niedziela, 7 czerwca 2015

ROVER - SŁOWOPLASTYKA

Step 2015

1. Dysproporcje
2. Słuch
3. Cartoon Network
4. Gdy DJ opala lufę
5. Grawitacja
6. Życie jest dziwką jak postać w lustrze
7. Święte słowa
8. Matka Polka
9. Dzwoni telefon
10. Walking Dead
11. Podwójne życie Mateusza P.
12. Tydzień
13. Psy i koty
14. Egzystencjalnie
15. Listonosz

    Rover awansował z oddźwiernego na pełnego rzemieślnika i od dzis zajmuje się cięciem i gięciem słów - czyli słowoplastyką. Po świetnym debiucie na legalu, po kilku bardzo dobrych wejściach gościnnych, Rover wydał część kolejną. Jeszcze przed włączeniem widać, że to nie jest zwykła płyta. Kiedy zajrzymy do środka, okaże się, że płyta ilustrowana jest niezwykle klimatycznymi zdjęciami, wykonanymi przez... samego Rovera. Artysta pełną gębą, ja cię (sarkazm: 0).
    Jak się tak dobrze przyjrzeć układowi płyty, to można ją podzielić na strefy wpływu poszczególnych producentów. Rozpoczyna Jimmy Kiss ze swoimi niby klasycznymi, ale jednak pociągniętymi w swoją stronę bitami - tak potrafi tylko Kiss ('Słuch' jest świetny!). Po Jimmy'm mamy mieszankę: jest uRban z njuskulowym, ale bardzo udanym 'Cartoon Network', jest BobAir z nudnym, z zamierzenia pewnie relaksującym 'Dgy DJ odpala lufę', jest Senn ze swoim grawitacyjnym dubstepem i jest Gruby z nowoczesnym, acz dość normalnym podkładem - choć przyznam, że "podwójne życie...' ma bardzo fajny, swingujący klimat. Od siódmego kawałka wchodzi Ostry i sytuacja zmienia się tu dość radykalnie: wchodzą konkretne bity, skrecze, głęboki bas - akcja nabiera tempa. To chyba najlepszy moment tego albumu. Zaraz po Ostrym wchodzi bowiem Eljot z numerem nieco w stylu Bajm, a jego drugi podkład też nie szaleje (co to za perkusja, ja jebię!). Juicy wchodzi egzystencjonalnie ze swoim ciężkim njuskulem, ale to bardzo fany kawałek. Na bitach są tu jeszcze Brant & Marcin Szmuc, ale oni nie pozostawili po sobie  szczególnego wrażenia. Ogólnie, muzyka jest bardzo różna: od klasyki Ostrego, po rozlazłe njuskule Bob Air'a.  
    Rover ma ugruntowaną pozycję, jeśli chodzi o jego wersy. Styl również jest na tyle porządny, by nikt nie powinien się czepiać - ot, czasem ktoś może ponarzekać, że nie rozumie, o czym ten koleś gada. Ale to już taka karma - Rover jest inteligentny, ma dość szeroki ogląd świata i jest świadom otaczającego go świata. Tu nie ma takiego smutku jak na 'Odźwiernym', jest za to sporo ironii i wiele obserwacji, czasem tak samo dość zaskakujących, jak celnych. Rover mówił, że nagrywał numery od razu po napisaniu kawałka, żeby zachować prawdziwość dla gry i szczerość. I owszem, ta surowość jest wyczuwalna, genialne pomysły przenikają się czasem z wpadkami stylistycznymi (weź 'Psy i koty', gdzie świetne wersy i o miałczenie zderzają się w niekoniecznie najlepiej wpasowanych wersach w ten, bądź, co bądź, kiepski podkład). Trafiają się tu wątki patriotyczne, bragga, egzystencjonalne, wszystko jednak miesza się w jedną gadkę, której nie da się cytować, bo wszystko wydaje się połączone ze sobą nierozerwalnie. Co ciekawe, nie ma tu żadnych gości, wszystko jest tak osobiste, jak tylko może być. Rover daje nam to, co ma w środku i nie pozwala rozwodnić przekazu nikomu. Dzięki temu mamy spójną wypowiedź, choć na bardzo różne tematy.
    To nie jets album wybitny. Owszem, dobry, interesujący, ale nie wprawia słuchacza w szał. Nie zawsze przekonuje, rozstrzał stylistyczny nie przemówi do każdego, tym bardziej wersy. Ale talentu i kreatywności Roverowi nie da się odmówić. Może tylko gdyby zdecydował się na stylistykę, w jakiej chce nagrywać - tu mógłbym zażyczyć sobie Rovera na bitach Ostrego - to byłby banger! A tak? tylko....

OCENA: 4+\6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz