1. Znikąd
2. Przewijam Wstecz
3. Szron
4. Bezpowrotnie
5. Jesteśmy Podobni
6. Młody
7. Chciałem Zapytać
8. Zapalniczka
9. Zastrzyk
10. Artystka
11. Sztuczny Tlen
12. W Drodze Po Cud
13. Widok Z Okna
14. Nie Potrafiłbym
15. Tutaj Ja
Tytuł płyty oddaje wszystko - chłopak pojawił się istotnie znikąd i nagle wydaje album na legalu. Ok, ten młody chłopak z małego miasta nagrywa już od paru lat, ale z tego, co do mnie docierało, były to głównie kawałki romantyczne i mdłe... Dlatego tyle zwlekałem z recenzją, bo ciężko było mi się pochylić nad tą produkcją.
Poza paroma numerami, za większość bitów odpowiada tu Fame. Nawet dość ciężko określić, co to za muzyka - dość współczesna, owszem, ale bez połamanych perkusji i trapowych wjazdów. Może i całkiem klasyczna, ale z kolei obywa się raczej bez sampli. Te nowoczesności nadrabia czasem Mario w trzech numerach: tu już wchodzą hajhety, cloudy i tym podobne klimaty, nie zmienia to jednak wiele. Muzyka jest dość jednostajna, rozlazła i w większości zwyczajnie nudna i bez życia. Na koniec został tylko bit od NWS - też bardzo typowy dla tego producenta, ale w porównaniu z resztą, nieco bardziej sensowny.
Na początku wydaje się, że niby Krasza jest dość sprawny na majku, ale coś z jego wokalem jest nie tak. Nie wiem, czy to specyficzna maniera gadania, czy jakaś wada wymowy, czy akcent... Do tego jego melodeklamacja jest do bólu monotonna i wszystko zlewa się w jedno plepleple. Zastanawia mnie jeszcze, skąd tyle goryczy i czarnowidztwa w bądź co bądź młodym chłopaku? Co chwila przewija się temat samobójstwa: stanie na moście, wbijanie sobie noża w brzuch itp., rany, nawet jeśli kawałek ma mieć (tak sądzę) wydźwięk pozytywny, to można się przy nim pochlastać plastikową łyżeczką. Już przy szóstym traku byłem poważnie nadwyrężony skupianiem się na tych wersach cierpienia, a przecież jeszcze były przede mną takie momenty, jak żałosna 'Zapalniczka' (piosenka w typie dziesięcioletnia Kukulska dla trudnych dzieci), czy 'Artystka'. Ciągle powtarza się 'łezka tej dziewczynki', 'tak zimno na serduszku', ja pierdolę... Ciągle jakiś dramat, brak ciepełka w wątłych ciałkach, taki smutek i ból, mamusia okrywa kocykiem, aby było cieplutko... Skisłem.
Przyznam, że dałem tego radę wysłuchać ledwo raz - i to ciężko było mi dobrnąć do końca. Rozlazła, ciągle taka sama muzyka, patetyczny Krasza, który bezustannie nawija o tym samym w taki sam sposób, a jeśli już zdarza mu się modulować wokalem, to brzmi, jakby się zachłysnął. Jakbym chciał, aby ktoś młody popełnił samobójstwo, to na pewno sprezentowałbym mu ten krążek. Taka pierwsza pomoc do samobójstwa, wygląda niczym książeczka dla dzieci, która namawia do rozstania się ze światem. Sam się mało z nim nie rozstałem podczas odsłuchu.
OCENA: 2-\6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz