poniedziałek, 20 sierpnia 2012

GRUBY BRZUCH - GRUBSON & BRK

MaxFlo 2012

1. "Śniadanie"    
2. A kto to ?!    
3. Co słychać    
4. Kiedy byłem cz. 2    
5. System    
6. Szansa    
7. Imię    
8. Niech się dzieje ...    
9. Parchy    
10. Zacieszacz   feat. BU   
11. Szybki "obiad"    
12. "Siesta"    
13. Można ?! Da się ?!    
14. Złap za intro    
15. Złap za ...    
16. Pozytywka    
17. "Podwieczorek"    
18. Racja    
19. Pasja    feat. JARECKI   
20. Ostatni raz    
21. Kalorie   feat. JARECKI    
22. "Kolacja"    
23. Przygody Grubego Brzucha   feat. JOTOSKLEJA

    Grubson nie jest wielce szanowanym wykonawcą, choć może głównie dlatego, że jest uwielbiany przez dzieciaki i zbiera mnóstwo propsów. Tym razem reprezentant 3oda Kru zgruBował się z DJ BRK, znanego z kolei ze współpracy z Jareckim i zrobili GRUBY z założenia projekt.
    Kurcze, korzenna muza, pełno ciepłych sampli i fajnych, bujających riddimów, a wszystko to ociera się o najlepsze z czasów Golden Ery. Dęciaki, klawisze, wszystko cudnie się toczy w taki dokładnie sposób, jak lubię. A do tego skrecze BRK an klasycznych katach brzmią po prostu tak, jak za starych, dobrych czasów... Aż się prawie wzruszyłem. Ale nie, nie tylko mamy tu skostniały hip hop sprzed 20 lat - są również echa nowoczesności, ale nie są to bity nachalnie kapiące elektroniką, tylko potężne bangery, do poskakania i machania łbem jak szalony. 
    Co wszyscy chcą od Grubsona? Sprytnie sobie toastuje - tak, wiem, wali frazesami na lewo i prawo i to faktycznie jest jego minus - bo puste slogany na dłuższą metę mogą męczyć i wkurzać. Ale za to BRK dorzuci tu coś dowcipnie, tu coś z sensem i w sumie wszystko gra i buczy. Nie mam się za bardzo czego czepnąć, może tylko wywarzania drzwi przez Grubsona co parę wersów. Ale nie przeszkadza mi to aż tak bardzo. Tym bardziej, że Grubson i BRK nie są napuszeni i wykazują sporo poczucia humoru (zwłaszcza 'Kalorie' - totalna beka, ubaw po pachy :D). Obaj panowie pokazali, że nie muszą zapraszać czołówki sceny, żeby zrobić fajną płytę. Bardzo to dużo kawałków, które mnie po prostu 'wzięły' bez zapraszania od tyłu i puścić nie chciały, tylko miętosiły srodze.
    Naprawdę, wiedziony ogólną tendencją do jebania Grubsona, chciałem i ja zjebać go sowicie. Nic z tego. Rozpieprzyła mnie ta płyta kompletnie. I trzyma rozpieprzonego jak po stodole siano widłami.  

OCENA:5\6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz