sobota, 20 grudnia 2014

FLINT - ZŁA SŁAWA

Koka Beats 2014
          
1. Zła sława
2. Całe życie na supporcie 
3. Moja pierwsza groupie 
4. Wracam do domu 
5. Mój pies 
6. Śpiew syreny 
7. Tylko hajs
8. Chcę cię jeszcze więcej 
9. Zyrtec 
10. Deadline 
11. Jestem skończony
12. K.O. 
    
    Czwarta płyta Flinta to opis rappera będącego na dnie i okrytego złą sławą. Tak przynajmniej mówi sam Flint - do album antyflintowy. Można by się zastanawiać, co ten gość pierdoli? Chwyt marketingowy, czy co? Poprzednia płyta nie była wcale aż taka zła, żeby się tu kajać przed słuchaczami...
    Już na poprzednich płytach klimat płyt Flinta został jasno określony - elektronika i nowoczesność. Takie bity zapewnili Udar, DJ Flip, Luxon, Barthvader, Vinylstealer i Salvare. To nie są jednak żadne cloudy, rozmymłane bezbitowe wyjce - tu co numer to banger. Weźcie DJ Flipa, młody naprawdę nieźle ogarnia trap-dubstep biznes i te jego podkłady (np. 'Całe życie na supporcie') wrzynają się w głowę jak wiertarka. To ciężkie, klubowe syntetyki. Choć szczerze mówiąc najbardziej wchodzą mi tu podkłady Luxona (siekający w łeb 'Moja pierwsza groupie', lekko funkujący trap 'Mój pies', oszczędny 'Zyrtec'), bo on umiał najlepiej poskładać te bengiery w naprawdę ruszające głową podkłady. A może podobają mi się dlatego, że wyraźnie słychać tu spuściznę Złotej Ery, pomimo, że są to bity elektroniczne. I pomimo, że te nuskule nie są mi bliskie, to wyznam, iż ta muza do mnie trafia, jest bardzo konkretna i potrafi rozruszać kark do kiwania i nóżkę do podskakiwania. Porządny materiał. 
    'Chcę was wszystkich zarymować na śmierć'... I to sam. Bo tu nie ma żadnych gości, Flint uprawia autolincz i czuje się z tym nieźle. Co do tego, że to dobry rapper, nie trzeba się chyba kłócić, bo i flow wraz z techniką oraz patenty na urozmaicenie kawałka są tu naprawdę przednie. Czasami jednak Flint zawodzi, kiedy weźmiemy lupę i przyjrzymy się tekstom. Owszem, sporo tu autoironii (np. skarga do świata, że nie wyłazi poza bycie supportem dla wszystkich rapperów - ale może o czymś to świadczy...? Hę?), wiele tu pojedynków z damami różnorakiego autoramentu. Jest ciekawie, Flit, jako osoba, wypada tu blado i stawia się w przegranej sytuacji - przecież lubimy, jak ktoś ląduje mordą w błocie, c'nie? I właśnie chyba na to liczy autor, że dzięki swojej postawie umartwiającego się i biczującego (ej #Bitch!) chłopaczka, ludzie to kupią. Hejterzy będą mieli pożywkę. Ci bardziej dociekliwi odnajdą tu raczej sprytnie zakamuflowane peany ku chwale samego Flinta - taki #Julian_Tuwim jego mać. Ale znalazłem tu również parę wpadek: to, że 'pamięć' najlepiej rymuje się z 'pamięć' to jasne. Kilka niewpasowanych wersów też wpadło - ale to margines, tak jak jakieś nieudane porównanie. W sumie nie ma na co narzekać.  
    Jakikolwiek nie byłby cel wydania płyty w takiej formie, Flintowi się udało. Jak sam mówi, nie będzie to płyta roku, ale jest bardzo porządny materiał i myślę, że to Flintowi wyszło. Choć nawet 'stuknęło 25 lat i nadal nie dzieje się nic'. Coś tam się dzieje. Zadziała się całkiem fajna płyta. Nawet, jeśli Flint jest skończony, bo mu nie wyszło tak, jak chciał.

OCENA: 4+\6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz