Bozon 2015
1. Restaurator
2. Fair Play
3. Sternik
4. Pinokyo
5. Ostatni Taniec
6. Święty
7. Casanova
8. Goliat
9. Jestem
10. Język Miłości
11. Na Niby
12. Ból
13. Krzyż
14. Kołysanka
15. Miłosierdzie
16. Marzyciel
17. Przybysz
18. Kosmonauta (Bonus Track)
Już okładka czwartej płyty Medium aka Tau zwraca na siebie uwagę niebalnalnym wykonaniem. Na samej okładce widnieje rapper stylizowany na mnicha, z krzyżem na piersi, widoczny za rusztowaniem - najwyraźniej wizerunek podlega restauracji. Spodziewałeś się kurczaka z frytkami? Nie, to raczej odnowa ducha. Biorąc pod uwagę ostatnie doniesienia o tym, że na koncertach dochodzi do cudownych ozdrowień, sięgałem po album drżącą ręką.
Założenie było takie, aby na płycie znalazło się wiele gatunków rapu. I płytę otwiera Gibbs w klimacie Detroit, inspirowany pracami J.Dilla. Za nim podąża Chris Carson z dwoma kawałkami: pierwszym nowocześniejszym, drugim nieco bardziej klasycznym. Gawvi dał agresywny, doskonały 'Pinokyo', pociągnięty na połamanych perkusjach. Zdolny podklepał bardzo syntetyczny 'Ostatni taniec' i nieco spokojniejszy 'Święty'. Sam Tau sprawił sobie również kilka traków. Ciekawe, że SoDrumatic, którego zazwyczaj nie trawię, dał tu świetny numer 'Goliat', ale nie wszystkie stanęły na wysokości zadania (straszny 'Przybysz'). Troche gorszy, nieco pop-rockowy 'Jestem' Tau wziął od ojca Jakuba Waszkowiaka, choć to akurat nie był najlepszy pomysł. Są tu jeszcze Pawbeats (taki radio friendly nowoczesny rap), Sherlock i Julas (świetny, syntetyczny bit do 'Kosmonauty'). Ogólnie muszę powiedzieć, że muzyka sprawdzałaby się bardziej bez tekstów, bo te klubowe kawałki o byciu świętym nieco zgrzytają.
Tau jest naprawdę dobrym rapperem. Poukładane flow, starannie dobrane wersy, wszystko tu bangla - może tylko poza przekazem. Bo wersy Taua naładowane są religijnymi: ratuj swą duszę, bo umrzesz, a Jezus jest zbawieniem. W zasadzie większość warstwy lirycznej kręci się wokół pochwały Jezusa i potępienia grzesznego życia. Przyznam, że po jakimś czasie przestałem zupełnie słuchać tekstów, bo denerwowało mnie to napuszenie religijne i wciskanie mi morałów rodem z Biblii. Najlepszym trakiem tu jest według mnie 'Pinokyo', niczego sobie jest 'Goliat', ale na przykład taki 'Ostatni taniec' jest wręcz żenujący z refrenem 'możesz tańczyć, tańcz / lecz pamiętaj, że wróci nasz Pan' i tekstem o upodleniu w klubie. WAT? Nie ma tu naturalnie żadnych gości, poza wokalistami (jest nawet Maleo!), którzy wypełniają refreny - bo patrząc na scenę, kto mógłby uczestniczyć w tej duchowej jeździe bez trzymanki?
Ciężki album, przede wszystkim z uwagi na ładunek religijności na sekundę. Moralizatorstwo przekracza wszelkie normy przyswajalności. Gdyby nie podkłady, można by puszczać te kawałki na mszy niedzielnej, aby wierni sobie pobaunsowali do indoktrynacyjnych wersetów. To mogła być dobra płyta, ale Tau kładzie wszystkich na łopatki. Air play w Radio Maryja.
OCENA: 4-\6
TAKI DUŻY, TAKI MAŁY, MOŻE ŚWIĘTYM BYĆ
Polski hip hop. Wydawnictwa oficjalne i nielegale. Recenzje i podsumowania. Możliwość odsłuchu i ściągnięcia nielegali. Baza dla polskich wydawnictw hip hopowych. * Wszystkie oceny i opinie są moimi osobistymi i subiektywnymi, więc jeśli nie zgadzasz się z jakąś oceną, bądź uprzemy nie wyzywać od najgorszych, tylko dlatego, że mam inne zdanie od Ciebie.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tau. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tau. Pokaż wszystkie posty
środa, 10 lutego 2016
czwartek, 18 grudnia 2014
TAU - REMEDIUM
Bozon 2014
1. Pierwsze tchnienie
2. Bóg rapu
3. Lato 2000
4. Made in serce feat. ZEUS
5. Logo land
6. BHO feat. BEZCZEL
7. Magiczne słowa
8. Maria Konopnicka feat. BUKA
9. Godline feat. LECRAE
10. List motywacyjny feat. PALUCH
11. Ostatni raz
12. Łzy
13. Nawigator feat. KALI
14. Remedium
15. Radio Kielce
16. Cudotwórca
17. Puk puk
Medium... ops, sorry, znaczy Tau, przeszedł metamorfozę nie tylko imienną, ale także duchową. Trzeci album wydał już na swoim, sumptem własnej wytwórni, założył fundację i twierdzi, że ma remedium na nasze pytania, troski i bóle. Czy tym remedium, tym lekiem jest Bóg? Nie wiem, czy to jest takie proste...
Tau robi sobie sam bity - w większości, bo jest tu parę wyjątków. Jednak sam sobie wyznacza kurs, to kierunek znany nieco z poprzednich albumów. Klasyczne, jazzujące brzmienie, na bumbapowych perkusjach, fajnie kiwa głową. Sample, które wyszukuje Tau nie zawsze są oczywiste, zresztą, to nie tylko sample, ale i żywe instrumenty, które pobrzmiewają tu i ówdzie. Żeby nie było nudno, dla lekkiej zmiany klimatu zatrudnieni zostali tu również inni producenci. Zdolny dał trzy bity, tętniące elektronicznym bitem, inspirowane nieco Pharellem Williamsem (Made in serce), ale również takie klasyki w stylu reszty od Taua. Dwóch pozostałych bitmejkerów to Gawvi z Miami - niekoniecznie zawsze hip hopowy, ale za to całkiem sprawny, a także Chris Carson, z nieco bardziej elektronicznym bitem. Rapper postawił na zróżnicowanie brzmień, ale na szczęście nie przekracza pewnych granic, które uczyniłyby z płyty soundtrack, czy przypadkową składankę. Wszystko jest spójne i nawet jeśli klimat nagrań może być naprawdę różny, składa się to na fajne brzmienie.
Tau zaczął brzmieć znacznie bardziej przejrzyście. Nie ma tych zawoalowanych metafor, pokrzyżowanych wątków, które się wzajemnie znoszą. Tau opowiada nam tu swoją drogę od birbanta i hulaki, aż po gorliwego chrześcijanina. Rapper to emce z prawdziwego zdarzenia, bo potrafi zarządzać ceremonią jak prawdziwy mistrz. Jego flow, choć lekko kanciaste, jest charakterystyczne i wchodzi w uszy. Do tego głos jest modulowany, Tau próbuje śpiewać, co na początku w 'Bogu rapu' nieco kłuło mnie w uszy, bo brzmi to... szczególnie. Ale daje radę, choć z przymrużeniem oka. Na szczęście Tau nie gada tylko o bogu, bo byłoby to absolutnie nieznośne. Znajdziemy tu numery, traktujące o swoich byłych i obecnych, o ojcu, o ukochanym mieście Kielce, czy piętnuje szczycenie się metkami na ciuchach. Do tego jego boskiego rymowania podłączonych jest kilku gości, szczerze mówiąc dobranych według nieco szczególnego klucza. Doktor Zeus rozpieprzył system i uczynił 'Made in serce' jednym z lepszych traków na tym albumie. Wybitne wejście, tak tekstowo, jak i technicznie. Bezczel i Buka wypadli dość przeciętnie, choć akurat Buka ma niezły tekst, natomiast zaczyna mnie irytować jego maniera wokalna, imitująca białoruskiego kombajnistę po trzech flaszkach. Za to Paluch ma bardzo pozytywne wejście i brzmi tu naprawdę na miejscu. Za to niemal nie zarejestrowałem Kalego. Na osobne słowa zasługuje Lacrae, amerykański przedstawiciel christian rap, który ubarwia doskonale kawałek. No i naturalnie wokalistki, z miłymi głosami, które lecą od delikatnie gospelujących wokaliz, po refreny w części kawałków.
Nie spodziewałem się, że album o Bogu - do którego przyznam, jest mi bardzo daleko, to trafia do mnie ta płyta. Raz, że oparta jest o świetne, bujające podkłady, dwa, że Tau brzmi nieźle, a goście są co najmniej poprawni, trzy, że Medium wreszcie wie, o czym mówi i ma to jeden wspólny mianownik. Płyta pozytywna i nie tylko dla głęboko wierzących katolików. Super.
