wtorek, 17 czerwca 2014

EGOTRUE - DEFINICJA EGO

Fandango 2014

1.B.A.S.E. Jumper
2.Następny Dzień    feat. LUKA
3.Powinienem
4.Strefa Widmo    feat. MIUOSH
5.Rainroom
6.Moje Miejsce   feat. ASIA FOSTIAK
7.Obok Tego
8.Mamy Prawo Się Bać
9.Pozwolisz
10.Spalam To   feat. MAM NA IMIĘ ALEKSANDER
11.Zwolnij
12.Virus
13.Trzeci Element
14.Wahadło   feat. ASIA FOSTIAK
15.Moja Familia

    Na pierwszą wiadomość o Egotrue trafiłem na którymś forum, gdzie towarzystwo jarało się płytą jak czarownice na stosie. I wprawdzie Emes i Zen wydali coś kiedyś, ale ni cholery to do mnie nie dotarło. Jednak kiedy zespół trafił na legal w stajni Miuosha, siłą rzeczy usłyszał o nich świat, a przy okazji moja skromna osoba.
    Już pierwsze dźwięki muzyki oznajmiły mi, że mogę mieć ciężką przeprawę, bo jest tu kurewsko nowocześnie, ambientowo i elektronicznie. Nie zawsze takie brzmienia mi wchodzą, muszą być naprawdę ciekawe i nietuzinkowe, bo byle kląskania cipą po kuchennym blacie nie zniesę. Jednak... dałem się wkręcić i okazało się szybko, że ten syntetyk nie jest tak wulgarny jak wspomniane chwilę wyżej porównanie. Część bitów, głównie te na wejściu, wyszło od wrocławskich elektroników z Heisenberg's Montage i są to nie banalne, syntetyczne numery, często wspomagane instrumentami - przebija czasem d'n'b, minimal, elektro, a nawet techno-pop spod znaku wczesnego Depeche Mode i Kraftwerk. Drugą postacią w sferze muzyki jest Szatt z nocnych Nagrań, a także sam Emes. Po jednym kawałku wyprodukowali również Młody GRO i Seek. I wszystko jest przestrzenne, uzupełnione o skrzypce, trąbki, czy saksofony. Mnie osobiście nieco zmęczyła na nawała syntetycznych dźwięków, ale kreatywności i nietuzinkowości nie da się producentom odmówić.
    Równie niecodzienni są Zen i Emes, którzy czują tę nieco dziwną muzykę i doskonale do niej pasują. Oni tu 'definiują inność', są wyraźnie odmienni od całej reszty sceny, doskonale czują się na tych popękanych perkusjach, mają adekwatny styl i teksty. A mówią one o problemach ze sobą, ze swoim ego - do czego właśnie nawiązuje tytuł albumu. To nieco zadziwiająca podróż wgłąb swojego ja, szukanie spokoju pośród nerwowych zwojów, pędząc na oślep niczym neurony. Mistyka. Ciekawie brzmią również refreny śpiewane przez Emesa - miałem cały czas nieodparte wrażenie, że chłopak lubi Davida Gahana, bo sporo z tych śpiewów kojarzyło mi się bezsprzecznie z nagraniami Depeche Mode. Ale może to tylko mój wymysł... Dwóch gości rapujących tu wystarczy aż za bardzo - mogłoby ich  w zasadzie nie być, choć Aleksander wpasował się naprawdę fajnie w całość - stylistycznie i mentalnie. Miuosh słuchu tu nie krzywdzi, acz nie wypada na tych bitach okazale. Rządzą Emes i Zen.   
    I wszystko byłoby fajnie, bo to naprawdę brzmi wyjątkowo i dobrze - ale szczerze mówiąc, po dziesięciu kawałkach zaczęło mnie to wszystko męczyć. Zbyt brzęcząco i elektronicznie tu jest, choć naturalnie doceniam wkład pracy, przemyślenie materiału i pieczołowitość, z jaką podeszli do sprawy twórcy. To wyjątkowy album hip hopowy, na pewno spodoba się wszystkim lubiącym new school. Mnie nie wszystko tu leży, ale, jak napisałem, ambicję i wkład doceniam. Bardzo wartościowy materiał.

OCENA: 4\6


2 komentarze: