1. Nowy Junes
2. Syndrom zamkniecia
3. Wojna i pokoj
4. Wróć do tego
5. Bezsenni
6. #6
7. Panie raper
8. 85
9. 9. maja
10. Inny swiat
Junes, choć jest podziemnym graczem, na pewno cieszy się znacznie wiekszą rozpoznawalnością i respektem, niż dobre 60% sceny oficjalnej. Zawsze kiedy wypuszcza swój nowy materiał, fora internetowe zaczynają się zapełniać komentarzami - zazwyczaj pochlebnymi.
Ta płyta to istna składanka: praktycznie każdy podkład pochodzi spod innych rąk. Tylko Fawola dał dwa numery: wejściowy i 'Panie rapper'. To takie normalne, klasyczne podkłady oparte na samplach. 'Nowy Junes' może jest średni, ale sporo lepiej wyszedł 'Panie raper', przy którym machasz głową jak przy trakach Złotej Ery. Poza Fawolą mamy tu ośmiu producentów, niektórzy nawet nieco zaskakujący. Bodziers ze swoim 'Syndromem...' to podziemny, choć nieco elektroniczny podkład, który może nie rusza aż tak bardzo, dopóki nie wejdą w głośniki skrecze DJ Danka. Konstruktor, znany z Układu Warszawskiego, od którego, mam wrażenie, ostatnio się dystansuje, przyniósł taki dość typowy dla siebie bit, który wzmocniony jest militarnym tekstem 'Wojny i pokoju'. Nie wiem, czy spodziewałem się znaleźć tu taki syntetyczny trak od Capish'a, który średnio tu pasuje, bo przecież klimat jest zasadniczo klasyczny. Tym bardziej, że zaraz po nim wchodzi 'Bezsenni' SoulPete'a: totalnie czilujący, nowojorski bujacz z genialnym samplem wokalnym na refrenie. Ale o to następny '#6' to melancholijno-agresywny bit od Palmer Eldritch, znów zmieniający klimat o 180 stopni. Golec dał za to lekko pretensjonalny bit z dziewiczym zaśpiewem i niebiańską fletnią w retrospekcyjnym '85'. Cyga zaś zamknął album takim trakiem może nieco bez wyrazu - odpowiednim na zamknięcie :) Jedynym instrumentalem, jaki się tu znalazł, to '9 maja', zabrany od 9th Wondera, choć na samplu znanym już od dawna z płyty Outkast. Silną stroną płyty, jak zwykle u Junesa, są woskodrapy: DJ Te, DJ Danek, DJ Ace i DJ Nambear.
Junes jest, jaki jest już od wielu lat. Ma mocne teksty, jednak giną mi one nieco wśród techniki Junesa, który nie należy do najbardziej przyjaznych dla ucha. Wysoki głos, monotonne i powtarzalne flow powodują, że czasem to, co mówi rapper omija mnie o parę metrów i znów łapię się, że coś zgubiłem. Tym bardziej, że nie ma tu gości, którzy spowodują zmianę stylu. Ale nad wersami dobrze się jest pochylić, żeby pozbierać to, co myśli Junes: 'Słyszysz huk startówki, nie wychodzisz z bloków \ Startowe na nas trzymają jakby dzięki Bogu \ Z jednej strony rozwój rodzi niedorozwój \ Z drugiej strony odpust nam oddaje dopust \ Czasem śnię koszmary o syndromie zamknięcia \ To jak Dante i kolejne kręgi piekła'. Junes zaskoczył nie tylko w bitach - trochę mnie zdziwił tym militarnym trakiem 'Wojna i pokój' - ten numer spokojnie mógł się znaleźć na płycie Konstruktora - czyżby Junes czuł jakieś ciągoty w kierunku Układu? Hmmm... 'Bez dowódcy błąkam się zdziczały \ Idę na pewną śmierć na, czołgi z granatami \ Liczę, że ten list zostanie przeczytany \ Póki co liczę dystans do polowych szpitali' - ten styl, c'nie? Ale poza tym wiele tu cofania się do dzieciństwa i wczesnej młodości, trochę tylko ciężkich panczy. To raczej album retrospekcyjny, pełen powrotów, choć Junes nie zapomina, gdzie jest w tej chwili.
To taki album, który brzmi, jakby Junes nie mógł się zdecydować, czy ma dopierdolić, czy raczej usiąść w fotelu i powspominać. To naprawdę dobra płyta, choć nie jestem pewien z kolei ja, czy mi wchodzi do końca (auć!) - głównie ze względu na stylistykę Junesa, którą albo się lubi, albo nie bardzo. No i przez niektóre bity. Natomiast na pewno warto ją obczaić i posłuchać, bo to dobry materiał.
OCENA: 4+\6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz