niedziela, 23 lutego 2014

ABEL - OSTATNI SARMATA

Wielkie Joł 2014

1. Intro    
2. Moda Na Sukces    
3. Ostatni Sarmata    
4. Atlantyda    
5. Abel (Robię To Tak)    
6. Noc I Dzień    
7. Leonard Zelig Xxxi    
8. Mazel Tov    
9. Biznes Plan    
10. Bractwo Orhickie    feat. TEDE    
11. Wieczność Nie Młodość    
12. Marzycel    
13. Abramović    feat. MOPS, GONIX   
14. Outro

    Myślę, że Smagalaz nie cieszą się zasłużonym respektem. Jasne, mają szacunek, ale są nieco jakby na bocznym torze. A do tego Abel nigdy nie był jakimś wybitnym frontmanem, choć porządny rapper z niego, to przecież zawsze był tylko jednym z kilku.   
    Abel nie dał, jak można było się tego spodziewać, zrobić całej płyty koledze ze Smagalaz, DJ Pete. Ba, od Pete'a są tu tylko 3 podkłady, w tym intro i outro. Całą resztę zrobił ziomek z miasta, Brat Jordah i to w sumie on odpowiedzialny jest za całkowite brzmienie albumu. A owo brzmienie jest mocno intrygujące i ciężko je zaszufladkować. To z jednej strony bity nowoczesne, pełne elektroniki i brzmień syntetycznych, ale przecież mamy tu również na żywo zagrane wiolonczele, trąbki, czy klarnety. Ale to przede wszystkim połamane perkusje, syntetyczne melodie - nie są to powszechnie nagrywane obecnie trapy, czy dubstepy, tylko coś wreszcie ambitnego, choć na wskroś nowoczesnego. Żeby nie było nudno, znajdziemy tu również pewne wkręty folklorystyczne - nie chodzi tu oczywiście o donatonowe słowiańskie pląsy, ale zależnie od tematu, żydowskie melodie lub staropolskie klimaty - zwłaszcza rozwalił mnie 'Wieczność Nie Młodość' z refrenem śpiewanym przez chór Konsonans - równie zaskakujące, co udane. Przyznaję, że Jordah wykonał kawał świetnej roboty.   
    Abel jest bardzo poprawnym technicznie rapperem - co tam, nawet całkiem sprawnym na majku, bo potrafi przyspieszyć i zwolnić w odpowiednim momencie, nie gubiąc rytmu. A do tego ma na tyle dobrą dykcję, że nawet przy tych sporych przyspieszeniach wszystko rozumiesz. 'Znajomi mówią mi rap Kubica [...] ich ziomem jest Piotr Kupicha [...] dla was ta płyta to czeski film'. Abel to taki rapper, który faktycznie wydaje się byc ostatnim ze swojego gatunku. Zresztą sam o tym wyraźnie mówi, i to w kilku kawałkach. Odcina się od mody na trap, nie tonie jak ta cała scena oraz nie staje się allenowskim Leonardem Zeligiem i nie przyjmuje postaw jak chorągiewka. Raczej ma swój 'mazel tov' i nie wnika w kulisy za sceną. 'Głąby, choć jestem stąd, mam w sobie bomby, mam świeży oddech, dla nich to wąglik'. Warto zauważyć również końcówkę 'Marzycela', ukrytą za kawałkiem - wersy w traku oparte są na domysłach, więc żeby ci się zrymowało, musisz sobie sam dodać rym według wskazówek... Zgrzyta mi tylko trochę obecność samego szefa, Tede, bo nie jestem pewien, czy to nie chwyt grzecznościowy - ale może się mylę. Dość, że Tede nie zaświecił tu nazbyt jasno. Z pozostałych gości Gonix wypada całkiem fajnie w refrenie, a Mops - dzięki swemu unikalnemu stylowi, daje się zapamiętać z dobrej strony. Ale nadal Abel jest tu gospodarzem i on wypada najmocniej.  
    Heh, okazuje się, że szum medialny jest słuszny, bo Abel wydał bardzo fajną płytę, która na razie nie opuszcza mojego odtwarzacza. Nie ma tu słabych momentów, mogą być co najwyżej średnie. Tede wygrał zdecydowanie, wydając solówkę Abla, bo to pozycja obowiązkowa.

OCENA: 4+\6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz