1. Lotos
2. Passolini feat. ŚWINIA, ENSON
3. Xylo
4. Burza
5. Myślokształt
6. Amen feat. BONSON
7. Primus Luporum
8. Larry, Staph!
9. Sphinx
10. Chimeryczny
11. Flu-O-Rescent feat. HARY
12. insomnia. feat. MAM NA IMIĘ ALEKSANDER
13. Querela
14. Blaq Rosse
Internet zalała fala zachwytu nad tym albumem, więc poczułem się zawstydzony, że tyle miesięcy już minęło, a ja nadal nie słyszałem tego epokowego materiału. Nie powiem, zaintrygowało mnie to, bo młodziutki emce i coraz bardziej znany producent mogli zrobić coś wartościowego.
Ka-meal istnieje już od jakiegoś czasu na scenie, produkując podkłady dla wielu wykonawców, wychodzących również na legalu. Na potrzeby tej płyty wykonał szereg tajemniczych podkładów o połamanych perkusjach i bogatym instrumentarium. Ciężko nawet określić ten typ muzyki, bo nie spotyka się zbyt często w hip hopie takiego klimatu. To coś pomiędzy instrumentalnymi dokonaniami DJ Krush'a, a ambientowymi bitami z obrzeży hip hopu. To nie musi być muzyka, która wejdzie wszystkim bez problemu - atmosfera płyty jest nieco senna, melancholijna, ale mająca swoisty pazur. To indie pełną gębą, czerpiące z ambientu, minimalu i Bóg wie, czego jeszcze. Kamil stworzył małe muzyczne arcydzieło, kreując nową jakość.
Troom nie jest twoim byle jakim lokalnym rapperzyną. Chłopak ma wyobraźnię i skillsy, pozwalające mu rymować na udziwnionych podkładach bez wpadek i realizować swoje, czasem nieco karkołomne pomysły. 'Daje 100% co numer' i to wyraźnie słychać. Troom idealnie pasuje do klimatu, nakreślonego przez Kamila, spajając się z tymi bitami wręcz idealnie. I nie zwracasz wtedy uwagi na to, że Troom ma 17 lat - jego język jest bogaty, a środkami stylistycznymi jest w stanie obdzielić 10 kolejnych płyt twojego ulubionego rappera ulicznego. Nieco dziwić mogą anglojęzyczne wstawki, niekoniecznie pasujące do całości i nieco zaciemniające wizję (jak w 'Larry Stap!). Teksty Trooma to czysta poezja, która stara się nie ocierać o grafomanię (choć czasem ciężko się zdecydować, czy to co mówi jest fajne, czy raczej odjebane). Interesujące są również wejścia gości: przemyślane i pasujące, może dlatego, że Enson, Bonson i MNIA lubią tego typu klimaty. Nawet Hary, niekoniecznie oscylujący wokół takiej atmosfery, daje sobie doskonale radę.
To niejako nowa rzecz na scenie. I nie chodzi li tylko o to, że płyta wyszła niedawno. Takich rzeczy nie znajdziesz wokół w ogóle. To wybitnie oryginalny produkt, na który wykonawcy mieli pomysł i konsekwentnie go zrealizowali, nie dbając o to, co powiedzą inni. Warty sprawdzenia, nawet gdyby miał Ci się nie podobać. Ale kreatywności nie da się odmówić.
OCENA: 5-\6
skoro wysoko oceniasz taki materiał, może byś zrecenzował jakieś nowsze produkcje na drugim blogu :)
OdpowiedzUsuńEee, te hamerykańskie syntetyczne pierdzielenie do mnie nie przemawia... Ani Wejnizi, ani French Montana, ani co inszego... Poza tym mam problem z nowszymi produkcjami - mało ich mam jakoś... O, A$AP Rock był nawet niezły... Bo Ferg już mi nie podszedł... Poza tym lubię te stare :)
OdpowiedzUsuńSprawdziłem, faktycznie niezły odjazd. Jak dla mnie głównie teksty. 3/4 trzeba obserwować.
OdpowiedzUsuń