I. Jerycho
II. Absynt
III. Bawełna
IV. Pan z Katowic
V. Krawędź feat. MAM NA IMIE ALEKSANDER
VI. Za Tobą feat. KATARZYNA GRONIEC
VII. Bon Jovi
VIII. KATO
IX. Drive Tru
X. Rio
XI. Corona
XII. Zemsta feat. EMES
XIII. Kaznodzieja
Płyty Miuosha już nie wywołują takiego napięcia jak kiedyś. Owszem, kiedy wejdziesz do Empiku, leżą one najczęściej wśród najlepiej sprzedawanych, ale to już na pewno nie jest ten sam Miuosh co kiedyś. Owszem, nie zmienia się tylko krowa na miedzy, ale zależy również, czy odpowiada nam kierunek, w którym artysta ewoluuje.
No i tu ja osobiście mam gwóźdź programu. Tylko zobaczyłem listę producentów, byłem pewien, że to nie jest album dla mnie. Miuosh niestety idzie w kierunku tego nowoczesnego, rozlazłego hip hopu spod znaku Drejka i Łejznizi. Te pozbawione normalnej perkusji podkłady wloką się przez ścieżki, zawodząc pseudo ambitnymi zawijasami syntezatorów, kurwa, tylko sie pociąć tłuczkiem do mięsa. Ja nie wiem, gdzie w tym rap, kiedy w połowie podkładu albo nie ma perkusji, albo napierdalają tylko hajhety milion na minutę, a zamiast prowadzącego motywu producent leci na dwóch-trzech klawiszach, ciskając w dowolne w różnych odstępach. W tego typu zawodzeniach celują Foux, Lenzy, Fleczer, który w sumie odpowiada za całość brzmienia albumu, oraz coraz bardziej nowoczesny Sherlock. Płyta nabiera siły tylko momentami: w kawałku 'Bawełna' Dubasa mamy starego, dobrego Miuosha, 'Za tobą' Eljota, choć również nowoczesne, zrobione jest przynajmniej z jajem i wokalny refren zamiata. No i w miarę normalny bit od Stony w 'KATO'. Jednak to, co zrobił Foux z Bon Jovi i Lenzy z Philem Collinsem to morderstwo. I tylko trochę pomaga praca DJ Kebs, DJ Ike, DJ Ben i DJ Falcom na adapterach - te skrecze giną wśród elektroniki.
Ciekaw jestem, jak brzmiałby Miuosh, gdyby rymował na podkładach bardziej przyjaznych, niż te elektroniczne stękania. Bo teksty są tu przemyślane jak nigdy wcześniej, sięgają głębiej, mają sporo goryczy - te njuskulowe podkłady chyba wymagają takich umartwiających się wersów. Nic dziwnego w sumie, ja mam ochotę wyskoczyć czasem na łeb z okna, słysząc te wypociny. A nie, zaraz, mam 30 centymetrów do trawnika... Nic to nie da... No ale nie o to chodzi. Miuosh, choć dostosował się klimatem do dołującej muzy, to jednak kiedy weźmiemy sobie te teksty, to jest w nich sporo racji, trochę bólu i brudu. Natomiast lirycznie tez nie jest tu równo i kiedy Miuosh próbuje bragga i daje rymy typu 'Mam jebany staż - dwanaście lat \ Ty jeszcze wtedy myliłeś chuja z głową', to ja przepraszam. Te całe jego pretensje po albumie z Onarem, że ludzie narzekali, że poziom opada to nie kwestia hejtrów, to pieprzona prawda. Pan z Katowic? Jak w tym starym ruskim dowcipie: Pankracy? Kakij on pan, piszy jemu Kracy...
To najgorsza płyta Miuosha. Prawdę mówiąc, w ogóle nie jestem w stanie tego słuchać, bo wkurwiają mnie te zawodzenia. Gdzie w tym jest rap? Rap to po angielsku 'stukać', więc do chuja, niech to stuka, a nie rzęzi! Na pewno będą tacy, którzy będą zachwyceni, ale dla mnie to źle odcedzone pomyje. 'Gram rap nie glam rap'?
- Miuosh!!! Miuosh!!!
- Co?
- Wyjdź.
OCENA: 2+\6
Dobra recenzja :-)
OdpowiedzUsuńspoko recka
OdpowiedzUsuń- Miuosh!!! Miuosh!!!
OdpowiedzUsuń- Co?
- Wyjdź.
najlepsze podsumowanie haha