Bozon 2015
1. Restaurator
2. Fair Play
3. Sternik
4. Pinokyo
5. Ostatni Taniec
6. Święty
7. Casanova
8. Goliat
9. Jestem
10. Język Miłości
11. Na Niby
12. Ból
13. Krzyż
14. Kołysanka
15. Miłosierdzie
16. Marzyciel
17. Przybysz
18. Kosmonauta (Bonus Track)
Już okładka czwartej płyty Medium aka Tau zwraca na siebie uwagę niebalnalnym wykonaniem. Na samej okładce widnieje rapper stylizowany na mnicha, z krzyżem na piersi, widoczny za rusztowaniem - najwyraźniej wizerunek podlega restauracji. Spodziewałeś się kurczaka z frytkami? Nie, to raczej odnowa ducha. Biorąc pod uwagę ostatnie doniesienia o tym, że na koncertach dochodzi do cudownych ozdrowień, sięgałem po album drżącą ręką.
Założenie było takie, aby na płycie znalazło się wiele gatunków rapu. I płytę otwiera Gibbs w klimacie Detroit, inspirowany pracami J.Dilla. Za nim podąża Chris Carson z dwoma kawałkami: pierwszym nowocześniejszym, drugim nieco bardziej klasycznym. Gawvi dał agresywny, doskonały 'Pinokyo', pociągnięty na połamanych perkusjach. Zdolny podklepał bardzo syntetyczny 'Ostatni taniec' i nieco spokojniejszy 'Święty'. Sam Tau sprawił sobie również kilka traków. Ciekawe, że SoDrumatic, którego zazwyczaj nie trawię, dał tu świetny numer 'Goliat', ale nie wszystkie stanęły na wysokości zadania (straszny 'Przybysz'). Troche gorszy, nieco pop-rockowy 'Jestem' Tau wziął od ojca Jakuba Waszkowiaka, choć to akurat nie był najlepszy pomysł. Są tu jeszcze Pawbeats (taki radio friendly nowoczesny rap), Sherlock i Julas (świetny, syntetyczny bit do 'Kosmonauty'). Ogólnie muszę powiedzieć, że muzyka sprawdzałaby się bardziej bez tekstów, bo te klubowe kawałki o byciu świętym nieco zgrzytają.
Tau jest naprawdę dobrym rapperem. Poukładane flow, starannie dobrane wersy, wszystko tu bangla - może tylko poza przekazem. Bo wersy Taua naładowane są religijnymi: ratuj swą duszę, bo umrzesz, a Jezus jest zbawieniem. W zasadzie większość warstwy lirycznej kręci się wokół pochwały Jezusa i potępienia grzesznego życia. Przyznam, że po jakimś czasie przestałem zupełnie słuchać tekstów, bo denerwowało mnie to napuszenie religijne i wciskanie mi morałów rodem z Biblii. Najlepszym trakiem tu jest według mnie 'Pinokyo', niczego sobie jest 'Goliat', ale na przykład taki 'Ostatni taniec' jest wręcz żenujący z refrenem 'możesz tańczyć, tańcz / lecz pamiętaj, że wróci nasz Pan' i tekstem o upodleniu w klubie. WAT? Nie ma tu naturalnie żadnych gości, poza wokalistami (jest nawet Maleo!), którzy wypełniają refreny - bo patrząc na scenę, kto mógłby uczestniczyć w tej duchowej jeździe bez trzymanki?
Ciężki album, przede wszystkim z uwagi na ładunek religijności na sekundę. Moralizatorstwo przekracza wszelkie normy przyswajalności. Gdyby nie podkłady, można by puszczać te kawałki na mszy niedzielnej, aby wierni sobie pobaunsowali do indoktrynacyjnych wersetów. To mogła być dobra płyta, ale Tau kładzie wszystkich na łopatki. Air play w Radio Maryja.
OCENA: 4-\6
TAKI DUŻY, TAKI MAŁY, MOŻE ŚWIĘTYM BYĆ
Polski hip hop. Wydawnictwa oficjalne i nielegale. Recenzje i podsumowania. Możliwość odsłuchu i ściągnięcia nielegali. Baza dla polskich wydawnictw hip hopowych. * Wszystkie oceny i opinie są moimi osobistymi i subiektywnymi, więc jeśli nie zgadzasz się z jakąś oceną, bądź uprzemy nie wyzywać od najgorszych, tylko dlatego, że mam inne zdanie od Ciebie.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kielce. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kielce. Pokaż wszystkie posty
środa, 10 lutego 2016
piątek, 29 stycznia 2016
ZABURZENIA - IGŁY
nielegal 2015
1. Uwarunkowania feat. MAGDA WAC
2. Strach
3. Szczątki feat. MAGDA WAC
4. Stary Nowy Jork
5. Krótka historia o miłości do...
6. Śnieg
7. Igły feat. MAGDA WAC
8. Śmietnik
9. Sezon w piekle
10. Waiting for Autumn
Przyznam, że nie znałem tego projektu, choć to nie pierwsza jego produkcja. A to przecież sam Szatt, wraz z Tuszem zdecydowali się zaburzyć twój spokój tym projektem. Przyjrzyj się okładce: bajkowo? Kwasowo? Mistycznie-magicznie? Świetna okładka zachęca do sprawdzenia materiału - ja od razu zechciałem jej przesłuchać.
Szatt to bardzo wrażliwy producent, nie bojący się przekraczać pewnych granic. Dlatego wbija on nam tu aż dziesięć igieł #akupunktura, które mają utkwić pod skórą. To spokojne bity, bardzo elektroniczne, choć daleko im do trapów, czy cloudów. Muzyka jest spójna, bardzo jesienno-zimowa i nastrojowa. Producent zlewa się z rapperem w jedność, nierozerwalną i wręcz bliźniaczą. Zadziwiające jest to, że choć to płyta raczej melancholijna, nie ma tu zamuły, bo wszystko toczy się w całkiem przyjemnym tempie. Bogate przestrzenie, szerokie spektrum instrumentów - to taka muzyczna poezja.
'Lubię mówić o słabościach, w ten sposób oczyszczam z nich serce' - te słowa wydają się mottem Kuby. Może i jest on nieco monotonny, ale jego historie, wyjęte z pamiętnika narkołyka. Bo igła jest tu tematem przewodnim nie bez przyczyny. Nie jest to bynajmniej gloryfikacja ćpania czegokolwiek - raczej opisuje na chłodno próby okiełznania tego... może nie problemu, ale po prostu przyzwyczajenia, bez którego 'boimy się, że pękniemy na pół i się nie poskładamy'. Trochę taka terapia odwykowa rappera. Nie licz tu na gości, bo Kuba sam musi się uporać z życiem. Czasem towarzyszy mu tu tylko damski głos, ale może to ułuda? Czy coś tu jest prawdziwe? Historie Tusza są ciężkie, mocno realistyczne, ale ze sporą dozą autoironii.
Wydaje mi się, że to trochę trudna płyta. Trudna nie tylko w odbiorze, bo przecież pamiętniki narkomana nie muszą do każdego trafiać. Trudna również z powodu wisielczego klimatu i wszechobecnych igieł, które Tusz wbija: sobie w żyły, tobie w mózg i uszy. Natomiast jest to materiał, nad którym warto się pochylić.
OCENA: 4+\6
DZIAB SOBIE W ŻYŁĘ TEN STUFF
1. Uwarunkowania feat. MAGDA WAC
2. Strach
3. Szczątki feat. MAGDA WAC
4. Stary Nowy Jork
5. Krótka historia o miłości do...
6. Śnieg
7. Igły feat. MAGDA WAC
8. Śmietnik
9. Sezon w piekle
10. Waiting for Autumn
Przyznam, że nie znałem tego projektu, choć to nie pierwsza jego produkcja. A to przecież sam Szatt, wraz z Tuszem zdecydowali się zaburzyć twój spokój tym projektem. Przyjrzyj się okładce: bajkowo? Kwasowo? Mistycznie-magicznie? Świetna okładka zachęca do sprawdzenia materiału - ja od razu zechciałem jej przesłuchać.
Szatt to bardzo wrażliwy producent, nie bojący się przekraczać pewnych granic. Dlatego wbija on nam tu aż dziesięć igieł #akupunktura, które mają utkwić pod skórą. To spokojne bity, bardzo elektroniczne, choć daleko im do trapów, czy cloudów. Muzyka jest spójna, bardzo jesienno-zimowa i nastrojowa. Producent zlewa się z rapperem w jedność, nierozerwalną i wręcz bliźniaczą. Zadziwiające jest to, że choć to płyta raczej melancholijna, nie ma tu zamuły, bo wszystko toczy się w całkiem przyjemnym tempie. Bogate przestrzenie, szerokie spektrum instrumentów - to taka muzyczna poezja.
'Lubię mówić o słabościach, w ten sposób oczyszczam z nich serce' - te słowa wydają się mottem Kuby. Może i jest on nieco monotonny, ale jego historie, wyjęte z pamiętnika narkołyka. Bo igła jest tu tematem przewodnim nie bez przyczyny. Nie jest to bynajmniej gloryfikacja ćpania czegokolwiek - raczej opisuje na chłodno próby okiełznania tego... może nie problemu, ale po prostu przyzwyczajenia, bez którego 'boimy się, że pękniemy na pół i się nie poskładamy'. Trochę taka terapia odwykowa rappera. Nie licz tu na gości, bo Kuba sam musi się uporać z życiem. Czasem towarzyszy mu tu tylko damski głos, ale może to ułuda? Czy coś tu jest prawdziwe? Historie Tusza są ciężkie, mocno realistyczne, ale ze sporą dozą autoironii.
Wydaje mi się, że to trochę trudna płyta. Trudna nie tylko w odbiorze, bo przecież pamiętniki narkomana nie muszą do każdego trafiać. Trudna również z powodu wisielczego klimatu i wszechobecnych igieł, które Tusz wbija: sobie w żyły, tobie w mózg i uszy. Natomiast jest to materiał, nad którym warto się pochylić.
OCENA: 4+\6
DZIAB SOBIE W ŻYŁĘ TEN STUFF
sobota, 5 grudnia 2015
GENY - PROSTO Z SERCA
nielegal 2015
1. Styl
2. Chcesz Znać Przyszłość
3. Modus Vivendi feat. PATRYCJA RUTKOWSKA, PĘKU
4. Definicja Zdarzeń feat. KAMIL JABŁOŃSKI, NONAME, PĘKU
5. Jestem Wolny feat. HARRY K.
6. Te Chwile
7. Świat Się Zmienia feat. PATRYCJA RUTKOWSKA
8. Sam Do Końca feat. ANNA SOSZYŃSKA
9. Nie Taki Zły
10. Znasz Mnie
11. Prawdziwe Życie Vol.1
12. Etos
13. To Co W Trawie feat. QUERK
14. Nie Każdy Pozytywny
15. Prawda W Oczy Kole feat. RADOSKÓR
16. Prawdziwe Życie Vol.2 feat. PAWLAK
17. Nie Wiesz O Co Chodzi?
18. Twoje Zdrowie feat. RADOSKÓR, BORIXON
W tym roku wyszła płyta kieleckiego Abordażu - przyznam, że nie była powalająca na kolana, tym bardziej, że wyszła na legalu i można było się spodziewać po tym, że to oficjalne wydawnictwo, lepszych nagrań. Kilka miesięcy później, jeden z członków składu, Geny, wypuścił swój solowy materiał.
Produkcję na tym materiale można podzielić na dwie części: Sakier, Querk, Haaru, Breathtaking Beats i freeshare. Ogólnie podkłady dają się zamknąć w szufladzie 'klasyka', choć ciężko powiedzieć, że mają one coś wspólnego ze Złotą Erą, czy bumbapem. Te friszery to dość beznamiętne traki, wyjałowione z sampli (wiadomo, sprawy copywritingu), oparte o prostą perkusję i parę dźwięków z kibordu. Zazwyczaj spokojne i melancholijne, choć bit Haarego do 'Modus Vivendi' spokojnie mógłby znaleźć się na płycie Verby i nikt by się nie zdziwił. Na szczęście sytuację ratuje tu choć trochę Sakier, który umie poskładać bit z sampli - i to taki, do którego kiwa się głowa. Weź 'Te chwile' - to naprawdę dobry numer. Ale takich jest zdecydowanie za mało. Muzyka jest nudna i bezpłciowa. Nie pomagają skrecze od DJ Soina, czy DJ Łapy.
Ok, Geny jest szczery i autentyczny - to jego atut. Z drugiej jednak strony to rapper bardzo nierówny, który umie zrobić poprawne numery ('Styl', 'Te chwile'), ale potrafi położyć całość tym, że gubi się na bicie, czy usiłuje popełnić łzawe wersy (tragiczne 'Modus vivendi), co wychodzi żałośnie. Geny często robi takie kawałki, od których dziewczętom robią się miękko w kolanach: miłość, uczucia, te klimaty. Nie jestem pewien, czy o to dokładnie mu chodziło, ale taka mieszanka romantyzmu i twardszych, życiowych traków, czy numerów o rapie, nie jest do końca strawna. Bo dla kogo to tak naprawdę jest? Wiem, że nie dla mnie... Są tu również goście, głównie kieleccy kumple. Pęku skończył się na swoim debiucie legalnym - powrót po latach był niepotrzebny. Querk wybija się fajnym wokalem i umiejętnością rymowania, NoNaMe zaś wręcz przeciwnie. Radoskór zaś to już prawdziwa tragedia, symbolem jego upadku jest zwrotka w 'Prawda w oczy kole' - nie dość, że rymy są absolutnie prostackie i zwyczajnie beznadziejne, to jeszcze flow jest zupełnie z dupy. Może dopiero Pawlak pozwala sobie na dobre wejście, chociaż to 'wyłanczając, mówiąc pa' działa mi strasznie na nerwy. No i Borys daje radę, zwłaszcza na tle kolegów...
Największym problemem albumu jest to, że jest on śmiertelnie nudny i wtórny. Tu się po prostu nic nie dzieje. Zbyt mało jest momentów, do których można wrócić - wszystko jest płytkie i beznamiętne. Nie polecam, choć jak widziałem na kanale YT, trochę ludzi propsuje. Ale to rzecz nie dla mnie.
OCENA: 2+\5
SPRAWDŹ SOBIE TO CO TU
1. Styl
2. Chcesz Znać Przyszłość
3. Modus Vivendi feat. PATRYCJA RUTKOWSKA, PĘKU
4. Definicja Zdarzeń feat. KAMIL JABŁOŃSKI, NONAME, PĘKU
5. Jestem Wolny feat. HARRY K.
6. Te Chwile
7. Świat Się Zmienia feat. PATRYCJA RUTKOWSKA
8. Sam Do Końca feat. ANNA SOSZYŃSKA
9. Nie Taki Zły
10. Znasz Mnie
11. Prawdziwe Życie Vol.1
12. Etos
13. To Co W Trawie feat. QUERK
14. Nie Każdy Pozytywny
15. Prawda W Oczy Kole feat. RADOSKÓR
16. Prawdziwe Życie Vol.2 feat. PAWLAK
17. Nie Wiesz O Co Chodzi?
18. Twoje Zdrowie feat. RADOSKÓR, BORIXON
W tym roku wyszła płyta kieleckiego Abordażu - przyznam, że nie była powalająca na kolana, tym bardziej, że wyszła na legalu i można było się spodziewać po tym, że to oficjalne wydawnictwo, lepszych nagrań. Kilka miesięcy później, jeden z członków składu, Geny, wypuścił swój solowy materiał.
Produkcję na tym materiale można podzielić na dwie części: Sakier, Querk, Haaru, Breathtaking Beats i freeshare. Ogólnie podkłady dają się zamknąć w szufladzie 'klasyka', choć ciężko powiedzieć, że mają one coś wspólnego ze Złotą Erą, czy bumbapem. Te friszery to dość beznamiętne traki, wyjałowione z sampli (wiadomo, sprawy copywritingu), oparte o prostą perkusję i parę dźwięków z kibordu. Zazwyczaj spokojne i melancholijne, choć bit Haarego do 'Modus Vivendi' spokojnie mógłby znaleźć się na płycie Verby i nikt by się nie zdziwił. Na szczęście sytuację ratuje tu choć trochę Sakier, który umie poskładać bit z sampli - i to taki, do którego kiwa się głowa. Weź 'Te chwile' - to naprawdę dobry numer. Ale takich jest zdecydowanie za mało. Muzyka jest nudna i bezpłciowa. Nie pomagają skrecze od DJ Soina, czy DJ Łapy.
Ok, Geny jest szczery i autentyczny - to jego atut. Z drugiej jednak strony to rapper bardzo nierówny, który umie zrobić poprawne numery ('Styl', 'Te chwile'), ale potrafi położyć całość tym, że gubi się na bicie, czy usiłuje popełnić łzawe wersy (tragiczne 'Modus vivendi), co wychodzi żałośnie. Geny często robi takie kawałki, od których dziewczętom robią się miękko w kolanach: miłość, uczucia, te klimaty. Nie jestem pewien, czy o to dokładnie mu chodziło, ale taka mieszanka romantyzmu i twardszych, życiowych traków, czy numerów o rapie, nie jest do końca strawna. Bo dla kogo to tak naprawdę jest? Wiem, że nie dla mnie... Są tu również goście, głównie kieleccy kumple. Pęku skończył się na swoim debiucie legalnym - powrót po latach był niepotrzebny. Querk wybija się fajnym wokalem i umiejętnością rymowania, NoNaMe zaś wręcz przeciwnie. Radoskór zaś to już prawdziwa tragedia, symbolem jego upadku jest zwrotka w 'Prawda w oczy kole' - nie dość, że rymy są absolutnie prostackie i zwyczajnie beznadziejne, to jeszcze flow jest zupełnie z dupy. Może dopiero Pawlak pozwala sobie na dobre wejście, chociaż to 'wyłanczając, mówiąc pa' działa mi strasznie na nerwy. No i Borys daje radę, zwłaszcza na tle kolegów...
Największym problemem albumu jest to, że jest on śmiertelnie nudny i wtórny. Tu się po prostu nic nie dzieje. Zbyt mało jest momentów, do których można wrócić - wszystko jest płytkie i beznamiętne. Nie polecam, choć jak widziałem na kanale YT, trochę ludzi propsuje. Ale to rzecz nie dla mnie.
OCENA: 2+\5
SPRAWDŹ SOBIE TO CO TU
niedziela, 8 listopada 2015
KAJMAN - 0#2
Step 2015
1. Zew
2. Teraz Już Wiem
3. Uciec Stąd feat. LUKA
4. G.K.F.I.
5. Fale feat. GRUBSON
6. D.M.H. (Dzisiaj Mam Hajs) feat. BEZCZEL
7. Wróg
8. Jak Młody Bóg
9. Meduzy feat. SZTOSS
10. Destino
11. Dobry Chłopak
12. Żądza Krwi feat. OXON, REVO
13. Nieśmiertelny feat. SASZAN
Jakoś mnie ominęły zapowiedzi nowego Kajmana. Tak napisałem, bo to ma być nie tylko nowa płyta, ale i nowy wizerunek rappera. Czwarta płyta zachwyciła mnie przede wszystkim okładką - to jeden z lepszych cover artów na naszych albumach - lekko jakby inspirowana ASAP Rockym, ale co tam. Kajman nigdy nie należał do moich faworytów, ale coś zawsze znajdowałem na jego materiałach. Czy poza okładką jest tu coś jeszcze?
Ta muzyka u Kajmana wciąż idzie w stronę bardziej i bardziej nowoczesnego brzmienia. Na 'Zero Numer Jeden' rapper zatrudnił tylko czterech producentów, ale takich topowych, jeśli chodzi o njuskulowe brzmienie. TMK Beats, jak zwykle, dał melodyjne bangery z brzęczącym basiwem - brzmią one tu świeżo i mają dobre tempo. Najbardziej konkretny tutaj Żwirek popełnił mocarne podkłady z milionami hajhetów, samplami i klimatem osadzonym w hiphopie - nowoczesnym, ale szczerym. Piszę tak, bo z kolei David Gutjar to dwa bity: 'GKFI', który jednoznacznie kojarzy mi się z dyskoteką - takie klubowe bity i syntetyczny aranż przypominają mi raczej disco polo, niż rapowe kawałki. Na szczęście 'DMH' jest o wiele lepszy. SSZ to taki nieco cloudowy, wykręcony podkład, który bardziej mnie wkurwiał, niż niósł - ale ja mam awersję do cloudów, pewnie już o tym wiesz. B.Melo z kolei to trapy, które wydają się być naprawdę dobrze zrobione (zwłaszcza 'Żądza krwi'), poskładane ze smakiem i wyczuciem. Muza jest na tym albumie zdecydowanie na plus, choć są wpadki - wspomniane masakryczne 'Meduzy' - ale Gutjar ma to do siebie, że robi niezwykle nierówne rzeczy.
To rzeczywiście jakby nowy Kajman. Flow zrobił się mniej warczący, za to bardziej melodyjny, aż do tego stopnia, że Kajman śpiewa! No, podśpiewuje, ale zawsze. Technicznie rapper zaliczył spory progres, przyspiesza, zwalnia, płynie - to on dorósł do rapu, nie Onar. To, co nie zawsze odpowiada mi u Kajmana, to jego teksty. Zgodzę się, że są (bywają) dosadne i szczere, ale często wpadają tu co najmniej zbyt proste wersy - by nie rzec, że prostackie: najprostsze i najbardziej przewidywalne. Tekstowo więc jest tu sinusoida, która (jak to sinusoidy mają w zwyczaju) czasem rośnie, kiedy Kajman błyśnie lepszym panczem, czy opisem sytuacji, ale również opada - może ręce nie opadają razem z nią, ale przez te słabsze wersy całość zaczyna przepływać przez uszy. Tematycznie zaś mamy socjal, imprezy i jebanie sceny rap krótko przy ziemi. Gości jest tu w sumie niewielu, którzy też umieszczają się gdzieś na tej sinusoidzie Kajmana. Dramatycznie drażni mnie Sztoss, który zawodzi na tym fatalnym podkładzie SSZ w 'Meduzach' - tego gówna o latających meduzach nie da się słuchać. Jak będziesz latał po hejzach przy tym numerze, to rypniesz na ryj, bardzo nieudany upalony kawałek. Bezczel bardzo się starał dać dobre wersy, o czym sam wspomina na początku zwrotki, zapomniał jednak poukładać ich na bicie i stylem się nie popisał. Na plus zdecydowanie Oxon i Revo, którzy zdecydowanie podbijają poziom (Revo rozwalił zupełnie! Najlepsze wersy na płycie, najlepsze flow!), wyznaczone przez doskonały bit B.Melo.
No i motyw sinusoidy przewija się przez cały czas. Po jednej stronie mamy takie kawałki, jak 'Zew', 'Żądza krwi', czy 'Dobry chłopak', które podnoszą ciśnienie i nakręcają tempo. Po drugiej stronie jest 'GKFI' i absolutnie żenujące 'Meduzy'. Rzeczywiście, to jakby nowy Kajman - może nie jest to płyta, która mnie oszołomiła, ale sprawa jest taka, że wreszcie jestem zadowolony z tego, co dał mi Kajman - do tej pory wybierałem pojedyncze traki - tu wyrzucam jednostkowe. Najlepszy album rappera w karierze.
OCENA: 4\6
1. Zew
2. Teraz Już Wiem
3. Uciec Stąd feat. LUKA
4. G.K.F.I.
5. Fale feat. GRUBSON
6. D.M.H. (Dzisiaj Mam Hajs) feat. BEZCZEL
7. Wróg
8. Jak Młody Bóg
9. Meduzy feat. SZTOSS
10. Destino
11. Dobry Chłopak
12. Żądza Krwi feat. OXON, REVO
13. Nieśmiertelny feat. SASZAN
Jakoś mnie ominęły zapowiedzi nowego Kajmana. Tak napisałem, bo to ma być nie tylko nowa płyta, ale i nowy wizerunek rappera. Czwarta płyta zachwyciła mnie przede wszystkim okładką - to jeden z lepszych cover artów na naszych albumach - lekko jakby inspirowana ASAP Rockym, ale co tam. Kajman nigdy nie należał do moich faworytów, ale coś zawsze znajdowałem na jego materiałach. Czy poza okładką jest tu coś jeszcze?
Ta muzyka u Kajmana wciąż idzie w stronę bardziej i bardziej nowoczesnego brzmienia. Na 'Zero Numer Jeden' rapper zatrudnił tylko czterech producentów, ale takich topowych, jeśli chodzi o njuskulowe brzmienie. TMK Beats, jak zwykle, dał melodyjne bangery z brzęczącym basiwem - brzmią one tu świeżo i mają dobre tempo. Najbardziej konkretny tutaj Żwirek popełnił mocarne podkłady z milionami hajhetów, samplami i klimatem osadzonym w hiphopie - nowoczesnym, ale szczerym. Piszę tak, bo z kolei David Gutjar to dwa bity: 'GKFI', który jednoznacznie kojarzy mi się z dyskoteką - takie klubowe bity i syntetyczny aranż przypominają mi raczej disco polo, niż rapowe kawałki. Na szczęście 'DMH' jest o wiele lepszy. SSZ to taki nieco cloudowy, wykręcony podkład, który bardziej mnie wkurwiał, niż niósł - ale ja mam awersję do cloudów, pewnie już o tym wiesz. B.Melo z kolei to trapy, które wydają się być naprawdę dobrze zrobione (zwłaszcza 'Żądza krwi'), poskładane ze smakiem i wyczuciem. Muza jest na tym albumie zdecydowanie na plus, choć są wpadki - wspomniane masakryczne 'Meduzy' - ale Gutjar ma to do siebie, że robi niezwykle nierówne rzeczy.
To rzeczywiście jakby nowy Kajman. Flow zrobił się mniej warczący, za to bardziej melodyjny, aż do tego stopnia, że Kajman śpiewa! No, podśpiewuje, ale zawsze. Technicznie rapper zaliczył spory progres, przyspiesza, zwalnia, płynie - to on dorósł do rapu, nie Onar. To, co nie zawsze odpowiada mi u Kajmana, to jego teksty. Zgodzę się, że są (bywają) dosadne i szczere, ale często wpadają tu co najmniej zbyt proste wersy - by nie rzec, że prostackie: najprostsze i najbardziej przewidywalne. Tekstowo więc jest tu sinusoida, która (jak to sinusoidy mają w zwyczaju) czasem rośnie, kiedy Kajman błyśnie lepszym panczem, czy opisem sytuacji, ale również opada - może ręce nie opadają razem z nią, ale przez te słabsze wersy całość zaczyna przepływać przez uszy. Tematycznie zaś mamy socjal, imprezy i jebanie sceny rap krótko przy ziemi. Gości jest tu w sumie niewielu, którzy też umieszczają się gdzieś na tej sinusoidzie Kajmana. Dramatycznie drażni mnie Sztoss, który zawodzi na tym fatalnym podkładzie SSZ w 'Meduzach' - tego gówna o latających meduzach nie da się słuchać. Jak będziesz latał po hejzach przy tym numerze, to rypniesz na ryj, bardzo nieudany upalony kawałek. Bezczel bardzo się starał dać dobre wersy, o czym sam wspomina na początku zwrotki, zapomniał jednak poukładać ich na bicie i stylem się nie popisał. Na plus zdecydowanie Oxon i Revo, którzy zdecydowanie podbijają poziom (Revo rozwalił zupełnie! Najlepsze wersy na płycie, najlepsze flow!), wyznaczone przez doskonały bit B.Melo.
No i motyw sinusoidy przewija się przez cały czas. Po jednej stronie mamy takie kawałki, jak 'Zew', 'Żądza krwi', czy 'Dobry chłopak', które podnoszą ciśnienie i nakręcają tempo. Po drugiej stronie jest 'GKFI' i absolutnie żenujące 'Meduzy'. Rzeczywiście, to jakby nowy Kajman - może nie jest to płyta, która mnie oszołomiła, ale sprawa jest taka, że wreszcie jestem zadowolony z tego, co dał mi Kajman - do tej pory wybierałem pojedyncze traki - tu wyrzucam jednostkowe. Najlepszy album rappera w karierze.
OCENA: 4\6
wtorek, 20 października 2015
SBR - UZNANI ZA SOJUSZ
nielegal 2015
1. Intro - RIVERS
2. Z dwóch platform - RAGEZ, DR. X
3. Jedna głupia chwila - DR. X, HARRY, WOLWI, RAGEZ
4. Wakacyjnie - DR. X, WOLWI
5. Uznani za sojusz - HARRY, DR. X, RAGEZ, WOLWI
6. Lustro - WOLWI
7. Do kogo ta gadka - DR. X, HARRY, RAGEZ
8. Skutki - DR. X, HARRY feat. KDTM
9. Porwanie - DR. X
10. Analogia powinności - DR. X, HARRY
11. Taki jestem - DR. X, HARRY, WOLWI
12. Ciąg myśli - RAGEZ, WOLWI feat. EFEZ
13. 30 wersów - DR. X
14. Mistrzowie jednego słowa - DR. X, HARRY feat. NAKI
15. Wygodny status wolny - DR. X feat. VANDALS
16. Odkąd Cię poznałem - WOJSU
17. Wieczni projektanci - DR. X, HARRY
18. Outro - RIVERS
Sojusz Brudnych Rąk to kolejna z płyt, którą wygrzebałem przez przypadek z głębin internetów. Zastanowiło mnie już to, że całość ma ledwie nieco ponad 300 odsłon, ale może po prostu nikt na to nie wpadł. Dr.X aka Rivers, Harry, Ragez i WolWi to nowy podziemny skład z Kielc, który próbuje wyjść na swoje.
Niemal godzinna ścieżka dźwiękowa do tego albumu wyszła spod rąk niejakiego Riversa, który nazywa się tak na potrzeby produkcji, aby przyoblec się w Dr. X, kiedy trzyma mikrofon w dłoni. Rivers zbiera sporo fajnych sampli - na przykład Krystynę Prońko, czy Wendy Rene (znana próbka z 'Tearz' Wu Tang) i robi z nich dość typowe klasyczne podkłady. Poza drobnymi wyjątkami (np. 'Wakacyjnie', ale to przez Prońko) muzyka jest dość płaska i wtórna, zwyczajna i nieciekawa. Nawet jeśli Rivers próbuje zakręcić jakimś alternatywnym wejściem ('Do kogo ta gadka'), nie podgrzewa to temperatury. A nawet wręcz przeciwnie, bo im dalej w płytę, tym marniej, aż ręka sama się wyciąga w kierunku przewijania. Kilka ciepłych sampli również nie pomaga.
Dr. X ma flow dość monotonny, pozujący nieco na coś pomiędzy Fokusem (bardziej) i Rahimem - nawet barwą głosu przypomina Smoka, choć ma nieco wyższy głos. Podobnie, choć niżej i głębiej brzmi Ragez. Wolwi to z kolei charczący wokal, pełen swady - prawdziwie hardkorowy ton. Harry zaś... No cóż, Harry zaś zdecydowanie nie powinien zabierać się za rymowanie, bo wychodzi mu to tragicznie. Nie to, żeby reszta była jakaś szczególnie uzdolniona, ale są przynajmniej w miarę poprawni. W miarę. Szczerze mówiąc, nie bardzo byłem w stanie skupić się na tekstach, bo są tak nudne i nijakie, że nie da się wyłapać nic, na czym można by skupić uwagę.
To kolejny przykład na to, że nie powinienem grzebać po internetach w poszukiwaniu nielegali... Nawet jak na początek, to bardzo słaba rzecz, niewarta całej godziny życia. Na plus jest parę fajnych sampli, powyciąganych przez Riversa, na minus... reszta. A do tego Harry, który jest absolutnym antytalenciem. Nie, nie, nie!
OCENA: 1\6
1. Intro - RIVERS
2. Z dwóch platform - RAGEZ, DR. X
3. Jedna głupia chwila - DR. X, HARRY, WOLWI, RAGEZ
4. Wakacyjnie - DR. X, WOLWI
5. Uznani za sojusz - HARRY, DR. X, RAGEZ, WOLWI
6. Lustro - WOLWI
7. Do kogo ta gadka - DR. X, HARRY, RAGEZ
8. Skutki - DR. X, HARRY feat. KDTM
9. Porwanie - DR. X
10. Analogia powinności - DR. X, HARRY
11. Taki jestem - DR. X, HARRY, WOLWI
12. Ciąg myśli - RAGEZ, WOLWI feat. EFEZ
13. 30 wersów - DR. X
14. Mistrzowie jednego słowa - DR. X, HARRY feat. NAKI
15. Wygodny status wolny - DR. X feat. VANDALS
16. Odkąd Cię poznałem - WOJSU
17. Wieczni projektanci - DR. X, HARRY
18. Outro - RIVERS
Sojusz Brudnych Rąk to kolejna z płyt, którą wygrzebałem przez przypadek z głębin internetów. Zastanowiło mnie już to, że całość ma ledwie nieco ponad 300 odsłon, ale może po prostu nikt na to nie wpadł. Dr.X aka Rivers, Harry, Ragez i WolWi to nowy podziemny skład z Kielc, który próbuje wyjść na swoje.
Niemal godzinna ścieżka dźwiękowa do tego albumu wyszła spod rąk niejakiego Riversa, który nazywa się tak na potrzeby produkcji, aby przyoblec się w Dr. X, kiedy trzyma mikrofon w dłoni. Rivers zbiera sporo fajnych sampli - na przykład Krystynę Prońko, czy Wendy Rene (znana próbka z 'Tearz' Wu Tang) i robi z nich dość typowe klasyczne podkłady. Poza drobnymi wyjątkami (np. 'Wakacyjnie', ale to przez Prońko) muzyka jest dość płaska i wtórna, zwyczajna i nieciekawa. Nawet jeśli Rivers próbuje zakręcić jakimś alternatywnym wejściem ('Do kogo ta gadka'), nie podgrzewa to temperatury. A nawet wręcz przeciwnie, bo im dalej w płytę, tym marniej, aż ręka sama się wyciąga w kierunku przewijania. Kilka ciepłych sampli również nie pomaga.
Dr. X ma flow dość monotonny, pozujący nieco na coś pomiędzy Fokusem (bardziej) i Rahimem - nawet barwą głosu przypomina Smoka, choć ma nieco wyższy głos. Podobnie, choć niżej i głębiej brzmi Ragez. Wolwi to z kolei charczący wokal, pełen swady - prawdziwie hardkorowy ton. Harry zaś... No cóż, Harry zaś zdecydowanie nie powinien zabierać się za rymowanie, bo wychodzi mu to tragicznie. Nie to, żeby reszta była jakaś szczególnie uzdolniona, ale są przynajmniej w miarę poprawni. W miarę. Szczerze mówiąc, nie bardzo byłem w stanie skupić się na tekstach, bo są tak nudne i nijakie, że nie da się wyłapać nic, na czym można by skupić uwagę.
To kolejny przykład na to, że nie powinienem grzebać po internetach w poszukiwaniu nielegali... Nawet jak na początek, to bardzo słaba rzecz, niewarta całej godziny życia. Na plus jest parę fajnych sampli, powyciąganych przez Riversa, na minus... reszta. A do tego Harry, który jest absolutnym antytalenciem. Nie, nie, nie!
OCENA: 1\6
środa, 14 października 2015
ŻABSON - NIE KUMAM
nielegal 2015
1. Do ziomów
2. Nowy gatunek
3. Wieża Bubble
4. Pokora
5. Lan
6. Invisible Man
7. Dreamworker
8. Piroman
9. R.U.N. feat. WAC TOJA, SLIM SZCZEGI
10. Chłopak zNikąd
Żabson pojawił się w Młodych wilkach Popkillera - oczywiście nie był to 'Chłopak zNikąd'... ale na pewno powołanie go do reprezentacji Popkillera znacznie ułatwiło mu dalsze działanie. Niedawno wyszedł jego świeży materiał, który został przyjęty niezwykle ciepło, nie tylko przez podziemie, ale i mainstreamowe media. Nawet się zaciekawiłem...
Do produkcji albumu zatrudnionych zostało kilku producentów: GeezyBeatz, PLN.Beatz, Secret Rank, Senn, Essex, MNY i jwrda~. Nie jest to jakiś fejmowy skład - poza Secret Rank, czy PLN, ale przecież nie nazwiska grają, tylko bity, tak? Po ksywkach już wiadomo było, że płyta będzie miała silnie syntetyczne brzmienie. No i ma. Najgorętsze bity wywalił PLN, którego 'Nowy gatunek' brzmi rzeczywiście niczym soundtrack do jakiegoś filmu sci-fi i wywołuje ciary na plecach. 'Pokora' Secret Ranka również jeździ niczym nóż po szybie, podnosząc ciśnienie i włosy na głowie - to mocny bit, doskonale wchodzi. Reszta, owszem, jest mocno njuskulowa i naprawdę nawet niezła, choć już nie robi takiego wrażenia jak wspomniane podkłady.
Rapper rzeczywiście brzmi jak żaba - to wrażenie potęguje częsty autotune, który zmienia mu barwę głosu i nadaje mu tego skrzekliwego tonu. Zdarzają mu się niezłe wejścia i momenty, kiedy lekko płynie po bicie, ale są również takie, kiedy niekoniecznie Żabsonowi wychodzi to skakanie po cykaczach. To jeszcze jednak nie jest największą wadą płyty - najgorzej jest wtedy, kiedy Żabson daje się ponieść i zaczyna wrzucać teksty mizerne i byle jakie - wleciało ich tu nieco (choćby niajki zupełnie tekst w 'Lan'). 'Mówią, że Żaby styl jest zbyt chory - chcą nauczyc mnie pokory' - to nie jest chory styl, tylko jest to typ rappera, którego albo polubisz, albo będzie cię wkurwiał bez litości. Jeśli chodzi o mnie, to niebezpiecznie blisko jestem drugiej opcji: drażni mnie ten zrzędliwy autotune, byle jakie rymy wywołują zniecierpliwione wzruszenie ramionami. Jasne, jest tu kilka niezłych porównań, parę trafnych hasztagów ('Z chęcią im to gwizdnę #Pierluigi Colina'), ale za rzadko. Znaleźli się tu również dwaj goście i o ile Wac Toja nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, Slim Szczegi po raz kolejny daje radę całkiem nieźle.
Obiektywnie, nie jest to taka zła płyta, choć, jak mówię, może irytować. Jest to materiał mocno nierówny zwłaszcza lirycznie, bo Żabson, choć dobrał niezłe podkłady, to sam nie zawsze próbuje dostosować się do wysokiego poziomu muzyki. Za dużo u niego przypadkowości i, jak mi się wydaje, pośpiechu przy pisaniu wersów, byle szybciej nabazgrać te teksty i nagrać. Myślę, że Żabsonowi brak nieco doświadczenia przy nagrywaniu - zobaczymy kolejne projekty.
OCENA: 4-\6
1. Do ziomów
2. Nowy gatunek
3. Wieża Bubble
4. Pokora
5. Lan
6. Invisible Man
7. Dreamworker
8. Piroman
9. R.U.N. feat. WAC TOJA, SLIM SZCZEGI
10. Chłopak zNikąd
Żabson pojawił się w Młodych wilkach Popkillera - oczywiście nie był to 'Chłopak zNikąd'... ale na pewno powołanie go do reprezentacji Popkillera znacznie ułatwiło mu dalsze działanie. Niedawno wyszedł jego świeży materiał, który został przyjęty niezwykle ciepło, nie tylko przez podziemie, ale i mainstreamowe media. Nawet się zaciekawiłem...
Do produkcji albumu zatrudnionych zostało kilku producentów: GeezyBeatz, PLN.Beatz, Secret Rank, Senn, Essex, MNY i jwrda~. Nie jest to jakiś fejmowy skład - poza Secret Rank, czy PLN, ale przecież nie nazwiska grają, tylko bity, tak? Po ksywkach już wiadomo było, że płyta będzie miała silnie syntetyczne brzmienie. No i ma. Najgorętsze bity wywalił PLN, którego 'Nowy gatunek' brzmi rzeczywiście niczym soundtrack do jakiegoś filmu sci-fi i wywołuje ciary na plecach. 'Pokora' Secret Ranka również jeździ niczym nóż po szybie, podnosząc ciśnienie i włosy na głowie - to mocny bit, doskonale wchodzi. Reszta, owszem, jest mocno njuskulowa i naprawdę nawet niezła, choć już nie robi takiego wrażenia jak wspomniane podkłady.
Rapper rzeczywiście brzmi jak żaba - to wrażenie potęguje częsty autotune, który zmienia mu barwę głosu i nadaje mu tego skrzekliwego tonu. Zdarzają mu się niezłe wejścia i momenty, kiedy lekko płynie po bicie, ale są również takie, kiedy niekoniecznie Żabsonowi wychodzi to skakanie po cykaczach. To jeszcze jednak nie jest największą wadą płyty - najgorzej jest wtedy, kiedy Żabson daje się ponieść i zaczyna wrzucać teksty mizerne i byle jakie - wleciało ich tu nieco (choćby niajki zupełnie tekst w 'Lan'). 'Mówią, że Żaby styl jest zbyt chory - chcą nauczyc mnie pokory' - to nie jest chory styl, tylko jest to typ rappera, którego albo polubisz, albo będzie cię wkurwiał bez litości. Jeśli chodzi o mnie, to niebezpiecznie blisko jestem drugiej opcji: drażni mnie ten zrzędliwy autotune, byle jakie rymy wywołują zniecierpliwione wzruszenie ramionami. Jasne, jest tu kilka niezłych porównań, parę trafnych hasztagów ('Z chęcią im to gwizdnę #Pierluigi Colina'), ale za rzadko. Znaleźli się tu również dwaj goście i o ile Wac Toja nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, Slim Szczegi po raz kolejny daje radę całkiem nieźle.
Obiektywnie, nie jest to taka zła płyta, choć, jak mówię, może irytować. Jest to materiał mocno nierówny zwłaszcza lirycznie, bo Żabson, choć dobrał niezłe podkłady, to sam nie zawsze próbuje dostosować się do wysokiego poziomu muzyki. Za dużo u niego przypadkowości i, jak mi się wydaje, pośpiechu przy pisaniu wersów, byle szybciej nabazgrać te teksty i nagrać. Myślę, że Żabsonowi brak nieco doświadczenia przy nagrywaniu - zobaczymy kolejne projekty.
OCENA: 4-\6
sobota, 11 lipca 2015
ABORDAŻ - ABOERDE
Aboerde 2015
1. Abordaż
2. Absurdy feat. RADOSKÓR
3. Weż się do działania feat. RADOSKÓR
4. Zdziwiony
5. Trening czyni mistrza
6. Pokaż karty
7. Nie załamuj swoich rąk feat. BLEMIA, NONAME
8. Przeciw kurestwu
9. Niebo feat. PAWLAK
10. Dla tych co odeszli feat. PATRYCJA PIASEK
11. Modle Się
12. Ile dróg
13. Palec ręka
14. Śmieszny papieros feat. WEBSTER
15. Co u ciebie
16. Za własny hajs feat. ENERO FAUST
17. Do celu
Nieco ponad rok temu Geny wraz z Pękiem założyli razem skład abordaż. Na potrzeby płyty debiutanckiej, choć oficjalnie nie ma go w składzie, dołączył Dżodżo. We trzech zrobili płytę, która z założenia miała narobić wiele szumu na scenie - przecież Pęku to już weteran, a na płycie znajdują sie również zasłużeni dla kieleckiej sceny ludzi. Wprawdzie ów kielecki rap to już nie to samo, co piętnaście lat temu, ale plan był taki, aby wskrzesić szacunek dla świętokrzyskiego.
Do produkcji bitów, tu cytuję, zatrudnieni zostali tylko najlepsi. Ci mistrzowie to Kocur, Sakier, Webster, Piero i Bioły. Zdziwiony? Ja też, ciekaw w takim razie jestem, kto odpadł... Muzyka jest w zasadzie ok, to dość typowe i klasyczne podkłady, czasem oparte na samplach, czasem zagrane. Idą one lekkim slalomem między brzmieniem ulicznym, a lekko... może nie truskulowym, ale na pewno ciągnącym w stronę hip hopu końca lat '90. Na adapterach usiadł DJ Soina i w zasadzie w temacie muzyki nie da się dużo więcej powiedzieć - nie ma za bardzo o czym. To podkłady zwyczajne, czasem lepsze, czasem gorsze, na pewno niezbyt ekscytujące - w założeniu hardkorowe.
O ile muzyka ujdzie, to... Abordaż nie ma dobrych rapperów. Ani jednego, choć jest ich tam aż trzech. Technika ginie w tłoku - bywa różnie, raz lepiej, raz gorzej, ale nie to wywołuje łzy rozpaczy. To, co sprawiło, że łzę rozpaczy uroniłem, to teksty. Veto skończyło się 10 lat temu i wygrzebywanie trupów z szafy to złe posunięcie: Radoskór ledwo kleci nieporadne rymy, wywalając otwarte drzwi taranami typu 'masz fart w życiu albo go nie masz'. Dzielnie dotrzymuje mu kroku Pęku, który daje zbyt często żenujące wersy w typie tego: 'niedługo chorągiewo będziesz przytulał drzewo'. Co to ma być? Geny, choć również nie błyszczy, to oszczędza nam aż tak dramatycznych linijek. Dżodżo zaś to zdecydowanie najsłabszy stylistycznie emce na tym materiale - wystarczy zbadać jego solowe 'Modlę się' - poprzestawiane akcenty, rozpaczliwe nadganianie rytmu... Niewiele lepiej jest, kiedy wchodzą goście, bądź, co bądź również znani, bo pochodzący z Projektu Hamas i LWWL. Niestety, banał goni banał, przekaz może i jest ok, ale sposób jego podania jest zdecydowanie out of date. W 1998 byłyby to ok, ale mamy 2015, heloł. Ujdzie jeszcze 'Śmieszny papieros', hymn jaracza - wyszło naprawdę wesoło i pozytywnie, ale większość numerów tutaj to tytułowy 'Absurd' z Radoskórem na czele. Najpozytywniej pokazuje się tu Enero Faust w całkiem dobrym kawałku 'Za własny hajs'.
Już ostatnia płyta Veto to była prawdziwa reanimacja trupa, ale im dalej w las, tym więcej szkieletów wyłazi zza drzew. Po tym, co pokazują tu Kielczanie, nie czekam na nowy, zapowiadany album Abordażu, nowy album Pęka, ani nawet na nowy album Geny'ego. Papka z nielicznymi rodzynkami.
OCENA 3-\6
1. Abordaż
2. Absurdy feat. RADOSKÓR
3. Weż się do działania feat. RADOSKÓR
4. Zdziwiony
5. Trening czyni mistrza
6. Pokaż karty
7. Nie załamuj swoich rąk feat. BLEMIA, NONAME
8. Przeciw kurestwu
9. Niebo feat. PAWLAK
10. Dla tych co odeszli feat. PATRYCJA PIASEK
11. Modle Się
12. Ile dróg
13. Palec ręka
14. Śmieszny papieros feat. WEBSTER
15. Co u ciebie
16. Za własny hajs feat. ENERO FAUST
17. Do celu
Nieco ponad rok temu Geny wraz z Pękiem założyli razem skład abordaż. Na potrzeby płyty debiutanckiej, choć oficjalnie nie ma go w składzie, dołączył Dżodżo. We trzech zrobili płytę, która z założenia miała narobić wiele szumu na scenie - przecież Pęku to już weteran, a na płycie znajdują sie również zasłużeni dla kieleckiej sceny ludzi. Wprawdzie ów kielecki rap to już nie to samo, co piętnaście lat temu, ale plan był taki, aby wskrzesić szacunek dla świętokrzyskiego.
Do produkcji bitów, tu cytuję, zatrudnieni zostali tylko najlepsi. Ci mistrzowie to Kocur, Sakier, Webster, Piero i Bioły. Zdziwiony? Ja też, ciekaw w takim razie jestem, kto odpadł... Muzyka jest w zasadzie ok, to dość typowe i klasyczne podkłady, czasem oparte na samplach, czasem zagrane. Idą one lekkim slalomem między brzmieniem ulicznym, a lekko... może nie truskulowym, ale na pewno ciągnącym w stronę hip hopu końca lat '90. Na adapterach usiadł DJ Soina i w zasadzie w temacie muzyki nie da się dużo więcej powiedzieć - nie ma za bardzo o czym. To podkłady zwyczajne, czasem lepsze, czasem gorsze, na pewno niezbyt ekscytujące - w założeniu hardkorowe.
O ile muzyka ujdzie, to... Abordaż nie ma dobrych rapperów. Ani jednego, choć jest ich tam aż trzech. Technika ginie w tłoku - bywa różnie, raz lepiej, raz gorzej, ale nie to wywołuje łzy rozpaczy. To, co sprawiło, że łzę rozpaczy uroniłem, to teksty. Veto skończyło się 10 lat temu i wygrzebywanie trupów z szafy to złe posunięcie: Radoskór ledwo kleci nieporadne rymy, wywalając otwarte drzwi taranami typu 'masz fart w życiu albo go nie masz'. Dzielnie dotrzymuje mu kroku Pęku, który daje zbyt często żenujące wersy w typie tego: 'niedługo chorągiewo będziesz przytulał drzewo'. Co to ma być? Geny, choć również nie błyszczy, to oszczędza nam aż tak dramatycznych linijek. Dżodżo zaś to zdecydowanie najsłabszy stylistycznie emce na tym materiale - wystarczy zbadać jego solowe 'Modlę się' - poprzestawiane akcenty, rozpaczliwe nadganianie rytmu... Niewiele lepiej jest, kiedy wchodzą goście, bądź, co bądź również znani, bo pochodzący z Projektu Hamas i LWWL. Niestety, banał goni banał, przekaz może i jest ok, ale sposób jego podania jest zdecydowanie out of date. W 1998 byłyby to ok, ale mamy 2015, heloł. Ujdzie jeszcze 'Śmieszny papieros', hymn jaracza - wyszło naprawdę wesoło i pozytywnie, ale większość numerów tutaj to tytułowy 'Absurd' z Radoskórem na czele. Najpozytywniej pokazuje się tu Enero Faust w całkiem dobrym kawałku 'Za własny hajs'.
Już ostatnia płyta Veto to była prawdziwa reanimacja trupa, ale im dalej w las, tym więcej szkieletów wyłazi zza drzew. Po tym, co pokazują tu Kielczanie, nie czekam na nowy, zapowiadany album Abordażu, nowy album Pęka, ani nawet na nowy album Geny'ego. Papka z nielicznymi rodzynkami.
OCENA 3-\6
niedziela, 7 czerwca 2015
ROVER - SŁOWOPLASTYKA
Step 2015
1. Dysproporcje
2. Słuch
3. Cartoon Network
4. Gdy DJ opala lufę
5. Grawitacja
6. Życie jest dziwką jak postać w lustrze
7. Święte słowa
8. Matka Polka
9. Dzwoni telefon
10. Walking Dead
11. Podwójne życie Mateusza P.
12. Tydzień
13. Psy i koty
14. Egzystencjalnie
15. Listonosz
Rover awansował z oddźwiernego na pełnego rzemieślnika i od dzis zajmuje się cięciem i gięciem słów - czyli słowoplastyką. Po świetnym debiucie na legalu, po kilku bardzo dobrych wejściach gościnnych, Rover wydał część kolejną. Jeszcze przed włączeniem widać, że to nie jest zwykła płyta. Kiedy zajrzymy do środka, okaże się, że płyta ilustrowana jest niezwykle klimatycznymi zdjęciami, wykonanymi przez... samego Rovera. Artysta pełną gębą, ja cię (sarkazm: 0).
Jak się tak dobrze przyjrzeć układowi płyty, to można ją podzielić na strefy wpływu poszczególnych producentów. Rozpoczyna Jimmy Kiss ze swoimi niby klasycznymi, ale jednak pociągniętymi w swoją stronę bitami - tak potrafi tylko Kiss ('Słuch' jest świetny!). Po Jimmy'm mamy mieszankę: jest uRban z njuskulowym, ale bardzo udanym 'Cartoon Network', jest BobAir z nudnym, z zamierzenia pewnie relaksującym 'Dgy DJ odpala lufę', jest Senn ze swoim grawitacyjnym dubstepem i jest Gruby z nowoczesnym, acz dość normalnym podkładem - choć przyznam, że "podwójne życie...' ma bardzo fajny, swingujący klimat. Od siódmego kawałka wchodzi Ostry i sytuacja zmienia się tu dość radykalnie: wchodzą konkretne bity, skrecze, głęboki bas - akcja nabiera tempa. To chyba najlepszy moment tego albumu. Zaraz po Ostrym wchodzi bowiem Eljot z numerem nieco w stylu Bajm, a jego drugi podkład też nie szaleje (co to za perkusja, ja jebię!). Juicy wchodzi egzystencjonalnie ze swoim ciężkim njuskulem, ale to bardzo fany kawałek. Na bitach są tu jeszcze Brant & Marcin Szmuc, ale oni nie pozostawili po sobie szczególnego wrażenia. Ogólnie, muzyka jest bardzo różna: od klasyki Ostrego, po rozlazłe njuskule Bob Air'a.
Rover ma ugruntowaną pozycję, jeśli chodzi o jego wersy. Styl również jest na tyle porządny, by nikt nie powinien się czepiać - ot, czasem ktoś może ponarzekać, że nie rozumie, o czym ten koleś gada. Ale to już taka karma - Rover jest inteligentny, ma dość szeroki ogląd świata i jest świadom otaczającego go świata. Tu nie ma takiego smutku jak na 'Odźwiernym', jest za to sporo ironii i wiele obserwacji, czasem tak samo dość zaskakujących, jak celnych. Rover mówił, że nagrywał numery od razu po napisaniu kawałka, żeby zachować prawdziwość dla gry i szczerość. I owszem, ta surowość jest wyczuwalna, genialne pomysły przenikają się czasem z wpadkami stylistycznymi (weź 'Psy i koty', gdzie świetne wersy i o miałczenie zderzają się w niekoniecznie najlepiej wpasowanych wersach w ten, bądź, co bądź, kiepski podkład). Trafiają się tu wątki patriotyczne, bragga, egzystencjonalne, wszystko jednak miesza się w jedną gadkę, której nie da się cytować, bo wszystko wydaje się połączone ze sobą nierozerwalnie. Co ciekawe, nie ma tu żadnych gości, wszystko jest tak osobiste, jak tylko może być. Rover daje nam to, co ma w środku i nie pozwala rozwodnić przekazu nikomu. Dzięki temu mamy spójną wypowiedź, choć na bardzo różne tematy.
To nie jets album wybitny. Owszem, dobry, interesujący, ale nie wprawia słuchacza w szał. Nie zawsze przekonuje, rozstrzał stylistyczny nie przemówi do każdego, tym bardziej wersy. Ale talentu i kreatywności Roverowi nie da się odmówić. Może tylko gdyby zdecydował się na stylistykę, w jakiej chce nagrywać - tu mógłbym zażyczyć sobie Rovera na bitach Ostrego - to byłby banger! A tak? tylko....
OCENA: 4+\6
1. Dysproporcje
2. Słuch
3. Cartoon Network
4. Gdy DJ opala lufę
5. Grawitacja
6. Życie jest dziwką jak postać w lustrze
7. Święte słowa
8. Matka Polka
9. Dzwoni telefon
10. Walking Dead
11. Podwójne życie Mateusza P.
12. Tydzień
13. Psy i koty
14. Egzystencjalnie
15. Listonosz
Rover awansował z oddźwiernego na pełnego rzemieślnika i od dzis zajmuje się cięciem i gięciem słów - czyli słowoplastyką. Po świetnym debiucie na legalu, po kilku bardzo dobrych wejściach gościnnych, Rover wydał część kolejną. Jeszcze przed włączeniem widać, że to nie jest zwykła płyta. Kiedy zajrzymy do środka, okaże się, że płyta ilustrowana jest niezwykle klimatycznymi zdjęciami, wykonanymi przez... samego Rovera. Artysta pełną gębą, ja cię (sarkazm: 0).
Jak się tak dobrze przyjrzeć układowi płyty, to można ją podzielić na strefy wpływu poszczególnych producentów. Rozpoczyna Jimmy Kiss ze swoimi niby klasycznymi, ale jednak pociągniętymi w swoją stronę bitami - tak potrafi tylko Kiss ('Słuch' jest świetny!). Po Jimmy'm mamy mieszankę: jest uRban z njuskulowym, ale bardzo udanym 'Cartoon Network', jest BobAir z nudnym, z zamierzenia pewnie relaksującym 'Dgy DJ odpala lufę', jest Senn ze swoim grawitacyjnym dubstepem i jest Gruby z nowoczesnym, acz dość normalnym podkładem - choć przyznam, że "podwójne życie...' ma bardzo fajny, swingujący klimat. Od siódmego kawałka wchodzi Ostry i sytuacja zmienia się tu dość radykalnie: wchodzą konkretne bity, skrecze, głęboki bas - akcja nabiera tempa. To chyba najlepszy moment tego albumu. Zaraz po Ostrym wchodzi bowiem Eljot z numerem nieco w stylu Bajm, a jego drugi podkład też nie szaleje (co to za perkusja, ja jebię!). Juicy wchodzi egzystencjonalnie ze swoim ciężkim njuskulem, ale to bardzo fany kawałek. Na bitach są tu jeszcze Brant & Marcin Szmuc, ale oni nie pozostawili po sobie szczególnego wrażenia. Ogólnie, muzyka jest bardzo różna: od klasyki Ostrego, po rozlazłe njuskule Bob Air'a.
Rover ma ugruntowaną pozycję, jeśli chodzi o jego wersy. Styl również jest na tyle porządny, by nikt nie powinien się czepiać - ot, czasem ktoś może ponarzekać, że nie rozumie, o czym ten koleś gada. Ale to już taka karma - Rover jest inteligentny, ma dość szeroki ogląd świata i jest świadom otaczającego go świata. Tu nie ma takiego smutku jak na 'Odźwiernym', jest za to sporo ironii i wiele obserwacji, czasem tak samo dość zaskakujących, jak celnych. Rover mówił, że nagrywał numery od razu po napisaniu kawałka, żeby zachować prawdziwość dla gry i szczerość. I owszem, ta surowość jest wyczuwalna, genialne pomysły przenikają się czasem z wpadkami stylistycznymi (weź 'Psy i koty', gdzie świetne wersy i o miałczenie zderzają się w niekoniecznie najlepiej wpasowanych wersach w ten, bądź, co bądź, kiepski podkład). Trafiają się tu wątki patriotyczne, bragga, egzystencjonalne, wszystko jednak miesza się w jedną gadkę, której nie da się cytować, bo wszystko wydaje się połączone ze sobą nierozerwalnie. Co ciekawe, nie ma tu żadnych gości, wszystko jest tak osobiste, jak tylko może być. Rover daje nam to, co ma w środku i nie pozwala rozwodnić przekazu nikomu. Dzięki temu mamy spójną wypowiedź, choć na bardzo różne tematy.
To nie jets album wybitny. Owszem, dobry, interesujący, ale nie wprawia słuchacza w szał. Nie zawsze przekonuje, rozstrzał stylistyczny nie przemówi do każdego, tym bardziej wersy. Ale talentu i kreatywności Roverowi nie da się odmówić. Może tylko gdyby zdecydował się na stylistykę, w jakiej chce nagrywać - tu mógłbym zażyczyć sobie Rovera na bitach Ostrego - to byłby banger! A tak? tylko....
OCENA: 4+\6
wtorek, 27 stycznia 2015
PAWLAK - NIEPOPRAWNIE
Własny Hajs 2014
1. Intro
2. Szklany Sufit
3. Krzyż
4. Karol Z Kielc
5. Wendetta feat. NOREK
6. Zmiana Zasad feat. ROVER
7. Tyle Pragnień
8. Skit Bestie
9. Bestia
10. Pochodnia feat. BLEMIA, KAMIL JABŁOŃSKI
11. Narracja
12. Oczekiwania
13. Wojna feat. ANTON
14. Outro – Własny Hajs
Znasz Pawlaka? Może i nie. Ale przecież kieleckie składy, w których działa to nie są pierwsze lepsze nołnejmowe podziemne grupy. Wendetta, LWWL, Projekt Hamas to przecież składy, które odcisnęły swoje piętno na scenie rap w Polsce. Po kilkunastu latach nagrywania i kilku latach przerwy, Pawlak powraca i wypuszcza swoje pierwsze solo.
Muzyką zajął się Sakier i przyznać trzeba, że album jest bardzo spójny - powiem, że czasem wręcz nawet do przesady, bo W pewnym momencie, będąc przy kawałku drugim, zorientowałem się, że to już numer 4... Niewiele podkładów wymyka się konwencji, której Sakier trzyma się kurczowo: nowocześnie zrobiony klasyczny hip hop. Zwłaszcza na początku, bo potem robi się lepiej. Dopiero 'Wendetta', czysty thriller na bębnach, zwraca uwagę swoim mrożącym krew w żyłach klimatem. Potem wchodzi złotoerowy 'Zmiana zasad' czy nostalgiczny 'Tyle pragnień', oparty na piosence Jacka Lecha, choć te nie mają już ognia 'Wendetty'. Nieco dorównuje jej 'Narracja' z chwytliwym samplem gitarki oraz 'Outro' z ostrym riffem gitary i oszczędną perkusją. Jedynym wyjątkiem od reguły jest 'Wojna', podkład Grubego z brzęczącym basem i apokaliptycznym klimatem. Ogólnie to nowocześnie pojęty hip hop, często zbyt nudny i jednostajny, choć nie pozbawiony wybuchów.
Pawlak ma szczęście być rapperem charakterystycznym. Swoim ciężkim, lekko zachrypniętym głosem ciągnie swoje wersy i choć brzmi to dość porządnie, nie da się ukryć, że jego flow nie zawsze jest idealnie zmieszczone w bicie lub ratując sytuację rapper przeciągnie akcenty i sylaby. Ale to wcale nie przeszkadza, bo Pawlak ma technikę, którą doskonali od wielu lat i daje sobie radę bez bólu. Wersy, jakie dostajemy od Pawlaka są bardzo osobiste, bo opowiada on tu o sobie i o swojej drodze życiowej. Dowiemy się o jego marzeniach, przygodzie z rapem, czy przemyśleniach na tematy społeczne i polityczne ('Bestia', 'Pochodnia', 'Szklany sufit'). Do tego kilka opowiastek z 'drugiej strony', jak w świetnym 'Wednetta' - nieco popsuł ten trak Norek, bo leci na najbardziej banalnych rymach, jakie udało mu się znaleźć - chyba specjalnie nad tym myślał. Z innych gości Rover pokazuje pazur, choć nie jest to jedna z jego najlepszych zwrotek, trzyma poziom. Blemia przemija bez wrażenia, tak jak Anton.
Hmmm, to nie jest zła płyta. Powiem więcej - jest całkiem niezła. Pełna emocji, niezłego rapu, średnich (w większości) bitów. Taki mocny podziemny materiał, zrobiony według nowoczesnej mody. Pawlak daje sobie tu radę naprawdę dobrze. Całkiem przyjemna płyta, warto ją sprawdzić, bo jest szansa, że wejdzie.
OCENA: 4\6
1. Intro
2. Szklany Sufit
3. Krzyż
4. Karol Z Kielc
5. Wendetta feat. NOREK
6. Zmiana Zasad feat. ROVER
7. Tyle Pragnień
8. Skit Bestie
9. Bestia
10. Pochodnia feat. BLEMIA, KAMIL JABŁOŃSKI
11. Narracja
12. Oczekiwania
13. Wojna feat. ANTON
14. Outro – Własny Hajs
Znasz Pawlaka? Może i nie. Ale przecież kieleckie składy, w których działa to nie są pierwsze lepsze nołnejmowe podziemne grupy. Wendetta, LWWL, Projekt Hamas to przecież składy, które odcisnęły swoje piętno na scenie rap w Polsce. Po kilkunastu latach nagrywania i kilku latach przerwy, Pawlak powraca i wypuszcza swoje pierwsze solo.
Muzyką zajął się Sakier i przyznać trzeba, że album jest bardzo spójny - powiem, że czasem wręcz nawet do przesady, bo W pewnym momencie, będąc przy kawałku drugim, zorientowałem się, że to już numer 4... Niewiele podkładów wymyka się konwencji, której Sakier trzyma się kurczowo: nowocześnie zrobiony klasyczny hip hop. Zwłaszcza na początku, bo potem robi się lepiej. Dopiero 'Wendetta', czysty thriller na bębnach, zwraca uwagę swoim mrożącym krew w żyłach klimatem. Potem wchodzi złotoerowy 'Zmiana zasad' czy nostalgiczny 'Tyle pragnień', oparty na piosence Jacka Lecha, choć te nie mają już ognia 'Wendetty'. Nieco dorównuje jej 'Narracja' z chwytliwym samplem gitarki oraz 'Outro' z ostrym riffem gitary i oszczędną perkusją. Jedynym wyjątkiem od reguły jest 'Wojna', podkład Grubego z brzęczącym basem i apokaliptycznym klimatem. Ogólnie to nowocześnie pojęty hip hop, często zbyt nudny i jednostajny, choć nie pozbawiony wybuchów.
Pawlak ma szczęście być rapperem charakterystycznym. Swoim ciężkim, lekko zachrypniętym głosem ciągnie swoje wersy i choć brzmi to dość porządnie, nie da się ukryć, że jego flow nie zawsze jest idealnie zmieszczone w bicie lub ratując sytuację rapper przeciągnie akcenty i sylaby. Ale to wcale nie przeszkadza, bo Pawlak ma technikę, którą doskonali od wielu lat i daje sobie radę bez bólu. Wersy, jakie dostajemy od Pawlaka są bardzo osobiste, bo opowiada on tu o sobie i o swojej drodze życiowej. Dowiemy się o jego marzeniach, przygodzie z rapem, czy przemyśleniach na tematy społeczne i polityczne ('Bestia', 'Pochodnia', 'Szklany sufit'). Do tego kilka opowiastek z 'drugiej strony', jak w świetnym 'Wednetta' - nieco popsuł ten trak Norek, bo leci na najbardziej banalnych rymach, jakie udało mu się znaleźć - chyba specjalnie nad tym myślał. Z innych gości Rover pokazuje pazur, choć nie jest to jedna z jego najlepszych zwrotek, trzyma poziom. Blemia przemija bez wrażenia, tak jak Anton.
Hmmm, to nie jest zła płyta. Powiem więcej - jest całkiem niezła. Pełna emocji, niezłego rapu, średnich (w większości) bitów. Taki mocny podziemny materiał, zrobiony według nowoczesnej mody. Pawlak daje sobie tu radę naprawdę dobrze. Całkiem przyjemna płyta, warto ją sprawdzić, bo jest szansa, że wejdzie.
OCENA: 4\6
piątek, 2 stycznia 2015
BORIXON - NEW BAD LIFE
Stopro 2014
1. Spadam w dół
2. Lady Pank feat. MATHEO
3. Don’t fuck with me feat. PORCHY
4. Kochasz mnie?
5. Sto tysięcy złotych
6. S.O.S. feat. PEZET
7. Miasto idealne feat. POPEK
8. Fame feat. TOMB
9. Jedzie pociąg do Warszawy feat. OLIFKA, LUKASYNO
10. Party House
11. Kapitan Kloss feat. ŻABSON
12. Mój stary dom feat. WOJTAS
13. Mój jest ten kawałek podłogi feat. MR. ZOOB, SOBOTA
Ostatni coraz częściej albumy rapperów reklamowane są jako 'wyjątkowo osobiste i emocjonalne płyty'. Nie inaczej jest z nowym Borixonem, który proponuje nam rozliczenie ze swoją imprezową przeszłością (czy naprawdę tylko przeszłością?). Ciekawa wkładka, gdzie każda strona to zdjęcie upodlonych lasek na jakiejś najebce, z setkami lajków.
Praktycznie całość muzyki ogarnął Matheo, z niewielką pomocą Auera, TMK Beatz i PLN Beatz. W sumie nie jest istotne, kto co produkował - wszystko brzmi spójnie i wybitnie syntetycznie. To brytyjskie grajmy, przepuszczone przez trap, crunk i nuskul. Brzęczące basy wiercą w uszach, perkusje mordują ilością hajhetów i fikają salta tempem, a linia melodyczna generowana jest komputerowo. Ostatnie dwa kawałki jednak wprowadzają sporą odmianę. Trak z Wojtasem to klasyczny bit Matheo, swoisty powrót do czasów Agro Stylu i Wzgórza Ya-Pa-3 - oczywiście Matheo nie byłby sobą, gdyby wplótł w ten kawałek nowoczesności, ale Wojtas nawija pod ten stary styl. Na deser podany został remake hitu 'Mój jest ten kawałek podłogi' koszalińskiego Mr. Zooba, w nowej aranżacji Matheo, który wypada naprawdę soczyście i interesująco, zwłaszcza na tle najebkowej reszty. Nielicznymi skreczami zajął się DJ Noriz, ale to naprawdę margines.
Co jest z BRXem? Nie wiem, nie słyszałem. Trzynaście traków, trzy kwadranse i nic. Borygo wraca po dwóch dekadach na scenie z albumem, który nie ma do zaoferowania nic, poza tematyką 'hajs, dziwki, koks'. Bardzo starałem się wyłapać jakiś konkret, jakiś przekaz, jakiś sens - nic z tego. 'Welcome to my party house, dziś się najebię jak Micky Mouse... mówię po angielsku i jest najs, zero, one, two, fri, four, five - zamknij mordę i patrz' - i tak cały czas. W zasadzie wszystkie teksty to sieka, wypluta przez mózg, którego neurony zostały zalane przez wysokoprocentowy alkohol. Osobisty album? Kurwa, hey tried to make me go to rehab but I said 'no, no, no' #amy_winehouse. Jeśli ktokolwiek szuka tu jakiegokolwiek uczucia, emocji, czy choćby sensu - może sobie darować. To historia życia imprezowicza i najebkowicza - tyle w temacie. Partnerami przy stole z wóda i koksem są przeciętni Pezet, Wojtas, Popek i Lukasyno oraz nieco lepsi Tomb, Sobota i Żabson. Poza konkurencja jest tu Porchy, który jako Brytyjczyk, rozwalił ten garaż swoim flow i tekstem.