OCENA: 5\6
1. Pierwsze tchnienie
2. Bóg rapu
3. Lato 2000
4. Made in serce feat. ZEUS
5. Logo land
6. BHO feat. BEZCZEL
7. Magiczne słowa
8. Maria Konopnicka feat. BUKA
9. Godline feat. LECRAE
10. List motywacyjny feat. PALUCH
11. Ostatni raz
12. Łzy
13. Nawigator feat. KALI
14. Remedium
15. Radio Kielce
16. Cudotwórca
17. Puk puk
Medium... ops, sorry, znaczy Tau, przeszedł metamorfozę nie tylko imienną, ale także duchową. Trzeci album wydał już na swoim, sumptem własnej wytwórni, założył fundację i twierdzi, że ma remedium na nasze pytania, troski i bóle. Czy tym remedium, tym lekiem jest Bóg? Nie wiem, czy to jest takie proste...
Tau robi sobie sam bity - w większości, bo jest tu parę wyjątków. Jednak sam sobie wyznacza kurs, to kierunek znany nieco z poprzednich albumów. Klasyczne, jazzujące brzmienie, na bumbapowych perkusjach, fajnie kiwa głową. Sample, które wyszukuje Tau nie zawsze są oczywiste, zresztą, to nie tylko sample, ale i żywe instrumenty, które pobrzmiewają tu i ówdzie. Żeby nie było nudno, dla lekkiej zmiany klimatu zatrudnieni zostali tu również inni producenci. Zdolny dał trzy bity, tętniące elektronicznym bitem, inspirowane nieco Pharellem Williamsem (Made in serce), ale również takie klasyki w stylu reszty od Taua. Dwóch pozostałych bitmejkerów to Gawvi z Miami - niekoniecznie zawsze hip hopowy, ale za to całkiem sprawny, a także Chris Carson, z nieco bardziej elektronicznym bitem. Rapper postawił na zróżnicowanie brzmień, ale na szczęście nie przekracza pewnych granic, które uczyniłyby z płyty soundtrack, czy przypadkową składankę. Wszystko jest spójne i nawet jeśli klimat nagrań może być naprawdę różny, składa się to na fajne brzmienie.
Tau zaczął brzmieć znacznie bardziej przejrzyście. Nie ma tych zawoalowanych metafor, pokrzyżowanych wątków, które się wzajemnie znoszą. Tau opowiada nam tu swoją drogę od birbanta i hulaki, aż po gorliwego chrześcijanina. Rapper to emce z prawdziwego zdarzenia, bo potrafi zarządzać ceremonią jak prawdziwy mistrz. Jego flow, choć lekko kanciaste, jest charakterystyczne i wchodzi w uszy. Do tego głos jest modulowany, Tau próbuje śpiewać, co na początku w 'Bogu rapu' nieco kłuło mnie w uszy, bo brzmi to... szczególnie. Ale daje radę, choć z przymrużeniem oka. Na szczęście Tau nie gada tylko o bogu, bo byłoby to absolutnie nieznośne. Znajdziemy tu numery, traktujące o swoich byłych i obecnych, o ojcu, o ukochanym mieście Kielce, czy piętnuje szczycenie się metkami na ciuchach. Do tego jego boskiego rymowania podłączonych jest kilku gości, szczerze mówiąc dobranych według nieco szczególnego klucza. Doktor Zeus rozpieprzył system i uczynił 'Made in serce' jednym z lepszych traków na tym albumie. Wybitne wejście, tak tekstowo, jak i technicznie. Bezczel i Buka wypadli dość przeciętnie, choć akurat Buka ma niezły tekst, natomiast zaczyna mnie irytować jego maniera wokalna, imitująca białoruskiego kombajnistę po trzech flaszkach. Za to Paluch ma bardzo pozytywne wejście i brzmi tu naprawdę na miejscu. Za to niemal nie zarejestrowałem Kalego. Na osobne słowa zasługuje Lacrae, amerykański przedstawiciel christian rap, który ubarwia doskonale kawałek. No i naturalnie wokalistki, z miłymi głosami, które lecą od delikatnie gospelujących wokaliz, po refreny w części kawałków.
Nie spodziewałem się, że album o Bogu - do którego przyznam, jest mi bardzo daleko, to trafia do mnie ta płyta. Raz, że oparta jest o świetne, bujające podkłady, dwa, że Tau brzmi nieźle, a goście są co najmniej poprawni, trzy, że Medium wreszcie wie, o czym mówi i ma to jeden wspólny mianownik. Płyta pozytywna i nie tylko dla głęboko wierzących katolików. Super.
OCENA: 5\6
Subskrybuj:
Posty (Atom)