piątek, 7 listopada 2014

LAJT & INNOTIC - DEMO EP

nielegal 2014

1. Kontrakt
2. No name, no skill
3. Rzecz, której szukam
4. Truman Show
5. Groupie    feat. TAFEL JTS
6. Szowinista
7. Nigdy nie byłem z ulicy

    Lajt już jakiś czas temu zwrócił na siebie moją uwagę, wydając świetnego nielegala 'Dzień Świra', którego uznałem za jedną z najlepszych płyt w 2012 roku - album znalazł się u mnie w zestawieniu na szóstej pozycji. A i tak nikt o nim nie słyszał... Teraz jednak, kiedy ponownie połączył swe siły z Innotic'iem i wydał kolejny materiał - też  niewiele osób to dostrzegły. Szum medialny jest na tyle mały, że gdyby nie jeden uparty czytelnik bloga, też bym album pominął.
    Sam Innotic zdecydowanie opowiada się za Złotą Erą, więc nie spodziewaj się syntetycznego słegu, dziwko. O nie. Przez kilka lat robienia podkładów, jarania się winylami i samplingiem, Innotic robi coś, co można przełożyć na kulinarne 'slow food'. Te perkusje: głębokie, ciężkie, poukładane według klasycznych wzorów. Basy: dudnią, są czasem tak niskie, że wibrują ci bebechy. Sample: jazzowe i soulowe, takie korzenne, trzeszczące i szumiące brudem winyla. Jedyne, czego tu trochę brakuje, to skrecze, ale poza tym, Innotic przenosi nas do cudownych lat '90 w mistrzowski sposób. Jeśli Mżawski to House Of Pain i Funkdoobiest, to Innotic to Pete Rock i The Ummah, jednak myślę, że podkład do 'Groupie' spokojnie mógłby się znaleźć na albumie Hurragun i zespół jeszcze by ładnie podziękował. Wspaniała uczta.
    Gdyby okazało się, przebóg, nie, że tak piękną muzykę zjebie jakiś rapperzyna, byłbym wściekły. Na szczęście wiedziałem, że za majkiem stoi Lajt, który prezentuje zwykle bardzo wysoki poziom. I tak jest tutaj. Lajt nie prezentuje tu Bóg wie jakiej ekwilibrystyki słownej i stylowej, ale jego flow płynie i jest bardzo porządny, a teksty pełne są niezwykle celnych point, czasem dowcipnych, czasem gorzkich, czasem sarkastycznych. Przytoczę tu tylko parę przykładów, ale to w sumie nie ma znaczenia, bo takie wersy latają tu co chwila: 'chciałem mieć sam-o-chód, to mam, wszędzie sam chodzę' albo 'nie przeżyłem ani jednej wiosny, 22 zimy za mną i pieprzę wnioski'... Lajt stosuje tu przewrotne antybragga ('No name, no skill'), gada o marzeniach i o swoim życiu - ale nie robi tego w sposób, jaki znajdziemy na pierwszej lepszej płycie. To inteligentny rap, kwaskowy i pełen ironii (z autoironią włącznie).
    I znów, Lajt wychodzi i od razu włazi mi na sam szczyt. To jest koleś, którego słucha się z przyjemnością, a jeśli jeszcze lata na bitach Innotica, to juz sam cymes i magia. Jeszcze raz gorąco polecam Lajta i jego albumy, bo to warty uwagi zawodnik!

OCENA: 5+\6

ODSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUD


3 komentarze:

  1. Witam,
    znalazłem jeden błąd zamiast zimy powinno być jesienie, a tak poza tym recenzja jest bardzo dobra;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. A żem widocznie źle zapamiętał :) Nie szkodzi, nie zmienia to sensu :) Cieszę się, że trafia

    OdpowiedzUsuń