Ech, trochę Borygo zjebałem, ale nie jest to płyta, którą trzeba skreślić zupełnie. Nie jest to wiekopomne dzieło, ale z drugiej strony czasem lubimy sobie włączyć coś dla odmóżdżenia, prawda? No to jeśli chcesz niezobowiązującego pierdolenia smętów w stylu 'asienajebaem' - jesteś w domu. Relatywnie, nie jest bardzo źle, powtarzałem płytę bez przykrości, ale im dłużej słuchałem, tym mniej do mnie docierało, poza muzą Matheo. Gówniarski materiał.
OCENA: 3+\6
1. Spadam w dół
2. Lady Pank feat. MATHEO
3. Don’t fuck with me feat. PORCHY
4. Kochasz mnie?
5. Sto tysięcy złotych
6. S.O.S. feat. PEZET
7. Miasto idealne feat. POPEK
8. Fame feat. TOMB
9. Jedzie pociąg do Warszawy feat. OLIFKA, LUKASYNO
10. Party House
11. Kapitan Kloss feat. ŻABSON
12. Mój stary dom feat. WOJTAS
13. Mój jest ten kawałek podłogi feat. MR. ZOOB, SOBOTA
Ostatni coraz częściej albumy rapperów reklamowane są jako 'wyjątkowo osobiste i emocjonalne płyty'. Nie inaczej jest z nowym Borixonem, który proponuje nam rozliczenie ze swoją imprezową przeszłością (czy naprawdę tylko przeszłością?). Ciekawa wkładka, gdzie każda strona to zdjęcie upodlonych lasek na jakiejś najebce, z setkami lajków.
Praktycznie całość muzyki ogarnął Matheo, z niewielką pomocą Auera, TMK Beatz i PLN Beatz. W sumie nie jest istotne, kto co produkował - wszystko brzmi spójnie i wybitnie syntetycznie. To brytyjskie grajmy, przepuszczone przez trap, crunk i nuskul. Brzęczące basy wiercą w uszach, perkusje mordują ilością hajhetów i fikają salta tempem, a linia melodyczna generowana jest komputerowo. Ostatnie dwa kawałki jednak wprowadzają sporą odmianę. Trak z Wojtasem to klasyczny bit Matheo, swoisty powrót do czasów Agro Stylu i Wzgórza Ya-Pa-3 - oczywiście Matheo nie byłby sobą, gdyby wplótł w ten kawałek nowoczesności, ale Wojtas nawija pod ten stary styl. Na deser podany został remake hitu 'Mój jest ten kawałek podłogi' koszalińskiego Mr. Zooba, w nowej aranżacji Matheo, który wypada naprawdę soczyście i interesująco, zwłaszcza na tle najebkowej reszty. Nielicznymi skreczami zajął się DJ Noriz, ale to naprawdę margines.
Co jest z BRXem? Nie wiem, nie słyszałem. Trzynaście traków, trzy kwadranse i nic. Borygo wraca po dwóch dekadach na scenie z albumem, który nie ma do zaoferowania nic, poza tematyką 'hajs, dziwki, koks'. Bardzo starałem się wyłapać jakiś konkret, jakiś przekaz, jakiś sens - nic z tego. 'Welcome to my party house, dziś się najebię jak Micky Mouse... mówię po angielsku i jest najs, zero, one, two, fri, four, five - zamknij mordę i patrz' - i tak cały czas. W zasadzie wszystkie teksty to sieka, wypluta przez mózg, którego neurony zostały zalane przez wysokoprocentowy alkohol. Osobisty album? Kurwa, hey tried to make me go to rehab but I said 'no, no, no' #amy_winehouse. Jeśli ktokolwiek szuka tu jakiegokolwiek uczucia, emocji, czy choćby sensu - może sobie darować. To historia życia imprezowicza i najebkowicza - tyle w temacie. Partnerami przy stole z wóda i koksem są przeciętni Pezet, Wojtas, Popek i Lukasyno oraz nieco lepsi Tomb, Sobota i Żabson. Poza konkurencja jest tu Porchy, który jako Brytyjczyk, rozwalił ten garaż swoim flow i tekstem.
Ech, trochę Borygo zjebałem, ale nie jest to płyta, którą trzeba skreślić zupełnie. Nie jest to wiekopomne dzieło, ale z drugiej strony czasem lubimy sobie włączyć coś dla odmóżdżenia, prawda? No to jeśli chcesz niezobowiązującego pierdolenia smętów w stylu 'asienajebaem' - jesteś w domu. Relatywnie, nie jest bardzo źle, powtarzałem płytę bez przykrości, ale im dłużej słuchałem, tym mniej do mnie docierało, poza muzą Matheo. Gówniarski materiał.
OCENA: 3+\6
czwartek, 18 grudnia 2014
TAU - REMEDIUM
Bozon 2014
1. Pierwsze tchnienie
2. Bóg rapu
3. Lato 2000
4. Made in serce feat. ZEUS
5. Logo land
6. BHO feat. BEZCZEL
7. Magiczne słowa
8. Maria Konopnicka feat. BUKA
9. Godline feat. LECRAE
10. List motywacyjny feat. PALUCH
11. Ostatni raz
12. Łzy
13. Nawigator feat. KALI
14. Remedium
15. Radio Kielce
16. Cudotwórca
17. Puk puk
Medium... ops, sorry, znaczy Tau, przeszedł metamorfozę nie tylko imienną, ale także duchową. Trzeci album wydał już na swoim, sumptem własnej wytwórni, założył fundację i twierdzi, że ma remedium na nasze pytania, troski i bóle. Czy tym remedium, tym lekiem jest Bóg? Nie wiem, czy to jest takie proste...
Tau robi sobie sam bity - w większości, bo jest tu parę wyjątków. Jednak sam sobie wyznacza kurs, to kierunek znany nieco z poprzednich albumów. Klasyczne, jazzujące brzmienie, na bumbapowych perkusjach, fajnie kiwa głową. Sample, które wyszukuje Tau nie zawsze są oczywiste, zresztą, to nie tylko sample, ale i żywe instrumenty, które pobrzmiewają tu i ówdzie. Żeby nie było nudno, dla lekkiej zmiany klimatu zatrudnieni zostali tu również inni producenci. Zdolny dał trzy bity, tętniące elektronicznym bitem, inspirowane nieco Pharellem Williamsem (Made in serce), ale również takie klasyki w stylu reszty od Taua. Dwóch pozostałych bitmejkerów to Gawvi z Miami - niekoniecznie zawsze hip hopowy, ale za to całkiem sprawny, a także Chris Carson, z nieco bardziej elektronicznym bitem. Rapper postawił na zróżnicowanie brzmień, ale na szczęście nie przekracza pewnych granic, które uczyniłyby z płyty soundtrack, czy przypadkową składankę. Wszystko jest spójne i nawet jeśli klimat nagrań może być naprawdę różny, składa się to na fajne brzmienie.
Tau zaczął brzmieć znacznie bardziej przejrzyście. Nie ma tych zawoalowanych metafor, pokrzyżowanych wątków, które się wzajemnie znoszą. Tau opowiada nam tu swoją drogę od birbanta i hulaki, aż po gorliwego chrześcijanina. Rapper to emce z prawdziwego zdarzenia, bo potrafi zarządzać ceremonią jak prawdziwy mistrz. Jego flow, choć lekko kanciaste, jest charakterystyczne i wchodzi w uszy. Do tego głos jest modulowany, Tau próbuje śpiewać, co na początku w 'Bogu rapu' nieco kłuło mnie w uszy, bo brzmi to... szczególnie. Ale daje radę, choć z przymrużeniem oka. Na szczęście Tau nie gada tylko o bogu, bo byłoby to absolutnie nieznośne. Znajdziemy tu numery, traktujące o swoich byłych i obecnych, o ojcu, o ukochanym mieście Kielce, czy piętnuje szczycenie się metkami na ciuchach. Do tego jego boskiego rymowania podłączonych jest kilku gości, szczerze mówiąc dobranych według nieco szczególnego klucza. Doktor Zeus rozpieprzył system i uczynił 'Made in serce' jednym z lepszych traków na tym albumie. Wybitne wejście, tak tekstowo, jak i technicznie. Bezczel i Buka wypadli dość przeciętnie, choć akurat Buka ma niezły tekst, natomiast zaczyna mnie irytować jego maniera wokalna, imitująca białoruskiego kombajnistę po trzech flaszkach. Za to Paluch ma bardzo pozytywne wejście i brzmi tu naprawdę na miejscu. Za to niemal nie zarejestrowałem Kalego. Na osobne słowa zasługuje Lacrae, amerykański przedstawiciel christian rap, który ubarwia doskonale kawałek. No i naturalnie wokalistki, z miłymi głosami, które lecą od delikatnie gospelujących wokaliz, po refreny w części kawałków.
Nie spodziewałem się, że album o Bogu - do którego przyznam, jest mi bardzo daleko, to trafia do mnie ta płyta. Raz, że oparta jest o świetne, bujające podkłady, dwa, że Tau brzmi nieźle, a goście są co najmniej poprawni, trzy, że Medium wreszcie wie, o czym mówi i ma to jeden wspólny mianownik. Płyta pozytywna i nie tylko dla głęboko wierzących katolików. Super.
OCENA: 5\6
1. Pierwsze tchnienie
2. Bóg rapu
3. Lato 2000
4. Made in serce feat. ZEUS
5. Logo land
6. BHO feat. BEZCZEL
7. Magiczne słowa
8. Maria Konopnicka feat. BUKA
9. Godline feat. LECRAE
10. List motywacyjny feat. PALUCH
11. Ostatni raz
12. Łzy
13. Nawigator feat. KALI
14. Remedium
15. Radio Kielce
16. Cudotwórca
17. Puk puk
Medium... ops, sorry, znaczy Tau, przeszedł metamorfozę nie tylko imienną, ale także duchową. Trzeci album wydał już na swoim, sumptem własnej wytwórni, założył fundację i twierdzi, że ma remedium na nasze pytania, troski i bóle. Czy tym remedium, tym lekiem jest Bóg? Nie wiem, czy to jest takie proste...
Tau robi sobie sam bity - w większości, bo jest tu parę wyjątków. Jednak sam sobie wyznacza kurs, to kierunek znany nieco z poprzednich albumów. Klasyczne, jazzujące brzmienie, na bumbapowych perkusjach, fajnie kiwa głową. Sample, które wyszukuje Tau nie zawsze są oczywiste, zresztą, to nie tylko sample, ale i żywe instrumenty, które pobrzmiewają tu i ówdzie. Żeby nie było nudno, dla lekkiej zmiany klimatu zatrudnieni zostali tu również inni producenci. Zdolny dał trzy bity, tętniące elektronicznym bitem, inspirowane nieco Pharellem Williamsem (Made in serce), ale również takie klasyki w stylu reszty od Taua. Dwóch pozostałych bitmejkerów to Gawvi z Miami - niekoniecznie zawsze hip hopowy, ale za to całkiem sprawny, a także Chris Carson, z nieco bardziej elektronicznym bitem. Rapper postawił na zróżnicowanie brzmień, ale na szczęście nie przekracza pewnych granic, które uczyniłyby z płyty soundtrack, czy przypadkową składankę. Wszystko jest spójne i nawet jeśli klimat nagrań może być naprawdę różny, składa się to na fajne brzmienie.
Tau zaczął brzmieć znacznie bardziej przejrzyście. Nie ma tych zawoalowanych metafor, pokrzyżowanych wątków, które się wzajemnie znoszą. Tau opowiada nam tu swoją drogę od birbanta i hulaki, aż po gorliwego chrześcijanina. Rapper to emce z prawdziwego zdarzenia, bo potrafi zarządzać ceremonią jak prawdziwy mistrz. Jego flow, choć lekko kanciaste, jest charakterystyczne i wchodzi w uszy. Do tego głos jest modulowany, Tau próbuje śpiewać, co na początku w 'Bogu rapu' nieco kłuło mnie w uszy, bo brzmi to... szczególnie. Ale daje radę, choć z przymrużeniem oka. Na szczęście Tau nie gada tylko o bogu, bo byłoby to absolutnie nieznośne. Znajdziemy tu numery, traktujące o swoich byłych i obecnych, o ojcu, o ukochanym mieście Kielce, czy piętnuje szczycenie się metkami na ciuchach. Do tego jego boskiego rymowania podłączonych jest kilku gości, szczerze mówiąc dobranych według nieco szczególnego klucza. Doktor Zeus rozpieprzył system i uczynił 'Made in serce' jednym z lepszych traków na tym albumie. Wybitne wejście, tak tekstowo, jak i technicznie. Bezczel i Buka wypadli dość przeciętnie, choć akurat Buka ma niezły tekst, natomiast zaczyna mnie irytować jego maniera wokalna, imitująca białoruskiego kombajnistę po trzech flaszkach. Za to Paluch ma bardzo pozytywne wejście i brzmi tu naprawdę na miejscu. Za to niemal nie zarejestrowałem Kalego. Na osobne słowa zasługuje Lacrae, amerykański przedstawiciel christian rap, który ubarwia doskonale kawałek. No i naturalnie wokalistki, z miłymi głosami, które lecą od delikatnie gospelujących wokaliz, po refreny w części kawałków.
Nie spodziewałem się, że album o Bogu - do którego przyznam, jest mi bardzo daleko, to trafia do mnie ta płyta. Raz, że oparta jest o świetne, bujające podkłady, dwa, że Tau brzmi nieźle, a goście są co najmniej poprawni, trzy, że Medium wreszcie wie, o czym mówi i ma to jeden wspólny mianownik. Płyta pozytywna i nie tylko dla głęboko wierzących katolików. Super.
OCENA: 5\6
czwartek, 6 listopada 2014
VETO - VETOREANIMACJA
100jedenaście 2014
1. Intro
2. V.E.T.O. Vraca
3. Uwaga pomysł!
4. Miasto zepsute do szpiku kości
5. Sezon pełen pokus
6. Ballada o... feat. SBF, FAUST, W.A.M., DŻODŻO, JOGAS, GENY
7. Ja to mam szczęście feat. FRANEK
8. Takie czasy
9. Widziałbym się tam
10. Co to był za dzień feat. DIOX
11. Mam ochotę na chwileczkę zapomnienia
12. Sądy, urzędy...
13. Jestem kim byłem feat. OBYWATEL MC
14. Kamyk Zielony 2 feat. FRANEK
15. Kocha, nie poczeka feat. FABSTER
16. Marzy mi się świat...
Pionierzy polskiego rapu wracają. Dawno niesłyszany Radoskór i Pęku, który wprawdzie dał o sobie niedawno znać, ale bez wybuchów i dość po cichu, choć na legalu. Powroty tzw. legend rzadko kiedy powodują euforię, prędzej rozczarowanie i srogi zawód. Te dziesięć lat temu nie było za bardzo w czym wybierać, więc siłą rzeczy fani rapu z tamtego okresu wspominają Veto z rozrzewnieniem. Ale dziś...?
Muzyka hula - to powrót może nie tyle do Złotej Ery, co przełomu wieków ze szczyptą nowoczesności. Ponad dekadę wstecz zabiera nas na pewno radomski producent LuckyLoop, 200kila, Fabster (fajny, dudniący basem 'Co to był za dzień' - zresztą, on dał tu bardzo bujające, wręcz nieco czasem funkowe podkłady), KaWueS i DJ 600V, który powrócił w 'Ja to mam szczęście' do swojego stałego zestawu perkusyjnego, opartego na dźwiękach walenia w pudełka po lekarstwach. Bardziej w dzisiejszym, 'aktualnym' stylu robi bity Gruby, wrzucając do 'Veto wraca' dźwięki kojarzące się z tymi njuskulowymi trakami. Gdzieś pośrodku tkwią Sakier, Młody G.R.O. i Młodociany. Co nam z takiej mikstury wynika? Płyta jest muzycznie zróżnicowana na tyle, żeby nie nudzić i spójna tak, aby się nie rozłaziła. Owszem, można by to wszystko pewnie zrobić lepiej, ale jest tu parę podkładów, które naprawdę włażą w banię. Na pewno muza jest ciekawsza, niz liryka, bo...
Radoskór powrócił? Kasa się skończyła? Komu zajebać za ten pomysł? Charakterystyczny wokal i lekkie seplenienie nie wystarczą, żeby się wyróżniać spośród setek rapperów. Zwłaszcza, kiedy ma się tak prostackie i wtórne wersy: 'widziałbym sie tam, gdzie bym się widział, jakiś fart by tu się przydał'. Noż kurwa. Zwłaszcza, jak się beznadziejnie przesuwa akcenty i nie ma pojęcia, w którym momencie bitu zrobić pauzę, czy wziąć oddech, czy po prostu skończyć linijkę. Sporo lepiej prezentuje się Pęku (zawsze tak było w sumie), jednak to nadal jest przeciętna średnia krajowa i nie wiele wnosi on do brzmienia. Nie pomagają oklepane tematy, nie pomagają goście. Posse track 'Ballada o...', prezentujący kieleckie podziemie to wybitna pomyłka, bo zbioru tak marnych rapperów (no, może poza Faustem i Pękiem, którzy jako jedyni dali tu w miarę radę) rzadko mam okazję słuchać. Żaden z tych kolesi nie potrafi zarymować swoich kilku wersów tak, aby się zmieścić i nie wyjebać gdzieś w środku. Obywatela MC dałoby się znieść, gdyby nie ten tekst, który przewija się na co którejś płycie: 'czas leci jak wózki na fałreli' - mam na niego prawdziwe uczulenie. Najlepiej wypadli tu Diox i Franek, całkiem przyzwoicie Fabster, jednak szczerze mówiąc, średnio mi się chciało tego wszystkiego słuchać.
Kolejna legenda spadła z postumentu i roztrzaskała gipsowy łeb o posadzkę. Veto reanimacja? Panie doktorze, tu nie ma co reanimować, pacjent zszedł. Wołajcie chłopaków, niech kopią dołek. I niech ktoś skoczy po wieniec.
OCENA: 3-\6
1. Intro
2. V.E.T.O. Vraca
3. Uwaga pomysł!
4. Miasto zepsute do szpiku kości
5. Sezon pełen pokus
6. Ballada o... feat. SBF, FAUST, W.A.M., DŻODŻO, JOGAS, GENY
7. Ja to mam szczęście feat. FRANEK
8. Takie czasy
9. Widziałbym się tam
10. Co to był za dzień feat. DIOX
11. Mam ochotę na chwileczkę zapomnienia
12. Sądy, urzędy...
13. Jestem kim byłem feat. OBYWATEL MC
14. Kamyk Zielony 2 feat. FRANEK
15. Kocha, nie poczeka feat. FABSTER
16. Marzy mi się świat...
Pionierzy polskiego rapu wracają. Dawno niesłyszany Radoskór i Pęku, który wprawdzie dał o sobie niedawno znać, ale bez wybuchów i dość po cichu, choć na legalu. Powroty tzw. legend rzadko kiedy powodują euforię, prędzej rozczarowanie i srogi zawód. Te dziesięć lat temu nie było za bardzo w czym wybierać, więc siłą rzeczy fani rapu z tamtego okresu wspominają Veto z rozrzewnieniem. Ale dziś...?
Muzyka hula - to powrót może nie tyle do Złotej Ery, co przełomu wieków ze szczyptą nowoczesności. Ponad dekadę wstecz zabiera nas na pewno radomski producent LuckyLoop, 200kila, Fabster (fajny, dudniący basem 'Co to był za dzień' - zresztą, on dał tu bardzo bujające, wręcz nieco czasem funkowe podkłady), KaWueS i DJ 600V, który powrócił w 'Ja to mam szczęście' do swojego stałego zestawu perkusyjnego, opartego na dźwiękach walenia w pudełka po lekarstwach. Bardziej w dzisiejszym, 'aktualnym' stylu robi bity Gruby, wrzucając do 'Veto wraca' dźwięki kojarzące się z tymi njuskulowymi trakami. Gdzieś pośrodku tkwią Sakier, Młody G.R.O. i Młodociany. Co nam z takiej mikstury wynika? Płyta jest muzycznie zróżnicowana na tyle, żeby nie nudzić i spójna tak, aby się nie rozłaziła. Owszem, można by to wszystko pewnie zrobić lepiej, ale jest tu parę podkładów, które naprawdę włażą w banię. Na pewno muza jest ciekawsza, niz liryka, bo...
Radoskór powrócił? Kasa się skończyła? Komu zajebać za ten pomysł? Charakterystyczny wokal i lekkie seplenienie nie wystarczą, żeby się wyróżniać spośród setek rapperów. Zwłaszcza, kiedy ma się tak prostackie i wtórne wersy: 'widziałbym sie tam, gdzie bym się widział, jakiś fart by tu się przydał'. Noż kurwa. Zwłaszcza, jak się beznadziejnie przesuwa akcenty i nie ma pojęcia, w którym momencie bitu zrobić pauzę, czy wziąć oddech, czy po prostu skończyć linijkę. Sporo lepiej prezentuje się Pęku (zawsze tak było w sumie), jednak to nadal jest przeciętna średnia krajowa i nie wiele wnosi on do brzmienia. Nie pomagają oklepane tematy, nie pomagają goście. Posse track 'Ballada o...', prezentujący kieleckie podziemie to wybitna pomyłka, bo zbioru tak marnych rapperów (no, może poza Faustem i Pękiem, którzy jako jedyni dali tu w miarę radę) rzadko mam okazję słuchać. Żaden z tych kolesi nie potrafi zarymować swoich kilku wersów tak, aby się zmieścić i nie wyjebać gdzieś w środku. Obywatela MC dałoby się znieść, gdyby nie ten tekst, który przewija się na co którejś płycie: 'czas leci jak wózki na fałreli' - mam na niego prawdziwe uczulenie. Najlepiej wypadli tu Diox i Franek, całkiem przyzwoicie Fabster, jednak szczerze mówiąc, średnio mi się chciało tego wszystkiego słuchać.
Kolejna legenda spadła z postumentu i roztrzaskała gipsowy łeb o posadzkę. Veto reanimacja? Panie doktorze, tu nie ma co reanimować, pacjent zszedł. Wołajcie chłopaków, niech kopią dołek. I niech ktoś skoczy po wieniec.
OCENA: 3-\6
piątek, 5 września 2014
BOGUŚ MAHBOOB - I LIVE FOR THE FUNK
Vibe2Ness 2014
1. Intro (Carabąszcze)
2. 55 Kilo Funku
3. M.V.P. (Bleeeee)
4. Ni Ma Wody Na Pustyni
5. YOLO (You Only Listen to Oldschool) (cuty DJ Qmak)
6. Świński Styl
7. #EMDOADOHA
8. E.V.O.L. (Wersja dla ziomków)
9. E.V.O.L. (Wersja dla dupeczeg)
Boguś to wyluzowany typ, który żyje dla funku. Ambasador Funku, jak sam się zwie. Dzięki współpracy z Vibe2Ness ukazała się epka Bogumiła, przepełniona blantami, luzem i latami '90tymi. Hmmm... Coś dla mnie? No może.
Podkłady są zwinięte najzupełniej bezwstydnie z klasyków Złotej Ery. Nie ważne, czy to Blackstreet, czy Funkdoobiest - to po prostu ma być funk i chuj. I w sumie o czym tu mówić, kiedy każdy prawdziwy fan hip hopu będzie doskonale wiedział, skąd wziął się dany podkład. Jedyną nowością są skrecze od DJ Qmak'a - resztę znam na pamięć.
Boguś ma lekką wadę wymowy, ale to akurat tylko dodaje mu uroku. Wprawdzie ujmuje mu go kaleczenie angielszczyzny, którą uparcie wtrąca w wersy, ale co tam. Ważne, że Boguś ma faktycznie wyluzowany styl, którym operuje tak swobodnie, że słucha się go z przyjemnością. To taki rapper z wadami, za które się go lubi, bo sprawiają, że jest autentyczny i świeży. Nie mówi on o konkretnych rzeczach - to raczej swobodne rymy o rapie i pannach - do tego niby nic odkrywczego, ale Mahboob ma w sobie coś, czego nie mają inni. I chociaż nie mówi nic konkretnego, fajnie się go słucha.
To jedynie 26 minut i to na kradzionych bitach - dlatego recenzja też jest dość krótka, bo cóż można tu pisać? Tego trzeba sobie posłuchać. Boguś przywraca wspomnienia o najpiękniejszych latach rapu. Słucham z sentymentem!
OCENA: 4\6
1. Intro (Carabąszcze)
2. 55 Kilo Funku
3. M.V.P. (Bleeeee)
4. Ni Ma Wody Na Pustyni
5. YOLO (You Only Listen to Oldschool) (cuty DJ Qmak)
6. Świński Styl
7. #EMDOADOHA
8. E.V.O.L. (Wersja dla ziomków)
9. E.V.O.L. (Wersja dla dupeczeg)
Boguś to wyluzowany typ, który żyje dla funku. Ambasador Funku, jak sam się zwie. Dzięki współpracy z Vibe2Ness ukazała się epka Bogumiła, przepełniona blantami, luzem i latami '90tymi. Hmmm... Coś dla mnie? No może.
Podkłady są zwinięte najzupełniej bezwstydnie z klasyków Złotej Ery. Nie ważne, czy to Blackstreet, czy Funkdoobiest - to po prostu ma być funk i chuj. I w sumie o czym tu mówić, kiedy każdy prawdziwy fan hip hopu będzie doskonale wiedział, skąd wziął się dany podkład. Jedyną nowością są skrecze od DJ Qmak'a - resztę znam na pamięć.
Boguś ma lekką wadę wymowy, ale to akurat tylko dodaje mu uroku. Wprawdzie ujmuje mu go kaleczenie angielszczyzny, którą uparcie wtrąca w wersy, ale co tam. Ważne, że Boguś ma faktycznie wyluzowany styl, którym operuje tak swobodnie, że słucha się go z przyjemnością. To taki rapper z wadami, za które się go lubi, bo sprawiają, że jest autentyczny i świeży. Nie mówi on o konkretnych rzeczach - to raczej swobodne rymy o rapie i pannach - do tego niby nic odkrywczego, ale Mahboob ma w sobie coś, czego nie mają inni. I chociaż nie mówi nic konkretnego, fajnie się go słucha.
To jedynie 26 minut i to na kradzionych bitach - dlatego recenzja też jest dość krótka, bo cóż można tu pisać? Tego trzeba sobie posłuchać. Boguś przywraca wspomnienia o najpiękniejszych latach rapu. Słucham z sentymentem!
OCENA: 4\6
wtorek, 2 września 2014
DEJAN - DEMOTEJP
Weed & Brews 2014
1. Intro
2. Aż Tak Bardzo Nie Chcę
3. Klucze
4. Nie Mogę Już
5. Sam
6. PRZCDJ feat. ŻABSON, CHAOS
7. Nie Zawieść Raz
8. Świętokrzyski Wiatr
9. Nie Jest Tak Źle
10. Demotejp
11. Outro feat. KAJMAN
Dejan to kolejny zawodnik, który wprawdzie gdzieś tam obił mi się o słuch, ale nie zahaczył o zwoje specjalnie. Co tam wilki Popkilera, nie wpadł mi w ucho i już. I oto wypłynęła jego demówka, którą zaczęto mocno proposować na forach. Dejan powrócił do kraju i wypuścił podobno mocny, swój drugi materiał. Zawsze się takich określeń boję, bo może to oznaczać wszystko i nic.
Jak przystało na demotejp, całość zrobiona jest na zawiniętych bitach. No i ok, to są bangery, które rozstrzelone są pomiędzy elektroniką od Hudson Mohawke, po klasyczne, hip hopowe podkłady. Przyznam, choć nie lubię płyt na cudzych bitach, że muzyka dobrana jest idealnie i robi niezły rozpiernicz na tym materiale. Nie wszystkie wchodzą mi zupełnie bezboleśnie, ale są konkretne i kiwają łbem. Nie lubię rozwodzić się nad zawiniętymi podkładami, więc wystarczy tyle, że w większości wzięte są te niezłe.
Muzyka jest dobrana dobrze, niekoniecznie jednak rapper jest dobrany do nich zawsze i wszędzie. Bo choć Dejan jest naprawdę niezły, to nie za każdym razem wbija w bit jak wydaje się, że powinien. Tu trochę przyspiesza, tu płynie ładnie, a tu nagle przestawia akcenty i brzmi głupio. A tu nie trafia w werbel... (najjaskrawiej w 'Demotejp' i 'PRZCDJ') Ale to nie przeszkadza tak bardzo, kiedy zaczyna docierać do ciebie, o czym chłopak nawija. Dejan ma bardzo pożądaną u rapperów (a często u nich nieistniejącą) cechę, która umożliwia mu pisanie niezłych tekstów. 'Innych stać na hashtagi, linijki tak zawiłe \ że mój organizm analizując je traci siłę \ Zauważyłem sobie że nie składam już tak klawo liter \ I że jestem jednym z wielu a nie faworytem' - w przećpanym PRZCDJ jedzie jedną z lepszych zwrotek na płycie, a za nim podążają krok w krok Chaos z żabim, skrzeczącym głosem i Żabson, rymujący zupełnie po ludzku - bez kitu, myślałem, że ksywy są odwrotnie :) Dejan komentuje życie, odnosi się (nie bez kąśliwych uwag) do sceny, sporo jest wrzutów na temat życia na emigracji. Na deser mamy jeszcze Kajmana, który wypada bardzo fajnie i płynie po nie najłatwiejszym podkładzie naprawdę wzorowo. Najlepsze traki? 'PRZDJ' i 'Nie mogę już'. Najgorszy? Tytułowy...
Dejan pokazał na co go stać. Te pół godziny z Kielczaninem to nie jest czas stracony. Rapper udowadnia, że Młode Wilki to w sumie pomyłka i trochę to olał. Tutaj to tylko demówka, ale ja czekam zatem na pełnoprawny album, na własnych bitach i z większą siłą przebicia.
OCENA: 4+\6
1. Intro
2. Aż Tak Bardzo Nie Chcę
3. Klucze
4. Nie Mogę Już
5. Sam
6. PRZCDJ feat. ŻABSON, CHAOS
7. Nie Zawieść Raz
8. Świętokrzyski Wiatr
9. Nie Jest Tak Źle
10. Demotejp
11. Outro feat. KAJMAN
Dejan to kolejny zawodnik, który wprawdzie gdzieś tam obił mi się o słuch, ale nie zahaczył o zwoje specjalnie. Co tam wilki Popkilera, nie wpadł mi w ucho i już. I oto wypłynęła jego demówka, którą zaczęto mocno proposować na forach. Dejan powrócił do kraju i wypuścił podobno mocny, swój drugi materiał. Zawsze się takich określeń boję, bo może to oznaczać wszystko i nic.
Jak przystało na demotejp, całość zrobiona jest na zawiniętych bitach. No i ok, to są bangery, które rozstrzelone są pomiędzy elektroniką od Hudson Mohawke, po klasyczne, hip hopowe podkłady. Przyznam, choć nie lubię płyt na cudzych bitach, że muzyka dobrana jest idealnie i robi niezły rozpiernicz na tym materiale. Nie wszystkie wchodzą mi zupełnie bezboleśnie, ale są konkretne i kiwają łbem. Nie lubię rozwodzić się nad zawiniętymi podkładami, więc wystarczy tyle, że w większości wzięte są te niezłe.
Muzyka jest dobrana dobrze, niekoniecznie jednak rapper jest dobrany do nich zawsze i wszędzie. Bo choć Dejan jest naprawdę niezły, to nie za każdym razem wbija w bit jak wydaje się, że powinien. Tu trochę przyspiesza, tu płynie ładnie, a tu nagle przestawia akcenty i brzmi głupio. A tu nie trafia w werbel... (najjaskrawiej w 'Demotejp' i 'PRZCDJ') Ale to nie przeszkadza tak bardzo, kiedy zaczyna docierać do ciebie, o czym chłopak nawija. Dejan ma bardzo pożądaną u rapperów (a często u nich nieistniejącą) cechę, która umożliwia mu pisanie niezłych tekstów. 'Innych stać na hashtagi, linijki tak zawiłe \ że mój organizm analizując je traci siłę \ Zauważyłem sobie że nie składam już tak klawo liter \ I że jestem jednym z wielu a nie faworytem' - w przećpanym PRZCDJ jedzie jedną z lepszych zwrotek na płycie, a za nim podążają krok w krok Chaos z żabim, skrzeczącym głosem i Żabson, rymujący zupełnie po ludzku - bez kitu, myślałem, że ksywy są odwrotnie :) Dejan komentuje życie, odnosi się (nie bez kąśliwych uwag) do sceny, sporo jest wrzutów na temat życia na emigracji. Na deser mamy jeszcze Kajmana, który wypada bardzo fajnie i płynie po nie najłatwiejszym podkładzie naprawdę wzorowo. Najlepsze traki? 'PRZDJ' i 'Nie mogę już'. Najgorszy? Tytułowy...
Dejan pokazał na co go stać. Te pół godziny z Kielczaninem to nie jest czas stracony. Rapper udowadnia, że Młode Wilki to w sumie pomyłka i trochę to olał. Tutaj to tylko demówka, ale ja czekam zatem na pełnoprawny album, na własnych bitach i z większą siłą przebicia.
OCENA: 4+\6
sobota, 16 sierpnia 2014
ANTON - PAMIĘTAM KIM JESTEM
Przypał 2014
1. Intro-Bragga ziom
2. Czasem myślę
3. Wiesz jak jest feat. LARKIN
4. Mamy co mamy
5. Przepaść feat. TROYAN
6. Walczmy o prawdę
7. Nie pozwól zwariować
8. Gorzka prawda feat. CANTON
9. Nie tak dawno temu feat. MRL, PAWLAK, BLEMIA, MAKARY, ROVER, KOKS
10. Musze iść feat. LUKA
11. Wdycham powietrze
12. Mógłbym
13. Harmonogram dnia napięty feat. MAKARY
14. Wejdź w moje buty
15. Falstart
16. Co gdyby nie to feat. POLA
17. Pamiętam kim jestem
Letni Chamski Podryw to skład, który jest bardzo popularny, ale przecież nikt ich nie bierze na poważnie, tylko uważa za kabaret - i nie bez uzasadnienia. Jednak jeden z członków LChP, Anton - czyli twórca albumu, który mam przed sobą, działa na scenie od wielu lat i nie zajmuje się tylko dowcipkowaniem. Tą płytą rapper pokazuje nam, że 'pamięta kim jest' i nie zawiesił się an wygłupach. Tym razem to poważny projekt.
Anton oddał się w większości usługom Sakiera, jeśli chodzi o podkłady. Nie powiem, żeby twórczość Sakiera mnie jakoś bardzo przekonała. To zwyczajne bity, w miarę klasyczne i oparte na samplach, choć z takim apdejtem, że tak to ujmę. Brzmią dobrze, ale bez żadnej siły. Pozostali producenci wypadli różnie . Trzy numery Grubego są chyba najlepsze, bo mają jaja i są konkretne, zresztą tylko one opatrzone są pracą DJ Łapy na wosku, co znakomicie ubarwia dość monotonną strefę muzyczną. Duet Kusiak i MRL to coś w stylu syntetycznego ragga w kawałku 'Mamy co mamy'. Pozostali, czyli KG, Makary i PLN Beatz, dali równie płaskie i byle jakie traki, które nie wzruszyły mnie ani trochę - no dobra, numer Makarego znam już z płyty tego drugiego i powiedzmy, że jest to najciekawszy kawałek tutaj. Ale to nie świadczy aż tak dobrze o albumie...
Rapper nie oszałamia, to prawda. Owszem, jest dość charakterystyczny, ale zupełnie bez wyrazu. Do tego nie na każdym podkładzie daje radę wyjść na swoje i nie zawsze brzmi to fajnie. Zresztą, teksty Antona są równie nijakie i pozbawione czegokolwiek, co pozwoliłoby się bliżej zainteresować. Ciężkie życie, nieco bragga, bądź prawdziwy i takie tam banały. z gości nieźle wypada tylko dwóch chłopaków: Rover (oczywiście) i Troyan ze swoim agresywnym stylem. Reszta jest jeszcze bardziej przeciętna, niż Anton albo w ogóle marna. Nawet nie mam tu o czym pisać - jest blado i nudno, do tego wszystko brzmi identycznie.
Anton w całości dopasował się do muzyki - jest tak samo wyprany i nijaki, jak i produkcja. Szczerze powiem, że setnie się wynudziłem - zacząłem ziewać na dobre już przy szóstym numerze. W zasadzie całość zbija się w jedną papkę i naprawdę próbowałem posłuchać tego raz jeszcze i jeszcze, ale palec sam wciskał skip, bez mojego udziału. Nie jest to zła płyta, ale... Ziew.
OCENA: 3\6
1. Intro-Bragga ziom
2. Czasem myślę
3. Wiesz jak jest feat. LARKIN
4. Mamy co mamy
5. Przepaść feat. TROYAN
6. Walczmy o prawdę
7. Nie pozwól zwariować
8. Gorzka prawda feat. CANTON
9. Nie tak dawno temu feat. MRL, PAWLAK, BLEMIA, MAKARY, ROVER, KOKS
10. Musze iść feat. LUKA
11. Wdycham powietrze
12. Mógłbym
13. Harmonogram dnia napięty feat. MAKARY
14. Wejdź w moje buty
15. Falstart
16. Co gdyby nie to feat. POLA
17. Pamiętam kim jestem
Letni Chamski Podryw to skład, który jest bardzo popularny, ale przecież nikt ich nie bierze na poważnie, tylko uważa za kabaret - i nie bez uzasadnienia. Jednak jeden z członków LChP, Anton - czyli twórca albumu, który mam przed sobą, działa na scenie od wielu lat i nie zajmuje się tylko dowcipkowaniem. Tą płytą rapper pokazuje nam, że 'pamięta kim jest' i nie zawiesił się an wygłupach. Tym razem to poważny projekt.
Anton oddał się w większości usługom Sakiera, jeśli chodzi o podkłady. Nie powiem, żeby twórczość Sakiera mnie jakoś bardzo przekonała. To zwyczajne bity, w miarę klasyczne i oparte na samplach, choć z takim apdejtem, że tak to ujmę. Brzmią dobrze, ale bez żadnej siły. Pozostali producenci wypadli różnie . Trzy numery Grubego są chyba najlepsze, bo mają jaja i są konkretne, zresztą tylko one opatrzone są pracą DJ Łapy na wosku, co znakomicie ubarwia dość monotonną strefę muzyczną. Duet Kusiak i MRL to coś w stylu syntetycznego ragga w kawałku 'Mamy co mamy'. Pozostali, czyli KG, Makary i PLN Beatz, dali równie płaskie i byle jakie traki, które nie wzruszyły mnie ani trochę - no dobra, numer Makarego znam już z płyty tego drugiego i powiedzmy, że jest to najciekawszy kawałek tutaj. Ale to nie świadczy aż tak dobrze o albumie...
Rapper nie oszałamia, to prawda. Owszem, jest dość charakterystyczny, ale zupełnie bez wyrazu. Do tego nie na każdym podkładzie daje radę wyjść na swoje i nie zawsze brzmi to fajnie. Zresztą, teksty Antona są równie nijakie i pozbawione czegokolwiek, co pozwoliłoby się bliżej zainteresować. Ciężkie życie, nieco bragga, bądź prawdziwy i takie tam banały. z gości nieźle wypada tylko dwóch chłopaków: Rover (oczywiście) i Troyan ze swoim agresywnym stylem. Reszta jest jeszcze bardziej przeciętna, niż Anton albo w ogóle marna. Nawet nie mam tu o czym pisać - jest blado i nudno, do tego wszystko brzmi identycznie.
Anton w całości dopasował się do muzyki - jest tak samo wyprany i nijaki, jak i produkcja. Szczerze powiem, że setnie się wynudziłem - zacząłem ziewać na dobre już przy szóstym numerze. W zasadzie całość zbija się w jedną papkę i naprawdę próbowałem posłuchać tego raz jeszcze i jeszcze, ale palec sam wciskał skip, bez mojego udziału. Nie jest to zła płyta, ale... Ziew.
OCENA: 3\6
piątek, 1 sierpnia 2014
FRANKIE - JAK ZWYKLE O TYM SAMYM
Kolektyw Label 2014
1. Bow Wow Wow
2. Wypierdalam feat. BOGUŚ MAHBOOB, OTSOCHODZI
3. Bum Bap Siet!
4. Manewruję feat. UTEK
5. #rararara feat. BIERNAC
6. Jak zwykle o tym samym
7. Giboneria
Szczerze mówiąc nie mam pojęcia co to za koleś. Naturalnie, to że o nim nigdy nie słyszałem, nie znaczy, że jest kiepski, choć okładka pełna kruszywa naprowadziła mnie nieco na klimat albumu.
Co mogę powiedzieć o muzyce? Zajebista. Wszak to instrumentale z najlepszych lat rapu: Funkdoobiest, Redman, Lords Of The Underground, Wu Tang - o czym tu gadać?
Frankie jest polską wersją swoistej wypadkowej między Son Doobie, Everlasta, Redmana i chuj wi kogo jeszcze. 'Siema tu Frankie, it's gotta be funky' - klimat jest tak kielecki, że ciężko nie powrócić myślami do pierwszego Wzgórza, czy Albóóómu Liroya. Koleś siedzi tak głęboko w latach '90, że najwyraźniej ominął fakt, że minęło już 20 lat od tamtego czasu - musi wyjarał za wiele. Nie chodzi o to, że jestem fanem njuskulu, broń Boże, uwielbiam Złotą Erę. Ale to faktycznie brzmi, jakby Frankie nagrywał te 20 lat temu - włącznie z flow i tekstami. I goście jadą dokładnie tak samo. Nie rozumiem fenomenu, bo po forach spacerując widzę, że lud się jara. Ja nie.
Zastanawiam się, jaki jest sens wydawania takiego materiału... Jak będę miął ochotę posłuchać Redmana, czy Funkdoobiest, to sobie ich włączę. Klimacik? Dla beki wyłącznie. Te 16 minut spędzonych z tym albumem uznaję za żart i za przywołanie pozytywnych wspomnień, daję aż trzy, choć to i tak sporo.
OCENA: 3\6
1. Bow Wow Wow
2. Wypierdalam feat. BOGUŚ MAHBOOB, OTSOCHODZI
3. Bum Bap Siet!
4. Manewruję feat. UTEK
5. #rararara feat. BIERNAC
6. Jak zwykle o tym samym
7. Giboneria
Szczerze mówiąc nie mam pojęcia co to za koleś. Naturalnie, to że o nim nigdy nie słyszałem, nie znaczy, że jest kiepski, choć okładka pełna kruszywa naprowadziła mnie nieco na klimat albumu.
Co mogę powiedzieć o muzyce? Zajebista. Wszak to instrumentale z najlepszych lat rapu: Funkdoobiest, Redman, Lords Of The Underground, Wu Tang - o czym tu gadać?
Frankie jest polską wersją swoistej wypadkowej między Son Doobie, Everlasta, Redmana i chuj wi kogo jeszcze. 'Siema tu Frankie, it's gotta be funky' - klimat jest tak kielecki, że ciężko nie powrócić myślami do pierwszego Wzgórza, czy Albóóómu Liroya. Koleś siedzi tak głęboko w latach '90, że najwyraźniej ominął fakt, że minęło już 20 lat od tamtego czasu - musi wyjarał za wiele. Nie chodzi o to, że jestem fanem njuskulu, broń Boże, uwielbiam Złotą Erę. Ale to faktycznie brzmi, jakby Frankie nagrywał te 20 lat temu - włącznie z flow i tekstami. I goście jadą dokładnie tak samo. Nie rozumiem fenomenu, bo po forach spacerując widzę, że lud się jara. Ja nie.
Zastanawiam się, jaki jest sens wydawania takiego materiału... Jak będę miął ochotę posłuchać Redmana, czy Funkdoobiest, to sobie ich włączę. Klimacik? Dla beki wyłącznie. Te 16 minut spędzonych z tym albumem uznaję za żart i za przywołanie pozytywnych wspomnień, daję aż trzy, choć to i tak sporo.
OCENA: 3\6
poniedziałek, 28 lipca 2014
MAKARY - SAM DLA SIEBIE
nielegal 2014
1. Intro
2. Barwinek
3. Setki Dobrych Słów 3 feat. KADI
4. Jestem Stąd feat. LZRGD (Jogas, Enero, Joker), KADI
5. Harmonogram Dnia Napięty feat. ANTON, POLA
6. Civitas Kielcensis (Siema Remix) feat. WUER, G-DAS, GIENUA, TROYAN, ELDEZET
7. M
8. Szacunek feat. SBF, NOREK
9. Patrzymy Na Te Same Sprawy 2
10. Skit
11. Damy Radę feat. KADI
12. Sam Dla Siebie
13. Składam Ręce feat. MRL, JUSTICE, ROVER
14. Marionetki (Wczoraj, Dziś i Jutro)
15. Nic Dziś Nie Przychodzi Łatwo rmx feat. KADI
16. Ciągle Gubię Kierunek
17. Rób To Co Chcesz feat. KADI
18. Outro
19. Co Za Fart (Mak Remix) Bonus Track
Makary to koleś, który na scenie kieleckiej działa już dość długo - głównie we współpracy z innymi, ale 'Sam Dla Siebie' jest jego bodaj drugą solówką. Makary to nie tylko rapper, ale również para się produkcją, jednak tym razem nie jest to jego płyta producencka. To album, który rapper nagrał sam dla siebie.
Za produkcję muzyczną odpowiedzialny jest w niemal połowie wypadków sam Makary. Oprócz samego Makaergo, mamy tu całą brygadę producentów: Enero Faust, Sakier, Rudy Beatzz, Wiotka Ręka, KG Producer oraz MF Beat. I choć nie wszyscy z nich są znani, to okazuje się, że wszyscy wiedzą, jak zrobić fajne, bujające podkłady, przywołujące na myśl piękne czasy Złotej Ery. Dostajemy tu konkretne perkusje, szum winyla, fajnie dobrane sample sprawiają, że muzyka wali po głowie i jest naprawdę fajnie. W produkcji przoduje według mnie Enero Faust (sprawdź intro i orientalny 'M'), ale i sam Makary daje naprawdę niezłe rzeczy. Jednak, żeby za słodko nie było, jest tu kilka mniej ciekawych rzeczy: 'Szacunek' od Wiotkiej Ręki i kilka nudnawych, mało porywających podkładów. Całość za to uzupełniają stricte hiphopowe akcje, takie jak bitboks od Vazqueza, a także skrecze DJ Sad Man'a. Ogólnie rzecz biorąc, mamy tu do czynienia ze szczerą muzą, typowo podziemną, ale całkiem fajną.
Makary jest rapperem nieco przeciętnym, takim typowym undergroundowym wyrobnikiem. Ani nie ma jakiegoś szczególnego stylu, głosu, czy flow, ani jego teksty nie są wcale 'setką dobrych słów' - wszystko jest podziemną normą: od rymów, po tematykę. Sporo tutaj lokalnych hymnów, sławiących tak Kielce, jak i dzielnicę Barwinek, i 'wszystko to, bo jestem kurwa stąd', jak zaśpiewała swoim ładnym głosem Justice, która pojawia się w kilku kawałkach na refrenie. Poza reprezentowaniem miejscówki, mamy tu również typowe numery z dowolnej podziemnej produkcji: szacunek, trzymamy się razem i idziemy do przodu, nie poddajemy się, choć trzeba się starać. To wszystko jest dość proste, czasem chwytliwe, czasem byle jakie - najczęściej nie zapadające w pamięć, ale i fejspalmów być nie powinno, nawet jeśli w paru miejscach zdarzają się wypadnięcia z bitu, czy potknięcia. Zresztą, i tak Makary jest tu jednym z lepszych emce, bo cała plejada zaproszonych, zazwyczaj lokalnych, rapperów daje popis czystego braku skillsów. Oczywiście są tu wyjątki, jak Anton, czy Rover ale to kropla w morzu. Większość featów to istna masakra, nie potrafiąca trafić w podkład, złapać oddechu, czy zarymować porządnie tego, co napisali.
I z jednej strony mamy tu nawet dość porządny, podziemny rap, z drugiej niedoskonałości rapperów nieco zaciemniają obraz. W efekcie dostajemy przeciętny materiał, choć z aspiracjami - jednak zasługa to przede wszystkim producentów, a nie rapperów. Makary pozostanie zapewne w podziemiu, bo takich płyt wychodzi na pęczki, choć przecież i na legalu trafiają się sporo gorsze rzeczy.
OCENA: 3+\6
wtorek, 3 grudnia 2013
ROVER - ODŹWIERNY
Step 2013
1. Autobiografia
2. Konfesjonał
3. Surrealizm
4. Prestidigitator feat. LUKA
5. Wizja feat. LUKA
6. Motyle feat. DAREK PERCZAK
7. Dźwięki
8. Roadtrip 2
9. Koszyk
10. Koperta
11. Pęknięcie feat. WDOWA
12. Lot feat. JAHQB
13. Jednorożec
14. Umieć tu żyć feat. ALICETEA
Poprzednia płyta Rovera, '24TV', to był ciekawy koncept album. W tym roku Rover zmienia wytwórnię, wychodzi na legalu, ale koncept, choć się zmienił, nadal rządzi płytą. Teraz dostajemy całą książkę, którą wypada najpierw przeczytać, bo płyta jest ostatnim jej rozdziałem.
Większość stron książki zapełnił nutami Sakier, z drobnymi przerwami na SoDrumatic'a, Voskowego, RX, Bobera i Pawbeats. I, ku mojemu zdziwieniu, to Sakier okazał się być tym najardziej progresywnym bitmejkerem, a nie SoDrumatic, który dał fenomenalny, jazzowy podkład do 'Prestidigitatora'. Nie lubię jego bitów, ale tutaj pokazał klasę wybitną. Dominujący tu Sakier niestety nie jest wybitnym producentem, czasem te podkłady się zlewają, bo są dość podobne, choć przecież i są takie, jak energiczny 'Motyle' i wesoły 'Dźwięki'. Od Voskowego mamy również jazzowo-soulowy 'Koszyk', który nie porusza tak, jak ten od Drumatyka, jednak wszystkie kawałki kolejnych producentów są warte uwagi: klimatyczny RX, połamany Bober, intensywny Pawbeats. Muzyka jest dobra, pasująca do klimatu, choć na pewno mogłaby być lepsza - tego brakuje do ideału.
Kiedy ostatnio słyszałem tak przejmujące i przemyślane wersy? A wiem. Kilka lat temu, na pominiętej przez większość płycie Ducha 'Pod Koniec'. Wszystkie teksty naładowane są emocjami, bólem i konkluzjami, to czysta poezja, serwowana bez banałów, dyrdymałów i potknięć. Trzeba koniecznie słuchać bardzo uważnie, bo ciężko jest ominąć błyskotliwe wejścia, jak 'najlepszy hasztag o ekologii jaki stawiasz? Trawa'. Trzeba koniecznie uważać, bo kawałki takie jak 'Koperta' i 'Lot' zgniotą Cię na miazgę. Naprawdę, po niektórych kawałkach ciężko przejść do zwykłego rytmu i powrócić do rzeczywistości. Goście zdecydowanie dodają smaku albumowi, bo są to goście śpiewający (genialny refren Luki w 'Prestidigitatorze') albo Wdowa, dobrze wpisująca się w całość.
Ufff. To bardzo ciężki materiał. Poezja na rapowych bitach, ale nie jest to jeden z tych 'płaczących' rapperów, jak to się ich ostatnio określa. To emce, który jebnie Ci w pysk garścią słów, które wyduszą z Ciebie łzy. Trudne i na pewno nie dla wszystkich, ale zmuszające do refleksji i świetne. Jak dla mnie, w tym roku Step niszczy produkcjami: Cira, Vienio, Hukos, teraz Rover...
OCENA: 5\6
1. Autobiografia
2. Konfesjonał
3. Surrealizm
4. Prestidigitator feat. LUKA
5. Wizja feat. LUKA
6. Motyle feat. DAREK PERCZAK
7. Dźwięki
8. Roadtrip 2
9. Koszyk
10. Koperta
11. Pęknięcie feat. WDOWA
12. Lot feat. JAHQB
13. Jednorożec
14. Umieć tu żyć feat. ALICETEA
Poprzednia płyta Rovera, '24TV', to był ciekawy koncept album. W tym roku Rover zmienia wytwórnię, wychodzi na legalu, ale koncept, choć się zmienił, nadal rządzi płytą. Teraz dostajemy całą książkę, którą wypada najpierw przeczytać, bo płyta jest ostatnim jej rozdziałem.
Większość stron książki zapełnił nutami Sakier, z drobnymi przerwami na SoDrumatic'a, Voskowego, RX, Bobera i Pawbeats. I, ku mojemu zdziwieniu, to Sakier okazał się być tym najardziej progresywnym bitmejkerem, a nie SoDrumatic, który dał fenomenalny, jazzowy podkład do 'Prestidigitatora'. Nie lubię jego bitów, ale tutaj pokazał klasę wybitną. Dominujący tu Sakier niestety nie jest wybitnym producentem, czasem te podkłady się zlewają, bo są dość podobne, choć przecież i są takie, jak energiczny 'Motyle' i wesoły 'Dźwięki'. Od Voskowego mamy również jazzowo-soulowy 'Koszyk', który nie porusza tak, jak ten od Drumatyka, jednak wszystkie kawałki kolejnych producentów są warte uwagi: klimatyczny RX, połamany Bober, intensywny Pawbeats. Muzyka jest dobra, pasująca do klimatu, choć na pewno mogłaby być lepsza - tego brakuje do ideału.
Kiedy ostatnio słyszałem tak przejmujące i przemyślane wersy? A wiem. Kilka lat temu, na pominiętej przez większość płycie Ducha 'Pod Koniec'. Wszystkie teksty naładowane są emocjami, bólem i konkluzjami, to czysta poezja, serwowana bez banałów, dyrdymałów i potknięć. Trzeba koniecznie słuchać bardzo uważnie, bo ciężko jest ominąć błyskotliwe wejścia, jak 'najlepszy hasztag o ekologii jaki stawiasz? Trawa'. Trzeba koniecznie uważać, bo kawałki takie jak 'Koperta' i 'Lot' zgniotą Cię na miazgę. Naprawdę, po niektórych kawałkach ciężko przejść do zwykłego rytmu i powrócić do rzeczywistości. Goście zdecydowanie dodają smaku albumowi, bo są to goście śpiewający (genialny refren Luki w 'Prestidigitatorze') albo Wdowa, dobrze wpisująca się w całość.
Ufff. To bardzo ciężki materiał. Poezja na rapowych bitach, ale nie jest to jeden z tych 'płaczących' rapperów, jak to się ich ostatnio określa. To emce, który jebnie Ci w pysk garścią słów, które wyduszą z Ciebie łzy. Trudne i na pewno nie dla wszystkich, ale zmuszające do refleksji i świetne. Jak dla mnie, w tym roku Step niszczy produkcjami: Cira, Vienio, Hukos, teraz Rover...
OCENA: 5\6
sobota, 30 listopada 2013
TUSZ NA RĘKACH - W BRZUCHU BESTII
Urban 2013
1. Uciec Stąd
2. Fuks
3. #problemy
4. W Brzuchu Bestii
5. Nowe Życie
6. Głód feat. CLEO
7. Nie Masz Czasu
8. Przypadek feat. FAMSON, HANSI
9. Solo feat. ALEX, B.R.O.
10. Kilku Ziomów, Kilka Sztuk feat. EGOTRUE, JOT, MAM NA IMIĘ ALEKSANDER
11. Bilans
12. Nigdy Tam
13. Odrywam Się
14. Bez Ciebie Nie Ma Mnie
15. Outro/Dobranoc
Tusz jest płodnym rapperem i wydaje płyty z częstotliwością niemalże co roku. No i dobrze, bo to utalentowany i nietuzinkowy artysta, tym bardziej, że tak jest i tego roku - nowy album Kuby wyszedł na półki sklepowe dzięli Urban City. Uwagę zwraca od razu okładka, na której Tusz jest wyjęty świeżo z metaforycznego 'brzucha bestii' - miasta, w którym żyjemy.
Prawie całą płytę zrobił dla Tusza Szatt - tylko dwa traki dał Donatan. W sumie wszystko jest w jednym klimacie - by nie rzec, na jedno kopyto. To ten nowoczesny hip hop, Szatt lubi używać przeróżnych klawiszy - przede wszystkim syntezatorowych, ale nie tylko, lubi również usuwać perkusję z części kawałków. Jakoś mnie muzyka na tym albumie zupełnie nie przekonuje, te melancholijne w większości bity to takie nocne nagrania (hasztag), może i ambitne, ale takie trochę... papkowate. Nie pomaga udział DJ Danka, bo jest tylko w dwóch trakach. Z 70 procent płyty zwalnia niemiłosiernie, rozwleka się i tylko parę kawałków ma energię zdolną obudzić przysypiającego słuchacza (czytaj: mnie). Wyjątkiem tu są 'Odrywam się' i może 'Solo'.
Tusz, jak Tusz. Ma niezłe flow, dobre teksty... i tyle. Poprzednie płyty TNR naprawdę mi się podobały - tym razem pozostałem zupełnie obojętny, do tego stopnia, że nie byłem w stanie często skupić się na tym, co mówił Kuba. Zastanawiam się, czy to wina muzyki, czy Tusz stracił tusz? Bo sporo tu jest osobistych wycieczek rappera, który stara się wrzucić wiele odnośników do różnych sytuacji, ale brzmi to wszystko jak melodramat, puszczany wieczorem w paśmie kobiecym TVN Style: 'Pamiętam jak zapytałem czy mnie kochasz jeszcze, odpowiedziałaś: Nie wiem \ przeszły mnie dreszcze pomyślałem, że nie ma mnie bez Ciebie \ Z drugiej strony są pozory i codzienność - rzygam nią \ jak w Twoich oczach widzę, że jesteś daleko stąd'. Tak, trafiają się nawet celne pancze w stylu 'kiedy słyszysz Pikej, raise your middle finger', ale reszta to podróż przez życie Kuby Witka. Nawet goście niewiele wnoszą, bo każdy wypadł dość przeciętnie i mało przekonująco.
E tam, rozczarowałem się. Szatt nie błyszczy tym razem, jak na innych produkcjach, Tusz nie błyszczy tym razem, jak na poprzednich płytach. Na 'W Brzuchu Bestii' mało jest zasugerowanych opowieści z wnętrza miasta, raczej sporo ckliwych opowiastek o miłości. Nie jest to bardzo zły album, ale się rozczarowałem, zarówno tematyką, jak i melodramatycznym klimatem. No i ta okładka, na pomysł której już ktoś kiedyś wpadł... Ale może to niezamierzony efekt, nie wiem.
OCENA: 3+\6
1. Uciec Stąd
2. Fuks
3. #problemy
4. W Brzuchu Bestii
5. Nowe Życie
6. Głód feat. CLEO
7. Nie Masz Czasu
8. Przypadek feat. FAMSON, HANSI
9. Solo feat. ALEX, B.R.O.
10. Kilku Ziomów, Kilka Sztuk feat. EGOTRUE, JOT, MAM NA IMIĘ ALEKSANDER
11. Bilans
12. Nigdy Tam
13. Odrywam Się
14. Bez Ciebie Nie Ma Mnie
15. Outro/Dobranoc
Tusz jest płodnym rapperem i wydaje płyty z częstotliwością niemalże co roku. No i dobrze, bo to utalentowany i nietuzinkowy artysta, tym bardziej, że tak jest i tego roku - nowy album Kuby wyszedł na półki sklepowe dzięli Urban City. Uwagę zwraca od razu okładka, na której Tusz jest wyjęty świeżo z metaforycznego 'brzucha bestii' - miasta, w którym żyjemy.
Prawie całą płytę zrobił dla Tusza Szatt - tylko dwa traki dał Donatan. W sumie wszystko jest w jednym klimacie - by nie rzec, na jedno kopyto. To ten nowoczesny hip hop, Szatt lubi używać przeróżnych klawiszy - przede wszystkim syntezatorowych, ale nie tylko, lubi również usuwać perkusję z części kawałków. Jakoś mnie muzyka na tym albumie zupełnie nie przekonuje, te melancholijne w większości bity to takie nocne nagrania (hasztag), może i ambitne, ale takie trochę... papkowate. Nie pomaga udział DJ Danka, bo jest tylko w dwóch trakach. Z 70 procent płyty zwalnia niemiłosiernie, rozwleka się i tylko parę kawałków ma energię zdolną obudzić przysypiającego słuchacza (czytaj: mnie). Wyjątkiem tu są 'Odrywam się' i może 'Solo'.
Tusz, jak Tusz. Ma niezłe flow, dobre teksty... i tyle. Poprzednie płyty TNR naprawdę mi się podobały - tym razem pozostałem zupełnie obojętny, do tego stopnia, że nie byłem w stanie często skupić się na tym, co mówił Kuba. Zastanawiam się, czy to wina muzyki, czy Tusz stracił tusz? Bo sporo tu jest osobistych wycieczek rappera, który stara się wrzucić wiele odnośników do różnych sytuacji, ale brzmi to wszystko jak melodramat, puszczany wieczorem w paśmie kobiecym TVN Style: 'Pamiętam jak zapytałem czy mnie kochasz jeszcze, odpowiedziałaś: Nie wiem \ przeszły mnie dreszcze pomyślałem, że nie ma mnie bez Ciebie \ Z drugiej strony są pozory i codzienność - rzygam nią \ jak w Twoich oczach widzę, że jesteś daleko stąd'. Tak, trafiają się nawet celne pancze w stylu 'kiedy słyszysz Pikej, raise your middle finger', ale reszta to podróż przez życie Kuby Witka. Nawet goście niewiele wnoszą, bo każdy wypadł dość przeciętnie i mało przekonująco.
E tam, rozczarowałem się. Szatt nie błyszczy tym razem, jak na innych produkcjach, Tusz nie błyszczy tym razem, jak na poprzednich płytach. Na 'W Brzuchu Bestii' mało jest zasugerowanych opowieści z wnętrza miasta, raczej sporo ckliwych opowiastek o miłości. Nie jest to bardzo zły album, ale się rozczarowałem, zarówno tematyką, jak i melodramatycznym klimatem. No i ta okładka, na pomysł której już ktoś kiedyś wpadł... Ale może to niezamierzony efekt, nie wiem.
OCENA: 3+\6
poniedziałek, 7 października 2013
WOJTAS - 23
Step 2013
1. Kalejdoskop
2. Ooo tak
3. To nie miało być tak feat. FU
4. Co się opłaca
5. O co biega? feat. NOREK, ENERO FAUST NS, MAKARY, GLON
6. Uspakaja mnie to (UMT)
7. Czego chcesz
8. OlDirtyDancing feat. LIROY, HANS, KAJMAN, PĘKU
9. Ponad tym feat. FRANEK, ABRADAB
10. Fankuemigracja feat. TYTSON, SENSI
11. Nie martw się feat. GRUBSON
12. 93 BPM
Po ośmiu latach od ostatniej solówki Wojtas wreszcie daje nam swój drugi album. Tak, był po drodze Hurragun, ale najlepszy rapper WYP-3 nareszcie powraca. 'Moja Gra' była zadziwiająco dobra, Hurragun był w moim Top 15, więc nic dziwnego, że czekałem na kolejna płytę Wojtasa.
Wojtas tkwi bardzo głęboko w korzeniach Złotej Ery, dlatego spodziewałem się podkładów, może nie takich samych, jak na Huraganie, ale przynajmniej w klimacie. Upewnił mnie o tym dobór producentów. Większość podkładów zrobił Fspólny, ale jest tu też Mżawski, który zrobił przecież cały album Huraganów, jest Eprom, Ostry, a nawet Liroy, DNA i Fabster. No i mamy to, czego można się spodziewać. Bity zrobione w stylu lat '90, z ogromną ilością skreczy, bo i drapaczy mamy tu wielu. Jest DJ Plash, DJ Lem, DJ Twister, DJ Ace, DJ Cent, DJ Feel-X, DJ Eprom - można rzec, że śmietanka. Większość podkładów ma klimat nowojorski (Lords Of The Underground, Pete Rock, ATCQ, ta jazda), choć Liroy poszedł raczej nieco w stronę g-funku. W sumie, muzyki nie można się czepiać, choć brak jej siły, jak na Hurragunie, to jednak podkłady są ok. Fajny spacer przez lata '90, mnie zwłaszcza urzekł DNA z nieprawdopodobnym trakiem do 'Oldirtydancing'.
Wojtas stracił zęby - niestety. Niby wszystko w klimacie, niby stary dobry Wojtas, ale nie ma tu ognia, nie ma tu siły przebicia, Wojtek czasem rymuje jak emeryt. Poza tym, to wszystko już było: bragga, kiedyś to się działo, polityka, zajarajmy... I te proste wersy, które były jego atutem, dziwnie się rozmywają w nijakość. Słychać to zwłaszcza w kawałkach gościnnych, choć nie mam tu na myśli kawałków z bełkoczącym Fu, mizernym Enero Faustem, czy tragicznym Makarym. Mówię o kieleckim posse traku 'OlDirtyDancing', który nie dość, że ma genialny bit, to jeszcze goście przywracają siłę płycie. Mówię o 'Ponad tym' - kolejnym wybornym podkładzie (od Fspólnego tym razem) i świetną zwrotką Franka (chyba najlepsza w jego karierze!) i Dabem. Mówię o kawałku 'Fankuemigracja', brzmiącym (dzięki gościom oczywiście, ale i podkładowi Fspólnego) jakby wzięty żywcem z płyty Hurragun. Reszta? Ujdzie.
To największy problem tego albumu. Ujdzie. Trzy świetne kawałki nie załatwią sprawy, reszta ujdzie. Może to dlatego, że się mocno rozczarowałem? Nie dostałem od Wojtasa tego, czego oczekiwałem, sory. Niby dobra płyta, ale tylko ujdzie.
OCENA: 4-\6
1. Kalejdoskop
2. Ooo tak
3. To nie miało być tak feat. FU
4. Co się opłaca
5. O co biega? feat. NOREK, ENERO FAUST NS, MAKARY, GLON
6. Uspakaja mnie to (UMT)
7. Czego chcesz
8. OlDirtyDancing feat. LIROY, HANS, KAJMAN, PĘKU
9. Ponad tym feat. FRANEK, ABRADAB
10. Fankuemigracja feat. TYTSON, SENSI
11. Nie martw się feat. GRUBSON
12. 93 BPM
Po ośmiu latach od ostatniej solówki Wojtas wreszcie daje nam swój drugi album. Tak, był po drodze Hurragun, ale najlepszy rapper WYP-3 nareszcie powraca. 'Moja Gra' była zadziwiająco dobra, Hurragun był w moim Top 15, więc nic dziwnego, że czekałem na kolejna płytę Wojtasa.
Wojtas tkwi bardzo głęboko w korzeniach Złotej Ery, dlatego spodziewałem się podkładów, może nie takich samych, jak na Huraganie, ale przynajmniej w klimacie. Upewnił mnie o tym dobór producentów. Większość podkładów zrobił Fspólny, ale jest tu też Mżawski, który zrobił przecież cały album Huraganów, jest Eprom, Ostry, a nawet Liroy, DNA i Fabster. No i mamy to, czego można się spodziewać. Bity zrobione w stylu lat '90, z ogromną ilością skreczy, bo i drapaczy mamy tu wielu. Jest DJ Plash, DJ Lem, DJ Twister, DJ Ace, DJ Cent, DJ Feel-X, DJ Eprom - można rzec, że śmietanka. Większość podkładów ma klimat nowojorski (Lords Of The Underground, Pete Rock, ATCQ, ta jazda), choć Liroy poszedł raczej nieco w stronę g-funku. W sumie, muzyki nie można się czepiać, choć brak jej siły, jak na Hurragunie, to jednak podkłady są ok. Fajny spacer przez lata '90, mnie zwłaszcza urzekł DNA z nieprawdopodobnym trakiem do 'Oldirtydancing'.
Wojtas stracił zęby - niestety. Niby wszystko w klimacie, niby stary dobry Wojtas, ale nie ma tu ognia, nie ma tu siły przebicia, Wojtek czasem rymuje jak emeryt. Poza tym, to wszystko już było: bragga, kiedyś to się działo, polityka, zajarajmy... I te proste wersy, które były jego atutem, dziwnie się rozmywają w nijakość. Słychać to zwłaszcza w kawałkach gościnnych, choć nie mam tu na myśli kawałków z bełkoczącym Fu, mizernym Enero Faustem, czy tragicznym Makarym. Mówię o kieleckim posse traku 'OlDirtyDancing', który nie dość, że ma genialny bit, to jeszcze goście przywracają siłę płycie. Mówię o 'Ponad tym' - kolejnym wybornym podkładzie (od Fspólnego tym razem) i świetną zwrotką Franka (chyba najlepsza w jego karierze!) i Dabem. Mówię o kawałku 'Fankuemigracja', brzmiącym (dzięki gościom oczywiście, ale i podkładowi Fspólnego) jakby wzięty żywcem z płyty Hurragun. Reszta? Ujdzie.
To największy problem tego albumu. Ujdzie. Trzy świetne kawałki nie załatwią sprawy, reszta ujdzie. Może to dlatego, że się mocno rozczarowałem? Nie dostałem od Wojtasa tego, czego oczekiwałem, sory. Niby dobra płyta, ale tylko ujdzie.
OCENA: 4-\6
Subskrybuj:
Posty (Atom)