1. Ogień
2. Pytania
3. Nowy Testament
4. Supafresh feat. CEBULCEBS
5. Karma
6. #david_beckham
7. Haze feat. GRIZZLEE
8. Morfina
9. Król dyskotek feat. SZTOSS, CEBULCEBS
10. Hot32
11. Przeliteruj feat. MOSAD
12. Film
13. Neony
Hah, Diox wywołuje u części słuchaczy nerwowe wzruszenie ramion i grymas, choć przecież ktoś te płyty kupuje, tak? Odsądzany od czci i wiary za banał w tekstach, wydaje jednak już czwartą solówkę - nie licząc oczywiście nagrań w HiFi Bandzie, albumu z Tede, czy nadchodzącego Marathon Brothers - i znowu zbiera niezłe recenzje i... hejt w sieci. Ewenement.
Płytę otwiera kawałek Kocura, który jest jednym z maratończyków - daje nam to przedsmak tego, co znajdzie się na materiale obu twórców i Mosada. To mocny, bangerowy trak, dość mocno osadzony w klasyce. Jednak nie dajmy się zwieść wejściu - za prawie całość odpowiadają Lanek i Sir Mich i to oni tworzą to nowoczesne, syntetyczne brzmienie. O ile Mich umie wyprodukować taki njuskulowy trak, który będzie bujał, to Lanek odpada czasem w stronę cloudów, które są śmiertelnie nudne - możecie mówić co chcecie, ale dla mnie ten typ muzy nadaje się do podcinania żył w wannie pełnej ciepłej wody. Dobrze, że takich traków jest tu najmniej, bo z kolei podkład do '#davidbeckham' rozwala łeb, 'Hot32' to ogromny bangier, a 'Haze' buja przyjemnie. Do wyrzucenia są tylko 'Pytania'. Młody Grzech dał tu tylko jeden cykający obficie podkład do 'Morfiny', wczuwając się w klimat prowadzony przez kolegów. Do całości dograli swoje skrecze DJ Flip i DJ Perc i choć jest to muzyka nowoczesna, to nie brzmi to źle - poza pojedynczymi rzeczami, jak np. 'Pytania', nad którymi nie będę się już pastwił.
Nie wiem, jaką Diox przeszedł ewolucję, ale brzmi to nieco dziwacznie - mówię o tych wersach, które polegają na modulowaniu głosu, co brzmi czasem, jakby Diox miał mutację. Do tego te autotuny w refrenach... Nie wiem, czy o to do końca chodziło, bo z drugiej strony flow rapperowi nie szwankuje i w zasadzie dałby sobie radę bez udziwniania. Tym bardziej, że tutaj Diox rezygnuje z taniego moralizatorstwa i leci raczej w bragga i... football. Wpadło tu również kilka niezłych wersów, typu 'Gdzie się nie pojawię, patrzą na mnie \ Może dlatego, że pachnę Victorią (no to jest max!) \
Dziś zwycięstwo tak cudownie pachnie \ Jedyne czym pachnie ta Twoja to Hongkong \ Marzysz o sztukach gorących jak Paris \ Dla mnie Paris St. Germain \ Twoja kariera nie schodzi z ławki \ Moja to ławka w Parc des Princes'. Na płycie trafiło się kilku gości - przede wszystkim to osoby wykonujące refreny. O ile Grizzlee zadbał o bujający wajb, to Sztoss to nieporozumienie, naprawdę. CebulCebs niewiele lepiej, dacie spokój z takimi wokalami, które podokręcane są milionem efektów, co brzmi niczym zawodzenie eunuchów w chórach dynastii Ming. Ale patrząc na wersy Mosada zastanawiam się, jak będzie brzmiał The Marathon Brothers...
Początek mnie nie zachwycił, ale... Wyznam, że zastanawiam się, czy to aby nie jest najlepszy krążek Dioxa. Bo mimo, że unowocześnił brzmienie, wyszło mu to na dobre. Mimo, że zmienił tematykę - porzucił te banały, którymi nas karmił. Może te wokalne wygibasy są niepotrzebne, ale jakieś minusy muszą się znaleźć, tak? Najlepsze momenty: 'Hot 32', 'Haze' i '#davidbeckham', na drugim biegunie 'Król dyskotek' z tragicznymi wokalami i nudny do wyrzygu 'Pytania' (wiem, miałem się nad tym już nie wywnętrzać...). Ale ogólnie to naprawdę niezła płyta.
OCENA: 4+\6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz