1. Igły
2. Hip hop streets
3. Ciągle na wschód
4. Nieśmiertelność
5. Planeta małp
6. 1000 lat
7. Musisz walczyć
8. Jackass
9. Klasyka kina
10. Half life
11. Into the wild
12. Wysypisko
13. Świat już był feat. XENOBI
14. Oasis
15. Big in Japan
16. Podobno tędy droga feat. FRANS
17. Legenda
Yassato lubię już od dawna - znaczy od 2012\2013 roku, kiiedy wydał on swoje solo, 'Nie Zasnę' - była to jedna z lepszych płyt 2013 roku. Zeszłoroczna epka z Xenobim była nieco gorsza, ale właśnie na przełomie 14 i 15 wyszła kolejna solówka Yassato. Sprawdziłem i miałem nie opisywać, ale tak mnie tu kilka osób o recenzję męczyło, że pozwolę sobie uznać 'Ciągle na Wschód' za album z samego początku 2015 - zresztą, chyba tak właśnie jest... Nie ważne.
Yassato zatrudnił tu całą brygadę producentów - na siedemnaście traków jest tu aż dziesięciu bitmejkerów. Są tacy bardziej znani, jak Fawola, Hakim, Kosaaa, czy Donde, ale również nieco bardziej lokalni: Tyran, Funk Monster, Efte, Steven, czy Pawko. Jedyną stałą jest tu Lapsky, który pociął wosk na całym materiale. To głównie rap tradycyjny, z pewnymi odchyłami w tę, czy inną stronę. Wiadomo, że Hakim da klimat złotej ery i samplami i bum bapem - tak jak Markowy, Kosaaa, Pawko (ze śmiesznym, azjatyckim samplem) i Efte ze swoimi bujającymi bitami i ciepłymi samplami (no, poza nowoczesnym, cloudowym 'Into the wild', który jest z kolei najgorszym momentem na płycie. Na drugim biegunie jest Tyran ze swoim monumentalnym, granymi osobiście kawałkiem 'Ciągle na wschód' (choć jego 'Klasyka kina' jest... klasyczna na wskroś), czy Funki Monster, który wbrew imieniu, nie robi funku. Pośrodku stoi DonDe, który dał tu chyba najciekawsze podkłady (sprawdź '1000 lat'), zaraz obok nieco nierównego Efte. Jednak i tak największą gwiazdą jest Lapsky, którego skrecze i katy są majstersztykiem.
Yassato jest sprawnym rapperem, ma niezłą technikę i choć sam mówi, że rap to nie tylko technika i nie ma co się nad stylistyką spuszczać, to jednak zwraca on baczną uwagę na to, jak brzmi na bicie. Rapper ma dość specyficzną swadę, która jest raczej spotykana u ludzi, którzy rapem zajmują się przy okazji jakiś pobocznych projektów. Trochę taki rap studencki z bohemicznej knajpki na rewirze. Nie oznacza to bynajmniej, że Yassato jest słaby, broń Boże! To inteligentny koleś ze zmysłem obserwacji i umiejętnością przekazywania swoich myśli i emocji. Porusza on bardzo różne tematy, które zaprzątają jego myśli, od rapu na ulicach, aż po to, co się dzieje w kraju. Jest ciekawie, choć ciężko cytować jakieś szczególne wersy - nie ma tu fajerwerków, jest maksimum treści. Jest to na tyle osobista płyta, że prawie nie ma tu gości: tylko Xenobi i Frans, z których ten drugi wypada naprawdę fajnie, a ten pierwszy.... jest.
Nie wszyscy będą tego słuchać, bo nie do wszystkich dotrze inteligentny przekaz oraz ten wspomniany styl, że tak to ujmę, studencki. To na pewno materiał, który warto zbadać, bo to jest dobre. Yassato się jednak zmienia - to nieuniknione - i idzie to nie zawsze w stronę taką, jaka mi się podoba. Niemniej jednak to album, na który trzeba zwrócić uwagę.
OCENA: 4\6
no w końcu :)
OdpowiedzUsuńmi się akurat into the wild podoba, a 1000 lat nie mogę się przekonać,
skrecze to w ogóle tu jakiś rozkurw, na każdym tracku!