1. Intro
2. Koleje Losu
3. Hymn Konsumenta
4. Bas Jest Na dole feat. DARIA VERONICA
5. Szaman
6. Ta Dziewczyna
7. Pale Kilo
8. Moja Polska
9. Zwierzak z Bloku
10. My Mamy Jazz
11. Drapu Drap
12. Pyszny Joint feat. DJ FEEL–X
13. Koniec Blisko
Jak wspominałem przy okazji recenzji płyty Ematei, że Feel-X zapragnął wydawać płyty rapowe, które są zupełnie wyjątkowe na naszej scenie. Kolejna pozycją zatem stał się album człowieka z Bydgoszczy, znanego jako Gramophone Rebel Zulu Avangarde Natural Art aka Grzanko MuzyKant. Ma to być 'metafizyczno – społeczno - kulturowa refleksja utrzymana w poetyce ulicznego rapu'. Nowe podejście do ulicznego rapu? Ciekawe, poproszę.
Grzana to człowiek orkiestra: sam robi muzę, sam pisze teksty i sam rymuje. Jeśli chodzi o jego muzykę, to wygrzebał on z szafy całkiem niezłe sample z bardzo różnych źródeł i połączył na bitach w dość ciekawe klasyczne podkłady. Trochę jazzu, trochę soulu, nieco muzy etnicznej - wszystko to powinno brzmieć dobrze. Niestety nie zawsze. Choć, częściowo, można by się pomylić, że to podkłady wzięte gdzieś z produkcji amerykańskich z początku lat '90, ale... to wszystko wygląda inaczej. Nawet trudno określić, o co tu chodzi. To się może podobać, ale wcale nie musi, bo do 'fajności' te kawałki mają się nijak - są lekko dziwaczne. Nawet pomimo, iż znajdziemy tu naprawdę dobre patenty.
'Grzana - czarny brat o białej skórze' - kto kurwa? Ale spokojnie, podobnych bzdetów jest tu na pęczki. Rymy typu 'hity-satelity', 'końcu-słońcu' albo... kurwa, którykolwiek kolejny. Tak beznadziejnych tekstów naprawdę nie słyszałem dawno - no, może na solowych płytach Spawaczy. Ale to nie jest dobra rekomendacja, prawda? Styl Grzany w dodatku to pomieszanie Fokusa z Q-Tip'em, co również nie oznacza żadnego sukcesu, bo podjął on od nich najgorsze cechy. Grzana mruczy i mamrocze bez życia swoje pierdoły, raz ciszej, raz głośniej, ale nadal dość słabo. Nawet niespecjalnie człowiekowi chce się tego słuchać, bo to jest zwyczajnie marne. Najlepsze kawałki to są te, gdzie... Grzana nie rymuje: 'Drapu drap' i 'Pyszny joint'. Dobry mógłby być 'Bas jest na dole', ale... Grzana go psuje. Oł men.
I znowu - szkoda energii, szkoda pieniędzy i materiałów. Filiks, zamiast zdobywać rynek naprawdę ciekawymi płytami, drugi raz w ciągu ostatniego miesiąca strzela sobie w kolano, i to z dubeltówki. Gdzie tu uliczny styl? To zwyczajne pseudointelektualne pierdy... Jedyną dobrą rzeczą tutaj są skrecze Grzany, reszta do bani. Siedź dalej, chłopie, w swojej szafie, ale nagrań stamtąd nie wyjmuj... Ocena zawyżona do tego poziomu dzięki nie najgorszym skreczom Grzany - zawsze należy szukać pozytywów, prawda?
OCENA: 2-\6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz