Persona Non Grata 2015
1. Wolny jak
2. Nie cofniesz
3. Maszeruj albo giń
4. Powiedz mi bracie
5. Odrzucam
6. Błądząc
7. Nim odetną mi tlen
8. Antybanger
9. Perseida
10. Temido
11. W rap grze
12. Jesteś już mężczyzną
13. Persona non grata
14. Bagaż
15. Kto sieje wiatr
Kolejny solowy album lidera (chyba tak go trzeba nazwać) NON Koneksji ma byc z założenia rzeczą przeciwną wszystkiemu, czym rządzi się scena. Poprzedni 'Bard' okazał się sporym sukcesem - niewiele zabrakło do statusu złotej płyty. Tym razem Luka odstawił gości, odstawił mainstream i zajął się tym, co sam uważa za słuszne, bez oglądania się na innych.
Nie byłoby płyty Lukasyno, gdyby nie pomoc brata. Oczywiście mamy tu więc bity od Krisa, ale przecież nie tylko, są tu Ayon, BQ, MilionBeats, L-MNT, Radek O i Marek Kubik. Nie powiem, żeby muzyka rzeczywiście była takim antybangerem i że idzie pod prąd nurtom - wręcz przeciwnie. To nowoczesne bity, o setkach hajhetów, bądź o powolnych, trapowych, czy niemal cloudowych sekcjach rytmicznych. To, co wyróżnia tu produkcję, to sporo żywych instrumentów, które wnoszą sporo świeżości do muzyki. Weź smutny 'Maszeruj albo giń', gdzie BQ i Marek Kubik włożyli na podkład skrzypce, gitarę akustyczną i klawisze. Czasem wchodzą tu jeszcze takie instrumenty, jak wibrafon, czy nawet cymbały huculskie i dudy - przyznacie, że to dość niecodzienne dźwięki jak na hip hopową płytę. I przyznam, że czekałem na taki wschodni, etniczny kawałek, jak 'Kto sieje wiatr' - Lukasyno już mnie do tego przyzwyczaił, a do tego zazwyczaj jest to numer świetnie zagrany. Tym razem cudów nie ma, ale i tak jest fajnie w tym temacie. Reszta bowiem muzyki jest mocno zwyczajna i po prostu ciężka.
Lirycznie ta płyta jednak jest antybangerem - Lukasyno zrezygnował zupełnie z gościnnych występów, zamiast tego postanowił pokazać jak najwięcej ze swojej duszy w tych kawałkach. To trochę taka spowiedź, miejscami rapper wyrzuca z siebie gorzkie żale - nie jest to płyta wesoła, czy pozytywna. To przemyślenia, czasem na trudne tematy do podjęcia w rozmowie - wszystko, co gryzie autora. Lukasyno to przyzwoity rapper - taki dość typowy rzemieślnik, który nie popisuje się wprawdzie finezją wykonania wersów, ale z drugiej strony jego styl nie zostawia wiele miejsca na błędy - zdarzają się one wtedy, kiedy bit robi się nieco bardziej wymagający. Nieco więcej pomysłu Łukasz pokazuje w 'Nim odetną mi tlen', gdzie ładnie wkomponował melodyjny refren w twardsze zwrotki. Ale ogólnie rapper siedzi w swojej niszy i klepie w bezpieczny sposób bezpieczne rymy. Nie powiem, żeby teksty mnie wzruszały, nie powiem, żeby technika szalała. Typowy, rzemieślniczy rap od człowieka, który swoje widział.
Antybanger? Raczej bardzo bezpieczny album. Dość nowoczesny, żeby ktoś to kupił. Dość szczery, żeby ludzie mogli się utożsamiać z tekstami. Dość asekuracyjny, aby nie było wpadek. Nie najgorszy, ale również bez przesady. Przeciętna płyta.
OCENA: 4-\6
NAJCIEKAWSZY NUMER Z PŁYTY
Polski hip hop. Wydawnictwa oficjalne i nielegale. Recenzje i podsumowania. Możliwość odsłuchu i ściągnięcia nielegali. Baza dla polskich wydawnictw hip hopowych. * Wszystkie oceny i opinie są moimi osobistymi i subiektywnymi, więc jeśli nie zgadzasz się z jakąś oceną, bądź uprzemy nie wyzywać od najgorszych, tylko dlatego, że mam inne zdanie od Ciebie.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą białystok. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą białystok. Pokaż wszystkie posty
sobota, 2 stycznia 2016
sobota, 12 grudnia 2015
ZEY - 50 TWARZY ZEYA
RBLS 2015
1. Superhit
2. Esencja
3. Dumle feat. FIŁOŃ
4. Bez Granic
5. Nieważkość
6. ROBINSONADA
7. Checkpoint
8. Sansara feat. PUEBLOS, FIŁOŃ
9. Banshee feat. RADZIAS
10. POWERBALL
11. Whiplash feat. EJMATT, GABRIELA K
12. Impos feat. GÓRZYNIAK
13. Słodka gorycz
14. Malibu
Zey to jeden z tych gości od Rebeliantów, białostockiej brygady rapperów, którzy robią swoimi nagraniami nieco szumu w podziemiu. Zey chciał swoim mikstejpem pokazać, jak bardzo jest różnorodny, pokazać swoje pięćdziesiąt twarzy.
Dźwięki, jakimi powitał mnie album, wywołały dreszczyk. Wojdvs bowiem odwołał się do czasów mojej młodości, opierając bit o numer Bandy i Wandy, 'Hi Fi Superstar', wzruszyłem się, zwłaszcza, że wyszedł z tego ostry, gitarowo-elektroniczny trak. JEden z nastepnych traków, 'Dumle' CatchUp'a z kolei znów poruszył ukryte struny w mej duszy, samplując 'Rhythm is a dancer' SNAP! - kolejny hicior sprzed ponad dwudziestu lat. Na bitach mamy tu jeszcze Seek'a ze spokojną 'Sansarą' i Efena i to w zasadzie tyle. Reszta to podkłady zawinięte z soundkloudów producenckich i friszerów, takich jak elektronik Whispa z Anglii, czy innych niezależnych / nonejmowych producentów. Tak, czy siak, to bangerowy njuskul, ciężko syntetyczny, ale nie szkodzi, bo to naprawdę dobrsze dobrana muza, ostro podkręcająca tempo. Jedyny klasyczny trak, to zamykający płytę czilautowy 'Malibu'.
Zey byłby świetnym rapperem, bo flow ma niczego sobie, a i umie wkręcić trafiające mocno pancze typu 'i mów mi Noe kiedy płynę z tym bydłem' albo 'jakbym wypił tu za błędy z dyslektykiem' albo 'wjeżdżam Mercem, dlatego mam was na celowniku' . Ma on jednak jedną, sporą wadę - dykcję, a w zasadzie jej totalny brak. Nie wiem, czy to głos, czy Zey próbuje rymować zbyt szybko, jednak czasem ciężko rozróżnić poszczególne słowa, bo kiedy podkład wymusza na Zeyu wolniejsze flow, tak jak w 'Nieważkości' od razu robi się lepiej - swoją drogą to świetny numer. Oczywiście Zey korzysta również ze wszelkich dobrodziejstw techniki, wciskając autotuny i tym podobne efekty, ale to wszystko współgra z konceptem. Poza Zey'em są tu jeszcze goście i o ile Fiłoń nie przekonał mnie na zwrotce, to refren w 'Sansarze' trafia w punkt. Pueblos nawinął bardzo porządnie, Radzias rozwalił nie tylko wersami ('jestem kowalem swojego losu, dlatego chodzę skuty zbyt często'), ale i stylistyką, ejmatt zresztą też trzyma poziom. Dużo lepszym flow niż Zey zaszafował Górzyniak, ale lirycznie nie pokazał nic szczególnego.
Cóż, to mógł być wybuch, ale: 1. większość bitów, choć nawet niezła, jest zajebana. Beng. 2. Czasem ciężko zrozumieć wersy, co strasznie męczy, bo to, co wpada co jakiś czas jest warte skupienia. Beng. 3. Niezły, choć nie wyróżniający się szczególnie njuskulowy mikstejp. Beng. Czyli co? Może następnym razem będzie hit, na razie jest po prostu nieźle.
OCENA: 4\6
SPRAWDŹ TE MASZAPY, BO WARTO POOGLĄDAĆ
1. Superhit
2. Esencja
3. Dumle feat. FIŁOŃ
4. Bez Granic
5. Nieważkość
6. ROBINSONADA
7. Checkpoint
8. Sansara feat. PUEBLOS, FIŁOŃ
9. Banshee feat. RADZIAS
10. POWERBALL
11. Whiplash feat. EJMATT, GABRIELA K
12. Impos feat. GÓRZYNIAK
13. Słodka gorycz
14. Malibu
Zey to jeden z tych gości od Rebeliantów, białostockiej brygady rapperów, którzy robią swoimi nagraniami nieco szumu w podziemiu. Zey chciał swoim mikstejpem pokazać, jak bardzo jest różnorodny, pokazać swoje pięćdziesiąt twarzy.
Dźwięki, jakimi powitał mnie album, wywołały dreszczyk. Wojdvs bowiem odwołał się do czasów mojej młodości, opierając bit o numer Bandy i Wandy, 'Hi Fi Superstar', wzruszyłem się, zwłaszcza, że wyszedł z tego ostry, gitarowo-elektroniczny trak. JEden z nastepnych traków, 'Dumle' CatchUp'a z kolei znów poruszył ukryte struny w mej duszy, samplując 'Rhythm is a dancer' SNAP! - kolejny hicior sprzed ponad dwudziestu lat. Na bitach mamy tu jeszcze Seek'a ze spokojną 'Sansarą' i Efena i to w zasadzie tyle. Reszta to podkłady zawinięte z soundkloudów producenckich i friszerów, takich jak elektronik Whispa z Anglii, czy innych niezależnych / nonejmowych producentów. Tak, czy siak, to bangerowy njuskul, ciężko syntetyczny, ale nie szkodzi, bo to naprawdę dobrsze dobrana muza, ostro podkręcająca tempo. Jedyny klasyczny trak, to zamykający płytę czilautowy 'Malibu'.
Zey byłby świetnym rapperem, bo flow ma niczego sobie, a i umie wkręcić trafiające mocno pancze typu 'i mów mi Noe kiedy płynę z tym bydłem' albo 'jakbym wypił tu za błędy z dyslektykiem' albo 'wjeżdżam Mercem, dlatego mam was na celowniku' . Ma on jednak jedną, sporą wadę - dykcję, a w zasadzie jej totalny brak. Nie wiem, czy to głos, czy Zey próbuje rymować zbyt szybko, jednak czasem ciężko rozróżnić poszczególne słowa, bo kiedy podkład wymusza na Zeyu wolniejsze flow, tak jak w 'Nieważkości' od razu robi się lepiej - swoją drogą to świetny numer. Oczywiście Zey korzysta również ze wszelkich dobrodziejstw techniki, wciskając autotuny i tym podobne efekty, ale to wszystko współgra z konceptem. Poza Zey'em są tu jeszcze goście i o ile Fiłoń nie przekonał mnie na zwrotce, to refren w 'Sansarze' trafia w punkt. Pueblos nawinął bardzo porządnie, Radzias rozwalił nie tylko wersami ('jestem kowalem swojego losu, dlatego chodzę skuty zbyt często'), ale i stylistyką, ejmatt zresztą też trzyma poziom. Dużo lepszym flow niż Zey zaszafował Górzyniak, ale lirycznie nie pokazał nic szczególnego.
Cóż, to mógł być wybuch, ale: 1. większość bitów, choć nawet niezła, jest zajebana. Beng. 2. Czasem ciężko zrozumieć wersy, co strasznie męczy, bo to, co wpada co jakiś czas jest warte skupienia. Beng. 3. Niezły, choć nie wyróżniający się szczególnie njuskulowy mikstejp. Beng. Czyli co? Może następnym razem będzie hit, na razie jest po prostu nieźle.
OCENA: 4\6
SPRAWDŹ TE MASZAPY, BO WARTO POOGLĄDAĆ
wtorek, 10 listopada 2015
HUKOS - WIELKIE WOJNY MAŁYCH LUDZI
Step 2015
1. Intro
2. Facet z 3 na przedzie
3. Odchodzić by powracać
4. Daleko od domu
5. Cały twój swag
6. Gdzie jest sens?
7. Na szczycie, na dnie
8. Obawa przed potem...
9. Zdradzę Ci sekret
10. Chłopcy idą na wojnę feat. KĘKĘ, PEERZET
11. 2 kreski
12. Bunt i kompromis feat. CIRA
13. Żyć jak Himilsbach i Maklak
14. Wojny małych ludzi
15. Hymn przetrwania
16. Epitafium dla naszych marzeń (Outro)
Po trzech latach oczekiwań, przerwanych wspólnym projektem z Cirą, Hukos powraca z kolejną, trzecią solówką. Mocna okładka i niezłe wydanie albumu pobudziło moją ciekawość. Według mnie, Hukos zawsze był zdolny, ale nie umiał tego wykorzystać, zawsze na tych jego albumach czegoś brakowało.
Zazwyczaj obawiam się płyt, gdzie co kawałek, to producent. Tu może nie jest tak dosłownie, ale na 16 traków producentów jest 13. Dużo. I nierówno. Bo co zrobili producenci? Poszwixxx dał kawałek, który kojarzy mi się zbyt mocno z Budką Sufleta, czy podobnym stylem. Eljot wypuścił nieco nudnawe, czasem łzawe trapy ('Daleko od domu' wyciskał łzy. Rozpaczy). Ka-meal wyprodukował tak wymemłany cloud, że nie mogę tego strawić. Bob Air, Eigus, 101 Decybeli, Juicy, Soddy i SSZ pojechali dość typowo, nowocześnie i bez uniesień - pitu pitu. Stendahl Syndrom - od niego mamy szybki i energiczny trak, na klasycznej perkusji z nowoczesnymi dźwiękami, Teka jest nieco klubowy, a Ayon zrobił konkretny trap rodem z Memphis - ostry, tnący przy samej ziemi. Szczęściem znajdują się tu również skrecze od RX, DJ Flip i DJ Gondek - oni przynajmniej tną równo. Jest średnio i bez życia przez większość czasu.
Hukos ma już taki styl, że nie będzie lepszy. Potrafi płynąć po bitach, umie poskładać wersy w sprytne zwrotki. Technicznie jest naprawdę fajnie, bez zarzutu. I w sumie teksty też nie kuleją, daje się wyłapać parę naprawdę fajnych wrzutek, ale często jest jakby beznamiętnie i bez emocji - to znaczy flow ciśnie, wersy są lekko z boku. Dostaje się tu scenie, ślicznym chłopczykom w ruruniach, Hukos rozlicza się z własną przeszłością, czy z życiem w ogóle. Niby jest dobrze, ale jakoś tak dziwnie... Mamy tu również paru gości: w fajnym skądinąd 'Chłopcy idą na wojnę; najlepiej daje... Sylwia Danek w refrenie - ciary! Ale i Kęki nawinął dobrą zwrotę. Peerzet i Cira wyszli tu dość beznamiętnie, niby dostosowując się do ogólnego klimatu. Jest w tym wszystkim coś nieuchwytnego - może te teksty są lekko wymuszone? Może do mnie akurat nie trafiają? Nie wiem.
Czegoś mi tu zdecydowanie brakuje. Wersy nie mają ognia znanego z poprzedniej płyty. Bity są bardzo nierówne i sporo jest nieco wymęczonych, bez siły. To dobry album, który jednak mógłby być sporo lepszy. Przyznam, że mimo kilku niezłych numerów, całość lekko nudzi.
OCENA: 4\6
1. Intro
2. Facet z 3 na przedzie
3. Odchodzić by powracać
4. Daleko od domu
5. Cały twój swag
6. Gdzie jest sens?
7. Na szczycie, na dnie
8. Obawa przed potem...
9. Zdradzę Ci sekret
10. Chłopcy idą na wojnę feat. KĘKĘ, PEERZET
11. 2 kreski
12. Bunt i kompromis feat. CIRA
13. Żyć jak Himilsbach i Maklak
14. Wojny małych ludzi
15. Hymn przetrwania
16. Epitafium dla naszych marzeń (Outro)
Po trzech latach oczekiwań, przerwanych wspólnym projektem z Cirą, Hukos powraca z kolejną, trzecią solówką. Mocna okładka i niezłe wydanie albumu pobudziło moją ciekawość. Według mnie, Hukos zawsze był zdolny, ale nie umiał tego wykorzystać, zawsze na tych jego albumach czegoś brakowało.
Zazwyczaj obawiam się płyt, gdzie co kawałek, to producent. Tu może nie jest tak dosłownie, ale na 16 traków producentów jest 13. Dużo. I nierówno. Bo co zrobili producenci? Poszwixxx dał kawałek, który kojarzy mi się zbyt mocno z Budką Sufleta, czy podobnym stylem. Eljot wypuścił nieco nudnawe, czasem łzawe trapy ('Daleko od domu' wyciskał łzy. Rozpaczy). Ka-meal wyprodukował tak wymemłany cloud, że nie mogę tego strawić. Bob Air, Eigus, 101 Decybeli, Juicy, Soddy i SSZ pojechali dość typowo, nowocześnie i bez uniesień - pitu pitu. Stendahl Syndrom - od niego mamy szybki i energiczny trak, na klasycznej perkusji z nowoczesnymi dźwiękami, Teka jest nieco klubowy, a Ayon zrobił konkretny trap rodem z Memphis - ostry, tnący przy samej ziemi. Szczęściem znajdują się tu również skrecze od RX, DJ Flip i DJ Gondek - oni przynajmniej tną równo. Jest średnio i bez życia przez większość czasu.
Hukos ma już taki styl, że nie będzie lepszy. Potrafi płynąć po bitach, umie poskładać wersy w sprytne zwrotki. Technicznie jest naprawdę fajnie, bez zarzutu. I w sumie teksty też nie kuleją, daje się wyłapać parę naprawdę fajnych wrzutek, ale często jest jakby beznamiętnie i bez emocji - to znaczy flow ciśnie, wersy są lekko z boku. Dostaje się tu scenie, ślicznym chłopczykom w ruruniach, Hukos rozlicza się z własną przeszłością, czy z życiem w ogóle. Niby jest dobrze, ale jakoś tak dziwnie... Mamy tu również paru gości: w fajnym skądinąd 'Chłopcy idą na wojnę; najlepiej daje... Sylwia Danek w refrenie - ciary! Ale i Kęki nawinął dobrą zwrotę. Peerzet i Cira wyszli tu dość beznamiętnie, niby dostosowując się do ogólnego klimatu. Jest w tym wszystkim coś nieuchwytnego - może te teksty są lekko wymuszone? Może do mnie akurat nie trafiają? Nie wiem.
Czegoś mi tu zdecydowanie brakuje. Wersy nie mają ognia znanego z poprzedniej płyty. Bity są bardzo nierówne i sporo jest nieco wymęczonych, bez siły. To dobry album, który jednak mógłby być sporo lepszy. Przyznam, że mimo kilku niezłych numerów, całość lekko nudzi.
OCENA: 4\6
poniedziałek, 27 lipca 2015
STEEL BANGING - DWIE STRONY ŚWIATA
Step 2015
CD1
1. Intro
2. Pierwiastek bloków feat. PALUCH, SOBOTA
3. Pomocna dłoń feat. ERO, SIWERS, BOB ONE
4. Nie zatrzymasz mnie feat. LUKASYNO, BILON, KĘKĘ
5. West Coast feat. RPS, ŚLIWA, KROOLIK UNDERWOOD
6. Podwórkowy rap feat. BONUS RPK, PAROL SYNDYKAT, GABI
7. Ulica to nie gra feat. ŻARY, AK-47, EGON
8. Czekam feat. DIXON37
9. Gra pozorów feat. TEN TYP MES, BRAHU
10. Przez pryzmat muzyki feat. PARZEL, SIUPACZ, HDS
11. Nigdy nie zamykaj oczu feat. KALI, HIPOTONIA
12. Brudna robota feat. DOBO ZDR, NIZIOŁ, KACZY, KRIMESON GRZ
13. Nie zawsze feat. MAŁACH & RUFUZ
14. Umiejętności feat. KACZOR, PIH
15. Prosty rap feat. WSRH, HUDY HZD, CIRA
16. Droga donikąd feat. WYSOKI LOT
17. Napad feat. KAEN, JURAS
18. N H Street feat. $ZAJKA
CD2
1. Still Rollin feat. MR. CRIMINAL, MIDGET LOCO, FIESTY2GUNZ, RAASO RAX
2. We ride feat. MR. PATRON, RUSH WUN
3. L.A. Life feat. HUERO SNIPES
4. Here I come feat. BALDACCI
5. They hate on me feat. CALIBOY, PLAYBOY, LIL YOGI YBE
6. My neighbor hoodqueen feat. DOLL-E GIRL, YOUNG BROWN
7. Murder beats feat. G'D UP GANGSTERS
8. Ambition feat. LYRIK
9. Stackin feat. JAY BROWN, C BLUNT, RHYTHM
10. Catch me dippin feat. LIL YOGI YBE, CALIBOY
11. Steel Banging feat. TORO LOCO, LIL VEE, YOUNG BROWN, G'D UP GANGSTERS, MIDGET
LOCO, TRAVIE
12. Worldwide feat. SLEEPY MALO, SOLO SINATRA, SPANKY SPANKS
13. Get blown feat. DAWG, SMILONE
14. Thug mundo feat. MR, YOSIE LOCOTE, TRISTE DE NEMESIS, LUCKY13
15. Gangsta West Coast feat. SICC2SICC, GANSTERS
16. Hustlaz and killers feat. PSM, MR. PATRON, SOUL FREE
17. 1st street bridge feat. MIDGET LOCO, LADY J
18. Outro
Kriso i Gaca to duet producentów z Białegostoku, którzy należą do szerokiej grupy amerykańskich producentów, pod nazwą Steel Banging Musick właśnie. Obaj zdecydowali się wydać album producencki i zaprosić na niego nie tylko polskich rapperów, ale również, dzięki współpracy z SBM, rapperów z Zachodniego Wybrzeża. Zatem dostajemy dwupłytowy album, podzielony na cd po polsku i cd amerykańskie.
Steel Banging to grupa westcoastowa, a zatem producenci czerpią garściami z funkowej spuścizny. Daje to nam przede wszystkim bujające, g-funkowe brzmienie - czasem unowocześnione cykaczami i syntetycznymi melodyjkami (jak w 'Pierwiastku bloków'), czy trapowe w 'Drodze donikąd', a czasem zaskakujące klawiszowymi solówkami ('Gra pozorów'). Trafiają się oczywiście również bity uliczne - w końcu jest tu sporo gości z tego nurtu: zwłaszcza Amerykanów. Zatem piszczały rodem z najlepszych czasów West Coast g-funk miesza się z njuskulem i rapem ulicznym. Na części amerykańskiej znajdziemy i talkbox (nie mylić z autotunem!) i więcej tej specyficznej latynoskiej muzyki gangsterskiej, bo, nie oszukujmy się, wykonawcy to w wiekszości właśnie Latynosi. Czy muzyka jest dobra? No cóż, każdy znajdzie tu pewnie coś dla siebie. Jest ok.
Pierwsza płyta poświęcona jest polskim rapperom - niekoniecznie ulicznym, choć ci akurat są w większości. Jednak jest to prawdziwy przegląd naszej sceny, bo mamy tu gości od Mesa, przez Peję, aż po Kaena, czy Bonusa. I, jak to w takich wypadkach bywa, jest tu kilka osób, które wypadły świetnie, trochę więcej słabiutkich, a cała reszta to szara masa. Kto wpadł mi szczególnie w ucho? Paluch z Sobotą dali całkiem fajny numer, taki mocno w stylu starego, dobrego Palucha. Kękę okazał się z całej trójki najlepszy (zgodnie z przewidywaniami), ale wcale Lukasyno i Bilon numeru nie popsuli. Oczywiście musi tu trafić Mes, który wraz z dawno niesłyszanym Brahem wykręcił bardzo dobry g-funkowy trak. Zaskoczył pozytywnie Parzel, który na tle Siupacza i HDSa wypadł niczym profesor. Całkiem dobrze ogarnęli temat Kaen z Jurasem (ten, naturalnie, leci narodowościowo i patriotycznie). Na przeciwległym końcu znajduje się na przykład Śliwa, który wprawdzie nie brzmi już jak kopia Peji, ale wypadł tu blado. Co do Kroolika - bardzo lubię jego głos (polski Nate Dogg, c'nie :P), ale niech on nie rymuje za często. Porażką jest 'Podwórkowy rap' - co wejście, to gorsze... Małach niestety daje coraz to gorsze zwrotki - ta jest mocno infantylna i mimo chwytliwego refrenu, kawałek nie należy do moich ulubionych. Ciekawostką jest powrót Kaczego z Molesty, który wraz z Krimesonem, Niziołem i Dobo zrobili kawałek, który może nie jest dziełem sztuki, ale te style robią numer. Rozczarowali zdecydowanie Pih, Wysoki Lot i AK 47, który się nie bardzo odnalazł na tym podkładzie, choć próbował lecieć niczym Koopsta Knicca, lub wręcz Tech N9ne. Na drugiej stronie świata od razu w oko wpadł mi gwiazdor Hi Power records, Mr. Criminal - to największa gwiazda tutaj, bo reszta, poza może Midget Loco, szefem i założycielem Steel Banging, to przedstawiciele chicano rap, który nie dość, że nie jest u nas zbyt znany, to jeszcze są to zwykli żołnierze, żadni oficerowie pokroju Criminala.
To bardzo specyficzna płyta, w sumie nie do końca wiadomo, dla kogo. Dla przeciętnego polskiego słuchacza przechodzi tylko CD 1. Dla Amerykanina, abstrahując od tego, czy płyta dostępna jest w USA, wchodzi tylko CD 2. Zatem? Ku chwale Steel Banging? Dla Kriso i Gacy? Hmmm... Nie jest to zły album, na pewno nieco przydługi i szału na rynku nie będzie. Może komuś przybliży to parę nazwisk latynowskich gangsta rapperów, ale też nie mam złudzeń co do tego, ile osób włączy dysk drugi po pierwszym odsłuchaniu z ciekawości. Jednakże propsy dla chłopaków za sprowadzenie na drugą płytę całego tego podziemia latynowskiej Kaliforni, wraz z tamtejszymi gwiazdami.
OCENA: 3+\6
CD1
1. Intro
2. Pierwiastek bloków feat. PALUCH, SOBOTA
3. Pomocna dłoń feat. ERO, SIWERS, BOB ONE
4. Nie zatrzymasz mnie feat. LUKASYNO, BILON, KĘKĘ
5. West Coast feat. RPS, ŚLIWA, KROOLIK UNDERWOOD
6. Podwórkowy rap feat. BONUS RPK, PAROL SYNDYKAT, GABI
7. Ulica to nie gra feat. ŻARY, AK-47, EGON
8. Czekam feat. DIXON37
9. Gra pozorów feat. TEN TYP MES, BRAHU
10. Przez pryzmat muzyki feat. PARZEL, SIUPACZ, HDS
11. Nigdy nie zamykaj oczu feat. KALI, HIPOTONIA
12. Brudna robota feat. DOBO ZDR, NIZIOŁ, KACZY, KRIMESON GRZ
13. Nie zawsze feat. MAŁACH & RUFUZ
14. Umiejętności feat. KACZOR, PIH
15. Prosty rap feat. WSRH, HUDY HZD, CIRA
16. Droga donikąd feat. WYSOKI LOT
17. Napad feat. KAEN, JURAS
18. N H Street feat. $ZAJKA
CD2
1. Still Rollin feat. MR. CRIMINAL, MIDGET LOCO, FIESTY2GUNZ, RAASO RAX
2. We ride feat. MR. PATRON, RUSH WUN
3. L.A. Life feat. HUERO SNIPES
4. Here I come feat. BALDACCI
5. They hate on me feat. CALIBOY, PLAYBOY, LIL YOGI YBE
6. My neighbor hoodqueen feat. DOLL-E GIRL, YOUNG BROWN
7. Murder beats feat. G'D UP GANGSTERS
8. Ambition feat. LYRIK
9. Stackin feat. JAY BROWN, C BLUNT, RHYTHM
10. Catch me dippin feat. LIL YOGI YBE, CALIBOY
11. Steel Banging feat. TORO LOCO, LIL VEE, YOUNG BROWN, G'D UP GANGSTERS, MIDGET
LOCO, TRAVIE
12. Worldwide feat. SLEEPY MALO, SOLO SINATRA, SPANKY SPANKS
13. Get blown feat. DAWG, SMILONE
14. Thug mundo feat. MR, YOSIE LOCOTE, TRISTE DE NEMESIS, LUCKY13
15. Gangsta West Coast feat. SICC2SICC, GANSTERS
16. Hustlaz and killers feat. PSM, MR. PATRON, SOUL FREE
17. 1st street bridge feat. MIDGET LOCO, LADY J
18. Outro
Kriso i Gaca to duet producentów z Białegostoku, którzy należą do szerokiej grupy amerykańskich producentów, pod nazwą Steel Banging Musick właśnie. Obaj zdecydowali się wydać album producencki i zaprosić na niego nie tylko polskich rapperów, ale również, dzięki współpracy z SBM, rapperów z Zachodniego Wybrzeża. Zatem dostajemy dwupłytowy album, podzielony na cd po polsku i cd amerykańskie.
Steel Banging to grupa westcoastowa, a zatem producenci czerpią garściami z funkowej spuścizny. Daje to nam przede wszystkim bujające, g-funkowe brzmienie - czasem unowocześnione cykaczami i syntetycznymi melodyjkami (jak w 'Pierwiastku bloków'), czy trapowe w 'Drodze donikąd', a czasem zaskakujące klawiszowymi solówkami ('Gra pozorów'). Trafiają się oczywiście również bity uliczne - w końcu jest tu sporo gości z tego nurtu: zwłaszcza Amerykanów. Zatem piszczały rodem z najlepszych czasów West Coast g-funk miesza się z njuskulem i rapem ulicznym. Na części amerykańskiej znajdziemy i talkbox (nie mylić z autotunem!) i więcej tej specyficznej latynoskiej muzyki gangsterskiej, bo, nie oszukujmy się, wykonawcy to w wiekszości właśnie Latynosi. Czy muzyka jest dobra? No cóż, każdy znajdzie tu pewnie coś dla siebie. Jest ok.
Pierwsza płyta poświęcona jest polskim rapperom - niekoniecznie ulicznym, choć ci akurat są w większości. Jednak jest to prawdziwy przegląd naszej sceny, bo mamy tu gości od Mesa, przez Peję, aż po Kaena, czy Bonusa. I, jak to w takich wypadkach bywa, jest tu kilka osób, które wypadły świetnie, trochę więcej słabiutkich, a cała reszta to szara masa. Kto wpadł mi szczególnie w ucho? Paluch z Sobotą dali całkiem fajny numer, taki mocno w stylu starego, dobrego Palucha. Kękę okazał się z całej trójki najlepszy (zgodnie z przewidywaniami), ale wcale Lukasyno i Bilon numeru nie popsuli. Oczywiście musi tu trafić Mes, który wraz z dawno niesłyszanym Brahem wykręcił bardzo dobry g-funkowy trak. Zaskoczył pozytywnie Parzel, który na tle Siupacza i HDSa wypadł niczym profesor. Całkiem dobrze ogarnęli temat Kaen z Jurasem (ten, naturalnie, leci narodowościowo i patriotycznie). Na przeciwległym końcu znajduje się na przykład Śliwa, który wprawdzie nie brzmi już jak kopia Peji, ale wypadł tu blado. Co do Kroolika - bardzo lubię jego głos (polski Nate Dogg, c'nie :P), ale niech on nie rymuje za często. Porażką jest 'Podwórkowy rap' - co wejście, to gorsze... Małach niestety daje coraz to gorsze zwrotki - ta jest mocno infantylna i mimo chwytliwego refrenu, kawałek nie należy do moich ulubionych. Ciekawostką jest powrót Kaczego z Molesty, który wraz z Krimesonem, Niziołem i Dobo zrobili kawałek, który może nie jest dziełem sztuki, ale te style robią numer. Rozczarowali zdecydowanie Pih, Wysoki Lot i AK 47, który się nie bardzo odnalazł na tym podkładzie, choć próbował lecieć niczym Koopsta Knicca, lub wręcz Tech N9ne. Na drugiej stronie świata od razu w oko wpadł mi gwiazdor Hi Power records, Mr. Criminal - to największa gwiazda tutaj, bo reszta, poza może Midget Loco, szefem i założycielem Steel Banging, to przedstawiciele chicano rap, który nie dość, że nie jest u nas zbyt znany, to jeszcze są to zwykli żołnierze, żadni oficerowie pokroju Criminala.
To bardzo specyficzna płyta, w sumie nie do końca wiadomo, dla kogo. Dla przeciętnego polskiego słuchacza przechodzi tylko CD 1. Dla Amerykanina, abstrahując od tego, czy płyta dostępna jest w USA, wchodzi tylko CD 2. Zatem? Ku chwale Steel Banging? Dla Kriso i Gacy? Hmmm... Nie jest to zły album, na pewno nieco przydługi i szału na rynku nie będzie. Może komuś przybliży to parę nazwisk latynowskich gangsta rapperów, ale też nie mam złudzeń co do tego, ile osób włączy dysk drugi po pierwszym odsłuchaniu z ciekawości. Jednakże propsy dla chłopaków za sprowadzenie na drugą płytę całego tego podziemia latynowskiej Kaliforni, wraz z tamtejszymi gwiazdami.
OCENA: 3+\6
czwartek, 23 lipca 2015
RADZIAS - PRETIUM SANGUINIS: CENA ZA PRZELANĄ KREW
nielegal 2015
1. Genezis
2. Dystopia
3. Cukry proste
4. Synestezja
5. Kamienie szlachetne feat. MONIKA KURZA
6. Zwątpienie
7. Wieże do nieba
8. Eugenika
9. Dusza
10. Języki ognia feat. ROSE, MONIKA KURZA
11. Pretium sanguinis feat. MENTOR
12. Outro
13. Azymuty
Zaintrygowała mnie już okładka, bo przyznam, że o Radziasie nie słyszałem wcześniej w ogóle. Białostocka scena jest na pewno czymś, na co warto mieć baczenie, a młodzież również rozwija się prawidłowo - patrz na Radziasa właśnie. Wyskakuje w eter, zbiera trochę propsów i... ciekawe, co będzie dalej?
Nowoczesny rap, który pompuje nam Radzias, jest dziełem kilku producentów. NewTone dał trzy traki, przede wszystkim 'Genesis' na mocne wejście. Zresztą NewTone wcale nie spuszcza z tonu nawet później i 'Zwątpienie' jest kawałkiem ostrym i wybuchowym wręcz, dzięki samplom gitar. Piecka wyraźnie lubi moc i na te nowoczesne, syntetyczne brzmienia kładzie ostre gitary ('Dystopia'), choć z drugiej strony umie być delikatny i wręcz zwiewny ('Cukry proste'). Nie wszystko jest jednak bardzo syntetyczne, ale przecież rónież daleko tu do klasycznego brzmienia hiphopowego, nawet pomimo udziału DJ Garfield'a w kawałku inaugurującym album - zdecydowanie za mało tu dja... Nie przeszkadza to jednak bardzo, bo muzyka ta z tych nowocześniejszych, równiez potrafi być ciekawa i intrygująca. Zwróćcie uwagę na podkład do 'Kamieni szlachetnych' - bardzo szlachetny podkład. Quadeloope ze swoimi 'Wieżami do nieba' wkracza raczej w te subtelniejsze strefy, jednak nadal nie jest to rozlazły cloud - to samo z Piłim, który dał nowoczesną 'Duszę', ale też nie przesadził. Muza jest syntetyczna i up-to-date, ale bez przesady: ona działa, robi swoje, czyli nakręca klimat, wspomaga emocje kawałków i wydaje się idealna dla Radziasa.
Radzias ma jasny, dość wysoki wokal, który jest pełen emocji i zaangażowania. Wersy wypełnia pasja, a przy tym teksty Radziasa są równie zaangażowane, co on sam. 'Nie jestem Copperfieldem i to nie iluzje czary \ przy tym nawet Jokerowi zniknie uśmiech z twarzy \ nie utożsamiam się, mój kręgosłup moralny pękł [...] mimo to zrobię wszystko, żeby maksimum z siebie dać, rozkręca się ten wyścig zbrojeń #optimusprime'. Tytuły traków bywają takie w stylu 'otwieramy-słownikwyrazówobcych-na-stronie-xx' (dystopia, synestezja, eugenika), ale i takich mądrych słów nie brakuje w tekstach - na szczęście autor wydaje się znać ich znaczenie, bo używa ich zgodnie ze znaczeniem - gorzej z odbiorcami... Ale to nie nasz problem. Dość powiedzieć, że Radzias to właściwy człowiek na właściwym miejscu, a o tym, że warto na niego zwrócić uwagę, niech świadczy fakt, że nagrał z nim kawałek Rose - jeden z najlepszych reprezentantów białostockiej sceny, którego osobiście bardzo szanuję. Zresztą jego Zwrotka tu jest bardzo porządna, podobnie jak wersy Mentora w bragga z 'Pretium Sanguinis...
Dobra i starannie wyselekcjonowana muzyka, świetny Radzias z ładunkiem mądrych wersów, zarymowanych z emfazą - takich płyt możemy oczekiwać z podziemia. I oby coraz więcej takich materiałów, bo to jest rzecz, którą warto sprawdzić.
OCENA: 4+\6
1. Genezis
2. Dystopia
3. Cukry proste
4. Synestezja
5. Kamienie szlachetne feat. MONIKA KURZA
6. Zwątpienie
7. Wieże do nieba
8. Eugenika
9. Dusza
10. Języki ognia feat. ROSE, MONIKA KURZA
11. Pretium sanguinis feat. MENTOR
12. Outro
13. Azymuty
Zaintrygowała mnie już okładka, bo przyznam, że o Radziasie nie słyszałem wcześniej w ogóle. Białostocka scena jest na pewno czymś, na co warto mieć baczenie, a młodzież również rozwija się prawidłowo - patrz na Radziasa właśnie. Wyskakuje w eter, zbiera trochę propsów i... ciekawe, co będzie dalej?
Nowoczesny rap, który pompuje nam Radzias, jest dziełem kilku producentów. NewTone dał trzy traki, przede wszystkim 'Genesis' na mocne wejście. Zresztą NewTone wcale nie spuszcza z tonu nawet później i 'Zwątpienie' jest kawałkiem ostrym i wybuchowym wręcz, dzięki samplom gitar. Piecka wyraźnie lubi moc i na te nowoczesne, syntetyczne brzmienia kładzie ostre gitary ('Dystopia'), choć z drugiej strony umie być delikatny i wręcz zwiewny ('Cukry proste'). Nie wszystko jest jednak bardzo syntetyczne, ale przecież rónież daleko tu do klasycznego brzmienia hiphopowego, nawet pomimo udziału DJ Garfield'a w kawałku inaugurującym album - zdecydowanie za mało tu dja... Nie przeszkadza to jednak bardzo, bo muzyka ta z tych nowocześniejszych, równiez potrafi być ciekawa i intrygująca. Zwróćcie uwagę na podkład do 'Kamieni szlachetnych' - bardzo szlachetny podkład. Quadeloope ze swoimi 'Wieżami do nieba' wkracza raczej w te subtelniejsze strefy, jednak nadal nie jest to rozlazły cloud - to samo z Piłim, który dał nowoczesną 'Duszę', ale też nie przesadził. Muza jest syntetyczna i up-to-date, ale bez przesady: ona działa, robi swoje, czyli nakręca klimat, wspomaga emocje kawałków i wydaje się idealna dla Radziasa.
Radzias ma jasny, dość wysoki wokal, który jest pełen emocji i zaangażowania. Wersy wypełnia pasja, a przy tym teksty Radziasa są równie zaangażowane, co on sam. 'Nie jestem Copperfieldem i to nie iluzje czary \ przy tym nawet Jokerowi zniknie uśmiech z twarzy \ nie utożsamiam się, mój kręgosłup moralny pękł [...] mimo to zrobię wszystko, żeby maksimum z siebie dać, rozkręca się ten wyścig zbrojeń #optimusprime'. Tytuły traków bywają takie w stylu 'otwieramy-słownikwyrazówobcych-na-stronie-xx' (dystopia, synestezja, eugenika), ale i takich mądrych słów nie brakuje w tekstach - na szczęście autor wydaje się znać ich znaczenie, bo używa ich zgodnie ze znaczeniem - gorzej z odbiorcami... Ale to nie nasz problem. Dość powiedzieć, że Radzias to właściwy człowiek na właściwym miejscu, a o tym, że warto na niego zwrócić uwagę, niech świadczy fakt, że nagrał z nim kawałek Rose - jeden z najlepszych reprezentantów białostockiej sceny, którego osobiście bardzo szanuję. Zresztą jego Zwrotka tu jest bardzo porządna, podobnie jak wersy Mentora w bragga z 'Pretium Sanguinis...
Dobra i starannie wyselekcjonowana muzyka, świetny Radzias z ładunkiem mądrych wersów, zarymowanych z emfazą - takich płyt możemy oczekiwać z podziemia. I oby coraz więcej takich materiałów, bo to jest rzecz, którą warto sprawdzić.
OCENA: 4+\6
piątek, 26 czerwca 2015
ZBUKU & CHADA & BEZCZEL - KONTRABANDA: BRAT BRATU BRATEM
Step 2015
1. Intro
2. Kontrabanda
3. Do upadłego
4. Wszystko dobrze
5. Wiem
6. Zawsze ponad maximum feat. POPEK, MATIFAH
7. Więź uzależnień
8. Lęki
9. Zastanawiam się nad sobą
10. Pewniacy
11. Brat Bratu Bratem
12. To nie nasz klimat feat. KAEN
13. Osiedlowy poligon
14. Zejdź mi z drogi feat. SITEK
15. Outro
Kumple nagrywają płytę razem - zrozumiałe. Tytuł i okładka może nie są najlepsze, ale to nie o to tu chodzi. Co mnie najbardziej zaniepokoiło, to skład ekipy. Zbuku - młody gniewny, który mnie do siebie nie zdążył przekonać i to nieco taki przerost formy nad treścią. Chada, który ma na koncie niezłe rzeczy, tak samo jak gnioty, przy czym technicznie leży. No i Bezczel, z płyty na płytę gorszy. Czy połączenie trzech wątpliwej jakości rapperów i elektronicznej muzyki będzie dla mnie wystarczająco zjadliwe, aby dobrnąć do końca albumu? Tego się obawiałem, ale do odważnych świat należy.
Muzyka nie jest aż tak bardzo posunięta w stronę syntetyków, jak myślałem, ale też nie jest jakimś wyjątkowym osiągnięciem. Owszem, jest różnorodnie, ale nie zawsze to, co słyszałem, trafia w mój gust. Wyjątkowo z nim się mija David Gutjar, którego 'Wszystko dobrze' jest przekombinowanym popowym trakiem, a 'Brat bratu...' jest tandetnym, radosnym na siłę kawałkiem. Po prostu nie. Z drugiej strony Świerzba wysmażył całkiem przyjemną 'Kontrabandę, TastyBeats sprawił 'Pewniaków' na bardzo mistrzowskim samplu gitarki, podszytym nieco hałaśliwym backgriundem, a Nitro naprawdę fajny 'Więź uzależnień' z wkręcającą pętlą fletu. Reszta jest mocno nijaka: RX, PSR, Poszwixxx nie wysilili się zbytnio. Tak nam się ta muza toczy: mocne bębny, najczęściej smętne melodyjki, czasem trafi się coś bardziej energicznego i bujającego głowę - ale to doprawdy 3-4 kawałki. Producentów wspierają na wosku DJ Flip i DJ Perc.
Trzech rapperów - trzy historie - trzy style. Zbuku ze swoim lekko zachrypniętym wokalem nudzi i nie wnosi tu nic nowego ('moje serce jest zimne jak morze Berlinga zimą' - co za elokwencja, kierwa). Chada to sinusoida: czasem trafi w punkt, czasem rymuje oczywistą oczywistość, a czasem palnie jakiegoś babola - pomijam archaiczne flow, bo to jest niejako wpisane w jego image. Bezczel wreszcie jest tu najlepszy z trójcy, potrafi zaskoczyć ciekawszym wersem ('mój styl jest tak tłusty, że mów mi czwartek'), ma najlepszą technikę i chyba najlepiej radzi sobie na majku. O czym jest ta płyta? Cóż, prawliność dla gry, jesteśmy zajebiści i klepiemy się po pośladkach z czułością, a także tyle koksu, że ja pierdolę. Tak w skrócie i ironicznie, ale mniej więcej łapiecie temat, c'nie? Najgorszym trakiem tu jest 'Brat bratu bratem' - tak infantylnego lizania dupy dawno nie słyszałem. Ok, chłopaki się lubią, wspominają wakacje w Chorwacji itp, ale nie jest to ubrane nazbyt atrakcyjnie... Te dobre kawałki? Cóż... Nie wiem. Goście... Cóż. Kaen zjada tu wszystkich techniką i emocjami - plus dla niego. Popek nie jest tu albańskim prześmiewcą, tylko leci z ulicznym bragga.
Do końca albumu dobrnąłem - nie mogę powiedzieć, że to zła płyta. Nie jest też dobra, bo najlepsze kawałki są zaledwie "w miarę", a najgorsze są... najgorsze :P Muza jest przeciętna ( w większości), rapperzy przeciętni (w większości linijek), goście przeciętni... Nie ma tu na czym zawiesić ucha. Trochę drętwo.
OCENA: 3\6
1. Intro
2. Kontrabanda
3. Do upadłego
4. Wszystko dobrze
5. Wiem
6. Zawsze ponad maximum feat. POPEK, MATIFAH
7. Więź uzależnień
8. Lęki
9. Zastanawiam się nad sobą
10. Pewniacy
11. Brat Bratu Bratem
12. To nie nasz klimat feat. KAEN
13. Osiedlowy poligon
14. Zejdź mi z drogi feat. SITEK
15. Outro
Kumple nagrywają płytę razem - zrozumiałe. Tytuł i okładka może nie są najlepsze, ale to nie o to tu chodzi. Co mnie najbardziej zaniepokoiło, to skład ekipy. Zbuku - młody gniewny, który mnie do siebie nie zdążył przekonać i to nieco taki przerost formy nad treścią. Chada, który ma na koncie niezłe rzeczy, tak samo jak gnioty, przy czym technicznie leży. No i Bezczel, z płyty na płytę gorszy. Czy połączenie trzech wątpliwej jakości rapperów i elektronicznej muzyki będzie dla mnie wystarczająco zjadliwe, aby dobrnąć do końca albumu? Tego się obawiałem, ale do odważnych świat należy.
Muzyka nie jest aż tak bardzo posunięta w stronę syntetyków, jak myślałem, ale też nie jest jakimś wyjątkowym osiągnięciem. Owszem, jest różnorodnie, ale nie zawsze to, co słyszałem, trafia w mój gust. Wyjątkowo z nim się mija David Gutjar, którego 'Wszystko dobrze' jest przekombinowanym popowym trakiem, a 'Brat bratu...' jest tandetnym, radosnym na siłę kawałkiem. Po prostu nie. Z drugiej strony Świerzba wysmażył całkiem przyjemną 'Kontrabandę, TastyBeats sprawił 'Pewniaków' na bardzo mistrzowskim samplu gitarki, podszytym nieco hałaśliwym backgriundem, a Nitro naprawdę fajny 'Więź uzależnień' z wkręcającą pętlą fletu. Reszta jest mocno nijaka: RX, PSR, Poszwixxx nie wysilili się zbytnio. Tak nam się ta muza toczy: mocne bębny, najczęściej smętne melodyjki, czasem trafi się coś bardziej energicznego i bujającego głowę - ale to doprawdy 3-4 kawałki. Producentów wspierają na wosku DJ Flip i DJ Perc.
Trzech rapperów - trzy historie - trzy style. Zbuku ze swoim lekko zachrypniętym wokalem nudzi i nie wnosi tu nic nowego ('moje serce jest zimne jak morze Berlinga zimą' - co za elokwencja, kierwa). Chada to sinusoida: czasem trafi w punkt, czasem rymuje oczywistą oczywistość, a czasem palnie jakiegoś babola - pomijam archaiczne flow, bo to jest niejako wpisane w jego image. Bezczel wreszcie jest tu najlepszy z trójcy, potrafi zaskoczyć ciekawszym wersem ('mój styl jest tak tłusty, że mów mi czwartek'), ma najlepszą technikę i chyba najlepiej radzi sobie na majku. O czym jest ta płyta? Cóż, prawliność dla gry, jesteśmy zajebiści i klepiemy się po pośladkach z czułością, a także tyle koksu, że ja pierdolę. Tak w skrócie i ironicznie, ale mniej więcej łapiecie temat, c'nie? Najgorszym trakiem tu jest 'Brat bratu bratem' - tak infantylnego lizania dupy dawno nie słyszałem. Ok, chłopaki się lubią, wspominają wakacje w Chorwacji itp, ale nie jest to ubrane nazbyt atrakcyjnie... Te dobre kawałki? Cóż... Nie wiem. Goście... Cóż. Kaen zjada tu wszystkich techniką i emocjami - plus dla niego. Popek nie jest tu albańskim prześmiewcą, tylko leci z ulicznym bragga.
Do końca albumu dobrnąłem - nie mogę powiedzieć, że to zła płyta. Nie jest też dobra, bo najlepsze kawałki są zaledwie "w miarę", a najgorsze są... najgorsze :P Muza jest przeciętna ( w większości), rapperzy przeciętni (w większości linijek), goście przeciętni... Nie ma tu na czym zawiesić ucha. Trochę drętwo.
OCENA: 3\6
piątek, 30 stycznia 2015
PRAKTIS - SYZYF
Step 2014
1. Introoz
2. Wrażliwość
3. Miszmasz
4. Wenus
5. Po omacku feat. KUBA KNAP, CIRA
6. Zanim zaśniesz
7. Psst...
8. Chory pień
9. Cena zwycięstwa feat. LUKASYNO, KALI, KANCIK
10. EKG feat. KALA
11. Ironia losu feat. MICHAŁ KISIEL
12. Bezdech
13. Syzyf
14. Zdolny jak feat. KRET
15. Prorok Herezjasz
16. Bez końca
Białostocki rapper uderza po raz drugi. Wprawdzie w opisach płyty mówi się, że powstała we współpracy ze Step Records, ale jak sądzę, nie wyszła ona na legalu - przynajmniej nie było jej na półkach sklepowych. A szkoda.
Muzyka tutaj gniecie do ziemi, siada kolanami na piersi i chwyta łapskami za gardło, utrudniając oddychanie. Poza 'Wenus' od DJ Hal'a i 'Ironią losu' Szczura, całość albumu popełnili Ayon i Dukato - dwaj zdolni, białostoccy producenci. Ale w sumie nie istotne, kto robił który bit - wszystkie brzmią bardzo podobnie. Ale nie chciałbym, aby ktoś zrozumiał to jako wadę - te podkłady są spójne, brzęczące elektroniką, tłamszące zawiesistym klimatem. Do tego wosk tną DJ Perc, DJ Fejm oraz DJ Shum i pasują tu te skrecze jak nic innego, bo brzmią, jakby robione piłą mechaniczną. To doskonała ścieżka dźwiękowa to filmu typu dramat psychologiczny z elementami thrillera. Niepokojąca. Wywołująca drgawki.
Praktis, wraz ze swoim głębokim głosem i toczącym się powoli flow idealnie pasuje do tych bitów. Rapper ma równie ciężkie wersy na temat rzeczywistości, jego przemyślenia osiadają na zwojach mózgu i ciążą. W pewnym sensie Praktis przypomina nieco Sokoła, ale to nie jest ani xero, ani inspiracja - po prostu brzmią nieco podobnie, jednak oba wokale i style dają się spokojnie rozróżnić. Ale to tak na marginesie. Bo Praktis ma swoją jazdę: ciemną, pełną zawoalowanych pragnień, ciężkich wejść, emocji i powietrza przesiąkniętego potem, strachem i seksem. Przy tym goście, którzy wiedzą, po co się tu znaleźli: Knap i Cira to absolutne mistrzostwo na feacie, cała trójka miażdży. Lukasyno i Kali są może mniej złożeni i skomplikowani, ale mają za to wersy 'prosto w twarz'. Michał Kisiel udowadnia, że nie można zapominać o tym graczu. A przecież są tu jeszcze wokaliści, którzy także wprowadzają silne emocje.
Kurwa, pocę się jak szczur, ale słucham tego materiału raz za razem. Nie jestem w stanie się uwolnić od tego albumu, bo wciąga jak krechy w nozdrza. To bardzo ciężki materiał w odbiorze, ale ja lubię takie rzeczy. Wybitnie spójne, przepełnione emocjami. Dlaczego to nie poszło do sklepów? Niemal wybitny materiał!
OCENA: 5+\6
1. Introoz
2. Wrażliwość
3. Miszmasz
4. Wenus
5. Po omacku feat. KUBA KNAP, CIRA
6. Zanim zaśniesz
7. Psst...
8. Chory pień
9. Cena zwycięstwa feat. LUKASYNO, KALI, KANCIK
10. EKG feat. KALA
11. Ironia losu feat. MICHAŁ KISIEL
12. Bezdech
13. Syzyf
14. Zdolny jak feat. KRET
15. Prorok Herezjasz
16. Bez końca
Białostocki rapper uderza po raz drugi. Wprawdzie w opisach płyty mówi się, że powstała we współpracy ze Step Records, ale jak sądzę, nie wyszła ona na legalu - przynajmniej nie było jej na półkach sklepowych. A szkoda.
Muzyka tutaj gniecie do ziemi, siada kolanami na piersi i chwyta łapskami za gardło, utrudniając oddychanie. Poza 'Wenus' od DJ Hal'a i 'Ironią losu' Szczura, całość albumu popełnili Ayon i Dukato - dwaj zdolni, białostoccy producenci. Ale w sumie nie istotne, kto robił który bit - wszystkie brzmią bardzo podobnie. Ale nie chciałbym, aby ktoś zrozumiał to jako wadę - te podkłady są spójne, brzęczące elektroniką, tłamszące zawiesistym klimatem. Do tego wosk tną DJ Perc, DJ Fejm oraz DJ Shum i pasują tu te skrecze jak nic innego, bo brzmią, jakby robione piłą mechaniczną. To doskonała ścieżka dźwiękowa to filmu typu dramat psychologiczny z elementami thrillera. Niepokojąca. Wywołująca drgawki.
Praktis, wraz ze swoim głębokim głosem i toczącym się powoli flow idealnie pasuje do tych bitów. Rapper ma równie ciężkie wersy na temat rzeczywistości, jego przemyślenia osiadają na zwojach mózgu i ciążą. W pewnym sensie Praktis przypomina nieco Sokoła, ale to nie jest ani xero, ani inspiracja - po prostu brzmią nieco podobnie, jednak oba wokale i style dają się spokojnie rozróżnić. Ale to tak na marginesie. Bo Praktis ma swoją jazdę: ciemną, pełną zawoalowanych pragnień, ciężkich wejść, emocji i powietrza przesiąkniętego potem, strachem i seksem. Przy tym goście, którzy wiedzą, po co się tu znaleźli: Knap i Cira to absolutne mistrzostwo na feacie, cała trójka miażdży. Lukasyno i Kali są może mniej złożeni i skomplikowani, ale mają za to wersy 'prosto w twarz'. Michał Kisiel udowadnia, że nie można zapominać o tym graczu. A przecież są tu jeszcze wokaliści, którzy także wprowadzają silne emocje.
Kurwa, pocę się jak szczur, ale słucham tego materiału raz za razem. Nie jestem w stanie się uwolnić od tego albumu, bo wciąga jak krechy w nozdrza. To bardzo ciężki materiał w odbiorze, ale ja lubię takie rzeczy. Wybitnie spójne, przepełnione emocjami. Dlaczego to nie poszło do sklepów? Niemal wybitny materiał!
OCENA: 5+\6
niedziela, 4 stycznia 2015
PIH - KINO NOCNE
Pihszou 2014
1. Kino Nocne
2. W Strzępach Parasol... feat. CHADA
3. Dzień, w Którym Dowiedziałeś Się, Że Jesteś Martwy
4. Śniadanie Mistrzów 2 feat. PEZET, PEJA
5. Świadek Mimo Woli
6. Przeszłość Niemile Widziana feat. JOKA, BUKA
7. Sanktuarium
8. Nie Ma Miejsca Jak Dom II (Z Ojca Na Syna)
9. John McEnroe
10. Słuchaj Mnie
11. Późną Nocą
12. Wielkomiejski Sznyt feat. KACZOR, BORIXON
13. Sandman
14. Jest Impreza feat. FU, SOBOTA, ERO
15. Za Późno
16. Alfabetyczny Morderca
Zakończywszy trylogię 'Dowodów...', Pih postanowił wziąć sprawy tylko w swoje ręce: otworzył własne kino. To dość szczególna instytucja, a jej pierwszym seansem jest właśnie ten album. Pih chiał się uniezależnić i niniejszym rozpoczyna solową karierę - tym razem jako wydawcy. Pomysł na album wydawał się ciekawy, wydanie płyty również - wszystko, aby wprowadzić słuchacza na pokaz w nocnym kinie, gdzie w ciemności czyhają demony...
Płytę otwiera tytułowy kawałek, który wyszedł spod paluszków Czarnego - dało mi to olbrzymi głód na resztę, bo po takim początku, który położył mnie na łopatki, spodziewać się mogłem najlepszego. Niestety nic takiego nie nastąpiło i po tej obiecującej introdukcji wszedł lekko wymemłany styl Pawbeats, czy Teki - prezentują oni taki klasyczny wajb, mocno aranżowany i grany własnoręcznie, nawet przyjemny, ale nieszczególnie odkrywczy. Z założenia miała to być muza dostosowana do treści, ale obawiam się, że jest ona nieco zbyt delikatna. Poza Pawbeatsem i Teką, mamy tu również syntetycznych Davida Gutjara, uRbana, Bob Air (dość intrygujący 'Sandman') i Matheo - ten drugi zrobił całkiem fajny 'Jest impreza'. RX rozmył klimat plimkającymi pianinkami w 'Sanktuarium' - nijako jest zupełnie. Jest mało oczywisty tutaj NNFOF (zwłaszcza Świadek mimo woli'), jest agresywny podkład Sqry ('Słuchaj mnie' - całkiem ciekawy). Wszystko tu brzęczy i wierci w uszach, część bitów jest zbyt delikatna, część drażniąco atakuje uszy. Są, owszem, niezłe podkłady, ale one jakoś nikną w hałasie. DJ Perc jest stanowczo zbyt mało angażowany, bo robi tu całkiem niezłe cięcie.
Pih ze swoim flow cofa się tu o kilka lat. Archaiczna technika, polegająca na rąbaniu wersów siekierą może i jest pewnym rozwiązaniem w przypadku mocnych wersów - i takie tu też są, ale niestety cienki głosik rappera nie dźwiga ciężaru tekstów. I jeszcze w 'Za późno' Piszon śpiewa, kurwa, litości. Pewnie jestem jedną z niewielu osób, którą irytuje wokal Piha, ale nic na to nie poradzę. Choć cenię go jako rappera - głównie tekściarza, to niestety na bitach wypada on nieco blado. No bo zestawcie sobie ten głosik z kawałkami o robalach toczących martwe ciała, o brutalnych gwałtach, czy o otwieraniu czaszki tępymi przedmiotami. Najlepiej za życia. To płyta pełna śmierci i ciemnych spraw oraz brudnych instynktów. Wersy ociekają krwią i agresją. Nawet, jeśli 'jest impreza', to biba na ostro. Czy te teksty są dobre? Ogólnie tak, ale powiem, że w połowie jestem już zmęczony tym thrillerem, zmęczony piszczeniem Piha, zmęczony tym brzęczeniem podkładów. Wprawdzie trafił tu się trak inspirowany mikstejpami Papoose z alfabetycznymi rymami, ale... To walenie toporkiem Piha przerywają dość często goście, ale oni też są na różnym poziomie. Ci na plus, to Pezet, Joka, Ero i, o dziwo Borixon, który doskonale tu pasuje. Reszta przede wszystkim jest i już.
Pih przesadził. Chciał zrobić album, który będzie ciężki jak płyta nagrobna. Horrorcore jak nóż w twojej dupie. Owszem, wsadził ten nóż, tyle, że pomylił otwory. Wpierdolił mi finkę w uszy i krwawię, dlaczego nie, ale z żalu. To mogła być dobra płyta, ale 'to z krawędzi mnie sPIHa...' Za dużo hałasu o nic, przy czym hałas to jest głównie to, co się słyszy. Te wszystkie krwawe i brutalne teksty zlewają się w końcu w jedno chore bredzenie - to jest po prostu byle jakie i trudno przyswajalne. Tytułowy trak? Świetny. Reszta? W większości raczej nie. Jeden ze słabszych (o ile nie najsłabszy) materiałów rappera.
OCENA: 3\6
1. Kino Nocne
2. W Strzępach Parasol... feat. CHADA
3. Dzień, w Którym Dowiedziałeś Się, Że Jesteś Martwy
4. Śniadanie Mistrzów 2 feat. PEZET, PEJA
5. Świadek Mimo Woli
6. Przeszłość Niemile Widziana feat. JOKA, BUKA
7. Sanktuarium
8. Nie Ma Miejsca Jak Dom II (Z Ojca Na Syna)
9. John McEnroe
10. Słuchaj Mnie
11. Późną Nocą
12. Wielkomiejski Sznyt feat. KACZOR, BORIXON
13. Sandman
14. Jest Impreza feat. FU, SOBOTA, ERO
15. Za Późno
16. Alfabetyczny Morderca
Zakończywszy trylogię 'Dowodów...', Pih postanowił wziąć sprawy tylko w swoje ręce: otworzył własne kino. To dość szczególna instytucja, a jej pierwszym seansem jest właśnie ten album. Pih chiał się uniezależnić i niniejszym rozpoczyna solową karierę - tym razem jako wydawcy. Pomysł na album wydawał się ciekawy, wydanie płyty również - wszystko, aby wprowadzić słuchacza na pokaz w nocnym kinie, gdzie w ciemności czyhają demony...
Płytę otwiera tytułowy kawałek, który wyszedł spod paluszków Czarnego - dało mi to olbrzymi głód na resztę, bo po takim początku, który położył mnie na łopatki, spodziewać się mogłem najlepszego. Niestety nic takiego nie nastąpiło i po tej obiecującej introdukcji wszedł lekko wymemłany styl Pawbeats, czy Teki - prezentują oni taki klasyczny wajb, mocno aranżowany i grany własnoręcznie, nawet przyjemny, ale nieszczególnie odkrywczy. Z założenia miała to być muza dostosowana do treści, ale obawiam się, że jest ona nieco zbyt delikatna. Poza Pawbeatsem i Teką, mamy tu również syntetycznych Davida Gutjara, uRbana, Bob Air (dość intrygujący 'Sandman') i Matheo - ten drugi zrobił całkiem fajny 'Jest impreza'. RX rozmył klimat plimkającymi pianinkami w 'Sanktuarium' - nijako jest zupełnie. Jest mało oczywisty tutaj NNFOF (zwłaszcza Świadek mimo woli'), jest agresywny podkład Sqry ('Słuchaj mnie' - całkiem ciekawy). Wszystko tu brzęczy i wierci w uszach, część bitów jest zbyt delikatna, część drażniąco atakuje uszy. Są, owszem, niezłe podkłady, ale one jakoś nikną w hałasie. DJ Perc jest stanowczo zbyt mało angażowany, bo robi tu całkiem niezłe cięcie.
Pih ze swoim flow cofa się tu o kilka lat. Archaiczna technika, polegająca na rąbaniu wersów siekierą może i jest pewnym rozwiązaniem w przypadku mocnych wersów - i takie tu też są, ale niestety cienki głosik rappera nie dźwiga ciężaru tekstów. I jeszcze w 'Za późno' Piszon śpiewa, kurwa, litości. Pewnie jestem jedną z niewielu osób, którą irytuje wokal Piha, ale nic na to nie poradzę. Choć cenię go jako rappera - głównie tekściarza, to niestety na bitach wypada on nieco blado. No bo zestawcie sobie ten głosik z kawałkami o robalach toczących martwe ciała, o brutalnych gwałtach, czy o otwieraniu czaszki tępymi przedmiotami. Najlepiej za życia. To płyta pełna śmierci i ciemnych spraw oraz brudnych instynktów. Wersy ociekają krwią i agresją. Nawet, jeśli 'jest impreza', to biba na ostro. Czy te teksty są dobre? Ogólnie tak, ale powiem, że w połowie jestem już zmęczony tym thrillerem, zmęczony piszczeniem Piha, zmęczony tym brzęczeniem podkładów. Wprawdzie trafił tu się trak inspirowany mikstejpami Papoose z alfabetycznymi rymami, ale... To walenie toporkiem Piha przerywają dość często goście, ale oni też są na różnym poziomie. Ci na plus, to Pezet, Joka, Ero i, o dziwo Borixon, który doskonale tu pasuje. Reszta przede wszystkim jest i już.
Pih przesadził. Chciał zrobić album, który będzie ciężki jak płyta nagrobna. Horrorcore jak nóż w twojej dupie. Owszem, wsadził ten nóż, tyle, że pomylił otwory. Wpierdolił mi finkę w uszy i krwawię, dlaczego nie, ale z żalu. To mogła być dobra płyta, ale 'to z krawędzi mnie sPIHa...' Za dużo hałasu o nic, przy czym hałas to jest głównie to, co się słyszy. Te wszystkie krwawe i brutalne teksty zlewają się w końcu w jedno chore bredzenie - to jest po prostu byle jakie i trudno przyswajalne. Tytułowy trak? Świetny. Reszta? W większości raczej nie. Jeden ze słabszych (o ile nie najsłabszy) materiałów rappera.
OCENA: 3\6
piątek, 12 grudnia 2014
BLAZE - ZWALNIAM
Aloha 2014
1. Trip Intro
2. Kim jestem
3. Zwalniam feat. HZ
4. Nieraz
5. Second Home
6. Motywacja
7. Przyjdzie czas
8. Powroty nocą feat. HZ, MAX KOLO
9. Nie daj się nabrać
10. About you
11. My way (Outro)
12. Jestem biznesmenem
13. Hipokryci feat. HZ
Blaze plącze się po okolicach podziemia już od ładnych paru lat. Zebrane na mikstejpie kawałki powstawały przez trzy lata, to miał być taki autobiograficzny lot poprzez ostatni czas w życiu białostoczanina. A że przy okazji znalazł się Procent, żeby to pchnąć szerzej...
Blaze gustuje zdecydowanie z trapach i tego typu rzeczach. Dlatego nie istotne, czy to on sam produkował te podkłady, czy pobrał z friszerów - mają one podobny klimat: są syntetyczne jak fabryka dmuchanych lalek. Sam Blaze zrobił dwa podkłady: 'Kim jestem' i 'Jestem biznesmenem' - nomen omen. To bodaj najbardziej plastikowe rzeczy na tym albumie. Reszta została pobrana skądinąd - niekoniecznie ogarniam kto jest producentem większości kawałków, ale w sumie to nie ma znaczenia. Jest to nowoczesna rzecz, która spodoba się tym osobom, które lubią bity z połamanymi perkusjami, syntetycznymi melodyjkami i komputerowymi dźwiękami. Takie techniczne hip hopy, trapy klimaty. Niektóre są lepsze, niektóre gorsze, ale ogólnie to taka średnia płyta. Mało bangerów, mało traków, które rozwalą Ci umysł. To po prostu płynie z głośnika, cokolwiek by rapper nie mówił, one się tylko toczą, a nie porywają. Muza ujdzie.
Blaze, choć nie jest wcale wyróżniającym się rapperem, którego poznasz zawsze i wszędzie, ma skillsy, które pozwalają mu zainteresować słuchacza. To rapper sprawnie poruszający się po tych podkładach, które często wymagają finezji: umie przyspieszyć, zanucić, nie wypada z rytmu. Zaś osobiste teksty mają to do siebie, że słuchasz z ciekawością, bo Blaze może nie odkrywa całkowicie kart prywatności, ale bez ogródek opowiada o swoich przemyśleniach, a nawet pisze swoiste listy miłosne ('About you'). Tu nie ma panczy, ani bitewnych rymów, nie o to chodzi. Blaze opowiada o swojej rzeczywistości 'w Polsce B', że mieszka w Białym, ale imprezuje w Wawie, chciałby mieć 'hajsu full', a także nie wstydzi się mówić o emocjach i uczuciach. Jako goście występują tylko HZ i Max, jednak przyznam, że niewiele z tego wynika - choć obaj są na poziomie (nieco słabszym niż Blaze), to nie wnoszą nic oryginalnego na taśmę. Są, bo są.
Taki ten album trochę jest bez życia. Najlepszym ogniwem tu jest sam Blaze, bo muzyka jest przeciętna i nie za bardzo wywołuje gęsią skórkę - raczej ziewnięcia. Znalazłem tu dwa numery, które zrobiły na mnie wrażenie na tyle, że je powtarzam: 'Kim jestem' i 'Hipokryci' - ale to mało. Średni mikstejp, choć rokuje na przyszłość.
OCENA: 3+\6
1. Trip Intro
2. Kim jestem
3. Zwalniam feat. HZ
4. Nieraz
5. Second Home
6. Motywacja
7. Przyjdzie czas
8. Powroty nocą feat. HZ, MAX KOLO
9. Nie daj się nabrać
10. About you
11. My way (Outro)
12. Jestem biznesmenem
13. Hipokryci feat. HZ
Blaze plącze się po okolicach podziemia już od ładnych paru lat. Zebrane na mikstejpie kawałki powstawały przez trzy lata, to miał być taki autobiograficzny lot poprzez ostatni czas w życiu białostoczanina. A że przy okazji znalazł się Procent, żeby to pchnąć szerzej...
Blaze gustuje zdecydowanie z trapach i tego typu rzeczach. Dlatego nie istotne, czy to on sam produkował te podkłady, czy pobrał z friszerów - mają one podobny klimat: są syntetyczne jak fabryka dmuchanych lalek. Sam Blaze zrobił dwa podkłady: 'Kim jestem' i 'Jestem biznesmenem' - nomen omen. To bodaj najbardziej plastikowe rzeczy na tym albumie. Reszta została pobrana skądinąd - niekoniecznie ogarniam kto jest producentem większości kawałków, ale w sumie to nie ma znaczenia. Jest to nowoczesna rzecz, która spodoba się tym osobom, które lubią bity z połamanymi perkusjami, syntetycznymi melodyjkami i komputerowymi dźwiękami. Takie techniczne hip hopy, trapy klimaty. Niektóre są lepsze, niektóre gorsze, ale ogólnie to taka średnia płyta. Mało bangerów, mało traków, które rozwalą Ci umysł. To po prostu płynie z głośnika, cokolwiek by rapper nie mówił, one się tylko toczą, a nie porywają. Muza ujdzie.
Blaze, choć nie jest wcale wyróżniającym się rapperem, którego poznasz zawsze i wszędzie, ma skillsy, które pozwalają mu zainteresować słuchacza. To rapper sprawnie poruszający się po tych podkładach, które często wymagają finezji: umie przyspieszyć, zanucić, nie wypada z rytmu. Zaś osobiste teksty mają to do siebie, że słuchasz z ciekawością, bo Blaze może nie odkrywa całkowicie kart prywatności, ale bez ogródek opowiada o swoich przemyśleniach, a nawet pisze swoiste listy miłosne ('About you'). Tu nie ma panczy, ani bitewnych rymów, nie o to chodzi. Blaze opowiada o swojej rzeczywistości 'w Polsce B', że mieszka w Białym, ale imprezuje w Wawie, chciałby mieć 'hajsu full', a także nie wstydzi się mówić o emocjach i uczuciach. Jako goście występują tylko HZ i Max, jednak przyznam, że niewiele z tego wynika - choć obaj są na poziomie (nieco słabszym niż Blaze), to nie wnoszą nic oryginalnego na taśmę. Są, bo są.
Taki ten album trochę jest bez życia. Najlepszym ogniwem tu jest sam Blaze, bo muzyka jest przeciętna i nie za bardzo wywołuje gęsią skórkę - raczej ziewnięcia. Znalazłem tu dwa numery, które zrobiły na mnie wrażenie na tyle, że je powtarzam: 'Kim jestem' i 'Hipokryci' - ale to mało. Średni mikstejp, choć rokuje na przyszłość.
OCENA: 3+\6
wtorek, 23 września 2014
EGON - SZYFRY ULIC
Pro-Rec 2014
1. Intro
2. Już nie ufam
3. Wrogowie życzą
4. Miasto przestępstw feat. POPEK, ANIA DIAMOND
5. Między niebem a piekłem
6. Żyję po to feat. LUKASYNO
7. Pod kluczem feat. PAROL SYNDYKAT, KRIMESON GRZ
8. Szyfry ulic feat. PRS UDR, FRONC SDW
9. Spójrz na mnie
10. Pieniądz robi pieniądz feat. NIZIOŁ, DESZCZ A2DICT
11. Balety
12. Bene Meritus feat. ZIOMEK A2DICT
13. U nich to normalne feat. KRISO
14. Z betonu saga
15. Zagubieni
16. Outro
NON Koneksja idzie solo. Po kolejnej już płycie Lukasyna, tym razem to Egon wyszedł ze swoim materiałem. Szczerze mówiąc, nie miałem wielkich złudzeń co do tego, że ten materiał będzie bombą, ale z drugiej strony Lukasyno zalicza coraz to lepsze płyty, więc może i na Egona coś skapnie, eh?
W zasadzie w kawałkach brakuje tylko Lukasyna, bo przecież całość wyprodukował Steel Banging - czyli Kriso z NON Koneksji, skoneksjowany (że tak to ładnie ujmę) z Gacą. W sumie spodziewałem się dość ostrej elektroniki, ale... Śmieszna historia - są to dość typowe uliczne podkłady, jednak Steel Banging pomyśleli o dodaniu jakiś wyróżników. Dlatego znajdziemy tu sporo elektroniki, często przetykanej żywymi skrzypcami altowymi, czy gitarą. Nadal jednak to dość melancholijna, nieco czasem ciężka muzyka, która mogłaby znaleźć się na dowolnej ulicznej produkcji. I od delikatnego 'Żyję po to' gładko przechodzimy do mrocznego 'Pod kluczem'. Jest tu kilka fajniejszych wejść, jak np. 'Spójrz na mnie' - nieco etniczny, choć zrobiony z gustem kawałek, który zyskuje bardzo dużo dzięki muzykom. Za talerzami stoi DJ Gondek, choć niestety, wykorzystany jest tylko w jednym kawałku - to nieco mało jak na 50 minut albumu. Ogólnie muza jest niezgorsza, i choć mało odkrywcza, daje się w większości słuchać bez bólu.
Egon ma ten bardziej zdarty głos w NON Koneksji. I tym drapiącym głosem stara się Egon utrzymać flow w ryzach, ale nie zawsze mu to wychodzi - a to napisze za krótką zwrotkę, tu się nie mieści. Na szczęście takich wpadek nie ma aż tak wiele i technicznie ujdzie w tłoku. Poza dość ciekawym wokalem nie mamy tu nic więcej, co może pokazać jakąkolwiek oryginalność. 'Życiowe problemy', 'pamiętaj dzieciaczku, ty bądź zawsze w porządku', ciężkie życie w miejskiej dżungli, wszędzie czają się zdradzieckie kurwy, a Kasa Rządzi Ewentualne Absolutnie Mózgami. Podobne banały usłyszysz na każdej ulicznej produkcji, jak Polska długa i szeroka, a i poza granicami również. I ta wtórność liryczna jest największą wadą tego albumu, bo słuchając tych wersów masz wrażenie, że już gdzieś to słyszałeś. Paradoksalnie podoba mi się moment, kiedy Egon... śpiewa w 'Spójrz na mnie', bo refren tu wyszedł bardzo sympatycznie. Jak to zwykle bywa na płytach przepełnionych uliczną prawdą, większość gości o ksywkach zakończonych trzyliterowymi skrótowcami to piąta liga rapu, ulicznicy, którzy zamiast poćwiczyć siedzą na ławkach pod blokiem. Wpadło mi zdecydowanie w ucho jedynie wejście Popka, no i może Lukasyno stoi nieco wyżej od reszty, która pieprzy takie bzdury i używa tak infantylnych wersów, że nie wiadomo - płakać, czy paść ze śmiechu. Przez łzy.
Wydanie własnego solo na legalu można uznać za sukces - no to Egon zaliczył. Super. Płyta nawet nie jest zła - można powiedzieć, że to porządna uliczna produkcja z muzyką nieco lepszą, niż mikrofon, ale nic tu odkrywczego, nic, co przybiłoby mnie do głośnika i spowodowałoby, że zgrałbym sobie choć część albumu do plejera na heavy rotation. Kolejny produkt z podwórka - 'pierwsze solo, z betonu saga'. Dla fanów ulicznego brzmienia.
OCENA: 3+\6
1. Intro
2. Już nie ufam
3. Wrogowie życzą
4. Miasto przestępstw feat. POPEK, ANIA DIAMOND
5. Między niebem a piekłem
6. Żyję po to feat. LUKASYNO
7. Pod kluczem feat. PAROL SYNDYKAT, KRIMESON GRZ
8. Szyfry ulic feat. PRS UDR, FRONC SDW
9. Spójrz na mnie
10. Pieniądz robi pieniądz feat. NIZIOŁ, DESZCZ A2DICT
11. Balety
12. Bene Meritus feat. ZIOMEK A2DICT
13. U nich to normalne feat. KRISO
14. Z betonu saga
15. Zagubieni
16. Outro
NON Koneksja idzie solo. Po kolejnej już płycie Lukasyna, tym razem to Egon wyszedł ze swoim materiałem. Szczerze mówiąc, nie miałem wielkich złudzeń co do tego, że ten materiał będzie bombą, ale z drugiej strony Lukasyno zalicza coraz to lepsze płyty, więc może i na Egona coś skapnie, eh?
W zasadzie w kawałkach brakuje tylko Lukasyna, bo przecież całość wyprodukował Steel Banging - czyli Kriso z NON Koneksji, skoneksjowany (że tak to ładnie ujmę) z Gacą. W sumie spodziewałem się dość ostrej elektroniki, ale... Śmieszna historia - są to dość typowe uliczne podkłady, jednak Steel Banging pomyśleli o dodaniu jakiś wyróżników. Dlatego znajdziemy tu sporo elektroniki, często przetykanej żywymi skrzypcami altowymi, czy gitarą. Nadal jednak to dość melancholijna, nieco czasem ciężka muzyka, która mogłaby znaleźć się na dowolnej ulicznej produkcji. I od delikatnego 'Żyję po to' gładko przechodzimy do mrocznego 'Pod kluczem'. Jest tu kilka fajniejszych wejść, jak np. 'Spójrz na mnie' - nieco etniczny, choć zrobiony z gustem kawałek, który zyskuje bardzo dużo dzięki muzykom. Za talerzami stoi DJ Gondek, choć niestety, wykorzystany jest tylko w jednym kawałku - to nieco mało jak na 50 minut albumu. Ogólnie muza jest niezgorsza, i choć mało odkrywcza, daje się w większości słuchać bez bólu.
Egon ma ten bardziej zdarty głos w NON Koneksji. I tym drapiącym głosem stara się Egon utrzymać flow w ryzach, ale nie zawsze mu to wychodzi - a to napisze za krótką zwrotkę, tu się nie mieści. Na szczęście takich wpadek nie ma aż tak wiele i technicznie ujdzie w tłoku. Poza dość ciekawym wokalem nie mamy tu nic więcej, co może pokazać jakąkolwiek oryginalność. 'Życiowe problemy', 'pamiętaj dzieciaczku, ty bądź zawsze w porządku', ciężkie życie w miejskiej dżungli, wszędzie czają się zdradzieckie kurwy, a Kasa Rządzi Ewentualne Absolutnie Mózgami. Podobne banały usłyszysz na każdej ulicznej produkcji, jak Polska długa i szeroka, a i poza granicami również. I ta wtórność liryczna jest największą wadą tego albumu, bo słuchając tych wersów masz wrażenie, że już gdzieś to słyszałeś. Paradoksalnie podoba mi się moment, kiedy Egon... śpiewa w 'Spójrz na mnie', bo refren tu wyszedł bardzo sympatycznie. Jak to zwykle bywa na płytach przepełnionych uliczną prawdą, większość gości o ksywkach zakończonych trzyliterowymi skrótowcami to piąta liga rapu, ulicznicy, którzy zamiast poćwiczyć siedzą na ławkach pod blokiem. Wpadło mi zdecydowanie w ucho jedynie wejście Popka, no i może Lukasyno stoi nieco wyżej od reszty, która pieprzy takie bzdury i używa tak infantylnych wersów, że nie wiadomo - płakać, czy paść ze śmiechu. Przez łzy.
Wydanie własnego solo na legalu można uznać za sukces - no to Egon zaliczył. Super. Płyta nawet nie jest zła - można powiedzieć, że to porządna uliczna produkcja z muzyką nieco lepszą, niż mikrofon, ale nic tu odkrywczego, nic, co przybiłoby mnie do głośnika i spowodowałoby, że zgrałbym sobie choć część albumu do plejera na heavy rotation. Kolejny produkt z podwórka - 'pierwsze solo, z betonu saga'. Dla fanów ulicznego brzmienia.
OCENA: 3+\6
sobota, 23 sierpnia 2014
LUKASYNO - BARD
Non Koneksja 2014
1. Bard
2. Znamię Kaina feat. PIH
3. Kielich bez dna
4. Czarne ptaki historii
5. Rynsztok feat. PEJA, KALI
6. Trzy królowe
7. Zabierz mnie tam
8. W imię ojca
9. Oparty o ścianę
10. Wczoraj jak dziś feat. JURAS, ZEUS
11. Niezawróciłbym
12. Amor patriae nostra lex
13. Męski świat
14. Koneksja non profit feat. EGON, ZIOMEK, KRISO
15. Złoty strzał feat. SOBOTA, NIZIOŁ
16. Dom jest tam gdzie sny
17. Los emigranta
Nie można powiedzieć, że Lukasyno stoi w miejscu - nie ważne, lubisz go, czy nie. Jest to rapper bardzo świadomy swoich wschodnich korzeni, które bardzo często plączą się i wrastają w asfalt miejskiej ulicy. Jego trzeci solowy album wydaje się iść jeszcze bardziej w stronę tajemniczych duchów wschodu. Nie do końca wiadomo o co chodzi z okładką, na której Łukasz stoi w pióropuszu indiańskim, masce wilka z rogami jelenia - wszystko ozdobione ludowymi wzorami. Wygląda trochę jak z książek Sapkowskiego.
Pamiętam doskonale kawałek z Missgod - bił na głowę donatonową 'Równonoc'. Był zrobiony z wyczuciem i z genialna wokalistką. Po okładce sądziłem, że Lukasyno pójdzie nieco w stronę słowiańskiego mistycyzmu i da nieco więcej takich numerów, przesiąkniętych wschodnimi czarami. Ale nie. Wprawdzie płyta zaczyna się dwoma typowo ulicznymi kawałkami od PSR, co może sygnalizować zupełnie inny klimat na płycie - ale po owych dwóch numerach wchodzi bardzo nowocześnie wyprodukowana płyta, a głównymi sprawcami stanu rzeczy są Ayon i Tymek - to właśnie oni robią te nowoczesne, njuskolowe podkłady. Są one dość porządne, spokojne, choć nie pozbawione ognia, jak np. w 'Rynsztoku', gdzie bit płynie mocno i tnie przy samej trawie. Z producentami współpracuje Marek Kubik - czy to wspomagając instrumantami, czy samemu robiąc dwa podkłady. Co do instrumentów - mamy tu pełen przekrój przez narzędzia służące wywoływaniu dźwięków: od najoczywistszych klawiszy i gitar, grają tu również akordeony, czy skrzydłówki (taki rodzaj trąbki). Mamy tu jeszcze dwa bity Krisa, a także Radka O. Muzyka jest niecodzienna - głównie dzięki wykorzystaniu bogatego instrumentarium, ale poza tym nie jest również źle. Jest nowocześnie, mrocznie (czasem wręcz monumentalnie), całkiem porządnie.
Lukasyno nie należy do grona poetów. Jego teksty są proste, podające przekaz na tacy: to taka czysta prawda ulicy. Łukasz nie mówi o niczym innym, jak prawdziwe wartości i nie chodzi tu o prawilne zachowanie w stosunku do ziomków i nie sypanie na psach, bycie prawdziwym. Nie, Lukasyno jest ponad tym zwyczajnym ulicznym gównem. On mówi o ciężkim życiu z perspektywy człowieka, a nie ulicznika. Wspomina czasy dzieciństwa, mówi o szacunku dla kobiet, piętnuje politykę i polityków, opowiada o zamiłowaniu do muzyki, życiu na emigracji. Jego powolne flow wzbogacone jest mocnym akcentowaniem każdego słowa, co sprawia wrażenie, że rapper pluje oskarżeniami, wyciągając palec w stronę tych, którzy stoją na drodze. Jego ciężkie wersy łagodzą żeńskie refreny, które występują tu w obfitości. Śpiewa Kfartet, Justyna Porzezińska, Julianna Dobrosz, ale i tak największe wrażenie robią Południce, wykonujące refren z tą wschodnią swadą, która tak podobała mi się u Missgod. Ale przecież oprócz słowiczych głosów pań, Lukasyno zaprosił na majki też rapperów - głównie znanych i uznanych. PiH popiszczał trochę bzdetów i szczerze mówiąc, umie dużo więcej. Dobry jest numer 'Rynsztok', gdzie Peja wszedł z nieco zaskakującym stylem, a Kali jest w całkiem niezłej formie. Drugim posse trakiem, który jest naprawdę mocny, jest 'Wczoraj jak dziś', gdzie Zeus niszczy kolegów, a Juras rymuje o nieogolonych cipach aktorek - ten to ma grację pijanego słonia... Reszta jest mocno przeciętna - może tylko Sobota pokazuje się z lepszej strony, a Nizioł na pewno wokalem.
To jedna z tych płyt, którym nie dawałem większych szans na powodzenie przed odsłuchem. A jednak, mimo kilku wad, to bardzo porządna płyta. Wadami jest nieco zawiesisty, męczący trochę syntetyczny klimat oraz sam Lukasyno, który choć stara się zrobić wszystko jak najlepiej, wciąż jest taki sam podczas rymowania. Natomiast propsy dla Łukasza za wymyślanie nowych dróg, realizowanie kolejnych idei. To nie jest taka zwyczajna płyta uliczna - to w ogóle nie jest płyta uliczna. To płyta o życiu, przesiąknięta wartościami, które zanikają, patriotyzmem (ale nie nacjonalizmem!), szacunkiem dla przodków i historii. Słucha się tego całkiem dobrze - to chyba najlepsza płyta rappera.
OCENA: 4\6
1. Bard
2. Znamię Kaina feat. PIH
3. Kielich bez dna
4. Czarne ptaki historii
5. Rynsztok feat. PEJA, KALI
6. Trzy królowe
7. Zabierz mnie tam
8. W imię ojca
9. Oparty o ścianę
10. Wczoraj jak dziś feat. JURAS, ZEUS
11. Niezawróciłbym
12. Amor patriae nostra lex
13. Męski świat
14. Koneksja non profit feat. EGON, ZIOMEK, KRISO
15. Złoty strzał feat. SOBOTA, NIZIOŁ
16. Dom jest tam gdzie sny
17. Los emigranta
Nie można powiedzieć, że Lukasyno stoi w miejscu - nie ważne, lubisz go, czy nie. Jest to rapper bardzo świadomy swoich wschodnich korzeni, które bardzo często plączą się i wrastają w asfalt miejskiej ulicy. Jego trzeci solowy album wydaje się iść jeszcze bardziej w stronę tajemniczych duchów wschodu. Nie do końca wiadomo o co chodzi z okładką, na której Łukasz stoi w pióropuszu indiańskim, masce wilka z rogami jelenia - wszystko ozdobione ludowymi wzorami. Wygląda trochę jak z książek Sapkowskiego.
Pamiętam doskonale kawałek z Missgod - bił na głowę donatonową 'Równonoc'. Był zrobiony z wyczuciem i z genialna wokalistką. Po okładce sądziłem, że Lukasyno pójdzie nieco w stronę słowiańskiego mistycyzmu i da nieco więcej takich numerów, przesiąkniętych wschodnimi czarami. Ale nie. Wprawdzie płyta zaczyna się dwoma typowo ulicznymi kawałkami od PSR, co może sygnalizować zupełnie inny klimat na płycie - ale po owych dwóch numerach wchodzi bardzo nowocześnie wyprodukowana płyta, a głównymi sprawcami stanu rzeczy są Ayon i Tymek - to właśnie oni robią te nowoczesne, njuskolowe podkłady. Są one dość porządne, spokojne, choć nie pozbawione ognia, jak np. w 'Rynsztoku', gdzie bit płynie mocno i tnie przy samej trawie. Z producentami współpracuje Marek Kubik - czy to wspomagając instrumantami, czy samemu robiąc dwa podkłady. Co do instrumentów - mamy tu pełen przekrój przez narzędzia służące wywoływaniu dźwięków: od najoczywistszych klawiszy i gitar, grają tu również akordeony, czy skrzydłówki (taki rodzaj trąbki). Mamy tu jeszcze dwa bity Krisa, a także Radka O. Muzyka jest niecodzienna - głównie dzięki wykorzystaniu bogatego instrumentarium, ale poza tym nie jest również źle. Jest nowocześnie, mrocznie (czasem wręcz monumentalnie), całkiem porządnie.
Lukasyno nie należy do grona poetów. Jego teksty są proste, podające przekaz na tacy: to taka czysta prawda ulicy. Łukasz nie mówi o niczym innym, jak prawdziwe wartości i nie chodzi tu o prawilne zachowanie w stosunku do ziomków i nie sypanie na psach, bycie prawdziwym. Nie, Lukasyno jest ponad tym zwyczajnym ulicznym gównem. On mówi o ciężkim życiu z perspektywy człowieka, a nie ulicznika. Wspomina czasy dzieciństwa, mówi o szacunku dla kobiet, piętnuje politykę i polityków, opowiada o zamiłowaniu do muzyki, życiu na emigracji. Jego powolne flow wzbogacone jest mocnym akcentowaniem każdego słowa, co sprawia wrażenie, że rapper pluje oskarżeniami, wyciągając palec w stronę tych, którzy stoją na drodze. Jego ciężkie wersy łagodzą żeńskie refreny, które występują tu w obfitości. Śpiewa Kfartet, Justyna Porzezińska, Julianna Dobrosz, ale i tak największe wrażenie robią Południce, wykonujące refren z tą wschodnią swadą, która tak podobała mi się u Missgod. Ale przecież oprócz słowiczych głosów pań, Lukasyno zaprosił na majki też rapperów - głównie znanych i uznanych. PiH popiszczał trochę bzdetów i szczerze mówiąc, umie dużo więcej. Dobry jest numer 'Rynsztok', gdzie Peja wszedł z nieco zaskakującym stylem, a Kali jest w całkiem niezłej formie. Drugim posse trakiem, który jest naprawdę mocny, jest 'Wczoraj jak dziś', gdzie Zeus niszczy kolegów, a Juras rymuje o nieogolonych cipach aktorek - ten to ma grację pijanego słonia... Reszta jest mocno przeciętna - może tylko Sobota pokazuje się z lepszej strony, a Nizioł na pewno wokalem.
To jedna z tych płyt, którym nie dawałem większych szans na powodzenie przed odsłuchem. A jednak, mimo kilku wad, to bardzo porządna płyta. Wadami jest nieco zawiesisty, męczący trochę syntetyczny klimat oraz sam Lukasyno, który choć stara się zrobić wszystko jak najlepiej, wciąż jest taki sam podczas rymowania. Natomiast propsy dla Łukasza za wymyślanie nowych dróg, realizowanie kolejnych idei. To nie jest taka zwyczajna płyta uliczna - to w ogóle nie jest płyta uliczna. To płyta o życiu, przesiąknięta wartościami, które zanikają, patriotyzmem (ale nie nacjonalizmem!), szacunkiem dla przodków i historii. Słucha się tego całkiem dobrze - to chyba najlepsza płyta rappera.
OCENA: 4\6
piątek, 22 sierpnia 2014
MAXIM & BLAZE - RESZTY NIE TRZEBA
Aloha 2014
1. Łapiemy Za Sztandar
2. Pamiętam feat. KASIA GARŁUKIEWICZ
3. Reszty Nie Trzeba
4. Nawet Kiedy Pada Deszcz
5. Lepsze Dni feat. CARRIE
6. Nikt Z Nas Nie Jest Święty feat. ABR
7. Ostatni Raz
8. OCB feat. PROCEENTE
9. Momenty
10. Never Give Up feat. CIRA
11. You Know What It Is
12. Wiecznie Młody feat. ADACHU, HZ
13. Za Tych Co Nie Mogą feat. POSZWIXXX
Maxim jest znanym graczem w Białym. Wydał kilka nielegali, zaangażowany jest w organizację festiwali, fristajluje, a nawet umie podobno śpiewać. Blaze to nie tylko rapper, ale i producent i realizator dźwięku, właściciel studia... Razem Maxim i Blaze stworzyli wspólny projekt, który mamy przed sobą.
Większość tego albumu toczy marynowany jest w czysto białostockim sosie. Do produkcji podkładów zatrudniono Poszwixxxa, który dał potężne bomby, podobnie jak welon - obaj mają podobne w charakterze podkłady: energetyczne, klasyczne, choć z użyciem elektroniki w granicach rozsądku. Jak wspomniałem, Blaze jest również producentem, zatem naturalnie znalazły się tu także i jego podkłady - tylko trzy wprawdzie, ale zawsze: to takie funkowe wajby, całkiem przyjemne dla ucha i bujające. Momenty zwolnienia są tylko wówczas, kiedy za sterami staje Nightmare - jego podkłady oscylują pomiędzy njuskulem (takim czasem w miarę znośnym, ale bez przesady), a syntetycznymi, czilującymi trakami. Szczerze przyznam, że jego bity wchodzą mi najmniej, zwłaszcza popękany 'Ostatni raz'. Producentów wspomagają drapacze w osobach DJ Shum i DJ Fejm, choć są zdecydowanie za mało wykorzystywani.
Co za szczęście, że Maxim i Blaze są naprawdę dobrymi rapperami! Jeden ekspresyjny, krzyczący, ale potrafiący przyspieszyć, zwolnić i to bez obsuwy. Drugi spokojniejszy, ale równie dobrze potrafi manewrować flow. Obaj mają w sobie potężny ładunek energii, który wyzwalany jest przez wspomniane już bity. W większości to bardzo sprytne bragga, które wraz z ekspresją rapperów wydaje się jeszcze mocniejsze, ale nie samymi przechwałkami ten album stoi. Chłopcy opowiadają o swoich drobnych grzeszkach, o zwyczajnych rzeczach, które ich zaprzątają: imprezy, rap, dziewczyny, spełnianie marzeń. Mamy tu również kilka gościnnych wejść, w większości zupełnie niezauważalnych, obojętne, czy to stary druh Maxima, Adachu, czy Poszwixxx z Fabuły. Wyróżnia się tylko Procent, ale wcale nie in plus, bo przecież szef Aloha znany jest z nieco kwadratowego flow, które czasem ma swój urok, ale nie na tym podkładzie. Trochę rozczarował Cira. Poza tym bardzo ładnie brzmią obie śpiewające w refrenach panie.
Na swoje nieszczęście duet zaprosił do współpracy Nightmare'a, który diametralnie odmienia to, co dzieje się na albumie. Pierwsza połowa to absolutne bangery, naładowane trotylem, gotowe rozwalić ci banię. A później wpełza ten koszmar ze swoim rozlazłym, njuskulowym klimatem, pozbawionym normalnych perkusji i ćlamkającym syntetycznymi pierdami. I gdyby całą płytę robili Welon, Poszwixxx i Blaze, byłaby murowana 5, nawet z plusem. A tak, tylko 4+, bo końcówka jest zbyt rozlazła. Tak, czy siak, warto to sprawdzić.
OCENA: 4+\6
1. Łapiemy Za Sztandar
2. Pamiętam feat. KASIA GARŁUKIEWICZ
3. Reszty Nie Trzeba
4. Nawet Kiedy Pada Deszcz
5. Lepsze Dni feat. CARRIE
6. Nikt Z Nas Nie Jest Święty feat. ABR
7. Ostatni Raz
8. OCB feat. PROCEENTE
9. Momenty
10. Never Give Up feat. CIRA
11. You Know What It Is
12. Wiecznie Młody feat. ADACHU, HZ
13. Za Tych Co Nie Mogą feat. POSZWIXXX
Maxim jest znanym graczem w Białym. Wydał kilka nielegali, zaangażowany jest w organizację festiwali, fristajluje, a nawet umie podobno śpiewać. Blaze to nie tylko rapper, ale i producent i realizator dźwięku, właściciel studia... Razem Maxim i Blaze stworzyli wspólny projekt, który mamy przed sobą.
Większość tego albumu toczy marynowany jest w czysto białostockim sosie. Do produkcji podkładów zatrudniono Poszwixxxa, który dał potężne bomby, podobnie jak welon - obaj mają podobne w charakterze podkłady: energetyczne, klasyczne, choć z użyciem elektroniki w granicach rozsądku. Jak wspomniałem, Blaze jest również producentem, zatem naturalnie znalazły się tu także i jego podkłady - tylko trzy wprawdzie, ale zawsze: to takie funkowe wajby, całkiem przyjemne dla ucha i bujające. Momenty zwolnienia są tylko wówczas, kiedy za sterami staje Nightmare - jego podkłady oscylują pomiędzy njuskulem (takim czasem w miarę znośnym, ale bez przesady), a syntetycznymi, czilującymi trakami. Szczerze przyznam, że jego bity wchodzą mi najmniej, zwłaszcza popękany 'Ostatni raz'. Producentów wspomagają drapacze w osobach DJ Shum i DJ Fejm, choć są zdecydowanie za mało wykorzystywani.
Co za szczęście, że Maxim i Blaze są naprawdę dobrymi rapperami! Jeden ekspresyjny, krzyczący, ale potrafiący przyspieszyć, zwolnić i to bez obsuwy. Drugi spokojniejszy, ale równie dobrze potrafi manewrować flow. Obaj mają w sobie potężny ładunek energii, który wyzwalany jest przez wspomniane już bity. W większości to bardzo sprytne bragga, które wraz z ekspresją rapperów wydaje się jeszcze mocniejsze, ale nie samymi przechwałkami ten album stoi. Chłopcy opowiadają o swoich drobnych grzeszkach, o zwyczajnych rzeczach, które ich zaprzątają: imprezy, rap, dziewczyny, spełnianie marzeń. Mamy tu również kilka gościnnych wejść, w większości zupełnie niezauważalnych, obojętne, czy to stary druh Maxima, Adachu, czy Poszwixxx z Fabuły. Wyróżnia się tylko Procent, ale wcale nie in plus, bo przecież szef Aloha znany jest z nieco kwadratowego flow, które czasem ma swój urok, ale nie na tym podkładzie. Trochę rozczarował Cira. Poza tym bardzo ładnie brzmią obie śpiewające w refrenach panie.
Na swoje nieszczęście duet zaprosił do współpracy Nightmare'a, który diametralnie odmienia to, co dzieje się na albumie. Pierwsza połowa to absolutne bangery, naładowane trotylem, gotowe rozwalić ci banię. A później wpełza ten koszmar ze swoim rozlazłym, njuskulowym klimatem, pozbawionym normalnych perkusji i ćlamkającym syntetycznymi pierdami. I gdyby całą płytę robili Welon, Poszwixxx i Blaze, byłaby murowana 5, nawet z plusem. A tak, tylko 4+, bo końcówka jest zbyt rozlazła. Tak, czy siak, warto to sprawdzić.
OCENA: 4+\6
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
CIRA - NIEWIDZIALNY CELEBRYTA
Step 2014
1. Introom
2. Mike Skiller
3. Piękny Poranek
4. Jedna feat. HUKOS, MAX KOLO
5. Smutna Królowa feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK
6. Strasznie Sam
7. Ożywcza Bryza feat. 2STY
8. Niewidzialny Celebryta
9. Gdzieś Daleko feat. ROVER
10. Wdychamy Wolność
11. Samotny Autostopowicz
12. Mike Skiller (rmx) feat. KISIEL, BEZCZEL, ERO
13. Do Widzenia Przyjaciele feat. KASIA GARŁUKIEWICZ
14. Flaszka (intro)
15. Czarna Flaszka feat. BAKFLIP, NIKON
16. Nie Chcę Mi się z Wami Gadać
Trzecie legalne solo Ciry, jak każda inna jego płyta, było przeze mnie mocno oczekiwane - osobiście bardzo lubię Cirę i jego gry słowne, porównania oraz nienaganny styl. Dlatego pochwyciłem chętnie jego płytę. Pierwszy rzut oka - digipak całkiem fajnie wydany, w mazidła Ciry, które składają się na postaci zbudowane z różnych twarzy... No, ale to nie okładka zdobi rappera, tak?
Nie byłem pewny, czy powierzenie prawie każdego kawałka innemu producentowi to słuszna opcja, ale... da się wybaczyć, choć prawdę mówiąc, rozrzut stylistyczny jest dość spory. Jako jedyni, po dwa traki oddali KPSN i Bob Air. O ile ten pierwszy zrobił mocny i kopiący w głowę 'Mike Skiller' i jego remix (czyli de facto ten sam kawałek), to Bober sprawił dwa podkłady, od jakich osobiście dostaję drgawek - nowoczesne, pseudoromantyczne, rozlazłe numery, z perkusją, która albo kląska w dziwnych tempach albo w ogóle jej nie ma. O ile SoDrumatic zaczyna mnie do siebie przekonywać, to jednak większości boberowych wypocin słuchać nie mogę i koniec. System jednak zdecydowanie rozwalają klasyczne podkłady od Welona ('Jedna'), czy Whitehouse (tytułowy numer), jednak mamy tu jeszcze kilka innych biegunów, które osiągamy, kiedy przemierzamy album. Bo klimat się zmienia w sumie z każdym kawałkiem i już Fen w 'Smutnej królowej' wprowadza nam pierwszą jutrzenkę zmiany, a zaraz po nim wchodzi elektroniczny podkład Eljota. I chociaż DJ Flip i White House oraz The Returners zrobili znowu coś nieco bliższego klasyce, po czym wchodzi wspomniany Bober i nie jest już tak fajnie. Przed końcowym pierdolnięciem jest tu jeszcze nieco ambientowy 'Do widzenia...' od Juicy'ego - kawałek raczej zbędny tutaj. Na koniec mamy tu kompletna zmianę klimatu - wjeżdża Bakflip ze swoimi gitarami i na koniec mamy potężny zastrzyk energii - zdrowe jebnięcie, przywracające tętno po rozlazłym pożegnaniu z przyjaciółmi.
Cira to poeta mikrofonu, ale nigdy nie osiągnie wielkiego sukcesu. Ten koleś jest zbyt inteligentny i ma za duże wykształcenie, aby dotrzeć do mas. Zrozumieją go nieliczni - ci, którzy szukają czegoś innego, niż słanie chujów policji, czy baunsowanie z dziewkami przy mleku 0,5%. Jednak ten koleś ma takie skillsy, że zmiata większość rapperów i rapperzyn ze sceny. Cira wchodzi z wersami 'Mam tak unikalne flow, że NASA chce mnie przebadać \ Daj Nasa na featuring, by na samplu osadzić dwóch króli', czy 'Mam tak unikalne flow, że szukają go w zaświatach \ Ostatni z apostołów, co do stołu nie siada na chama \ Gigant sceny co ceny nie ma i kwita \ Podziemny mainstreamowiec, niewidzialny celebryta' i kurna, nie masz u nas wielu gości, co przebiją te gierki. Mordercze bragga. Kiedy wchodzą inne kawałki, o tematyce bardziej życiowej, jest również ciekawie - mnóstwo porównań, odniesień - wyłapiesz tu cały wachlarz kulturalny i kulturowy. Bo w kawałki wplecione są cytaty z 'Czasu apokalipsy', odnośniki do historii hip hopu, czy inne wkręty, które wyłapujesz czasem po którymś kolejnym przesłuchaniu. Cirze dzielnie sekundują goście - przede wszystkim Bezczel, który wszedł niczym kula z glocka w łeb, ale także Rover ze świetnymi wersami w dyskusji z Cirą o Bogu. Zaskoczył mnie doskonałą dyspozycją również Ero, który dograł jedną z lepszych swoich zwrotek. No i naturalnie Hukos, który zawsze trzyma równy, wysoki poziom.
No i proszę ja Państwa, byłaby płyta roku, gdyby nie... producenci. Niestety, zmienność klimatów ma zdecydowany wpływ na odbiór - album, według mojego mniemania, jest zbyt eklektyczny i sięgający w zbyt różne strony na raz. I o ile nie przeszkadzają mi rockowe wycieczki z Bakflipem, mierżą mnie za to pedalizmy Bobera ('zamulacze na podkładach - nie chce mi się z wami gadać') i elektronizmy Eljota i Juicy'ego - są to numery zbędne, choć po prawdzie fajny 'Samotny autostopowicz' został zabity z zimną krwią przez produkcję. Trudno. Ale nawet jeśli nie jest to płyta roku, to i tak znajdzie się w czołówce, bo Cira na to zasługuje.
OCENA: 5-\6
1. Introom
2. Mike Skiller
3. Piękny Poranek
4. Jedna feat. HUKOS, MAX KOLO
5. Smutna Królowa feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK
6. Strasznie Sam
7. Ożywcza Bryza feat. 2STY
8. Niewidzialny Celebryta
9. Gdzieś Daleko feat. ROVER
10. Wdychamy Wolność
11. Samotny Autostopowicz
12. Mike Skiller (rmx) feat. KISIEL, BEZCZEL, ERO
13. Do Widzenia Przyjaciele feat. KASIA GARŁUKIEWICZ
14. Flaszka (intro)
15. Czarna Flaszka feat. BAKFLIP, NIKON
16. Nie Chcę Mi się z Wami Gadać
Trzecie legalne solo Ciry, jak każda inna jego płyta, było przeze mnie mocno oczekiwane - osobiście bardzo lubię Cirę i jego gry słowne, porównania oraz nienaganny styl. Dlatego pochwyciłem chętnie jego płytę. Pierwszy rzut oka - digipak całkiem fajnie wydany, w mazidła Ciry, które składają się na postaci zbudowane z różnych twarzy... No, ale to nie okładka zdobi rappera, tak?
Nie byłem pewny, czy powierzenie prawie każdego kawałka innemu producentowi to słuszna opcja, ale... da się wybaczyć, choć prawdę mówiąc, rozrzut stylistyczny jest dość spory. Jako jedyni, po dwa traki oddali KPSN i Bob Air. O ile ten pierwszy zrobił mocny i kopiący w głowę 'Mike Skiller' i jego remix (czyli de facto ten sam kawałek), to Bober sprawił dwa podkłady, od jakich osobiście dostaję drgawek - nowoczesne, pseudoromantyczne, rozlazłe numery, z perkusją, która albo kląska w dziwnych tempach albo w ogóle jej nie ma. O ile SoDrumatic zaczyna mnie do siebie przekonywać, to jednak większości boberowych wypocin słuchać nie mogę i koniec. System jednak zdecydowanie rozwalają klasyczne podkłady od Welona ('Jedna'), czy Whitehouse (tytułowy numer), jednak mamy tu jeszcze kilka innych biegunów, które osiągamy, kiedy przemierzamy album. Bo klimat się zmienia w sumie z każdym kawałkiem i już Fen w 'Smutnej królowej' wprowadza nam pierwszą jutrzenkę zmiany, a zaraz po nim wchodzi elektroniczny podkład Eljota. I chociaż DJ Flip i White House oraz The Returners zrobili znowu coś nieco bliższego klasyce, po czym wchodzi wspomniany Bober i nie jest już tak fajnie. Przed końcowym pierdolnięciem jest tu jeszcze nieco ambientowy 'Do widzenia...' od Juicy'ego - kawałek raczej zbędny tutaj. Na koniec mamy tu kompletna zmianę klimatu - wjeżdża Bakflip ze swoimi gitarami i na koniec mamy potężny zastrzyk energii - zdrowe jebnięcie, przywracające tętno po rozlazłym pożegnaniu z przyjaciółmi.
Cira to poeta mikrofonu, ale nigdy nie osiągnie wielkiego sukcesu. Ten koleś jest zbyt inteligentny i ma za duże wykształcenie, aby dotrzeć do mas. Zrozumieją go nieliczni - ci, którzy szukają czegoś innego, niż słanie chujów policji, czy baunsowanie z dziewkami przy mleku 0,5%. Jednak ten koleś ma takie skillsy, że zmiata większość rapperów i rapperzyn ze sceny. Cira wchodzi z wersami 'Mam tak unikalne flow, że NASA chce mnie przebadać \ Daj Nasa na featuring, by na samplu osadzić dwóch króli', czy 'Mam tak unikalne flow, że szukają go w zaświatach \ Ostatni z apostołów, co do stołu nie siada na chama \ Gigant sceny co ceny nie ma i kwita \ Podziemny mainstreamowiec, niewidzialny celebryta' i kurna, nie masz u nas wielu gości, co przebiją te gierki. Mordercze bragga. Kiedy wchodzą inne kawałki, o tematyce bardziej życiowej, jest również ciekawie - mnóstwo porównań, odniesień - wyłapiesz tu cały wachlarz kulturalny i kulturowy. Bo w kawałki wplecione są cytaty z 'Czasu apokalipsy', odnośniki do historii hip hopu, czy inne wkręty, które wyłapujesz czasem po którymś kolejnym przesłuchaniu. Cirze dzielnie sekundują goście - przede wszystkim Bezczel, który wszedł niczym kula z glocka w łeb, ale także Rover ze świetnymi wersami w dyskusji z Cirą o Bogu. Zaskoczył mnie doskonałą dyspozycją również Ero, który dograł jedną z lepszych swoich zwrotek. No i naturalnie Hukos, który zawsze trzyma równy, wysoki poziom.
No i proszę ja Państwa, byłaby płyta roku, gdyby nie... producenci. Niestety, zmienność klimatów ma zdecydowany wpływ na odbiór - album, według mojego mniemania, jest zbyt eklektyczny i sięgający w zbyt różne strony na raz. I o ile nie przeszkadzają mi rockowe wycieczki z Bakflipem, mierżą mnie za to pedalizmy Bobera ('zamulacze na podkładach - nie chce mi się z wami gadać') i elektronizmy Eljota i Juicy'ego - są to numery zbędne, choć po prawdzie fajny 'Samotny autostopowicz' został zabity z zimną krwią przez produkcję. Trudno. Ale nawet jeśli nie jest to płyta roku, to i tak znajdzie się w czołówce, bo Cira na to zasługuje.
OCENA: 5-\6
środa, 19 marca 2014
BEZCZEL - SŁOWO HONORU
Proforma 2014
1. Intro
2. Bene Nati
3. Potęga Podświadomości #Joseph Murphy feat. ZEUS
4. W Głębi Duszy
5. Nie Miej Za Złe Mi
6. Vis 'A' Vis feat. KROOLIK UNDERWOOD
7. Czarne Róże
8. Lukrowany Fałsz feat. GRIZZLEE
9. Paleta Bladych Uczuć
10. Aureole
11. Kliczko feat. KAEN
12. Będą
13. Krav Bragga
14. Na Przekór feat PTP, FABUŁA
15. Husarz
16. Outro
Zeszłoroczny 'A.D.H.D.' był świetnym albumem - umieściłem go wszak w moim Top 20 2013. Rapper z Fabuły przez ten rok nie zasypiał gruszek w popiele, tylko kuł żelazo póki gorące. Dzięki temu dostajemy nowy solowy album, który już zdążyć wywołać pewne kontrowersje, zwłaszcza u kolesi z bólem dupy na Kaena - ta ksywka ma chyba drobnym drukiem dopisane 'hejt mi nał'...
Styl muzyki nie powinien zdziwić nikogo, bo raz, że Bezczel przyzwyczaił nas do swojego nowoczesnego brzmienia, dwa, tacy producenci, jak Poszwixxx, Świerzba, Bob Air, Marek Kubik, Rockets Beats, Welon, Kaszpir czy SoDrumatic zapewniają mocne uderzenie syntetycznego rapu. Do pary z nimi wosk drapią DJ Perc, DJ Taek, DJ Danek oraz DJ Gondek. W zasadzie da się łatwo odróżnić producentów. Świerzba ma podkłady bardziej surowe i oszczędne, choć na wskroś elektroniczne. Szczerze powiem, że leżą mi one średnio... Poszwixx idzie raczej w bangery z mocnymi perkusjami i znacznie bardziej zdecydowane. Co poniektóre kawałki jednak idą wręcz w pop, tak jak 'Vis a vis' od Kubika to już numer godny Brodki, ale przecież jest tu również 'Lukrowany fałsz' i kilka podobnych numerów. Zaczęło to śmierdzieć Drejkiem na kilometry, czego nie zniesę. Jeszcze może Bober z 'Paletą...' wypada mniej blado - najlepszy bit paradoksalnie dał SoDrumatic, którego rozmymłania nie znoszę - tu jednak dał żywy, czysto rapowy trak 'Aureole'. Drugim konkretem jest 'Kliczko' od Rockets Beats. Podkład znaczy. Dopiero końcówka albumu brzmi jako tako. Ale to za mało.
Bezczel mnie bezczelnie rozczarował. Nie dlatego, że stracił flow - dalej ma niezłą technikę. Nie, żeby zaczął pisać jakieś asłuchalne pierdoły albo popieprzyły mu się hasztagi, skądże, dalej warto śledzić jego przemyślenia. Tyle, że Bezczel zaczął być rzewny, a co gorsza próbuje wzruszać. Gdzie ten wyszczekany rapper z panczami jak Kliczko? Siedzi martwy, 'gdzie cichy płacz matki i głuchy szept cmentarza'. Weź, tu jakieś czarne róże, tu aureole, ale nie miej mi za złe... Będę miał. Przykro mi, można mówić, że Bezczel stał się dojrzały, że mówi o rzeczach ważkich, ale niga pliz. Echa dawnej świetności słychać w najlepszych numerach na płycie: 'Aureolach', 'Husarzu' i 'Kliczko', gdzie mamy te siłę i bezczelność. No dobra, 'Kliczkę' zjebał trochę Kaen słabymi refrenami i podróbką stylu dwusławowego - nie tylko ma tu astkowy flow, ale i próbuje hasztagować jak chłopaki. Zresztą, w ogóle goście są mało trafieni, może poza Zeusem, który w sumie też nie urzekł nawijką. Kroolik i Grizzlee są tutaj straszni, PTP ani Fabuła nie pokazali zupełnie nic...
Co się w tym 2014 dzieje? Kończy się marzec, wyszło kilkanaście płyt na legalu, a pomijając może dwie, większość to totalna kiła. Liczyłem chociaż na Bezczela, ale ten udaje Verbę, zamiast trzymać się wyznaczonego rok temu kursu. Pierwsza połowa płyta nadaje się raczej do PoloTV, dopiero końcówka to powrót do starej stylówki, choć też nie jest to bardzo przyswajalne.
OCENA: 3\6
1. Intro
2. Bene Nati
3. Potęga Podświadomości #Joseph Murphy feat. ZEUS
4. W Głębi Duszy
5. Nie Miej Za Złe Mi
6. Vis 'A' Vis feat. KROOLIK UNDERWOOD
7. Czarne Róże
8. Lukrowany Fałsz feat. GRIZZLEE
9. Paleta Bladych Uczuć
10. Aureole
11. Kliczko feat. KAEN
12. Będą
13. Krav Bragga
14. Na Przekór feat PTP, FABUŁA
15. Husarz
16. Outro
Zeszłoroczny 'A.D.H.D.' był świetnym albumem - umieściłem go wszak w moim Top 20 2013. Rapper z Fabuły przez ten rok nie zasypiał gruszek w popiele, tylko kuł żelazo póki gorące. Dzięki temu dostajemy nowy solowy album, który już zdążyć wywołać pewne kontrowersje, zwłaszcza u kolesi z bólem dupy na Kaena - ta ksywka ma chyba drobnym drukiem dopisane 'hejt mi nał'...
Styl muzyki nie powinien zdziwić nikogo, bo raz, że Bezczel przyzwyczaił nas do swojego nowoczesnego brzmienia, dwa, tacy producenci, jak Poszwixxx, Świerzba, Bob Air, Marek Kubik, Rockets Beats, Welon, Kaszpir czy SoDrumatic zapewniają mocne uderzenie syntetycznego rapu. Do pary z nimi wosk drapią DJ Perc, DJ Taek, DJ Danek oraz DJ Gondek. W zasadzie da się łatwo odróżnić producentów. Świerzba ma podkłady bardziej surowe i oszczędne, choć na wskroś elektroniczne. Szczerze powiem, że leżą mi one średnio... Poszwixx idzie raczej w bangery z mocnymi perkusjami i znacznie bardziej zdecydowane. Co poniektóre kawałki jednak idą wręcz w pop, tak jak 'Vis a vis' od Kubika to już numer godny Brodki, ale przecież jest tu również 'Lukrowany fałsz' i kilka podobnych numerów. Zaczęło to śmierdzieć Drejkiem na kilometry, czego nie zniesę. Jeszcze może Bober z 'Paletą...' wypada mniej blado - najlepszy bit paradoksalnie dał SoDrumatic, którego rozmymłania nie znoszę - tu jednak dał żywy, czysto rapowy trak 'Aureole'. Drugim konkretem jest 'Kliczko' od Rockets Beats. Podkład znaczy. Dopiero końcówka albumu brzmi jako tako. Ale to za mało.
Bezczel mnie bezczelnie rozczarował. Nie dlatego, że stracił flow - dalej ma niezłą technikę. Nie, żeby zaczął pisać jakieś asłuchalne pierdoły albo popieprzyły mu się hasztagi, skądże, dalej warto śledzić jego przemyślenia. Tyle, że Bezczel zaczął być rzewny, a co gorsza próbuje wzruszać. Gdzie ten wyszczekany rapper z panczami jak Kliczko? Siedzi martwy, 'gdzie cichy płacz matki i głuchy szept cmentarza'. Weź, tu jakieś czarne róże, tu aureole, ale nie miej mi za złe... Będę miał. Przykro mi, można mówić, że Bezczel stał się dojrzały, że mówi o rzeczach ważkich, ale niga pliz. Echa dawnej świetności słychać w najlepszych numerach na płycie: 'Aureolach', 'Husarzu' i 'Kliczko', gdzie mamy te siłę i bezczelność. No dobra, 'Kliczkę' zjebał trochę Kaen słabymi refrenami i podróbką stylu dwusławowego - nie tylko ma tu astkowy flow, ale i próbuje hasztagować jak chłopaki. Zresztą, w ogóle goście są mało trafieni, może poza Zeusem, który w sumie też nie urzekł nawijką. Kroolik i Grizzlee są tutaj straszni, PTP ani Fabuła nie pokazali zupełnie nic...
Co się w tym 2014 dzieje? Kończy się marzec, wyszło kilkanaście płyt na legalu, a pomijając może dwie, większość to totalna kiła. Liczyłem chociaż na Bezczela, ale ten udaje Verbę, zamiast trzymać się wyznaczonego rok temu kursu. Pierwsza połowa płyta nadaje się raczej do PoloTV, dopiero końcówka to powrót do starej stylówki, choć też nie jest to bardzo przyswajalne.
OCENA: 3\6
czwartek, 20 lutego 2014
OLSEN & FU - KAMELEON 2
Prosto 2014
1. Intro feat. ADI KOWALSKI
2. Kameleon 2
3. Rap Fanatyk
4. Pamiętnik Weterana
5. Stare Autorytety feat. PONO, CHVAŚCIU
6. Żyj Po Swojemu
7. Dwulicowa Kurwo feat. PALUCH, JONGMEN, PARZEL, ERO
8. Samotny Jak Ronin feat. KAJMAN
9. Pan Życia
10. Porzuć Troski
11. Zanim
12. Utracony Raj Skit
13. Polski Meksyk feat. SPALTO
14. Kontroluj
15. Jestem Odporny feat. SOBOTA, MADINNES LE POLAK
16. Na Co To Komu? feat. SPALTO
17. Hardkorba feat. ANDRZEJ POPŁAWSKI
18. Czyny Warte Więcej Niż Słowa
19. Musiałem
Po bez mała dekadzie wychodzi druga płyta ulicznego duetu Olsen i Fu - połączenie warszawskiego Zippingu z białostoskim Wychowaniem Na Błędach (parafrazując lekko, naturalnie). Obaj wydawali przez te osiem lat różne płyty - solowe i w projektach, ale wyznam potajemnie, że żadna z tych produkcji nie wywarła na mnie pozytywnego wrażenia, głównie dlatego, że Fu za bardzo kombinował, udowadniając, że jest z roku na rok bardziej beznadziejny. Dlatego sięgnąłem po ten album tylko dlatego, że przez pierwsze półtora miesiąca wyszło zaledwie 5 płyt na legalu i nie miałem co wziąć.
Kiedy włączyłem płytę, 'Intro' z wokalem Adiego mnie mocno zaskoczyło - wprowadziło w dobry klimat i zachęciło do sprawdzenia reszty. Potem nieco spadło, aczkolwiek pierwsze 20 minut trzymało niezły poziom, głównie dzięki produkcjom MillionBeats, który odpowiada za większość kawałków na tym albumie i nadaje ton. Obok niego znaleźli się tu jeszcze Kamilson z nieco klasycznym trakiem i skreczami DJ Gondka, Siwers, Fleczer, Lazyrider, BasenBeats, Dies i Sherlock oraz sam Olsen. Dlatego, co widać wyraźnie po imionach bitmejkerów, to przede wszystkim nowoczesna, dość syntetyczna jazda, z niewielkimi odchyłami ku klasyce, czy nawet g-funk w 'Polskim Meksyku'. Muza zatem jest spójna i słucha się całkiem dobrze, bo nie są to trapy i inne rzężące i zawodzące melodyjki, tylko zwyczajny, nowocześnie pojęty rap, gdzie czasem wejdzie gitara, czasem jakieś sample, lecz większość grana jest osobiście przez producentów.
Olsen i Fu. Fu i Olsen. Od którego zacząć? Może od Olsena, zawsze będzie prościej. Bo Olsen jest bardzo prosty, zarówno jeśli chodzi o styl, jak i o teksty. Prezentuje takie tam typowe uliczne historie, rymując je sztampowo swoim niskim głosem. Ot, zwykły uliczny wyrobnik. Fu za to... to epopeja. Rapper beztalencie, antyteza emce. Człowiek, który kombinują c z wokalem poszedł tak daleko, że zrozumieć z tego bełkotu nie dało się nic. I z takim podejściem zacząłem słuchać albumu. A tu niespodzianka - Fu zaczął rymować normalnie! Nie powiem, że zaczął byc nagle dobrym rapperem, ale przynajmniej jest już wystarczająco dobry, żeby go zrozumieć i dojrzał na tyle, żeby jego teksty nie wywoływały drgawek. Zdarza mu się wywrócić, czy choćby potknąć, ale wypada przynajmniej poprawnie. Ciężko jest tu zacytować coś szczególnego, bo teksty są dość proste, bez żadnych zaskakujących wersów - ot dwóch ulicznych rapperów sobie rymuje o życiu. A goście... No cóż, wszyscy są żenujący w bezsensownie wulgarnym traku 'Dwulicowa kurwo', bo ilość mięcha rzucanego z głośników spokojnie przewyższa pierwszą lepszą rzeźnię. To już nie prosty przekaz, tylko prostactwo. Dość dobrze zrobił swoje Kajman, Sobota ujdzie, ale... to całe pozytywy na temat gości.
To sobie wybrałem pierwszą płytę na legalu w tym roku :) Do tego napisano na niej 2013, choć zdawało mi się, że objawiła się już w styczniu. Nic to. W sumie, to nawet nie jest taka zła płyta, bo i Fu przestał memłać pierdoły, i muzyka jest na dość dobrym poziomie. Nie jest to byle jaka uliczna płyta, bo trochę jest tu ciekawszych patentów, jak rockowe gitary i refreny, trochę regałowych klimatów z Ragga Bangg i pamiętam cały czas pierwsze 5 traków - naprawdę porządnych. Suma summarum...
OCENA: 3\6
1. Intro feat. ADI KOWALSKI
2. Kameleon 2
3. Rap Fanatyk
4. Pamiętnik Weterana
5. Stare Autorytety feat. PONO, CHVAŚCIU
6. Żyj Po Swojemu
7. Dwulicowa Kurwo feat. PALUCH, JONGMEN, PARZEL, ERO
8. Samotny Jak Ronin feat. KAJMAN
9. Pan Życia
10. Porzuć Troski
11. Zanim
12. Utracony Raj Skit
13. Polski Meksyk feat. SPALTO
14. Kontroluj
15. Jestem Odporny feat. SOBOTA, MADINNES LE POLAK
16. Na Co To Komu? feat. SPALTO
17. Hardkorba feat. ANDRZEJ POPŁAWSKI
18. Czyny Warte Więcej Niż Słowa
19. Musiałem
Po bez mała dekadzie wychodzi druga płyta ulicznego duetu Olsen i Fu - połączenie warszawskiego Zippingu z białostoskim Wychowaniem Na Błędach (parafrazując lekko, naturalnie). Obaj wydawali przez te osiem lat różne płyty - solowe i w projektach, ale wyznam potajemnie, że żadna z tych produkcji nie wywarła na mnie pozytywnego wrażenia, głównie dlatego, że Fu za bardzo kombinował, udowadniając, że jest z roku na rok bardziej beznadziejny. Dlatego sięgnąłem po ten album tylko dlatego, że przez pierwsze półtora miesiąca wyszło zaledwie 5 płyt na legalu i nie miałem co wziąć.
Kiedy włączyłem płytę, 'Intro' z wokalem Adiego mnie mocno zaskoczyło - wprowadziło w dobry klimat i zachęciło do sprawdzenia reszty. Potem nieco spadło, aczkolwiek pierwsze 20 minut trzymało niezły poziom, głównie dzięki produkcjom MillionBeats, który odpowiada za większość kawałków na tym albumie i nadaje ton. Obok niego znaleźli się tu jeszcze Kamilson z nieco klasycznym trakiem i skreczami DJ Gondka, Siwers, Fleczer, Lazyrider, BasenBeats, Dies i Sherlock oraz sam Olsen. Dlatego, co widać wyraźnie po imionach bitmejkerów, to przede wszystkim nowoczesna, dość syntetyczna jazda, z niewielkimi odchyłami ku klasyce, czy nawet g-funk w 'Polskim Meksyku'. Muza zatem jest spójna i słucha się całkiem dobrze, bo nie są to trapy i inne rzężące i zawodzące melodyjki, tylko zwyczajny, nowocześnie pojęty rap, gdzie czasem wejdzie gitara, czasem jakieś sample, lecz większość grana jest osobiście przez producentów.
Olsen i Fu. Fu i Olsen. Od którego zacząć? Może od Olsena, zawsze będzie prościej. Bo Olsen jest bardzo prosty, zarówno jeśli chodzi o styl, jak i o teksty. Prezentuje takie tam typowe uliczne historie, rymując je sztampowo swoim niskim głosem. Ot, zwykły uliczny wyrobnik. Fu za to... to epopeja. Rapper beztalencie, antyteza emce. Człowiek, który kombinują c z wokalem poszedł tak daleko, że zrozumieć z tego bełkotu nie dało się nic. I z takim podejściem zacząłem słuchać albumu. A tu niespodzianka - Fu zaczął rymować normalnie! Nie powiem, że zaczął byc nagle dobrym rapperem, ale przynajmniej jest już wystarczająco dobry, żeby go zrozumieć i dojrzał na tyle, żeby jego teksty nie wywoływały drgawek. Zdarza mu się wywrócić, czy choćby potknąć, ale wypada przynajmniej poprawnie. Ciężko jest tu zacytować coś szczególnego, bo teksty są dość proste, bez żadnych zaskakujących wersów - ot dwóch ulicznych rapperów sobie rymuje o życiu. A goście... No cóż, wszyscy są żenujący w bezsensownie wulgarnym traku 'Dwulicowa kurwo', bo ilość mięcha rzucanego z głośników spokojnie przewyższa pierwszą lepszą rzeźnię. To już nie prosty przekaz, tylko prostactwo. Dość dobrze zrobił swoje Kajman, Sobota ujdzie, ale... to całe pozytywy na temat gości.
To sobie wybrałem pierwszą płytę na legalu w tym roku :) Do tego napisano na niej 2013, choć zdawało mi się, że objawiła się już w styczniu. Nic to. W sumie, to nawet nie jest taka zła płyta, bo i Fu przestał memłać pierdoły, i muzyka jest na dość dobrym poziomie. Nie jest to byle jaka uliczna płyta, bo trochę jest tu ciekawszych patentów, jak rockowe gitary i refreny, trochę regałowych klimatów z Ragga Bangg i pamiętam cały czas pierwsze 5 traków - naprawdę porządnych. Suma summarum...
OCENA: 3\6
piątek, 20 grudnia 2013
TE-TRIS & POGZ - TERAZ
Aptaun 2013
1. Dzieci Czasu feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK
2. Strachy
3. Fejm feat. DJ IKE
4. Nero feat. GRIZZLEE
5. Ciary
6. Lista Życzeń feat. ZEUS, DJ KRUG
7. Chwilowe Part 1 feat. RZEŹNIK, DJ FLIP
8. Lunatyka
9. Polywood feat. DJ FLIP
10. Ciąg Dalszy
11. Halun feat. PYSKATY, RZEŹNIK, DJ NORIZ
12. Chwilowe Part 2 feat. RZEŹNIK, DJ FLIP
13. Mam feat. RZEŹNIK
14. Ludzie feat. GRUBSON
15. Mantry feat. RZEŹNIK
Ta kolaboracja rozgrzewała fanów polskiego rapu już od jakiegoś czasu i oto wreszcie jest. Wszak single nikogo nie oszołomiły, a przecież ten duet ma na pewno kolosalny potencjał. Świetnie wydana płyta, z dużym pomysłem i tak samo miało się okazać wewnątrz - pomysłowa płyta, nie wpisująca się w kanony.
Ciekawostką tej płyty są tandemy, a nawet tryple (jakkolwiek źle by to nie brzmiało :P) producenckie: Nerwus i Bober, Welon, Starq i Bober, Welon i Bober, Młody GRO i BobAir, czy TMK, Młody GRO i (co za niespodzianka!) Bober. Pierwsza myśl: 'cholera, tyle tu Bob Air'a - a on nie należy do moich ulubionych producentów - a nawet wręcz przeciwnie...'. Nie chodzi o to, że mam coś przeciwko nowoczesnemu hip hopowi, ale po prostu koleś rzadko do mnie trafia. I właśnie tak tu jest. Tam gdzie nie ma Bobera - raptem jeden trak - 'Nero', jest dość ciekawie, bo Welon zrobił nam pełny atrakcji i energii kawałek, który brzęczy jak g-funk XXII wieku. Ale żeby być sprawiedliwym, reszta, która przynajmniej częściowo wyszła od Bob Aira, też może być dobra: 'Ciary', 'Halun', 'Ludzie' czy 'Polywood' - ciekawe, że to głównie kolaboracja z Młodym GRO. Tak, podkłady są dopieszczone i wszystko ma swoje miejsce, każdy dźwięk pada tam, gdzie powinien i każde brzmienie jest wręcz wymuskane, ale bądźmy szczerzy, to hip hop, a nie jebany Mozart. Dlatego często drażni mnie to melancholijne wychuchanie podkładów, wręcz popowe podejście do produkcji - rap gdzieś zgubił szorstkość - może nie tekstowo, ale muzycznie. To coraz większy crossover, przeciw któremu nie miałbym nic przeciwko, gdyby nie szło to w stronę jak największego rozwodnienia gatunku. A niektóre kawałki w moim mniemaniu niebezpiecznie kroczą w kierunku Budki Suflera, czy Bajm ('Ciąg dalszy', oba 'Chwilove' - zadziwiająco wyprodukowane samodzielnie przez Bobera...). I te kurwa autotuny, gosh.
Na szczęście są tu jeszcze rapperzy. Wprawdzie niekwestionowanym liderem duetu jest Tet, ale przecież Pogz nie odstaje aż tak bardzo - przynajmniej technicznie. Wprawdzie Tet mówi 'Wśród miliona marnych ekip, niebanalny styl to moja magia' i ma niezaprzeczalną rację, ale przecież 'Każdy detal, patrz na Pogza \ Miał być zwykły duet a wyszło nam paranormal'. Tak, Pogz, choć nieco słabszy, wcale to nie oznacza, że jest słaby - w duecie z większością sceny, okazałby się zwycięzcą spokojnie. Do tego co wers, to albo jeden albo drugi rzuca wersy, po których łapiesz się za głowę - taka qui pro quo sytuacja. Weź Tetrisa: 'marek belka w moim oku, zobacz swoją drzazgę, co?', i ta gra słów z twórcą Tetrisa (tej gry, dzieciaku!): 'Wspomnienia niech spowija język, liże każdy błąd \ Choć parzy to przez ogień rodzę się – Pażytnow'. Kurde. A zaraz po nim Pogz robi swoje: 'To nie boża iskra, to nie moja misja być pobłażliwym \ Ta gra jest zbyt niemrawa, czas dolać do niej Krzysztofa Oliwy' albo 'Wasza nić życia, cóż, Bóg był chyba niezbyt hojny \ Ja - Edward Nożycoręki wpuszczony pomiędzy Mojry'. Wyłap te hasztagi i followupy. Do tego są tu goście, którzy... w sumie powinienem po taki wstępie powiedzieć, że są zbędni, ale absolutnie tak nie powiem. Bo Pyskaty rozniósł tu bit swoją zwrotką, a Zeusowi tez nie można odmówić skillsów, choć nie porwał mnie swoim wejściem. Świetne refreny daje Rzeźnik, ale i Justyna Kuśmierczyk oraz Grizzlee również położyli swoje cegiełki. No, Grubson niekoniecznie tu pasuje, ale skoro bity mogą być popowe, to czemu nie fituringi? W końcu crossover.
No i pewnie, gdyby nie było tu Bob Air'a, album podobałby mi się dużo bardziej. Niestety wnosi on za dużo popu do tej muzyki. Owszem, ja nie ujmuję mu talentu, ale do takiej muzyki to może śpiewać Dawid Podsiadło, bo z hip hopem to rzadko ma coś wspólnego. Na szczęście są tu Tet i Pogz, których skillsy ratują całość. No i pozostali producenci, wnoszący nieco hip hopu do tego hip hopu. Niemniej jednak, to udana płyta, choć pozostawiająca pewien niedosyt. Liryczny majstersztyk, nieco zepsuty muzyką. Ale to dość dobry materiał.
OCENA: 4+\6
1. Dzieci Czasu feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK
2. Strachy
3. Fejm feat. DJ IKE
4. Nero feat. GRIZZLEE
5. Ciary
6. Lista Życzeń feat. ZEUS, DJ KRUG
7. Chwilowe Part 1 feat. RZEŹNIK, DJ FLIP
8. Lunatyka
9. Polywood feat. DJ FLIP
10. Ciąg Dalszy
11. Halun feat. PYSKATY, RZEŹNIK, DJ NORIZ
12. Chwilowe Part 2 feat. RZEŹNIK, DJ FLIP
13. Mam feat. RZEŹNIK
14. Ludzie feat. GRUBSON
15. Mantry feat. RZEŹNIK
Ta kolaboracja rozgrzewała fanów polskiego rapu już od jakiegoś czasu i oto wreszcie jest. Wszak single nikogo nie oszołomiły, a przecież ten duet ma na pewno kolosalny potencjał. Świetnie wydana płyta, z dużym pomysłem i tak samo miało się okazać wewnątrz - pomysłowa płyta, nie wpisująca się w kanony.
Ciekawostką tej płyty są tandemy, a nawet tryple (jakkolwiek źle by to nie brzmiało :P) producenckie: Nerwus i Bober, Welon, Starq i Bober, Welon i Bober, Młody GRO i BobAir, czy TMK, Młody GRO i (co za niespodzianka!) Bober. Pierwsza myśl: 'cholera, tyle tu Bob Air'a - a on nie należy do moich ulubionych producentów - a nawet wręcz przeciwnie...'. Nie chodzi o to, że mam coś przeciwko nowoczesnemu hip hopowi, ale po prostu koleś rzadko do mnie trafia. I właśnie tak tu jest. Tam gdzie nie ma Bobera - raptem jeden trak - 'Nero', jest dość ciekawie, bo Welon zrobił nam pełny atrakcji i energii kawałek, który brzęczy jak g-funk XXII wieku. Ale żeby być sprawiedliwym, reszta, która przynajmniej częściowo wyszła od Bob Aira, też może być dobra: 'Ciary', 'Halun', 'Ludzie' czy 'Polywood' - ciekawe, że to głównie kolaboracja z Młodym GRO. Tak, podkłady są dopieszczone i wszystko ma swoje miejsce, każdy dźwięk pada tam, gdzie powinien i każde brzmienie jest wręcz wymuskane, ale bądźmy szczerzy, to hip hop, a nie jebany Mozart. Dlatego często drażni mnie to melancholijne wychuchanie podkładów, wręcz popowe podejście do produkcji - rap gdzieś zgubił szorstkość - może nie tekstowo, ale muzycznie. To coraz większy crossover, przeciw któremu nie miałbym nic przeciwko, gdyby nie szło to w stronę jak największego rozwodnienia gatunku. A niektóre kawałki w moim mniemaniu niebezpiecznie kroczą w kierunku Budki Suflera, czy Bajm ('Ciąg dalszy', oba 'Chwilove' - zadziwiająco wyprodukowane samodzielnie przez Bobera...). I te kurwa autotuny, gosh.
Na szczęście są tu jeszcze rapperzy. Wprawdzie niekwestionowanym liderem duetu jest Tet, ale przecież Pogz nie odstaje aż tak bardzo - przynajmniej technicznie. Wprawdzie Tet mówi 'Wśród miliona marnych ekip, niebanalny styl to moja magia' i ma niezaprzeczalną rację, ale przecież 'Każdy detal, patrz na Pogza \ Miał być zwykły duet a wyszło nam paranormal'. Tak, Pogz, choć nieco słabszy, wcale to nie oznacza, że jest słaby - w duecie z większością sceny, okazałby się zwycięzcą spokojnie. Do tego co wers, to albo jeden albo drugi rzuca wersy, po których łapiesz się za głowę - taka qui pro quo sytuacja. Weź Tetrisa: 'marek belka w moim oku, zobacz swoją drzazgę, co?', i ta gra słów z twórcą Tetrisa (tej gry, dzieciaku!): 'Wspomnienia niech spowija język, liże każdy błąd \ Choć parzy to przez ogień rodzę się – Pażytnow'. Kurde. A zaraz po nim Pogz robi swoje: 'To nie boża iskra, to nie moja misja być pobłażliwym \ Ta gra jest zbyt niemrawa, czas dolać do niej Krzysztofa Oliwy' albo 'Wasza nić życia, cóż, Bóg był chyba niezbyt hojny \ Ja - Edward Nożycoręki wpuszczony pomiędzy Mojry'. Wyłap te hasztagi i followupy. Do tego są tu goście, którzy... w sumie powinienem po taki wstępie powiedzieć, że są zbędni, ale absolutnie tak nie powiem. Bo Pyskaty rozniósł tu bit swoją zwrotką, a Zeusowi tez nie można odmówić skillsów, choć nie porwał mnie swoim wejściem. Świetne refreny daje Rzeźnik, ale i Justyna Kuśmierczyk oraz Grizzlee również położyli swoje cegiełki. No, Grubson niekoniecznie tu pasuje, ale skoro bity mogą być popowe, to czemu nie fituringi? W końcu crossover.
No i pewnie, gdyby nie było tu Bob Air'a, album podobałby mi się dużo bardziej. Niestety wnosi on za dużo popu do tej muzyki. Owszem, ja nie ujmuję mu talentu, ale do takiej muzyki to może śpiewać Dawid Podsiadło, bo z hip hopem to rzadko ma coś wspólnego. Na szczęście są tu Tet i Pogz, których skillsy ratują całość. No i pozostali producenci, wnoszący nieco hip hopu do tego hip hopu. Niemniej jednak, to udana płyta, choć pozostawiająca pewien niedosyt. Liryczny majstersztyk, nieco zepsuty muzyką. Ale to dość dobry materiał.
OCENA: 4+\6
niedziela, 15 września 2013
NON KONEKSJA - TYLKO DLA PRAWDZIWYCH
Proper 2013
1.Biegnę
2.Nikt nie wierzy we mnie feat. KAMIL BUDZIŃSKI
3.Ostatnia melodia Kresów feat. MARCIN LIĆWINKO
4.Święta śmierć
5.Karma feat. KFARTET
6.Popatrz jak
7.Seryjny samobójca
8.Bagnet na broń feat. SOBIEPAN
9.Tego dnia feat. GOTTI
10.Niezależni od nikogo feat. KFARTET
11.Uliczny sport
12.Kim chciałbyś być
13.Anioł stróż
14.Asfalt
15.Za kurtyną feat. DOBO, NIZIOŁ
Trzecia płyta Lukasyna, Egona i Krisa przeznaczona jest tylko dla prawdziwych - rozumiem, że kupno płyty jest obwarowane różnymi zakazami? Po ostatniej płycie Lukasyna i Krisa, gdzie jeden kawałek zniszczył cały słowiański projekt Donatana (mówię naturalnie o 'Mój świat' z Missgod), a reszty nie pamiętam, przyszedł czas sprawdzić ich kolejną, wspólną płytę.
Kriso, który, jak zwykle wykonał wszelkie produkcje na płytę, ewoluuje z albumu na album. Jego bity stają się coraz bardziej charakterystyczne, bo zwracają się znacząco w kierunku podlaskich, wschodnich klimatów. Są niby nowoczesne, nawet gdzieniegdzie dają się wyczuć cykacze i dźwięki bliskie trap muzik i tym podobnych, ale często królują tu flety, bałałajki, gitarki i różne rzadkie w hip hopie instrumentaria. Myślę, że Kriso nie ma zamiaru iść drogą o czyszczoną z chwastów przez Donatana i pompować polskich klimatów na fali popularności 'Równonocy'. To po prostu duma z pochodzenia, którą słychać było już dużo wcześniej. Zresztą, to tylko wkręty, generalnie to coraz ambitniejsza muzyka uliczna. Tak, są te smyczki, pianina, ale przyznać trzeba, że muzyka od Krisa robi się coraz ciekawsza.
Nie jestem fanem Lukasyna, ale on też robi postępy 'ty stoisz w miejscu ja rosnę w siłę'. Nie ma jakiejś specjalnej techniki, ale flow ma poprawne, teksty nie powodują zajadów ze śmiechu - wszystko jest w porządku. Egon stoi nieco z tyłu, jego chropowaty flow jest pocięty na poszczególne wyrazy i słychać wyraźnie, że ma sporo mniej ogrania, niż Lukasyno. Na płycie przewijają się stałe tematy - prawdziwość, szczerość, honor, duma z pochodzenia. Chłopcy zaprosili do współpracy tylko kilku lokalnych rapperów - większość gości to śpiewający i grający muzycy, co znakomicie wzbogaca materiał. Kamil Budziński, grający na gitarze i śpiewający w refrenie, etniczny (że tak to ujmę) Marcin Lićwinko w świetnym kresowym traku, kFARTet z miłym damskim głosem... Najlepsze kawałki wchodzą na początek - numery 1, 2 i 3 to naprawdę kawałki godne uwagi. Potem jest nieco gorzej, ale przynajmniej równo.
To najlepsza płyta w dorobku NON Koneksji - to pewne. Na pewno jednak nie przekona to osób, które nie lubią tego gatunku - ja tez nie należę do entuzjastów, ale przyznam, że chłopcy się postarali - to porządny album i wbrew moim spodziewaniom, całkiem do mnie trafił. Trochę kombinacji, niecodziennych klimatów, ale i zwyczajnego ulicznego gadania. Naprawdę, tym razem niezłe.
OCENA: 4\6
1.Biegnę
2.Nikt nie wierzy we mnie feat. KAMIL BUDZIŃSKI
3.Ostatnia melodia Kresów feat. MARCIN LIĆWINKO
4.Święta śmierć
5.Karma feat. KFARTET
6.Popatrz jak
7.Seryjny samobójca
8.Bagnet na broń feat. SOBIEPAN
9.Tego dnia feat. GOTTI
10.Niezależni od nikogo feat. KFARTET
11.Uliczny sport
12.Kim chciałbyś być
13.Anioł stróż
14.Asfalt
15.Za kurtyną feat. DOBO, NIZIOŁ
Trzecia płyta Lukasyna, Egona i Krisa przeznaczona jest tylko dla prawdziwych - rozumiem, że kupno płyty jest obwarowane różnymi zakazami? Po ostatniej płycie Lukasyna i Krisa, gdzie jeden kawałek zniszczył cały słowiański projekt Donatana (mówię naturalnie o 'Mój świat' z Missgod), a reszty nie pamiętam, przyszedł czas sprawdzić ich kolejną, wspólną płytę.
Kriso, który, jak zwykle wykonał wszelkie produkcje na płytę, ewoluuje z albumu na album. Jego bity stają się coraz bardziej charakterystyczne, bo zwracają się znacząco w kierunku podlaskich, wschodnich klimatów. Są niby nowoczesne, nawet gdzieniegdzie dają się wyczuć cykacze i dźwięki bliskie trap muzik i tym podobnych, ale często królują tu flety, bałałajki, gitarki i różne rzadkie w hip hopie instrumentaria. Myślę, że Kriso nie ma zamiaru iść drogą o czyszczoną z chwastów przez Donatana i pompować polskich klimatów na fali popularności 'Równonocy'. To po prostu duma z pochodzenia, którą słychać było już dużo wcześniej. Zresztą, to tylko wkręty, generalnie to coraz ambitniejsza muzyka uliczna. Tak, są te smyczki, pianina, ale przyznać trzeba, że muzyka od Krisa robi się coraz ciekawsza.
Nie jestem fanem Lukasyna, ale on też robi postępy 'ty stoisz w miejscu ja rosnę w siłę'. Nie ma jakiejś specjalnej techniki, ale flow ma poprawne, teksty nie powodują zajadów ze śmiechu - wszystko jest w porządku. Egon stoi nieco z tyłu, jego chropowaty flow jest pocięty na poszczególne wyrazy i słychać wyraźnie, że ma sporo mniej ogrania, niż Lukasyno. Na płycie przewijają się stałe tematy - prawdziwość, szczerość, honor, duma z pochodzenia. Chłopcy zaprosili do współpracy tylko kilku lokalnych rapperów - większość gości to śpiewający i grający muzycy, co znakomicie wzbogaca materiał. Kamil Budziński, grający na gitarze i śpiewający w refrenie, etniczny (że tak to ujmę) Marcin Lićwinko w świetnym kresowym traku, kFARTet z miłym damskim głosem... Najlepsze kawałki wchodzą na początek - numery 1, 2 i 3 to naprawdę kawałki godne uwagi. Potem jest nieco gorzej, ale przynajmniej równo.
To najlepsza płyta w dorobku NON Koneksji - to pewne. Na pewno jednak nie przekona to osób, które nie lubią tego gatunku - ja tez nie należę do entuzjastów, ale przyznam, że chłopcy się postarali - to porządny album i wbrew moim spodziewaniom, całkiem do mnie trafił. Trochę kombinacji, niecodziennych klimatów, ale i zwyczajnego ulicznego gadania. Naprawdę, tym razem niezłe.
OCENA: 4\6
poniedziałek, 2 września 2013
PERES UDR - PÓŁNOCNO-WSCHODNI FRONT
nielegal 2013
1. Intro
2. Północno - Wschodni Front
3. Tak To Widzę
4. Pamiętaj o Bliskich
5. Veto
6. Złe Intencje feat. EGON, NIZIOŁ
7. Czasem Sam Zapominam
8. Uważaj Co Gadasz feat. LUKASYNO
9. Nie Zawiodę
10. Zawsze Chciałem Być w Porządku feat. KUBAŃCZYK, KJW
11. Revolta
12. Słoneczny StokK feat. KJW prod. HUBI
13. Z Życia Podwórek feat. ERCE prod. TE
14. Zrozumiesz To z Czasem feat. SDW prod. HUBI
15. Nigdy Nas Nie Było prod. WOWO
16. Życzę Tobie prod. WOWO
17. Outro prod. KRISO
18. BONUS TRAKCK Uważaj Co Gadasz REMIX WOLA feat. LUKASYNO
Kto to jest Peres? A słyszałeś kiedyś skład Urodzeni Do Rapu? Albo Uliczny Dobry Rap? Wraz z KJW i Kubańczykiem tworzą razem skład UDR, który pojawia się czasem na różnistych gościnnych występach na płytach raczej z typu ulicznego rapu.
Większość albumu wyprodukował Wowo, tylko co jakiś czas zastępowany przez AdBeats, Hubi'ego, Dąbka, Kriso i Tena. Wowo daje ciężkie, oparte na muzyce klasycznej podkłady, które idealnie wpisują się w klimat płyty, choć bywają lepsze ('Złe intencje') i gorsze. Natomiast AdBeats zrobił ciekawy, nieco elektroniczny podkład do 'Veto', dzieki czemu trak wiele zyskał. Bit od Dąbka (Czasem Sam Zapominam) jest przeciętny do bólu, Hubi, po obiecującym 'Pamiętaj o bliskich' i cieplutkim 'Słonecznym stoku', pozostałe bity dał również nijakie i wtórne.
Czym wyróżnia się Peres spomiędzy innych uliczników? Jest ok, ale nie wyróżnia się niczym, może tym, że nie usłyszysz tu takiego steku banalnych wersów, jak na innych tego typu albumach. Chodzi mi tu konkretnie o niezgorsze flow i w miarę porządne wersy - bo tematyka jest tak wyświechtana, jak dżinsy włóczęgi. Wiecie, szacun na dzielni, prawdziwość, trudne życie, a nawet wzywa do rewolucji... Jest tu również sporo gości, głównie również uliczników z Białegostoku. Jest Non Koneksja, jest Nizioł z Szajki, są koledzy z UDR, jest i niejaki Erce i tragiczni SDW. Goście niewiele wnoszą nowego, bo to kolejne uliczne klony, rymujące tak samo i o tym samym.
Ileż to już było takich płyt? Multum. Akurat ta Peresa, w zalewie setek podobnych okazuje się całkiem w miarę, choć to wszystko już było. Jasne, album znajdzie fanów wśród lubiących takie klimaty i myślę, że powinien im się spodobać. Jak dla mnie, całkiem przeciętne, ale znośne. Parę niezłych podkładów, kilku marnych gości... Średnio.
OCENA: 3\6
1. Intro
2. Północno - Wschodni Front
3. Tak To Widzę
4. Pamiętaj o Bliskich
5. Veto
6. Złe Intencje feat. EGON, NIZIOŁ
7. Czasem Sam Zapominam
8. Uważaj Co Gadasz feat. LUKASYNO
9. Nie Zawiodę
10. Zawsze Chciałem Być w Porządku feat. KUBAŃCZYK, KJW
11. Revolta
12. Słoneczny StokK feat. KJW prod. HUBI
13. Z Życia Podwórek feat. ERCE prod. TE
14. Zrozumiesz To z Czasem feat. SDW prod. HUBI
15. Nigdy Nas Nie Było prod. WOWO
16. Życzę Tobie prod. WOWO
17. Outro prod. KRISO
18. BONUS TRAKCK Uważaj Co Gadasz REMIX WOLA feat. LUKASYNO
Kto to jest Peres? A słyszałeś kiedyś skład Urodzeni Do Rapu? Albo Uliczny Dobry Rap? Wraz z KJW i Kubańczykiem tworzą razem skład UDR, który pojawia się czasem na różnistych gościnnych występach na płytach raczej z typu ulicznego rapu.
Większość albumu wyprodukował Wowo, tylko co jakiś czas zastępowany przez AdBeats, Hubi'ego, Dąbka, Kriso i Tena. Wowo daje ciężkie, oparte na muzyce klasycznej podkłady, które idealnie wpisują się w klimat płyty, choć bywają lepsze ('Złe intencje') i gorsze. Natomiast AdBeats zrobił ciekawy, nieco elektroniczny podkład do 'Veto', dzieki czemu trak wiele zyskał. Bit od Dąbka (Czasem Sam Zapominam) jest przeciętny do bólu, Hubi, po obiecującym 'Pamiętaj o bliskich' i cieplutkim 'Słonecznym stoku', pozostałe bity dał również nijakie i wtórne.
Czym wyróżnia się Peres spomiędzy innych uliczników? Jest ok, ale nie wyróżnia się niczym, może tym, że nie usłyszysz tu takiego steku banalnych wersów, jak na innych tego typu albumach. Chodzi mi tu konkretnie o niezgorsze flow i w miarę porządne wersy - bo tematyka jest tak wyświechtana, jak dżinsy włóczęgi. Wiecie, szacun na dzielni, prawdziwość, trudne życie, a nawet wzywa do rewolucji... Jest tu również sporo gości, głównie również uliczników z Białegostoku. Jest Non Koneksja, jest Nizioł z Szajki, są koledzy z UDR, jest i niejaki Erce i tragiczni SDW. Goście niewiele wnoszą nowego, bo to kolejne uliczne klony, rymujące tak samo i o tym samym.
Ileż to już było takich płyt? Multum. Akurat ta Peresa, w zalewie setek podobnych okazuje się całkiem w miarę, choć to wszystko już było. Jasne, album znajdzie fanów wśród lubiących takie klimaty i myślę, że powinien im się spodobać. Jak dla mnie, całkiem przeciętne, ale znośne. Parę niezłych podkładów, kilku marnych gości... Średnio.
OCENA: 3\6
sobota, 27 lipca 2013
PIH - DOWÓD RZECZOWY NR 3
Step 2013
1. Dom Gry
2. Nic o Nas Bez Nas
3. TNT
4. Schodowa Klatka
5. Serce Nie Mięknie
6. Tak Mało Czasu
7. Ta Noc feat. SILOE
8. (Ulicami) Pandemonium
9. Dubler
10. Zwykły Człowiek
11. Bez Złudzeń feat. SOKÓŁ, LUKASYNO
12. Łzy
13. Pod Wodą Krzyk
14. Czaszki i Piszczele feat. JWP
15. Excelsior I feat. WSRH, MIUOSH
16. Imadło (4 Ściany)
Kolejny Dowód Rzeczowy zawitał ostatnio na półki sklepowe. Zazwyczaj ten fakt wywołuje spazmy wśród fanów rapu w Polsce, ale tym razem było ciszej. Nasycenie sceny? Poprzednia płyta była słaba? No, nie aż tak bardzo przecież. Ostatnia część trylogii to znowu podobny klimat, kontynuacja poprzednich płyt. Więc może faktycznie przesyt? Wszak nic tu się nie zmieniło...
Bity nadal dopieprzają swoją mocą, choć są dość zróżnicowane i zdarzają się zwolnienia tempa ('Ta noc'). Na produkcji mamy tu DNA, Mateo, White House, RX, Puzzel'a, Pawbeats, DJ Creon'a, NNFOF i Davida Gutjara. Dlatego będziemy mieć tu bity klasyczne (NNFOF), te nu skulowe (Pawbeatz, David Gutjar) i takie pomiędzy. Do tego partie smyczkowe zostały nagrane na żywo, co słychać wyraźnie, choćby w niektórych solówkach na skrzypcach (sprawdź wejście do 'Pandemonium'! - brzmi to genialnie porywająco!). Wszystko jest mniej więcej spójne i się nie gryzie, czuć, że PiH dobierał sobie podkłady z wyczuciem i dbałością o słuchacza.
Szczerze? Szanuję PiHa, ale mało rzeczy mnie tak wkurwia, jak jego głosik. Pytasz czemu? Bo ni chuja nie pasuje do tego, o czym mówi, nie pasuje do tego bezkompromisowego stylu, do czaszek i piszczeli, krwi na ścianie. Tak, koleś ma te teksty, napierdala jak wściekły drwal mechaniczną piłą, sypią się drzazgi i czerepy. Ścina równo przy ziemi śmietankę naszych gwiazd i gwiazdeczek oraz gazet i portali, które ich promują ('TNT'), walą się gromy na polityków, PiH opowiada mrożące krew w żyłach historyjki z akt policyjnych... Wszystko super. Nawet goście stanęli na wysokości zadania, zwłaszcza Siloe ze swym pięknym głosem i Miuosh, którego lubię tak, czy siak.
No dobra, niech ma ten głosik, nic na to nie poradzimy - choć nadal przeszkadza mi to nieco w odbiorze. Ale Nr 3 to chyba najlepsza płyta z trylogii DR. Na pewno są tu najlepsze bity, lirycznie też sieka, przy czym znalazłem tu sporo fajnych kawałków i to niekoniecznie ostrych: 'Ta noc', ale i 'Pandemonium'. Fajny album, jeden z lepszych spośród sześciu LP Piha.
OCENA: 4+\6
1. Dom Gry
2. Nic o Nas Bez Nas
3. TNT
4. Schodowa Klatka
5. Serce Nie Mięknie
6. Tak Mało Czasu
7. Ta Noc feat. SILOE
8. (Ulicami) Pandemonium
9. Dubler
10. Zwykły Człowiek
11. Bez Złudzeń feat. SOKÓŁ, LUKASYNO
12. Łzy
13. Pod Wodą Krzyk
14. Czaszki i Piszczele feat. JWP
15. Excelsior I feat. WSRH, MIUOSH
16. Imadło (4 Ściany)
Kolejny Dowód Rzeczowy zawitał ostatnio na półki sklepowe. Zazwyczaj ten fakt wywołuje spazmy wśród fanów rapu w Polsce, ale tym razem było ciszej. Nasycenie sceny? Poprzednia płyta była słaba? No, nie aż tak bardzo przecież. Ostatnia część trylogii to znowu podobny klimat, kontynuacja poprzednich płyt. Więc może faktycznie przesyt? Wszak nic tu się nie zmieniło...
Bity nadal dopieprzają swoją mocą, choć są dość zróżnicowane i zdarzają się zwolnienia tempa ('Ta noc'). Na produkcji mamy tu DNA, Mateo, White House, RX, Puzzel'a, Pawbeats, DJ Creon'a, NNFOF i Davida Gutjara. Dlatego będziemy mieć tu bity klasyczne (NNFOF), te nu skulowe (Pawbeatz, David Gutjar) i takie pomiędzy. Do tego partie smyczkowe zostały nagrane na żywo, co słychać wyraźnie, choćby w niektórych solówkach na skrzypcach (sprawdź wejście do 'Pandemonium'! - brzmi to genialnie porywająco!). Wszystko jest mniej więcej spójne i się nie gryzie, czuć, że PiH dobierał sobie podkłady z wyczuciem i dbałością o słuchacza.
Szczerze? Szanuję PiHa, ale mało rzeczy mnie tak wkurwia, jak jego głosik. Pytasz czemu? Bo ni chuja nie pasuje do tego, o czym mówi, nie pasuje do tego bezkompromisowego stylu, do czaszek i piszczeli, krwi na ścianie. Tak, koleś ma te teksty, napierdala jak wściekły drwal mechaniczną piłą, sypią się drzazgi i czerepy. Ścina równo przy ziemi śmietankę naszych gwiazd i gwiazdeczek oraz gazet i portali, które ich promują ('TNT'), walą się gromy na polityków, PiH opowiada mrożące krew w żyłach historyjki z akt policyjnych... Wszystko super. Nawet goście stanęli na wysokości zadania, zwłaszcza Siloe ze swym pięknym głosem i Miuosh, którego lubię tak, czy siak.
No dobra, niech ma ten głosik, nic na to nie poradzimy - choć nadal przeszkadza mi to nieco w odbiorze. Ale Nr 3 to chyba najlepsza płyta z trylogii DR. Na pewno są tu najlepsze bity, lirycznie też sieka, przy czym znalazłem tu sporo fajnych kawałków i to niekoniecznie ostrych: 'Ta noc', ale i 'Pandemonium'. Fajny album, jeden z lepszych spośród sześciu LP Piha.
OCENA: 4+\6
czwartek, 11 lipca 2013
GŁODNI Z NATURY - HUKOS & CIRA
Step 2013
1 Głód (intro)
2 Supeł
3 Widzę, spływam feat. ZEUS, Z.B.U.K.U
4 Hajer
5 Jeszcze wyżej feat. KASIA GARŁUKIEWICZ
6 Przeszczep feat. JOTER
7 Nie potrzebuję tego gówna feat. KALI, PALUCH, KAJMAN
8 Mój ulubiony MC
9 Starzy Kumple
10 Idziemy bandą feat. FAMA FAMILIA
11 Głód (skit)
12 Głodni z natury feat. PRAKTIS, BEZCZEL, SHELLER, BONSON, PYSKATY
13 Czy to miało tak wyglądać? feat. GŁOŚNY
14 Rozdaję serce feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK
15 Outro
16 Polska ulewa (bonus)
Cira i Hukos na jednym krążku? Fakt, ci z natury głodni sukcesu nie do końca są rozumiani przez scenę. Owszem, zbierają wiele propsów, ale głównie wśród krytyków gazetowo-internetowych. Społeczność jakoś zadowala się Chadą i Bonusem oraz innymi rapperami z podwórka. Cira i Hukos wydają się być zbyt inteligentni dla mas. Prawda to?
Hmmm... A może to ta muzyka? To ta z tych nowoczesnych 'niby klasycznych', co kojarza mi się z muzyką graną na festiwalach przez Orkiestrę Polskiego Radia. I cóż, że bity robili tu uRban, Bob Air, L Pro, Donatan, Welon i NNFOF. Bobera nie lubię za ten pierwiastek symfonicznej tandety na podkładach - są zazwyczaj hałaśliwe, z wokalnymi wstawkami - nie leży mi ten producent i tyle. Donatan z kolei dał porządny banger 'Przeszczep', ale już 'Idziemy bandą' jest znacznie słabsze. Welon dał radę, za to NNFOF też nieco poniżej poziomu. cieszą za to obfite działania djów: DJ Flip, DJ Krug, DJ Gondek, DJ Fejm i DJ Noriz. Muzyka jest zbyt niespójna i nierówna, owszem, bangerowa, ale czasem festiwalowa, czasem klasyczna, a czasem nowoczesna. Nie kleja się te bity do siebie.
Cira i Hukos. I zdecydowanie Cira, który zamiata swoimi tekstami i techniką rymowania. Jest w tym duecie zdecydowanie lepszy. Nie oznacza to, że Hukos jest słaby, nie. Jednak w porównaniu do Ciry wydaje się zwykłym rzemieślnikiem, z porządnymi tekstami, jednak ze swoim łupiącym siekierą w uszy flow nieco odstaje. Goście? Sporo ich, a jakby zupełnie niepotrzebni. No nie zaraz. Są dobre występy: Zeus, Kali i Paluch, Praktis i śpiewające dziewczyny. Fama Familia zupełnie bez sensu, tym samym Joter. Zbuku równie nietrafiony, bo przepadł na bicie i wśród wersów Hukosa, Ciry i Zeusa. Reszta ujdzie.
I znowu to samo. Ciekawa płyta, która nie zostanie w pełni doceniona. tym razem na pewno częściowo przez podkłady - zbyt niespójne i czasem nietrafione. Potencjał trzeciego krążka duetu znowu nie został do końca wykorzystany. Płyta fajna, ale... mało przekonująca.
OCENA: 4+\6
1 Głód (intro)
2 Supeł
3 Widzę, spływam feat. ZEUS, Z.B.U.K.U
4 Hajer
5 Jeszcze wyżej feat. KASIA GARŁUKIEWICZ
6 Przeszczep feat. JOTER
7 Nie potrzebuję tego gówna feat. KALI, PALUCH, KAJMAN
8 Mój ulubiony MC
9 Starzy Kumple
10 Idziemy bandą feat. FAMA FAMILIA
11 Głód (skit)
12 Głodni z natury feat. PRAKTIS, BEZCZEL, SHELLER, BONSON, PYSKATY
13 Czy to miało tak wyglądać? feat. GŁOŚNY
14 Rozdaję serce feat. JUSTYNA KUŚMIERCZYK
15 Outro
16 Polska ulewa (bonus)
Cira i Hukos na jednym krążku? Fakt, ci z natury głodni sukcesu nie do końca są rozumiani przez scenę. Owszem, zbierają wiele propsów, ale głównie wśród krytyków gazetowo-internetowych. Społeczność jakoś zadowala się Chadą i Bonusem oraz innymi rapperami z podwórka. Cira i Hukos wydają się być zbyt inteligentni dla mas. Prawda to?
Hmmm... A może to ta muzyka? To ta z tych nowoczesnych 'niby klasycznych', co kojarza mi się z muzyką graną na festiwalach przez Orkiestrę Polskiego Radia. I cóż, że bity robili tu uRban, Bob Air, L Pro, Donatan, Welon i NNFOF. Bobera nie lubię za ten pierwiastek symfonicznej tandety na podkładach - są zazwyczaj hałaśliwe, z wokalnymi wstawkami - nie leży mi ten producent i tyle. Donatan z kolei dał porządny banger 'Przeszczep', ale już 'Idziemy bandą' jest znacznie słabsze. Welon dał radę, za to NNFOF też nieco poniżej poziomu. cieszą za to obfite działania djów: DJ Flip, DJ Krug, DJ Gondek, DJ Fejm i DJ Noriz. Muzyka jest zbyt niespójna i nierówna, owszem, bangerowa, ale czasem festiwalowa, czasem klasyczna, a czasem nowoczesna. Nie kleja się te bity do siebie.
Cira i Hukos. I zdecydowanie Cira, który zamiata swoimi tekstami i techniką rymowania. Jest w tym duecie zdecydowanie lepszy. Nie oznacza to, że Hukos jest słaby, nie. Jednak w porównaniu do Ciry wydaje się zwykłym rzemieślnikiem, z porządnymi tekstami, jednak ze swoim łupiącym siekierą w uszy flow nieco odstaje. Goście? Sporo ich, a jakby zupełnie niepotrzebni. No nie zaraz. Są dobre występy: Zeus, Kali i Paluch, Praktis i śpiewające dziewczyny. Fama Familia zupełnie bez sensu, tym samym Joter. Zbuku równie nietrafiony, bo przepadł na bicie i wśród wersów Hukosa, Ciry i Zeusa. Reszta ujdzie.
I znowu to samo. Ciekawa płyta, która nie zostanie w pełni doceniona. tym razem na pewno częściowo przez podkłady - zbyt niespójne i czasem nietrafione. Potencjał trzeciego krążka duetu znowu nie został do końca wykorzystany. Płyta fajna, ale... mało przekonująca.
OCENA: 4+\6
Subskrybuj:
Posty (Atom)