sobota, 6 grudnia 2014

ASCETOHOLIX - AB INITIO

ASX Label 2014

1. Zanim
2. Adrenalina
3. Love Online
4. Taki Mamy Hiphop
5. Sztywny Kark
6. Backflip
7. Zakładam Dres
8. Mała Wojna
9. System
10. Świat Kradnie Chwile
11. Iść Z Nią?
12. Góra Dół
13. Karton   feat. HANS SOLO
14. Twoje Westerplatte
15. Cały Twój
16. Świata Schyłek

    Ascetoholix. Tja. Widzisz to? Hiphopolo, Suczki, power play w każdym radio... Tandeta i ściema. Ale dziś ASX chcą zrobić wszystko 'ab initio', czyli od początku. Już bez Libera, który piękną grzywką i ciepłym głosem emabluje pop muzyczkę dla mokrych cipek. Pozostał tylko Doniu i Pastor Kris, którzy chcą powrócić ze swoim prawdziwym hip hopem.
    Doniu i Yankes to dwaj producenci, którzy zrobili całość muzyki na ten album. Jaka jest to muzyka? Cóż, jak rymował Jeru 'you can take the cat outta jungle, but u can't take the jungle outta cat'. Te popowe brzmienia przez cały czas odbijają się echem w części podkładów. Chociaż muszę oddać sprawiedliwość, że jest tu parę wejść, które brzmią naprawdę ciekawie. Wchodzący 'Zanim' z lawiną skreczy w refrenie, 'Love online', całkiem brawurowo oparte na przehicie Toto 'Hold The Line, Love Isn't Always On Time', czy nieco hardkorowe (wat?) 'Taki mamy hip hop'. Reszta jest to całkiem nowocześnie pojęty radiowy rap. Nie brzmi to wcale źle - nie mogę powiedzieć, że te podkłady mnie drażniły, nawet często miło bujały, choć są do siebie dość podobne, czy może lepiej powiedzieć spójne. 
    Kris i Doniu to rapperzy, którzy w tej grze zęby zjedli dawno temu. I choć mają równe flow, to brzmią czasem zbyt beznamiętnie i płytko. Do tego teksty są życiowe i takie trochę przesycone żalem, że tak mało osób docenia wkład zespołu w kulturę hip hop w Polsce - choć nie pada tu żaden pancz, czy hejt, to daje się wyczuć pewien zawód. Co do panczy, to wpada ich tu kilka w typie: 'to my, rozpierdalamy system, chcesz, dzwoń na policję', ale nie trafiły mnie w szczękę, oj nie - ani nie trafi tych, w których stronę zostały wymierzone. Zresztą te rymy nie są zbyt wysublimowane, czasem są wręcz żenująco infantylne. Do pary z nimi występuje tylko Hans Solo, który wprawdzie nie pokazał pełni umiejętności, ale był przynajmniej poprawny.
    Jeśli spojrzymy na te płytę przez pryzmat doświadczenia zespołu - jest nawet nieźle. Jeśli odetniemy całkowicie historię - będzie przeciętnie. Oba punkty widzenia spotykają się w punkcie zwanym 'nijakość'. Da się tego posłuchać, nie cieszy ten album jednak zupełnie. Warto sprawdzić początek - tak do czwartego kawałka, potem wszystko zmienia się w papkę. Nie jest złe, ale nie jest dobre. Byle jakie.

OCENA: 3\6


2 komentarze: