Stopro 2015
1. Mówią o mnie
2. Czekając na Sobotę feat. RENA
3. Hej jak leci
4. Moje ziomki wciąż
5. Jedwab feat. PIOTR KLATT
6. Łatwo powiedzieć feat. WINI, RENA, BONSON, MATHEO
7. Gwiazda rocka feat. AUMAN
8. Chciałbyś...
9. Przepraszam
10. Bandycki raj
11. Dirty dancing
12. Jestem stąd feat. LUKASYNO
13. Ty już nie jesteś sam
14. W wielkim skrócie
To już czwarta sobota w tej dekadzie. tym razem jest to po prostu 'Sobota', bez żadnych cudów. Okładka jest również bardzo prosta - bandamkowy wzorek, stylizowana sobota i dwie siódemki. Artysta tłumaczy, że prostota wynika z tego, że to ostatnia płyta, która w tytule ma sobotę - czemuż nie, to był akurat fajny pomysł!
Gdybym zapytał, kto wyprodukował tu muzę, każdy strzeliłby bez namysłu, że Matheo. No i słusznie, bo nie zmienia się formuły, która przyniosła złotą płytę już trzy razy, prawda? Zatem dostajemy tu znowu 50 minut nowoczesnych, elektronicznych bitów, mocno czasem eklektycznych, łączących komputer i żywe granie. Matheo jest jednym z najbardziej utalentowanych producentów, robiących nowoczesny rap - on gra, nakręca, jest nietuzinkowy i nie zamula. Na płycie znajdziemy trochę gitar, tak jak w coverze Róż Europy, 'Jedwabiu', czy w 'Gwieździe rocka'. Matheo umie zapewnić odpowiednią dawkę adrenaliny tak, aby nikomu nie przyszło do głowy wyłączyć płyty w połowie. Nawet jeśli nie lubisz nowoczesnych brzmień i wolisz old school, to te bity nie kwestionują dorobku hip hopu, jak cloud, czy inne dziwactwa. Matheo po prostu wykorzystuje wszystko, co ma pod ręką, aby stworzyć coś unikalnego, pasującego fanom z każdej strony.
Sobota jest to bardzo sobą. Przedstawia on tu wszystko to, do czego przyzwyczaił nas na poprzednich albumach. Lekkość egzystencji, swoboda bytu, pogarda dla hejterów, których Sobota dorobił się zupełnie niechcący - to wszystko, z czego Sobota słynie. Znowu próbuje również śpiewać w 'Przepraszam' i okazuje się, że robi to całkiem przyjemnie, choć wraz z tekstem, refren robi nieco chodnikowe wrażenie... Zwrotki za to wybijają cię z błędu, o co chodzi. Wydaje mi się, że rapper postawił tym razem zupełnie na luźne i bezkompromisowe podejście do tematu, bez spinek i ciśnienia. Wyczuwalne jest to, że Sobota olał system i zrobił po prostu swoje. Zaprosił tu Piotra Klatta, który wzbogacił nową wersję 'Jedwabiu' swoim głosem. Zresztą, to nie jedyny wykonawca spoza macierzy - w 'Gwieździe rocka' śpiewa również frontman metalowego Frontside - Auman. Mnie osobiście najbardziej przypadł do gustu Stopro-posse cut 'Łatwo powiedzieć', w którym każdy z uczestników dał bardzo dobre zwrotki. Ale w sumie ciężko znaleźć tu słaby trak - album jest równy jak niemiecka autostrada.
To bardzo prosty album, ale nie znaczy wcale, że słaby. Sobota opowiada o sobie szczerze i bez woalki, ale również bez specjalnego włazidupstwa, żeby przypodobać się publice. Sobota, jaki jest, każdy widzi. I tyle. Bardzo przyjemna i nienapuszona płyta. Taka idealna na sobotę.
OCENA: 4\6
PRZY SOBOCIE PO ROBOCIE
Polski hip hop. Wydawnictwa oficjalne i nielegale. Recenzje i podsumowania. Możliwość odsłuchu i ściągnięcia nielegali. Baza dla polskich wydawnictw hip hopowych. * Wszystkie oceny i opinie są moimi osobistymi i subiektywnymi, więc jeśli nie zgadzasz się z jakąś oceną, bądź uprzemy nie wyzywać od najgorszych, tylko dlatego, że mam inne zdanie od Ciebie.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szczecin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szczecin. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 9 lutego 2016
niedziela, 13 września 2015
BONSOUL - LEPIEJ NIE PYTAĆ
EtRecs 2015
1. To znowu BS
2. Siema! Cześć!
3. Szeregi Zwarte
4. Lepiej Nie Pytać
5. Ziomki i Przyjaciele
6. Kilka Minut Później
7. Palant feat. LAIKIKE1, MAGDA BOROWIECKA
8. Dobry Wieczór
9. Nie Mam Czasu
No dobra, nareszcie. Znaczy, nareszcie ja zabieram się za ten krążek, bo przecież Bonson z SoulPetem wydali ten album już jakiś czas temu. Połączenie ciężkiego, acz genialnego producenta z umartwiającym się i idącym coraz bardziej w syntetyki Bonsonem mogło wydawać się z jednej strony karkołomne, ale z drugiej mnie zaintrygowało.
Pete wtacza się na scenę niczym czołg. Te ciężkie perkusje, mocne, funkowe sample i głęboki, dudniący bas sieją zniszczenie w głośnikach. Można spokojnie założyć, że to klimat, którym zachwyceni byliby MOP, czy Jedi MindTricks i gdyby mogli pozyskać te bity - siódme niebo. Pete ma wyjątkową umiejętność produkcji takich rzeczy, które gniotą swoim ciężarem, nawet jeśli są spokojniejsze, ale nie wyłączysz ich, bo są zajebiste. Producent pobiera tak gęste sample, że całość lepi się do uszu jak miód - tyle, że słodko nie jest. Na wosk wpadają DJ Ace, DJ Te i DJ Flip prawie w każdym traku i wyznam, że nie ma tu słabego bitu. Pete, megaprops.
Bonson lekko tu wyluzował. Jasne, że jego marudna natura daje o sobie znać, choćby w 'Szeregi zwarte', ale wcale nie jest to aż tak bolesne i wisielcze. Dobra technika, mimo nieco monotonnego flow, robi niezłe wrażenie, kiedy Bon sypie panczami i wersami o swojej rzeczywistości. Jakoś na tych bitach Pete'a rapper nabrał życia, pojawia się moc w głosie, zaczyna opowiadać o normalnych rzeczach, choć ze swoim charakterystycznym czarnowidztwem, które jednak jest tu bardzo znośne. Ba, co więcej, Bonson wydaje się być w szczytowej dla siebie formie. Może to i rozwiązanie: nie płakać na cloudach, tylko wkurwiać się na prawdziwym rapie? Bonsi, hę?
Cóż, żałuję, że straciłem czas. Jakoś ciągle miałem co innego do słuchania i niepotrzebnie odsuwałem od siebie album Bonsoul. Byłem głupi, przyznaję. Ale już nie jestem. Świetny album, Bonson wykwitł na podkładach Pete'a i razem tworzą świetny duet. Nawiasem mówiąc, ciekawe, co zrobiłyby bity Pete'a z takim Kraszą na przykład? Ale w sumie nie wiem, czy chcę wiedzieć...
OCENA: 5\6
1. To znowu BS
2. Siema! Cześć!
3. Szeregi Zwarte
4. Lepiej Nie Pytać
5. Ziomki i Przyjaciele
6. Kilka Minut Później
7. Palant feat. LAIKIKE1, MAGDA BOROWIECKA
8. Dobry Wieczór
9. Nie Mam Czasu
No dobra, nareszcie. Znaczy, nareszcie ja zabieram się za ten krążek, bo przecież Bonson z SoulPetem wydali ten album już jakiś czas temu. Połączenie ciężkiego, acz genialnego producenta z umartwiającym się i idącym coraz bardziej w syntetyki Bonsonem mogło wydawać się z jednej strony karkołomne, ale z drugiej mnie zaintrygowało.
Pete wtacza się na scenę niczym czołg. Te ciężkie perkusje, mocne, funkowe sample i głęboki, dudniący bas sieją zniszczenie w głośnikach. Można spokojnie założyć, że to klimat, którym zachwyceni byliby MOP, czy Jedi MindTricks i gdyby mogli pozyskać te bity - siódme niebo. Pete ma wyjątkową umiejętność produkcji takich rzeczy, które gniotą swoim ciężarem, nawet jeśli są spokojniejsze, ale nie wyłączysz ich, bo są zajebiste. Producent pobiera tak gęste sample, że całość lepi się do uszu jak miód - tyle, że słodko nie jest. Na wosk wpadają DJ Ace, DJ Te i DJ Flip prawie w każdym traku i wyznam, że nie ma tu słabego bitu. Pete, megaprops.
Bonson lekko tu wyluzował. Jasne, że jego marudna natura daje o sobie znać, choćby w 'Szeregi zwarte', ale wcale nie jest to aż tak bolesne i wisielcze. Dobra technika, mimo nieco monotonnego flow, robi niezłe wrażenie, kiedy Bon sypie panczami i wersami o swojej rzeczywistości. Jakoś na tych bitach Pete'a rapper nabrał życia, pojawia się moc w głosie, zaczyna opowiadać o normalnych rzeczach, choć ze swoim charakterystycznym czarnowidztwem, które jednak jest tu bardzo znośne. Ba, co więcej, Bonson wydaje się być w szczytowej dla siebie formie. Może to i rozwiązanie: nie płakać na cloudach, tylko wkurwiać się na prawdziwym rapie? Bonsi, hę?
Cóż, żałuję, że straciłem czas. Jakoś ciągle miałem co innego do słuchania i niepotrzebnie odsuwałem od siebie album Bonsoul. Byłem głupi, przyznaję. Ale już nie jestem. Świetny album, Bonson wykwitł na podkładach Pete'a i razem tworzą świetny duet. Nawiasem mówiąc, ciekawe, co zrobiłyby bity Pete'a z takim Kraszą na przykład? Ale w sumie nie wiem, czy chcę wiedzieć...
OCENA: 5\6
piątek, 31 lipca 2015
PMM - W STRONĘ ŚWIATŁA
Prosto 2015
1. W stronę światła
2. Nie ma takiej chwili jak dziś feat. KALI
3. Na ścieżkach cierni
4. Wielcy marzyciele feat. VNM
5. Ból przeżyć
6. Przetrwać
7. Podążamy za sobą feat. KACPER HTA
8. Od wtedy do dziś
9. Niech spłonie dach
10. Ponad wszystko
11. W górę
12. Zakazane pragnienia
13. Nie śpię nigdy
14. Na chłodne dni
15. Przy sobie
16. Outro
To juz piąty album Węża i Głowy i jak przystało na okrągły jubileusz, płyta ma być przełomowa. No, tak przynajmniej zapowiadała wytwórnia i sami wykonacy. To ma być głęboko przemyślana płyta, prawdziwy coming out w stronę światła. Nie jestem fanem PMM, ale mają parę fajnych kawałków, więc byłem całkiem zainteresowany...
Jeśli chodzi o produkcję - faktycznie, jest tu może i coś nowego. Dominują to konkretne, nowoczesne podkłady, w których głównie celuje Tom Sweden - jego poruszający, cykający, oparty na skrzypcach podkład do 'Nie mam takiej chwili' rozwala. Zadziwił mnie SoDrumatic, a stali bywalcy mojego blogspota wiedzą, że za nim nie przepadam, który dał naprawdę świetny 'Na ścieżkach cierni' - numer w typie 'Flowridera' - naprawdę konkret. Co ciekawe, zadebiutował tu sam Wężu, który osiadł w dość nowoczesnym stylu, ale ogarnął on tu dwa zupełnie przyjemne podkłady. Co ciekawe, pomiędzy tymi dość njuskulowymi trakami znaleźli się Stona, Puzon, Szczur, Uraz i The Returners, którzy dość mocno stoją na nogach w klasyce - w dodatku wzbogacają te traki skrecze DJ Twistera - i, abstrahując od moich przekonań, są to chyba najciekawsze bity, może poza wspomnianym numerze z Kalim od Toma Swedena. Ogólnie, muzycznie jest dobrze - bez szału, ale ok.
Rapperzy wykonali na pewno niezłą robotę - poprawili technikę, potrafią świetnie popłynąć przez te podkłady, słucha się ich bardzo dobrze. Nawet teksty, choć nigdy nie stanowiły tu problemu, grają nieźle. I te tematy, część życiowych, część bragga - już mniej tu umartwiania się, troszkę więcej moralizowania - wydaje się, że to dojrzały materiał. ale konia z rzędem temu, kto zapamiętał choć jeden wybijający się wers, który zadziałał jak młot - bo choć tematy są poważne, wersy po prostu przepływają i ciężko się skupić na jakimś konkrecie, bo wszystko, co mówią i Głowa i Wężu jest ok, ale zupełnie bez wyrazu. Co więcej, goście również przemknęli mi przez uszy - dopiero za następnym razem, kiedy specjalnie uważałem, okazało się, że i Kali i VNM dali sobie radę - Kacper, ups, umknął mi aż dwa razy... Trzecim więc nie starałem się go złapać na siłę...
To bez wątpienia najlepsza płyta PMM i choć nadal nie zostałem ich fanem, jest to rzecz całkiem porządna. Nadal niepozbawiona wad, nieco przelatująca przez uszy, ale za to wystarczająco fajna, aby nie wyjebać jej za okno. PMM się postarali, 'W Stronę Światła' znajdzie swoich fanów.
OCENA: 4\6
1. W stronę światła
2. Nie ma takiej chwili jak dziś feat. KALI
3. Na ścieżkach cierni
4. Wielcy marzyciele feat. VNM
5. Ból przeżyć
6. Przetrwać
7. Podążamy za sobą feat. KACPER HTA
8. Od wtedy do dziś
9. Niech spłonie dach
10. Ponad wszystko
11. W górę
12. Zakazane pragnienia
13. Nie śpię nigdy
14. Na chłodne dni
15. Przy sobie
16. Outro
To juz piąty album Węża i Głowy i jak przystało na okrągły jubileusz, płyta ma być przełomowa. No, tak przynajmniej zapowiadała wytwórnia i sami wykonacy. To ma być głęboko przemyślana płyta, prawdziwy coming out w stronę światła. Nie jestem fanem PMM, ale mają parę fajnych kawałków, więc byłem całkiem zainteresowany...
Jeśli chodzi o produkcję - faktycznie, jest tu może i coś nowego. Dominują to konkretne, nowoczesne podkłady, w których głównie celuje Tom Sweden - jego poruszający, cykający, oparty na skrzypcach podkład do 'Nie mam takiej chwili' rozwala. Zadziwił mnie SoDrumatic, a stali bywalcy mojego blogspota wiedzą, że za nim nie przepadam, który dał naprawdę świetny 'Na ścieżkach cierni' - numer w typie 'Flowridera' - naprawdę konkret. Co ciekawe, zadebiutował tu sam Wężu, który osiadł w dość nowoczesnym stylu, ale ogarnął on tu dwa zupełnie przyjemne podkłady. Co ciekawe, pomiędzy tymi dość njuskulowymi trakami znaleźli się Stona, Puzon, Szczur, Uraz i The Returners, którzy dość mocno stoją na nogach w klasyce - w dodatku wzbogacają te traki skrecze DJ Twistera - i, abstrahując od moich przekonań, są to chyba najciekawsze bity, może poza wspomnianym numerze z Kalim od Toma Swedena. Ogólnie, muzycznie jest dobrze - bez szału, ale ok.
Rapperzy wykonali na pewno niezłą robotę - poprawili technikę, potrafią świetnie popłynąć przez te podkłady, słucha się ich bardzo dobrze. Nawet teksty, choć nigdy nie stanowiły tu problemu, grają nieźle. I te tematy, część życiowych, część bragga - już mniej tu umartwiania się, troszkę więcej moralizowania - wydaje się, że to dojrzały materiał. ale konia z rzędem temu, kto zapamiętał choć jeden wybijający się wers, który zadziałał jak młot - bo choć tematy są poważne, wersy po prostu przepływają i ciężko się skupić na jakimś konkrecie, bo wszystko, co mówią i Głowa i Wężu jest ok, ale zupełnie bez wyrazu. Co więcej, goście również przemknęli mi przez uszy - dopiero za następnym razem, kiedy specjalnie uważałem, okazało się, że i Kali i VNM dali sobie radę - Kacper, ups, umknął mi aż dwa razy... Trzecim więc nie starałem się go złapać na siłę...
To bez wątpienia najlepsza płyta PMM i choć nadal nie zostałem ich fanem, jest to rzecz całkiem porządna. Nadal niepozbawiona wad, nieco przelatująca przez uszy, ale za to wystarczająco fajna, aby nie wyjebać jej za okno. PMM się postarali, 'W Stronę Światła' znajdzie swoich fanów.
OCENA: 4\6
poniedziałek, 29 czerwca 2015
KIERU - KOMERCJA CZY UNDERGROUND
Stopro 2015
1. Nie zatrzymasz mnie
2. Wspólny numer
3. Biedny Szpaner
4. Ja taka nie jestem
5. Gdyby nie miłość
6. Ballada o Ex feat. ALEKSANDRA PĘCZEK
7. Bez Barier
8. Z buta na chatę
9. Nie słuchaj idoli
10. Robię co chcę
11. Hate feat. RENA
12. Wszystko skończy się
Ciężko nazwać Kiera rapperem, bo jego postpunkowa spuścizna nie daje o sobie zapomnieć. Wytwórnia reklamuje tę płytę jako muzykę miejską i w sumie nie da się tego inaczej określić. Współpracował z kilkoma zespołami, które odcisnęły swoje piętno w polskiej muzyce, choć wcale nie hip hopowej. Teraz, pod skrzydłami Stopro Kieru wydaje album solowy, łączący wszystko, co kiedykolwiek Kieru tworzył.
Muzyka nie jest prosta - ani to komercja, ani underground. Tyle, że ciężko określić to jako hip hop, choć z drugiej strony zdarza się, że ci rapperzy bardziej zorientowani na nowoczesność robią podobne kawałki. A Kieru robi tu wszystko sam. Składa bity, gra na strunach i klawiszach: mamy tu gitary, bałałajki i inne wariactwa. To czego sam nie ogarnia, czyli trąbka, wiolonczela, perkusja, czy akordeon, powierza innym ludziom. Skrecze na albumie popełnił DJ Hard Cut. Razem czyni to dość specyficzny konglomerat: nowoczesne perkusje odbijają się od gitarowych riffów i bałałajkowego plimkania. Jest oryginalnie, nowocześnie, ale czy mnie się to podoba, to inna kwestia...
Kieru jest tak bardzo eklektyczny, że ciężko o etykietkę dla niego - wystaje on z szufladki hiphopowej, ale również z każdej innej. Kieru rymuje, choć nie nazwałbym tego rapowaniem. Jest tu trochę rapu, trochę śpiewania, trochę growlingu. Kieru gada głównie o życiu, o sprawach damsko-męskich, o powrotach z melanży... Nie powiem, że to jakieś wybitnie ciekawe gadki - szczerze mówiąc nic szczególnego. Nie ma tu czego zacytować, nie ma się z czego ponabijać - jest średnio, ale stabilnie. Są tu tylko dwa gościnne występy, wokalistki Oli Pęczek, a także nieco ugrzecznionej Reny, które, nie oszukujmy się, niewiele wnoszą. Kieru sam rymuje, śpiewa, warczy, zawodzi i tym podobne.
Ok, płyta jest dość oryginalna, kiedy wsadzimy je do pojemnego worka pod tytułem hip hop. Czy naprawdę trzeba? Nic nie trzeba, to płyta eklektyczna, poskładana z różnych brzmień, nie stanowiąca monolitu. Dlatego... nie ma szans na rynku. To, że przeznaczona jest dla zbyt wielu odbiorców powoduje, że niewiele osób po nią sięgnie. Zresztą, czy rzeczywiście trzeba? Nie, nie trzeba.
OCENA: 3\6
1. Nie zatrzymasz mnie
2. Wspólny numer
3. Biedny Szpaner
4. Ja taka nie jestem
5. Gdyby nie miłość
6. Ballada o Ex feat. ALEKSANDRA PĘCZEK
7. Bez Barier
8. Z buta na chatę
9. Nie słuchaj idoli
10. Robię co chcę
11. Hate feat. RENA
12. Wszystko skończy się
Ciężko nazwać Kiera rapperem, bo jego postpunkowa spuścizna nie daje o sobie zapomnieć. Wytwórnia reklamuje tę płytę jako muzykę miejską i w sumie nie da się tego inaczej określić. Współpracował z kilkoma zespołami, które odcisnęły swoje piętno w polskiej muzyce, choć wcale nie hip hopowej. Teraz, pod skrzydłami Stopro Kieru wydaje album solowy, łączący wszystko, co kiedykolwiek Kieru tworzył.
Muzyka nie jest prosta - ani to komercja, ani underground. Tyle, że ciężko określić to jako hip hop, choć z drugiej strony zdarza się, że ci rapperzy bardziej zorientowani na nowoczesność robią podobne kawałki. A Kieru robi tu wszystko sam. Składa bity, gra na strunach i klawiszach: mamy tu gitary, bałałajki i inne wariactwa. To czego sam nie ogarnia, czyli trąbka, wiolonczela, perkusja, czy akordeon, powierza innym ludziom. Skrecze na albumie popełnił DJ Hard Cut. Razem czyni to dość specyficzny konglomerat: nowoczesne perkusje odbijają się od gitarowych riffów i bałałajkowego plimkania. Jest oryginalnie, nowocześnie, ale czy mnie się to podoba, to inna kwestia...
Kieru jest tak bardzo eklektyczny, że ciężko o etykietkę dla niego - wystaje on z szufladki hiphopowej, ale również z każdej innej. Kieru rymuje, choć nie nazwałbym tego rapowaniem. Jest tu trochę rapu, trochę śpiewania, trochę growlingu. Kieru gada głównie o życiu, o sprawach damsko-męskich, o powrotach z melanży... Nie powiem, że to jakieś wybitnie ciekawe gadki - szczerze mówiąc nic szczególnego. Nie ma tu czego zacytować, nie ma się z czego ponabijać - jest średnio, ale stabilnie. Są tu tylko dwa gościnne występy, wokalistki Oli Pęczek, a także nieco ugrzecznionej Reny, które, nie oszukujmy się, niewiele wnoszą. Kieru sam rymuje, śpiewa, warczy, zawodzi i tym podobne.
Ok, płyta jest dość oryginalna, kiedy wsadzimy je do pojemnego worka pod tytułem hip hop. Czy naprawdę trzeba? Nic nie trzeba, to płyta eklektyczna, poskładana z różnych brzmień, nie stanowiąca monolitu. Dlatego... nie ma szans na rynku. To, że przeznaczona jest dla zbyt wielu odbiorców powoduje, że niewiele osób po nią sięgnie. Zresztą, czy rzeczywiście trzeba? Nie, nie trzeba.
OCENA: 3\6
czwartek, 11 czerwca 2015
HYZIU & BOGU BOGDAN - PEWUERY
nielegal 2015
1. Pewuery
2. Ja tańczyłem od tak
3. Łap je
4. Zielone światło
5. Umowa o dzieło
6. Skądś to znam feat. KARI, TYMI TYMS
7. Reaktywacja
8. Biją ze mną piony
9. Klatka ziemia
10. Zaniedbania
11. Poebało wszystkich feat. SAGE
12. Przypomnij sobie (prod. Cyga)
13. Nie czekamy (prod. Kudel)
Co to są te pewuery? Dla zaznajomionych z Hyziem i Bogdanem jasne jest, że to skrót od PWR: Prawda W Rymach, czyli skład chłopaków, który powstał dobre 7 lat temu, albo i wcześniej. Pomimo tylu lat na scenie, to ich dopiero drugi album, którym niejako wracają, próbując utorować sobie szlak na scenie.
Duet postawił na albumie raczej na klasykę, mniej lub bardziej unowocześnioną. EljotSounds wstawia te nieco bardziej melancholijne podkłady, które, szczerze mówiąc, są dość nudne i rozlazłe - najgorszy jest zdecydowanie 'Reaktywacja' - ZIEEEW. Dużo fajniej wchodzi Kudel ze swoim nieco bumbapowym 'Ja tańczyłem od tak' (swoją drogą, co to kurwa znaczy ten tytuł? 'Od tak'? Czy 'tak' jest ma po polsku jeszcze inne znaczenie? A może miało być 'ot tak'?), a także Uraz, który umie popełnić bit w miarę klasyczny, który będzie bujał i kiwał - a takie podkłady są tu dwa. Podobnie udanie pokazuje się Expe w 'Skądś to znam', a Stendahl Syndrome z ostrym, hardkorowym 'Biją ze mną piony' mocno nakręca atmosferę. Są tu jeszcze bity od Ślimaka (dwa nudne i nijakie podkłady - Ślimak kilka lat temu działał o wiele lepiej...), Klimka i Cygi (dość specyficzny 'Przypomnij sobie', ale za to intrygujący). Bilans wychodzi nawet na plus - jednak Eljot jest zbyt smętny i rozlazły, a Ślimak zawodzi coraz bardziej.
Obaj rapperzy nie charakteryzują się niczym szczególnym. Mają fajne flow i dobrze płyną, mają porządne teksty i słucha się ich całkiem nieźle, kiedy opowiadają swoim życiu w typie 'potem wdepliśmy w gówno #shit happens'. Trochę męczy ten smętny nastrój, że wszystko jest zjebane i nawet jeśli czasem chłopcy zmieniają kurs na bitewne rymy ('Biją ze mną piątki'), jednak wciąż wraca jak bumerang temat życia bijącego po dupie. I nawet goście nie poprawiają sytuacji, może poza Karim, który nawinął dość zacnie. Poza tym, dzieje się tu naprawdę niewiele, to wszystko było i te wersy nie wnoszą nic.
Byłaby to całkiem niezła płyta, gdyby nie była tak nieciekawa i bezbarwna. Brakuje jaj, brakuje werwy, jest szarość życia, marność egzystencji i nawet niezłe skillsy nie pomagają. To jest zwyczajnie nudne i tyle.
PS: to 'wdepliśmy' mnie prześladuje teraz...
OCENA: 3\6
1. Pewuery
2. Ja tańczyłem od tak
3. Łap je
4. Zielone światło
5. Umowa o dzieło
6. Skądś to znam feat. KARI, TYMI TYMS
7. Reaktywacja
8. Biją ze mną piony
9. Klatka ziemia
10. Zaniedbania
11. Poebało wszystkich feat. SAGE
12. Przypomnij sobie (prod. Cyga)
13. Nie czekamy (prod. Kudel)
Co to są te pewuery? Dla zaznajomionych z Hyziem i Bogdanem jasne jest, że to skrót od PWR: Prawda W Rymach, czyli skład chłopaków, który powstał dobre 7 lat temu, albo i wcześniej. Pomimo tylu lat na scenie, to ich dopiero drugi album, którym niejako wracają, próbując utorować sobie szlak na scenie.
Duet postawił na albumie raczej na klasykę, mniej lub bardziej unowocześnioną. EljotSounds wstawia te nieco bardziej melancholijne podkłady, które, szczerze mówiąc, są dość nudne i rozlazłe - najgorszy jest zdecydowanie 'Reaktywacja' - ZIEEEW. Dużo fajniej wchodzi Kudel ze swoim nieco bumbapowym 'Ja tańczyłem od tak' (swoją drogą, co to kurwa znaczy ten tytuł? 'Od tak'? Czy 'tak' jest ma po polsku jeszcze inne znaczenie? A może miało być 'ot tak'?), a także Uraz, który umie popełnić bit w miarę klasyczny, który będzie bujał i kiwał - a takie podkłady są tu dwa. Podobnie udanie pokazuje się Expe w 'Skądś to znam', a Stendahl Syndrome z ostrym, hardkorowym 'Biją ze mną piony' mocno nakręca atmosferę. Są tu jeszcze bity od Ślimaka (dwa nudne i nijakie podkłady - Ślimak kilka lat temu działał o wiele lepiej...), Klimka i Cygi (dość specyficzny 'Przypomnij sobie', ale za to intrygujący). Bilans wychodzi nawet na plus - jednak Eljot jest zbyt smętny i rozlazły, a Ślimak zawodzi coraz bardziej.
Obaj rapperzy nie charakteryzują się niczym szczególnym. Mają fajne flow i dobrze płyną, mają porządne teksty i słucha się ich całkiem nieźle, kiedy opowiadają swoim życiu w typie 'potem wdepliśmy w gówno #shit happens'. Trochę męczy ten smętny nastrój, że wszystko jest zjebane i nawet jeśli czasem chłopcy zmieniają kurs na bitewne rymy ('Biją ze mną piątki'), jednak wciąż wraca jak bumerang temat życia bijącego po dupie. I nawet goście nie poprawiają sytuacji, może poza Karim, który nawinął dość zacnie. Poza tym, dzieje się tu naprawdę niewiele, to wszystko było i te wersy nie wnoszą nic.
Byłaby to całkiem niezła płyta, gdyby nie była tak nieciekawa i bezbarwna. Brakuje jaj, brakuje werwy, jest szarość życia, marność egzystencji i nawet niezłe skillsy nie pomagają. To jest zwyczajnie nudne i tyle.
PS: to 'wdepliśmy' mnie prześladuje teraz...
OCENA: 3\6
czwartek, 4 czerwca 2015
WINI - GŁODNY DUCH
Stopro 2015
CD 1
1. Głodny Duch
2. Miałem kiedyś taki czas
3. Przepraszam Boże
4. 40 dni
5. Oni chcą Twojej porażki feat. MAREK SAMBORSKI
6. Czy to jest to feat. KIERU
7. Proszę Cię Boże
8. Na chuj
9. Not feeling
10. Chujów sto
11. Tysiące mil
12. Kiedy świat
CD 2
1. Zachodniopomorski styl
2. Kutas do ziemi feat. SOBOTA
3. Rap gra
4. Big papa
5. Ciemne okulary
6. Za mało ich
7. Muzyka plemienna
8. Nikt poza nami feat. BONSON, MATHEO, SOBOTA, RENA, POPEK, KIERU, WU, FREON, STRACH, MUSTAFA, KING TOMB, KAMEL, DJ PETE, MOPS
9. Zamknij pysk
10. Ta muzyka
11. Szmule nie srają
12. Stary chuj
13. Dobre rady
Wini jest jebnięty powiesz. Może to i prawda: nie owija w bawełnę, wali z grubej rury, jest perwersyjny, obleśny, szalony, prześmiewczy, czy jaki tam sobie chcesz. Okładki są paskudne. Muzyka szokuje rozstrzałem. Ale chuj to - Wini to jebany geniusz i deal with it. Wraz z włączeniem jego nowej, podwójnej (o w mordę!) płyty nie nastawiałem się na kontemplację rzeczywistości, a na dobrą zabawę.
Oczywiście, Matheo zajął się produkcją płyty. Prawie całej, bo trzy bity Wini wziął od innych koleżków. I jeśli mamy Matheo na bitach, to na pewno będzie tu nowocześnie i progresywnie. I jest, choć nie ma tu bardzo dużych odjazdów, to jednak nie brakuje żywych gitar, przemieszanych z elektronicznymi brzęczeniami. Czasem wysiada perkusja i ciągną się jakieś cloudy, a czasem podkłady wręcz kipią energią i wprowadzają słuchacza w stan drgawek, aby zaraz wejść z egzotycznym plemiennym tango (Muzyka plemienna). Kieru i DJ Pete ze swoimi trzema podkładami wpasowali się w klimat, choć Pete dał wyraźnie inne bity, nieco bardziej uporządkowane i klasyczne, choć nadal elektroniczne ('Na chuj' i 'Ta muzyka'). To eklektyczna porcja syntetyków, co chwila zmieniająca tempo i klimat, która, choć generalnie niezła, po 120 minutach robi się wreszcie nieco ciężkostrawna.
Ciężko określić Winiego rapperem - raczej to entertainer, jak to się ładnie nazywa w Hameryce. Wini nie tylko rymuje, ale również wyje, rzęzi - to taki styl pełen emocji i pasji. Facet wydobywa z siebie wściekłe dźwięki, a za chwilę wręcz szepcze nastrojowo. Sinusoida jest nieregularna mi zmienia się szybciej, niż zdążysz powiedzieć Essa! Kiedy przyjmiemy tę wokalizę za dobrą monetę, zacznie do nas docierać treść. Niektórych wersów nie powstydziliby się nawet ci, co nie uznają Winiego za rappera: 'daj mi psa,co będzie pieniędzmi srał, będę go dobrze karmił #pedigree pal'. Nie brak też rozkminek typu 'powiedz dlaczego Bóg umieścił układ rozrodczy obok wydalniczego? Czy to jest śmieszne?'. Pomijam obleśne wersy o ruchaniu i tym podobne atrakcje. Zza fasady zjeba czasem jednak wyłania się Wini refleksyjny i krytyczny, który mówi o ważnych rzeczach. Często wydaje mi się, że ta poza błazna to tylko taki woal, aby przez pryzmat wygłupu opowiedzieć o tym, co Wini trzyma w zanadrzu, ale może nie ma odwagi opowiedzieć o tym wprost. Często bit się kończy, ale Wini zaczyna snuć swoje wynurzenia na tematy bardzo różne: pieniądze, pedofilia u księży, ruchanie. Kontynuując wątek posse traku, Wini zaprosił tym razem całą gamę rapperów, z których uwagę zwracają Rena, Wu i Mustafa. Poza wspomnianym kawałkiem, pozostali goście robią tylko refreny, więc Wini jest tu jakoby sam.
Pojebana płyta. Na pewno za długa, ale nie brak tu świetnych momentów: 'Zamknij pysk', 'Nikt poza nami', 'Not feeling'... W zasadzie druga część jest lepsza, ale ja nadal jestem zdania, że gdyby to była jedna płyta, byłoby super. Jednak jest przegięcie, bo nie nad wszystkim da się przejść do porządku dziennego, ot tak. Niemniej jednak, nie da się nie powiedzieć, że Wini ma w sobie coś, co go stawia na górnej półce.
OCENA: 4-\6
CD 1
1. Głodny Duch
2. Miałem kiedyś taki czas
3. Przepraszam Boże
4. 40 dni
5. Oni chcą Twojej porażki feat. MAREK SAMBORSKI
6. Czy to jest to feat. KIERU
7. Proszę Cię Boże
8. Na chuj
9. Not feeling
10. Chujów sto
11. Tysiące mil
12. Kiedy świat
CD 2
1. Zachodniopomorski styl
2. Kutas do ziemi feat. SOBOTA
3. Rap gra
4. Big papa
5. Ciemne okulary
6. Za mało ich
7. Muzyka plemienna
8. Nikt poza nami feat. BONSON, MATHEO, SOBOTA, RENA, POPEK, KIERU, WU, FREON, STRACH, MUSTAFA, KING TOMB, KAMEL, DJ PETE, MOPS
9. Zamknij pysk
10. Ta muzyka
11. Szmule nie srają
12. Stary chuj
13. Dobre rady
Wini jest jebnięty powiesz. Może to i prawda: nie owija w bawełnę, wali z grubej rury, jest perwersyjny, obleśny, szalony, prześmiewczy, czy jaki tam sobie chcesz. Okładki są paskudne. Muzyka szokuje rozstrzałem. Ale chuj to - Wini to jebany geniusz i deal with it. Wraz z włączeniem jego nowej, podwójnej (o w mordę!) płyty nie nastawiałem się na kontemplację rzeczywistości, a na dobrą zabawę.
Oczywiście, Matheo zajął się produkcją płyty. Prawie całej, bo trzy bity Wini wziął od innych koleżków. I jeśli mamy Matheo na bitach, to na pewno będzie tu nowocześnie i progresywnie. I jest, choć nie ma tu bardzo dużych odjazdów, to jednak nie brakuje żywych gitar, przemieszanych z elektronicznymi brzęczeniami. Czasem wysiada perkusja i ciągną się jakieś cloudy, a czasem podkłady wręcz kipią energią i wprowadzają słuchacza w stan drgawek, aby zaraz wejść z egzotycznym plemiennym tango (Muzyka plemienna). Kieru i DJ Pete ze swoimi trzema podkładami wpasowali się w klimat, choć Pete dał wyraźnie inne bity, nieco bardziej uporządkowane i klasyczne, choć nadal elektroniczne ('Na chuj' i 'Ta muzyka'). To eklektyczna porcja syntetyków, co chwila zmieniająca tempo i klimat, która, choć generalnie niezła, po 120 minutach robi się wreszcie nieco ciężkostrawna.
Ciężko określić Winiego rapperem - raczej to entertainer, jak to się ładnie nazywa w Hameryce. Wini nie tylko rymuje, ale również wyje, rzęzi - to taki styl pełen emocji i pasji. Facet wydobywa z siebie wściekłe dźwięki, a za chwilę wręcz szepcze nastrojowo. Sinusoida jest nieregularna mi zmienia się szybciej, niż zdążysz powiedzieć Essa! Kiedy przyjmiemy tę wokalizę za dobrą monetę, zacznie do nas docierać treść. Niektórych wersów nie powstydziliby się nawet ci, co nie uznają Winiego za rappera: 'daj mi psa,co będzie pieniędzmi srał, będę go dobrze karmił #pedigree pal'. Nie brak też rozkminek typu 'powiedz dlaczego Bóg umieścił układ rozrodczy obok wydalniczego? Czy to jest śmieszne?'. Pomijam obleśne wersy o ruchaniu i tym podobne atrakcje. Zza fasady zjeba czasem jednak wyłania się Wini refleksyjny i krytyczny, który mówi o ważnych rzeczach. Często wydaje mi się, że ta poza błazna to tylko taki woal, aby przez pryzmat wygłupu opowiedzieć o tym, co Wini trzyma w zanadrzu, ale może nie ma odwagi opowiedzieć o tym wprost. Często bit się kończy, ale Wini zaczyna snuć swoje wynurzenia na tematy bardzo różne: pieniądze, pedofilia u księży, ruchanie. Kontynuując wątek posse traku, Wini zaprosił tym razem całą gamę rapperów, z których uwagę zwracają Rena, Wu i Mustafa. Poza wspomnianym kawałkiem, pozostali goście robią tylko refreny, więc Wini jest tu jakoby sam.
Pojebana płyta. Na pewno za długa, ale nie brak tu świetnych momentów: 'Zamknij pysk', 'Nikt poza nami', 'Not feeling'... W zasadzie druga część jest lepsza, ale ja nadal jestem zdania, że gdyby to była jedna płyta, byłoby super. Jednak jest przegięcie, bo nie nad wszystkim da się przejść do porządku dziennego, ot tak. Niemniej jednak, nie da się nie powiedzieć, że Wini ma w sobie coś, co go stawia na górnej półce.
OCENA: 4-\6
niedziela, 26 kwietnia 2015
ARIK - OBSYDIAN EP
3\4 UDS 2015
1. Intro
2. 27 X
3. Tylko po to
4. Tom Hanks feat. PLANET ANM, MVZR
5. Za Późno feat. EGOTRUE, TMK aka PIEKIELNY
6. Wybudowałem pomnik feat. BONSON, HYZIU
7. Jestem Tu
8. Zabierz Mnie
9. Inny feat. MVZR
10. Outro
11. Złudzenie feat. SZO
12. 27 X (Steven Remix)
13. 27 X (Ironic Remix)
14. 27 X (Seek Remix)
Arik to młodzieniec ze Szczecina, który dwa lata temu, dzięki swojemu kawałkowi zebrał kilkadziesiąt tysięcy odsłuchów na YT - fejm rozszedł się szybko i mało znanym wcześniej rapperem nagle zainteresowało się sporo osób. Niedawno pojawił się debiutancki materiał Arika, określiny mianem EP, ale tak naprawdę to LP, bo trwa ponad 52 minuty.
Arik powierzył brzmienie płyty takim ludziom, jak Uneasy, Szatt, Kamska, Skrywa, MVZR, Ironic oraz Steven i bez zbędnych wstępów wiadomo, że to będzie muzyka mocno syntetyczna. W rzeczywistości może nie jest tak do końca, bo taki Skrywa w 'Tom Hanks' proponuje bardzo korzenne i feelingowe brzmienie, ale nie zmienia to wcale faktu, że 'Obsydian' to jest taka zwyczajna płyta. Zresztą, Skrywa, choć jego drugi bit 'Za późno' jest już znacznie bardziej cloudowy, czy wręcz dubstepowy, jest tu chyba najlepszym producentem. W ogóle muza jest niezwykle spójna, pomimo, iż pochodzi z tak wielu źródeł. Oszczędna, ale nastrojowa, często pozbawiona perkusji, albo z uderzeniami nierównomiernymi, pędzącymi w przód, tudzież wystukiwanymi niby od niechcenia co jakiś dowolny czas. Nie lubię, ale wiem, że będą ludzie, którzy się tym brzmieniem zachwycą.
Arik, owszem, pasuje do klimatu albumu, bo umie wczuć się w to melancholijne brzmienie, a do tego ma te teksty, w których stara się opowiedzieć o nurtujących go problemach, o życiowych zakrętach... Arik snuje swoje sentymentalne opowiastki, w zasadzie wszystko jest w typie 'Za długo czekałem by teraz się nie móc odnaleźć idąc nie udeptaną drogą, mój Nazaret \ Nawet nie chcę myśleć o tym ile razy liczyłem do celu kroki \ Mam oczywiste te plany i teraz już za późno zboczyć \ I co dał mi ten rok to głód zwycięstwa, wiary, że mam jeszcze czas w tym \ Bez presji, rzucania pod nogi kłód, ten szlak sami pokonamy bez nadmiernej walki \ To za proste, całe życie na froncie \ Cokolwiek mam mówić wydaje się za dobre \ Cokolwiek usłyszę - żałosne'. Wyznam, że takie umartwianie się nad sobą mnie drażni i w którymś momencie łapię się na tym, że zupełnie nie słyszę, co koleś do mnie gada. Goście? Na poziomie, choć najbardziej wszedł mi (tak, wiem, źle to brzmi) Planet. Reszta próbuje równie tragicznych wersów o przegranym życiu i byciu nieszczęśliwym.
To prawda, nie jestem fanem takiej muzyki: rozmymłanej, przeintelektualizowanej, bezperkusyjnej, autotune'owej... Owszem, doceniam kreatywność i warsztat Arika - on jest naprawdę dobry i godny uwagi, ale ni cholery nie umiem się przekonać do tego, aby włączyć płytę jeszcze raz. Nudzi mnie, jest zbyt rozlazła, tego można słuchać przy czerwonym winie w jesienną noc wraz ze swoją dziewczyną na pomoście jeziora. Pierdolę, nie piję wina, nie mam dziewczyny - po niemal 20 latach małżeństwa tkwi się na innym poziomie partnerstwa, a na pomoście wolę słuchać szumu wody. To nie dla mnie.
OCENA: 3+\6
1. Intro
2. 27 X
3. Tylko po to
4. Tom Hanks feat. PLANET ANM, MVZR
5. Za Późno feat. EGOTRUE, TMK aka PIEKIELNY
6. Wybudowałem pomnik feat. BONSON, HYZIU
7. Jestem Tu
8. Zabierz Mnie
9. Inny feat. MVZR
10. Outro
11. Złudzenie feat. SZO
12. 27 X (Steven Remix)
13. 27 X (Ironic Remix)
14. 27 X (Seek Remix)
Arik to młodzieniec ze Szczecina, który dwa lata temu, dzięki swojemu kawałkowi zebrał kilkadziesiąt tysięcy odsłuchów na YT - fejm rozszedł się szybko i mało znanym wcześniej rapperem nagle zainteresowało się sporo osób. Niedawno pojawił się debiutancki materiał Arika, określiny mianem EP, ale tak naprawdę to LP, bo trwa ponad 52 minuty.
Arik powierzył brzmienie płyty takim ludziom, jak Uneasy, Szatt, Kamska, Skrywa, MVZR, Ironic oraz Steven i bez zbędnych wstępów wiadomo, że to będzie muzyka mocno syntetyczna. W rzeczywistości może nie jest tak do końca, bo taki Skrywa w 'Tom Hanks' proponuje bardzo korzenne i feelingowe brzmienie, ale nie zmienia to wcale faktu, że 'Obsydian' to jest taka zwyczajna płyta. Zresztą, Skrywa, choć jego drugi bit 'Za późno' jest już znacznie bardziej cloudowy, czy wręcz dubstepowy, jest tu chyba najlepszym producentem. W ogóle muza jest niezwykle spójna, pomimo, iż pochodzi z tak wielu źródeł. Oszczędna, ale nastrojowa, często pozbawiona perkusji, albo z uderzeniami nierównomiernymi, pędzącymi w przód, tudzież wystukiwanymi niby od niechcenia co jakiś dowolny czas. Nie lubię, ale wiem, że będą ludzie, którzy się tym brzmieniem zachwycą.
Arik, owszem, pasuje do klimatu albumu, bo umie wczuć się w to melancholijne brzmienie, a do tego ma te teksty, w których stara się opowiedzieć o nurtujących go problemach, o życiowych zakrętach... Arik snuje swoje sentymentalne opowiastki, w zasadzie wszystko jest w typie 'Za długo czekałem by teraz się nie móc odnaleźć idąc nie udeptaną drogą, mój Nazaret \ Nawet nie chcę myśleć o tym ile razy liczyłem do celu kroki \ Mam oczywiste te plany i teraz już za późno zboczyć \ I co dał mi ten rok to głód zwycięstwa, wiary, że mam jeszcze czas w tym \ Bez presji, rzucania pod nogi kłód, ten szlak sami pokonamy bez nadmiernej walki \ To za proste, całe życie na froncie \ Cokolwiek mam mówić wydaje się za dobre \ Cokolwiek usłyszę - żałosne'. Wyznam, że takie umartwianie się nad sobą mnie drażni i w którymś momencie łapię się na tym, że zupełnie nie słyszę, co koleś do mnie gada. Goście? Na poziomie, choć najbardziej wszedł mi (tak, wiem, źle to brzmi) Planet. Reszta próbuje równie tragicznych wersów o przegranym życiu i byciu nieszczęśliwym.
To prawda, nie jestem fanem takiej muzyki: rozmymłanej, przeintelektualizowanej, bezperkusyjnej, autotune'owej... Owszem, doceniam kreatywność i warsztat Arika - on jest naprawdę dobry i godny uwagi, ale ni cholery nie umiem się przekonać do tego, aby włączyć płytę jeszcze raz. Nudzi mnie, jest zbyt rozlazła, tego można słuchać przy czerwonym winie w jesienną noc wraz ze swoją dziewczyną na pomoście jeziora. Pierdolę, nie piję wina, nie mam dziewczyny - po niemal 20 latach małżeństwa tkwi się na innym poziomie partnerstwa, a na pomoście wolę słuchać szumu wody. To nie dla mnie.
OCENA: 3+\6
czwartek, 8 stycznia 2015
TONY JAZZU - W CENIE SZTUKI
Truekings 2014
1. Funk Intro
2. Pierwszy joint
3. Ze zrozumieniem
4. Cmentarz marzeń
5. Wisi nade mną nóż
6. Co one chcą
7. Było ostro feat. FOKUS
8. Dystans
9. Ninja Scroll feat. ARAB
10. Czy czujesz się infiltrowany feat. KONKRET ZS, BOSSKI ROMAN, Z.B.U.K.U.
11. Jedno słowo
12. Nic nie zrobiłem
13. Proszę cię
14. Robimy dym 200 w mieście
15. Styl nad style 3 feat. SOBOTA
16. Skacz feat. WTH, ZAAFIR, ABEL
17. Zawiść
18. Taki sam dzień
19. Zostawię po sobie ślad
Drugi legal Tonego, jednego z najstarszych rapperów na naszej scenie, czakał długi czas na otwarcie labelu Truekings i jest jego flagowym produktem. Tony ogarnął zachodniopomorską kompanię (w większości) i przez trzy lata zajmował się robieniem tego materiału. Z czasu, jaki mu to zajęło można wnioskować, że to bardzo dojrzała rzecz.
Orcz tego, że Tony jest rapperem, również produkuje bity - na co naprowadzić może także okładka, zrobiona w stylu pada bit maszyny. Wyprodukował on tu ponad połowę podkładów - niektóre ze Ślimakiem, i o ile dwa pierwsze traki, dośc porządnie funkujące, pozwalały świetnie prognozować na przyszłość, to kolejne numery przyjmowałem już znacznie chłodniej. Bo jest tu różnie, nawet pośród bitów samego Jazzu: nieco elektronicznie w 'Było ostro', ulicznie i miernie w 'Dystansie', czy regałowo w duecie ze Ślimakiem w 'Nic nie zrobiłem'. Tony wykorzystuje też kawałek soundtracku do Ninja Scroll, którym, jak się wydaje, jara się do tej pory. Poza nim, jest tu jeszcze całkiem niezły Puzon z kilkoma hardkorowymi bangerami (melodyjka z Ojca Chrzestnego zagrana na chyba grzebieniu rozwala w 'Ze zrozumieniem'...). Podkłady Czuka są dość mętne: dwa niemal identyczne, oparte na wokalnym samplu ('Proszę cię' i 'Zawiść') oraz dwa uliczne. Po jednym bicie dali jeszcze Rudy (niezła pętla fletu), gitarowy Radonis i najlepszy tu chyba Brat Jordah w 'Skacz'.
Tony ma swoisty, przepity głos. Czasem umie zrobić nim fajne rzeczy, jak zwolnić, czy zanucić nieco w stylu toastowania, ale niestety potrafi również wszystko zepsuć. Zbyt często wpadają kwadratowe rymy, zbyt często rapper nadgania werble i gubi się na bicie - zwłaszcza słychać to w 'Wizi nade mną nóż', gdzie na lekko połamanym bicie Puzona Jazzu wywala się kilkukrotnie. To, co mu naprawdę dobrze wychodzi, to refreny, które bujają i podnoszą tętno w kawałkach. Rap Tonego to teksty społeczno-prawilne, mamy tu przekrój tematyki leżącej znacznie bliżej ulicy i bloków, niż półek bibliotecznych (co bynajmniej wadą nie jest, nie zrozumcie mnie źle!). Mc opowiada o jaraniu, ma nieco społecznych przemyśleń, jest antypolicyjny 'Co one chcą' i inwigilacyjny 'Czy czujesz się infiltrowany' oraz lokalny hymn 'Styl nad style 3'. Tony ma motto, aby 'przekazywać tu swoją wewnętrzną jazdę' - i tego się trzyma. A goście? Cóż... Arab to jest jakaś totalna pomyłka, cała reszta dostosowuje się do poziomu gospodarza: czyli wzdłuż kreski, nic ponad.
Kolejna porządna, rzemieślnicza płyta ze zbyt dużą ilością wpadek, słabymi featuringami, nie najgorszymi bitami i interesującym rapperem. Dobre kawałki? Są, czemu nie: 'Ze zrozumieniem', 'Skacz', może jeszcze ze dwa. Co nam z tego wychodzi? Niewiele. Kolejna płyta na półce. Nawet nie najgorsza, ale minie niezauważona.
OCENA: 3\6
1. Funk Intro
2. Pierwszy joint
3. Ze zrozumieniem
4. Cmentarz marzeń
5. Wisi nade mną nóż
6. Co one chcą
7. Było ostro feat. FOKUS
8. Dystans
9. Ninja Scroll feat. ARAB
10. Czy czujesz się infiltrowany feat. KONKRET ZS, BOSSKI ROMAN, Z.B.U.K.U.
11. Jedno słowo
12. Nic nie zrobiłem
13. Proszę cię
14. Robimy dym 200 w mieście
15. Styl nad style 3 feat. SOBOTA
16. Skacz feat. WTH, ZAAFIR, ABEL
17. Zawiść
18. Taki sam dzień
19. Zostawię po sobie ślad
Drugi legal Tonego, jednego z najstarszych rapperów na naszej scenie, czakał długi czas na otwarcie labelu Truekings i jest jego flagowym produktem. Tony ogarnął zachodniopomorską kompanię (w większości) i przez trzy lata zajmował się robieniem tego materiału. Z czasu, jaki mu to zajęło można wnioskować, że to bardzo dojrzała rzecz.
Orcz tego, że Tony jest rapperem, również produkuje bity - na co naprowadzić może także okładka, zrobiona w stylu pada bit maszyny. Wyprodukował on tu ponad połowę podkładów - niektóre ze Ślimakiem, i o ile dwa pierwsze traki, dośc porządnie funkujące, pozwalały świetnie prognozować na przyszłość, to kolejne numery przyjmowałem już znacznie chłodniej. Bo jest tu różnie, nawet pośród bitów samego Jazzu: nieco elektronicznie w 'Było ostro', ulicznie i miernie w 'Dystansie', czy regałowo w duecie ze Ślimakiem w 'Nic nie zrobiłem'. Tony wykorzystuje też kawałek soundtracku do Ninja Scroll, którym, jak się wydaje, jara się do tej pory. Poza nim, jest tu jeszcze całkiem niezły Puzon z kilkoma hardkorowymi bangerami (melodyjka z Ojca Chrzestnego zagrana na chyba grzebieniu rozwala w 'Ze zrozumieniem'...). Podkłady Czuka są dość mętne: dwa niemal identyczne, oparte na wokalnym samplu ('Proszę cię' i 'Zawiść') oraz dwa uliczne. Po jednym bicie dali jeszcze Rudy (niezła pętla fletu), gitarowy Radonis i najlepszy tu chyba Brat Jordah w 'Skacz'.
Tony ma swoisty, przepity głos. Czasem umie zrobić nim fajne rzeczy, jak zwolnić, czy zanucić nieco w stylu toastowania, ale niestety potrafi również wszystko zepsuć. Zbyt często wpadają kwadratowe rymy, zbyt często rapper nadgania werble i gubi się na bicie - zwłaszcza słychać to w 'Wizi nade mną nóż', gdzie na lekko połamanym bicie Puzona Jazzu wywala się kilkukrotnie. To, co mu naprawdę dobrze wychodzi, to refreny, które bujają i podnoszą tętno w kawałkach. Rap Tonego to teksty społeczno-prawilne, mamy tu przekrój tematyki leżącej znacznie bliżej ulicy i bloków, niż półek bibliotecznych (co bynajmniej wadą nie jest, nie zrozumcie mnie źle!). Mc opowiada o jaraniu, ma nieco społecznych przemyśleń, jest antypolicyjny 'Co one chcą' i inwigilacyjny 'Czy czujesz się infiltrowany' oraz lokalny hymn 'Styl nad style 3'. Tony ma motto, aby 'przekazywać tu swoją wewnętrzną jazdę' - i tego się trzyma. A goście? Cóż... Arab to jest jakaś totalna pomyłka, cała reszta dostosowuje się do poziomu gospodarza: czyli wzdłuż kreski, nic ponad.
Kolejna porządna, rzemieślnicza płyta ze zbyt dużą ilością wpadek, słabymi featuringami, nie najgorszymi bitami i interesującym rapperem. Dobre kawałki? Są, czemu nie: 'Ze zrozumieniem', 'Skacz', może jeszcze ze dwa. Co nam z tego wychodzi? Niewiele. Kolejna płyta na półce. Nawet nie najgorsza, ale minie niezauważona.
OCENA: 3\6
poniedziałek, 5 stycznia 2015
BONSON & MATEK - MVP
Stopro 2014
1. Intro
2. Mama I Did It
3. Jestem, byłem, będę
4. MVP feat. BIAŁAS, ZELO PTP
5. Pierwszy Krzyk
6. Miejsca ref. Bez Struktury
7. Nie wiem co to pokora feat. MAM NA IMIĘ ALEKSANDER, GEDZ
8. Tacy Sami
9. Nie dzwonić feat. BEZCZEL
10. Backstage feat. TEDE, VNM, DANNY
11. Być może
12. Lovesong
13. Wracam do domu feat. MASIA
14. Outro
Czasy, kiedy każdy nowy trak Bonsona wywoływał trzęsienie podziemia, wydają się minąć. Bonson trafił na kilka półek wyżej, zelektroniczniał do szczętu, a także jego pesy-rap stracił jakoś na sile, a na pewno na świeżości. Trzeci album duetu na legalu nie wywołał szały takiego, co choćby poprzedni krążek. Chociaż nie wątpiłem, że to będzie album porządny. Wziąłem go więc na warsztat, starając się nie zwracać uwagi na ordynarną reklamę ciuchów Stoprocent na okładce i wewnątrz...
Jak to w tym duecie, Matek rządzi za konsoletą. Od paru lat można zauważyć, że Matek, w porównaniu ze starszymi kawałkami, bardzo mocno poszedł w stronę elektroniki. Jego produkcje to trapy, cloudy i crunki i co tam jeszcze chcesz z tych njuskulowych wynalazków. Jednak dobrze, że Matek zachowuje pewien rozstrzał tematyczny i zróżnicowanie, bo mamy tu dzięki temu dość szerokie spektrum nowoczesnego rapu. Od nieomal klasycznych, bujających bitów ('Pierwszy krzyk'), przez crunkowe, cykające 'MVP' (swoją drogą mocny banger), aż po cloudy, pozbawione bitu przez ponad połowę trwania numeru ('Miejsca'). Te bity są nie tylko zróżnicowane stylistyczne, ale raczej spójne i wybrane bez wypełniaczy - choć ja oczywiście mogę narzekać, że Bonson nie oparł się tym rozmymłanym bitom, opartym na trzech dźwiękach z wyłączeniem perkusji. Czasem wchodzi tu żywa gitara, czasem DJ Noriz czy DJ Flip z adapterami - ale to w zasadzie margines. Muza jest... ok. Kilka niezłych traków, parę flaków z olejem.
Bonson nie tnie sobie już żył tekstami. Owszem, czemu nie, w jego naturze leży umartwianie się i słanie chujów sobie samemu, więc jest to nieuniknione, ale nie odczuwam przy tej płycie już takiego ciężaru pesymizmu, który siada ci na klacie kolanami i dusi. Tak, rapper wciąż ma wiecznego kaca, jak nie alkoholowego, to moralnego. Ale z drugiej strony, na przekór swoim słowom, że 'tak naprawdę chwalić to się nie ma czym', Bonson pokazuje, że zna swoja wartość i nie da sobie pluć w twarz. Wpada tu również czasem jakiś oklepany (zwłaszcza ostatnio) temat, jak np. 'Backstage' - ten jednak ma akurat świetne wersy nie tylko samego Bonsa ('Chciałbyś historii tych śmiesznych i fajnych, podbij pozwiedzać \ I patrz jak raperzy przynieśli punchline'y o tych co nie ma \ Tu chujowe płyty, okładki, designy o tych co nie ma \ Tu wersy z dupy, tych kolegów z branży \ Cycki, prochy, backstage wpadnij!'), ale także Tedego i VNM. Będąc przy gościach, w zasadzie każdy wypadł tu naprawdę nieźle, zwłaszcza Bezczel. To znaczy, każdy rymujący, bo to, co w refrenie 'Miejsc' wykonał Bez Struktury, to wybitna sieka - nie dość, że podkład dość słaby, to jeszcze to wycie bardzo osłabia. To najgorszy punkt płyty. A te najjaśniejsze? Na pewno 'Backstage', do tego 'MVP' i 'Nie wiem, co to pokora'. Pewnie jeszcze 'Wracam do domu' z obłędnym głosem Masi. Wystarczy? Cóż, trochę to mało...
No dobrze, to wcale nie jest zła płyta. Ale nie jest też super, bo cztery numery na prawie 50 minut nie wygrają sprawy. Jest w sumie tak, jak się spodziewałem: Bonson zrobi swoje, kilka rzeczy wyjdzie, część mnie nie przekona, płyta skończy po kilku razach na półce, a do heavy rotation na plejerze wejdą ze dwa kawałki. To nie jest klasa MVP.
OCENA: 4-\6
wtorek, 29 kwietnia 2014
BOGU - DĄŻĄC DO PERFEKCJI
nielegal 2014
1. Dzień po dniu
2. Coś pozytywnego
3. Sexy Vibe feat. JUSTYNA JELEŃ
4. Daj mi odpłynąć
5. Nie wiem czemu...
6. Chciałbyś feat. TYMI TYMS, KAZIOR
7. Tango
8. Show
9. Dążąc do...
Bogdan już dał się poznać jako Młody Wilk Popkillera, wydał już jeden solowy 'Wdech i Wydech', a w tym roku daje nam przedsmak swojego pełnometrażowego albumu z Hyziem. Pomijam oczywiście njego występy w Prawda W Rymach i wcześniejszą epkę, bo te nagrania kojarzą pewnie tylko podziemne szczecińskie głowy.
Te pół godziny z Bogiem (brzmi doniośle, nie?) wykonał przede wszystkim Alex Da Great. Przyznam, że nie do końca trafia do mnie stylistyka tego producenta, bo z jednej strony to takie bujające wajby (czasem nawet seksi wajby), z drugiej bity mało mną wzruszyły, mocno ożywiły je dopiero wokale Justyny Jeleń w 'Sexy Vibe'. Jednak fajny klimat tego kawałka niszczy następny, elektroniczny i udziwniony, mało przyjemny, z perkusją, jakby ktoś klepał badylem po pustych puszkach po piwie. Nie wspominając o 'Nie wiem czemu...' gdzie rapper rymuje na podkładzie złożonym z dwóch klawiszy syntezatora i stukania chujem w lodówkę. Aby oddać sprawiedliwość, świetny jest 'Chciałbyś' - trap pełną gębą, zrobiony według najlepszych wzorców. Rzeza. Tak naprawdę dopiero ostatnie trzy numery wprowadzają jakieś urozmaicenie, bo zrobili je trzej inni producenci. Niezłe 'Tango' od Uraza, 'Show' od Eljota z samplem wokalnym z Queen. Na koniec mamy taki syntetyczno-regałowy bit od Alianta. Parę fajnych rzeczy tu się znajdzie.
Przyznam, że nieco mnie Bogu rozczarował. To bardzo osobisty album, Bogdan rymuje nieźle, ale... Jakaś oryginalność? Gdzie ona? Koleś jedzie swoje jazdy, że życie \ ludzie \ sytuacje są takie a nie inne i w ogóle. To zaczyna sie robić wtórne, jak te płyty z definicji uliczne: jest sobie rapper, wybiera nowoczesne - melancholijnie rozlazłe lub trapowe podkłady i gada na nich o swoim zjebanym życiu #swag i #wóda, #dziwko. ('napierdalaj hasztagi tak byś zbladł i padł na pysk bez równowagi') I nawet nie jest to złe, ale w sumie albo było albo jest bez wyrazu. Fajnie wypadają kawałki z gośćmi: bardzo dobry 'Chciałbyś', a także nieco inspirowany LL Cool Jem 'Sexy vibe' (sprawdź 'Doin it'), ale reszta nie porywa zbytnio i, jak wspomniałem, rozczarowała mnie.
No cóż, to płyta ze średniej półki podziemnej. Nie ma tu nic odkrywczego, do czego bycie Młodym Wilkiem mogłoby zobowiązywać (lub też nie). Słucha się tego w miarę dobrze, ale nie powiem, żeby poza dwoma numerami zostało mi coś na dłużej. Nawet kiedy wróciłem raz, czy drugi, szybko przewinąłem na dwa najlepsze traki i tyle. Album ok, ale nie rozgrzał mnie zbytnio, aby chwycić za następny album, który bogu szykuje.
OCENA: 4-\6
1. Dzień po dniu
2. Coś pozytywnego
3. Sexy Vibe feat. JUSTYNA JELEŃ
4. Daj mi odpłynąć
5. Nie wiem czemu...
6. Chciałbyś feat. TYMI TYMS, KAZIOR
7. Tango
8. Show
9. Dążąc do...
Bogdan już dał się poznać jako Młody Wilk Popkillera, wydał już jeden solowy 'Wdech i Wydech', a w tym roku daje nam przedsmak swojego pełnometrażowego albumu z Hyziem. Pomijam oczywiście njego występy w Prawda W Rymach i wcześniejszą epkę, bo te nagrania kojarzą pewnie tylko podziemne szczecińskie głowy.
Te pół godziny z Bogiem (brzmi doniośle, nie?) wykonał przede wszystkim Alex Da Great. Przyznam, że nie do końca trafia do mnie stylistyka tego producenta, bo z jednej strony to takie bujające wajby (czasem nawet seksi wajby), z drugiej bity mało mną wzruszyły, mocno ożywiły je dopiero wokale Justyny Jeleń w 'Sexy Vibe'. Jednak fajny klimat tego kawałka niszczy następny, elektroniczny i udziwniony, mało przyjemny, z perkusją, jakby ktoś klepał badylem po pustych puszkach po piwie. Nie wspominając o 'Nie wiem czemu...' gdzie rapper rymuje na podkładzie złożonym z dwóch klawiszy syntezatora i stukania chujem w lodówkę. Aby oddać sprawiedliwość, świetny jest 'Chciałbyś' - trap pełną gębą, zrobiony według najlepszych wzorców. Rzeza. Tak naprawdę dopiero ostatnie trzy numery wprowadzają jakieś urozmaicenie, bo zrobili je trzej inni producenci. Niezłe 'Tango' od Uraza, 'Show' od Eljota z samplem wokalnym z Queen. Na koniec mamy taki syntetyczno-regałowy bit od Alianta. Parę fajnych rzeczy tu się znajdzie.
Przyznam, że nieco mnie Bogu rozczarował. To bardzo osobisty album, Bogdan rymuje nieźle, ale... Jakaś oryginalność? Gdzie ona? Koleś jedzie swoje jazdy, że życie \ ludzie \ sytuacje są takie a nie inne i w ogóle. To zaczyna sie robić wtórne, jak te płyty z definicji uliczne: jest sobie rapper, wybiera nowoczesne - melancholijnie rozlazłe lub trapowe podkłady i gada na nich o swoim zjebanym życiu #swag i #wóda, #dziwko. ('napierdalaj hasztagi tak byś zbladł i padł na pysk bez równowagi') I nawet nie jest to złe, ale w sumie albo było albo jest bez wyrazu. Fajnie wypadają kawałki z gośćmi: bardzo dobry 'Chciałbyś', a także nieco inspirowany LL Cool Jem 'Sexy vibe' (sprawdź 'Doin it'), ale reszta nie porywa zbytnio i, jak wspomniałem, rozczarowała mnie.
No cóż, to płyta ze średniej półki podziemnej. Nie ma tu nic odkrywczego, do czego bycie Młodym Wilkiem mogłoby zobowiązywać (lub też nie). Słucha się tego w miarę dobrze, ale nie powiem, żeby poza dwoma numerami zostało mi coś na dłużej. Nawet kiedy wróciłem raz, czy drugi, szybko przewinąłem na dwa najlepsze traki i tyle. Album ok, ale nie rozgrzał mnie zbytnio, aby chwycić za następny album, który bogu szykuje.
OCENA: 4-\6
poniedziałek, 14 kwietnia 2014
BONSON & MATEK - O NAS SIĘ NIE MARTW
Stopro 2014
1. Jeszcze później
2. Szedłem po nieśmiertelność
3. Brudna krew feat. PIH, ENOIKS, TROOM
4. Trudne sprawy
5. Piotruś Pan feat. WINI
6. Nie zapamiętasz
7. Gasną lampy w moim pokoju feat. PLANET ANM, TMK aka PIEKIELNY
8. Umiem robić sobie wrogów
9. Nie wiem czy jestem feat. MAM NA IMIĘ ALEKSANDER
10. Nad ranem
11. Haj$, flota
12. Wiem co stracę
13. Goście, goście
14. Kochają mnie, gdy upadam feat. SOBOTA
15. Pisz, pisz
16. Jesteśmy gdzieś
17. Outro
Bonson narobił sporo szumu dwa lata temu, kiedy nagle pojawił się w sieci ze swoim albumem i od razu spowodował masowe spuszczanie się na szmatkę fanów rapu. Szczerze mówiąc, do mnie to niespecjalnie trafiło - choć Bonson jest dobrym rapperem, to te teksty, przy których fabryka żyletek przeżyłaby złoty okres... A jeszcze ostatnio emce zaczął robić te trapy... Już sama okładka nastroiła mnie nieco... wisielczo. Ale do rzeczy. Znaczy, do słuchania.
Matek może nie robi trapów z definicji, ale jego podkłady są bardzo blisko tej stylistyki. Mniejsza o szufladkę. Są to na wskroś nowoczesne i syntetyczne bity, z których wylewa się wręcz elektronika, piszczące i brzęczące syntezatory rzężą na połamanych perkusjach, które czasem znikają, czasem uderza sam werbel, a czasem werble trzepią jak o kartonowe pudło sztuczne dildo nastawione na najwyższe obroty. Może i jest to muzyka nastrojowa i klimatyczna, ale prawdę mówiąc, dostaję od tego drgawek - a tej muzy jest ponad 75 minut. Osobno, każdy kawałek jest na pewno znośny, ale po wysłuchaniu po raz pierwszy albumu w całości, miałem wrażenie, że brzęczy mi w mózgu. I nawet jeśli Jacek Osieczko dograł żywą gitarę, a DJ Noriz zapewnił skrecze, to nadal płyta jest mocno elektroniczna.
No dobra, Bonson ogarnia tego majka. Nie można powiedzieć, że jest słaby, ani pod względem techniki, ani jeśli chodzi o teksty. Wprawdzie okładka sugeruje kolejną porcję muzy do cięcia żył, ale na szczęście nie bardzo. Oczywiście, nie jest to muza imprezowa, ale to dlatego, że 'rap miał być lekiem, terapią \ A dziś powoli jest przekleństwem, że patrzą'. Świat widziany oczami Bonsa jest ciemnoszary i gorzki w posmaku, jednak jest tu bardzo dużo niezwykle celnych i przemyślanych wersów: 'Wczoraj pytałem gdzie był Bóg, wciąż nie wiem nic \ Nad głowa wisi czarna chmura, siema Benedykt \ Dzwonię zamiast fruwać, siema Bonson, siema, gdzie ten kwit'. Szczególne wrażenie wywarł na mnie 'Piotruś Pan' - opowieść o tym, jak to młody i wysportowany człowiek, zajęty życiem, budzi się nagle w ciele 130-kilowego knura i zastanawia się, skąd u licha tu się wziął? Wini pasuje tu idealnie ze swoim dystansem do siebie i rzeczywistości i razem: młody Bonson i stary (ś)Wini the Knur stworzyli świetną paralelę. Kolejni goście, to zawsze będący na wysokim poziomie ANM, jak zwykle dobry TMK, MNIA zasadniczo ok, Pih wypadł standardowo dla siebie, a Soboty.... nie spostrzegłem, kiedy przeleciał. Jak to sobota, nie?
Ja chyba jestem za stary na te nuskule. Za pierwszym razem szczerze męczyłem się, co chwila patrząc, ile to jeszcze kawałków zostało do końca... Starałem się być twardy, ale ledwo dobrnąłem. Kiedy słucha się tylko wybranych numerów, okazuje się, że nie tylko 'Piotruś Pan' jest dobry, ale i 'Haj$, flota', podjęty z dużą dozą dystansu do siebie temat w 'Pisz, pisz', czy 'Goście, goście'. Obiektywnie, to całkiem niezła płyta, ale ja tego nie jestem w stanie słuchać w całości. Męcząca elektronika wprowadza mentalny dół, jaki tworzy Bonson, jeszcze głębiej. Ciężki klimat.
OCENA: 4-\6
1. Jeszcze później
2. Szedłem po nieśmiertelność
3. Brudna krew feat. PIH, ENOIKS, TROOM
4. Trudne sprawy
5. Piotruś Pan feat. WINI
6. Nie zapamiętasz
7. Gasną lampy w moim pokoju feat. PLANET ANM, TMK aka PIEKIELNY
8. Umiem robić sobie wrogów
9. Nie wiem czy jestem feat. MAM NA IMIĘ ALEKSANDER
10. Nad ranem
11. Haj$, flota
12. Wiem co stracę
13. Goście, goście
14. Kochają mnie, gdy upadam feat. SOBOTA
15. Pisz, pisz
16. Jesteśmy gdzieś
17. Outro
Bonson narobił sporo szumu dwa lata temu, kiedy nagle pojawił się w sieci ze swoim albumem i od razu spowodował masowe spuszczanie się na szmatkę fanów rapu. Szczerze mówiąc, do mnie to niespecjalnie trafiło - choć Bonson jest dobrym rapperem, to te teksty, przy których fabryka żyletek przeżyłaby złoty okres... A jeszcze ostatnio emce zaczął robić te trapy... Już sama okładka nastroiła mnie nieco... wisielczo. Ale do rzeczy. Znaczy, do słuchania.
Matek może nie robi trapów z definicji, ale jego podkłady są bardzo blisko tej stylistyki. Mniejsza o szufladkę. Są to na wskroś nowoczesne i syntetyczne bity, z których wylewa się wręcz elektronika, piszczące i brzęczące syntezatory rzężą na połamanych perkusjach, które czasem znikają, czasem uderza sam werbel, a czasem werble trzepią jak o kartonowe pudło sztuczne dildo nastawione na najwyższe obroty. Może i jest to muzyka nastrojowa i klimatyczna, ale prawdę mówiąc, dostaję od tego drgawek - a tej muzy jest ponad 75 minut. Osobno, każdy kawałek jest na pewno znośny, ale po wysłuchaniu po raz pierwszy albumu w całości, miałem wrażenie, że brzęczy mi w mózgu. I nawet jeśli Jacek Osieczko dograł żywą gitarę, a DJ Noriz zapewnił skrecze, to nadal płyta jest mocno elektroniczna.
No dobra, Bonson ogarnia tego majka. Nie można powiedzieć, że jest słaby, ani pod względem techniki, ani jeśli chodzi o teksty. Wprawdzie okładka sugeruje kolejną porcję muzy do cięcia żył, ale na szczęście nie bardzo. Oczywiście, nie jest to muza imprezowa, ale to dlatego, że 'rap miał być lekiem, terapią \ A dziś powoli jest przekleństwem, że patrzą'. Świat widziany oczami Bonsa jest ciemnoszary i gorzki w posmaku, jednak jest tu bardzo dużo niezwykle celnych i przemyślanych wersów: 'Wczoraj pytałem gdzie był Bóg, wciąż nie wiem nic \ Nad głowa wisi czarna chmura, siema Benedykt \ Dzwonię zamiast fruwać, siema Bonson, siema, gdzie ten kwit'. Szczególne wrażenie wywarł na mnie 'Piotruś Pan' - opowieść o tym, jak to młody i wysportowany człowiek, zajęty życiem, budzi się nagle w ciele 130-kilowego knura i zastanawia się, skąd u licha tu się wziął? Wini pasuje tu idealnie ze swoim dystansem do siebie i rzeczywistości i razem: młody Bonson i stary (ś)Wini the Knur stworzyli świetną paralelę. Kolejni goście, to zawsze będący na wysokim poziomie ANM, jak zwykle dobry TMK, MNIA zasadniczo ok, Pih wypadł standardowo dla siebie, a Soboty.... nie spostrzegłem, kiedy przeleciał. Jak to sobota, nie?
Ja chyba jestem za stary na te nuskule. Za pierwszym razem szczerze męczyłem się, co chwila patrząc, ile to jeszcze kawałków zostało do końca... Starałem się być twardy, ale ledwo dobrnąłem. Kiedy słucha się tylko wybranych numerów, okazuje się, że nie tylko 'Piotruś Pan' jest dobry, ale i 'Haj$, flota', podjęty z dużą dozą dystansu do siebie temat w 'Pisz, pisz', czy 'Goście, goście'. Obiektywnie, to całkiem niezła płyta, ale ja tego nie jestem w stanie słuchać w całości. Męcząca elektronika wprowadza mentalny dół, jaki tworzy Bonson, jeszcze głębiej. Ciężki klimat.
OCENA: 4-\6
wtorek, 14 stycznia 2014
SOBOTA - X PRZYKAZAŃ
Stopro 2013
X Przykazan Intro
I. Nie Będziesz Miał Bogów Cudzych Przede Mną
II. Nie Będziesz Brał Imienia Pana Boga Swego Nadaremnie
III. Pamietaj Abyś Dzień Święty Święcił
IV. Czcij Ojca Swego I Matkę Swoją
V. Nie Zabijaj
VI. Nie Cudzołóż
VII. Nie Kradnij
VIII. Nie Mów Fałszywego Świadectwa Przeciw Bliźniemu Swemu
IX. Nie Pożądaj Żony Bliźniego Swego
X. Ani Żadnej Rzeczy, Która Jego Jest
X Przykazań Outro
XI. Kochaj Bliźniego Swego Jak Siebie Samego feat. RENA, BORIXON, TOMB, MATHEO, BONSON, KIERU, FREON A.D.H.D., STRACH A.D.H.D., MUSTAFA A.D.H.D., WINI
Trochę dziwne wydało mi się na początku zestawienie Soboty z kościelnymi organami na okładce i koncepcją dziesięciu przykazań. To party animal nawrócił się na chrześcijańskie rapsy? Potem przeczytałem dość mieszane recenzje na temat albumu i... poczułem się zaintrygowany. Sobota nie należy do moich ulubionych rapperów, ale nie bolą mnie od niego uszy, więc pozwalam sobie czasem na słuchanie jego płyt...
Matheo to nietuzinkowa postać na naszej scenie producenckiej. Potrafi w zasadzie zrobić z bitem wszystko, co chce. A jeśli jest to płyta, na którą twórcy patrzą przez pryzmat X Przykazań? To nadal w większości elektroniczna produkcja, ale przecież Matheo lubi używać również prawdziwych instrumentów, dzięki czemu mamy tu nie tylko gitary - zarówno akustyczne, jak i elektryczne, ale duże partie materiału nagrane zostały w szczecińskich kościołach na tamtejszych organach i z akompaniamentem chórów kościelnych. To niewątpliwie wyjątkowe wydawnictwo, trochę połączenie Enigmy (kto pamięta projekt Sandry i Cretu?) z Three 6 Mafia. A bit do 'Nie kradnij' to miazga killer, refren mnie rozwalił i położył na łopatki. Po prawdzie nie każdy bit jest zachwycający - niektóre zwyczajnie męczą, jednak uznaję wyjątkowość projektu i oryginalność pomysłu.
Sobota nieźle to sobie wymyślił. Oczywiście, daleko płycie do tego, żeby puszczało ją Radio Maryja w powerplay, ale koncept jest bardzo intrygujący. To 10 przykazań, które zostały niejako przetrawione przez Sobotę i wyplute przez niego w rymach. Tu nie chodzi o Jezusa, choć sporo odwołań do niego. Tu Bogiem jest Rap i 'nie będziesz miał bogów obcych przed nim'. Oprócz tego Sobota oddaje szacunek rodzicielom, nawołuje do wykorzystania swojego talentu, a nie mordowania go i rozmieniania się na drobne, piętnuje plotki i donosy, a także krytykuje poligamię i zdrady. W zasadzie przekaz jest bardzo porządny (prawilny?) i do treści nie można się przyczepić, czasem może zawodzi technika, ale to szczegół, bo pośród burzy organów kościelnych i zawodzenia chórów niedociągnięcia nikną. Przez większość płyty Sobota jedzie sam, ale jest jeszcze ostatni kawałek, na którym zgromadzeni są szczecińscy emce - istny przegląd talentów Stopro...
Owszem, projekt jest wybitnie unikatowy, ale nie powiem, żebym rzucił się na kolana i zaczął bić pokłony. To całkiem intrygująca płyta - nie wstrząsnęła mną, ale wywarła odpowiednie wrażenie. Album ciekawy, ale żebym się zachwycił, to nie powiem...
OCENA: 4\6
X Przykazan Intro
I. Nie Będziesz Miał Bogów Cudzych Przede Mną
II. Nie Będziesz Brał Imienia Pana Boga Swego Nadaremnie
III. Pamietaj Abyś Dzień Święty Święcił
IV. Czcij Ojca Swego I Matkę Swoją
V. Nie Zabijaj
VI. Nie Cudzołóż
VII. Nie Kradnij
VIII. Nie Mów Fałszywego Świadectwa Przeciw Bliźniemu Swemu
IX. Nie Pożądaj Żony Bliźniego Swego
X. Ani Żadnej Rzeczy, Która Jego Jest
X Przykazań Outro
XI. Kochaj Bliźniego Swego Jak Siebie Samego feat. RENA, BORIXON, TOMB, MATHEO, BONSON, KIERU, FREON A.D.H.D., STRACH A.D.H.D., MUSTAFA A.D.H.D., WINI
Trochę dziwne wydało mi się na początku zestawienie Soboty z kościelnymi organami na okładce i koncepcją dziesięciu przykazań. To party animal nawrócił się na chrześcijańskie rapsy? Potem przeczytałem dość mieszane recenzje na temat albumu i... poczułem się zaintrygowany. Sobota nie należy do moich ulubionych rapperów, ale nie bolą mnie od niego uszy, więc pozwalam sobie czasem na słuchanie jego płyt...
Matheo to nietuzinkowa postać na naszej scenie producenckiej. Potrafi w zasadzie zrobić z bitem wszystko, co chce. A jeśli jest to płyta, na którą twórcy patrzą przez pryzmat X Przykazań? To nadal w większości elektroniczna produkcja, ale przecież Matheo lubi używać również prawdziwych instrumentów, dzięki czemu mamy tu nie tylko gitary - zarówno akustyczne, jak i elektryczne, ale duże partie materiału nagrane zostały w szczecińskich kościołach na tamtejszych organach i z akompaniamentem chórów kościelnych. To niewątpliwie wyjątkowe wydawnictwo, trochę połączenie Enigmy (kto pamięta projekt Sandry i Cretu?) z Three 6 Mafia. A bit do 'Nie kradnij' to miazga killer, refren mnie rozwalił i położył na łopatki. Po prawdzie nie każdy bit jest zachwycający - niektóre zwyczajnie męczą, jednak uznaję wyjątkowość projektu i oryginalność pomysłu.
Sobota nieźle to sobie wymyślił. Oczywiście, daleko płycie do tego, żeby puszczało ją Radio Maryja w powerplay, ale koncept jest bardzo intrygujący. To 10 przykazań, które zostały niejako przetrawione przez Sobotę i wyplute przez niego w rymach. Tu nie chodzi o Jezusa, choć sporo odwołań do niego. Tu Bogiem jest Rap i 'nie będziesz miał bogów obcych przed nim'. Oprócz tego Sobota oddaje szacunek rodzicielom, nawołuje do wykorzystania swojego talentu, a nie mordowania go i rozmieniania się na drobne, piętnuje plotki i donosy, a także krytykuje poligamię i zdrady. W zasadzie przekaz jest bardzo porządny (prawilny?) i do treści nie można się przyczepić, czasem może zawodzi technika, ale to szczegół, bo pośród burzy organów kościelnych i zawodzenia chórów niedociągnięcia nikną. Przez większość płyty Sobota jedzie sam, ale jest jeszcze ostatni kawałek, na którym zgromadzeni są szczecińscy emce - istny przegląd talentów Stopro...
Owszem, projekt jest wybitnie unikatowy, ale nie powiem, żebym rzucił się na kolana i zaczął bić pokłony. To całkiem intrygująca płyta - nie wstrząsnęła mną, ale wywarła odpowiednie wrażenie. Album ciekawy, ale żebym się zachwycił, to nie powiem...
OCENA: 4\6
czwartek, 2 stycznia 2014
RENA - ULICZNA PSYCHOLOGIA
Stopro 2013
1. Co Ja Tu Robię
2. Uliczna Psychologia feat. POPEK, BOSSKI ROMAN
3. Diabeł W Ludzkiej Skórze
4. Fabryka Małp
5. List Do Peji feat. PEJA, DJ FEEL-X
6. Dlaczego Robię Hip Hop
7. Pieprzony Deszcz feat. KIERU
8. Nie Ma W Mieście Towaru
9. Przejmij Ster W Swoje Dłonie feat. GUTEK
10. Siła Kobiet feat. MARIKA
11. Żółte Kalendarze
12. Masz Ode Mnie Numer
13. Kiedy Usłyszałam Bit Hip Hopowy
14. Rób Hajs I Pierdol Wojnę feat. WINI, SOBOTA
15. A Kiedy Przyjdzie Czas (Dla Św. Pamięci Gajdy)
16. Choćby Twa Nienawiść Miała Moc feat. BONSON, BORIXON, JUSTYNA KUŚMIERCZYK
17. Ulice feat. SOBOTA, VERTE
W tym roku nastapił wysyp płyt z damskiej części tego supermarketu. Jeszcze tylko mogła się dodać Ania Sool, bo chyba już każda rapperka która się liczy (lub tak sobie tylko myśli), wydała tego roku album. Druga płyta Reny, oczywiście również ze stajni Winiego, właśnie wyszła na światło dzienne i zebrała bardzo mieszane recenzje.
Matheo jest nadwornym producentem dla wszystkich członków Stopro i na pewno w głównej mierze to właśnie jego robota stanowi o sile wytwórni - jaka by ona nie była. W każdym razie, czy ktoś zajarałby się Sobotą na słabych podkładach? Tak samo jest tutaj. Matheo ratuje Renie dupę, chociaż szczerze mówiąc nie wszystkie kawałki mi odpowiadają. Wiadomo, że wszystkie bity są w klimacie bardzo nowoczesnym, ale czasem trąca to aż tak bardzo tępą łupaniną, że niekoniecznie daję radę - np. straszny trak 'Siła kobiet', czy bardzo przeciętny 'Żółte kalendarze', oparty na przeboju Piotra Szczepanika. Jest tu jednak sporo fajnych pomysłów i trochę bangerów. Ciekawy wydaje sie cover piosenki Lady Pank, 'Fabryka małp', choć mnie nie porwał, ale jest tu też kilka bitów - sztosów: 'Nie ma w mieście towaru', 'Co ja tu robię' i grajmowy łamaniec 'Kiedy Usłyszałam Bit Hip Hopowy'. Aha, no i chyba najfajniejszy podkład do zamykającego album numeru 'Ulice' z cudownym samplem wokalnym w refrenie.
Rena ma dobry głos i nieźle płynie - technicznie na pewno to czołówka (i tak wąskiej) grupy żeńskich emce. Jest ostra, nie przebiera w słowach, konkretnie jedzie. I to byłoby na tyle zalet. Niestety, to co Rena przedstawia sobą tekstowo, pozostawia wiele do życzenia. Nie chodzi nawet o to, jakie rymy składa, tylko o to, co przezentuje samym przekazem - bo to lekki brodzik mentalny. W miarę ciekawym pomysłem jest list do Pei, ma to jakieś ręce i nogi, ale pozostałych banałów imprezowo-uliczno-alkoholicznych nie zapamiętałem zupełnie. Ja rozumiem pewną konwencję, jaką przyjęła Rena, ja nawet to akceptuję i nie mam nic przeciwko temu. Ale te teksty mogą wywołać zachwyt spoconych gimnazjalistów z grzywką a la bjeber w rurkach. Do tego goście... Popek jest totalną pomyłką, Roman się trochę ostatnio wyrobił, więc z tria Rena, Popek, Roman, to ten ostatni okazał się najlepszy. Peja, jak to Peja, wszedł w ten pomysł z listem od fanki. Gutek, Marika i Justyna Kuśmierczyk wprowadzają swego rodzaju folklor i urozmaicenie i nie przeszkadzają na pewno. Najlepszym kawałkiem zaś jest 'Rób Hajs I Pierdol Wojnę' z Winim i Sobotę, taki najbardziej w klimacie Memphis i Three 6 Mafia z najlepszego okresu - a kawałek ubarwiają wstawki Brunejki. Dziwi mnie nieco zejście Bonsona ze ścieżki truskulowej na trap, choć przyznam, że nie brzmi on źle. W tym samym kawałku BRX nie popisał się zupełnie, choć on w sumie dopasowany jest formułą do Reny. Z drugiej strony, na tym bicie poleciał nie najgorzej. Sobota? Niestety żenująco. Verte? Średnio. Gości, poza Winim i Bonsonem mogłoby tu w sumie nie być.
Ciężko to jakoś pozbierać do kupy. Nie, nie użyłem słowa 'kupa', aby coś zasugerować. Nie jest to aż tak słaba płyta, jednak emocjonalnie nawiązuje nieco do mentalności nastolatków. Ja jestem nieco za stary. Podsumowując, płyta jest średnia, ma kilka trochę lepszych momentów, ma kilka fatalnych - znajdą się fani, tak samo jak będą osoby plujące w kierunku z zaciętością. Mnie ten krążek jakoś nie poruszył, ani emocji żadnych nie wywołał. Tak, sporo recenzentów nie zostawia na płycie suchej nitki i poniekąd mają rację. Ale obiektywnie... Ujdzie.
OCENA: 3-\6
1. Co Ja Tu Robię
2. Uliczna Psychologia feat. POPEK, BOSSKI ROMAN
3. Diabeł W Ludzkiej Skórze
4. Fabryka Małp
5. List Do Peji feat. PEJA, DJ FEEL-X
6. Dlaczego Robię Hip Hop
7. Pieprzony Deszcz feat. KIERU
8. Nie Ma W Mieście Towaru
9. Przejmij Ster W Swoje Dłonie feat. GUTEK
10. Siła Kobiet feat. MARIKA
11. Żółte Kalendarze
12. Masz Ode Mnie Numer
13. Kiedy Usłyszałam Bit Hip Hopowy
14. Rób Hajs I Pierdol Wojnę feat. WINI, SOBOTA
15. A Kiedy Przyjdzie Czas (Dla Św. Pamięci Gajdy)
16. Choćby Twa Nienawiść Miała Moc feat. BONSON, BORIXON, JUSTYNA KUŚMIERCZYK
17. Ulice feat. SOBOTA, VERTE
W tym roku nastapił wysyp płyt z damskiej części tego supermarketu. Jeszcze tylko mogła się dodać Ania Sool, bo chyba już każda rapperka która się liczy (lub tak sobie tylko myśli), wydała tego roku album. Druga płyta Reny, oczywiście również ze stajni Winiego, właśnie wyszła na światło dzienne i zebrała bardzo mieszane recenzje.
Matheo jest nadwornym producentem dla wszystkich członków Stopro i na pewno w głównej mierze to właśnie jego robota stanowi o sile wytwórni - jaka by ona nie była. W każdym razie, czy ktoś zajarałby się Sobotą na słabych podkładach? Tak samo jest tutaj. Matheo ratuje Renie dupę, chociaż szczerze mówiąc nie wszystkie kawałki mi odpowiadają. Wiadomo, że wszystkie bity są w klimacie bardzo nowoczesnym, ale czasem trąca to aż tak bardzo tępą łupaniną, że niekoniecznie daję radę - np. straszny trak 'Siła kobiet', czy bardzo przeciętny 'Żółte kalendarze', oparty na przeboju Piotra Szczepanika. Jest tu jednak sporo fajnych pomysłów i trochę bangerów. Ciekawy wydaje sie cover piosenki Lady Pank, 'Fabryka małp', choć mnie nie porwał, ale jest tu też kilka bitów - sztosów: 'Nie ma w mieście towaru', 'Co ja tu robię' i grajmowy łamaniec 'Kiedy Usłyszałam Bit Hip Hopowy'. Aha, no i chyba najfajniejszy podkład do zamykającego album numeru 'Ulice' z cudownym samplem wokalnym w refrenie.
Rena ma dobry głos i nieźle płynie - technicznie na pewno to czołówka (i tak wąskiej) grupy żeńskich emce. Jest ostra, nie przebiera w słowach, konkretnie jedzie. I to byłoby na tyle zalet. Niestety, to co Rena przedstawia sobą tekstowo, pozostawia wiele do życzenia. Nie chodzi nawet o to, jakie rymy składa, tylko o to, co przezentuje samym przekazem - bo to lekki brodzik mentalny. W miarę ciekawym pomysłem jest list do Pei, ma to jakieś ręce i nogi, ale pozostałych banałów imprezowo-uliczno-alkoholicznych nie zapamiętałem zupełnie. Ja rozumiem pewną konwencję, jaką przyjęła Rena, ja nawet to akceptuję i nie mam nic przeciwko temu. Ale te teksty mogą wywołać zachwyt spoconych gimnazjalistów z grzywką a la bjeber w rurkach. Do tego goście... Popek jest totalną pomyłką, Roman się trochę ostatnio wyrobił, więc z tria Rena, Popek, Roman, to ten ostatni okazał się najlepszy. Peja, jak to Peja, wszedł w ten pomysł z listem od fanki. Gutek, Marika i Justyna Kuśmierczyk wprowadzają swego rodzaju folklor i urozmaicenie i nie przeszkadzają na pewno. Najlepszym kawałkiem zaś jest 'Rób Hajs I Pierdol Wojnę' z Winim i Sobotę, taki najbardziej w klimacie Memphis i Three 6 Mafia z najlepszego okresu - a kawałek ubarwiają wstawki Brunejki. Dziwi mnie nieco zejście Bonsona ze ścieżki truskulowej na trap, choć przyznam, że nie brzmi on źle. W tym samym kawałku BRX nie popisał się zupełnie, choć on w sumie dopasowany jest formułą do Reny. Z drugiej strony, na tym bicie poleciał nie najgorzej. Sobota? Niestety żenująco. Verte? Średnio. Gości, poza Winim i Bonsonem mogłoby tu w sumie nie być.
Ciężko to jakoś pozbierać do kupy. Nie, nie użyłem słowa 'kupa', aby coś zasugerować. Nie jest to aż tak słaba płyta, jednak emocjonalnie nawiązuje nieco do mentalności nastolatków. Ja jestem nieco za stary. Podsumowując, płyta jest średnia, ma kilka trochę lepszych momentów, ma kilka fatalnych - znajdą się fani, tak samo jak będą osoby plujące w kierunku z zaciętością. Mnie ten krążek jakoś nie poruszył, ani emocji żadnych nie wywołał. Tak, sporo recenzentów nie zostawia na płycie suchej nitki i poniekąd mają rację. Ale obiektywnie... Ujdzie.
OCENA: 3-\6
środa, 9 października 2013
PMM - ZATRZYMAĆ GNIEW
Prosto 2013
1. Zatrzymać gniew feat. HADES
2. Tak trzymaj
3. To był bardzo dobry dzień
4. Moi ludzie są tu feat. ERO
5. Gdziekolwiek jestem, gdziekolwiek będę
6. Proszę bardzo
7. Nie mam ci tego za złe feat. PALUCH, KAJMAN
8. Kim jesteś
9. Ostatni dzień cz.1
10. Chłód feat. O.S.T.R.
11. Sprawa dla dżentelmena
12. Don't do nothing feat. MAJA
13. Pewnego razu w Szczecinie feat. ŁONA, BONSON
14. Za późno na miłość feat. O.S.T.R., RAS LUTA
15. Nic więcej feat. ASIA REKTOR
16. Ostatni dzień cz.2
Kolejna płyta Polskiego Mistrzowskiego Manewru, już czwarta, miała nieco odświeżyć wizerunek grupy, która, nie oszukujmy się, zamulała na poprzednich albumach, choć nie brakowało tam niezłych kawałków. Co otrzymujemy tym razem od Głowy i Węża?
Na pewno podkłady zmieniły się na lepsze. Wszak za produkcję wziął się Ostry z kolegami z Holandii - Killing Skills. Może nie jest to nic nowatorskiego, ani nawet nowego, ale słucha się tych klasycznych bitów bardzo dobrze, bo bujają głową i można postukać sobie stópką w podłoże. Jak zwykle u Ostrego dobrze dobrane sample i pocięte tak, aby nakręcać kawałek, a nie go gasić. Bardzo dobrze na odbiór wpływają masy skreczy od DJ Twistera i DJ Haem'a, bo są w prawie każdym traku. Klimat płyty to typowa muzyka, inspirowana Złotą Erą - mnie to wy bitnie odpowiada, bo na tym się wychowałem, ale ci, którzy szukają czegoś świeżego nie znajdą tu zbyt wiele atrakcji.
Głowa i Wąż są tacy, jak zawsze, czyli w sumie nijacy. Technikę mają poprawną, ani nic olśniewającego, ani się nie potykają. Ot, rapują do bitu, nie wybijając się poza pudełko z napisem 'średnio'. Takie same są ich teksty - naprawdę niewiele pamiętam, bo chłopcy są na tyle poprawni, że aż nie zostają w głowie na dłużej. Goście również nie dają powodów do zachwytów, bo nic do płyty nie wnoszą i totalnie dostosowują się do klimatu. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest to wszystko złe, wcale nie. Ale poziom PMM i zwrotek gości jest tak wyśrubowany, że naprawdę ciężko wpaść w zachwyt.
Z PMM jest tak zawsze. Niby zrobią dobrą płytę, której ciężko zarzucić jakieś wpadki, ale to jest tak wtórne i do tego stopnia wyzute z inwencji, że nie wiadomo, co z tym zrobić. Jest znowu kilka niezłych kawałków, ale one też są zwyczajne. No i na ilu płytach można słuchać o personifikacji hip hopu jako ukochanej, acz zdradzieckiej dziewczyny? Przecież to już było w 1992 roku!!! Niby dobre (zwłaszcza muzycznie), ale zbyt nijakie, żeby było hitem.
OCENA: 4\6
1. Zatrzymać gniew feat. HADES
2. Tak trzymaj
3. To był bardzo dobry dzień
4. Moi ludzie są tu feat. ERO
5. Gdziekolwiek jestem, gdziekolwiek będę
6. Proszę bardzo
7. Nie mam ci tego za złe feat. PALUCH, KAJMAN
8. Kim jesteś
9. Ostatni dzień cz.1
10. Chłód feat. O.S.T.R.
11. Sprawa dla dżentelmena
12. Don't do nothing feat. MAJA
13. Pewnego razu w Szczecinie feat. ŁONA, BONSON
14. Za późno na miłość feat. O.S.T.R., RAS LUTA
15. Nic więcej feat. ASIA REKTOR
16. Ostatni dzień cz.2
Kolejna płyta Polskiego Mistrzowskiego Manewru, już czwarta, miała nieco odświeżyć wizerunek grupy, która, nie oszukujmy się, zamulała na poprzednich albumach, choć nie brakowało tam niezłych kawałków. Co otrzymujemy tym razem od Głowy i Węża?
Na pewno podkłady zmieniły się na lepsze. Wszak za produkcję wziął się Ostry z kolegami z Holandii - Killing Skills. Może nie jest to nic nowatorskiego, ani nawet nowego, ale słucha się tych klasycznych bitów bardzo dobrze, bo bujają głową i można postukać sobie stópką w podłoże. Jak zwykle u Ostrego dobrze dobrane sample i pocięte tak, aby nakręcać kawałek, a nie go gasić. Bardzo dobrze na odbiór wpływają masy skreczy od DJ Twistera i DJ Haem'a, bo są w prawie każdym traku. Klimat płyty to typowa muzyka, inspirowana Złotą Erą - mnie to wy bitnie odpowiada, bo na tym się wychowałem, ale ci, którzy szukają czegoś świeżego nie znajdą tu zbyt wiele atrakcji.
Głowa i Wąż są tacy, jak zawsze, czyli w sumie nijacy. Technikę mają poprawną, ani nic olśniewającego, ani się nie potykają. Ot, rapują do bitu, nie wybijając się poza pudełko z napisem 'średnio'. Takie same są ich teksty - naprawdę niewiele pamiętam, bo chłopcy są na tyle poprawni, że aż nie zostają w głowie na dłużej. Goście również nie dają powodów do zachwytów, bo nic do płyty nie wnoszą i totalnie dostosowują się do klimatu. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest to wszystko złe, wcale nie. Ale poziom PMM i zwrotek gości jest tak wyśrubowany, że naprawdę ciężko wpaść w zachwyt.
Z PMM jest tak zawsze. Niby zrobią dobrą płytę, której ciężko zarzucić jakieś wpadki, ale to jest tak wtórne i do tego stopnia wyzute z inwencji, że nie wiadomo, co z tym zrobić. Jest znowu kilka niezłych kawałków, ale one też są zwyczajne. No i na ilu płytach można słuchać o personifikacji hip hopu jako ukochanej, acz zdradzieckiej dziewczyny? Przecież to już było w 1992 roku!!! Niby dobre (zwłaszcza muzycznie), ale zbyt nijakie, żeby było hitem.
OCENA: 4\6
poniedziałek, 15 lipca 2013
S-1 - ŁONA & WEBBER & THE PIMPS
Dobrze Wiesz 2013
1. Jedziemy do Was
2. Ł.O.N.A.
3. Nie ma nas
4. Rozmowa
5. My się znamy?
6. Nie ufajcie Jarząbkowi
7. Insert
8. Bez mapy
9. Rozmowy z cutem
10. Patrz Szerzej
11. 7/4
12. Ballada o szlachetnym czorcie
13. Nie pytaj nas
14. Panie Mahmudzie
15. Kaloryfer
16. Nocny ekspres
17. Ą, ę
18. To nic nie znaczy
19. Do Ciebie, Aniu, szłem gościnnie Mateusz Czarnowski
20. Jesteśmy w kontakcie
21. Konewka
Łona to jedna z najciekawszych postaci naszej sceny. Właśnie wyszła płyta, która w Stanach nazywa się 'Unplugged', tyle, że z prądem. Absurd? I nonsens. Ale tak jest. S-1 to szczecińskie studio, w którym zarejestrowano koncert Łony typu the best of z żywym bandem.
Fajnie posłuchać znanych doskonale kawałków w wersji live, z gitarami, różnorodnymi klawiszami, akordeonem i samplami Webbera. Brzmi to zupełnie inaczej, niż na płytach i stanowi miłą odskocznię od tych nowoczesnych bangerów, czy nawet klasycznych bitów. The Pimps czują ten wajb, a Łona pasuje do ich muzyki bardzo dobrze. Zwłaszcza, że Webber czuwa zza konsolety. Troche funku, trochę reggae, trochę soulu, jazzu - mieszanka wyborna.
Co można powiedzieć o Łonie? Wszyscy znają te kawałki, więc nie ma się co tu rozwodzić. Jako hajpmeni działają tu członkowie The Pimps, ale wszystko gra i buczy jak... zespół na żywo. Łona na Żywo brzmi tak samo dobrze (o ile nie lepiej) niż na płycie i obcowanie z ta koncertówką to czysta przyjemność. Kawałki wybrane są z ostatnich kilku płyt, choĆ mam wrażenie, że głównie z 'Cztery i Pół'...
Fajna rzecz. Buja bardzo, takie greatest hits z nowym flejworem. To jak Twoje ulubione cukierki w limitowanej edycji. Warto sobie to nabyć, zwłaszcza, że do paczki dołączona jest płyta DVD z wieloma ciekawymi materiałami. Dobry pomysł, pomimo, że wydaje się, że dla hajsu... Ale co ta,. może być dla hajsu, byle byłoby dobre.
OCENA: 5\6
1. Jedziemy do Was
2. Ł.O.N.A.
3. Nie ma nas
4. Rozmowa
5. My się znamy?
6. Nie ufajcie Jarząbkowi
7. Insert
8. Bez mapy
9. Rozmowy z cutem
10. Patrz Szerzej
11. 7/4
12. Ballada o szlachetnym czorcie
13. Nie pytaj nas
14. Panie Mahmudzie
15. Kaloryfer
16. Nocny ekspres
17. Ą, ę
18. To nic nie znaczy
19. Do Ciebie, Aniu, szłem gościnnie Mateusz Czarnowski
20. Jesteśmy w kontakcie
21. Konewka
Łona to jedna z najciekawszych postaci naszej sceny. Właśnie wyszła płyta, która w Stanach nazywa się 'Unplugged', tyle, że z prądem. Absurd? I nonsens. Ale tak jest. S-1 to szczecińskie studio, w którym zarejestrowano koncert Łony typu the best of z żywym bandem.
Fajnie posłuchać znanych doskonale kawałków w wersji live, z gitarami, różnorodnymi klawiszami, akordeonem i samplami Webbera. Brzmi to zupełnie inaczej, niż na płytach i stanowi miłą odskocznię od tych nowoczesnych bangerów, czy nawet klasycznych bitów. The Pimps czują ten wajb, a Łona pasuje do ich muzyki bardzo dobrze. Zwłaszcza, że Webber czuwa zza konsolety. Troche funku, trochę reggae, trochę soulu, jazzu - mieszanka wyborna.
Co można powiedzieć o Łonie? Wszyscy znają te kawałki, więc nie ma się co tu rozwodzić. Jako hajpmeni działają tu członkowie The Pimps, ale wszystko gra i buczy jak... zespół na żywo. Łona na Żywo brzmi tak samo dobrze (o ile nie lepiej) niż na płycie i obcowanie z ta koncertówką to czysta przyjemność. Kawałki wybrane są z ostatnich kilku płyt, choĆ mam wrażenie, że głównie z 'Cztery i Pół'...
Fajna rzecz. Buja bardzo, takie greatest hits z nowym flejworem. To jak Twoje ulubione cukierki w limitowanej edycji. Warto sobie to nabyć, zwłaszcza, że do paczki dołączona jest płyta DVD z wieloma ciekawymi materiałami. Dobry pomysł, pomimo, że wydaje się, że dla hajsu... Ale co ta,. może być dla hajsu, byle byłoby dobre.
OCENA: 5\6
wtorek, 22 stycznia 2013
BÓG JEST MIŁOŚCIĄ - WINI
Stopro 2012
1. Bóg jest miłością
2. Hulaj dusza... feat. MAREK SAMBORSKI
3. Pierdol się 2
4. Pogo feat. ANALOGS
5. A miało być tak miło
6. Kochaj mnie
7. Gatunek feat. MACIEK KIERSZNICKI, MAREK SAMBORSKI
8. skit
9. Rucham kurwy z moją dziewczyną
10. Nienawidzę raperów feat. MACIEK KIERSZNICKI, RENA, ABEL, ŻUROM, DJ FEEL-X, VNM, TEDE, SAGE, NUMER RAZ, MOPS, STARSZY, RYNIO, KACZOR, SOBOTA, PSYCHO STACH, B.R.O., DJ PETE, RUFIJOK, MATHEO
11.W naszych czasach feat. BUDYŃ
12.skit
13. Czuj ten bit
14. Pokaż dupę feat. MATHEO, WIŚNIA
15. Nie ma takiej siły feat. GUTEK
Winicjusz Bartków - kto go pamięta z nagrań Spółdzielni, Snuz, czy Wiele CT? Chyba tylko weterani, głównie szczecińskiego rapu. A tu Wini nadal trwa i do tego ma się całkiem nieźle. W zeszłym roku wydał nie tylko ten album, ale dziś właśnie te nagrania biorę na warsztat. Płyta zebrała mnóstwo propsów za unikalność i oryginalność, ale ja, po singlu, miałem bardzo mieszane uczucia...
Okazuje się, że Matheo jest bardzo uniwersalnym producentem. No bo przecież trzeba być nielicho elastycznym, żeby pogodzić nowoczesne brzmienie z ostrymi, czasem punkowymi gitarami (od Analogs), czasem podkłady są bardzo progrsywne. Miejscami ciężko w ogóle ogranąć chaos twórczy Winiego, bo tutaj jedno włazi na drugie, wygląda zza ramienia i próbuje zwrócić Twoją uwagę...
Wini jest rapperem... nieuczesanym, ale 'kochajcie go', jak sam o to błaga. Kochajcie, pomimo drastycznie żałosnych bluzgów w 'Pierdol się 2', czy pojebanego 'Rucham kurwy z moją dziewczyną'... Ale to wszystko jest nagrane z przymrużeniem oka, wyraźnie słychać, że Wini się nabija i robi dobrą bekę z przemysłu komercyjnego - tym bardziej, że konwencja przyjęta na albumie, to nowoczesny, atrakcyjny ostatnio hip hop: syntetyki, autotuny i vocodery... I te gitary. Świetną opcją jest ponad 10-minutowy trak, gdzie rymuje... 20 osób! Na refrenie z Czerwonych gitar lecą chłopaki i dziewczyny, z których mz najlepiej wypadają Rena, Abel, VNM, Sage, BRO i Rufijok. Tematy są równie pojebane, jak pomysły na muzykę: ogól cipę, ludzie to najlepszy gatunek na świecie, pierdol się, łoimy, raperzy to chuje... Lol.
Chaos. Kompletny. Nawet jak piszę tę recenzję, po raz kolejny słuchając krążka, to mam w głowie mętlik. Ale to bardzo przyjemne zamieszanie, eklektyczne i szalone. Takiego czegoś ciężko porównać do innych rzeczy, bo nie ma podobnych płyt. Chuj, że Wini słabo rymuje. Nawet tego nie zauważysz. To jest tak pojebane, że aż genialne.
OCENA: 5+\6
1. Bóg jest miłością
2. Hulaj dusza... feat. MAREK SAMBORSKI
3. Pierdol się 2
4. Pogo feat. ANALOGS
5. A miało być tak miło
6. Kochaj mnie
7. Gatunek feat. MACIEK KIERSZNICKI, MAREK SAMBORSKI
8. skit
9. Rucham kurwy z moją dziewczyną
10. Nienawidzę raperów feat. MACIEK KIERSZNICKI, RENA, ABEL, ŻUROM, DJ FEEL-X, VNM, TEDE, SAGE, NUMER RAZ, MOPS, STARSZY, RYNIO, KACZOR, SOBOTA, PSYCHO STACH, B.R.O., DJ PETE, RUFIJOK, MATHEO
11.W naszych czasach feat. BUDYŃ
12.skit
13. Czuj ten bit
14. Pokaż dupę feat. MATHEO, WIŚNIA
15. Nie ma takiej siły feat. GUTEK
Winicjusz Bartków - kto go pamięta z nagrań Spółdzielni, Snuz, czy Wiele CT? Chyba tylko weterani, głównie szczecińskiego rapu. A tu Wini nadal trwa i do tego ma się całkiem nieźle. W zeszłym roku wydał nie tylko ten album, ale dziś właśnie te nagrania biorę na warsztat. Płyta zebrała mnóstwo propsów za unikalność i oryginalność, ale ja, po singlu, miałem bardzo mieszane uczucia...
Okazuje się, że Matheo jest bardzo uniwersalnym producentem. No bo przecież trzeba być nielicho elastycznym, żeby pogodzić nowoczesne brzmienie z ostrymi, czasem punkowymi gitarami (od Analogs), czasem podkłady są bardzo progrsywne. Miejscami ciężko w ogóle ogranąć chaos twórczy Winiego, bo tutaj jedno włazi na drugie, wygląda zza ramienia i próbuje zwrócić Twoją uwagę...
Wini jest rapperem... nieuczesanym, ale 'kochajcie go', jak sam o to błaga. Kochajcie, pomimo drastycznie żałosnych bluzgów w 'Pierdol się 2', czy pojebanego 'Rucham kurwy z moją dziewczyną'... Ale to wszystko jest nagrane z przymrużeniem oka, wyraźnie słychać, że Wini się nabija i robi dobrą bekę z przemysłu komercyjnego - tym bardziej, że konwencja przyjęta na albumie, to nowoczesny, atrakcyjny ostatnio hip hop: syntetyki, autotuny i vocodery... I te gitary. Świetną opcją jest ponad 10-minutowy trak, gdzie rymuje... 20 osób! Na refrenie z Czerwonych gitar lecą chłopaki i dziewczyny, z których mz najlepiej wypadają Rena, Abel, VNM, Sage, BRO i Rufijok. Tematy są równie pojebane, jak pomysły na muzykę: ogól cipę, ludzie to najlepszy gatunek na świecie, pierdol się, łoimy, raperzy to chuje... Lol.
Chaos. Kompletny. Nawet jak piszę tę recenzję, po raz kolejny słuchając krążka, to mam w głowie mętlik. Ale to bardzo przyjemne zamieszanie, eklektyczne i szalone. Takiego czegoś ciężko porównać do innych rzeczy, bo nie ma podobnych płyt. Chuj, że Wini słabo rymuje. Nawet tego nie zauważysz. To jest tak pojebane, że aż genialne.
OCENA: 5+\6
środa, 16 maja 2012
SOBOTAŻ - SOBOTA
Stopro 2009
1. Sobotaż feat. MATHEO
2. Z Buta Wjeżdżam
3. Życie
4. Modlitwa
5. Była Ideałem
6. Tańcz Głupia
7. Ty Jak Ja, Ja Jak Ty feat. BEATA ANDRZEJEWSKA
8. Dzień W Dzień to Samo
9. Mój Dekalog
10. Przed
11. W Trakcie
12. Po
13. Numer Życia
14. Stoprocent 2 feat. KOOL SAVAS, DON GURALESKO, WALL-E, RYTMUS, BIGZ
15. Rusz Się feat. MATHEO
16. Stawka Większa Niż Życie
17. International Ogarnijzation feat. RENA, WINI, TONY JAZZU, SAGE
18. Upić Się Warto
19. Moje Kurwa Mać Bragga
20. Wbrew Wszelkim Prognozom
21. Wyskocz Do Tego
'Sobotaż' to debiut pana Soboty, mimo, że oficjalnie przy mikrofonie wystąpił już na drugiej płycie Snuz. W 2009 przyszła pora na to, żeby Sobota wyszedł ze swoim imprezowym gównem na szerokie wody. Płyta została doskonale przyjęta w środowisku i Sobociak zebrał masę propsów z całej Polski.
Całą płytą od strony muzycznej zajął się nie kto inny jak tylko Matheo. Oczywiście znając jego produkcje nie należy się spodziewać stylu nowojorskiego, raczej południowej stylistyki - i tak właśnie tu jest. Do elektronicznych brzmień Matheo dodał trochę funkowych sampli, szczyptę jazdę w stylu David z Getta...yyy... Guetta znaczy - w sumie to na wskroś nowoczesny hip hop. Nie powiem, że jest to mój ulubiony kierunek w rapie, ale przyznać trzeba, że nie brzmi to źle. Praca didżeja nie powala w każdym kawałku, mimo, że za talerzami stoi sam DJ Feel-X - może po prostu jego skrecze średnio pasują do tego typu muzyki...
Sobota ma charyzmę, styl i głos i sam wystarcza, żeby zapełnić płytę. Jednak, żeby nie było za nudno, znajdziemy tu dwa posse tracki. Pierwszy z nich to szalony, międzynarodowy 'Stoprocent 2' z udziałem Kool Savasa (Niemcy), Bigz'a (Szkocja) i Rytmusa (Czechy) - jeden z lepszych kawałków na płycie. Podobnie nieźle brzmi drugi posse track z ekipą szczecińską.
W zasadzie płyta nie jest równa i pośród mocnych kawałków zdarzają się i klopsy i wpadki, które nic nie wnoszą i są jakby wypełniaczami na płycie. Rozumiem, czemu Sobota narobił tyle hałasu, ale nie rozumiem z drugiej strony aż takich ochów i achów... Przeciętne raczej.
OCENA: 4-\6
1. Sobotaż feat. MATHEO
2. Z Buta Wjeżdżam
3. Życie
4. Modlitwa
5. Była Ideałem
6. Tańcz Głupia
7. Ty Jak Ja, Ja Jak Ty feat. BEATA ANDRZEJEWSKA
8. Dzień W Dzień to Samo
9. Mój Dekalog
10. Przed
11. W Trakcie
12. Po
13. Numer Życia
14. Stoprocent 2 feat. KOOL SAVAS, DON GURALESKO, WALL-E, RYTMUS, BIGZ
15. Rusz Się feat. MATHEO
16. Stawka Większa Niż Życie
17. International Ogarnijzation feat. RENA, WINI, TONY JAZZU, SAGE
18. Upić Się Warto
19. Moje Kurwa Mać Bragga
20. Wbrew Wszelkim Prognozom
21. Wyskocz Do Tego
'Sobotaż' to debiut pana Soboty, mimo, że oficjalnie przy mikrofonie wystąpił już na drugiej płycie Snuz. W 2009 przyszła pora na to, żeby Sobota wyszedł ze swoim imprezowym gównem na szerokie wody. Płyta została doskonale przyjęta w środowisku i Sobociak zebrał masę propsów z całej Polski.
Całą płytą od strony muzycznej zajął się nie kto inny jak tylko Matheo. Oczywiście znając jego produkcje nie należy się spodziewać stylu nowojorskiego, raczej południowej stylistyki - i tak właśnie tu jest. Do elektronicznych brzmień Matheo dodał trochę funkowych sampli, szczyptę jazdę w stylu David z Getta...yyy... Guetta znaczy - w sumie to na wskroś nowoczesny hip hop. Nie powiem, że jest to mój ulubiony kierunek w rapie, ale przyznać trzeba, że nie brzmi to źle. Praca didżeja nie powala w każdym kawałku, mimo, że za talerzami stoi sam DJ Feel-X - może po prostu jego skrecze średnio pasują do tego typu muzyki...
Sobota ma charyzmę, styl i głos i sam wystarcza, żeby zapełnić płytę. Jednak, żeby nie było za nudno, znajdziemy tu dwa posse tracki. Pierwszy z nich to szalony, międzynarodowy 'Stoprocent 2' z udziałem Kool Savasa (Niemcy), Bigz'a (Szkocja) i Rytmusa (Czechy) - jeden z lepszych kawałków na płycie. Podobnie nieźle brzmi drugi posse track z ekipą szczecińską.
W zasadzie płyta nie jest równa i pośród mocnych kawałków zdarzają się i klopsy i wpadki, które nic nie wnoszą i są jakby wypełniaczami na płycie. Rozumiem, czemu Sobota narobił tyle hałasu, ale nie rozumiem z drugiej strony aż takich ochów i achów... Przeciętne raczej.
OCENA: 4-\6
poniedziałek, 27 lutego 2012
GORĄCZKA SOBOTNIEJ NOCY - SOBOTA

1. Intro
2. Zabroń mi
3. Mój czas feat. MATHEO, STARSZY
4. Mój dom
5. Nic się nie zrobi samo
6. Przedstawienie musi trwać
7. Ucieczka feat. RUFIJOK
8. Naprzód feat. PALUCH, SLUMS ATTACK, PANNA QUAN
9. Do góry łeb feat. CHÓR MONTU
10. Czuję się dobrze
11. Gorączka sobotniej nocy
12. Przekaz feat. TEDE
13. skit
14. Wolny mikrofon
15. Niech ktoś mi kurwa powie feat. SMAGALAZ, WINI
16. Zimny drań
17. Numer na życzenie
18. Era frajera feat. CZAPKA
19. Szczecin feat. SPÓŁDZIELNIA
20. Bez odwrotu feat. PIH, CHADA
21. Jesteś już mój, jesteś już moja
Po sporym sukcesie 'Sobotażu', szczeciński reprezentant wydał kolejny album, pragnąc rozgrzać sobotnią noc ponownie swoimi gorącymi, imprezowymi trakami. A że Sobota ma specyficzny styl i flow i nie boi się podśpiewywać - ma on swoich fanów zarówno jak i przeciwników.
Całą muzykę na płycie wyprodukował Matheo, dlatego jest jasne, czego można się spodziewać. Tak więc oczywiste, że królują tu basy, syntetyczne werble i elektroniczne brzmienia. To klimat gorącego południa Stanów, a nie NY, raczej Durrty Souf niż QB nigga. Za skrecze odpowiedzialny jest DJ Feel-X, który mocno związany ostatnio jest ze Szczecinem, a nie z rodzimym miastem Końskie, czy kalibrowymi Katowicami. W jednym kawałku dodrapał się Decks - oczywiście tam, gdzie na majku udziela się jego Partner-in-rhyme, Peja da Rychu.
Jak już wspomniałem, Sobota ma specyficzny styl, który nie musi być lubiany przez wszystkich. Mnie nie przeszkadza, w sumie to pasuje do obranej stylistyki i do bitów Matheo. Jest dobrze. Wbrew powszechnej opinii, Sobota nie gada tylko o imprezach, choć owszem, temat przewija się dość często. Jednak gospodarz potrafi nawinąć też o czymś innym, co jest dla niego ważne. Co więcej, goście (przynajmniej w większości) ogarniają temat jeśli nie na podobnym poziomie, to wręcz lepiej niż sam Sobota. Mam tu na myśli Palucha, Rufijoka (uwielbiam te ślunskie godonie Rufijoka!), Tede (wyjątkowo dobry, ironiczny trak!), Smagalaz (ehh, zjadają Sobociaka...)...
A jednak... impreza! No cóż, nie rozwaliła mnie ta płyta, ale muszę przyznać, że klimat jest i może się to podobać. Dla mnie jest ok, najbardziej jednak podobają mi się tu występy gości... Paradoks :) Nie szkodzi, nie szkodzi, jeżeli wróciłem do tego albumu, zły być nie może.
OCENA: 4\6
niedziela, 26 lutego 2012
NIEZNANI SPRAWCY - PROJEKT NASŁUCH

1. Nieznani Sprawcy
2. Szklanka Wody
3. Ryzyk Fizyk feat. BISZ
4. Gumeczka feat. BIAŁAS
5. Niebo na dłoni
6. Dusza
7. Nim nadejdzie jutro feat. TE-TRIS
8. Syzyf
9. Litr za Litr
10. Ostatni Telefon
11. Music Make My Life
12. Jesteśmy, zrobiliśmy, trzymajcie!
13. Zgadza się
14. 7
15. Dobre Chłopaki feat. BONSON, BIAŁAS
16. Białe flagi płoną
17. Na pochybel
18. Drug Romans
19. Taki Ja feat. SOBOTA
20. Waga
21. Samobój
22. ******l to feat. PMM, SAGE
Orzeu do stary gracz na scenie szczecińskiej. Matek to producent, który wypłynął na całą Polskę dzięki płycie z Bonsonem - choć głównie dzięki Bonsonowi. Z drugiej strony, wiele osób propsowało właśnie produkcję na 'Historii Po Pewnej Historii' - mnie też muzyka znacznie bardziej urzekła niż same dołujące wersy Bonsona... Tutaj w oryginalnym składzie, Orzeu i Matek wyszli ze swoją wspólną płytą jako Projekt Nasłuch.
Jak to jest, że mało znany w gruncie rzeczy, podziemny skład dał radę zaprosić na swój nielegal tyle znanych osób? Na podkładach mamy Bobera, L-Pro (znanego z bitów nie tylko u Tedego i Chady, ale i u Fabuloso) i Matka, dlatego muzyka jest dość porządna i zróżnicowana, od nieco nowocześniejszych traków ('Białe flagi płoną'), do klasycznych bitów, opartych na soczystych samplach, jak 'Music make my life" i wspaniały, jazzujący 'Ostatni telefon'.
Jak to jest, że mało znany w gruncie rzeczy, podziemny skład dał radę zaprosić na swój nielegal tyle znanych osób? Raperzy mają swój styl, teksty, które wprawdzie nie zapadają w pamięć (no, spodobało mi się 'oni wolą nas omijać jak obwodnica miejska') - może tylko na koniec zapamiętałem, że były tony przekleństw. Nie, żebym był pruderyjny, ale wolę, jeśli przekleństwo poparte jest jakimś panczem, lub ma na celu wzmocnienie tekstu, jednak jeśli tych bluzgów jest za dużo, to zamiast uderzać celnymi strzałami, człowiek raczej się wyłącza i nie chce mu się słuchać. A są tu takie kawałki, chociaż oczywiście nie wszystkie - a nawet mało. Ale są. Może zatem, żeby poprawić wizerunek PN zaprosili tu śmietankę polskiej sceny, jej świeżą krew. No bo mamy tu Białasa, Bonsona, Te-Trisa, Węża i Głowę z PMM, Sage'a, Bisza, Sobotę - kogo jeszcze więcej można zaprosić? Jay-Z? Nie powiem, żeby wiele to dało, choć np. taki Bonson dał świetną zwrotkę, a i Te-Tris ma kilka niezłych wersów.
Tja. Po przesłuchaniu płyty wiem, że są tam fajne kawałki: 'Białe flagi płoną', 'Dobre chłopaki', 'Ostatni telefon' - jak na 22 kawałki, to trochę mało. Bo reszta jest ok lub po prostu średnia. Tak jak cała płyta. Nie ma szału, zwyczajny, podziemny średniak. Lepszy, niż część wydawnictw oficjalnych, ale nadal średniak. I jak to jest, że mało znany w gruncie rzeczy skład dał radę zaprosić tyle gorących osób? Ej, proste. Orzeu i Matek działają na szczecińskiej scenie wystarczająco długo, żeby znać wszystkich - bo jak się dobrze popatrzy, to większość gości pochodzi właśnie ze Szczecina. Ot, i tajemnica. Nieciekawe. Czyli, wychodzi na to, że Matek lepszy z Bonsonem, niż Orzeuem...
PS: 'Na poCHybel'? Rety, raczej 'NA POHYBEL' analfabetom...
OCENA: 3\6
środa, 22 lutego 2012
MÓJ MONOPOL - RENA

1. Gleba, gleba
2. Na medal
3. Miasto Boga feat. SHELLERINI, KOBRA
4. Niezapomniani
5. Parter
6. Piosenka o miłości
7. Złe dziewczyny feat. AŚKA
8. Mój monopol
9. To pierdolone życie feat. TONY JAZZU
10. Pompuj rap feat. WINI
11. Chcę tu zostać na zawsze feat. SAGE
12. Reagge nas Odry brzegiem feat. WINI, SOBOTA
13. Na patencie
14. Endorfina
15. Mam moc feat. TONY JAZZU, SOBOTA, SAGE, WINI
16. Na medal remix
17. Na pełnych obrotach feat. BUCZER, BROŻAS
18. Skit Wini
19. Requiem dla snu
Szczecińska ekipa postanowiła wydać album swojej ulicznej perełki, Reny. Na razie na nielegalu, ale za to z hukiem. Rena to dziewczyna mająca aspiracje na prawdziwą 'hoodstress' z Memphis, ale czy bluzgająca panna z bezkompromisowymi tekstami znajdzie swoich fanów? Cóż, każda potwora znajdzie swojego amatora, to oczywiste, ale ja podszedłem do płyty z taką pewną nieśmiałością.
Muzyka to bezpardonowe cykacze rodem z Memphis, których nie powstydziliby się DJ Paul i Juicy J. Czasem bit jest bardziej klasyczny, ale jest to rzadkość. Syntetyczny klimat wzmacniają sample z klasyków house'u takich jak 'Power (I've got)' SNAP czy 'Pump up the jam' Technotronic. Nad całością czuwa DJ Feel-X jako gospodarz mikstejpa, chociaż niespecjalnie można go tu usłyszeć tak na dobrą sprawę. I doprawdy nie wiem, co Feel-X tutaj robi na płycie takiej jak ta, bo stylem kompletnie tu nie pasuje. Ale nie moja to sprawa.
Rena to ulicznica i jebac hejterów. Tak. Jeśli nie zrazi Cię stek bluzgów, jakimi powita Cię rapperka w pierwszym traku, to będzie ok, ale nawet lody czekoladowe mogą się przejeść, kiedy jest ich za dużo. A Rena klnie iście jak stary szewc. Może ma jakieś skillsy, może i płynie po bicie, nie zawsze płynnie, ale co tam. Stylem Rena bardzo przypomina mi Gangsta Boo albo La Chat, nawet głos ma podobny. Ja generalnie lubię Prophet Posse ladies, polskie wydanie wydaje mi się nieco gorsze, ale ujdzie.
Gdybym nie lubił nagrań spod znaku Three 6 Mafia, rzygałbym tym materiałem jak po miksie wódy z winem i sałatki śledziowej. To nie jest dla fanów boombapu, klasycznych dźwięków, skreczy i soczystych bitów, o nie. Cykające syntezatory, automatyczne brzmienie i cała kanonada kurew. Płyta mocno osadzona w stylistyce południowych Stanów Ameryki. Wtórne, ale nadal rzadkie na naszym rynku, więc wpasowuje się w dziurę (heh, szparę? :P) na naszej scenie.
OCENA: 3+\6
Subskrybuj:
Posty (Atom)