1. Scena otwarcia
2. Powrót do przyszłości
3. Materia
4. Tu umierają anioły
5. Madafakin szou
6. Frontkick feat. CMA, BU
7. FTS feat. KLESZCZ
8. Scena dramatu
9. Mila morska
10. All inclusive
11. Nagi instynkt
12. 1 moment feat. BUKA
13. Scena akcji
14. Mona Lisa
15. Polski meksyk feat. BUKA, MATI, JUKASZ
16. System of a down
17. Scena finałowa
Zeszłoroczny album K2 nie wywarł na mnie wielkiego wrażenia, choć doceniłem jego skillsy. Mając w pamięci go jako ciekawego emce, sięgnąłem więc po jego pierwszy legal, 'Anatomia'. To podobno fani MaxFloLab wybrali go sobie na legal i zdecydowali o wypchnięciu go na scenę oficjalną.
Na potrzeby tego albumu K2 zjednoczył siły z producentem Subbassą, który robi całkiem fajne, tajemnicze podkłady, nieco w stylu pierwszego Kalibra, zmieszanego z ostatnim Pokahontaz. Takie porównanie mi przyszło do głowy, bo to są podkłady na mocnych perkusjach, z mnóstwem tajemniczych dźwięków - gitarek, pianinek i nie wiadomo, czego jeszcze, które tworzą klimat, przenoszący nas nieco w lata psycho rapu spod znaku Kalibra. Znajdziemy więc tu muzykę w miarę klasyczną, choć z takim zacięciem 'atmosferycznym', że tak to ujmę, ale rónież takie, co spokojnie mogłyby być ścieżką dźwiękową do jakiegoś thrillera, jak np. 'All inclusive'. Smaczku dodaje fakt, że niemało mamy tu sekwencji dogranych żywymi instrumentami, nawet takimi mało związanymi - choć na dobrą sprawę, w hip hopie przecież każdy instrument jest dozwolony... I niby nie ma tu jakiegoś słabego bitu, nie ma również niczego, co by mnie rozwaliło. Płynie sobie, czasem biegnie w podskokach gdzieś obok - jest po prostu ok. Na dekach usiadł tu nikt inny, jak DJ Bambus.
Nie da się ukryć, że wrażenie pokahontazowatości pogłębia sam K2. Nie dziwne, że Rahim go wyciągnął z rękawa, bo K brzmi jak nieodrodny syn \ brat Raha. I nie bardzo wiem, czy ma mnie to drażnić, czy mam to przyjąć jako naturalną kontynuację rzeczywistości, swego rodzaju spadek po działalności K44, PFK, czy PKHZ. Bardziej skłaniam się jednak do opcji numer 2, bo przecież Kadwa opanował tę stylistykę całkiem porządnie i nie można mu zarzucić tutaj wiele, poza niejaką wtórnością. Inaczej - to jedyna wada, bo Ka kreśli te wersy niezwykle sprawnie, a jego flow płynie idealnie po podkładach. Słychać to zwłaszcza w 'Tu umierają anioły', czy w 'Scena akcji, ale kiedy weźmiesz dowolny kawałek, to załapiesz, że ten koleś umie pisać swoje wersy. Inną rzeczą są teksty - to podróż w ulotny świat, gdzie wymieszane są transcendentalne wizje, utopijne marzenia z ciężką rzeczywistością. Jest to ciekawe i ma swój urok, jednak na dłuższą metę całość może nieco męczyć swoja monotonią, bo wszystko płynie, ale bez większych zakrętów. Do tego Ka dobrał sobie gości o podobnej stylistyce, takich jak Buka, ale są tu również Bu, czy Jukash aka Subbassa. Ale oni wcale nie wprowadzają odmiany, tylko ciągną po tej samej linii.
Każdy kij ma dwa końce, tak i ta płyta ma. Na jednym końcu stoją niezgorsze, mroczne podkłady i stylistyka K2. Na drugim z kolei monotonność i... to już było, tyle, że dostało nowego kopa. Nie zmienia to jednak faktu, że album jest niezły i go sobie słucham z przyjemnością. Choć w topie pewnie nie będzie na koniec roku...
OCENA: 4\6
Przywołuje fajne wspomnienia K44, jeszcze na kasetach (mam autografy!).
OdpowiedzUsuń5!
mega dobra płytka i super recenzja :-)
OdpowiedzUsuń