1. P.P.K.P
2. Dorosłość
3. Boisko
4. Obie dłonie zajęte
5. Wojciech Mann
6. Loty
7. Have you seen Johnny in the liquor store (Skit)
8. Warto kupować szlugi
9. Kolorowe bloki
10. Pierwszy raz feat. RYBAS, TEM TYP MES
11. Bruce Banner
12. Mamo, nie słuchaj tego
13. Kurtka
14. Noc zamieniam w dzień
15. Outro
Czy naprawdę o to pytają podwórka? Cóż, choć Leh pojawia się to na produkcji, to na majku na różnych albumach, to nie wiem, czy ja czekałem. To, że mam ją zaraz po premierze, to przypadek. W sieci przeczytać można masę zachwytów i ochów nad Lehem, porównań do Sweatshirta i tym podobnych, ale czy to prawda?
Wprawdzie Leh umie popełnić bit sam dla siebie, ale tu są tylko dwa podkłady jego produkcji (trochę g-funkowy i słodki 'Warto kupować szlugi) i dwa zrobione w duecie: z Nerwusem (srogo osiadający na mózgu 'Obie dłonie zajęte' - mocno zjarany kawałek!) i ze Skubim (durna 'Kurtka'). Jest tu jednak sporo muzy od takich osób jak Lanek (jazzowy 'Pierwszy raz', ale przyznam, że 'Wojciech Mann' absolutnie łamiący kości), Nerwus, Bonny Larmes (fantastyczne, wyluzowane, feelingowe i funkowe 'Boisko'), Wrotas (fruwające 'Loty'), Secret Rank (energetyczny banger 'Bruce Banner') i Kieras. W zasadzie mogę śmiało powiedzieć, że nie ma tu słabych podkładów, choć nie wszystkie są świetne. Jednak wraz z wokalem Leha wychodzą z tego bardzo dobre traki i muzyka, choć balansuje pomiędzy klasyką a njuskulem. Cały czas jednak wszystko tu gra i bangla - muza jest spójna i na wysokim poziomie.
Wyraźnie słychać, skąd wywodzi się Leh - jest tu tyle zwrotów i smaków typowych dla Alkopoligamii, że nie da się go osadzić w innym flejworze. Alke to dobrze, i przy okazji powiem, że zgodzę się z opinią wielu osób, że 'Leh' zjada całą mesową brydgadkę dupą. Tak, zjada, bo ma świetnie wyważone flow, które zmienia się w zależności od potrzeby, a technika jest wprawdzie mocno alkopoligamiczna, ale wciąż da się tu wyczuć oryginalne jazdy Leha. Cóż, jest to kolejna płyta o chlaniu, jaraniu, nagrywaniu i włóczeniu się po mieście. Słychać to wespół z Mesem i Rybasem - podobieństwo, zwłaszcza do Mesa, jest całkiem wyraźne. Ale nic to, bo Leh, mimo wszystko, ogarnia kawałki na tyle osobiście, że ciężko posądzić go o bycie tzw. 'copy cat'. Najlepsze kawałki wg mnie to 'Bruce Banner', 'Wojciech Mann', czy 'Kolorowe bloki', najmniej mi weszły 'Loty' i głupawa 'Kurtka', ale i tak jest to bardzo fajny album o byciu kolesiem lekko zagubionym w rzeczywistości, trapionym nałogami, które w gruncie rzeczy lubi. To taki wyluzowany, nieco zadymiony obraz miasta i rzeczy, dziejących się tuż obok. Płyta nagrana w dobrym stylu przez niezłego emce i niezłych producentów. Naprawdę dobra rzecz.
OCENA: 5\6
Głosu nie trawię, ale skillsów nie można mu odmówić, dobra rzecz :)
OdpowiedzUsuń