Pokazywanie postów oznaczonych etykietą v6. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą v6. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 czerwca 2014

WIRUS - 60 KILO WERSÓW

V6 2014

1. 60 kilo wersów
2. Wszystko pod kontrolą
3. Miejskie zoo
4. To dla moich ludzi   feat. M.K.M.
5. Opium   feat. KAJMAN
6. 40 lat niewoli
7. Wredny skurwiel   feat. KAEN
8. Duch
9. Betonowe pieczęcie   feat. T. WOŹNIAK, PUDELSI, JOYFUL VOICE
10. Smog
11. Za lepszą granicą
12. Mordercy
13. Jeden oddech
14. Popiół    feat. FU
15. Paru typów
16. Adrenalina    feat. ABRADAB

    Wirusa mozna było już usłyszeć w kilku produkcjach: od jego własnego nielegala, przez udział na Drużynie Mistrzów. Zagrał trochę koncertów, po czym trafił pod skrzydła weterana polskiej sceny, DJ 600V. Z opisów płyty wynika, że tego się nie da słuchać na trzeźwo, ale że nie miałem pod ręką zalecanej Metaxy, której zresztą nie lubię, włączyłem krążek na sucho, trochę obawiając się, co z tego wyjdzie...
    Całością zajął się Volt i to w jego wytwórni wyszła ta płyta. Mimo iż jest to bezdyskusyjnie legenda, to jednak ostatnimi czasy rzadko kto zgłasza się do niego po bity - nie oszukujmy się, jego ostatnie produkcje były zwyczajnie wybitnie chujowe - że ośmielę się wspomnieć o jego projekcie z Ron G - tego się po prostu nie dało słuchać. Ale... wcale nie jest tak źle - rozum powrócił i Szejseta robi wprawdzie nadal syntetyczne podkłady, ale już pozbył się tej plastikowej, tandetnej maniery, w której tkwił ostatnie kilka lat. Przyznam, że wreszcie brzmi to porządnie i daje się spokojnie słuchać. Nieco ponad połowę albumu zrobili jednak inni producenci. TMK Beatz ma tu dwa całkiem udane kawałki, dobrze wpisujące się w klimat albumu. Lanek wjeżdża z elektronicznym, ale ciężkim podkładem, który nieco łagodzi ładny damski śpiew w refrenie. Aglofellaz mają tu klasyczny podkład, a DNA jak zwykle w w formie z przyjemnym bitem do 'Popiołu'. Adam Drzewiecki z Pudelsów (i przecież nie tylko) skomponował lekko jazzująco-popowy trak z fajnymi dęciakami, grającymi w tle - w numerze udział ma chór gospel oraz Tadeusz Woźniak z Niebiesko-Czarnych... Wyjątkowy pomysł, choć nie każdemu pewnie przypadnie do gustu. Fajny jest jeszcze 'Mordercy' od 101 Decybeli. Poza tymi ciekawszymi trakami, są tu jeszcze produkcje od DJ Creona, Kudela, Donde. Co w sumie dziwniejsze, DJ 600V, jako didżej, mógł spokojnie zająć się również skreczingiem, ale oddał te przestrzeń dla DJ Def'a, DJ Czarliego, DJ Qmak'a, DJ Element'a i Feel-X'a. Może to i lepiej?
    Wirus trochę mnie zaskoczył, bo okazał się być jednak bardzo sprawnym rapperem. Przyznam, że w poprzednich kawałkach, w których go słyszałem, w ogóle nie zwrócił na siebie mojej uwagi, a tu od samego początku emce pokazuje, że ma w sobie to coś. Jest dowcipny, wręcz sarkastyczny, umie być uszczypliwy i złośliwy, do tego potrafi przyspieszać, kombinować z flow i bardzo fajnie się go słucha. I nawet obojętne jest, o czym mówi. Może dawać bragga, czy rysować nam swój wizerunek jako chamskiego skurwiela, jest ok. Może opowiadać przejmujące historie z czasów komunizmu albo miejskie legendy... Może również gadać o śmierci razem z grupą gospel. Cokolwiek. Ok, w stronę końca, temperatura nieco spada, ale i tak jest dobrze. Gości rapowych jest niewielu: zaledwie trzech. Kaen daje radę jako wredny skurwiel, Fu nie zrobił tragedii i ma tu jedno z najlepszych wejść w życiu, kiedy rymuje zrozumiale. No i Abradab, który ujdzie - tak po prostu.
    Podszedłem do materiału nieco sceptycznie, ale Wirus rozwiał moje wątpliwości. Jasne, płyta jest nierówna i ma swoje lepsze i gorsze momenty, jednakże dobrze się tego słucha i Wirus  daje sobie spokojnie radę. Można posłuchać - nie jest to dzieło, ale całkiem ciekawa płyta.

OCENA: 4\6 


środa, 4 czerwca 2014

DJ 600V & JACK THE RIPPER - SINCE '94

V6 2014

1. Feelin' Good
2. Since '94
3. Real McCoys   feat. SADAT X
4. Dropanotherone
5. Rising 2 The Top   feat. LEWIS PARKER
6. Ownboss
7. Represent  feat. GRAND DADDY I.U.
8. That's Why I Pray
9. So Much Pain  feat. ANIA KANDEGER, PARADOX
10. M.I.C.
11. So Hot
12. Ownboss (RMX)

    Kim jest DJ Volt, to chyba nie muszę mówić. Poniekąd legenda polskiej sceny, jakkolwiek nie zjebałby się ostatnio. To jego kolejna płyta producencka z zagranicznym rapperem. Pierwsze podejście, z Ron'em G było tragiczne - tego gówna nie dało się słuchać. Ale tu zaproszony został członek ekipy Brainsick Mob, o której usłyszałem dawno temu na mikstejpach Premiera. No to może warto? Wahałbym się, gdzie umieścić te recenzję, ale skoro SoulPete i Ostry tu wylądowali z racji firmowania płyty nazwiskiem, to Szejseta też musi.
    Był okres, kiedy Volt robił jakieś popieprzone syntetyczne bity, od których źle się człowiekowi robiło wszędzie. Ale nie. Volt powrócił do klimatu sprzed 15 lat, klimatu, który znamy z pierwszych składanek producenckich. Czyli takie kilka kroków wstecz do klasycznego hip hopu. Znowu mamy pudełkowy zestaw perkusyjny, z którego Volt był sławny, trochę sampli, brzęczący bas oraz, jako powiew świeżości, trochę syntetycznych dźwięków. I ok, muza płynie bez podskoków wprawdzie, ale przynajmniej da się tego słuchać - w większości wypadków. Natomiast szczerze mówiąc, to płaska muzyka, prawie ciągle taka sama, lecąca na jedno kopyto.     
    Młodszy brat Lil Dap'a z Group Home całkiem nieźle radzi sobie na mikrofonie, zresztą, pod skrzydłami DJ Premiera miał się kiedy nauczyć, obracając się pomiędzy wszystkimi gwiazdami, nagrywającymi w D&D Studios. Owszem, zdarza mu się tracić oddech i rytm (weź 'Ownboss' ostatnią zwrotkę - wywalił się tu dość nieprzyjemnie, podobnie w 'That's why I pray'), ale generalnie jest ok. Jack głównie reprezentuje siebie, NY, BM i V6, co jakiś czas przerywa przechwałki i poopowiada trochę historii z sąsiedztwa, wyjaśni, czemu wierzy w Boga. Nie rzuca na kolana, niknie, kiedy wchodzi Sadat X, czy brytyjski weteran Lewis Parker. Wygrzebany z czeluści studia Grand Daddy IU najwyraźniej po latach spędzonych tylko na produkcji wyszedł z wprawy i nie rymuje juz tak dobrze, jak 20 lat temu (kurde, naprawdę 20 lat!).   
    No dobra, 600V zrobił sobie płytę, Jack dograł sobie wersy i mamy album. I co? Nic. Bo ten album dokładnie tyle wnosi do gry. Pitu pitu. Mógłby to być jakiś kamień milowy, tak jak Ostry z Marco Polo, czy SoulPete, ale nie będzie, z dwóch powodów: 600V jest bardzo przeciętnym producentem oraz Jack The Ripper jest przeciętnym rapperem. Da się tego posłuchać, czemu nie. Ale jest tyle lepszych płyt, że szkoda czasu.

OCENA: 3+\6