. Muszę lecieć feat. SARCAST
3. Czeszę umysł
4. Pusty materac
5. Idą pomimo
6. Za długo już feat. MIELZKY, NATALIA SUMPOR
Taki duet? No cóż, czemu nie? SB Maffija i Que Quality na jednej epce, powracający do korzeni - fajny pomysł. EPka jest dodawana w limitowanej edycji płyty Białasa 'Rehab' - o niej nieco później. Teraz weźmy się za 'Demówkę'.
Pomysłem na płytkę był powrót do truskulu i tym podobnych klimatów, więc do połowy traków zatrudniono... Bob Air'a. Ale, jak się okazuje, potrafi on sprawić bit, który będzie zawierał ten klasyczny pierwiastek. Oczywiście, słychać tu wyraźnie, że Bober woli podkłady nowoczesne, z bogatymi aranżami i rozwiniętą melodyką. Obok niego wpadli tu na jeden traczek White House, The Returners i Wezyr. No i założenie się udaje - to mniej lub bardziej klasyczne traki, jednak wyraźnie nowoczesne, z takim zacięciem w kierunku sceny Detroit. Jest nieźle.
Niby obaj rapperzy mają nieco inną jazdę, ale tak się składa, że klimat im się zbiegł gdzieś pośrodku i naprawdę nieźle się dogadują. Nie ma sensu wskazywać tu, który z nich jest lepszy, bo obaj mają swoje mocne wejścia. Styl Queba jest 'w kurwę dziarski', Białas ma sporo celnych panczy i świetnie dobranych porównań - lirycznie chłopcy lecą po złoto. Może nie platynę, ale złoto niech będzie. Tematycznie mamy tu braggę, przewijaną w pościel - czyli raz sceny bitewne, a raz... również, tylko nie na majku, a w łóżku. Rapperzy sprawili sobie na gościnne występy Sarcast, który propsowany jest ostro przez większość 'dojrzałych' słuchaczy, a także Mielzkiego, będącego w całkiem niezłej formie.
Taka epka, ledwie 20 minut, a całkiem sporo przyjemności. Fajny, bujający materiał, choć może nie zawsze potencjał został wykorzystany we właściwy sposób. Niezłe połączenie rapperów i producentów, niezły album.
OCENA: 4+/6
MASZ TU TEN KAWAŁ ZE STARCASTEM
wtorek, 12 stycznia 2016
FILIPEK - ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
nielegal 2015
1. Nienawidzę Urodzin lema
2. Nikt Jak Ja peete
3. Polish Beauty essex
4. Skłamię Tylko Raz teken
5. Too Late barre
6. Byłem Nikim peete
7. Baby, Don't Cry walchuck
8. Hajs, Sex, Sny, Blask peete
9. Każdy Grzesznik Po Mnie foux
10. Praca Rapera (Outro) wojdys
Fifi staje się jednym z najbardziej płodnych rapperów na podziemnej scenie. Wszak to już drugi album Filipka w tym roku. I o ile zeszłoroczny debiut mi się całkiem podobał, to już 'Beletrystyka' nie siadła. Było nudno i nijako. Pomimo, że Fifi jest niezłym rapperem, również mnie wtedy rozczarował. Czy ten rozdział coś zmieni?
Znowu pełno tu różnych producentów: ośmiu na 10 podkładów to sporo. No i jest tu klimat dość zróżnicowany, od syntetycznych trapsów, aż po gitarowe, ostre traki. Najczęściej pojawia się tu PeeTe, bo aż w trzech kawałkach. Przyznam, że podkład do 'Nikt jak ja', oparty o sample z kawałka Myslovitz, wyszedł naprawdę intrygująco, tak samo jak pozostałe - rockowo-bluesowe, czerpiące garściami z polskiego rocka. Lema, Teken, Foux, Walchuck i Barre dali dość przeciętne, njuskulowe podkłady, Essex za to wszedł w te plastiki w 'Polish beauty' jak nóż w masło - ciężki, syntetyczny bas, melodia zbudowana z wokalnych ścinków - całkiem niezła rzecz. Ale takich 'naprawdę niezłych rzeczy' nie ma tu zbyt wiele, Filipek powtórzył błąd z 'Beletrystyki' - za dużo producentów, za mało siły, bo większość tych bitów jest zwyczajnie nijaka i mnie denerowała, co w zestawieniu z monotonną retoryką Filipka zaczynało być nie do zniesienia.
Filipek jest zbyt nierówny. Jego monotonne flow może męczyć i denerwować, ale przecież technikę ma całkiem niezłą. Z tej plątaniny rymów - gorzkich i bez happy endu, można wyłowić trochę błyskotliwych wejść: 'a może jak ojciec pójdę do państwówki i kurwa do końca oleję te rapsy \ będę czekał na 13-stkę jak Roman Polański' albo równie dobre 'nie daję ci róż, bo nie lubię kwiatów, częściej niż bukiet puszczałem wiązankę'. I znowu - nie ma gości, Fifi jest sam - czy to dobrze, czy źle - kwestia uznania. Moim zdaniem przydałby się ktoś, kto ubarwiłby swoim wejściem ten album.
Kolejna próba, która przejdzie bez większego echa. Filipek jest niezły, ale męczący. Do tego wybiera sobie podkłady które zamiast podkręcać tempo, raczej je gaszą i wychodzi ciężkostrawna papka, z której wylatują co jakiś czas niezwykle błyskotliwe wersy. Lepiej niż ostatnio, ale i tak mało, jak na Fifiego.
OCENA: 4-\6
JEDEN Z CIEKAWSZYCH UTWORÓW Z TEGO ALBUMU
1. Nienawidzę Urodzin lema
2. Nikt Jak Ja peete
3. Polish Beauty essex
4. Skłamię Tylko Raz teken
5. Too Late barre
6. Byłem Nikim peete
7. Baby, Don't Cry walchuck
8. Hajs, Sex, Sny, Blask peete
9. Każdy Grzesznik Po Mnie foux
10. Praca Rapera (Outro) wojdys
Fifi staje się jednym z najbardziej płodnych rapperów na podziemnej scenie. Wszak to już drugi album Filipka w tym roku. I o ile zeszłoroczny debiut mi się całkiem podobał, to już 'Beletrystyka' nie siadła. Było nudno i nijako. Pomimo, że Fifi jest niezłym rapperem, również mnie wtedy rozczarował. Czy ten rozdział coś zmieni?
Znowu pełno tu różnych producentów: ośmiu na 10 podkładów to sporo. No i jest tu klimat dość zróżnicowany, od syntetycznych trapsów, aż po gitarowe, ostre traki. Najczęściej pojawia się tu PeeTe, bo aż w trzech kawałkach. Przyznam, że podkład do 'Nikt jak ja', oparty o sample z kawałka Myslovitz, wyszedł naprawdę intrygująco, tak samo jak pozostałe - rockowo-bluesowe, czerpiące garściami z polskiego rocka. Lema, Teken, Foux, Walchuck i Barre dali dość przeciętne, njuskulowe podkłady, Essex za to wszedł w te plastiki w 'Polish beauty' jak nóż w masło - ciężki, syntetyczny bas, melodia zbudowana z wokalnych ścinków - całkiem niezła rzecz. Ale takich 'naprawdę niezłych rzeczy' nie ma tu zbyt wiele, Filipek powtórzył błąd z 'Beletrystyki' - za dużo producentów, za mało siły, bo większość tych bitów jest zwyczajnie nijaka i mnie denerowała, co w zestawieniu z monotonną retoryką Filipka zaczynało być nie do zniesienia.
Filipek jest zbyt nierówny. Jego monotonne flow może męczyć i denerwować, ale przecież technikę ma całkiem niezłą. Z tej plątaniny rymów - gorzkich i bez happy endu, można wyłowić trochę błyskotliwych wejść: 'a może jak ojciec pójdę do państwówki i kurwa do końca oleję te rapsy \ będę czekał na 13-stkę jak Roman Polański' albo równie dobre 'nie daję ci róż, bo nie lubię kwiatów, częściej niż bukiet puszczałem wiązankę'. I znowu - nie ma gości, Fifi jest sam - czy to dobrze, czy źle - kwestia uznania. Moim zdaniem przydałby się ktoś, kto ubarwiłby swoim wejściem ten album.
Kolejna próba, która przejdzie bez większego echa. Filipek jest niezły, ale męczący. Do tego wybiera sobie podkłady które zamiast podkręcać tempo, raczej je gaszą i wychodzi ciężkostrawna papka, z której wylatują co jakiś czas niezwykle błyskotliwe wersy. Lepiej niż ostatnio, ale i tak mało, jak na Fifiego.
OCENA: 4-\6
JEDEN Z CIEKAWSZYCH UTWORÓW Z TEGO ALBUMU
wtorek, 5 stycznia 2016
BOBAN - WOJNA I POKÓJ
nielegal 2015
1. Wejście (John F. Lennedy)
2. Bezimienni feat. BARTAS BDB
3. Rozpylacz
4. Każdy z nas feat. MALIK
5. Auschwitz lovers
6. ROTA feat. QBA, SZACHU
7. Warszawski kamikadze
8. Serca bicie feat. ENIGMA
9. Wyjście (Czesław Miłosz)
Boban jest reprezentantem Wałbrzycha, składu Zapomniana Aleja. Nie jest to typowy przedstawiciel wałbrzyskiego rapu, bo taki kojarzy się zazwyczaj przede wszystkim z 3W i ich pochodnymi. Zapomniana Aleja to nieco inna jazda, a Boban idzie już zdecydowanie w stronę modnego ostatnio rapu patriotycznego.
Całość produkcji wykonał tu Enigma z bodaj jednym wyjątkiem, który popełnił sam Boban. Te bity to konkret, toczący się przez uszy ciężkimi werblami i posępnymi dźwiękami klawiszy i smyczków. Nie jest to nic odkrywczego, ani nic szczególnie wybitnego - po prostu Enigma dał bity mocne, dobrze pasujące do przesłania. W muzykę często wplecione są przemówienia, jak np. Kennedy'ego o Polsce, pieśń Rota, czy inne patriotyczne fragmenty. Podziemny hip hop, konkretne walnięcie. Boban zaskoczył tu za to bardzo romantycznym bitem do 'Auschwitz lovers'. Najważniejsze, że wszystko do siebie pasuje: klimat, bity i przekaz.
Boban wprawdzie zaczyna jakby niepewnie, ale rozgrzewa się z każdą chwilą, by osiągnąć punkt kulminacyjny w samym środku płyty. Dominują tu teksty patriotyczne, rapper przekazuje sporo historii niepodległościowych i oddaje hołd tym, którzy zginęli walcząc za Polskę. Dlatego znajdziemy tu powstańcze historie o Antku Rozpylaczu, który zdejmował snajperów hitlerowskich swoim przeklętym stenem, czy o Janie Kryst, który który wiedząc, że jest śmiertelnie chory, zdecydował się na samobójczą akcję zamachową. Najbardziej jednak porusza 'Auschwitz lovers' - sprawnie opowiedziane love story z obozu zagłady robi naprawdę mocne wrażenie. Boban naprawdę wspiął się tu na szczyty swoich możliwości w tym storytellingu. Gorzej, kiedy wchodzą goście - Bartas jest zdecydowanie niepotrzebny i zwyczajnie słaby, ze swoimi rymami, które potrafiłby przewidzieć przedszkolak... Z resztą rapperów jest różnie, nikt jednak nie oszałamia.
To jedna z ciekawszych płyt narodowościowych - może dlatego, że podkłady nie powodują cięcia żył, a rapper ma do powiedzenia coś więcej, niż tylko 'jebać gejów i uchodźców' plus antyrządowe bluzgi. Boban umie polecieć z udanym storytellingiem, daje sobie radę na bitach, które są całkiem w porządku. Niezłe, nie tylko dla fanów rapu patriotycznego.
OCENA: 4\6
OGARNIJCIE SOBIE TO WIDEO O MIŁOŚCI Z OBOZU
1. Wejście (John F. Lennedy)
2. Bezimienni feat. BARTAS BDB
3. Rozpylacz
4. Każdy z nas feat. MALIK
5. Auschwitz lovers
6. ROTA feat. QBA, SZACHU
7. Warszawski kamikadze
8. Serca bicie feat. ENIGMA
9. Wyjście (Czesław Miłosz)
Boban jest reprezentantem Wałbrzycha, składu Zapomniana Aleja. Nie jest to typowy przedstawiciel wałbrzyskiego rapu, bo taki kojarzy się zazwyczaj przede wszystkim z 3W i ich pochodnymi. Zapomniana Aleja to nieco inna jazda, a Boban idzie już zdecydowanie w stronę modnego ostatnio rapu patriotycznego.
Całość produkcji wykonał tu Enigma z bodaj jednym wyjątkiem, który popełnił sam Boban. Te bity to konkret, toczący się przez uszy ciężkimi werblami i posępnymi dźwiękami klawiszy i smyczków. Nie jest to nic odkrywczego, ani nic szczególnie wybitnego - po prostu Enigma dał bity mocne, dobrze pasujące do przesłania. W muzykę często wplecione są przemówienia, jak np. Kennedy'ego o Polsce, pieśń Rota, czy inne patriotyczne fragmenty. Podziemny hip hop, konkretne walnięcie. Boban zaskoczył tu za to bardzo romantycznym bitem do 'Auschwitz lovers'. Najważniejsze, że wszystko do siebie pasuje: klimat, bity i przekaz.
Boban wprawdzie zaczyna jakby niepewnie, ale rozgrzewa się z każdą chwilą, by osiągnąć punkt kulminacyjny w samym środku płyty. Dominują tu teksty patriotyczne, rapper przekazuje sporo historii niepodległościowych i oddaje hołd tym, którzy zginęli walcząc za Polskę. Dlatego znajdziemy tu powstańcze historie o Antku Rozpylaczu, który zdejmował snajperów hitlerowskich swoim przeklętym stenem, czy o Janie Kryst, który który wiedząc, że jest śmiertelnie chory, zdecydował się na samobójczą akcję zamachową. Najbardziej jednak porusza 'Auschwitz lovers' - sprawnie opowiedziane love story z obozu zagłady robi naprawdę mocne wrażenie. Boban naprawdę wspiął się tu na szczyty swoich możliwości w tym storytellingu. Gorzej, kiedy wchodzą goście - Bartas jest zdecydowanie niepotrzebny i zwyczajnie słaby, ze swoimi rymami, które potrafiłby przewidzieć przedszkolak... Z resztą rapperów jest różnie, nikt jednak nie oszałamia.
To jedna z ciekawszych płyt narodowościowych - może dlatego, że podkłady nie powodują cięcia żył, a rapper ma do powiedzenia coś więcej, niż tylko 'jebać gejów i uchodźców' plus antyrządowe bluzgi. Boban umie polecieć z udanym storytellingiem, daje sobie radę na bitach, które są całkiem w porządku. Niezłe, nie tylko dla fanów rapu patriotycznego.
OCENA: 4\6
OGARNIJCIE SOBIE TO WIDEO O MIŁOŚCI Z OBOZU
sobota, 2 stycznia 2016
LUKASYNO - ANTYBANGER
Persona Non Grata 2015
1. Wolny jak
2. Nie cofniesz
3. Maszeruj albo giń
4. Powiedz mi bracie
5. Odrzucam
6. Błądząc
7. Nim odetną mi tlen
8. Antybanger
9. Perseida
10. Temido
11. W rap grze
12. Jesteś już mężczyzną
13. Persona non grata
14. Bagaż
15. Kto sieje wiatr
Kolejny solowy album lidera (chyba tak go trzeba nazwać) NON Koneksji ma byc z założenia rzeczą przeciwną wszystkiemu, czym rządzi się scena. Poprzedni 'Bard' okazał się sporym sukcesem - niewiele zabrakło do statusu złotej płyty. Tym razem Luka odstawił gości, odstawił mainstream i zajął się tym, co sam uważa za słuszne, bez oglądania się na innych.
Nie byłoby płyty Lukasyno, gdyby nie pomoc brata. Oczywiście mamy tu więc bity od Krisa, ale przecież nie tylko, są tu Ayon, BQ, MilionBeats, L-MNT, Radek O i Marek Kubik. Nie powiem, żeby muzyka rzeczywiście była takim antybangerem i że idzie pod prąd nurtom - wręcz przeciwnie. To nowoczesne bity, o setkach hajhetów, bądź o powolnych, trapowych, czy niemal cloudowych sekcjach rytmicznych. To, co wyróżnia tu produkcję, to sporo żywych instrumentów, które wnoszą sporo świeżości do muzyki. Weź smutny 'Maszeruj albo giń', gdzie BQ i Marek Kubik włożyli na podkład skrzypce, gitarę akustyczną i klawisze. Czasem wchodzą tu jeszcze takie instrumenty, jak wibrafon, czy nawet cymbały huculskie i dudy - przyznacie, że to dość niecodzienne dźwięki jak na hip hopową płytę. I przyznam, że czekałem na taki wschodni, etniczny kawałek, jak 'Kto sieje wiatr' - Lukasyno już mnie do tego przyzwyczaił, a do tego zazwyczaj jest to numer świetnie zagrany. Tym razem cudów nie ma, ale i tak jest fajnie w tym temacie. Reszta bowiem muzyki jest mocno zwyczajna i po prostu ciężka.
Lirycznie ta płyta jednak jest antybangerem - Lukasyno zrezygnował zupełnie z gościnnych występów, zamiast tego postanowił pokazać jak najwięcej ze swojej duszy w tych kawałkach. To trochę taka spowiedź, miejscami rapper wyrzuca z siebie gorzkie żale - nie jest to płyta wesoła, czy pozytywna. To przemyślenia, czasem na trudne tematy do podjęcia w rozmowie - wszystko, co gryzie autora. Lukasyno to przyzwoity rapper - taki dość typowy rzemieślnik, który nie popisuje się wprawdzie finezją wykonania wersów, ale z drugiej strony jego styl nie zostawia wiele miejsca na błędy - zdarzają się one wtedy, kiedy bit robi się nieco bardziej wymagający. Nieco więcej pomysłu Łukasz pokazuje w 'Nim odetną mi tlen', gdzie ładnie wkomponował melodyjny refren w twardsze zwrotki. Ale ogólnie rapper siedzi w swojej niszy i klepie w bezpieczny sposób bezpieczne rymy. Nie powiem, żeby teksty mnie wzruszały, nie powiem, żeby technika szalała. Typowy, rzemieślniczy rap od człowieka, który swoje widział.
Antybanger? Raczej bardzo bezpieczny album. Dość nowoczesny, żeby ktoś to kupił. Dość szczery, żeby ludzie mogli się utożsamiać z tekstami. Dość asekuracyjny, aby nie było wpadek. Nie najgorszy, ale również bez przesady. Przeciętna płyta.
OCENA: 4-\6
NAJCIEKAWSZY NUMER Z PŁYTY
1. Wolny jak
2. Nie cofniesz
3. Maszeruj albo giń
4. Powiedz mi bracie
5. Odrzucam
6. Błądząc
7. Nim odetną mi tlen
8. Antybanger
9. Perseida
10. Temido
11. W rap grze
12. Jesteś już mężczyzną
13. Persona non grata
14. Bagaż
15. Kto sieje wiatr
Kolejny solowy album lidera (chyba tak go trzeba nazwać) NON Koneksji ma byc z założenia rzeczą przeciwną wszystkiemu, czym rządzi się scena. Poprzedni 'Bard' okazał się sporym sukcesem - niewiele zabrakło do statusu złotej płyty. Tym razem Luka odstawił gości, odstawił mainstream i zajął się tym, co sam uważa za słuszne, bez oglądania się na innych.
Nie byłoby płyty Lukasyno, gdyby nie pomoc brata. Oczywiście mamy tu więc bity od Krisa, ale przecież nie tylko, są tu Ayon, BQ, MilionBeats, L-MNT, Radek O i Marek Kubik. Nie powiem, żeby muzyka rzeczywiście była takim antybangerem i że idzie pod prąd nurtom - wręcz przeciwnie. To nowoczesne bity, o setkach hajhetów, bądź o powolnych, trapowych, czy niemal cloudowych sekcjach rytmicznych. To, co wyróżnia tu produkcję, to sporo żywych instrumentów, które wnoszą sporo świeżości do muzyki. Weź smutny 'Maszeruj albo giń', gdzie BQ i Marek Kubik włożyli na podkład skrzypce, gitarę akustyczną i klawisze. Czasem wchodzą tu jeszcze takie instrumenty, jak wibrafon, czy nawet cymbały huculskie i dudy - przyznacie, że to dość niecodzienne dźwięki jak na hip hopową płytę. I przyznam, że czekałem na taki wschodni, etniczny kawałek, jak 'Kto sieje wiatr' - Lukasyno już mnie do tego przyzwyczaił, a do tego zazwyczaj jest to numer świetnie zagrany. Tym razem cudów nie ma, ale i tak jest fajnie w tym temacie. Reszta bowiem muzyki jest mocno zwyczajna i po prostu ciężka.
Lirycznie ta płyta jednak jest antybangerem - Lukasyno zrezygnował zupełnie z gościnnych występów, zamiast tego postanowił pokazać jak najwięcej ze swojej duszy w tych kawałkach. To trochę taka spowiedź, miejscami rapper wyrzuca z siebie gorzkie żale - nie jest to płyta wesoła, czy pozytywna. To przemyślenia, czasem na trudne tematy do podjęcia w rozmowie - wszystko, co gryzie autora. Lukasyno to przyzwoity rapper - taki dość typowy rzemieślnik, który nie popisuje się wprawdzie finezją wykonania wersów, ale z drugiej strony jego styl nie zostawia wiele miejsca na błędy - zdarzają się one wtedy, kiedy bit robi się nieco bardziej wymagający. Nieco więcej pomysłu Łukasz pokazuje w 'Nim odetną mi tlen', gdzie ładnie wkomponował melodyjny refren w twardsze zwrotki. Ale ogólnie rapper siedzi w swojej niszy i klepie w bezpieczny sposób bezpieczne rymy. Nie powiem, żeby teksty mnie wzruszały, nie powiem, żeby technika szalała. Typowy, rzemieślniczy rap od człowieka, który swoje widział.
Antybanger? Raczej bardzo bezpieczny album. Dość nowoczesny, żeby ktoś to kupił. Dość szczery, żeby ludzie mogli się utożsamiać z tekstami. Dość asekuracyjny, aby nie było wpadek. Nie najgorszy, ale również bez przesady. Przeciętna płyta.
OCENA: 4-\6
NAJCIEKAWSZY NUMER Z PŁYTY
piątek, 1 stycznia 2016
WYSOKI LOT - TYLKO SWOI LUDZIE
Ganja Mafia 2015
1. Intro
2. Tylko Swoi Ludzie
3. Bomba
4. Mama Da Tata Da
5. Mimo Wszystko feat. FLINT
6. Miłego Dna
7. Cargo feat. JOANNA KULIG
8. Choreografia feat. ROŻEK, BARTOSZ PRZYTUŁA
9. Palmy
10. Pętliczek
11. Anatomia feat. ANKHTEN BROWN
12. Sami Swoi feat. NIZIOŁ, PAPAJ, NORMANO, JANIS IDEAL, KYLLO
13. Oderwij Się feat. BARTOSZ PRZYTUŁA
14. Helikopter
15. Od Kopa feat. WUZET
16. Napad
17. Mało Odpowiedzi feat. OXON
18. Tempa
19. Za to
Nigdy nie byłem fanem Grubera i Sabota, ale przyznam, że z albumu na album zmieniam swoje zdanie - 'Odliczanie' było już naprawdę fajną rzeczą. Patrząc na traklistę, jest nieco zaskakująca - zwłaszcza lista gości. Nowością jest również jeden producent, któremu oddano w ręce całą muzykę.
Tym producentem jest Fidser, który gustuje zdecydowanie z muzyce nowoczesnej, trapowej i njuskulowej. Jest to muza o tyle syntetyczna, że generowana w większości na bazie energicznych perkusji i żwawych melodyjek. Muza, przyznam, ma pierdolnięcie, choć w szczegółach mogę się nie zgadzać z doborem bitów - wywaliłbym 'Choreografię', nawet jeśli na niej Bartek Przytuła czuje się doskonale. Szkoda, że Sabot i Rożek się słabo wyrabiają. Bity siekają słuchacza po bebenkach płaskimi, ostrymi uderzeniami perkusji, gniotą ciężkim, plastikowym basem, ale całość jest naprawdę niezła, czerpiąca z brytyjskich garaży, pionierów trapu z Memphis, muzyki jungle, czy wręcz klasyków elektroniki, jak Kraftwerk. Poważnie, choć nie przepadam za nowoczesnym rapem, Fidser zrobił naprawdę doskonałą robotę, która ciągnie ten album.
Gruber wyróżnia się szybkim flow i wadą wymowy, choć nie dość, że pisze lepsze wersy, to jeszcze ma lepszą technikę - pomijając brak 'r', co wcale go nie dyskwalifikuje. Sabot jedzie z wolna swoim niskim, lekko chrypiącym wokalem. Jest on tu jednak tym słabszym ogniwem, czasem popełnia tragiczne potknięcia - kwintesencją jest to, co odpierdolił w 'Bombie': ja rozumiem, że bit nie jest łatwy do rymowania, ale przecież nikt nie kazał mu do niego rymować. Ratunku. Teksty oscylują wokół wszystkiego i niczego - takie ogólne o życiu. Nieco romantycznych opowieści, nieco historii z życia wziętych - w zasadzie nic szczególnego i zaskakującego - ot, rzemieślnicze rymy przeciętnych rapperów. Dystans, dzielący zwłaszcza Sabota (bo Gruber daje sobie spokojnie radę) od najlepszych widać wyraźnie, kiedy wbiega na majka Flint i rozpierdala akcję - nawet się specjalnie nie wysilał. Cóż, nie jest jednak źle, bo Sabota ratuje głos i klimat, jaki wprowadza, a Grubera flow i teksty. Jeśli jednak jesteśmy już przy gościach, zaskakują przede wszystkim dwa wystapienia: aktorka Joanna Kulig (choć ta już przecież śpiewała z Ostrym i Waldkiem Kastą na Nowym Pokoleniu) i zwycięzca Rawa Blues, Bartosz Przytuła. Bardzo fajnie, że WL wprowadza takie różne wokale i klimaty, bo to bardzo wzbogaciło brzmienie. Wuzet leci na tych elektronikach, jakby urodził się przy dźwiękach elektro, a Oxon zmiata stylistyką kolegów w kawałku. Ciekawostką są tu wystąpienia takich osób, jak Filipińczyka Ankhten Brown, osiadłego w Nowym Jorku, czy freestylerów: słowackiego Janis Ideal i czeskiego Kyllo. Swoją drogą, ten posse trak jest bardzo przyzwoitą rzeczą, 'Sami swoi' to jeden z lepszych kawałków. Niestety jest tu również Rożek, którego można by zdecydowanie pominąć milczeniem.
Heh, mam niejaki kłopot z tym albumem. W zasadzie, to całkiem fajna, nowoczesna płyta. Fidser ułożył doskonałe podkłady, które cisną tempo i flejwor. Świetna robota. Goście (w znacznej większości) dają co najmniej dobre wejścia i wręcz poprawiają odbiór. Najgorzej wychodzi w rezultacie sam Wysoki Lot, choć i tak wcale nie jest źle. Całkiem porządna rzecz.
OCENA: 4\6
1. Intro
2. Tylko Swoi Ludzie
3. Bomba
4. Mama Da Tata Da
5. Mimo Wszystko feat. FLINT
6. Miłego Dna
7. Cargo feat. JOANNA KULIG
8. Choreografia feat. ROŻEK, BARTOSZ PRZYTUŁA
9. Palmy
10. Pętliczek
11. Anatomia feat. ANKHTEN BROWN
12. Sami Swoi feat. NIZIOŁ, PAPAJ, NORMANO, JANIS IDEAL, KYLLO
13. Oderwij Się feat. BARTOSZ PRZYTUŁA
14. Helikopter
15. Od Kopa feat. WUZET
16. Napad
17. Mało Odpowiedzi feat. OXON
18. Tempa
19. Za to
Nigdy nie byłem fanem Grubera i Sabota, ale przyznam, że z albumu na album zmieniam swoje zdanie - 'Odliczanie' było już naprawdę fajną rzeczą. Patrząc na traklistę, jest nieco zaskakująca - zwłaszcza lista gości. Nowością jest również jeden producent, któremu oddano w ręce całą muzykę.
Tym producentem jest Fidser, który gustuje zdecydowanie z muzyce nowoczesnej, trapowej i njuskulowej. Jest to muza o tyle syntetyczna, że generowana w większości na bazie energicznych perkusji i żwawych melodyjek. Muza, przyznam, ma pierdolnięcie, choć w szczegółach mogę się nie zgadzać z doborem bitów - wywaliłbym 'Choreografię', nawet jeśli na niej Bartek Przytuła czuje się doskonale. Szkoda, że Sabot i Rożek się słabo wyrabiają. Bity siekają słuchacza po bebenkach płaskimi, ostrymi uderzeniami perkusji, gniotą ciężkim, plastikowym basem, ale całość jest naprawdę niezła, czerpiąca z brytyjskich garaży, pionierów trapu z Memphis, muzyki jungle, czy wręcz klasyków elektroniki, jak Kraftwerk. Poważnie, choć nie przepadam za nowoczesnym rapem, Fidser zrobił naprawdę doskonałą robotę, która ciągnie ten album.
Gruber wyróżnia się szybkim flow i wadą wymowy, choć nie dość, że pisze lepsze wersy, to jeszcze ma lepszą technikę - pomijając brak 'r', co wcale go nie dyskwalifikuje. Sabot jedzie z wolna swoim niskim, lekko chrypiącym wokalem. Jest on tu jednak tym słabszym ogniwem, czasem popełnia tragiczne potknięcia - kwintesencją jest to, co odpierdolił w 'Bombie': ja rozumiem, że bit nie jest łatwy do rymowania, ale przecież nikt nie kazał mu do niego rymować. Ratunku. Teksty oscylują wokół wszystkiego i niczego - takie ogólne o życiu. Nieco romantycznych opowieści, nieco historii z życia wziętych - w zasadzie nic szczególnego i zaskakującego - ot, rzemieślnicze rymy przeciętnych rapperów. Dystans, dzielący zwłaszcza Sabota (bo Gruber daje sobie spokojnie radę) od najlepszych widać wyraźnie, kiedy wbiega na majka Flint i rozpierdala akcję - nawet się specjalnie nie wysilał. Cóż, nie jest jednak źle, bo Sabota ratuje głos i klimat, jaki wprowadza, a Grubera flow i teksty. Jeśli jednak jesteśmy już przy gościach, zaskakują przede wszystkim dwa wystapienia: aktorka Joanna Kulig (choć ta już przecież śpiewała z Ostrym i Waldkiem Kastą na Nowym Pokoleniu) i zwycięzca Rawa Blues, Bartosz Przytuła. Bardzo fajnie, że WL wprowadza takie różne wokale i klimaty, bo to bardzo wzbogaciło brzmienie. Wuzet leci na tych elektronikach, jakby urodził się przy dźwiękach elektro, a Oxon zmiata stylistyką kolegów w kawałku. Ciekawostką są tu wystąpienia takich osób, jak Filipińczyka Ankhten Brown, osiadłego w Nowym Jorku, czy freestylerów: słowackiego Janis Ideal i czeskiego Kyllo. Swoją drogą, ten posse trak jest bardzo przyzwoitą rzeczą, 'Sami swoi' to jeden z lepszych kawałków. Niestety jest tu również Rożek, którego można by zdecydowanie pominąć milczeniem.
Heh, mam niejaki kłopot z tym albumem. W zasadzie, to całkiem fajna, nowoczesna płyta. Fidser ułożył doskonałe podkłady, które cisną tempo i flejwor. Świetna robota. Goście (w znacznej większości) dają co najmniej dobre wejścia i wręcz poprawiają odbiór. Najgorzej wychodzi w rezultacie sam Wysoki Lot, choć i tak wcale nie jest źle. Całkiem porządna rzecz.
OCENA: 4\6
wtorek, 22 grudnia 2015
MUMIN - WIĘCEJ NIŻ NIC
Szpadyzor 2015
1. Intro
2. Wypisane Długopisy
3. Ile w Nas?
4. Punkt Zwrotny feat. RAFI
5. Magma
6. Dobra Wola
7. Mi się nie chcę tego słuchać
8. Więcej niż nic
9. Siłę w sobie znajdź
10. Czysta kartka feat. MIŁY ATZ
11. Zew
12. Papierowy król feat. GINGER
13. Ten kto mówi ...
14. Obce samoloty
15. Outro
Dwa lata temu wyszedł debiutanci legal Mumina i po jego lekturze zastanawiałem się, czy jest to jednorazowy strzał, czy Mumin pojawi się jeszcze kiedyś. Bo, choć płyta była całkiem porządna, miałem wrażenie, że przeszła zupełnie bez echa. To znaczy nikt nie pisał, że dobra, nikt nie zjebał - czyli lipa, bo nie wywołuje emocji. Ale album był naprawdę porządny. A ten?
Znowu za całość muzyki odpowiada tu Ceha. I w sumie dobrze, bo producent umie popełnić bujające bity, mocno osadzone w tradycji nowojorskiego rapu, w klimatach 97-99. Fajne sample, powyciągane z różnych czeluści muzycznych szufladek i spoza nich nadają tempa kawałkom, bumbapowe perkusje wybijają takt i wszystko bardzo przyjemnie kiwa głową. Weź na przykład fajnie włączone próbki ze Stinga w tytułowym traku. Cehę wspomaga DJ War na dekach i razem tworzą sympatyczny smaczek. Nie jest to co prawda nic odkrywczego, ale przynajmniej nieźle się tego słucha. Co więcej, bity są na równym poziomie, są spójne i dobrze siedzą w uszach.
Mumin jakby się zmienił od ostatniego razu. Ma charakterystyczny, lekko zachrypnięty wokal, ale jakoś dziwnie upodobnił się on do stylu Gurala. A może mi się zdaje? Rapper ma niby niezgorsze teksty, ale nic szczególnego tu nie pada - takie tam wersiki w tematach ogólno życiowych. Proste, konkretne, ale bez szału. Stylistycznie, owszem czasem Mumin pokazuje skillsy ('Siłę w sobie znajdź'), ale nie czyni tego również zbyt często. A goście, których jest tu tylko trzech, też nie pokazują wielkich rzeczy. Rafi przelatuje obok numeru, Miły jest beznamiętny i mocno przeciętny, za to Ginger, choć głos ma cienki, to przynajmniej dobrze płynie.
W zasadzie nic się nie zmieniło od ostatniego razu. To wciąż jest bardzo przyjemny, bujający rap w klasycznym klimacie, którego się bardzo dobrze słucha, a który... nic nie wnosi. Dobra płyta, taki wypełniacz półki, po którą sięgną fani brzmień okołozłotoerowych. Niby nic, a jednak lubię.
OCENA: 4\6
MASZ TU TELEDYSK MUMINOWY
1. Intro
2. Wypisane Długopisy
3. Ile w Nas?
4. Punkt Zwrotny feat. RAFI
5. Magma
6. Dobra Wola
7. Mi się nie chcę tego słuchać
8. Więcej niż nic
9. Siłę w sobie znajdź
10. Czysta kartka feat. MIŁY ATZ
11. Zew
12. Papierowy król feat. GINGER
13. Ten kto mówi ...
14. Obce samoloty
15. Outro
Dwa lata temu wyszedł debiutanci legal Mumina i po jego lekturze zastanawiałem się, czy jest to jednorazowy strzał, czy Mumin pojawi się jeszcze kiedyś. Bo, choć płyta była całkiem porządna, miałem wrażenie, że przeszła zupełnie bez echa. To znaczy nikt nie pisał, że dobra, nikt nie zjebał - czyli lipa, bo nie wywołuje emocji. Ale album był naprawdę porządny. A ten?
Znowu za całość muzyki odpowiada tu Ceha. I w sumie dobrze, bo producent umie popełnić bujające bity, mocno osadzone w tradycji nowojorskiego rapu, w klimatach 97-99. Fajne sample, powyciągane z różnych czeluści muzycznych szufladek i spoza nich nadają tempa kawałkom, bumbapowe perkusje wybijają takt i wszystko bardzo przyjemnie kiwa głową. Weź na przykład fajnie włączone próbki ze Stinga w tytułowym traku. Cehę wspomaga DJ War na dekach i razem tworzą sympatyczny smaczek. Nie jest to co prawda nic odkrywczego, ale przynajmniej nieźle się tego słucha. Co więcej, bity są na równym poziomie, są spójne i dobrze siedzą w uszach.
Mumin jakby się zmienił od ostatniego razu. Ma charakterystyczny, lekko zachrypnięty wokal, ale jakoś dziwnie upodobnił się on do stylu Gurala. A może mi się zdaje? Rapper ma niby niezgorsze teksty, ale nic szczególnego tu nie pada - takie tam wersiki w tematach ogólno życiowych. Proste, konkretne, ale bez szału. Stylistycznie, owszem czasem Mumin pokazuje skillsy ('Siłę w sobie znajdź'), ale nie czyni tego również zbyt często. A goście, których jest tu tylko trzech, też nie pokazują wielkich rzeczy. Rafi przelatuje obok numeru, Miły jest beznamiętny i mocno przeciętny, za to Ginger, choć głos ma cienki, to przynajmniej dobrze płynie.
W zasadzie nic się nie zmieniło od ostatniego razu. To wciąż jest bardzo przyjemny, bujający rap w klasycznym klimacie, którego się bardzo dobrze słucha, a który... nic nie wnosi. Dobra płyta, taki wypełniacz półki, po którą sięgną fani brzmień okołozłotoerowych. Niby nic, a jednak lubię.
OCENA: 4\6
MASZ TU TELEDYSK MUMINOWY
czwartek, 17 grudnia 2015
ŁOKER - TURYSTA W SWYM MIEŚCIE
nielegal 2015
1. Iskra
2. Taki już jestem
3. Jagiełły rap atak 2 feat. ZIBER
4. Nie obchodzi mnie
5. Opowiadam
6. Moc feat. ZWNA, SZOŁA
7. Myślę
8. AŁUUU
9. Turysta w swym mieście
10. Co mnie gryzie! feat. ZIBER, PROFUS, G1
11. Znów nie pamiętam nic
12. Historia 2
13. Nikt nie odpowiedział
14. Na reluna feat. KWAS
15. Gdzie jesteś bejbe? feat. KRYSTIAN CZAJA
16. Nie wywietrzysz
17. Łokskoustowo
18. Nostalgia feat. KRYSTIAN CZAJA
19. Wychodzę z założenia
20. Pozdrówki
Łokera kojarzyłem z jakiś featuringów podziemnych zespołów, pamiętałem, że ma bardzo wybuchowe flow. Nawet byłem dość ciekawy, cóż może robić turysta we własnym mieście, dlatego sprawdziłem projekt - bez żadnych przewidywań. Co będzie, to będzie.
Angelo i AFU dali niby klasyczne, a jednak dość syntetyczny traki - taka wypadkowa pomiędzy dniem dzisiejszym, a latami '90. Dolun robi bujające klasyki, oparte o niezłe sample, Maxiu ma cięższe w klimacie bity, nieco czerpiące ze spuścizny Queensbridge, choć jego 'Łokskoustowo' leci nieco Dr. Dre dla odmiany. Kolas przyniósł nieco orientalny banger 'Ałuuu', są tu jeszcze Dąbek, Szyman i Mosi (najbardziej nowoczesny 'Wychodzę z założenia'), jednak wszystko osadzone jest mocno w klasycznym brzmieniu - mniej lub bardziej. Do tego truskulowego niemal brzmienia brakuje trochę drapania płyt. Ale muzyka brzmi naprawdę ok, nie ma tu co się szarpać - zero wzlotów, zero upaków - porządna stała.
Łoker ma bardzo ekspresyjne i silne flow, łączące hardkorowe rymowanie spod znaku Onyx ze szczyptą ragga. Zdecydowanie styl stoi tu ponad zawartością, ale i z tekstami nie jest tu wcale tak źle, tyle, że z tych wersów niewiele zostaje w głowie po przesłuchaniu - by nie rzec: nic. Łoker mówi o wszystkim wokół, przechodzi od bragga, przez zaangażowanie w muzykę, do zupełnie życiowych i przyziemnych tematów, ale i tych podniosłych, patriotyczno-społecznych. Sporo tu również gości, którzy są jednak dość zróżnicowani. Ziber może i płynie nieźle, ale w tekście ma tak ogromne banały, że w głowie mi się nie chciały zmieścić... ZWNA ma miły dla ucha, dziewczęcy głos i całkiem dobrze rymuje. Szoła zaś i Profus po prostu są - za to G1 i Kwasa mogłoby w ogóle nie być, bo to klasa w tył. Fajny klimat robią wokalistki, Ola i Andżelika, ich refreny są doprawdy przyjemne, tak samo jak Krystian Czaja.
Cóż, płyta Łokera ma dwa dna. Pierwsze to niezły klimat, szalony styl, bujające bity. Jest nieźle. A jednak tkwi w tym miodzie chochla dziegciu. Łoker ma tendencję do męczenia słuchacza, płyta jest nieco za długa i nudzi, bo ten flow jest jednak monotonny, a urzekających panczy jak na lekarstwo. Mamy zatem dość porządną, podziemną płytę, którą można sprawdzić - na pewno kilka numerów wpadnie w ucho ('Gdzie jesteś bejbe?', 'AŁUU', 'Iskra'), ale na dłuższą metę album nieco męczy.
OCENA: 4-\6
TU MASZ ODSŁUCH, BEJBE
1. Iskra
2. Taki już jestem
3. Jagiełły rap atak 2 feat. ZIBER
4. Nie obchodzi mnie
5. Opowiadam
6. Moc feat. ZWNA, SZOŁA
7. Myślę
8. AŁUUU
9. Turysta w swym mieście
10. Co mnie gryzie! feat. ZIBER, PROFUS, G1
11. Znów nie pamiętam nic
12. Historia 2
13. Nikt nie odpowiedział
14. Na reluna feat. KWAS
15. Gdzie jesteś bejbe? feat. KRYSTIAN CZAJA
16. Nie wywietrzysz
17. Łokskoustowo
18. Nostalgia feat. KRYSTIAN CZAJA
19. Wychodzę z założenia
20. Pozdrówki
Łokera kojarzyłem z jakiś featuringów podziemnych zespołów, pamiętałem, że ma bardzo wybuchowe flow. Nawet byłem dość ciekawy, cóż może robić turysta we własnym mieście, dlatego sprawdziłem projekt - bez żadnych przewidywań. Co będzie, to będzie.
Angelo i AFU dali niby klasyczne, a jednak dość syntetyczny traki - taka wypadkowa pomiędzy dniem dzisiejszym, a latami '90. Dolun robi bujające klasyki, oparte o niezłe sample, Maxiu ma cięższe w klimacie bity, nieco czerpiące ze spuścizny Queensbridge, choć jego 'Łokskoustowo' leci nieco Dr. Dre dla odmiany. Kolas przyniósł nieco orientalny banger 'Ałuuu', są tu jeszcze Dąbek, Szyman i Mosi (najbardziej nowoczesny 'Wychodzę z założenia'), jednak wszystko osadzone jest mocno w klasycznym brzmieniu - mniej lub bardziej. Do tego truskulowego niemal brzmienia brakuje trochę drapania płyt. Ale muzyka brzmi naprawdę ok, nie ma tu co się szarpać - zero wzlotów, zero upaków - porządna stała.
Łoker ma bardzo ekspresyjne i silne flow, łączące hardkorowe rymowanie spod znaku Onyx ze szczyptą ragga. Zdecydowanie styl stoi tu ponad zawartością, ale i z tekstami nie jest tu wcale tak źle, tyle, że z tych wersów niewiele zostaje w głowie po przesłuchaniu - by nie rzec: nic. Łoker mówi o wszystkim wokół, przechodzi od bragga, przez zaangażowanie w muzykę, do zupełnie życiowych i przyziemnych tematów, ale i tych podniosłych, patriotyczno-społecznych. Sporo tu również gości, którzy są jednak dość zróżnicowani. Ziber może i płynie nieźle, ale w tekście ma tak ogromne banały, że w głowie mi się nie chciały zmieścić... ZWNA ma miły dla ucha, dziewczęcy głos i całkiem dobrze rymuje. Szoła zaś i Profus po prostu są - za to G1 i Kwasa mogłoby w ogóle nie być, bo to klasa w tył. Fajny klimat robią wokalistki, Ola i Andżelika, ich refreny są doprawdy przyjemne, tak samo jak Krystian Czaja.
Cóż, płyta Łokera ma dwa dna. Pierwsze to niezły klimat, szalony styl, bujające bity. Jest nieźle. A jednak tkwi w tym miodzie chochla dziegciu. Łoker ma tendencję do męczenia słuchacza, płyta jest nieco za długa i nudzi, bo ten flow jest jednak monotonny, a urzekających panczy jak na lekarstwo. Mamy zatem dość porządną, podziemną płytę, którą można sprawdzić - na pewno kilka numerów wpadnie w ucho ('Gdzie jesteś bejbe?', 'AŁUU', 'Iskra'), ale na dłuższą metę album nieco męczy.
OCENA: 4-\6
TU MASZ ODSŁUCH, BEJBE
środa, 16 grudnia 2015
SYNOWIE RAPU - SPOWIEDŹ BLIŹNIAKÓW
nielegal 2015
1. Intro
2. Światopogląd (Pirat solo)
3. Nie Lubią Mnie Rapery feat. MICHU
4. Biało-czarny Rap feat. ALFRED, MASSEY
5. Kiedy Diabeł Szepcze feat. WBU
6. O Polsko! (Na Celowniku 2)
7. Pani Di, Krysia, i Marysia (SPR solo)
8. Dziatwa
9. Siła feat. SZTYKU
10. Merci
Choć to już trzeci album Synów Rapu, lecz przyznam, że pierwszy, który wpadł mi w łapy. Choć nie daję się zwieść pozorom, miałem małe podśmiechujki z tytułu, bo kojarzył mi się z jakimś expoze braci Kaczyńskich.... Ufff. Nazwa też nie jest specjalnie zachęcająca - wszystko robi anty PR...
Ale do rzeczy, bo to tylko etykietki. Sivy i Maryś to producenci wystarczająco wszechstronni, aby urozmaicić ten krótki, skądinąd, album. Mamy tu konkretne rzeczy w typie lat '00, ale i funkujące sample centralnie ze Złotej Ery. To taki typowy, klasyczny hip hop, cofający nas w czasie o około 20 lat. Wrażenia dodają skrecze DJ Micky Move, które doskonale wzbogacają bity, choć nie zawsze weszły z bit tak, jak powinny. Nie ma tu olśnienia, ale słucha się trego przyjemnie, kiwa się głowa, jest nieźle. Producenci fajnie dobierają sample, perkusje się toczą, sympatyczny klimat.
Na majku pracuje tu dwóch rapperów - Pirat i SPR. Pirat odznacza się wysokim głosem i mocnym flow - można powiedzieć, że porządny, rzemieślniczy rap z podziemia. Choć wyznam, że nie zawsze wyrabia się na bitach w taki sposób, w jaki można by sobie życzyć. SPR zaś ma niższy głos i nieco dziwne flow, bo dość oryginalnie kończy wersy podniesieniem tonu. Obaj posługują się wersami całkiem sprawnie, co jakiś czas wpadnie ciekawszy wers, celny pancz, czy intrygujące porównanie. Sporo jest tutaj rapu na tematy społeczne i polityczne, jest próba oceny polskiej sceny rap... Może poziom rapperów niekoniecznie usprawiedliwia narzekanie na innych kolegów po fachu, ale co tam - w końcu nie są źli, ot, porządna krajowa. Gorzej z gośćmi, którzy się tu pojawiają - na pewno nie wszyscy musieli dać tu swoje rymy. Na plus Michu, może Sztyku, ale to tyle...
Bardzo porządny, podziemny krążek. Nie zawsze to się zazębia i wszystko gra na 100%, ale jest to bez wątpienia rzecz, której zespół nie musi się wstydzić. Dobry, szczery rap - bez wzlotów, ale i bez upadków. Może nieco zbyt zwyczajny. Ale do sprawdzenia.
OCENA: 4/6
ODSŁUCH ZNAJDZIESZ TU
1. Intro
2. Światopogląd (Pirat solo)
3. Nie Lubią Mnie Rapery feat. MICHU
4. Biało-czarny Rap feat. ALFRED, MASSEY
5. Kiedy Diabeł Szepcze feat. WBU
6. O Polsko! (Na Celowniku 2)
7. Pani Di, Krysia, i Marysia (SPR solo)
8. Dziatwa
9. Siła feat. SZTYKU
10. Merci
Choć to już trzeci album Synów Rapu, lecz przyznam, że pierwszy, który wpadł mi w łapy. Choć nie daję się zwieść pozorom, miałem małe podśmiechujki z tytułu, bo kojarzył mi się z jakimś expoze braci Kaczyńskich.... Ufff. Nazwa też nie jest specjalnie zachęcająca - wszystko robi anty PR...
Ale do rzeczy, bo to tylko etykietki. Sivy i Maryś to producenci wystarczająco wszechstronni, aby urozmaicić ten krótki, skądinąd, album. Mamy tu konkretne rzeczy w typie lat '00, ale i funkujące sample centralnie ze Złotej Ery. To taki typowy, klasyczny hip hop, cofający nas w czasie o około 20 lat. Wrażenia dodają skrecze DJ Micky Move, które doskonale wzbogacają bity, choć nie zawsze weszły z bit tak, jak powinny. Nie ma tu olśnienia, ale słucha się trego przyjemnie, kiwa się głowa, jest nieźle. Producenci fajnie dobierają sample, perkusje się toczą, sympatyczny klimat.
Na majku pracuje tu dwóch rapperów - Pirat i SPR. Pirat odznacza się wysokim głosem i mocnym flow - można powiedzieć, że porządny, rzemieślniczy rap z podziemia. Choć wyznam, że nie zawsze wyrabia się na bitach w taki sposób, w jaki można by sobie życzyć. SPR zaś ma niższy głos i nieco dziwne flow, bo dość oryginalnie kończy wersy podniesieniem tonu. Obaj posługują się wersami całkiem sprawnie, co jakiś czas wpadnie ciekawszy wers, celny pancz, czy intrygujące porównanie. Sporo jest tutaj rapu na tematy społeczne i polityczne, jest próba oceny polskiej sceny rap... Może poziom rapperów niekoniecznie usprawiedliwia narzekanie na innych kolegów po fachu, ale co tam - w końcu nie są źli, ot, porządna krajowa. Gorzej z gośćmi, którzy się tu pojawiają - na pewno nie wszyscy musieli dać tu swoje rymy. Na plus Michu, może Sztyku, ale to tyle...
Bardzo porządny, podziemny krążek. Nie zawsze to się zazębia i wszystko gra na 100%, ale jest to bez wątpienia rzecz, której zespół nie musi się wstydzić. Dobry, szczery rap - bez wzlotów, ale i bez upadków. Może nieco zbyt zwyczajny. Ale do sprawdzenia.
OCENA: 4/6
ODSŁUCH ZNAJDZIESZ TU
poniedziałek, 14 grudnia 2015
DZIELNY - ZERO KELVINA
nielegal 2015
1. Intro
2. Introwertyk feat. MVZR
3. Standardy feat. PIKERS
4. Moment
5. Ostatni
6. Reminiscencje feat. DAGA, KATO
7. Małe miasta feat. BRZOS
8. Egoista
9. -237,15 stopni C
10. sPOKÓJ
Z opolskiej sceny w Polsce to znany jest Dinal i Okoliczny. I tak konia z rzędem temu, kto poprawnie wskaże ich miejsce rezydowania. Tymczasem województwo opolskie ma do zaoferowania więcej, niż te dwa, legendarne już niejako zespoły. Dzielny wydał miesiąc temu mikstejp, któy własnie zagościł w moich głośnikach.
To mikstejp, więc nic dziwnego, że muzyka tu jest w pełni zawinięta z friszerów. Nie lubię takich opcji, ale na szczęście nie są to hity z TOP5 USA. To kolejna porcja nowoczesnego rapu spod znaku trapu i njuskulu. Połamane perkusje, głęboki, dudniący bas i syntetyczne melodyjki z samplami wokalnymi, ze zmienionym tempem. Nie wszystkie kawałki mnie przekonują, co więcej, niektóre wręcz mnie wkurwiały (np. 'Ostatni'), choć kolejny 'Reminiscencje', dość podobny w wydźwięku, posiada bardzo fajny wajb, lekko jazzujący - dobrze płynie. Ogólnie rzecz biorąc, może lepiej by było zaprosić na album producentów, bo te friszery są dość płytkie i często byle jakie.
Dzielny ma całkiem fajną stylówkę, dość oryginalną, by nie zginąć w tłumie i wystarczająco normalną, aby nie spieprzyć czegoś dzikimi eksperymentami. Dość, że jego wersy kończą się i zaczynają wyższym tonem, który opada w środku linijki, co może brzmieć czasem dziwcznie i irytująco. Nawet, jeśli komuś nie będzie odpowiadała technika Dzielnego, to radzi on sobie tekstami - życiowymi, szczerymi i trafiającymi w sedno, choć tak naprawdę nie ma tu co cytować. Taki fajny constans na dobrym poziomie. Najlepszy trak to moim zdaniem 'Małe miasta', ale również dużo zyskują 'Reminiscencje' dzięki wokalom Dagmary, no i '-237 stopni' ma jebnięcie. Z gości dobrze wypada tu Brzos, wprowadzając nieco wschodniego sznytu spod samej granicy. No i MVZR na refrenie dość miodzio.
Mógł to być naprawdę niezły krążek, który na pewno lepiej działałby na bitach nierozwodnionych, konkretnych bangerach, dzięki którym Dzielny zostałby uwydatniony na majku. A tak, mamy ciekawą próbę wyjścia z cienia, gdzie wpadło parę wisienek, ale i jest tu i kilka kamyków w kawałku tego ciasta. Jednakże do sprawdzenia.
OCENA: 4-\6
OBADAJ TU SOBIE TEN DOBRY TRAK
1. Intro
2. Introwertyk feat. MVZR
3. Standardy feat. PIKERS
4. Moment
5. Ostatni
6. Reminiscencje feat. DAGA, KATO
7. Małe miasta feat. BRZOS
8. Egoista
9. -237,15 stopni C
10. sPOKÓJ
Z opolskiej sceny w Polsce to znany jest Dinal i Okoliczny. I tak konia z rzędem temu, kto poprawnie wskaże ich miejsce rezydowania. Tymczasem województwo opolskie ma do zaoferowania więcej, niż te dwa, legendarne już niejako zespoły. Dzielny wydał miesiąc temu mikstejp, któy własnie zagościł w moich głośnikach.
To mikstejp, więc nic dziwnego, że muzyka tu jest w pełni zawinięta z friszerów. Nie lubię takich opcji, ale na szczęście nie są to hity z TOP5 USA. To kolejna porcja nowoczesnego rapu spod znaku trapu i njuskulu. Połamane perkusje, głęboki, dudniący bas i syntetyczne melodyjki z samplami wokalnymi, ze zmienionym tempem. Nie wszystkie kawałki mnie przekonują, co więcej, niektóre wręcz mnie wkurwiały (np. 'Ostatni'), choć kolejny 'Reminiscencje', dość podobny w wydźwięku, posiada bardzo fajny wajb, lekko jazzujący - dobrze płynie. Ogólnie rzecz biorąc, może lepiej by było zaprosić na album producentów, bo te friszery są dość płytkie i często byle jakie.
Dzielny ma całkiem fajną stylówkę, dość oryginalną, by nie zginąć w tłumie i wystarczająco normalną, aby nie spieprzyć czegoś dzikimi eksperymentami. Dość, że jego wersy kończą się i zaczynają wyższym tonem, który opada w środku linijki, co może brzmieć czasem dziwcznie i irytująco. Nawet, jeśli komuś nie będzie odpowiadała technika Dzielnego, to radzi on sobie tekstami - życiowymi, szczerymi i trafiającymi w sedno, choć tak naprawdę nie ma tu co cytować. Taki fajny constans na dobrym poziomie. Najlepszy trak to moim zdaniem 'Małe miasta', ale również dużo zyskują 'Reminiscencje' dzięki wokalom Dagmary, no i '-237 stopni' ma jebnięcie. Z gości dobrze wypada tu Brzos, wprowadzając nieco wschodniego sznytu spod samej granicy. No i MVZR na refrenie dość miodzio.
Mógł to być naprawdę niezły krążek, który na pewno lepiej działałby na bitach nierozwodnionych, konkretnych bangerach, dzięki którym Dzielny zostałby uwydatniony na majku. A tak, mamy ciekawą próbę wyjścia z cienia, gdzie wpadło parę wisienek, ale i jest tu i kilka kamyków w kawałku tego ciasta. Jednakże do sprawdzenia.
OCENA: 4-\6
OBADAJ TU SOBIE TEN DOBRY TRAK
Subskrybuj:
Posty (Atom)