1. Lucian Freud
2. Golem
3. Charlie Brown
4. Mikael
5. Pin I Zielony
6. Ostatni Dzień Lata
7. Rzeczy, Które Robię Będąc Martwym
8. Suicide Girl
9. Nareszcie Jesteś
10. Jazz
Płyty PE i Estragona to dość ciężki orzech do zgryzienia dla zwykłego zjadacza rapu w kraju. Poprzedni olbrzym okazał się golemem, i o ile poprzednim materiałem jarali się wszyscy, że taki progres i alternatywa... A druga płyta wyszła i cisza. W zasadzie Golem okazuje się być tym prawdziwym golemem na glinianych nogach. Jak jest naprawdę?
Palmer Eldritch to duet z innej galaktyki. Ich podkłady sa niczym odyseja kosmiczna, a ty obserwujesz gwiazdy z pokładu swojego statku. Przelatują błyski elektronicznych lampek, okraszonych dźwiękami z syntezatora. W tle coś brzęczy i burczy, lekko stuka, imitując perkusję. Tworzą się przestrzenie, pobrzdękuje gitara Digana. Ale czy to jest rap? I tak, i nie. Mocno alternatywny, pomysłowy i pełen 'soulu' (czy też duszy, ale nie wiem, czy polskie słowo oddaje właściwie ten flejwor, bo przecież polskie 'smak' nie oddaje tego, czego powinno, tak?), ale długi i beznamiętny, właśnie jak podróż przez bezmiar kosmosu. Dobrze, że to niecałe 40 minut, bo nie zmienia się tu tempo, nie zmienia się instrumentarium, nie zmienia się klimat. W zasadzie zaciera się granica między kawałkami i wszystko leci na jednym poziomie. Całkiem interesującym, ale dość monotonnym. Jedyna rodzynką w tym cieście jest 'Jazz': szalony, awangardowy kawałek, będący prawdziwą spuścizną po tym gatunku.
Pierwsze pytanie, jakie powinniśmy sobie postawić, to czy Estragon jest raperem, czy poetą? W sumie, to nie ważne, bo i tak nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. To w większości białe wiersze, melodeklamowane na tych przestrzennych podkładach od Palmer Eldritch. Estragon potrafi opowiedzieć swoim wierszem o wszystkim, ale w sposób zawoalowany. Już wejście o malarzu Lucien Freudzie mnie rozwalił, bo to bardzo mistyczny kawałek i do tego napisany pięknym językiem, bardzo intrygujący i wyzwalający obrazy. Estragon to naprawdę namalował. Kolejny numer, robiący wrażenie to okładkowy Charlie Brown, z przemyśleniami na temat dziecięcych problemów, ukrytych pod pozorem normalności oraz o pozostaniu dzieckiem do późna. Rapper \ poeta wrzuca bardzo dużo słów encyklopedycznych, szasta nazwiskami filozofów, artystów i innych osób, a właściwe zrozumienie tekstów może przysporzyć zabawy na długie godziny...
Męczące? Może. Trudne? Na pewno. Intrygujące? Jeszcze jak! Ta płyta to rzecz, która zawsze będzie leżała nieco z boku i nie każdy odważy się po nią sięgnąć. A nawet jeśli, to nie każdy będzie na tyle wytrwały, żeby przez nią przebrnąć. No bo i owszem, ten materiał ma swoje wady, ale nie da się ukryć, że jest bardzo ciekawy. Podoba mi się dużo bardziej, niż poprzedni. Najlepsze traki? 'Lucian Freud' i 'Mikael'.
OCENA: 4\6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz