1. Intro
2. Zemsta Jest Słodka
3. Przegląd feat. JOKA
4. Dzień Pierwszy
5. Biegnę Przed Siebie
6. Mój Kumpel Diabeł
7. Żyje Się Raz
8. Jak Minęło Krótkie Życie (Skit)
9. Jestem Sam
10. Obiecam Dziś
11. Brak Nauki Z Lekcji
12. Hardcore4Life feat. CHORY SZPITAL
13. Brat Co Za Bit
14. Przyjaźń feat. ABRADAB
15. Gnój
16. Notatka Samobójcy
17. Outro
Już nikt nie zachwyca się Hastem. Raz, że swoja pierwszą i ostatnią płytę wydał bodaj 12 lat temu i, jak to się mówi, 'gimby nie znajo', bo tyle czasu to na świecie żyją. Druga sprawa, że koło HST zrobił się jakiś czas temu duży syf - wszyscy wiedzą, że sypał na psach i wiele osób odrzuciło tę płytę właśnie z tego powodu. Czy słusznie?
Znakomitą większość płyty wyprodukował Fleczer. Tylko pojedyncze numery zrobili The Returners [7], DJ Tort [5], Chmurok [6] i Młody MD [3]. I fajnie, bo klimat albumu jest spójny, klasyczny w charakterze i fajnie bujający. Owszem, nie każdy bit jest naprawdę dobry, kilka mnie mało przekonuje (Dzień pierwszy i prawie identyczny Biegnę przed siebie od Torta), ale ogólnie nie powiem, żeby muza była słaba. Spoza tego klasycznego schematu, do połowy albumu, wypisują się syntetyczny i nowoczesny 'Jak Minęło Krótkie Życie' oraz 'Jestem sam', nieco rockowo-popowy numer. Ale, jak to się pięknie mówi, jest to wyjątek potwierdzający regułę. Dalej jest już bardzo różnie. Zupełnie co innego to trak nagrany z rapkorowym Chorym Szpitalem - skądinąd jeden z ciekawszych na płycie. I tak naprawdę ten klasyczny klimat, który chociaż napędzał wajb na początku, rozlazł się w połowie pośród kolejnych nuskulowych patentów.
Hastu po ponad dekadzie mnie lekko znudził. Wszedł w 'Zemsta jest słodka' dość mocno, z ogniem i sporym dystansem, mówiąc, że 'po prostu ze mnie jest przechuj, przekaż swoim koleżkom', ale ogień się wypalił dość szybko. Oczywiście, jego teksty są bardzo porządne, nieco przesiąknięte goryczą, bo, jak sam mówił, miał więcej upadków niż wzlotów ostatnimi czasy. Jednak brakuje czegoś, czym te wersy zwrócą czyjąś uwagę. Hastu sylabizuje swoje wersy, nie ma płynności, jest czkawka, szczególnie upiorna w 'Obiecam dziś', co przy linijkach takich jak 'Życie nie penis bo zawsze jest twarde' albo 'siedzę na ławce i puszczam latawce' wydaje się faktycznie snem koszmarnym. No i rzeczywiście HST ma wzloty i upadki... I więcej upadków. Rap Hasta jest ciężki i urywany jak oddech uciekającego przed psami (łap ten follow-up, biczez!!), a w kontraście z lekkim i nieco śpiewnym Joką i Dabem - przygnębia. Życie spiłowało HST pazury i wyjebało siekacze.
Jestem rozczarowany. Ta płyta jest zwyczajnie nudna i ożywa w zbyt niewielu momentach, aby móc się cieszyć tym materiałem. Muzycznie jest fajnie do mniej więcej połowy, lirycznie jest cały czas tak samo - przeciętnie... I co z tego, że album jest bardzo fajnie wydany, skoro materiał jest średniakiem? Kompletnie mnie to nie przekonuje. Dobre traki? 'Gnój', 'Zemsta jest słodka', 'Hardcore4life'. Mało.
OCENA: 3\6
Album w konwencji "przegrałem swoje życie, idę się najebać". O ile pierwsze tracki jeszcze do konsumpcji to w miarę jedzenia zaczyna doskwierać niestrawność, boli głowa, a kończy się sraczką. Na co liczył HST wracając po 12 latach? Wie tylko on sam.
OdpowiedzUsuńNa hajs liczy a na co innego?
UsuńProste, na siano liczy cała branża. Altruistów jakoś nie widzę...
Usuń